17

Zacinając się co chwila, Jess Barrow mówił o swoich badaniach eksperymentach, o zafascynowaniu wpływem zewnętrznych bodźców na mózg; o zmysłach i metodach modyfikacji wrażeń zmysłowych przy użyciu techniki.

Nie musnęliśmy nawet powierzchni tego, co można zrobić, żeby kogoś ukarać albo sprawić mu przyjemność. To właśnie chciałem zrobić tłumaczył. – Dotknąć powierzchni i sięgnąć w głąb. Sny, Dallas. Potrzeby, lęki, fantazje. Całe życie. Dzięki muzyce mogłem czuć… wszystko: głód, namiętność, cierpienie, radość. Gdyby można było sięgnąć do środka, wykorzystać wszystkie zdolności umysłu do poszukiwań i poznania, o ile bardziej intensywnie można by wszystko odczuwać.

– A więc zacząłeś nad tym pracować – zachęciła go. – Poświęciłeś się temu celowi.

– Trzy lata. Właściwie więcej, ale na projekt, eksperymenty, doskonalenie, pełne trzy. Wkładałem w to każdy grosz. A teraz nie zostało mi prawie mc. Dlatego potrzebowałem wsparcia. I ciebie.

– Więc Mavis miała być łącznikiem między tobą a mną, a ja miałam zaprowadzić cię do Roarke”a.

– Posłuchaj. – Przetarł rękami twarz. – Lubię Mavis, bo ma w sobie tę iskrę. Wykorzystałbym ją, gdyby była bezwolna jak android, ale nie jest. Nie zrobiłem jej żadnej krzywdy. Jeżeli już, to naładowałem ją nową energią. Kiedy się poznaliśmy, była w cholernym dołku. Świetnie to maskowała, ale po tym, co się stało, zupełnie straciła wiarę w siebie. Dałem bodziec jej pewności siebie.

– Jak?

Zawahał się, ale uznał, że unik nic mu nie da.

– Dobra. Skierowałem jej podświadomość we właściwą stronę. Powinna mi być wdzięczna – upierał się. – Poza tym pracowałem nad nią, dałem jej dobry materiał i oszlifowałem ją, ale zostawiłem jej pazur. Sama ją słyszałaś. Jest lepsza niż kiedykolwiek.

– Eksperymentowałeś na niej – powiedziała Eye. To było już wystarczającym obciążeniem. – Bez jej wiedzy i zgody.

Przecież nie była żadnym doświadczalnym androidem. Chryste, udoskonaliłem cały system. – Wycelował palec w Feeneya. – Wiesz, że jest świetny.

– To prawda, jest cudowny – zgodził się Feeney. – Ale to nie znaczy, że jest legalny.

– Inżynieria genetyczna też była nielegalna, podobnie wszystkie operacje in vitro, prostytucja. I dokąd to nas zaprowadziło? Przeszliśmy długą drogę, jednak ciągle żyjemy w wieku ciemnoty. To jest prawdziwe dobrodziejstwo, to sposób, żeby popchnąć umysły w stronę snów i ucieleśnić sny.

– Nie wszyscy z nas życzyliby sobie, żeby ich sny się zmaterializowały. Kto ci dał prawo do decydowania w imieniu innych?

– W porządku. – Uniósł rękę. – Być może kilka razy wykazałem za dużo entuzjazmu. Udało mi się dobrać do ciebie. Jednak poszerzyłem po prostu to, co już było. Tamtego wieczoru w studiu wzmocniłem tylko pożądanie. Stała ci się jakaś krzywda? Innym razem popchnąłem lekko twoją pamięć, poruszyłem kilka blokad. Chciałem udowodnić, co można z tym zrobić, po to, żeby we właściwym czasie, móc przedstawić tobie i Roarke”owi propozycję współpracy. A ostatniego wieczoru…

Urwał, zorientowawszy się, że tu się przeliczył.

– W porządku, ostatniego wieczoru posunąłem się za daleko. Poniosło mnie – po takiej długiej przerwie występ przed prawdziwą publicznością jest jak narkotyk. Może rzeczywiście trochę przesadziłem. To był mój błąd. – Znów spróbował się uśmiechnąć. – Słuchaj, próbowałem tego na sobie, mnóstwo razy. Nie dzieje się nic złego, nie zostają żadne trwałe zmiany. Po prostu chwilowe wzmocnienie

– A ty wybierasz nastrój?

– To część procesu. W standardowym sprzęcie nie ma takiej kontroli, nie ma nawet cienia podobnych możliwości. Przy pomocy tego, co mi się udało zbudować, można włączać i wyłączać emocje, jak światło w pokoju. Żądza albo zaspokojenie, euforia, melancholia, przypływ energii, odprężenie. Wystarczy zapragnąć i już to masz.

– Pragnienie śmierci?

– Nie. – Szybko potrząsnął głową. – W to się nie bawię.

– Ale wszystko to dla ciebie zabawa, tak? Wciskasz guziczki, a ludzie tańczą jak im zagrasz. Elektroniczny Bóg.

– Zapominasz o jednym. – Nie poddawał się. – Wiesz, ile ludzie by zapłacili za podobne możliwości? Można czuć, co sobie tylko życzysz.

Eye otworzyła teczkę, którą przyniósł Feeney. Wysypała z niej fotografie.

– Co oni czuli, Jess? – Popchnęła w jego stronę cztery zdjęcia prosektorium. – Coś ty im kazał czuć na koniec, że zginęli uśmiechem na ustach?

Pobladł jak śmierć, a jego oczy stały się szkliste. Z trudem je zamknął.

– Nie. 0, nie. – Zgiął się wpół i zwymiotował.

– Przesłuchiwany ma chwilową niedyspozycję – powiedziała beznamiętnie Peabody. – Mam wezwać pielęgniarza i kogoś do posprzątania, poruczniku?

– O Boże, tak – mruknęła Eye, podczas gdy Jessem wstrząsały dalsze skurcze. – Przerywamy przesłuchanie o dziesiątej piętnaście. Porucznik Eye Dallas. Wyłączyć zapis.

– Świetny mózg, słaby żołądek, – Feeney podszedł do pojemnika w rogu pokoju i nalał kubek wody. – Masz, chłopcze. Może uda ci się to przełknąć.

Oczy Jessa zaszły łzami. Drżały mu ręce, więc Feeney musiał mu pomóc zbliżyć kubek do ust, by się nie pochlapał.

– Nie możecie mnie o to oskarżyć – zdołał wykrztusić Jess. – Nie możecie.

– Zobaczymy. – Eye cofnęła się, robiąc miejsce pielęgniarzowi, który zabrał go do infirmerii. – Muszę odetchnąć świeżym powietrzem – powiedziała i wyszła.

– Zaczekaj, Dallas. – Feeney wybiegł za nią, zostawiając na głowie Peabody nadzorowanie sprzątania i zapakowanie teczki.

Musimy porozmawiać.

– Moje biuro jest bliżej. – Zaklęła cicho, ponieważ odezwało się zranione kolano. Lodowy bandaż trzeba było już dawno zmienić, a na dodatek zaczęło jej dokuczać stłoczone biodro.

– Widzę że oberwałaś wczoraj w tym napadzie na Centrum kredytowe, co? – rzekł ze współczuciem zauważywszy, że Eye utyka. – Dałaś się opatrzyć?

– Później. Nie miałam czasu. Damy tej gnidzie godzinę na poskładanie żołądka do kupy, a potem znowu weźmiemy go w obroty. Jeszcze nie wołał o adwokata, ale chyba to zrobi. Zresztą nie będzie to miało znaczenia, jeżeli połączymy schematy mózgów z ofiarami.

– Z tym właśnie jest problem. Usiądź – poradził jej, kiedy weszli do jej biura. – Pozwól odpocząć nodze.

– To kolano – od siedzenia tylko sztywnieje. Co to za problem? – spytała, idąc po kawę.

– Nic nie pasuje. – Przyglądał się jej ponuro, gdy się odwróciła.

– Ani jeden nie pasuje do żadnego schematu z dysku. Mam dużo jeszcze nie zidentyfikowanych, ale mam też dane wszystkich ofiar. Brakuje tylko wyników z sekcji Devane, za to są z jej ostatnich badań lekarskich. Dallas, to nie pasuje.

Usiadła ciężko. Nie trzeba było pytać, czy był absolutnie pewien.

Feeney był dokładny jak domowy android, szperający we wszystkich zakamarkach w poszukiwaniu kurzu.

– W porządku, może ukrył to gdzie indziej. Mamy nakaz przeszukania studia i mieszkania?

– Właśnie to robią. Jeszcze nie dostałem meldunku.

– Mógł mieć jakiś schowek, jakąś bezpieczną skrytkę. – Zamknęła oczy. – Cholera, Feeney, po co miałby je trzymać, kiedy już z nimi skończył? Prawdopodobnie je zniszczył. Jest bezczelny, ale nie głupi. Wiedział, że to by był niezbity dowód.

– Rzeczywiście, to dość prawdopodobne. Jednak mógł je też zachować na pamiątkę. Ciągle się dziwię, jakie pamiątki ludzie zachowują. Pamiętasz tego gościa, który w zeszłym roku poćwiartował własną żonę? Zostawił sobie jej oczy, pamiętasz? W wieży stereo.

– Tak, pamiętam. – Skąd się wziął ten ból głowy? – zastanawiała się, odruchowo trąc skronie, by go usunąć. – Może więc będziemy mieli szczęście. Jeżeli nie, i tak już się nam udało. Złamaliśmy go.

– O to właśnie chodzi, Dallas. – Przysiadł na brzegu jej biurka i sięgnął do kieszeni po paczkę kandyzowanych migdałów. – Coś mi tu nie gra.

– Co to znaczy – coś tu nie gra? Przecież sam się przyznał.

– W porządku, przyznał się. Ale nie do morderstwa. – Feeney żuł w zamyśleniu słodkiego orzeszka. – Nie potrafię tego rozgryźć. Facet, który zbudował taki sprzęt, musi być błyskotliwy, trochę zakręcony, pochłonięty tym, co robi. Facet, którego właśnie prześwietlamy, właśnie taki jest, ale dodałbym też, że jest dziecinny. To dla niego zabawa, na której chce trochę zarobić. Ale morderstwo…

– Po prostu zakochałeś się w tej konsolecie.

– Zgadza się – przyznał bez wstydu. – On jest słaby, Dallas. I ma słaby żołądek. Poza tym, jak by się miał wzbogacić zabijając łudzi?

Zmarszczyła brew.

– Chyba nigdy nie słyszałeś o morderstwie na zlecenie.

– Ten chłopak jest na to za miękki. – Wziął następnego migdała.

– Gdzie motyw? Wyciągnął tych ludzi z kapelusza? Poza tym jeszcze jedna ważna rzecz: żeby ruszyć ich podświadomość, musiałby się do nich zbliżyć. Nie było go w żadnym z miejsc, gdzie popełniono te samobójstwa.

– Mówił coś o możliwościach zdalnego sterowania.

– Tak, jest dość sprytne zdalne sterowanie, ale nie działa na tę funkcję. Sama więc widzisz.

Zrezygnowana, opadła na krzesło.

– Nie napawasz mnie optymizmem, Feeney.

– Po prostu radzę ci pomyśleć. Jeśli rzeczywiście ma w tym swój udział, ma też pomocników. Albo mniejszy, przenośny aparat.

– Czy to by można wmontować do gogli wirtualnych?

Ten pomysł najwidoczniej go zaintrygował, bowiem jego posępne oczy rozjarzyły się nagle.

– Nie wiem na pewno. Potrzebuję trochę czasu, żeby to wyjaśnić.

– Mam nadzieję, że masz trochę czasu. On jest wszystkim, co udało mi się zdobyć, Feeney. Jeżeli nie można mu nic udowodnić, nie przyzna się do żadnego z tych morderstw. Zapuszkowanie go na dziesięć do dwudziestu lat za to, co na niego mamy, nie wchodzi w grę. – Westchnęła. – Pójdzie na badania psychiatryczne. Pójdzie na wszystko, co tylko da mu cień szansy. Może Mira będzie mogła coś poradzić.

– Wyślij go do niej po przerwie – zaproponował Feeney. – Niech go weźmie na kilka godzin, a ty zrób sobie sama przysługę – wróć do domu i trochę się prześpij. Jeszcze tu padniesz ze zmęczenia.

– Może masz rację. Zajmę się tym, pogadam z Whitneyem. Kilka godzin snu powinno rozjaśnić mi w głowie. Czegoś mi tu brakuje.


Ten jeden jedyny raz Summerseta nie było w pobliżu. Eye wkradła się do domu jak złodziej i utykając powlokła się na górę. W drodze do łóżka znaczyła swój ślad zrzucanymi po kolei częściami ubrania. Wreszcie z łapczywym westchnieniem padła na pościel.

Dziesięć minut później leżała na wznak, wpatrując się w sufit. Ból nie ustawał, a środek pobudzający, jaki wzięła kilka godzin wcześniej, nie przestał jeszcze działać. Ze zmęczenia kręciło jej się w głowie, lecz organizm wciąż przypominał bulgoczący wrzątek.

Sen nie nadchodził i była pewna, że nie nadejdzie.

Myślała o sprawie Jessa, składając kawałek po kawałku wszystkie elementy i rozsypując je z powrotem. Za każdym razem układanka wyglądała inaczej, aż w końcu zmieniła się w plątaninę faktów i teorii.

Z takim galimatiasem w głowie me miała po co iść do Miry.

Przyszło jej do głowy, że zamiast usiłować zasnąć, mogłaby wziąć gorącą kąpiel. Z tym pomysłem zerwała się z łóżka i chwyciła szlafrok. Poszła do windy, chcąc uniknąć spotkania z Summersetem, wysiadła na niższym poziomie, po czym weszła na ścieżkę ogrodową, która wiodła do solarium. Chwila kąpieli w lagunie – tego jej było trzeba.

Zrzuciła szlafrok i naga weszła do ciemnej wody. Staw był wyłożony prawdziwym kamieniem i otoczony wonnymi kwiatami. Gdy tylko dotknęła stopą powierzchni wody, poczuła, że jest rozkosznie ciepła. Usiadła na pierwszym schodku i zaprogramowała masaż wodny. Kiedy woda zaczęła szumieć i wirować, zajęła się programowaniem muzyki. Po chwili uznała jednak, że nie jest w nastroju do słuchania żadnych melodii.

Najpierw po prostu unosiła się na powierzchni, wdzięczna, że nie ma tu nikogo, kto mógłby usłyszeć jej jęki ulgi, gdy pulsujące strumienie poczęły koić jej obolałe ciało. Głęboko wciągnęła aromatyczną woń kwiatów. Z przyjemnością pozwoliła się unosić wodzie.

Zmęczenie i pobudzenie, które toczyły walkę w jej ciele, stopiły się w końcu w uczucie odprężenia. Uznała, że znacznie przecenia się rolę leków. To woda czyni prawdziwe cuda. Zaczęła płynąć, z początku leniwie, by rozgrzać i pobudzić mięśnie; potem bardziej energicznie, aby spalić resztki środka pobudzającego i ożywić się w bardziej naturalny sposób.

Stuknął wyłącznik czasowy i woda uspokoiła się. Eye dalej pływała, rozgarniając wodę jednostajnymi, rytmicznymi ruchami. Schodząc aż do czarnego, lśniącego dna, poczuła się jak embrion w łonie matki, po czym z głośnym jękiem zadowolenia wynurzyła się na powierzchnię.

– Pływasz jak ryba.

Instynktownie sięgnęła pod pachę, w poszukiwaniu broni, lecz trafiła tytko na nagi bok. Szybko zamrugała, by usunąć z powiek resztki wody; zobaczyła Reeannę.

– To banał. – Podeszła do brzegu. – Ale doskonale do ciebie pasuje. – Zsunęła buty, usiadła i włożyła nogi do wody. – Pozwolisz?

– Proszę. – Eye nie uważała się za przesadnie skromną, lecz zanurzyła się trochę głębiej. Nie cierpiała, gdy ktoś przyłapywał ją nagą. – Szukałaś Roarke”a?

– Nie, przed chwilą go widziałam. Są z Williamem na górze, w biurze Roarke”a. Właśnie wychodziłam na umówioną wizytę w salonie. – Pociągnęła się za swe piękne, rude loki. – Muszę coś zrobić z tą szczotą. Summerset powiedział, że tu jesteś, więc wpadłam na chwilę.

Summerset. Eye uśmiechnęła się ponuro. A więc mimo wszystko ją wytropił.

– Mam kilka godzin wolnego. Pomyślałam sobie, że chcę dobrze je wykorzystać.

– Cudowne miejsce. Roarke ma jednak klasę.

– Tak, można tak powiedzieć.

– Przyszłam, żeby ci powiedzieć, jak doskonale się wczoraj bawiłam. Nie było okazji, żeby z tobą porozmawiać na przyjęciu, w tym tłumie. A potem cię odwołali.

– Gliniarze są kiepscy w spotkaniach towarzyskich – zauważyła, zastanawiając się jednocześnie, jak wyjść i dotrzeć do szlafroka nie czując się jak idiotka.

Reeanna nabrała w dłoń wody i wolno ją wylała.

– Mam nadzieję, że nie było to nic…, strasznego.

– Nikt nie zginął, jeśli o to ci chodzi. – Uśmiechnęła się z trudem.

Ona rzeczywiście była kiepska w towarzystwie, musiała więc zdobyć się na nieco większy wysiłek. – Wreszcie coś się ruszyło w sprawie, którą prowadzę. Przymknęliśmy podejrzanego.

– To dobrze. – Reeanna pochyliła głowę zaciekawiona. – Czy to ta sprawa z samobójstwami, o której kiedyś mówiłyśmy?

– Naprawdę na razie nie mogę jeszcze o tym mówić.

Reeanna uśmiechnęła się.

– Ech, ci policjanci. Tak czy inaczej, sporo o tym myślałam. Ta twoja sprawa, czy jak chcesz ją nazwać, to wspaniały materiał na artykuł. Przez jakiś czas byłam tak zajęta techniką, że zupełnie zaniedbałam pisanie. Mam nadzieję, że kiedy rozwiążesz już tę zagadkę i będzie można to ujawnić, przedyskutujemy to bardziej szczegółowo.

– Być może. Jeżeli rozwiążę. – Pochyliła się lekko. W końcu ta kobieta była ekspertem i być może była w stanie jej pomóc. – Tak się składa, że podejrzany jest właśnie badany i oceniany przez doktor Mirę. Przeprowadzałaś kiedyś ocenę zachowania i osobowości?

– Oczywiście. Pod trochę innym kątem niż Mira. Można by nas nazwać przeciwnymi stronami medalu. Ostateczna diagnoza pewnie byłaby taka sama, ale do jej postawienia używamy różnych metod i punktów widzenia.

– Może w tym przypadku będę potrzebowała dwóch punktów widzenia. – Eye w zamyśleniu mierzyła ją wzrokiem. – Chyba nie masz uprawnień do wglądu w tajne materiały?

– Tak się składa, że mam. – Wciąż leniwie machała nogami w wodzie, lecz w jej oczach pojawiło się nagłe zaciekawienie.

– Czwarty Poziom, Klasa B.

– To powinno wystarczyć. Gdyby pojawiła się taka propozycja, co byś powiedziała na pracę dla dobra miasta jako doraźny konsultant? Gwarantuję ci mnóstwo roboty, parszywe warunki i niską płacę.

– Któżby nie przyjął takiej propozycji? – Reeanna roześmiała się, odrzucając w tył włosy. – Właściwie chciałabym się znowu zająć praktyką. Za dużo czasu spędziłam w laboratoriach, pracując przy maszynach. William to uwielbia, ale ja potrzebuję ludzi.

– Być może odezwę się do ciebie w tej sprawie. – Uznając, że dalsze kulenie się w wodzie będzie wyglądać zbyt głupio, Eye wstała i weszła na schodki.

– Wiesz, gdzie mnie szukać… Boże, Eye, co ci się stało? – Reeanna w jednej chwili zerwała się na równe nogi. – Jesteś cała poobijana.

– Ryzyko zawodowe. – Udało się jej chwycić jeden z ręczników ułożonych w kupkę przy samym brzegu. Zaczęła się nim owijać, lecz Reeanna bezceremonialnie zerwała go z niej.

– Pozwól mi się obejrzeć. Nikt ci tego nie opatrzył. – Delikatnie zbadała palcami jej biodro.

– Hej, mogłabyś…

– Och, stój spokojnie. – Reeanna podniosła zniecierpliwiona oczy.

– Nie tylko jestem kobietą i dobrze znam kobiece ciało, ale mam też medyczne wykształcenie. Coś ty zrobiła z tym kolanem? Wygląda okropnie.

– Nałożyłam bandaż lodowy. Lepiej już wygląda.

– W takim razie cieszę się, że go me widziałam wcześniej. Dlaczego nie byłaś z tym w szpitalu? Albo przynajmniej w punkcie medycznym?

– Bo ich nie cierpię. Poza tym nie miałam czasu.

– Więc teraz masz chwilę. Połóż się na stole do masażu. Zaraz przyniosę z samochodu apteczkę i zajmę się tym.

– Słuchaj, to miło z twojej strony. – Musiała podnieść głos, bowiem Reeanna już się oddalała. – Ale to tylko małe stłuczenia.

– Będziesz miała szczęście, jeżeli nie nadłamałaś żadnej kości w biodrze. – Z tymi złowieszczymi słowami zniknęła w windzie.

– Och, dzięki, już czuję się o wiele lepiej. – Eye zrezygnowana rzuciła ręcznik, nałożyła szlafrok i niechętnie podeszła do miękkiego stołka pod kwitnącym drzewkiem wistarii. Ledwie usiadła, Reeanna już była z powrotem, niosąc w dłoni niewielką skórzaną walizeczkę. Szybka kobieta, pomyślała Eye.

– Myślałam, że masz umówioną wizytę w salonie.

– Dzwoniłam do nich i przełożyłam ją. Połóż się, najpierw trzeba się zająć kolanem.

– Pobierasz dodatkową opłatę za wizyty domowe?

Reeanna uśmiechnęła się nieznacznie, otwierając neseser. Eye zerknęła do środka i natychmiast odwróciła głowę. Nie cierpiała leków.

– Ta będzie gratis. Umówmy się, że to w ramach ćwiczenia. Od prawie dwóch lat nie zajmowałam się żywym człowiekiem.

– To wzbudza zaufanie. – Eye zamknęła oczy, podczas gdy Reeanna wzięła miniskaner i zaczęła badać kolano. – Dlaczego przerwałaś praktykę?

– Hm, nie ma złamania, a to już jest coś. Paskudnie skręcone i obrzęknięte. Dlaczego? – Znów zaczęła czegoś szukać w walizeczce.

– Jednym z powodów jest Roarke. Złożył Williamowi i mnie ofertę nie do odrzucenia. Skusiły nas pieniądze, a poza tym Roarke ma wyjątkowy dar przekonywania.

Eye syknęła, kiedy coś lodowato zimnego przylgnęło do jej kolana.

Wiem coś o tym.

– Wiedział, że od dawna interesuję się wzorami zachowań i efektami stymulacji. Okazja stworzenia nowej technologii, mając do dyspozycji niemal nieograniczone fundusze, była zbyt kusząca, żeby ją stracić. Próżność nie pozwoliła nam oprzeć się szansie, by mieć swój udział w czymś nowym, a jeśli w grę wchodził Roarke, to musiał być sukces.

Eye uznała, że popełniła błąd, zamykając oczy. Miała wrażenie, że zaczyna się kołysać. Pulsujący ból w biodrze zelżał. Poczuła, jak delikatne palce Reeanny smarują ją czymś chłodnym i śliskim. Po chwili poczuła to samo na ramieniu. Brak bólu podziałał na nią jak środek uspokajający i zaczęła ją ogarniać coraz większa senność.

– Nigdy nie przegrywa.

– Od kiedy go znam – nigdy.

– Mam spotkanie za parę godzin – powiedziała niewyraźnie Eye.

– Najpierw odpocznij. – Reeanna zdjęła okład z kolana Eye i zadowolona stwierdziła, że opuchlizna znacznie zmalała. – Zrobię ci jeszcze jeden okład, a potem założę bandaż lodowy. Jeśli będziesz je nadwerężać, może jeszcze trochę sztywnieć. Radziłabym ci obchodzić się z nim jak z jajkiem przez najbliższe kilka dni.

– Jasne. Jak z jajkiem.

– Czy to wszystko rezultaty złapania tego twojego podejrzanego?

– Nie, zarobiłam to wcześniej. On nie sprawił mi żadnych problemów. Mały gnojek. – Zmarszczyła brwi, między którymi ukazała się głęboka bruzda. – Ale nie mogę znaleźć na niego haka. Po prostu nie mogę.

– Jestem pewna, że dasz sobie radę. – Glos Reeanny brzmiał kojąco, gdy kończyła opatrywać jej obrażenia. – Jesteś rzetelna i pełna poświęcenia. Widziałam cię na kanale informacyjnym, jak zeszłaś na gzyms do Cerise Deyane. Ryzykowałaś życie.

– Ale ją straciłam.

– Tak, wiem. – Reeanna zręcznie pokryła sińce kremem znieczulającym. – To było straszne. Wyglądało szokująco, zwłaszcza dla ciebie, jak sądzę. Widziałaś jej twarz, oczy z tak bliska.

– Uśmiechała się.

– Tak, widziałam.

– Chciała umrzeć.

– Naprawdę?

– Mówiła, że to piękne. Przeżycie ostateczne.

Zadowolona, że zrobiła wszystko, co mogła, Reeanna wzięła ręcznik i przykryła nim Eye.

– Niektórzy w to wierzą. Śmierć to dla nich ostateczne ludzkie doznanie. Bez względu na rozwój medycyny i technologii, nikt z nas tego nie uniknie. Skoro więc wszystkim jest przeznaczona, dlaczego nie potraktować jej jako cel, a nie przeszkodę?

– Trzeba walczyć. O każdy cholerny cal drogi.

– Nie każdy ma tyle energii albo ochoty do walki. Niektórzy poddają się gładko. – Wzięła bezwładne ramię Eye i odruchowo zmierzyła puls. – Niektórzy się opierają. Ale i tak każdy przegrywa.

– Ktoś jej pomógł. Wtedy masz do czynienia z morderstwem. A morderstwo to moja działka.

Reeanna wcisnęła jej rękę z powrotem pod ręcznik.

– Tak, chyba masz rację. Prześpij się. Powiem Summersetowi, żeby obudził cię przed spotkaniem.

– Dzięki. Naprawdę dzięki.

– Nie ma za co. – Dotknęła jej ramienia. – Między nami przyjaciółkami.

Jeszcze chwilę jej się przyglądała, po czym rzuciła okiem na swój ozdobiony brylantami zegarek. Musiała się pospieszyć, by zdążyć na przełożoną wizytę w salonie, ale chciała jeszcze przedtem załatwić jeden drobiazg.

Spakowała neseser, położyła obok Eye tubkę kremu znieczulającego i wybiegła.

Загрузка...