2

Doktor nazywał się Wang i był stary. W większości programów planetarnych nie było ostatnio etatów dla lekarzy i mógł przejść na emeryturę w wieku dziewięćdziesięciu lat, ale podobnie jak inni w jego fachu, krążył od stacji do stacji, lecząc sińce i zadrapania, przepisując leki na chorobę kosmiczną i kłopoty z grawitacją, czasem odbierając jakiś poród oraz przeprowadzając badania.

Potrafił jednak rozpoznać ciało nieboszczyka.

– Nie żyje. – Mówił szybko, z lekko egzotycznym akcentem. Miał pergaminowo żółtą skórę, pomarszczoną niczym stara mapa. Jego oczy były czarne i miały kształt migdałów, a gładka i połyskująca głowa upodobniała go do zabytkowej, nieco sfatygowanej kuli bilardowej.

– Tyle już wiem. – Eve przetarła oczy. Nigdy nie miała do czynienia z lekarzem ze stacji kosmicznej, lecz sporo o nich słyszała. Nie lubili, gdy im przeszkadzano w rutynowych działaniach. – Chcę, żeby określił pan przyczynę i czas śmierci.

– Zaduszenie. – Wang wskazał długim palcem widoczne ślady na szyi Mathiasa. – Samobójstwo. Śmierć nastąpiła moim zdaniem między dwudziestą drugą a dwudziestą trzecią, dziś, bieżącego miesiąca i roku.

Uśmiechnęła się krzywo.

– Dziękuję, doktorze. Na ciele nie ma żadnych innych śladów przemocy, mogę się więc zgodzić z pańską diagnozą. Chciałabym jednak znać wyniki testu na obecność leków. Zmarły leczył się na coś u pana?

– Nie potrafię powiedzieć, ale wygląda raczej obco. Oczywiście, mam go w kartotece. Po przyjeździe musiał u mnie być na rutynowym badaniu.

– Chciałabym rzucić okiem na diagnozę.

– Czego tylko pani sobie życzy, pani Roarke.

Jej oczy zwęziły się.

– Dallas, porucznik Dallas. Proszę się z tym pospieszyć, Wang.

– Ponownie spojrzała na ciało. Drobny człowiek, pomyślała, chudy i blady. Martwy.

Zacisnęła usta i przyjrzała się badawczo jego rysom. Widziała już, jak dziwaczne wyrazy może nadać ludzkiej twarzy śmierć, zwłaszcza śmierć gwałtowna, lecz nigdy jeszcze nie spotkała się z podobnie makabrycznym uśmiechem wytrzeszczonych oczu. Wzdrygnęła się.

Niepotrzebny i żałosny koniec tak młodego życia przepełnił ją głębokim smutkiem.

– Proszę zabrać go ze sobą, Wang. I przygotować informacje. Dokumentację Mathiasa może pan przesłać do wideokomu w moim pokoju. Muszę ustalić, kto jest jego najbliższym krewnym.

– Naturalnie. – Doktor uśmiechnął się. – Pani porucznik Roarke. Odwzajemniła uśmiech, uznając, że nie ma ochoty bawić się dłużej w nazwiska. Położyła ręce na biodrach, gdy Wang instruował swoich dwóch asystentów, jak wynieść ciało.

– Wydaje ci się, że to zabawne? – mruknęła do Roarke”a.

Zamrugał zdumiony oczami, z niewinną miną.

– Co takiego?

– Porucznik Roarke.

Dotknął jej twarzy.

– Czemu nie? Obojgu nam potrzeba jakiegoś odprężenia.

– Tak, wesołek z tego twojego Wanga. – Przyglądała się doktorowi, który sunął do wyjścia, idąc przed spoczywającym na wózku ciałem Mathiasa. – Wkurzyło mnie to. Cholernie wkurzyło.

– To wcale nie takie złe nazwisko.

– Nie. – Prawie się roześmiała, ocierając ręką twarz. – Nie to. Mówię o chłopaku. Dzieciak ot tak sobie pozbawia się ze stu lat życia. To mnie wkurza.

– Wiem. – Objął ją. – Jesteś pewna, że to samobójstwo?

– Nie ma żadnych śladów walki. Żadnych innych znaków na ciele. – Wzruszyła ramionami. – Przesłucham Cartera i porozmawiam z innymi, ale moim zdaniem wszystko odbyło się tak, że Drew Mathias wrócił do siebie, zapalił światła i włączył muzykę. Wypił kilka piw, może odbył małą wycieczkę w cyberprzestrzeni, zjadł kilka precli. Potem poszedł do sypialni, zdjął z łóżka prześcieradła, związał je razem i zrobił bardzo fachowy stryczek.

Odwróciła się w stronę pokoju, wyobrażając sobie scenę, jaka mogła się tu rozegrać.

– Zdjął ubranie, rzucił je na kanapę. Wszedł na stół – są tu ślady jego stóp. Przywiązał sznur do lampy, być może szarpnął ze dwa razy, żeby się upewnić, że wytrzyma. Później włożył głowę w pętlę, pilotem nastawił światło na pełną moc i zacisnął pętlę na szyi.

Wzięła do ręki pilota, który spoczywał już w woreczku jako dowód rzeczowy.

– Wcale nie musiało się to odbyć szybko. Nie śpieszył się i śmierć me nastąpiła od razu, ale nie szamotał się, nie zmienił decyzji. Gdyby tak było, miałby ślady paznokci na szyi i gardle.

Roarke zmarszczył brew.

– Przecież zrobiłby tak instynktownie, bezwiednie, nie sądzisz?

– Nie wiem. To zależy od tego, jak bardzo chciał umrzeć.

I dlaczego. Może był pod wpływem narkotyków, niedługo się dowiemy. Jakaś mieszanka środków chemicznych mogła sprawić, że w ogóle nie czuł bólu, a nawet mogło mu się to podobać.

– Przyznaję, że pewnie krążą tu jakieś nielegalne specyfiki. Nie sposób przecież kontrolować zwyczajów i upodobań całej ekipy.

– Roarke wzruszył ramionami, spoglądając na ogromny żyrandol.

– Mathias me sprawiał wrażenia, że nałogowo lub nawet od czasu do czasu może ulegać takim pokusom.

– Ludzie dostarczają nam wciąż nowych niespodzianek. Zdziwiłbyś się, co sobie pakują do żył. – Eve w odpowiedzi także wzruszyła ramionami. – Moim zdaniem tutaj jest tyle samo narkotyków co w każdym innym miejscu. Zobaczę, co uda mi się wyciągnąć od Cartera. – Odgarnęła z czoła włosy. – Może wrócisz na górę i trochę się prześpisz.

– Nie, zostanę – powiedział, zanim zdążyła zaoponować. – Jestem przecież członkiem ekipy śledczej.

Uśmiechnęła się z przymusem.

– Każdy przyzwoity adiutant już dawno by się zorientował, że chętnie napiłabym się kawy.

– W takim razie zaraz będziesz miała kawę. – Ujął w dłonie jej twarz. – Chciałem, żebyś na chwilę przestała o tym myśleć. – Puścił ją i poszedł do przylegającej do pokoju kuchni.

Eye weszła do sypialni. W przytłumionym świetle, z twarzą ukrytą w dłoniach, na brzegu łóżka siedział Carter. Kiedy usłyszał ją, jak wchodzi, natychmiast się wyprostował.

– Spokojnie, Carter, jeszcze cię nie aresztowałam. – Chłopak zbladł, gdy przy nim usiadła. – Przepraszam, policjanci mają specyficzne poczucie humoru. Będę nagrywać naszą rozmowę, dobrze?

– Tak. – Przełknął ślinę. – W porządku.

– Porucznik Eve Dallas, przesłuchanie Cartera… jak ci na imię?

– Jack, Jack Carter.

– Przesłuchanie Jacka Cartera w sprawie samobójczej śmierci Drew Mathiasa. Carter, mieszkałeś w apartamencie tysiąc trzydzieści sześć razem ze zmarłym.

– Tak, przez ostatnie pięć miesięcy. Byliśmy przyjaciółmi.

– Opowiedz mi o wczorajszym wieczorze. O której wróciłeś do siebie?

– Nie wiem. Chyba o wpół do pierwszej. Miałem randkę. Spotkałem się z Lisą Cardeaux – projektantką krajobrazów. Chcieliśmy sprawdzić kompleks rozrywkowy. Właśnie pokazywali nowe wideo. Potem poszliśmy do Klubu Atena. Jest czynny dla członków ekipy. Wypiliśmy parę drinków, słuchaliśmy muzyki. Lisa musiała wcześnie wstać, więc nie siedzieliśmy tam długo. Odprowadziłem ją do domu.

– Uśmiechnął się słabo. – Próbowałem u niej zostać, ale się nie zgodziła.

– W porządku, nie udało ci się z Lisą. Potem wróciłeś od razu do domu?

– Tak. Ona mieszka w bungalowie dla inżynierów. Podoba jej się tam. Mówi, że nie chce zamykać się w pokoju hotelowym. To tylko kilka minut drogi stąd. Wróciłem tu. – Nabrał w płuca powietrza i przyłożył dłoń do serca, jakby chciał je uspokoić. – Drew zamknął drzwi. Miał bzika na tym punkcie. Niektórzy zostawiali drzwi otwarte, ale Drew bał się o swój sprzęt i nie chciał, żeby ktokolwiek go dotykał.

– Czytnik linii papilarnych był zaprogramowany tylko na was dwóch?

– Tak.

– Dobrze. Co było potem?

– Zobaczyłem go. I poszedłem od razu do pani.

– Rozumiem. Kiedy ostatni raz widziałeś go przy życiu?

– Dzisiaj rano. – Carter potarł oczy, próbując przywołać tamten obraz – światła, normalnej rozmowy, jedzenia. Jedliśmy razem śniadanie.

I jak wyglądał? Na przybitego, zdenerwowanego?

– Nie. – Oczy Cartera ożywiły się po raz pierwszy tego wieczoru.

– Tego właśnie nie potrafię zrozumieć. Zachowywał się całkiem normalnie. Żartował i podśmiewał się ze mnie, że nie zaliczyłem Lisy. Przekomarzaliśmy się, jak zwykle. Mówiłem, że sam dawno nie zaliczył nikogo i że sam powinien poderwać jakąś panienkę i iść ze mną, żeby zobaczyć, jak to się robi.

– Spotykał się z kimś?

– Nie. Ciągle mówił o swojej dziewczynie. Nie było jej w bazie. Chciał ją odwiedzić, gdy będzie miał wolne. Mówił, że jest inteligentna, ładna i seksowna. Po co się miał zadawać z jakimiś przypadkowymi dziewczynami, kiedy miał ideał?

– Nie wiesz, jak miała na imię?

– Nie, mówił o niej „moja dziewczyna”. Szczerze mówiąc, sądzę, że ją sobie wymyślił. Drew nie był kimś, kto by się zadawał z dziewczynami. Był nieśmiały, ciągle pogrążony w tej swojej autotronice i grach fantasy. Ciągle nad czymś pracował.

– Miał innych przyjaciół?

– Niewielu. Raczej trzymał się z dala od ludzi.

– Używał jakichś środków chemicznych?

– Kiedy zamierzał siedzieć całą noc, brał środki pobudzające.

– Ale czy używał nielegalnych środków?

– Drew? – Jego oczy zaokrągliły się. – Niemożliwe. Absolutnie niemożliwe. Był czysty jak łza. Nie miał nic wspólnego z narkotykami, pani porucznik. Miał niezwykły umysł i chciał go zachować w dobrym stanie. Chciał utrzymać tę pracę, awansować. Może pani zapomnieć o tym gównie, oszczędzi sobie pani czasu.

– Jesteś pewien, że zauważyłbyś, gdyby z czymś eksperymentował?

– Po pięciu miesiącach można poznać człowieka. – Oczy Cartera znów posmutniały. – Tak łatwo się przyzwyczaić do czyichś nawyków i w ogóle. Jak mówię, raczej nie spotykał się z innymi ludźmi. Szczęśliwszy był sam, kiedy się bawił swoim sprzętem i tkwił po uszy w interaktywnych programach.

– A więc introwertyczny samotnik.

– Tak, można i tak powiedzieć. Ale wcale nie był smutny ani przygnębiony. Mówił, że pracuje nad czymś dużym, nad jakąś nową zabawką, jak to nazywał – rzekł cicho Carter. – W zeszłym tygodniu powiedział, że tym razem zbije na tym fortunę i będzie się mógł równać z Roarke”em.

– Z Roarke”em?

– Nie miał na myśli nic złego – powiedział szybko Carter, próbując bronić zmarłego. – Musi pani wiedzieć, że Roarke dla wielu z nas jest grubą rybą. Gościem, który ma wszystko. Opływa w pieniądze, drogie ubrania, ma piękne domy, władzę i seksowną żonę. – Urwał i zarumienił się. – Przepraszam.

Nie ma za co. – Zdecydowała, że później się zastanowi, czy dziej ją bawi czy dziwi fakt, że dwudziestoletni chłopak uważa ją za seksowną.

– Po prostu wielu z nas, z ekipy technicznej – w ogóle wielu ludzi

– ma duże aspiracje. Roarke jest dla nich wzorem. Drew też go podziwiał. Był ambitny, pani Ro… pani porucznik. Snuł plany, miał

Jakieś cele. Dlaczego to zrobił? – Nagle oczy mu zwilgotniały.

– Dlaczego?

– Nie wiem, Carter. Czasem tak jest, że nikt nie wie.

Zadała mu jeszcze kilka pytań dotyczących ich wspólnej przeszłoaż w końcu uzyskała w miarę skrystalizowany portret Drew Mathiasa. Godzinę później nie pozostało jej nic innego, jak tylko złożyć z tych kawałków sensowny raport dla kogoś, kto się tym będzie zajmował i zamknie sprawę.

Oparła się o lustrzaną ścianę windy, gdy razem z Roarke”em wracali do siebie na górę.

– To był dobry pomysł, żeby przenieść Cartera na noc do innego pokoju na inne piętro. Może będzie lepiej spał.

– Będzie lepiej spał, jeżeli weźmie jakieś proszki nasenne. A co z tobą? Nie będziesz miała kłopotów ze snem?

– Nie. Wszystko byłoby prostsze, gdybym miała choć drobną wskazówkę, co go mogło gnębić i popchnąć do samobójstwa.

– Wyszła na korytarz, czekając, aż Roarke wyłączy system zabezpieczeń i otworzy drzwi. – Z mojej rozmowy z Carterem wyłonił się obraz przeciętnego fachowca, maniaka pracy o wielkich aspiracjach. Nieśmiałego wobec kobiet i uciekającego w świat fantazji. Zadowolonego z tego, co robi. – Wzruszyła ramieniem. – Nie było żadnych zarejestrowanych połączeń, żadnych wysłanych ani odebranych wiadomości na e-mailu, zabezpieczenie wejścia Mathias włączył o szesnastej, a wyłączył Carter trzydzieści trzy minuty po północy.

Nie miał żadnych gości, nigdzie nie wychodził. Po prostu został na cały wieczór w domu i się powiesił.

– A więc to nie zabójstwo.

– Nie, to nie zabójstwo. – Zastanawiała się, czy to lepiej, czy gorzej. – Nie ma kogo winić ani karać. Dzieciak nie żyje, to wszystko. -Odwróciła się raptownie do niego i zarzuciła mu ręce na szyję. – Roarke, zmieniłeś moje życie.

Zdumiony, uniósł jej twarz. Nie, jej oczy były suche, lecz pałały złością.

– O co chodzi?

– Zmieniłeś moje życie – powtórzyła. – A w każdym razie jego część. Sporą część. Chcę, żebyś o tym wiedział i pamiętał, kiedy wrócimy i zaczniemy żyć naszymi codziennymi sprawami. To na wypadek, gdybym zapomniała ci powiedzieć, jak wiele dla mnie znaczysz.

Wzruszony, musnął ustami jej brew.

– Nie pozwolę ci o tym zapomnieć. Chodź do łóżka, jesteś zmęczona.

– To prawda. – Odgarnęła z czoła włosy i ruszyła w stronę sypialni. Zostało im mniej niż czterdzieści osiem godzin, przypomniała sobie. Nie mogła pozwolić, by tamta niepotrzebna śmierć zepsuła im ostatnie godziny miesiąca miodowego.

Przekrzywiła głowę i zatrzepotała rzęsami.

– Wiesz, Carter uważa, że jestem seksowna.

Roarke zatrzymał się. Spojrzał na nią podejrzliwie.

– Słucham?

Och, uwielbiała, kiedy w jego śpiewnym, irlandzkim głosie pojawiała się arogancka nuta.

– Poza tym jesteś grubą rybą – ciągnęła, przyglądając mu się spod oka i rozpinając koszulę.

– Doprawdy? Ja?

– Bardzo grubą rybą albo, jak by powiedziała Mavis, mega gościem. A gdybyś się zastanawiał dlaczego, jedną z przyczyn jest to, że masz seksowną żonę. Rozebrana do pasa, usiadła na brzegu łóżka i zsunęła buty. Kiedy na niego popatrzyła, stał z rękami w kieszeniach i szczerzył zęby w uśmiechu. Ona też się uśmiechnęła i stwierdziła, że od razu poczuła się lepiej.

– Co więc zamierzasz zrobić ze swoją seksowną żoną, mega gościu? – spytała, odrzucając w tył głowę i unosząc brwi.

Roarke oblizał wargi i postąpił krok naprzód.

– Może ci po prostu udowodnię, jaki ze mnie mega facet?


Mając w perspektywie powrót, sądziła, że tym razem lepiej zniesie podróż z szybkością wystrzelonej w przestrzeń piłeczki.

Myliła się.

Eye przekonywała Roarke”a, używając bardzo logicznych jej zdaniem argumentów, że nie wsiądzie do jego prywatnego statku.

– Nie chcę się zabić.

Roześmiał się tylko, co okropnie ją rozzłościło, po czym wziął ją na ręce i po prostu wniósł na pokład.

– Nie zamierzam tu zostać. – Serce zabiło jej z niepokoju, kiedy wszedł do luksusowo urządzonej kabiny. – Mówię poważnie. Będziesz mnie musiał obezwładnić, żebym nie uciekła z tej latającej pułapki.

– Mhm. – Usiadł na szerokim, płaskim fotelu z gładkiej, ciemnej skóry, wziął ją na kolana i szybkim ruchem przypiął ją pasami, przytrzymując jej mocno ręce, by się nie wyrywała.

– Hej, przestań. – W panice zaczęła się szamotać i rzucać. – Puść mnie w tej chwili, słyszysz?

Czując jej zgrabny tyłeczek wiercący się na jego kolanach, wiedział już, jak spędzą pierwsze godziny podróży.

– Startuj, gdy tylko dostaniesz pozwolenie – rozkazał pilotowi. Uśmiechnął się do stewardessy. – Niczego na razie nie będziemy potrzebować – rzeki i gdy dyskretnie opuściła kabinę, zamknął drzwi.

– Zrobię ci coś złego – zagroziła Eye. Kiedy usłyszała pomruk włączonych silników i poczuła pod stopami lekką wibrację, zapowiadającą rychły start, pomyślała o przegryzieniu przytrzymujących ją pasów. – Nie ma mowy, nigdzie nie lecę – powiedziała stanowczo. – Powiedz mu, żeby wyłączył silniki.

– Za późno. – Objął ją i wtulił nos w jej szyję.- Rozluźnij się. Zaufaj mi. Jesteś tu bezpieczniejsza niż w samochodzie w środku miasta.

– Gówno prawda. 0, Boże! – Zacisnęła powieki, gdy silnik wydal z siebie głośny ryk. Wydawało się, że wahadłowiec nisza pionowo w górę, wtłaczając jej żołądek w trzewia. Przyśpieszenie uderzyło ją w plecy i przykleiło do Roarke”a. Dopóki tor lotu nie wyrównał się, nie śmiała odetchnąć. Po chwili zorientowała się, że wstrzymywanie oddechu jest powodem silnego ucisku, jaki czuje w piersiach, toteż z ulgą wypuściła powietrze, po czym nabrała w płuca nowy haust, jak nurek wynurzający się z głębiny na powierzchnię.

Nadal żyła, a to już było coś. Teraz mogła się już zemścić. Nagle zauważyła, że ma nie tylko rozpięty pas, ale i koszulę, a na piersiach poczuła ręce Roarke”a.

– Jeśli sądzisz, że po tym wszystkim możemy się kochać… W odpowiedzi obrócił ją twarzą do siebie. W jego oczach zauważyła błysk rozbawienia i pożądania, a po chwili jego wargi zamknęły się wokół jej piersi.

– Ty draniu. – Ale zaraz się roześmiała, czując, jak przeszywa ją rozkoszny dreszczyk, przytrzymała więc jego głowę.

Nigdy nie była obojętna na to, co jej robił, co robił dla niej. Zawsze ogarniała ją fala podniecenia, nadchodząca wolno, lecz nieubłaganie, od której drżała z niecierpliwości. Przylgnęła do niego i zapomniała o wszystkim – istniały tylko jego wargi, zęby i język.

To ona pociągnęła go na gruby, miękki dywan i przyciągnęła jego usta do swoich ust.

– Chcę – szepnęła, szarpiąc go za koszulę, pragnąc poczuć dotyk twardego, muskularnego ciała. – Chcę cię poczuć w sobie.

– Mamy mnóstwo czasu. – Znów pochylił się nad jej piersiami, drobnymi i twardymi, które zdążyły się już ogrzać od jego dłoni.

Chcę poczuć twój smak.

Zaczął jej kosztować, próbując całej palety subtelnych smaków: od ust, przez szyję, ramiona, do piersi. Robił to delikatnie i czule, finezją konesera i w skupieniu, koncentrując się na przyjemności, którą dawał i brał. Poczuł, jak pod jego ustami i dłońmi ciało Eye zaczyna drżeć.

Jej skóra zwilgotniała, gdy zawędrował ustami do jej brzucha pomógł jej zsunąć spodnie. Lekko skubnął zębami wewnętrzną stronę jej uda, drażniąc ją językiem, aż z ust Eye wydarł się jęk. Wygięła biodra w łuk, a on uniósł ją lekko i otworzył. Gdy jego język leniwie wśliznął się w jej parzące wnętrze, poczuła przenikającą falę pierwszego orgazmu.

– Jeszcze. -Ruchy Roarke”a stały się bardziej łapczywe. Przy nim Eve umiała się wyzbyć wszystkich zahamowań, zrzucić wszystkie maski. Zatracała się w tym, co robili.

Wstrząsnął nią dreszcz i ręce opadły jej bezwładnie na dywan. Roarke przesunął się wyżej i łagodnie wszedł w nią. Posiadł ją.

Otworzyła oczy i napotkała jego spojrzenie. Jego wzrok był skupiony i opanowany. Chciała zburzyć ten jego spokój, tak jak on wstrząsnął nią.

– Jeszcze – błagała, oplatając go w pasie nogami, by poczuć go jeszcze głębiej. W jego oczach ujrzała ciemny błysk, błysk żądzy, która żyła w nim przyczajona. Przyciągnęła do siebie jego głowę i musnęła zębami jego pięknie wykrojone wargi. Zaczęła się pod nim poruszać.

Wplótł palce w jej włosy, oddychając coraz szybciej i wbijając się w nią coraz mocniej, do końca, w pełnym zapamiętania rytmie. Wydawało mu się, że za chwilę serce mu wybuchnie. Ona nie pozostawała mu dłużna, oddając mu cios za cios, pchnięcie za pchnięcie, orając mu paznokciami plecy, ramiona, biodra. Stopili się razem w słodkim, przeszywającym bólu.

Poczuł, że Eye ma drugi orgazm – jej mięśnie zacisnęły się jak żelazne kleszcze. Jeszcze raz, zdołał tylko pomyśleć. Jeszcze raz i jeszcze raz, bez wytchnienia nacierał na nią, wchłaniając w siebie jej jęki i zdyszane skargi, słuchając z dreszczem dźwięku, jaki przy każdym zetknięciu wydawały ich wilgotne ciała.

Jej ciało znów napięło się konwulsyjnie. Z jej ust dobył się długi i niski, gardłowy jęk. Roarke wtulił twarz w jej włosy, wbił się w nią ostatni raz i skończył.

Opadł na nią. W głowie miał mętlik i huczało mu w skroniach. Eye leżała pod nim wyczerpana do cna i czuł tylko oszalałe bicie jej serca.

– Nie możemy tak dalej – zdołała powiedzieć po długiej chwili.

– Kiedyś się pozabijamy.

Odzyskał dech i cicho się zaśmiał.

– I tak kiedyś umrzemy. Wiesz, chciałem, żeby wyglądało to bardziej romantycznie – jakieś wino i dyskretna muzyka lepiej by zakończyły miesiąc miodowy. Uniósł głowę i uśmiechnął się do niej. – Ale to też było niezłe.

– Co wcale nie znaczy, że już nie jestem na ciebie wkurzona.

– Oczywiście. Kiedy jesteś na mnie wkurzona, zawsze kochanie wychodzi nam najlepiej. – Złapał ja zębami za podbródek, przesunął językiem po drobnym dołeczku. – Uwielbiam cię, Eye.

Czekając, aż przyjmie do wiadomości jego oświadczenie, co zwykle zabierało jej trochę czasu, zsunął się z niej, wstał i nagi podszedł do stojącej między krzesłami oszklonej szafki. Położył na niej dłoń i drzwiczki otworzyły się.

– Mam coś dla ciebie.

Spojrzała podejrzliwie na aksamitne pudełeczko.

– Nie musisz mi dawać prezentów. Wiesz, że tego nie pragnę.

– Wiem. Czujesz się wtedy skrępowana i zakłopotana. -. Uśmiechnął się do niej. – Może właśnie dlatego to robię. – Usiadł obok niej na podłodze i wręczył jej pudełko. – Otwórz.

Pomyślała, że to pewnie jakaś biżuteria. Czasem odnosiła wrażenie, że Roarke czerpie jakąś korzyść z obsypywania ją ozdobami: brylantami, szmaragdami i złotem, które wprawiały ją w osłupienie i zażenowanie. Kiedy jednak otworzyła pudełeczko, zobaczyła zwykły biały kwiat.

– Kwiat?

– Z twojego ślubnego bukietu. Kazałem go zabezpieczyć.

– To petunia. – Wyjęła kwiat z pudełka i poczuła, że ze wzruszenia wilgotnieją jej oczy. Najzwyklejszy kwiatek, który rósł w prawie każdym ogrodzie. Miał miękkie i wilgotne świeże płatki.

– Jedno z moich przedsiębiorstw pracuje nad nowym procesem preparowania roślin. Zachowują się bez zmian struktury wewnętrznej. Chciałem, żebyś go miała. – Objął dłońmi jej ręce, – Żebyśmy oboje go mieli i pamiętali, że pewne rzeczy mogą przetrwać.

Uniosła oczy. Oboje doświadczyli kiedyś biedy, pomyślała, i udało im się ją przetrzymać. Przeżywali tragiczne chwile, mieli do czynienia z przemocą i ją także zdołali pokonać. Szli tak różnymi drogami, by wreszcie się spotkać i dalej pójść razem.

Pewne rzeczy, pomyślała. Tak, pewne zwykłe rzeczy mogą przetrwać. Takie jak miłość.

Загрузка...