13

Przez kilka następnych dni Eve próbowała iść różnymi tropami, lecz za każdym razem okazywało się, że trafia w ślepy zaułek. Kiedy potrzebowała zmiany tempa i chciała, by jej umysł trochę odpoczął, zaprzęgała do roboty Peabody. Męczyła Feeneya, by wykorzystywał każdą wolną chwilę i szukał dla niej jakiejś informacji. Czegokolwiek.

Zgrzytała zębami, gdy na jej biurku lądowały inne sprawy i zostawała po godzinach.

Kiedy chłopcy z laboratorium ociągali się z wynikami, wsiadła na nich i zaczęła ich gnębić bez litości. Doszło nawet do tego, że zaczynali się wykręcać, ledwie zobaczyli ją na ekranie videokomu. Eye postanowiła działać, więc zaciągnęła Peabody do laboratorium, by spróbować osobistej perswazji.

– Przestań mi wciskać TSSG o nawale roboty, Dickie.

Dickie Berenski wyglądał na cierpiącego. Jako główny technik w laboratorium mógł wydelegować z pół tuzina laborantów, by uniknąć osobistej konfrontacji z wściekłym detektywem. Ale wszyscy w tej trudnej chwili zdezerterowali.

Polecą głowy, pomyślał i westchnął.

– Co rozumiesz przez TSSG?

– To samo stare gówno, Dickie. Z tobą mam zawsze TSSG.

Spojrzał na nią spode łba, ale postanowił adoptować ten skrót na własne potrzeby.

– Słuchaj, Dallas. Podałem ci jak na tacy wszystkie analizy, prawda? W ramach koleżeńskiej przysługi osobiście je opracowałem.

– W ramach przysługi, niech cię szlag. Przekupiłam cię biletami do loży na finały w Arenie.

Zrobił niewinną minę.

– Myślałem, że to był prezent.

– Nie będzie więcej łapówek. – Dźgnęła go palcem w cherlawą pierś- Co z tymi goglami? Dlaczego jeszcze nie mam raportu?

– Bo nie znalazłem nic, o czym bym miał pisać w raporcie. Program jest niczego sobie, Dallas. – Znacząco poruszył brwiami. Ale jest czysty. Żadnych usterek. To samo z maszyną – czysta i bez zarzutu. Powiem ci nawet, – dodał, zniżając głos – sami powinniśmy taki dobry sprzęt. Kazałem Sheili rozłożyć maszynę na części i złożyć z powrotem. Cholernie zawodowy sprzęt, najlepszy w swojej klasie – nawet lepszy od swojej klasy. Technologia ponadklasowa. Ale to nic dziwnego. Produkt od Roarke”a.

– Od… – głos uwiązł jej w gardle na tę zaskakującą nowinę, lecz starała się nie pokazać po sobie zdumienia i niepokoju. – Z którego zakładu?

– Do diabła, Sheila ma wszystkie informacje. Z któregoś poza planetą. Tego jestem pewien. Tańsza siła robocza. A to maleństwo pochodzi ze świeżutkiego transportu. Na rynku jest nie dłużej niż miesiąc.

Poczuła silniejszy ucisk w żołądku.

– Ale nie ma żadnych usterek?

– Nie. To prawdziwe cudo. Sam już złożyłem zamówienie.-Popatrzył na nią wymownie. – Mam nadzieję, że dzięki tobie dostanę go po kosztach własnych.

– Jeśli zrobisz mi bardzo szczegółowy raport i oddasz sprzęt, to o tym pomyślę.

– Sheila już skończyła pracę – jęknął, krzywiąc się płaczliwie, co miało znaczyć, że mu bardzo przykro. – Będziesz miała skończony raport na biurku jutro przed południem.

– Zrobisz to teraz, Dickie. – Dobry glina znał słabości swojej ofiary. – A ja postaram się, żebyś dostał w prezencie takie cacko.

– No, w takim razie… zaczekajcie. – Już wesoły pobiegł do swojego komputera wciśniętego we wnękę laboratorium, którego układ przypominał gigantyczny ul.

– Dallas, jedna taka maszyna kosztuje pewnie ze dwa tysiące.

Peabody patrzyła z niesmakiem za oddalającym się Dickiem. – Przesadziłaś z tą łapówką.

– Chcę, żeby mi dał ten raport. – Eye wyobrażała sobie, że Roarke trzyma gdzieś skrzynkę takich stacji, które rozdaje w celach promocyjnych. Jako prezenty, pomyślała, czując kłucie w żołądku, dla polityków, pracowników, wpływowych obywateli. – Straciłam trzy dni. I nic. Nie będę mogła przekonać Whitneya, żeby dał mi jeszcze trochę czasu.

Odwróciła się, bowiem Dickie wyjechał na krześle ze swojej wnęki.

– Sheila już prawie skończyła. – Wręczył jej dysk i wydruk.

– Popatrz na to. To komputerowy obraz wzoru tamtego programu wirtualnego. Sheila zaznaczyła kilka zaburzeń.

– Zaburzeń? Co masz na myśli? – Eye wyrwała mu kartkę i przyjrzała się świetlistym strzałom, krzywym i okręgom.

– Nie wiem dokładnie, co to jest. Prawdopodobnie relaks nakierowany na podświadomość, czy raczej w tym wypadku, podświadoma stymulacja. Niektóre nowsze programy mają dość rozbudowane pakiety działające na podświadomość. Widzisz, tu, takie zaciemnienia, co kilka sekund.

– Sugestie? – Poczuła nagły przypływ energii. – Chcesz powiedzieć, że program jest nafaszerowany sugestiami dla podświadomości użytkownika?

– To dość powszechna praktyka. Używa się tego do zwalczania nałogów, zwiększenia sprawności seksualnej, zdolności umysłowych i tak dalej, od dziesiątków lat. Mój stary rzucił palenie dzięki podprogowym sugestiom pięćdziesiąt lat temu.

– A czy można w ten sposób przekazywać impulsy do takich zachowań… jak samobójstwo?

– Słuchaj, podprogowe sugestie mogą zwiększać apetyt na dobra konsumpcyjne albo pomagać w przezwyciężeniu nałogów. Ale taka bezpośrednia sugestia? – Skubnął wargę, potrząsając głową. – Trzeba by sięgnąć głębiej, poza tym, to by wymagało długich sesji, żeby sugestia trafiła do normalnego mózgu. Instynkt przetrwania jest silniejszy.

Znów z przekonaniem potrząsnął głową.

– Oglądaliśmy te programy mnóstwo razy.

Zwłaszcza sekwencje fantazji erotycznych, pomyślała Eye.

– Testowaliśmy je na ochotnikach i analizowaliśmy na androidach. Nikt nie skakał z dachu. Właściwie nie mieliśmy żadnych niezwykłych reakcji. To tylko fajny program na najwyższym poziomie.

– Chcę mieć pełną analizę tych cieni sugestii podprogowych.

Spodziewał się tego.

– W takim razie muszę zatrzymać maszynę. Sheila już zaczęła to robić, jak widzisz, ale na to potrzeba czasu. Trzeba obejrzeć program, usunąć moduł wirtualny, przefiltrować sekwencje podprogowe. Potem trzeba czasu na testy, analizy, zrobienie raportu. Dobra sugestia, a gwarantuję ci, że ta jest idealna, bywa bardzo delikatna. Odczytanie jej wzoru to nie odczyt wykrywacza kłamstw.

– Ile czasu potrzebujesz?

– Dwa dni, może półtora dnia, jeśli dopisze mi szczęście.

– Lepiej, żeby ci dopisało – zasugerowała, podając wydruk

Eye starała się nie martwić tym, że stacja wirtualna była jedną z zabawek Roarke”a ani konsekwencjami, jakie by mogły wyniknąć z faktu, gdyby istotnie przyczyniła się do samobójstwa. Cienie sugestii podprogowych. Być może to był właśnie związek między sprawami, którego szukała. Kolejnym krokiem powinno być sprawdzenie stacji, które mieli Fitzhugh, Mathias i Peany.

Z Peabody z trudem dotrzymującą jej kroku przepychała się chodnikiem. Jej wóz był ciągle u konserwatorów. Eye uznała, że nie warto zawracać sobie głowy żądaniem wydania pojazdu, żeby dostać się trzy przecznice dalej.

– Jesień idzie.

– Co?

Widząc, że Eye nie przejawia żadnego zainteresowania świeżością balsamicznym zapachem lekkiego wiatru z zachodu, Peabody przystanęła na chwilę i głęboko wciągnęła powietrze.

– Czuć to w powietrzu.

– Co ty wyrabiasz? – spytała ostro Eye. – Zwariowałaś? Nawdychasz się Nowego Jorku, a potem spędzisz cały dzień na odtruwaniu.

– Jeśli nie liczyć spalin i wyziewów ciał, zapach jest cudowny. Może po wyborach uchwalą tę nową ustawę o świeżym powietrzu.

Eye obrzuciła spojrzeniem swoją asystentkę.

– Odzywa się twoja dusza wolnowiekowca, Peabody.

– Nie ma mc złego w dbaniu o środowisko naturalne. Gdyby nie miłośnicy drzew, dawno już chodzilibyśmy cały dzień w maskach z filtrami i osłonach przeciwsłonecznych. – Peabody spojrzała tęsknie na przejeżdżającą platformę z ludźmi, ale przyspieszyła kroku, by się zrównać z długonogą Eye. – Nie chciałabym krakać, ale trzeba się będzie sporo nagimnastykować z dostępem do tamtych stacji wirtualnych. Procedura przewiduje, że powinny już dawno wrócić do spadkobierców zmarłych.

– Dostanę się do nich i dopóki tego nie rozwikłam, chcę, żeby było o tym cicho, jakby chodziło o tajemnicę służbową.

– Jasne. – Zawahała się przez chwilę. – Mam wrażenie, że Roarke ma tam tyle macek, że nie sposób będzie się dowiedzieć, co kto robi w danej chwili.

– To konflikt interesów i obie o tym wiemy. W tej sprawie narażam także twój tyłek.

– Przykro mi, ale się nie zgadzam. Sama troszczę się o swój tyłek. Jest narażony tylko wtedy, gdy na to pozwolę.


– Zauważyłam i doceniam.

– Mogłabyś więc też zauważyć, że ja również jestem fanem Areny.

Eye zatrzymała się, popatrzyła na nią i wybuchnęła śmiechem.

– Jeden czy dwa bilety?

– Dwa. Może mi się poszczęści.

Wymieniły uśmiechy, gdy nagle powietrze rozdarł jazgot syreny.

– Niech to szlag, gdybyśmy wyszły pięć minut wcześniej albo później, ominęłaby nas ta atrakcja.

Eye wyciągnęła broń, obracając się na pięcie. Alarm włączył się w centrum kredytowym tuż na wprost niej.

– Co za głupek atakuje centrum dwa kroki od centrali policji? Oczyść ulicę, Peabody – rozkazała. – Potem zabezpiecz tylne wyjście.

Pierwszy rozkaz był właściwie niepotrzebny, bowiem wszyscy piesi rozbiegli się w poszukiwaniu schronienia. Eye wyszarpnęła nadajnik, wysłała standardową prośbę o posiłki, po czym skoczyła w stronę automatycznych drzwi.

W środku panowało straszne zamieszanie. Dzięki temu, że ludzie przedzierali się do wyjścia, a ona w przeciwną stronę, była w miarę bezpieczna pod ich osłoną. Jak w większości centrów kredytowych, sala była nieduża, pozbawiona okien, otoczona kasami, które były umieszczone dość wysoko, dla wygody klientów i dyskrecji. Tylko jedną z kas obsługiwał człowiek: w pozostałych trzech siedziały androidy, które natychmiast po wybuchu paniki automatycznie się wyłączyły.

Jedyną pracującą tu istotą ludzką była kobieta, z wyglądu dwudziestokilkuletnia, z krótko przyciętymi czarnymi włosami, w tradycyjnym, białym kombinezonie. Jej twarz miała wyraz autentycznego przerażenia, ponieważ ręce, które sięgały przez otwór okienka, trzymały ją za gardło.

Człowiek, który zaciskał palce na jej szyi, groził jej równocześnie czymś, co wyglądało na ładunek wybuchowy domowej produkcji.

– Zabiję ją. Cholera, wepchnę jej to do gardła.

Groźba nie przestraszyła Eye. Nie przeraził jej też opanowany ton, jakim została wypowiedziana. Wykluczyła możliwość, że facet jest pod wpływem środków chemicznych albo jest zawodowcem. Po wyglądzie jego zniszczonych dżinsów i koszuli oraz niechlujnego zarostu wywnioskowała, że ma do czynienia z doprowadzonym do ostateczności biedakiem miejskim.

– Ta dziewczyna nic ci nie zrobiła. – Po szybkim wejściu do budynku, Eye zbliżyła się wolnym krokiem. – To nie jej wina. Może byś ją puścił.

– Każdy mi coś zrobił. Każdy jest częścią systemu. – Szarpnął nieszczęsną kasjerkę, jeszcze bardziej wyciągając jej głowę przez okienko. Zaklinowały się jej ramiona, a twarz lekko zsiniała. – Nie podchodź – powiedział cicho. – Nie mam nic do stracenia. Nie mam dokąd iść.

– Dusisz ją. Jeśli zginie, stracisz żywą tarczę. Wyluzuj się trochę. Jak ci na imię?

– Imiona są gówno warte. – Ale rozlunił uchwyt, tak że młoda kasjerka mogła nabrać powietrza. – Liczy się tylko forsa. Wyjdę stąd z torbą kredytów i nikomu nic się nie stanie. Po prostu następnym razem zrobią ich więcej.

– To nie takie proste. – Eye ostrożnie posunęła się o następne trzy kroki, nie spuszczając go z oka. – Wiesz, że stąd się me wydostaniesz. Ulica jest już zablokowana, budynek otoczony przez ochronę. Jezu, stary, cały teren roi się od gliniarzy o każdej porze dnia i nocy. Mogłeś sobie wybrać lepsze miejsce.

Kątem oka dostrzegła, że Peabody wślizgnęła się tylnym wejściem i zajęła pozycję. Żadna z nich nie mogła ryzykować strzału, dopóki miał w rękach kasjerkę i ładunek.

– Jeżeli to upuścisz albo nawet za bardzo się spocisz, może wybuchnąć. Wszyscy w środku zginą.

– No to wszyscy zginiemy. To i tak bez znaczenia.

– Puść tę dziewczynę. Jest zwykłą urzędniczką. Próbuje zarobić na życie.

– Ja też próbowałem.

Spostrzegła to w jego oczach ułamek sekundy za późno. Bezdenną rozpacz. W mgnieniu oka podrzucił wysoko bombę. Całe życie mignęło jej przed oczami, gdy puściła się sprintem i rzuciła na podłogę. Spóźniła się o włos.

Właśnie kiedy zasłoniła rękami głowę przed wybuchem, tandetnie wykonana kula potoczyła się do rogu, podskoczyła i znieruchomiała.

– Niewypał. – Niedoszły złodziej zaśmiał się cicho – Zaskoczona?

– Eye zerwała się na nogi. I wtedy zaatakował.

Nie miała czasu, żeby wycelować ani nawet strzelić bez mierzenia. Zaatakował ją, uderzając z całej siły, jak taranem. Poleciała plecami na kasy samoobsługowe. Dopiero teraz nastąpił wybuch – eksplozja bólu w jej głowie, kiedy biodrem trafiła w twardą krawędź. Cudem nie wypuściła broni z ręki. Miała nadzieję, że trzask, który usłyszała, to tylko łamiący się tam laminat, a nie kość.

Chwycił ją w ramiona, co mogło wyglądać jak miłosny uścisk, który okazał się jednak zadziwiająco skuteczny. Zablokował jej broń, przypierając ją do kasy, tak że nie mogła poruszać się wokół własnej osi, tylko z trudem przesunęła ciężar ciała w bok.

Runęli na podłogę. Nieszczęśliwie znalazła się pod jego szczupłym, konwulsyjnie prężącym się ciałem, które na niej ciężko wylądowało. Uderzyła łokciem w płytkę w podłodze, uwalniając kolano i podstępnie zadając mu cios. Wkładając w to więcej siły niż techniki, walnęła go kolbą w skroń.

Cios okazał się skuteczny. Wywrócił oczy białkami do góry i opadł na nią bezwładnie. Zsunęła go z siebie, podnosząc się na kolana.

Zdyszana, walcząc z mdłościami, których dostała, gdy jej żołądek zderzył się z jakąś kościstą częścią jego ciała, Odgarnęła włosy z oczu. Peabody także klęczała, z bombą w jednej a bronią w drugiej ręce.

– Nie mogłam strzelić. Pobiegłam po bombę. Myślałam że sama dasz sobie radę.

– Świetnie, po prostu ślicznie. – Wszystko ją bolało a na widok swojej asystentki z bombą w dłoni zaczęło jej pulsować w skroniach.

– Nie ruszaj się.

– Nie ruszam się. Nawet nie oddycham.

– Trzeba wezwać saperów. Przynieś pojemnik.

– Właśnie miałam… – Peabody urwała i zbladła jak widmo.

– Cholera, Dallas, to się robi gorące.

– Rzuć to! W tej chwili! Kryj się. – Eye złapała jedną ręką bezwładne ciało i pociągnęła nieprzytomnego za kasę, przywarła do niego i zakryła głowę rękami.

Powietrzem wstrząsnęła eksplozja. Eye poczuła falę gorąca i Bóg wie co posypało się na nią. Automatyczny czujnik przeciwpożarowy włączył alarm, ostrzegając pracowników i klientów, by spokojnie i pojedynczo opuścili budynek. Z sufitu trysnęły strugi lodowatej wody.

Wdzięczna, że nie czuje większego bólu i wszystkie części ciała ma chyba na miejscu, złożyła podziękowania opatrzności.

Kaszląc w gęstym dymie, wypełzła spoza resztek kasy.

– Peabody! Jezu! – Zachłysnęła się, przetarła szczypiące oczy i czołgała się dalej, stwierdziwszy, że podłoga jest teraz mokra i lepka. Coś gorącego oparzyło ją w rękę, więc zaklęła. – Peabody, gdzie jesteś, do cholery?

– Tutaj. – Słabej odpowiedzi towarzyszył suchy kaszel. – Chyba jestem cała.

Stojąc na czworakach, zobaczyły się wreszcie przez zasłonę z dymu i strumieni wody. Popatrzyły na swoje czarne twarze. Eye wyciągnęła rękę i słabym ruchem klepnęła ją kilka razy po głowie.

– Włosy ci się paliły – wyjaśniła.

– Dzięki. Co z tym dupkiem?

– Ciągle nieprzytomny. – Eye przysiadła na piętach i przeprowadziła szybkie oględziny. Nie zauważyła krwi, co było niemałą ulgą. Miała na sobie ubranie, choć całe było w strzępach. – Wiesz, zdaje mi się, że ten budynek należy do Roarke”a.

– No to pewnie będzie wkurzony. Dym i woda to najgorsze świństwo.

– Wiem. Co za pieprzony dzień. Niech się tym zajmą gliny od kredytów. Dzisiaj wieczorem urządzam przyjęcie.

– Tak. – Peabody skrzywiła się, wciągając poszarpany rękaw munduru. – Nie mogę się już doczekać. – Nagle zachwiała się i popatrzyła na nią spod zmrużonych powiek. – Dallas, ile miałaś par oczu, kiedy tu wchodziłaś?

– Jedną. Zdaje się.

– Cholera. Teraz masz dwie. Chyba jedna z nas ma kłopot. – Po tych słowach padła Eye w ramiona.

Nie było chwili do stracenia. Wyciągnęła Peabody ze zgliszczy i przekazała ją ekipie medycznej, złożyła meldunek oficerowi dowodzącemu oddziałem ochrony, a potem przekazała te same informacje saperom. Między jednym a drugim meldunkiem popędziła medyków, by zajęli się Peabody, powstrzymując ich próby zbadania jej skanerem urazowym.

Roarke przebrał się już na wieczór, kiedy wpadła do domu.

Przerwał rozmowę z Tokio, którą prowadził przez ręczny videokom, i odwrócił się od kwiaciarzy układających w holu bukiety z białych i różowych malw.

– Co ci się stało?

– Nie pytaj. – Minęła go w biegu i pomknęła na górę.

Gdy wszedł za nią do sypialni i zamknął drzwi, pozbyła się już tego, co zostało z jej koszuli.

– Jednak zapytam.

– Jednak okazało się, że bomba nie była niewypałem. – Nie chcąc usiąść i zabrudzić mebli czymś, co oblepiało jej spodnie, zaczęła skakać na jednej nodze, próbując zsunąć but.

Roarke nabrał głęboko powietrza.

– Bomba?

– No, taki ładunek domowej roboty. Aż trudno uwierzyć. – Udało się jej uwolnić od drugiego buta i zaczęła ściągać poszarpane, brudne spodnie. – Jeden gość napadł na centrum kredytowe dwie przecznice od centrali policji. Idiota. – Rzuciła strzępy ubrania na podłogę, odwróciła się i chciała pobiec pod prysznic, ale w tym momencie Roarke złapał ją za ramię.

– Rany boskie. – Obrócił ją, żeby lepiej widzieć purpurowy siniec na jej biodrze. Był większy od jego dłoni. Prawe kolano spuchło jak balon; poza tym rozliczne siniaki okrywały jej ręce i ramiona. – Eye, wyglądasz potwornie.

– Powinieneś zobaczyć tamtego. Przynajmniej dzięki państwu będzie miał przez kilka łat dach nad głową i trzy posiłki dziennie. Muszę się doprowadzić do porządku.

Nie puścił jej, tylko spojrzał jej w oczy.

– Przypuszczam, że nie pozwoliłaś, by obejrzała cię ekipa medyczna

– Te rzeźniki? Uśmiechnęła się. – Nic mi nie jest, jestem tylko trochę poobijana. Jutro się tym zajmę.

– Będziesz miała szczęście, jeżeli jutro zdołasz się poruszać. Chodź.

– Roarke… – Skrzywiła się i utykając poszła za nim do łazienki.

– Siadaj. I bądź cicho.

– Nie ma na to czasu. – Usiadła, odwracając wzrok. – To może potrwać kilka godzin, zanim uda mi się pozbyć tego smrodu i sadzy. Chryste, ależ te domowe bomby śmierdzą. – Powąchała ramię i wykrzywiła się. – Siarka. – Spojrzała na niego podejrzliwie. – Co to jest?

Zbliżył się do niej z grubym opatrunkiem nasączonym czymś różowym.

– To najlepsze, co możemy w tej chwili zrobić. Przestań się kręcić. – Położył opatrunek na jej kolanie, przytrzymując go ręką, głuchy na jej protesty.

– To śmierdzi. Jezu. – Wolną ręką Roarke chwycił ją za brodę i uważnie popatrzył w jej czarną twarz. – Powtarzam się, ale mówię ci, że wyglądasz potwornie. Przytrzymaj to. – Lekko ścisnął jej podbródek. – Mówię poważnie.

– Dobrze już, dobrze. – Rozdrażniona przytrzymała opatrunek ręką, a Roarke podszedł do szafki. Szczypanie powoli ustawało. Nie chciała przyznać, że rwący ból w kolanie rzeczywiście stał się mniej dokuczliwy. – Co jest w tym opatrunku?

– Różne takie. To powinno zmniejszyć opuchliznę i znieczulić to miejsce na kilka godzin. – Wrócił ze szklanką jakiegoś płynu.

– Wypij to.

– Nic z tego. Żadnych leków.

Bardzo spokojnie położył jej dloń na ramieniu.

– Eye, jeżeli nie boli cię w tej chwili, to tylko wpływ adrenaliny. Ale zacznie i to jak diabli. Wiem, jak to jest, kiedy człowiek jest cały posiniaczony. Wypij.

– Nic mi nie będzie. Nie chcę… – Straciła dech, ponieważ ścisnął jej nos i wlał jej zawartość szklanki prosto do gardła.

– Gnojek – wykrztusiła, okładając go pięścią.

– Grzeczna dziewczynka. A teraz marsz pod prysznic. – Ustawił jej kojąco letnią temperaturę wody.

– Pożałujesz tego. Nie wiem jeszcze jak i kiedy, ale się zemszczę. – Utykając, weszła do kabiny, wciąż mrucząc pod nosem. – Sukinsyn. Będzie mi lał jakieś świństwa do gardła. Traktuje mnie jak ostatniego głupka. – Bezwiednie jęknęła z ulgą, czując na potłuczonym ciele strumień ciepłej wody.

Obserwował ją z uśmiechem, gdy oparła się o szklaną ścianę, nadstawiając twarz pod płynące strugi wody.

– Powinnaś włożyć coś luźnego i długiego. Może przymierzysz tę niebieską suknię do kostek od Leonarda?

– Idź cło diabła. Sama potrafię się ubrać. Może przestaniesz się na mnie gapić i pójdziesz popędzić swoich służących, co?

– Kochanie, to są teraz nasi służący

Zdusiła chichot i stuknęła dłonią w panel sterowania prysznica, uruchamiając schowany tam aparat.

– Centrum Zdrowia Brightmore – powiedziała do mikrofonu.

– Z recepcją na piątym piętrze. – Czekając na połączenie, jedną ręką rozprowadziła na włosach szampon. – Mówi porucznik Eye Dallas. Jest u was moja asystentka, posterunkowa Delia Peabody. Podajcie mi jej stan. – Przez pięć sekund słuchała standardowego komunikatu, po czym przerwała pielęgniarce. – To się dowiedzcie i to już. Chcę szczegółowo znać jej stan zdrowia i wierzcie mi, lepiej dla was będzie, jeśli nie zgłoszę się po to sama.

Tak minęła godzina; musiała przyznać, że była to względnie bezbolesna godzina. Czymkolwiek Roarke ją napoił, nie czuła się jak zwykle po lekach senna i bezradna, czego tak nie znosiła. Wręcz przeciwnie – była rześka, tylko lekko kręciło się jej w głowie.

Musiała też przyznać, przynajmniej przed sobą, że miał rację co do tej sukienki. Lekki materiał przyjemnie otulił jej skórę, a wszystkie siniaki zniknęły pod wysokim kołnierzem, zwężanymi rękawami i długim, sięgającym kostek dołem. Do sukni dodała brylant, który od niego dostała, jako symbol przeprosin za to, że na niego nawrzeszczała – choć prawdę mówiąc sam sobie na to zasłużył.

Z mniejszym zniecierpliwieniem niż zwykle zajęła się swoją twarzą i włosami. Oglądając się potem w trzyczęściowym lustrze stwierdziła, że rezultaty są wcale niezłe. Uważała, że udało jej się osiągnąć wygląd, który można nazwać eleganckim.

Gdy wyszła na taras na dachu, gdzie miał się odbyć występ Mavis, uśmiech Roarke”a potwierdził jej przypuszczenia.

– Otóż i jest – powiedział cicho, podchodząc do niej, biorąc jej dłonie i podnosząc je do ust.

– Zdaje się, że z tobą nie rozmawiam.

– Dobrze. – Pochylił się i uważając na jej obrażenia, pocałował ją.

– Lepiej się czujesz?

– Może. – Westchnęła, lecz nie wyrwała rąk z jego uścisku.

– Chyba będę musiała cię tolerować za to, co robisz dla Mavis.

– Oboje to dla niej robimy.

– Ja jeszcze nic nie zrobiłam.

– Wyszłaś za mnie – zauważył. – Co z Peabody? Słyszałem, że pod prysznicem rozmawiałaś z Centrum Zdrowia.

– Lekki wstrząs, stłuczenia i guzy. Była też w niewielkim szoku, ale jej stan już się ustabilizował. To ona złapała bombę. – Eye przypomniała sobie tę chwilę i odrobinę pobladła. – Ładunek odpalił jej prawie w rękach. – Zamknęła oczy, potrząsając głową. – Ale mnie przestraszyła. Myślałam, że będę musiała zbierać ją z podłogi kawałek po kawałku.

Jest dzielna i sprytna.

– Uczy się w końcu u najlepszego gliniarza. – Eye otworzyła oczy i zmierzyła go zimnym spojrzeniem.

– Wazeliniarstwem nie zmusisz mnie, żebym ci wybaczyła nafaszerowanie mnie jakąś chemią.

– No to znajdę coś innego, co cię zmusi.

Zdumiała go jej reakcja, bowiem Eve nagle objęła dłońmi jego twarz.

– Jeszcze o tym porozmawiamy, mój ty znawco.

– Kiedy tylko sobie życzysz, poruczniku.

Jednak nie uśmiechnęła się. Jej spojrzenie stało się bardziej przenikliwe.

– Jest jeszcze coś, o czym musimy porozmawiać. Poważnie.

– Widzę. – Rozejrzał się z niepokojem po tarasie, spojrzał na krzątających się ludzi z obsługi i kelnerów, którzy ustawili się rzędem po ostatnie instrukcje. – Możemy powierzyć resztę Summersetowi. Chodźmy do biblioteki.

– Wiem, że to nie w porę, ale nic na to nie poradzę. – Wzięła go instynktownie za rękę i skierowali się do korytarza prowadzącego do biblioteki.

Gdy znaleźli się w środku, Roarke zamknął drzwi, polecił zapalić światło i nalał im coś do picia. Eye dostała wodę mineralną.

– Będziesz się musiała obejść przez parę godzin bez alkoholu- powiedział. – Ten specyfik przeciwbólowy nie tworzy zbyt miłej mieszanki z trunkami.

– Chyba mogę się powstrzymać.

– Słucham cię.

– Dobrze. – Odstawiła na bok szklankę, nie umoczywszy nawet ust i przejechała dłońmi po włosach. – Wprowadziłeś na rynek nową stację wirtualną.

– Zgadza się. – Przysiadł na poręczy skórzanej kanapy i zapalił papierosa. – Jakiś miesiąc, sześć tygodni temu, zależy gdzie. Ulepszyliśmy sporo programów i opcji.

– Włącznie z działaniem na podświadomość.

W zamyśleniu wydmuchał dym. Nietrudno było odgadnąć, co czuje, zwłaszcza gdy dobrze się ją znało. Gryzła się czymś i była spięta, a tego stanu nie mógł zmienić nawet lek, który jej podał.

– Oczywiście. Niektóre pakiety w opcji zawierały komunikaty podprogowe. To bardzo popularne. – Wciąż na nią patrząc, skinął głową. – Przypuszczam, że Cerise miała jedną z tych nowych stacji i korzystała z niej przed skokiem.

– Tak. Laboratorium nie może jeszcze zidentyfikować tej sugestii podprogowej. Być może okaże się, że nic tam nie ma, jednak…

– Nie sądzisz – dokończył.

– Coś ją do tego pchnęło, wyzwoliło. Coś musiało ich wszystkich do tego popchnąć. Staram się o przejęcie wszystkich stacji, które miały pozostałe ofiary. Jeżeli się okaże, że wszyscy mieli te nowe modele… twoja firma znajdzie się w centrum uwagi śledztwa. Ty też.

– I to ja miałbym zachęcać ludzi do samobójstwa?

– Wiem, że nie masz z tym nic wspólnego – powiedziała szybko i gwałtownie. – Zrobię co tylko będę mogła, żeby cię w to me wciągać. Chcę…

– Eve – przerwał jej spokojnie. Odwrócił się, by rozgnieść papierosa w popielniczce. – Nie musisz mi się tłumaczyć. – Sięgnął do kieszeni, wyjął swój notatnik cyfrowy i wstukał kod. – Badania i prace projektowe nad tym modelem odbywały się w dwóch miejscach: w Chicago i na Travis II. Produkcją zajmuje się jedna z podległych mi spółek, też na Travis II. Dystrybucja i transport międzyplanetarny należy do Floty. Pakowane w Trillium, marketing prowadził Top Drawer, tu w Nowym Jorku. Mogę ci przesłać wszystkie te dane prosto do twojego komputera w biurze, jeśli chcesz.

– Przepraszam.

– Przestań. – Schował notatnik i wstał. – W tych firmach są setki, a nawet tysiące pracowników. Mogę zdobyć dla ciebie listę wszystkich, jeżeli cię to urządza. – Pochylił się i potarł kciukiem wiszący na jej szyi brylant. – Powinnaś wiedzieć, że osobiście wpływałem na kształt projektu i go aprobowałem, parafowałem plany. Stacje projektowano ponad rok i przez cały czas kontrolowałem przebieg tego procesu w różnych stadiach. Do wszystkiego przyłożyłem rękę.

Była tego pewna i tego właśnie się obawiała.

– Może skończyć się niczym. Dickie twierdzi, że moja teoria podświadomej sugestii samobójstwa jest tak mało prawdopodobna, że prawie niemożliwa.

– Eve, sama przecież korzystałaś z tej stacji.

– Tak, i tu właśnie jest słaby punkt mojej teorii. Przydarzył mi się tylko orgazm. – Nawet się nie uśmiechnęła. – Chciałabym się mylić, Roarke. Chcę się mylić i zaniknąć te sprawy, uznać je za zwykłe, celowe samobójstwa. Ale jeśli się nie mylę…

– Zajmiemy się tym. Od jutra. Sam spróbuję to wyjaśnić.

Pokręciła z powątpiewaniem głową, ale Roarke wziął ją za rękę.

– Eve, wiem, jak to wszystko się kręci, znam swoich ludzi, przynajmniej wszystkich szefów działów. Poza tym ty i ja pracowaliśmy już razem.

– Nie podoba mi się to.

– Szkoda. – Znów zaczął się bawić jej brylantem. – Bo mnie się podoba.

Загрузка...