4

Eye ocknęła się z kotem na piersi – zbudził ją ostry dźwięk videokomu stojącego przy łóżku. Wstawał świt. Światło sączące się przez okno w suficie było szare i blade od burzy, która przyszła razem z nowym dniem. Jeszcze w półśnie sięgnęła za głowę, by odebrać wiadomość.

– Blokada video – poleciła, usuwając z głosu resztki snu. – Dallas.

– Komunikat do porucznik Eve Dallas. Podejrzana śmierć, Madison Ayenue pięć zero zero dwa, lokal trzy osiemset. Spotkanie z lokatorem o nazwisku Arthur Foxx. Kod cztery.

– Komunikat przyjęty. Wezwać do pomocy posterunkową Delię Peabody, z mojego upoważnienia.

– Potwierdzone. Koniec połączenia.

– Kod cztery? – Roarke wziął na ręce kota i usiadł na łóżku, głaszcząc leniwym ruchem Galahada, który z lubością przymknął oczy.

– To znaczy, że mam czas na prysznic i kawę. – Eye nie zauważyła leżącego nieopodal szlafroka i nago pomaszerowała do łazienki. Mundurowi są już na miejscu – zawołała. Weszła do kabiny prysznicowej, trąc piekące z niewyspania oczy. – Natrysk na pełną moc, czterdzieści stopni.

– Ugotujesz się.

– Lubię się gotować. – Wydała z siebie pełne rozkoszy westchnienie, gdy pulsujące strumienie parującej wody zaczęły ją chłostać ze wszystkich stron. Ze szklanego dozownika wzięła pełną garść ciemnozielonego mydła w płynie. Po chwili zupełnie się obudziła.

Gdy wyszła z kabiny, ze zdziwieniem zobaczyła stojącego drzwiach Roarke”a; trzymał w dłoni filiżankę kawy.

– To dla mnie?

– Zgodnie z rozkazem.

– Dzięki. – Wzięła ze sobą kawę do kabiny suszącej i popijała ją, podczas gdy włączyło się gorące powietrze i zaczęło wirować wokół j ciała. – Co robiłeś, patrzyłeś na mnie pod prysznicem?

– Lubię na ciebie patrzeć. Widocznie podobają mi się wysokie, szczupłe kobiety, kiedy są nagie i mokre. – Wszedł pod prysznic i ustawił temperaturę na dwadzieścia stopni.

Słysząc to, Eye wzdrygnęła się. Nie mogła zrozumieć, jak mężczyzna, który ma pod ręką wszystkie luksusy świata, może lubić zimne prysznice. Otworzyła drzwi suszarki i przeczesała palcami włosy, które i tak zwykle były w nieładzie. Użyła jednego z żeli do twarzy, jakie zawsze wciskała jej Mavis, po czym wyszorowała zęby.

– Nie musisz wstawać tylko dlatego, że ja wstałam.

– I tak już jestem na nogach. – Odparł Roarke i zamiast wejść do kabiny suszącej, okręcił się ogrzanym ręcznikiem. – Znajdziesz chwilę na śniadanie?

Eye spojrzała na jego odbicie w lustrze: połyskujące wilgocią włosy, lśniąca skóra.

– Przegryzę coś później.

Odrzucił w tył mokre włosy i przekrzywił głowę.

– Tak?

– Chyba też lubię na ciebie patrzeć – mruknęła i poszła do sypialni, by ubrać się na kolejne spotkanie ze śmiercią.

U lice były prawie puste. W siekącym deszczu dudniły airbusy, odwożąc do domów ludzi wracających z nocnej zmiany i wioząc do pracy dzienną zmianę. Tablice reklamowe były wygaszone i ciche, a do nowego dnia szykowały się wszędobylskie, ruchome automaty i grille sprzedające jedzenie i napoje. Przez wpusty na ulicachi chodnikach dobywały się kłęby dymu z podziemnego świata transportu i drobnego handlu. Powietrze parowało. Eye mogła jechać przez miasto dość szybko.

Rejon Madison, gdzie znaleziono denata, był usiany srebrzystymi wieżowcami zamieszkiwanymi przez tych, którzy mogli sobie pozwolić na zakupy w ekskluzywnych butikach, mieszczących się w tej dzielnicy. Oszklone przejścia między budynkami skutecznie oddzielały bogatą klientelę od hałasu zewnętrznego świata, który miał wybuchnąć za godzinę lub dwie.

Eye minęła taksówkę z samotnym pasażerem. Wytworna blondynka miała na sobie błyszczącą marynarkę, mieniącą się tęczowo w bladym świetle poranka. Koncesjonowana panienka do towarzystwa, pomyślała Eye, wraca do domu po całonocnej pracy. Bogacze mogli sobie pozwolić na kupowanie wymyślnego seksu, w równie wymyślnym opakowaniu.

Wjechała do podziemnego parkingu, błysnęła odznaką w stanowisku kontroli. Oko automatu sprawdziło jej dane, obejrzało ją, po czym zapaliło się zielone światło i numer wolnego miejsca na parkingu.

Naturalnie, przydzielono jej miejsce położone jak najdalej od windy. Nie ma dogodnych miejsc dla gliniarzy, pomyślała zrezygnowana, wysiadając.

Wyrecytowała do mikrofonu numer mieszkania i została wpuszczona.

Zapewne jeszcze nie tak dawno temu, zanim poznała Roarke”a, przepych, z jakim urządzono hol na trzydziestym ósmym piętrze, wywarłby na niej wielkie wrażenie. Spojrzała na wielki klomb ze szkarłatnymi malwami, stojące wokół niego rzeźby z brązu i małe fontanny, tryskające po obu stronach wejścia. Przyszło jej do głowy, że nie jest wykluczone. iż właścicielem tego budynku może być jej mąż.

Zauważyła policjantkę w mundurze stojącą przed drzwiami numer trzy tysiące osiemset i mignęła jej odznaką.

Poruczniku. – Strażniczka wyprężyła się i wciągnęła brzuch.

– Mój partner jest w środku ze współlokatorem denata. Pan Foxx wezwał ambulans, kiedy tylko znalazł ciało. My też przyjechaliśmy, żeby wszystko odbyło się zgodnie z procedurą. Ambulans czeka, aż zbada pani miejsce zdarzenia.

– Zostało zabezpieczone?

– Teraz tak. – Rzuciła okiem na drzwi. – Nie byliśmy w stanie wyciągnąć wiele od Foxxa. Dostał napadu czegoś w rodzaju histerii. Nie jestem pewna, czego mógł dotykać, poza ciałem.

– Przenosił ciało?

– Nie, poruczniku. To znaczy, ciało jest ciągle w wannie, ale Foxx próbował… wskrzesić denata. Chyba był w szoku. Jest tyle krwi, że można w niej pływać. Podcięte nadgarstki – wyjaśniła. – Z oględzin wynika, że kiedy Foxx znalazł ciało, jego współlokator musiał me żyć co najmniej od godziny.

Eve mocniej ścisnęła swój zestaw polowy.

– Zawiadomiono lekarza sądowego?

– Jest w drodze.

– Dobrze. Wpuśćcie posterunkową Peabody, gdy tylko przyjedzie. Otworzyć – poleciła.

Policjantka wsunęła w zamek uniwersalny klucz i rozsuwane drzwi uchyliły się, znikając w ścianie. W tym samym momencie Eve usłyszała dochodzące ze środka urywane, rozpaczliwe łkanie.

– On tak bez przerwy, odkąd przyjechaliśmy – odezwała się cicho policjantka pilnująca drzwi. – Może uda się pani go uspokoić.

Eve bez słowa weszła. Drzwi zaraz się za nią zatrzasnęły. Przedpokój mienił się od czarnych i białych marmurów. Spirale kolumn spowijały pędy jakiejś kwitnącej winorośli, a z sufitu zwieszał się ozdobny pięcioramienny żyrandol z czarnego szkła.

Za portykiem znajdowała się przestrzeń mieszkalna, urządzona w podobnym stylu. Czarne, skórzane kanapy, białe podłogi, hebanowe stoliki, białe lampy. Okna zasłaniały kotary w czarno-białe pasy, lecz światło sączyło się z sufitu i podłogi.

Ekran rozrywkowy był wyłączony, ale wysunięty ze schowka w ścianie. Lśniące białe schody prowadziły na piętro, które otaczała biała balustrada, nadając mieszkaniu wygląd atrium. Z wysokiego sufitu zwieszały się emaliowane donice z bujnymi paprociami.

Można było ociekać bogactwem, pomyślała, ale śmierć nie miała przed nim żadnego respektu. To był klub, w którym me obowiązywał system klasowy.

Echo lamentów skierowało ją do małego pomieszczenia, na którego ścianach ciągnęły się rzędy starych książek, a pośrodku stało kilka wyściełanych fotelików w kolorze burgunda.

Na jednym z nich siedział mężczyzna. Miał przystojną twarz barwy bladego złota – teraz mokrą od łez. Jego włosy były również złote, jaśniejąc blaskiem jak nowa moneta. Wystawały kępkami spomiędzy jego palców, ponieważ trzymał się za głowę. Mężczyzna miał na sobie biały, jedwabny szlafrok, w wielu miejscach poplamiony krwią. Jego stopy były bose, a upierścienione dłonie drżały, rozsiewając wokół różnobarwne błyski. Nad kostką miał wytatuowanego łabędzia.

Obok niego smętnie siedział policjant. Kiedy zobaczył Eve, zaczął coś mówić. Szybko potrząsnęła głową i pokazała odznakę. Bez słowa wskazała sufit, unosząc pytająco brwi.

Policjant przytaknął, uniósł kciuk i również potrząsnął głową.

Eve cicho wysunęła się z pomieszczenia. Przed rozmową ze świadkiem chciała zobaczyć ciało i obejrzeć miejsce zdarzenia.

Na piętrze było kilka pomieszczeń, lecz mimo to bez trudu odnalazła drogę. Wystarczyło iść śladem krwi. Weszła do sypialni. Tu wystrój był utrzymany w kolorach miękkich zieleni i błękitów, miała więc wrażenie, że nurkuje w oceanie. Długie łóżko, na którym piętrzyła się sterta poduszek, przykrywała satynowa pościel.

Podobnie jak w holu, stało tu też parę rzeźb – klasycznych aktów. Ściana była zabudowana szufladami, co sprawiało wrażenie, że w sypialni panuje nienaganny porządek, lecz Eve wydało się, jakby nikt tu nie mieszkał. Dywan barwy morskiej zieleni był miękki jak chmurka i zaplamiony krwią.

Poszła jej śladem do łazienki. Śmierć nie mogła nią wstrząsnąć, ale przejmowała ją lękiem i wiedziała, że zawsze będzie się jej bała: jej bezwzględności, okrucieństwa i bezsensu. Jednak zbyt często stawała nią twarzą w twarz, by mogła na jej widok doznać szoku. Nawet teraz.

Kafelki barwy kości słoniowej i bladej zieleni były zabryzgane..„ spływając po ścianach, uformowała wielką kałużę na lustrzanej podłodze łazienki. Z brzegu wanny bezwładnie zwisała ręka – w nadgarstku widniała szeroka rana.

Woda w wannie miała ciemny, ohydnie różowy kolor, a w powietrzu unosił się charakterystyczny metaliczny zapach krwi. Eye słyszała muzykę, graną na jakimś instrumencie strunowym – może na harfie.

Z obu stron długiej, owalnej wanny stały wciąż płonące świece.

Głowa nieboszczyka leżącego w różowej wodzie spoczywała na wyszywanej złotem poduszce kąpielowej, natomiast jego oczy były utkwione w pierzastych liściach zawieszonej na lustrzanym suficie paproci. Uśmiechał się, jakby widok własnej śmierci niezmiernie go ubawił.

Nie była zszokowana; z westchnieniem założyła ochraniacze na ręce i stopy, włączyła rekorder i ustawiła narzędzia obok ciała.

Rozpoznała denata. Nagim, niemal do cna wykrwawionym człowiekiem, który uśmiechał się do swojego odbicia na suficie, był słynny adwokat S. T. Fitzhugh.

– Salvatori będzie bardzo rozczarowany, mecenasie – mruknęła, zabierając się do pracy.

Wzięła próbkę zakrwawionej wody z wanny, wstępnie ustaliła czas śmierci, zabezpieczyła przecięte nadgarstki zmarłego i zarejestrowała obraz miejsca zdarzenia. Dopiero wtedy w drzwiach stanęła trochę zadyszana Peabody.

– Przepraszam, poruczniku. Miałam małe kłopoty z dostaniem się do Centrum.

– W porządku. – Podała Peabody opakowany w plastik nóż rękojeścią z kości słoniowej. – Wygląda na to, że użył tego. To antyk, pewnie pochodzi z jakiejś kolekcji. Zbadamy odciski palców.

Peabody dołożyła nóż do dowodów, po czym przyjrzała się podejrzliwie denatowi.

– Poruczniku, czy to nie…

– Tak, to Fitzhugh.

– Dlaczego się zabił?

– Jeszcze nie ustaliliśmy, czy w ogóle to zrobił. Zasada numer jeden – żadnych założeń, Peabody – powiedziała łagodnie. – Wezwij „zamiataczy” i plombujemy teren. Możemy już przekazać ciało lekarzowi sądowemu, na razie z nim skończyłam. – Eye cofnęła się; ochraniacze na jej dłoniach były poplamione krwią. – Chcę, żebyś wstępnie przepytała patrol, który przyjechał tu pierwszy. Ja porozmawiam z Foxxem.

Spojrzała za siebie na ciało i pokręciła głową.

– Uśmiecha się tak samo, jak wtedy w sądzie, kiedy myślał, że udało mu się przyłapać cię na błędzie. Sukinsyn. – Wciąż patrząc na ciało, wytarła krew i szmatkę też włożyła do woreczka. – Powiedz lekarzowi, że chcę jak najszybciej mieć wyniki z toksykologii.

Wyszła z łazienki i wróciła na dół po śladach krwi.

Foxxem wstrząsało teraz zduszone, spazmatyczne łkanie. Eve zdawało się, że na jej widok pilnujący go policjant poczuł niedorzecznie wielką ulgę

– Zaczekaj na zewnątrz na doktora sądowego i moją asystentkę. Złożycie jej raport. Ja pomówię z panem Foxxem.

– Tak jest. – Z prawie niestosowną radością gliniarz odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju.

– Panie Foxx, jestem porucznik Dallas. Przykro mi z powodu straty, jaka pana dotknęła. – Eve znalazła guzik sterujący kotarami i wcisnęła go, wpuszczając do pokoju mdłe światło. – Muszę z panem porozmawiać. Musi mi pan powiedzieć, co się tutaj stało.

– Nie żyje. – Głos Foxxa był z lekka melodyjny, ze śladem obcego akcentu. Piękny. – Fitz nie żyje. Nie wiem, co teraz będzie. Nie wiem, jak sobie dam radę.

Każdy daje sobie jakoś radę, pomyślała Eye. Nie ma większego wyboru. Usiadła i położyła rekorder na stole, w widocznym miejscu. Panie Foxx, obojgu nam to pomoże, jeśli porozmawia pan ze mną. Wcześniej jednak, zgodnie z procedurą, muszę pana ostrzec.

Gdy recytowała formułę o możliwości wezwania adwokata i nie odpowiadania na zadane pytania, Foxx uniósł głowę, przestał chlipać i utkwił w niej zapuchnięte, zaczerwienione oczy.

– Myśli pani, że go zabiłem? Myśli pani, że w ogóle mogłem mu zrobić krzywdę?

– Panie Foxx…

– Kochałem go. Byliśmy razem dwanaście lat. Był całym moim

Ale ty wciąż żyjesz, pomyślała. Tylko nie zdajesz sobie z tego sprawy.

– W takim razie na pewno zechce mi pan pomóc. Proszę mi opowiedzieć, co się stało.

– On… od pewnego czasu miał kłopoty ze snem. Nie chciał brać środków uspokajających. Zwykle czytał, słuchał muzyki, spędzał godzinę w rzeczywistości wirtualnej albo przy jakiejś grze – cokolwiek, żeby się odprężyć. Sprawa, którą się ostatnio zajmował, bardzo martwiła.

– Sprawa Salvatoriego.

– Zdaje się, że tak. – Foxx przetarł oczy wilgotnym, zakrwawionym rękawem. – Nie dyskutowaliśmy specjalnie na temat spraw. które prowadził. Obowiązywała go tajemnica zawodowa, a ja nie jestem prawnikiem. Jestem specjalistą od żywienia. Tak się właśnie poznaliśmy. Dwanaście lat temu Fitz przyszedł do mnie po radę w sprawie swojej diety. Zostaliśmy przyjaciółmi, kochankami, a potem po prostu byliśmy razem.

Były to ważne informacje, ale teraz chciała przede wszystkim znać wypadki, które nastąpiły bezpośrednio przed tą ostatnią kąpielą.

– Miał problemy ze snem – podsunęła.

– Tak. Często męczyła go bezsenność. Tak wiele dawał swoim klientom, którymi stale się przejmował. Przyzwyczaiłem się, że wstawał w środku nocy i szedł do innego pokoju, by włączyć jakąś grę albo drzemać przed ekranem. Czasem też brał ciepłą kąpiel.

– Zrozpaczona twarz Foxxa zbladła. – O Boże! Po jego policzkach znów popłynęły gorące łzy. Eye rozejrzała się po pokoju i w kącie dostrzegła małego androida z obsługi.

– Przynieś panu Foxxowi wody – poleciła i automat posłusznie wypadł z pokoju.

– Tak właśnie stało się tym razem? – ciągnęła. – Wstał w środku nocy?

– Nie pamiętam. – Foxx uniósł ręce, lecz zaraz je opuścił. – Spałem twardo, nigdy nie miałem z tym kłopotów. Położyliśmy się jeszcze przed północą, obejrzeliśmy wiadomości i napiliśmy się brandy. Zbudziłem się wcześnie, jak zwykle.

– O której?

– Może była piąta, piętnaście po piątej. Obaj lubimy wcześnie zaczynać dzień, a ja mam zwyczaj sam przygotowywać śniadanie. Zobaczyłem, że Fitza nie ma w łóżku, pomyślałem więc, że znów miał ciężką noc i pewnie znajdę go na dole albo w innej sypialni. Potem wszedłem do łazienki i zobaczyłem go. O Boże, Fitz. Wszędzie ta krew, jak w najgorszym koszmarze.

Drżącymi dłońmi zakrył usta.

– Podbiegłem i zacząłem robić mu masaż serca, próbowałem go reanimować. Zdaje się, że zachowywałem się jak szaleniec. Przecież nie żył i widziałem to. Mimo to usiłowałem wyciągnąć go z wody, ale to spory mężczyzna, a ja się cały trząsłem i zrobiło mi się niedobrze. – Upierścienionymi rękami złapał się za żołądek. – Wezwałem karetkę.

Jeśli pozwoli mu się teraz rozkleić, nie dowie się niczego. Nie mogła mu podać środków uspokajających, zanim nie pozna wszystkich faktów.

– Wiem, że to dla pana trudne, panie Foxx. Przykro mi, że musimy mówić o tym właśnie teraz, ale proszę mi wierzyć, tak będzie lepiej.

– Wszystko w porządku. – Foxx sięgnął po szklankę wody, którą przyniósł mu robot. – Mogę mówić dalej.

– Proszę mi powiedzieć, w jakim nastroju był wczoraj wieczorem Fitzhugh. Mówił pan, że gryzła go sprawa sądowa.

– Zgadza się, martwił się, ale nie był przygnębiony. Zdenerwowała go jakaś policjantka, która była świadkiem w sprawie. – Wypił łyk wody, potem następny.

Eve postanowiła nie wspominać, że to ona jest tą policjantką.

– Poza tym czekało go kilka kolejnych spraw, w których musiał opracować linię obrony. Widzi pani, często miał zbyt obciążony umysł, by mógł spać.

– Dzwonił ktoś do niego lub on do kogoś?

– Oczywiście. Często przynosił pracę do domu. Wczoraj wieczorem spędził kilka godzin w swoim biurze na piętrze. Wrócił do domu około wpół do szóstej i pracował prawie do ósmej. Zjedliśmy kolację.

– Wspominał o czymś, co go gnębi, poza sprawą Salvatoriego?

– Owszem, martwiła go jego waga. – Foxx uśmiechnął się blado.

– Fitz nie znosił tyć, choćby o funt. Rozmawialiśmy o jego programie ćwiczeń i możliwości wzbogacenia pracy nad ciałem, gdy będzie miał chwilę czasu. Obejrzeliśmy komedię w salonie, a potem, jak już mówiłem, poszliśmy spać.

– Kłóciliście się?

– Kłóciliśmy?

– Ma pan sińce na ramieniu, panie Foxx. Czy pan i pan Fitzhugh biliście się wczoraj wieczorem?

– Nie. – Zbladł jeszcze bardziej, a w oczach znów błysnęły mu łzy, zwiastując kolejną falę szlochu. – Nigdy nie dochodziło między nami do rękoczynów. Owszem, od czasu do czasu zdarzała się nam kłótnia, jak to między ludźmi. Te sińce…, może uderzyłem się o wannę, kiedy próbowałem…

– Czy pan Fitzhugh utrzymywał stosunki z kimś jeszcze, poza panem?

Zapuchnięte oczy spojrzały na nią chłodno.

– Jeśli ma pam na myśli innych kochanków, to nie. Byliśmy sobie wierni.

– Kto jest właścicielem tego mieszkania?

Twarz Foxxa stężała, a jego głos zabrzmiał zimno.

– Dziesięć lat temu zostało zapisane na nas obydwu. Wcześniej należało do Fitza.

Teraz należy do ciebie, pomyślała Eve.

– Przypuszczam, że pan Fitzhugh był człowiekiem zamożnym. Wie pan, kto dziedziczy jego majątek?

– Poza kilkoma zapisami na cele charytatywne, ja jestem jedynym spadkobiercą. Sądzi pani, że mógłbym go zabić dla pieniędzy?

W jego tonie było więcej niesmaku niż zgrozy. – Kto pani dał prawo wchodzić do mojego domu o tej porze i zadawać mi tak obrzydliwe pytania?

– Muszę znać na nie odpowiedź, panie Foxx. Jeśli nie zadam go teraz, będę musiała to zrobić w komisariacie, a nie sądzę, żeby tam czuł się pan lepiej. Czy pan Fitzhugh kolekcjonował noże?

– Nie. – Foxx zamrugał zdumiony, po czym zapadł się w fotelu.- Ja zbieram noże. Mam sporą kolekcję antyków. Zarejestrowanych – dodał szybko. – Wszystkie wpisane w odpowiednie rejestry.

– Ma pan w kolekcji nóż z rękojeścią z kości słoniowej, o prostym ostrzu, długości około sześciu cali?

– Tak, to dziewiętnastowieczna robota, z Anglii. – Zaczął łapać spazmatycznie powietrze. – Tego właśnie użył? Wziął mój nóż, żeby… Nigdzie go nie widziałem. Widziałem tytko Fitza w wannie. Zrobił to moim nożem?

– Zabrałam nóż jako dowód. Musimy poddać go testom, panie Foxx. Wydam panu pokwitowanie.

– Nie chcę żadnych kwitów. Nie chcę widzieć tego noża. – Ukrył twarz w dłoniach. – Fitz, jak mógł to zrobić moim nożem?

Znów wstrząsnął nim płacz. Eye usłyszała hałasy dochodzące sąsiedniego pokoju i domyśliła się, że przyjechali „zamiatacze.”

– Panie Foxx – powiedziała, wstając. – Funkcjonariusz przyniesie panu jakieś ubranie. Muszę pana poprosić, żeby został pan tu trochę dłużej. Może kogoś wezwać?

– Nie, nikogo. Nikogo nie chcę.

– Nie podoba mi się to, Peabody – mruknęła Eye w drodze na dół do samochodu. – Ni stąd, ni zowąd Fitzhugh wstaje w środku nocy, bierze zabytkowy nóż i robi sobie kąpiel. Zapala świece, włącza muzykę, potem podcina sobie żyły. Bez żadnego powodu. Facet u szczytu kariery, cholernie bogaty, z luksusową chatą, klienci walą do niego drzwiami i oknami, a on postanawia ze sobą skończyć?

– Nie rozumiem samobójstw. Chyba nie potrafię wczuć się w położenie ludzi, którzy się do tego posuwają.

Eye rozumiała. Sama rozważała kiedyś taką możliwość, podczas swojego pobytu w stanowych przytułkach i wcześniej, w mrocznych czasach, gdy śmierć wydawała się jedynym wyzwoleniem od piekła, jakim było jej życie.

Dlatego właśnie nie mogła się pogodzić z samobójstwem kogoś takiego jak Fitzhugh.

– Nie ma tu motywu, w każdym razie jak dotąd nie poznaliśmy jeszcze żadnego. Mamy jednak pokrwawionego kochanka, który kolekcjonuje noże i który odziedziczy niemałą fortunę.

– Myśli pani porucznik, że Foxx mógł go zabić? – dumała na głos Peabody, kiedy zjechały do podziemnego parkingu. – Fitzhugh był prawie dwa razy większy od niego. Nie dałby się zabić bez walki, a nie było żadnych śladów szarpaniny.

– Ślady można zatrzeć – odparła Eye. – Foxx miał sińce, poza tym, jeżeli Fitzhugh był pod działaniem narkotyków albo innych środków chemicznych, mógł w ogóle nie stawiać oporu. Zobaczymy, co będzie w raporcie z toksykologii.

– Dlaczego chce pani, żeby to było zabójstwo?

– . Wcale nie chcę. Chcę tylko znaleźć w tym jakiś sens, a samobójstwo nie pasuje mi do tej układanki. Być może Fitzhugh nie mógł zasnąć, być może wstał. Ktoś korzystał z pokoju rekreacyjnego. Lub chciał, żeby pokój sprawiał wrażenie, że z niego korzystano.

– Nigdy nie widziałam czegoś podobnego – powiedziała Peabody, wspominając pokój do relaksu. – Tyle zabawek w jednym miejscu. Ten wielki fotel ze wszystkimi przyrządami, ekran w ścianie, stanowisko do programów wirtualnych, korektor samopoczucia. Korzystała pani kiedyś z korektora samopoczucia, poruczniku?

– Roarke ma coś takiego. Nie lubię tego. Wolę, żeby nastrój zmieniał mi się naturalnie, nie chcę go programować. – Eye zauważyła jakąś postać siedzącą na masce jej samochodu i syknęła. – Tak jak na przykład teraz. Czuję, że nastrój mi się zmienia. Chyba za chwilę szlag mnie trafi.

– Proszę, Dallas i Peabody znów razem. – Nadine Furst, czołowa reporterka Kanału 75, ześliznęła się z wdziękiem z samochodu. – Jak tam miesiąc miodowy?

– To moja prywatna sprawa – warknęła Eye.

– Hej, myślałam, że jesteśmy kumplami. – Nadine mrugnęła do Peabody.

– Nigdy nie zmarnowałaś okazji, żeby wykorzystać naszą znajomość w swoich materiałach, kumplu.

– Dallas. – Nadine rozłożyła ręce; były wyjątkowo piękne. – Zamykasz mordercę i kończysz znaną, poruszającą ludzi sprawę w czasie własnego wieczoru panieńskiego, na który byłam zaproszona – to przecież bomba. Ludzie nie tylko mają prawo o tym wiedzieć, oni się tego domagają. Oglądalność od razu wzrosła. A teraz, ledwie wróciłaś, już masz coś dużego. Co z tym Fitzhughem?

– Nie żyje. Mam sporo pracy, Nadine.

– Daj spokój, Eye. – Nadine szarpnęła ją za rękaw. – Po tym, co razem przeszłyśmy? Uchyl przynajmniej rąbka tajemnicy.

– Klienci Fitzhugha będą sobie musieli poszukać innego adwokata. To wszystko, co ci mogę powiedzieć.

– Daj spokój. Wypadek, zabójstwo, co się stało?

– Prowadzimy dochodzenie – odparła krótko Eye, wstukując kod w zamek.

– Peabody?

Peabody tylko się uśmiechnęła i wzruszyła ramionami, więc Nadine mówiła dalej.

– Wiesz, Dallas, powszechnie wiadomo, że ty i nieboszczyk nie przepadaliście za sobą. Po wczorajszej rozprawie wszystkie agencje powtarzały jego zdanie o tobie, że jesteś szalonym gliniarzem, który używa odznaki jako tępego narzędzia walki.

– Wielka szkoda, że więcej nie będzie wam dostarczał podobnie celnych cytatów.

Gdy Eye zatrzasnęła drzwi, Nadine z uporem uczepiła się okna.

– Więc chcę usłyszeć coś od ciebie.

– S. T. Fitzhugh nie żyje. Policja prowadzi śledztwo. Odsuń się.

– Włączyła silnik i tak wystrzeliła z boksu, że Nadine musiała uskoczyć przed samochodem, by uratować stopy. Gdy Peabody zachichotała, Eye obróciła ku niej kamienną twarz.

– Coś cię rozbawiło?

– Lubię ją. – Peabody nie mogła się powstrzymać, by nie spojrzeć w tył na Nadine, która stała rozpromieniona na parkingu. – Pani też, poruczniku.

Eye zdusiła wybuch śmiechu.

– Są gusta i guściki – powiedziała, wyjeżdżając w deszczowy ranek.


Poszło doskonale. Po prostu doskonale. I do tego to ekscytujące poczucie, że całkowicie panuje się nad sytuacją. Spływające z różnych agencji informacyjnych kolejne raporty były pieczołowicie zapisywane i logowane. Takie sprawy wymagały starannej organizacji i dzięki niej mały stosik dyskietek z danymi powoli, lecz bez przerwy się powiększał.

Było przy tym sporo zabawy, co stanowiło pewną niespodziankę. Oczywiście zabawa nie była głównym powodem całej operacji, tylko przyjemnym efektem ubocznym.

Kto następny ulegnie pokusie?

Za dotknięciem jednego klawisza na ekranie monitora pojawiła się twarz Eve, a obok zostały wyświetlone wszystkie dane związane z jej osobą. Fascynująca kobieta. Miejsce urodzenia i rodzice nieznani. Zmaltretowane dziecko ukrywające się na ulicy w Dallas, w stanie Teksas – ślady pobicia na ciele, luki w pamięci. Kobieta, która nie pamięta pierwszych lat swojego życia. Lat, które kształtują duszę, w ciągu których bito ją, gwałcono i katowano.

Co też życie mogło zrobić z jej umysłem? Z sercem? Kim mogła stać się po takich doświadczeniach?

Jako młoda dziewczyna została pracownikiem społecznym, a jako dorosła kobieta Eve Dallas pracowała w policji. Wkrótce zyskała reputację upartego gliniarza. Ostatniej zimy zrobiło się o niej głośno podczas śledztwa prowadzonego w bardzo delikatnej i paskudnej sprawie.

Wtedy właśnie poznała Roarke”a.

Komputer zabrzęczał i wyświetlił twarz Roarke” a. Co za intrygująca para. Jego pochodzenie było niewiele lepsze niż tej policjantki. Ale on, przynajmniej na początku, wybrał drugą stronę prawa, po której chciał odnieść sukces. I zbić fortunę.

Teraz stanowili parę. Parę, którą można było rozbić w każdej chwili.

Ale jeszcze nie przyszła pora. Przynajmniej na razie.

W końcu gra dopiero się zaczęła.

Загрузка...