10

Zanim Eye wyszła z biura, jeszcze raz sprawdziła i poprawiła szczegółowy raport o podobieństwach trzech domniemanych samobójstw, w którym wyrażała podejrzenie, że śmierć senatora można przypisać tym samym, ciągle jeszcze nie znanym przyczynom. Wysłała raport do komputera komendanta, równocześnie przekazując informację pod jego domowy adres.

Jeżeli tylko jego żona nie wydaje dziś żadnego z jej tłumnych przyjęć, wiedziała, że Whitney jeszcze dziś przejrzy raport. Z tą nadzieją opuściła wydział zabójstw i weszła na ruchomą platformę, która powiozła ją korytarzem do Sekcji Elektronicznej.

Zastała Feeneya przy biurku. Swoimi grubymi palcami manipulował przy czymś drobnymi narzędziami, a jego oczy za mikrookularami wydawały się wielkie jak spodki.

– Ciągle naprawiasz i konserwujesz? – Ostrożnie przysiadła na krawędzi biurka, aby nie zakłócić mu pracy. W odpowiedzi usłyszała tylko chrząknięcie, kiedy Feeney przenosił na czyste szkiełko jakiś detal.

– Ktoś ma świetną zabawę – wymruczał. – Udało mu się wprowadzić jakiegoś wirusa prosto do komputera szefa. Ucierpiała pamięć, a GCC ledwo ocalał.

Spojrzała na srebrzysty drobiazg i pomyślała, ze to właśnie jest GCC. Komputery nie były jej silną stroną.

– Masz już konkretny namiar?

– Jeszcze nie. Maleńkimi szczypcami wziął srebrzysty płatek i przyglądał mu się przez szkła. – Ale będę miał. Znalazłem wirusa i wyodrębniłem, to najważniejsze. To biedactwo już jednak nie żyje.

Kiedy przeprowadzę sekcję, przekonamy się, o co dokładnie chodzi. Musiała się uśmiechnąć. Feeney często myślał o swoich układach i elementach jak o ludziach. Odłożył płatek, zamknął pojemniczek, po czym zdjął okulary.

Jego oczy zmniejszyły się do normalnych rozmiarów. Znów zobaczyła zmiętą, pokrytą zmarszczkami twarz, którą tak dobrze znała i którą najbardziej lubiła. To on zrobił z niej prawdziwego gliniarza, dając jej takie praktyczne szkolenie, jakiego nie mogłaby zdobyć korzystając tylko z komputera i ćwiczeń w cyberprzestrzeni.

I chociaż przeniósł się z wydziału zabójstw do elektroników, wciąż polegała na nim bardziej niż na innych.

– Powiedz, tęskniłeś za mną?

– A nie było cię? – Uśmiechnął się, sięgając do naczynia z kandyzowanymi migdałami. – Podobał ci się miesiąc miodowy?

– Tak. – Wzięła orzecha. Sporo czasu minęło od lunchu. – Mimo tego, że na koniec pojawił się trup. Dzięki za te dane, które dla mnie zdobyłeś.

– Nie ma sprawy. Straszny hałas jest o te samobójstwa.

– Być może. – Jego biuro było większe niż jej – był starszy stopniem i uwielbiał przestrzeń. Był dumny ze swojego wielkiego ekranu telewizyjnego, który jak zwykle był nastawiony na kanał z klasycznymi filmami. Właśnie Indiana Jones znalazł się w dole pełnym żmij. – Choć ta sprawa ma ciekawe strony.

– Zechcesz podzielić się ze mną tymi rewelacjami?

– Po to tu przyszłam. – Skopiowała wcześniej dane o senatorze i wyciągnęła z kieszeni dysk. – Mam tu przekrój mózgu, ale obraz jest niewyraźny. Mógłbyś go trochę wyczyścić i wyostrzyć?

– A czy niedźwiedzie mogą srać w zalesionym parku? – Wziął dysk i załadował do komputera. Po chwili wpatrywał się w obraz ze zmarszczonymi brwiami. – Żałosny widok. Cos ty robiła, rejestrowałaś obraz jakimś ręcznym aparatem, e kranu?

– Lepiej będzie, jeśli me będziemy mówić o szczegółach.

Odwrócił się i popatrzył na nią z tą samą miną.

– Balansujesz na linie, Dallas?

– Trzymam równowagę.

– Miejmy nadzieję. – Uznając, że lepiej będzie zrobić to ręcznie, Feeney wysunął klawiaturę. Jego mistrzowskie pałce tańczyły po klawiszach jak palce wirtuoza harfy po strunach. Gdy przysunęła się bliżej, wzdrygnął się. – Nie pchaj się, dziecko.

– Chcę zobaczyć.

Dzięki jego zabiegom, obraz stał się wyraźniejszy i nabrał lepszego kontrastu. Eye starała się powstrzymać niecierpliwość, kiedy dostrajał obraz, nucił i pogwizdywał. Za nią toczyła się straszliwa walka między wężami i Harrisonem Fordem.

– To chyba wszystko, co można zrobić na tej maszynie. Jak chcesz więcej, wezmę to do głównego komputera. Rzucił jej przelotne spojrzenie. – Trzeba się do niego zalogować.

Wiedziała, że dla niej byłby skłonny obejść przepisy, ryzykując rozmowę z wywiadem wewnętrznym.

– Na razie wystarczy. Widzisz to, Feeney? – Stuknęła palcem w ekran tuż pod ledwie widocznym cieniem.

– Widzę cholernie posiekany mózg. Musiał solidnie grzmotnąć łbem.

– Ale tu. – Ledwie mogła to dostrzec, lecz była pewna, że to jest to. Widziałam to już. Na dwóch innych przekrojach.

– Nie jestem neurologiem, ale przypuszczam, że nie powinno tego być w normalnym mózgu.

– Nie. – Wyprostowała się. Nie powinno.


Przyjechała do domu późno. Na progu powitał ją Summerset.

– Jest do pani dwóch… dżentelmenów, poruczniku. Wzdrygnęła się i natychmiast pomyślała o informacjach, które podstępem zdobyła.

– Są ubrani w mundury?

Wąskie usta Summerseta zacisnęły się jeszcze bardziej.

– Nie. Zaprowadziłem ich do frontowego salonu. Upierali się, że zaczekają, choć nie zostawiła pani wiadomości, o której wróci. a Roarke musiał zostać w biurze.

– W porządku, poradzę sobie. – Zapragnęła wielkiego talerza z jedzeniem, gorącej kąpieli i chwili czasu do namysłu. Od razu jednak zeszła kręconymi schodami do salonu, gdzie znalazła Leonarda i Jessa Barrowa. Poczuła ogromną ulgę, która zaraz ustąpiła miejsca złości. Ten głupek Summerset znał Leonarda i mógł jej powiedzieć, kto czeka w salonie.

– Dallas. – Na jej widok szeroka jak księżyc twarz Leonarda zmarszczyła się w uśmiechu. Podszedł do niej – wyglądał jak olbrzym w kostiumie z karmazynowej skóry wykończonym szmaragdową gazą. Nic dziwnego, że Mayis go uwielbiała. Uścisnął ją, prawie krusząc jej kości, po czym przyjrzał się jej spod zmrużonych powiek.

– Nie zajęłaś się jeszcze swoimi włosami. Sam będę musiał wezwać Trinę.

– Cóż. – Zmieszana Eye przeczesała palcami swoje krótkie, zmierzwione włosy. – Ostatnio naprawdę nie miałam czasu…

– Musisz znaleźć czas na to, żeby się pokazywać. Nie tylko sama jesteś ważną figurą, ale na dodatek jesteś żoną Roarke”a.

Do cholery, była przecież gliną. Podejrzani i ofiary mieli gdzieś jej fryzurę.

– Dobrze, gdy tylko…

– Zaniedbujesz wszystkie zabiegi – oskarżył ją, miażdżąc jej usprawiedliwienia, jak toczący się po zboczu głaz niszczy wszystko na swojej drodze. – Masz przemęczone oczy, trzeba by też poprawić brwi.

– Tak, ale…

– Trina skontaktuje się z tobą, żeby cię umówić na wizytę. Dobrze. – Wziął ją za rękę, poprowadził w głąb pokoju i niemal popchnął na krzesło. – Zrelaksuj się – rozkazał. Nogi w górę. Miałaś ciężki dzień. Chcesz, żebym ci coś podał?

– Nie, naprawdę, ja…

– Wino. Rozpromienił się na tę myśl i trącił ją w ramię.

– Przyniosę ci kieliszek. I nie martw się – Jess i ja nie będziemy cię długo męczyć.

– Nie ma sensu się spierać z urodzonym wychowawcą – rzekł Jess, kiedy Leonardo zniknął za drzwiami, by polecić podać Eye wina. – Miło znów cię widzieć, poruczniku.

– Nie powiesz mi, że ubyło mi wagi albo przytyłam, albo że potrzebuję masażu twarzy? – Oparła się wygodnie i westchnęła. Cudownie było siedzieć na krześle, które nie torturowało tyłka.

– Dobra, coś ci się należy za to, że musiałeś tolerować zniewagi Summerseta, zanim wróciłam do domu.

– Właściwie wyglądał na trochę przerażonego, kiedy nas tu zamykał. Zdaje się, że po naszym wyjściu dokładnie sprawdzi pokój, czy nie wynieśliśmy żadnej z tych błyskotek. – Usiadł po turecku na poduszce u jej stóp. Jego srebrzyste oczy uśmiechały się, a glos był łagodny i gładki jak bawarska kremówka. – Swoją drogą, wspaniałe drobiazgi.

– Podobają się nam. Jeżeli chciałeś zwiedzić dom, powinieneś powiedzieć mi o tym zanim Leonardo mnie posadził. Teraz muszę tu chwilę zostać.

– Wystarczy, że będę mógł na ciebie patrzeć. Mam nadzieję, że nie zrozumiesz tego źle, ale jesteś najbardziej atrakcyjnym gliniarzem, z jakim się zetknąłem.

– To myśmy się stykali, Jess? – Jej brwi uniosły się, znikając pod grzywką. – Musiałam nie zauważyć.

Zachichotał i swoją piękną dłonią klepnął ją lekko w kolano.

– Z przyjemnością zwiedzę sobie dom przy innej okazji. Tym razem jednak mam do ciebie prośbę.

– Chcesz załatwić jakiś problem z drogówką?

Uśmiechnął się promiennie.

– Skoro o tym wspomniałaś…

Wszedł Leonardo, dzierżąc w dłoni kryształowy kieliszek pełen białego wina o złotym odcieniu.

– Jess, nie drażnij jej.

Eye wzięła kieliszek i spojrzała w górę na Leonarda.

– On się ze mną nie drażni, on ze mną flirtuje. Widocznie podnieca go niebezpieczeństwo.

Jess wybuchnął melodyjnym śmiechem.

– Akurat. Z kobietami szczęśliwymi w małżeństwie flirtuje się najbezpieczniej. – Rozłożył ręce, gdy Eye popijała wino, przyglądając mu się. – Nie miałem nic złego na myśli. – Ujął jej dłoń i przeciągnął palcem po zawiłym wzorze na jej obrączce.

– Ostatni facet, który się do mnie przystawiał, dostał dożywocie- rzuciła od niechcenia Eye. – Przedtem zdążyłam mu przetrącić gnaty.

– Och. – Jess z chichotem wypuścił jej rękę. – Może niech lepiej Leonardo przedstawi tę prośbę.

– Chodzi o Mayis – rzekł Leonardo, a jego oczy natychmiast zajaśniały niezwykłym ciepłem. – Jess uważa, że dysk demo jest już w zasadzie gotowy. Sama wiesz, że muzyka i przemysł rozrywkowy to ciężki kawałek chleba. Spory tu tłok i konkurencja, ale Mayis uparła się, że sobie poradzi. Po tym, co się stało z Pandorą… – lekko się wzdrygnął. – No, po tym, co się stało, kiedy Mayis aresztowano i wyrzucono z Błękitnej Wiewiórki, kiedy przeszła przez to wszystko… Naprawdę było jej ciężko.

– Wiem. – Poczuła ciężar swojej winy za tamte wypadki. – Na szczęście to już przeszłość.

– Dzięki tobie. – Choć Eye potrząsnęła przecząco głową, Leonardo dalej się upierał. – Wierzyłaś w nią, pracowałaś dla niej i ją uratowałaś. Teraz chcę prosić cię o coś jeszcze, bo wiem, że kochasz ją tak samo mocno jak ja.

Eye spojrzała na niego podejrzliwie.

– Wiesz, jak mnie podejść, co?

Nawet się nie starał powstrzymać uśmiechu.

– Mam nadzieję.

– To mój pomysł – przerwał mu Jess. – Leonardo nie dał się tak- przekonać, że powinniśmy się zwrócić do ciebie. Nie chciał nadużywać przyjaźni i wykorzystywać twojej pozycji.

– Mojej pozycji w policji?

– Nie. – Jess uśmiechnął się, doskonałe odczytując jej reakcję.

– Twojej pozycji jako żony Roarke”a. – Och, nie przepadała za tym, pomyślał. Ta kobieta chciała być silna przede wszystkim własną siłą.

– Twój mąż ma wielkie wpływy, Dallas.

– Wiem, co ma Roarke. – Nie była to do końca prawda. Nie miała pojęcia o rzeczywistym zasięgu jego działań ani nie była pewna jego całego stanu posiadania. Nie chciała tego wiedzieć. – Czego od niego chcecie?

– Tylko przyjęcia – odrzekł szybko Leonardo.

– Co takiego?

– Przyjęcia dla Mayis.

– Ogromnego – dodał Jess. – Z rozmachem i pompą.

– Taki rodzaj występu, wiesz. – Leonardo posłał Jessowi ostrzegawcze spojrzenie. – Gdzie Mayis by mogła zaśpiewać, pogadać z ludźmi. Nie wspominałem jej w ogóle o tym pomyśle, na wypadek gdybyś się nie zgodziła. Ale pomyśleliśmy, że gdyby Roarke zaprosił… – Leonardo był najwyraźniej zakłopotany. Zauważyła to dopiero, gdy popatrzyła na niego uważniej. – Zna tylu ludzi.

– Ludzi, którzy kupują muzykę, chodzą do klubów, szukają rozrywki. – Jess, w ogóle nie zmieszany, uśmiechnął się czarująco.

– Może chciałabyś jeszcze trochę wina? Odstawiła ledwie napoczęty kieliszek.

– Chcecie, żeby wydał przyjęcie. – Podejrzewając jakiś podstęp, spoglądała im uważnie w twarze. – O to chodzi?

– Mniej więcej. – Leonardo poczuł przypływ nadziei. – Chcielibyśmy wtedy zaprezentować demo, Mayis mogłaby wystąpić na żywo. Wiem, że to kosztowna impreza. Chętnie zapłacę…

– Pieniądze nie są dla Roarke”a najważnejsze – Ew zastanawiała się, bębniąc palcami o poręcz krzesła, Porozmawiam z nim o tymi i przekażę wam jego decyzję. Pewnie chcielibyście ją znać jak najprędzej.

– Pewnie.

– Skontaktuję się z wami – obiecała, wstając.

– Dzięki, Dallas. – Aby pocałować ją w policzek, Leonardo musiał zgiąć się w paru miejscach. – Już znikamy.

– To będzie wielki hit – powiedział z przekonaniem Jess. – Po prostu na początek trzeba trochę popchnąć sprawę. Wyciągnął z kieszeni dysk. – To kopia demo – rzekł. – Specjalnie dla ciebie spreparowana, poruczniku dodał w myśli. – Sama się przekonaj; zobacz, co nam się wspólnie udało zrobić.

Przed oczami stanęła jej Mayis.

– Na pewno zobaczę.

Na górze Eye zaprogramowała autokucharza i po chwili dostała talerz parującego makaronu polanego czymś, co wyglądało na sos ze świeżych pomidorów i ziół. Nigdy nie przestało ją zdumiewać, skąd Roarke to wszystko ma. Wrąbała makaron, czekając, aż napełni się wanna. Po chwili namysłu wrzuciła do niej kilka kawałków soli do kąpieli, którą Roarke kupił jej

Sól miała zapach miesiąca miodowego: bogaty i pełen romantyzmu. Eye zanurzyła się w wannie wielkości małego jeziora i westchnęła z lubością. Oczyść myśli, zanim ruszysz głową, postanowiła, otwierając podręczną tablicę kontrlną w ścianie. Wcześniej załadowała dysk demo do odtwarzacza W sypialni, wcisnęła więc tylko włącznik, by obejrzeć jego zawartość na ekranie w łazience.

Rozciągnęła się w wonnej gorącej pianie z drugim kieliszkiem wina w dłoni. Nagle potrząsnęła głową. Co ona tu do cholery robi? Eye Dallas, gliniarz z przeszłością; bezimienne dziecko znalezione na ulicy, wykorzystywane i porzucone noszące piętno morderstwa, z zablokowaną pamięcią.

Jeszcze rok temu jej pamięć przypominała pozszywaną z wielu kawałków tkankę, a treścią jej życia była praca, walka o przetrwanie i znowu praca. Stawała w obronie nieżyjących i była w tym naprawdę dobra. Zupełnie jej to wystarczało.

Wreszcie poznała Roarke”a. Blask obrączki, którą nosiła na palcu, Wciąż był dla niej zagadką.

Kochał ją i pragnął jej. On, pewny siebie człowiek sukcesu, wy Roarke, potrzebował jej. To była jeszcze większa zagadka. Skoro więc nie mogła jej rozwiązać, być może w końcu to zaakceptuje.

Uniosła kieliszek do ust, zanurzyła się głębiej w pachnącej wodzie i wcisnęła guzik na pilocie.

Ekran eksplodował kolorem i dźwiękiem. W odruchu obronnym Eye cofnęła się w głąb wanny i ściszyła dźwięk, zanim popękają jej bębenki. Pojawiła się Mayis, wirując w pełnym energii tańcu egzotycznego elfa. Śpiewała ochrypłym, przejmującym głosem, który mimo to był niezwykle sugestywny i doskonale do niej pasował, podobnie jak muzyka, która dzięki Jessowi świetnie eksponowała wokal.

Było to kanciaste, surowe i pełne pierwotnej energii – cała Mayis. Jednak im bardziej Eye się wciągała, nabierała przekonania, że brzmienie i obraz stały się bardziej przemyślane. Owszem, jak zwykle było trochę maniery, ale wyczuwało się pod nią błysk starannego polerowania.

Eye przypuszczała, że to sprawa produkcji i aranżacji. I ręki kogoś, kto potrafi dostrzec prawdziwy diament i ma na tyle talentu i dobrej woli, by nadać mu odpowiedni szlif.

Zdanie Eye o Jessie uległo poprawie o jedno oczko. Być może przy swojej konsolecie wyglądał na trochę zarozumiałego, popisującego się szczeniaka, ale z pewnością doskonale wiedział, jak tę maszynerię wykorzystać. Co więcej, Eye zorientowała się, że rozumiał Mayis. Docenił ją taką, jaka jest i zaakceptował to, do czego dążyła, pomagając jej znaleźć właściwą drogę do Eye zaśmiała się sama do siebie i wzniosła kieliszek w toaście za zdrowie przyjaciela. Wyglądało na to, że będą tu mieli przyjęcie.


W swoim studiu w centrum, Jess przeglądał demo. Miał nadzieję, że Eye ogląda dysk. Jeśli to już zrobiła, jej umysł był otwarty. Szeroko otwarty na sny. Jess żałował, że nie wie, jakie będą i dokąd ją zaprowadzą. Mógłby wtedy zobaczyć to, co ona, udokumentować i przeżyć jeszcze raz. Lecz stopień zaawansowania badań me pozwalał mu jeszcze na odkrycie drogi do jej snów. Kiedyś, pomyślał, pewnego dnia…


Sny przeniosły ją w ciemność i lęk. Z początku gmatwały się, potem nabrały przerażająco wyraźnych kształtów, by znów rozsypać się jak liście na wietrze. Były przerażające. Później przyśnił się jej Roarke, co ją uspokoiło. Oglądała z nim płomienny zachód słońca w Meksyku i kochali się bez pamięci w ciemnościach, słuchając szumu fal w lagunie. Miała go w sobie, a w jej uszach brzmiał jego głos, uporczywie powtarzający, by dała się ponieść.

Potem ujrzała ojca, który trzymał ją w mocnym uścisku. Była bezbronnym, przestraszonym dzieckiem. Bolało ją.

Nie, proszę, nie.

Czuła jego zapach: słodyczy i alkoholu. Za słodki i za mocny. Krztusiła się od płaczu, czując na ustach jego dłoń, którą usiłował uciszyć jej krzyk, jednocześnie ją gwałcąc.

„Nasza osobowość jest zaprogramowana w chwili poczęcia” głos Reeanny brzmiał spokojnie i pewnie. „Jesteśmy tacy, jakimi nas stworzono. Każdy nasz wybór jest ustalony już przy narodzinach”.

Była dzieckiem, stała w jakimś potwornym, zimnym pokoju, który miał zapach odpadków, moczu i śmierci. Miała krew na rękach.

Ktoś ją trzymał, krępując jej ręce, a ona walczyła jak dzikuska, jak tylko potrafi walczyć przerażone i zrozpaczone dziecko.

– Nie, nie, nie!

– Cicho, Eye, to tylko sen. – Roarke przygarnął ją do siebie i potrząsnął; jej zimny pot wsiąkał w jego koszulę – Jesteś bezpieczna.

– Zabiłam cię. Nie żyjesz. Nie ma cię.

– Obudź się, w tej chwili.

Przycisnął usta do jej skroni, rozpaczliwie próbując ją uspokoić. Gdyby miał taką moc, cofnąłby się w czasie i z radością zamordował to, co ją teraz dręczyło.

– Obudź się, kochanie. To ja, Roarke. Nikt cię nie skrzywdzi. Jego już nie ma – szepnął, gdy przestała się szarpać i wzdrygnęła się.

– Nigdy już nie wróci.

– Nic mi nie jest. – Zawsze, ilekroć wyrywano ją z sennego koszmaru, czuła się upokorzona. – Naprawdę wszystko w porządku.

– Nie, nie wszystko. – Dalej trzymał ją w objęciach i gładził jej włosy, dopóki nie przestała drżeć. – To był zły sen.

Nie otwierała oczu, próbując się skupić na czystym, męskim zapachu Roarke”a.

– Przypomnij mi, żebym nigdy nie szła spać objedzona ostrym spaghetti. – Zauważyła, że Roarke był ubrany, a światła w sypialni przytłumione. – Nie położyłeś się jeszcze.

– Dopiero wróciłem. – Rozluźnił uścisk, by spojrzeć jej w twarz. Otarł łzę, która powoli wysychała na jej policzku. – Ciągle jesteś blada. – Głos jeszcze mu drżał ze zdenerwowania. – Dlaczego, do cholery, nie weźmiesz żadnego środka uspokajającego?

– Nie lubię. – Jak zwykle koszmar zostawił jej pamiątkę w postaci tępego, pulsującego bólu głowy. Odsunęła się, żeby tego nie spostrzegł. – Nie brałam nic od dawna. Od kilku tygodni. – Trochę spokojniejsza przetarła zmęczone oczy. – Tym razem wszystko było pomieszane. Dziwne. Może to wino.

– Może po prostu stres. Zapracujesz się kiedyś na śmierć.

Przekrzywiając głowę, rzuciła okiem na jego zegarek.

– A kto przychodzi z biura o drugiej w nocy? – Uśmiechnęła się, chcąc zetrzeć z jego oczu wyraz zmartwienia. – Kupiłeś ostatnio jakieś małe planety?

– Nie, tytko kilka średnich satelitów. Wstał i zaczął zdejmować koszulę. Popatrzył na nią zdziwiony, kiedy obrzuciła dwuznacznym spojrzeniem jego obnażony tors. – Jesteś za bardzo zmęczona.

– Nic nie szkodzi. Możesz wziąć na siebie całą robotę.

Usiadł ze śmiechem i zsunął buty.

– Dziękuję bardzo, ale wolę, żebyśmy zaczekali, aż na tyle odzyskasz energię, żeby wziąć czynny udział.

– Chryste, jakie to małżeńskie. – Lecz wśliznęła się wyczerpana do łóżka. Ból głowy przyczaił się gdzieś w jej mózgu, szykując się do kolejnego ataku. Gdy Roarke położył się obok niej, oparła mu głowę o ramię. – Cieszę się, że jesteś już w domu.

– Ja też. – Musnął wargami jej włosy. – Spij dobrze.

– Tak. – Bicie jego serca, które czuła pod palcami, uspokoiło ją. Trochę się tylko wstydziła, że tak bardzo go potrzebuje. – Sądzisz, że jesteśmy programowani przy poczęciu?

– Co?

– Zastanawiam się. – Zanurzała się powoli w półsen i jej głos stawał się coraz bardziej stłumiony i daleki. – Czy to, co wynika z połączenia jaja z plemnikiem, zależy tylko od szczęśliwego losowania na loterii genów? Tylko tyle? Kim przez to jesteśmy, Roarke?

– Rozbitkami – odrzekł, wiedząc, że Eye już śpi. – Ocalonymi rozbitkami.

Długo leżał bezsennie, słuchając jej oddechu i patrząc w gwiazdy. Dopiero gdy był zupełnie pewien, że nie dręczą jej już żadne zjawy, poszedł w jej ślady.


O siódmej obudził ją komunikat z biura Whitneya. Za dwie godziny miała się zameldować u komendanta.

Nie zdziwiła się, widząc, że Roarke już wstał, ubrał się i popijał kawę, przeglądając na monitorze notowania giełdowe. Wymruczała coś na powitanie i powlokła się pod prysznic z kawą w dłoni.

Kiedy wróciła, rozmawiał z kimś przez videokom. Z urywków rozmowy zorientowała się, że to jego makler. Chwyciła bułkę, zamierzając ją zjeść w trakcie ubierania, lecz Roarke złapał ją za rękę i posadził na kanapie.

– Zobaczymy się w południe – powiedział do maklera i zakończył połączenie. – Dlaczego tak się spieszysz? – spytał ją.

– Za półtorej godziny mam być u Whitneya i muszę go przekonać, że istnieje związek między trzema samobójstwami, namówić go, żeby mi pozwolił zająć się tą sprawą i żeby przyjął do wiadomości, że dane na ten temat zdobyłam nielegalnie. Potem muszę jechać do sądu i zeznawać w sprawie jednej szumowiny – alfonsa, który prowadził nielegalny domek z nieletnimi i jedną z nich zatłukł na śmierć. Postaram się, żeby na długo trafił do pudła.

Pocałował ją.

– Czyli kolejny dzień w pracy. Weź sobie trochę truskawek.

Miała do nich słabość, sięgnęła więc po jedną.

– Nie mamy chyba żadnych… planów na dzisiejszy wieczór?

– Nie. A co proponujesz?

– Moglibyśmy trochę poleniuchować. – Wzruszyła ramionami.

– Chyba że po rozmowie wyleją mnie za złamanie przepisów ochrony rządu.

– Dlaczego nie pozwoliłaś mi się tym zająć? – Uśmiechnął się szeroko. – Trochę czasu i zdobyłbym dla ciebie te dane.

Zamknęła oczy.

– Nie chcę tego słuchać. Nie chcę nic o tym wiedzieć.

– Co byś powiedziała na oglądanie starych video, chrupanie popcornu i przytulanki na kanapie?

– Powiedziałabym: dzięki ci, Boże.

– No to jesteśmy umówieni. – Dolał kawy. – Może nawet uda nam się zjeść razem kolację. Zadręczasz się tą sprawą – a raczej tymi sprawami.

– Nie mogę znaleźć punktu zaczepienia. Nie wiem, dlaczego i jak. Tylko partner Fitzhugha i jego wspólniczka mogą mieć coś wspólnego z jego śmiercią, zresztą oboje to idioci. – Wzruszyła ramionami.

– Samobójstwo wyklucza czyjś udział, ale coś mi mówi, że to zabójstwo. – Westchnęła zrezygnowana. – Jeżeli mam tylko tyle argumentów, żeby przekonać Whitneya, będę musiała wynieść tyłek z jego biura, zanim pan komendant go skopie.

– Ufasz swoim przeczuciom. Zdaje mi się, że Whitney ma na tyle rozumu, żeby też im zaufać.

– Wkrótce się przekonamy.

– Jeśli cię zamkną, będę na ciebie czekać.

– Ha, ha.

– Summerset mówił, że miałaś wczoraj wieczorem gości – dodał Roarke, gdy Eye wstała i podeszła do szafy.

– Cholera, zapomniałam. – Zrzuciła szlafrok na podłogę i naga zaczęła przerzucać ubrania w szafie. Roarke nigdy nie przepuszczał takich okazji: obserwował ją z widoczną przyjemnością. Znalazła niebieską, bawełnianą koszulę i narzuciła ją na ramiona.

– Przyszło dwóch facetów w sprawie małej orgietki po pracy.

– Zrobiłaś jakieś zdjęcia?

Zachichotała. Znalazła parę dżinsów, ale w porę przypomniała sobie o sądzie i wybrała bardziej wyjściowe spodnie.

– To był Leonardo z Jessem. Przyszli z prośbą. Do ciebie.

Roarke przyglądał się, jak Eye zaczęła wkładać spodnie, lecz nagle przypomniała sobie o bieliźnie i otworzyła szufladę.

Ojej, ojej. Będzie bolało?

– Nie sądzę. Właściwie ja też się przyłączam do tej prośby. Zastanawiali się, czy nie mógłbyś urządzić tu przyjęcia dla Mayis. Żeby miała okazję wystąpić. Dysk demo jest już gotowy, widziałam go wczoraj i jest bardzo dobry. Wiesz, to by była dobra okazja do… urządzenia premiery, zanim ruszą na podbój rynku.

– W porządku. Możemy chyba zrobić to za tydzień albo dwa. Sprawdzę w harmonogramie.

Na wpół ubrana, odwróciła się do niego.

– Tak po prostu?

– Czemu nie? Przecież to żaden problem.

Odrobinę się naburmuszyła.

– Myślałam, że będę musiała długo cię przekonywać.

W jego oczach pojawiły się figlarne błyski.

– A chciałabyś?

Z kamienną twarzą zapinała spodnie.

– Doceniam twój gest. Skoro jesteś tak uczynny, to chyba czas, żebyś poznał część drugą.

Roarke leniwym ruchem nalał jeszcze trochę kawy, rzucając okiem na monitor, na którym pojawiły się informacje na temat rolnictwa pozaziemskiego. Niedawno kupił mini farmę na stacji kosmicznej Delta.

– Jakaż jest część druga?

– Jess opracował ten numer i dał mi wczoraj dysk. – Spojrzała na niego z pojednawczym uśmiechem. – Naprawdę robi wrażenie. To duet i pomyśleliśmy, czy na przyjęciu – w czasie występu – nie mógłbyś tego wykonać razem z Mayis.

Popatrzył na nią osłupiały, tracąc wszelkie zainteresowanie notowaniami upraw.

– Co takiego?

– Mógłbyś to z nią zaśpiewać. Właściwie to był mój pomysł- ciągnęła, ledwo nad sobą panując, ponieważ Roarke nagle zbladł.

– Masz ładny głos, kiedy śpiewasz pod prysznicem. Słychać twój irlandzki akcent. Wspomniałam o tym Jessowi i był zachwycony.

Zdołał zamknąć usta, co przyszło mu z wielkim trudem. Powoli sięgnął za siebie i wyłączył monitor.

– Eye…

– Naprawdę będzie wspaniale. Leonardo ma genialny projekt twojego kostiumu.

– Mojego… – Wstrząśnięty Roarke zerwał się na równe nogi.

– Chcesz, żebym nałożył kostium i śpiewał w duecie z Mayis? Przy ludziach?

– Sprawiłbyś jej wielką radość. Pomyśl tylko, jaką dobrą prasę moglibyśmy zyskać.

– Prasę. – Teraz był już biały jak ściana. – Jezu Chryste, Eye.

– To naprawdę całkiem seksowny kawałek. – Podeszła do niego i zaczęła się bawić guzikiem jego koszuli, jednocześnie spoglądając mu z nadzieją w oczy. – Dzięki niemu Mayis ma szanse być na topie.

– Eye, wiesz, że bardzo ją lubię. Ale nie sądzę…

– Jesteś taki ważny. – Przesunęła palec po jego torsie. – Masz takie wpływy. Jesteś taką… znakomitością.

To już było szyte zbyt grubymi nićmi. Zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem, dostrzegając w jej oczach rozbawienie.

– Nabijasz się ze mnie.

Wybuchnęła serdecznym śmiechem.

– Dałeś się nabrać. Gdybyś mógł się zobaczyć. – Chwyciła się za brzuch, piszcząc nagle z bólu, bo Roarke pociągnął ją za ucho. – I tak bym cię na to namówiła.

– Nie sądzę. – Niezupełnie jeszcze udobruchany, odwrócił się, by sięgnąć po swoją kawę.

– Na pewno. Zrobiłbyś to, gdybym dobrze to rozegrała. – Prawie zgięła się wpół ze śmiechu, otoczyła go ramionami i przytuliła się do jego pleców. – Och, kocham cię.

Znieruchomiał, tylko serce załomotało w nim głucho. Odwrócił się nagle i złapał ją mocno za ręce.

– Co? – Śmiech zamarł jej na ustach. Wyglądał na oszołomionego; jego oczy pociemniały i błysnęły dziko. – O co chodzi?

– Nigdy tego nie mówisz. – Przyciągnął ją do siebie i wtulił twarz w jej włosy. – Nigdy tego nie mówisz – powtórzył.

Nie mogła się poruszyć, więc stała, czując pulsujące w nim wzruszenie. Skąd to się wzięło, zastanawiała się. Gdzie on to ukrywał?

– Ależ mówię. Naprawdę.

– Ale nigdy nie tak. – Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo chciał to usłyszeć. – Nigdy nie mówisz sama z siebie. Zanim zdążysz pomyśleć.

Otworzyła usta, by zaprotestować, ale ugryzła się w język. Miał rację. Zrobiło jej się głupio; poczuła się jak tchórz.

– Przepraszam. To dla mnie trudne. Naprawdę cię kocham – powiedziała cicho. – Czasem mnie to przeraża, bo jesteś pierwszy. I jedyny.

Trzymał ją w ramionach, dopóki nie uznał, że w pełni odzyskał mowę. Wtedy odsunął ją i spojrzał jej w oczy.

– Zmieniłaś moje życie. Stałaś się moim życiem. – Dotknął ustami jej ust i powoli zaczął ją całować. – Potrzebuję cię.

Splotła ręce na jego szyi, przyciskając się mocniej.

– Pokaż mi. No już.

Загрузка...