14

Roarke wie, jak dobrze zorganizować imprezę. – Mayis wepchnęła do ust przepiórcze jajo na ostro, co jednak wcale nie przerwało jej szczebiotu. – Wszyscy tu są, no, naprawdę wszyscy. Widziałaś Rogera Keene”a? Największy łowca talentów z Be There Records. A Lilah Monroe? Zabiła wszystkich nowym show z udziałem publiczności na Broadwayu. Może Leonardo na tyle ją oczaruje, żeby przyjęła go na projektanta kostiumów. Jest jeszcze…

– Odetchnij, Mayis – poradziła jej Eye, ponieważ jej przyjaciółka bez przerwy trajkotała, zapychając się jednocześnie kanapkami.

– Zwolnij trochę.

– Jestem taka zdenerwowana. – Przez chwilę miała puste ręce i natychmiast przycisnęła je do brzucha – obnażonego, jeśli nie liczyć wizerunku rozwiniętej, czerwonej orchideii. – Nie mogę się uspokoić. Kiedy tak mnie nosi, muszę jeść i mówić. Mówić i jeść.

– W końcu się porzygasz, jeżeli nie zwolnisz tempa – ostrzegła ją Eye. Rozejrzawszy się wokół musiała przyznać, że Mayis miała rację: Roarke doskonale wie, jak organizować przyjęcia.

Taras zdawał się błyszczeć, podobnie jak sami goście. Nawet jedzenie lśniło i przypominało ornamentalną dekorację, którą żal było jeść, choć Mavis chyba nie odnosiła takiego wrażenia. Ponieważ pogoda im dziś sprzyjała, dach był otwarty i na taras wpadało orzeźwiające powietrze, a nad głowami gości połyskiwały gwiazdy.

Całą jedną ścianę zajmował gigantyczny ekran, na którym wirowała Mayis w takt sączącej się do pokoju muzyki.

Roarke przezornie wyciszył dźwięk.

– Nigdy nie będę ci się mogła za to odwdzięczyć.

– Daj spokój, Mayis.

– Mówię poważnie. – Posłała Leonardowi słodkiego buziaka i promienny uśmiech, po czym ponownie odwróciła się do Eye. – Ty i ja, Dallas, znamy się już trochę. Do diabła, gdybyś mi nie dała kopa, pewnie do dziś obrabiałabym kieszenie i oszukiwała ludzi.

Eye wzięła z tacy krakersa z intrygującą substancją na wierzchu.

– Chyba trochę przesadzasz, Mayis.

– Być może, ale to nie zmienia faktów. Zrobiłam bardzo dużo, żeby się doprowadzić do porządku i zmienić. Jestem z tego dumna.

Przerabianie siebie, pomyślała Eye. Całkiem możliwe. Jej się to zdarzyło. Spojrzała w stronę Reeanny i Williama, którzy gawędzili z Mirą i jej mężem.

– I powinnaś. Ja też jestem z ciebie dumna.

– Ale musisz mnie posłuchać. Chcę ci to powiedzieć – dobrze? – zanim wejdę na scenę i wszystkim pospadają z uszu te brylanty. – Mayis chrząknęła i w jednej chwili zapomniała o przygotowanej mowie. Do diabła z tym. Znam cię i naprawdę cię kocham. Naprawdę, Dallas.

– Chryste, Mavis, nie próbuj doprowadzać mnie do płaczu. Wystarczy, że Roarke wcisnął we mnie jakieś świństwo.

Bez najmniejszego wstydu „ Mayis otarła ręką nos.

– Zrobiłabyś to dla mnie gdybyś wiedziała jak. – Eye spojrzała na nią zdumiona, marszcząc brwi. Wzruszenie Mayis zmieniło się nagle w wesołość. – Cholera, Dallas, ty byś nawet nie wiedziała, jak zamówić coś bardziej skomplikowanego niż sojowe hot dogi czy wega burgery. Wszędzie tutaj znać rękę Roarkea.

„Do wszystkiego przyłożyłem rękę.” Echo słów Roarke”a za dźwięczało jej nagle w głowie, aż się wzdrygnęła.

– Masz rację.

– Poprosiłaś go, żeby to zrobił. I zrobił to dla ciebie.

Nie chcąc, by tego wieczoru miał miejsce jakikolwiek zgrzyt, pokręciła przecząco głową.

– On to zrobił dla ciebie, Mavis.

Kąciki ust Mavis powoli opadły, a jej oczy znów zaszły mgłą.

– Pewnie tak. Masz jakiegoś pieprzonego księcia, Dallas. Pieprzony książę. Teraz muszę iść się wyrzygać. Zaraz wracam.

– Jasne. – Eye wzięła od mijającego ją kelnera szklankę jakiegoś napoju z bąbelkami i podeszła do Roarke”a. – Przepraszam na chwileczkę – powiedziała i odciągnęła go od grupki ludzi. – Jesteś pieprzonym księciem – oświadczyła mu.

– Dziękuję. To chyba miłe. – Delikatnie objął ją ramieniem w talii, a drugą rękę położył na jej dłoni trzymającej szklankę. Eye ze zdumieniem stwierdziła, że zaczęli się poruszać w łagodnym tańcu. – Trzeba czasem ruszyć wyobraźnią w przypadku… stylu Mavis. Ale ten kawałek można nawet uznać za romantyczny.

Eye uniosła brew, starając się wychwycić wokal Mavis ponad hałasem sekcji dętej.

– . Tak, niemodna, sentymentalna piosenka. Kiepska ze mnie tancerka.

– To dlatego, że próbujesz prowadzić. Skoro nie chcesz siedzieć i dać odpocząć temu potłuczonemu ciału, postanowiłem służyć ci przez chwilę za podporę. – Uśmiechnął się do niej. – Znów zaczynasz utykać. Tylko troszeczkę. Ale wyglądasz na odprężoną.

– Kolano jest trochę sztywne – przyznała. – Paplanina Mayis rzeczywiście trochę mnie odprężyła. Teraz nasza bohaterka poszła rzygać.

– To cudownie.

– Po prostu nerwy. Dzięki. – Pod wpływem impulsu wspięła się na palce i pocałowała go przy wszystkich, co zdarzało się niezmiernie rzadko.

– Proszę bardzo. Za co dziękujesz?

– Za to, że nie musimy jeść sojowych bot dogów ani wega burgerów.

– Cała przyjemność po mojej stronie. – Przyciągnął ją bliżej. – Naprawdę jest mi przyjemnie. Widzę, że Peabody całkiem nieźle znosi swoje potłuczenia i niewielki szok – zauważył.

– Co? – Eye podążyła za jego wzrokiem i spostrzegła swoją asystentkę, która przed chwileczką weszła na taras przez szerokie, podwójne drzwi i od razu wzięła z tacy wysoki kieliszek.

– Powinna leżeć w łóżku jak niemowlę – mruknęła Eye, odsuwając się od Roarke”a. – Przepraszam, muszę iść i odesłać ją tam z powrotem.

Wolnym krokiem przeszła przez taras, utkwiwszy oczy w Peabody, która uśmiechnęła się, odsłaniając zęby.

– Niezła zabawa, poruczniku. Dzięki za zaproszenie.

– Dlaczego, do cholery, wstałaś z łóżka?

– Stuknęłam się w głowę, a oni mc tylko mi wszędzie zaglądali. Taki drobiazg jak eksplozja me mógł mnie powstrzymać od przyjścia na przyjęcie Roarke”a.

– Jesteś na jakichś lekach?

– Dali mi trochę środków przeciwbólowych i… – mina jej zrzedła, gdy Eye stanowczym ruchem wyjęła jej z dłoni kieliszek szampana.

– Chciałam to tylko potrzymać. Naprawdę.

– W takim razie potrzymasz to – zaproponowała Eye, wręczając jej szklankę wody mineralnej. – Powinnam cię zawlec z powrotem do Centrum.

– Sama tam nie poszłaś – mruknęła Peabody, po czym uniosła brodę. – Poza tym nie jestem na służbie. Nie możesz mi rozkazać, żebym wracała.

Choć podobała jej się determinacja Peabody, Eye była nieugięta.

– Żadnego alkoholu – rzuciła krótko. – I żadnych tańców.

– Ale…

– Wyciągnęłam cię dzisiaj z tamtego budynku, mogę cię wyciągnąć i stąd. A tak przy okazji – dodała – mogłabyś zrzucić parę funtów.

– Moja matka zawsze mówi to samo. – Peabody sapnęła rozdrażniona. – Żadnego alkoholu ani tańców. Jeśli skończyłaś z tymi zakazami, pójdę porozmawiać z kimś, kto mnie jeszcze nie zna.

– Dobrze. Peabody?

Obróciła ku niej pochmurną twarz.

– Słucham?

– Dobrze się dzisiaj spisałaś. Mogę już bez wahania wszędzie z tobą wchodzić.

Peabody patrzyła w ślad za oddalającą się Eye. Słowa, jakie padły przed chwilą, zostały powiedziane lekkim, niemal niedbałym tonem, lecz był to największy komplement dotyczący jej pracy, jaki kiedykolwiek słyszała.

Eve rozejrzała się po sali. Przebywanie w większym towarzystwie nie było jej ulubioną formą spędzania wolnego czasu, ale starała się, jak mogła. Nie broniła się nawet przed tańcem, kiedy nie udawało się jej umknąć przed zaproszeniem. W pewnej chwili znalazła się więc na parkiecie z Jessem, który sterował jej bezwolnym ciałem – bo na tym jej zdaniem polegał taniec.

– William to twój znajomy? – zagadnął Jess.

Bardziej znajomy Roarke”a. Nie znam go zbyt dobrze.

– W każdym razie ma ciekawe pomysły na program interaktywny, który możemy dołączyć do dysku. Żeby ludzie mogli wejść w muzykę, stanąć obok Mayis.

Eye spojrzała z powątpiewaniem na ekran. Mayis kręciła ledwie zakrytymi biodrami, wykrzykując o spalaniu się w ogniu miłości, a wokół niej tańczyły czerwone i złote płomienie.

– Myślisz, że ludzie chcieliby w to wchodzić?

Zaśmiał się i jego głos zszedł w niższe, cieplejsze tony.

– Moja droga, będą sobie deptać po piętach, żeby się dopchać. I płacić ciężkie pieniądze.

– Jeśli tak będzie – powiedziała, zwracając ku niemu twarz – tobie też przypadnie spory udział.

– Zwykła rzecz w tego typu projektach. Zapytaj męża, on ci powie.

– To Mayis cię wybrała. – Złagodniała widząc, że kilka osób wpatruje się z ciekawością w ekran. – I chyba wybrała nieźle.

– Oboje wybraliśmy. Powinno się nam udać – odrzekł. – Trzeba tylko pozwolić im poczuć smak jej występu na żywo. Gdyby dach nie był już otwarty, wysadzilibyśmy go.

– Nie denerwujesz się? – Spojrzała na niego: opanowanie, pewność siebie..- Nie, nie denerwujesz się.

– Od zbyt wielu lat zarabiam na życie graniem. To moja praca.

Uśmiechnął się, przesuwając od niechcenia rękę po jej plecach. – Ty się nie denerwujesz, tropiąc zabójców. Działasz na przyspieszonych obrotach, prawda? Zmobilizowana, ale nie zdenerwowana.

– To zależy. – Pomyślała o sprawie, którą się teraz zajmowała poczuła skurcz w żołądku.

– Nie, jesteś ze stali. Zobaczyłem to już przy naszym pierwszym spotkaniu. Nie poddajesz się, nie cofasz przed niczym. Nie załamujesz się. Dlatego twój mózg, w ogóle cała konstrukcja psychiczna, jest dla mnie wielką zagadką. Czym się kieruje Eye Dallas? Poczuciem sprawiedliwości, zemstą, obowiązkiem, moralnością? Moim zdaniem jakimś rzadkim połączeniem wszystkich tych sił, plus sprzeczność między pewnością siebie a zwątpieniem w siebie. Masz silne przekonanie o tym, co jest słuszne, a jednocześnie ciągle pytasz, kim jesteś.

Nie była pewna, czy podoba się jej nagła zmiana tematu rozmowy.

– Kim ty jesteś, muzykiem czy psychologiem?

– Ludzie, którzy tworzą, badają innych ludzi, a muzyka jest tyle nauką, co sztuką i tyle uczuciem, co nauką. – Utkwił swoje srebrzyste oczy w jej oczach, prowadząc ją slalomem między innymi parami. -Kiedy zapisuję linijkę nut, chcę, żeby działała na ludzi. Muszę rozumieć, nawet studiować naturę ludzką, jeżeli chcę uzyskać właściwą reakcję. Jak będą się zachowywać, co będą myśleć i czuć?

Eye posłała roztargniony uśmiech Williamowi i Reeannie, którzy tańczyli obok, zatopieni w sobie.

– Myślałam, że to tylko rozrywka.

– Pozory, pozory. – Gdy mówił, oczy błyszczały mu podnieceniem.

Byle muzykant może przepuścić temat przez komputer i skomponować niezły utwór, Dzięki rozwojowi techniki muzyka stała się bardziej zwyczajna i do przewidzenia.

Eye ze zdziwieniem przeniosła spojrzenie na ekran.

– Nie powiedziałabym, że słyszę tu cokolwiek zwyczajnego albo do przewidzenia.

– Zgadza się. Poświęciłem sporo czasu na studiowanie tego, jak dźwięki, nuty i rytm działają na ludzi, więc wiem, jaki guzik przycisnąć w odpowiedniej chwili. Mayis to prawdziwy skarb. Jest taka otwarta, elastyczna. – Uśmiechnął się, gdy Eye obrzuciła go niechętnym spojrzeniem. – To miał być komplement. Nie uważam, żeby Mayis była słaba. Ale lubi ryzyko; to kobieta, która jest gotowa wyzbyć się samej siebie, by przekazać wiadomość.

– Jaka to wiadomość?

– Zależy od publiczności. Od ich nadziei, marzeń i snów. Zastanawiają mnie twoje sny, Dallas.

Mnie też, pomyślała, patrząc na niego z udawaną obojętnością.

– Wolę jednak stać twardo na ziemi. Sny mogą nas zwodzić.

– Nie, nie, one wszystko odkrywają. Umysł, a zwłaszcza podświadomość to płótno, które wciąż pokrywamy obrazami. Sztuka, muzyka, dodają barw i stylu. Nauki medyczne rozumieją to już od dziesiątków lat i korzystają z tego przy leczeniu i badaniu różnych stanów psychologicznych i fizjologicznych.

Eye przekrzywiła głowę i popatrzyła na niego uważnie. Czyżby tu była jeszcze jedna ukryta wiadomość?

– Mówisz teraz bardziej jak naukowiec niż muzyk.

– Jestem po trosze jednym i drugim. Pewnego dnia będziesz mogła wybrać piosenkę napisaną specjalnie dla twoich fal mózgowych. Nieograniczone możliwości działania na samopoczucie i intymność przekazu. Tak, to jest właśnie klucz. Intymność.

Stwierdziła, że za bardzo go poniosło i przerwała taniec.

– Nie sądzę, żeby to było opłacalne. Poza tym badania nad technologiami związanymi z analizą i koordynacją indywidualnych fal mózgu są nielegalne. I słusznie, bo to niebezpieczne.

– Ależ skąd – sprzeciwił się. – To wyzwolenie. Wszystkie nowe procesy, każda forma postępu zaczyna się jako działanie nielegalne. Co do kosztów, pewnie na początku będą wysokie, ale jeśli zacznie się produkcja na masową skalę, powinny znacznie spaść. Ostatecznie czymże takim jest mózg? Tylko komputerem. I komputer analizuje komputer. Po prostu.

Rzucił okiem na ekran.

– To początek ostatniego numeru. Muszę sprawdzić sprzęt, zanim zaczniemy. – Pochylił się i lekko pocałował ją w policzek. – Trzymaj za nas kciuki.

– Trzymam – odrzekła, lecz czuła się tak, jakby miała w żołądku wielki kamień.

Czymże jest mózg jeśli nie komputerem? Komputery analizują komputery. Indywidualne programy dostosowane do indywidualnych fal mózgowych. Jeżeli rzeczywiście było to możliwe, czy możliwe było dodanie sugestywnych programów połączonych bezpośrednio z mózgiem użytkownika? Potrząsnęła głową. Roarke nigdy by na to nie poszedł. Nie podejmowałby takiego głupiego ryzyka. Mimo to utorowała sobie do niego drogę przez tłum gości i położyła mu dłoń na ramieniu.

– Muszę cię o coś zapytać – powiedziała cicho. -Czy któraś z twoich spółek nie prowadziła po cichu jakichś badań nad stacjami wirtualnymi dla indywidualnych fal mózgowych konkretnych odbiorców?

– To nielegalne, poruczniku.

– Roarke!

– Nie. Był czas, że nie zawahałbym się przed żadnym nie za bardzo legalnym przedsięwzięciem, ale nie takim. Poza tym – dodał, wyprzedzając jej pytanie – ten model stacji wirtualnej jest uniwersalny, dla wszystkich. Użytkownik może dostosować dla swoich potrzeb tylko programy, To, o czym mówisz, kosztowałoby fortunę, byłoby zbyt skomplikowane technicznie i w ogóle cholernie trudne.

– W porządku, tak też przypuszczałam. – Rozluźniła się. – Ale można to zrobić?

Wzruszył ramionami.

– Nie mam pojęcia. Trzeba by współpracować z użytkownikiem albo mieć dostęp do wyników analizy jego mózgu. Do tego trzeba osobistego zezwolenia. A potem… nie mam pojęcia – powtórzył.

– Gdybym mogła dorwać Feeneya… – Rozejrzała się wśród gości w poszukiwaniu detektywa od elektroniki.

– Odpuść sobie na ten wieczór, poruczniku. – Roarke otoczył ją ramieniem. – Zaraz Mayis wejdzie na scenę.

– Dobrze. Na siłę odsunęła od siebie ten problem. Jess właśnie zasiadł za konsoletą i zabrzmiał pierwszy akord. Jutro do tego wrócę obiecała sobie Eye i przyłączyła się do aplauzu, ponieważ na scenę wbiegła Mayis.

Później jej niepokój rozpłynął się w niespożytej energii Mayis i oszołamiającym kalejdoskopie muzyki i świateł, od których kręciło się w głowie.

– Jest dobra, nie uważasz? – Nieświadomie trzymała Roarke”a za rękę jak matka dziecko na szkolnym przedstawieniu – Oryginalna, trochę dziwna, ale dobra.

– Masz rację we wszystkich trzech punktach. Wprawdzie nie mógł nazwać tej kakofonii efektów dźwiękowych i ostrego wokalu swoją ulubioną muzyką, lecz mimo to uśmiechał się. – Ma ich w garści. Możesz się rozluźnić.

– Jestem rozluźniona.

Roześmiał się i objął ją mocniej.

– Gdybyś miała guziki, pewnie byś wszystkie zerwała. Musiał krzyczeć jej prosto do ucha, by go usłyszała. Skorzystał z tej bliskości i zrobił delikatną sugestię na temat planów na wieczór po przyjęciu.

– Co? – Poczuła falę gorąca. – Zdaje się, że w tym stanie to nielegalne. Zaraz sprawdzę w przepisach i wrócę. Przestań. – W odruchu obronnym podrzuciła ramieniem, ponieważ język i zęby Roarke”a gorliwie zajęły się jej uchem.

– Pragnę cię. – Na całej skórze poczuł mrowienie przemożnej żądzy, którą musiał natychmiast zaspokoić. – Teraz.

– Żartujesz – zaczęła, ale zamilkła, widząc, że Roarke mówi śmiertelnie poważnie. Zamknął jej usta w długim, namiętnym pocałunku. Krew poczęła w niej dudnić, a mięśnie ud nagle osłabły. – Opanuj się. – Zdołała odsunąć się o pół cała, zdumiona, bez tchu, prawie oblewając się rumieńcem. Nie wszyscy patrzyli na Mayis. – Jesteśmy samym środku tłumu. Na widowni.

– No to chodźmy stąd. – Był twardy jak skała, boleśnie gotów. Przypominał wilka gotującego się do ataku. – W tym domu jest mnóstwo zacisznych pokoi.

Gdyby nie czuła wibrującej w nim żądzy, pewnie by się roześmiała.

– Weź się w garść, Roarke. To wielka chwila dla Mayis. Nie będziemy się kryć po kątach jak para rozpalonych małolatów.

– Będziemy. – Pociągnął ją na oślep przez tłum, choć opierała się próbowała protestować.

– To wariactwo. Co ty sobie wyobrażasz, że jesteś androidem do tych rzeczy? Możesz się chyba powstrzymać przez parę godzin.

– Do diabła z tym. – Szarpnął najbliższe drzwi i wepchnął ją do jakiegoś maleńkiego schowka. – No już! – Uderzyła plecami o ścianę zanim zdążyła się zorientować, co on chce zrobić, podniósł jej spódnicę i wdarł się w nią.

Była wstrząśnięta, sucha, nieprzygotowana. Zniszczy mnie, przemknęło jej przez głowę. Zagryzła wargi, by powstrzymać się od krzyku. Brutalnie wbijał się w nią, przyciskając ją do ściany, ignorując jej sińce, które natychmiast zabolały ją ze zdwojoną siłą. Odepchnęła go, lecz nie zważając na to, chwycił ją za biodra i wbił się jeszcze głębiej, aż z jej gardła wydarł się krzyk bólu.

Mogła go powstrzymać, używając swoich umiejętności. Ale wszystkie wyuczone reakcje ustąpiły miejsca czysto kobiecemu cierpieniu. Nie widziała jego twarzy; zresztą nie była pewna, czy by ją rozpoznała.

– Roarke. – Głos jej drżał od szoku. – Robisz mi krzywdę.

Wymamrotał coś, czego nie zrozumiała, w języku, jakiego nigdy przedtem nie słyszała. Przestała się szamotać, chwyciła go kurczowo za ramiona i zamknęła oczy, by nie patrzeć na to, co się z nimi dzieje.

Ciągle zagłębiał się w nią, trzymając ją za uda i otwierając ją jeszcze bardziej. Słyszała jego świszczący oddech. Nie miało to nic wspólnego z delikatnością i opanowaniem, jakie zawsze leżały w jego naturze.

Nie mógł przestać. Nawet jeśli jakaś część jego mózgu kazała mu przerazić się tego, co robił, nie potrafił przestać. Żądza była jak zżerający go rak i musiał ją zaspokoić, by przetrwać. Gdzieś w jego głowie brzmiał zdyszany głos, który mówił mu: Mocniej. Szybciej.

Jeszcze. Wreszcie, po ostatnim konwulsyjnym pchnięciu, skończył.

Nie puściła go; gdyby to zrobiła, osunęłaby się na podłogę. Roarke trząsł się jak człowiek w gorączce i nie wiedziała, czy ma go uspokoić, czy stłuc.

– Niech cię szlag, Roarke. – Ale gdy chwiejąc się na nogach oparł się ręką o ścianę, by utrzymać równowagę, od razu opuściło ją poczucie krzywdy.

– Hej, co ci jest? – spytała zaniepokojona. – Ile wypiłeś? Oprzyj się o mnie.

– Nie. – Ugasiwszy brutalnie żądzę, nagle doszedł do siebie. I poczuł ciężar wyrzutów sumienia. Otrząsnął się z oszołomienia i wyprostował. – O Boże, Eve. O Boże. Przepraszam. Przepraszam.

– Już dobrze. – Zobaczyła, że jest blady jak płótno. Nigdy nie widziała go w takim stanie. Przestraszyła się. – Zawołam Summerseta, kogokolwiek. Musisz się położyć.

– Przestań. – Bardzo delikatnie odtrącił jej ręce i cofnął się o krok, aż przestali się dotykać. Jak mogła znieść jego dotyk? – Rany boskie, zgwałciłem cię. Po prostu cię zgwałciłem.

– Nie. – Miała nadzieję, że jej zdecydowany ton będzie skuteczny jak cios. – Nie zgwałciłeś. Wiem, czym jest gwałt. To nie byt gwałt, nawet jeśli zrobiłeś to zbyt ochoczo.

– Zrobiłem ci krzywdę. – Powstrzymał ją gestem, widząc, że wyciąga do niego ręce. – Do cholery, Eve, jesteś cała potłuczona, a ja wpycham cię do jakiegoś pieprzonego schowka i wykorzystuję cię jak…

– Już w porządku. – Dala. krok w jego stronę, lecz potrząsnął głową. – Nie uciekaj przede mną, Roarke, jeżeli me chcesz mnie naprawdę skrzywdzić. Nie rób tego.

– Daj mi jeszcze chwilę. – Przejechał dłońmi po twarzy. Wciąż czuł lekki zawrót.głowy i mdłości; w ogóle czuł się nieswojo.

– Boże, muszę się napić.

– Wróćmy więc do mojego pytania. Ile wypiłeś?

– Nie aż tyle. Nie jestem pijany, Eye. – Opuścił ręce i rozejrzał się. Schowek, pomyślał tylko. Na litość boską, schowek. – Nie wiem, co się stało, co mnie naszło. Tak mi przykro.

– Widzę. – Ale ciągle jeszcze me rozumiała wszystkiego. – Mówiłeś coś, coś dziwnego. Brzmiało jak „liomsa”.

Oczy mu pociemniały.

– To po irlandzku. Znaczy – moja. Nie mówiłem po irlandzku od… od dzieciństwa. Mój ojciec często używał tego języka… kiedy był pijany. – Przez chwilę się zawahał, ale wyciągnął rękę i musnął palcami jej policzek. – Byłem taki brutalny, taki nieostrożny.

– Nie jestem jednym z twoich kryształowych wazonów, Roarke. Wytrzymam.

– Ale nie coś takiego. – Przypomniał sobie płaczliwe protesty dziwek dochodzące zza cienkich ścian i wdzierające się do jego uszu, gdy ojciec brał je do łóżka. – Nie coś takiego. W ogóle o tobie nie myślałem. Nie ma dla mnie usprawiedliwienia.

Nie chciała, żeby się upokarzał. Czuła się wtedy bezradna.

– Wyręczasz mnie, bo sama chciałam cię ukarać. Cóż, możemy wracać.

Dotknął jej ręki, zanim otworzyła drzwi.

– Eve, naprawdę nie wiem, co się stało. Staliśmy tam chwilę, słuchając Mavis, i nagle… to była jakaś nieokiełznana, straszna siła. Jakby od tego zależało moje życie. To nie był seks, to była walka o przetrwanie. Nie mogłem nad tym zapanować. To mnie ivtak nie usprawiedliwia…

– Zaczekaj. – Oparła się plecami o drzwi, starając się rozdzielić rolę policjanta od roli kobiety, detektywa od żony. – Nie przesadzasz?

t- Nie. Czułem się tak, jakby ktoś zacisnął mi ręce na gardle. Uśmiechnął się słabo. – No, może akurat nie chodzi o ten szczegół anatomii. Nic jednak nie jest w stanie…

– Zapomnij na chwilę o swojej winie, dobra? I pomyśl. – Jej oczy

Stały się chłodne, stanowcze. – Niespodziewany i przemożny impuls – wręcz przymus. Taki, którego ty, wyjątkowo opanowany facet, nie mogłeś powstrzymać? I dlatego wziąłeś mnie z finezją żyjącego w celibacie, spoconego kawalera, który odbywa szybki numerek z wynajętym automatem?

Skrzywił się, czując nowy przypływ wyrzutów sumienia.

– Nie musisz mi przypominać.

– To nie w twoim stylu, Roarke. Czasem rzeczywiście nadajesz takie tempo, że nie mogę nadążyć, ale robisz to zręcznie, z wprawą. Bywasz brutalny, ale nigdy bezlitosny. Jako osoba, która kochała się z tobą na prawie wszystkie możliwe sposoby, na jakie pozwała anatomia, mogę zaświadczyć, że nigdy nie jesteś samolubny.

– Cóż. – Nie był całkiem pewien, jak ma zareagować. – Onieśmielasz mnie.

– To nie byłeś ty – powiedziała cicho.

– Pozwolę sobie mieć inne zdanie.

– To, w co się zmieniłeś, nie było tobą – uściśliła. – I tylko to się liczy. Coś się w tobie wyłączyło. Albo włączyło. Ten sukinsyn.

– Wzdrygnęła się. Ich spojrzenia spotkały się i zdawało się, że w oczach Roarke”a zaświtało zrozumienie. – Ten sukinsyn coś ma. Mówił mi o tym, kiedy tańczyliśmy. Przechwalał się, a ja nie zrozumiałam. Ale nie mógł sobie odmówić małego pokazu. I to go zgubi.

Tym razem uścisk Roarke”a na jej ramieniu był silny.

– Mówisz o Jessie Barrowie. O analizie fal mózgowych i sugestiach. Władzy nad umysłem.

– Muzyka powinna działać na zachowania i myśli ludzi. Na ich uczucia. Powiedział mi to na chwilę przed rozpoczęciem występu. Zarozumiały gnojek.

Roarke przypomniał sobie szok w jej oczach, gdy rzucił nią o ścianę i zaatakował jak taranem.

– Jeżeli masz rację – jego głos brzmiał już spokojnie, zbyt spokojnie – chciałbym pomówić z nim chwilkę na osobności.

– To sprawa dla policji – powiedziała, lecz powstrzymał ją zdecydowanie.

– Pozwolisz mi pomówić z nim sam na sam albo znajdę na niego inny sposób.

W porządku. – Położyła dłoń na jego ręce, nie po to, żeby rozluźnić jego uścisk, lecz w geście solidarności. – W porządku, ale zaczekaj na swoją kolej. Muszę być pewna.

– Poczekam – zgodził się. Facet zapłaci za to, obiecał sobie Roarke, za to, że śmiał wprowadzić w jego związek moment nieufności i lęku.

– Najpierw zaczekamy, aż skończy się koncert – zdecydowała.

– Przesłucham go, nieoficjalnie, w moim biurze na dole, w obecności Peabody. Do tego czasu nie ruszaj go, Roarke. Mówię poważnie.

Otworzył drzwi i wypuścił ją.

– Powiedziałem, że zaczekam.

Wciąż brzmiała ostra, głośna muzyka. Zanim doszli do drzwi, zaatakowała ich uszy wysokimi, chrapliwymi tonami. Kiedy tylko Eye weszła i przedarła się przez tłum, oczy Jessa oderwały się od konsolety i odnalazły jej wzrok.

Uśmiechnął się krótkim, pewnym siebie uśmiechem, który zdradzał rozbawienie.

Była już pewna.

– Znajdź Peabody i powiedz jej, żeby przyszła do mojego biura na dole i przygotowała się do wstępnego przesłuchania. – Odwróciła się do Roarke”a, chcąc, żeby na nią spojrzał. – Proszę. Nie mówimy o osobistych porachunkach. Mówimy o morderstwie. Pozwól mi robić, co do mnie należy.

Roarke odwrócił się bez słowa. W chwili, gdy zniknął w tłumie, przepchnęła się do Summerseta.

– Chcę, żebyś miał oko na Roarke”a.

– Słucham?

– Więc posłuchaj. – Wcisnęła palec w jego elegancką marynarkę, niemal wwiercając się w kość. – To bardzo ważne. Może wpaść w kłopoty. Chcę, żebyś nie spuszczał go z oczu, aż minie co najmniej godzina od końca koncertu. Jeśli coś mu się stanie, skopię ci tyłek. Zrozumiano?

Nie rozumiał ani trochę, lecz pojął, że bardzo jej na tym zależy.

Doskonale. – Wymówił to z wielką godnością i ruszył przez taras dystyngowanym krokiem, choć w środku cały się gotował.

Wierząc, że Summerset będzie strzegł Roarke”a jak matka jastrzębica swoich młodych, wróciła na swoje miejsce na widowni. Stanęła w pierwszym rzędzie. Klaskała razem z innymi, zmuszając się nawet do zachęcającego uśmiechu, kiedy Mavis bisowała. Po kolejnej fali aplauzu przecisnęła się do Jessa i zatrzymała się przy konsolecie.

No, nieźle – mruknęła.

– Mówiłem ci, że Mayis to skarb. – W jego oczach czaił się złośliwy cień, gdy się uśmiechnął. – Straciliście z Roarke”em parę kawałków.

Mieliśmy pewne sprawy osobiste – odparła chłodno. – Muszę z tobą porozmawiać, naprawdę, Jess. O twojej muzyce.

– Cieszę się. To lubię najbardziej.

– Jeśli pozwolisz, pójdziemy do jakiegoś bardziej ustronnego miejsca.

– Jasne. – Wyłączył konsoletę, zakodował blokadę. – To twoja impreza.

– Masz rację – odrzekła cicho i poszła przodem.

Zdecydowała się skorzystać z windy, chcąc dostać się do biura szybko i bez świadków. Zaprogramowała więc trasę: najpierw krótki, pionowy zjazd, potem przesunięcie w poziomie, z jednego skrzydła domu do drugiego.

– Muszę ci powiedzieć, że macie tu z Roarke”em fantastyczne gniazdko. Mega fantastyczne.

– Och, na razie nam wystarcza, dopóki nie znajdziemy czegoś większego – powiedziała oschle, starając się nie dopuścić, by jego śmiech wyprowadził ją z równowagi. – Powiedz mi, Jess, czy postanowiłeś pracować z Mavis po tym, gdy się dowiedziałeś o jej związkach z Roarke”em, czy już przedtem?

– Mówiłem ci, Mavis jest jedna na milion. Widziałem ją kilka razy, zagrałem z nią jeden koncert w Przyziemiu i już wiedziałem, że to jest to. – Rozpromienił się w czarującym uśmiechu. Przypominał niewinnego chłopca z chóru kościelnego, który chowa za pazuchą żabę. – Naturalnie fakt, że zna Roarke”a, w niczym mi nie przeszkadzał. Ale to ona miała ze mną śpiewać.

– Wiedziałeś jednak wcześniej o tym, że się znają.

Wzruszył ramionami.

– Słyszałem o tym. Dlatego poszedłem ją zobaczyć. Rzadko bywam w podobnych klubach, ale zrobiła na mnie wrażenie. Gdybym mógł grać z nią naprawdę duże koncerty, a ktoś taki jak Roarke chciałby w to zainwestować, wszystko mogło pójść jak z płatka.

– To tobie wszystko idzie jak z płatka, Jess. – Drzwi rozsunęły się i Eye wyszła z kabiny.

– Mówiłem ci już, że gram od dziecka. Mam to we krwi.

Rozejrzał się po korytarzu, którym go prowadziła. Zauważył oryginały starych dziel sztuki. Drogie drewno, dywan, na którego tkaniu jakiś rzemieślnik przed wiekami zdarł sobie palce.

Wszędzie widać pieniądze, pomyślał. Pieniądze, dzięki którym można budować prawdziwe imperia.

Już przy drzwiach biura odwróciła się do niego.

– Nie wiem, ile właściwie ma Roarke – powiedziała, odgadując jego myśli. – I naprawdę mnie to nie obchodzi.

Ciągle się uśmiechając, uniósł pytająco brwi i wskazał wzrokiem spory brylant w kształcie łezki, spoczywający na ciemnym materiale jej sukienki.

Mimo to, kotku, nie nosisz łachmanów i sztucznej biżuterii.

– Nosiłam kiedyś i być może pewnego dnia znów będę nosiła. Poza tym, Jess – rozkodowała zamek i otworzyła drzwi – nie mów do mnie kotku.

Weszła i skinęła głową zdziwionej, ale bacznie wszystko obserwującej Peabody.

– Usiądź – powiedziała do Jessa i od razu skierowała się w stronę

– Jakie miłe towarzystwo. Cześć, mała. – Za nic w świecie nie potrafił sobie przypomnieć jej imienia, ale ucieszył się na widok Peabody, jakby byli starymi przyjaciółmi. – Słyszałaś nas?

– Prawie wszystko.

Opadł na krzesło.

– I co o tym sądzisz?

– Świetne. Daliście z Mayis prawdziwy show. – Odważyła się na nieśmiały uśmiech, niezupełnie pewna, czego oczekuje od niej Eve.

– Jestem gotowa kupić pierwszy krążek.

– To właśnie lubię słyszeć. Czy ktoś może mi przynieść drinka?- spytał Jess. – Przed występem nie chcę nić pić i strasznie zaschło mi w gardle.

– Jasne. Na co byś miał ochotę? – grzecznie odparła Eye.

– Może być szampan, Tamten na tarasie był chyba niezły.

– Peabody, w kuchni powinna być butelka. Nalej naszemu gościowi kieliszek. I może przynieś trochę kawy.

Oparła się na krześle i zastanowiła przez moment. Właściwie mogłaby już teraz zacząć nagrywanie, ale chciała zrobić przedtem małe wprowadzenie.

– Ktoś taki jak ty, kto pisze muzykę i opracowuje całą otaczającą ją atmosferę, musi być w równym stopniu artystą i technikiem, prawda? Sam mi to wyjaśniałeś przed występem.

– Na tym opiera się cały biznes już od dobrych paru lat. – Podkreślił swoje słowa gestem pięknej ręki, ozdobionej złotą bransoletą.

– Mam szczęście, że jestem uzdolniony w obu dziedzinach – I obie mnie interesują. Czasy brzdąkania melodyjek na fortepianie albo gitarze minęły, tak jak czasy paliw kopalnych. Proste instrumenty są już na wymarciu.

– Gdzie się nauczyłeś techniki? Muszę powiedzieć, że twoje umiejętności są imponujące.

Peabody wróciła z drinkami. Jess obdarzył ją uśmiechem. Był odprężony, wygodnie rozparty na krześle, jakby uczestniczył w jakiejś rozmowie o intratnym kontrakcie.

– Przede wszystkim przy pracy, dłubałem coś po nocach. Poza tym długo korzystałem z domowego kształcenia w MIT.

Znała niektóre fakty dzięki Peabody, która badała już jego sylwetkę, ale nie chciała tego ujawniać.

– To robi wrażenie. Stałeś się znany jako twórca i wykonawca. Prawda, Peabody?

– Tak. Mam wszystkie twoje dyski i nie mogę się doczekać nowego. Dość długo to trwa.

– Słyszałam o tym. – Eye podjęła wątek, który Peabody podrzuciła całkiem bezwiednie. – Jakaś niemoc twórcza, Jess?

– A skąd. Chciałem spokojnie podrasować sprzęt, poskładać do kupy różne elementy. Kiedy zaatakuję rynek nowym materiałem, to będzie coś, czego nigdy przedtem nie widziano i nie słyszano.

– A więc Mayis to dla ciebie pewnego rodzaju trampolina?

– W pewnym sensie. To był szczęśliwy traf. Miała trochę materiału, który mi się nie podobał, i trochę wygładziłem różne kawałki, żeby do niej lepiej pasowały. Za kilka miesięcy chcę sam coś nagrać.

– Kiedy wszystko już będzie na swoim miejscu.

Uniósł w jej stronę kieliszek i wypił łyk.

– Właśnie.

– Piszesz czasem ścieżki dźwiękowe do programów wirtualnych?

– Od czasu do czasu. To całkiem niezła zabawa, zwłaszcza gdy jest ciekawy program.

– Założę się. że wiesz, jak wmontować tam sugestie podprogowe. Zastygł na moment z kieliszkiem przy ustach, po czym znów się napił.

– Podprogowe? To sprawa czysto techniczna.

– Przecież cholernie dobry z ciebie technik, Jess. Tak dobry, że znasz komputery na wylot. I mózgi. Mózg to tylko komputer, prawda? Sam mi to mówiłeś.

– Jasne. – Patrzył na Eve i nie zauważył, że Peabody zaczęła go słuchać z niezwykłą uwagą.

– Interesujesz się też poprawą samopoczucia, zmianą nastrojów. Schematami zachowań i emocji. Schematami fal mózgowych. – Wyjęła z biurka rekorder i położyła na widocznym miejscu. – Porozmawiajmy o tym.

– Co to, do cholery, ma znaczyć? – Odstawił kieliszek i gwałtownie przesunął się na brzeg krzesła. – O co chodzi?

– Chodzi o to, że zaraz powiem ci, jakie masz prawa, a potem sobie pogadamy. Posterunkowa Peabody, włączyć zapasową rejestrację i zalogować się.

– Nie zgadzałem się na żadne pieprzone przesłuchanie. – Zerwał się na nogi. Eve też się poderwała.

– Świetnie. W takim razie dostaniesz wezwanie i przesłuchamy cię w centrali. Tam może być kolejka, bo nie rezerwowałam sali przesłuchań. Ale to dla ciebie żaden kłopot posiedzieć parę godzin pod kluczem.

Powoli usiadł z powrotem.

– Szybko zmieniasz się w gliniarza, Dallas.

– Cały czas nim jestem. Zawsze. Porucznik Eye Dallas – zaczęła mówić do rekordera, podając czas i miejsce przesłuchania i recytując formułę o prawie do milczenia i możliwości wezwania adwokata.

– Rozumiesz, jakie masz prawa, Jess?

– Tak, ale nie wiem, o co ci, do cholery, chodzi.

– Za chwilę wszystko ci wytłumaczę. Jesteś przesłuchiwany w związku z okolicznościami czterech przypadków śmierci: Drew Mathiasa, S.T. Fitzhugha, senatora George”a Pearly”ego i Cerise Deyane.

– Kogo? – Autentycznie zdębiał. – Devane? Czy to nie ta kobieta, która skoczyła z dachu budynku „Tattlera”? Co ja mogę mieć wspólnego z tym samobójstwem? Przecież nawet jej nie znałem.

– Nie wiedziałeś, że Cerise Devane była prezesem zarządu i głównym udziałowcem Tattler Enterprises?

– No, chyba wiedziałem, ale…

– Mam wrażenie, że od czasu do czasu pisali o tobie w „Tattlerze” w ciągu twojej kariery.

– Jasne. Oni zawsze grzebią w różnych brudach. Na mnie też coś znaleźli. To też część tego zawodu. – Minął mu lęk i teraz był lekko zirytowany. – Słuchaj, ta baba sama skoczyła. Ja w tym czasie byłem w centrum i miałem sesję nagraniową. Mam świadków. Mavis jest jednym z nich.

– Wiem, że cię tam wtedy nie było, Jess. Ja tam byłam, więc wiem, że ciałem byłeś nieobecny.

Usta wykrzywił mu pogardliwy uśmieszek.

– A co, jestem jakimś pieprzonym duchem?

– Znałeś może albo kiedykolwiek kontaktowałeś się z technikiem autotronikiem nazwiskiem Drew Mathias?

– Nigdy o nim nie słyszałem.

– Mathias też kończył MIT.

– I tysiące innych. Ja wybrałem opcję studiowania w domu. W życiu nie byłem w campusie.

– I nigdy nie kontaktowałeś się z innymi studentami?

– Oczywiście, że się kontaktowałem. Przez videokom, e-mail, faks laserowy, różnie. – Wzruszył ramionami, bębniąc palcami o ręcznie szyty but, który oparł na kolanie. – Nie pamiętam żadnego autotronika o tym nazwisku.

Postanowiła zmienić taktykę.

– Ile pracy poświęciłeś na indywidualne sugestie podprogowe?

– Nie wiem, o czym mówisz.

– Nie rozumiesz tego terminu?

– Wiem, co to znaczy. – Tym razem energiczniej wzruszył ramionami. – O ile wiem, nikt tego jeszcze nie zrobił, nie wiem więc, o co mnie pytasz.

Eye zaryzykowała. Spojrzała na swoją asystentkę.

– Peabody, wiesz, o co go pytam?

– To chyba dość jasne, poruczniku. – Peabody dzielnie przezwyciężyła początkowe zaskoczenie. – Chcemy wiedzieć, ile pracy przesłuchiwany poświęcił na indywidualne sugestie podprogowe. Być może przesłuchiwanemu trzeba przypomnieć, że badania i zainteresowania tego rodzaju nie są nielegalne. Natomiast opracowanie i zastosowanie takich technik jest wbrew prawu stanowemu, federalnemu i międzynarodowemu.

– Bardzo dobrze, Peabody. Czy to ci wyjaśniło moje pytanie, Jess?

Mała przerwa pozwoliła mu się uspokoić.

– Jasne, że się tym interesuję. Jak mnóstwo innych ludzi.

– To trochę poza twoimi zainteresowaniami zawodowymi, prawda? Jesteś tylko muzykiem, a nie dyplomowanym naukowcem.

Teraz trafiła bez pudła. Wyprostował się na krześle. a jego oczy natychmiast zapłonęły.

– Mam dyplom z muzykologii. Muzyka to nie tylko kilka nutek powiązanych w melodie, kochanie. To całe życie. Pamięć. Piosenki wywołują specyficzne, często łatwo przewidywalne reakcje. Muzyka to ekspresja emocji, żądz.

– A tutaj, jak sądzę, miała to być miła forma spędzenia czasu.

– Rozrywka to ułamek całości. Celtowie szli na wojnę przy wtórze swoich piszczałek. I to była broń wcale nie mniej groźna niż topory. Plemiona wojowników w Afryce wprowadzały się w trans dźwiękiem bębnów. Dzięki swoim pieśniom przetrwali niewolnicy, a mężczyźni od wieków uwodzą kobiety przy muzyce. Muzyka to gra zmysłów.

– Wracamy więc do mojego pytania. Kiedy postanowiłeś posunąć się o krok dalej i zacząłeś zajmować się indywidualnymi falami mózgu? A może po prostu odkryłeś to przypadkiem, kiedy wymyślałeś jakąś nową melodię?

Zaśmiał się krótko.

– Naprawdę myślisz, że to, co robię, to jakaś zabawa? Siadam, wstukuję nutki i do domu? To praca, ciężka, wymagająca wysiłku praca.

– A ty jesteś z niej cholernie dumny, prawda? Daj spokój, Jess, chciałeś mi o tym powiedzieć już wcześniej. – Eye wstała, okrążyła biurko i przysiadła na blacie. – Myślałam, że umrzesz z niecierpliwości. Musiałeś mi powiedzieć. Komukolwiek. Co to za satysfakcja dokonać czegoś tak zdumiewającego i zachować wszystko dla siebie?

Wziął do ręki kieliszek i przesunął palce po jego długiej, wysmukłej nóżce.

– Nie tak to sobie wyobrażałem. – Napił się, rozważając wszystkie za i przeciw. – Mavis mówiła, że umiesz być elastyczna. Ze dla ciebie istnieje nie tylko kodeks i bezduszna procedura.

– Och, umiem być elastyczna, Jess. – Jeśli mam upoważnienie.

– Mów dalej.

– Powiedzmy, że gdybym – hipotetycznie – opracował technikę indywidualnych wpływów na podświadomość, poprawę samopoczucia przez oddziaływanie na fale mózgowe, to by była wielka rzecz. Ludzie tacy jak ty i Roarke, z waszymi kontaktami i pieniędzmi, wpływami, mogliby obejść kilka przestarzałych przepisów i zbić na tym fortunę. Gdybyście mieli w tym udział, zrobilibyśmy rewolucję w przemyśle rozrywkowym i w korekcji samopoczucia.

– Czy to propozycja współpracy?

– Hipotetyczna – odparł, gestykulując kieliszkiem. – Roarke ma dostęp do najlepszych fachowców od badań i projektowania, ma zakłady, ludzi do roboty i tyle środków, że mógłby wziąć się za coś takiego. A sprytny gliniarz moim zdaniem znalazłby jakąś furtkę w prawie, żeby wszystko poszło gładko.

– O kurczę, poruczniku – powiedziała Peabody z uśmiechem, choć jej oczy pozostały bez wyrazu. – Brzmi, jakbyście byli z Roarke”em idealną parą. Hipotetycznie.

– A Mavis kablem – mruknęła Eye.

– Hej, Mavis jest zachwycona. Dostała to, czego chciała. Po dzisiejszym wieczorze będzie gwiazdą.

– I uważasz, że to wystarczająca zapłata za to, że wykorzystałeś ją, by zbliżyć się do Roarke”a?

Znowu wzruszył ramionami.

– Przysługa za przysługę, moja droga. Nie jestem jej nic dłużny.

– W jego oczach znów pojawiły się złośliwe ogniki. – Podobał ci się nieoficjalny pokaz możliwości mojego hipotetycznego systemu?

Nie była pewna, czy dzięki swej wyćwiczonej samokontroli zdoła ukryć wściekłość. Wolno odwróciła się i siadła za biurkiem.

– Pokaz?

– Tamtego wieczoru, kiedy odwiedziliście mnie z Roarkiem w studiu, żeby przyjrzeć się sesji. Wydawało mi się, że nie mogliście się doczekać, aż wyjdziecie i zostaniecie sami. – Rozciągnął usta w uśmieszku. – Mała powtórka z miesiąca miodowego?

Schowała ręce za biurko i wyjęła je dopiero wtedy, gdy kurczowo zaciśnięte pięści dały się rozluźnić. Rzuciła okiem w stronę drzwi przylegającego biura Roarke” a i stwierdziła z niepokojem, że mruga nad nimi zielone światełko podglądu.

A więc patrzył na nich. Było to nie tylko nielegalne, ale też w obecnych warunkach niebezpieczne. Wróciła spojrzeniem do Jessa. Nie mogła pozwolić, żeby przesłuchanie wypadło z rytmu.

– Zdaje się, że niezwykle interesuje cię moje życie seksualne.

Mówiłem ci już, że mnie fascynujesz, Dallas. Zwłaszcza twój stalowy umysł i jego mroczne zakamarki. Ciekawi mnie, co by się stało, gdybyś wydobyła je na światło dzienne. A seks to uniwersalny klucz. – Pochylił się do przodu, nie odrywając wzroku od jej oczu.

– Co ci się śni, Dallas?

Przypomniała sobie okropny sen z tamtej nocy, kiedy oglądała dysk z Mayis w roli głównej. Dysk, który dostała od niego. Zadrżały jej ręce, nim zdążyła nad nimi zapanować.

– Ty sukinsynu. – Wstała, kładąc dłonie na blacie biurka. – Tak lubisz te swoje pokazy? Tym właśnie był dla ciebie Mathias? Jeszcze jednym pokazem?

– Już ci mówiłem, że go nie znam.

– Możliwe, że potrzebowałeś speca od autotroniki, żeby udoskonalił twój system. Potem wypróbowałeś go na nim. Miałeś wykres jego fal mózgowych, więc je zaprogramowałeś. Zaprogramowałeś zawiązanie pętli i włożenie w nią głowy, czy też zostawiłeś mu swobodę wyboru metody?

– Chyba zbaczasz z tematu.

– A Pearly? Jaki związek może mieć z tym Pearly? Deklaracja polityczna? Aż tak daleko sięgałeś wzrokiem? Prawdziwy z ciebie wizjoner. Zrobiłby wszystko przeciw legalizacji twojej nowej zabawki. Dlaczego by nie użyć jej przeciwko niemu?

– Zaraz, zaraz. – Zerwał się na nogi. – Mówisz o morderstwie. Chryste, próbujesz mnie wrobić w morderstwo.

– Potem był Fitzhugh. Potrzebowałeś jeszcze kilku pokazów, Jess? A może po prostu ci to zasmakowało? To poczucie władzy, kiedy można zabijać bez ryzyka, że zakrwawisz sobie ręce?

– Nigdy nikogo nie zabiłem. W to mnie nie wrobisz.

– Deyane była na deser, na wszystkich kanałach, na żywo. Musiałeś na to patrzeć. Założę się, że uwielbiasz patrzeć, Jess. Tak samo podnieca cię sama myśl o tym, do czego doprowadziłeś dziś Roarke”a swoja cholerną zabawką.

– Ach, więc to cię tak rusza? – Pochylił się wściekły nad biurkiem. Jego uśmiech nie był już czarujący, lecz dziki. – Robisz to przedstawienie, bo udało mi się podłączyć do twojego faceta Powinnaś mi dziękować. Założę się, że pieprzyliście się jak dzikie króliczki.

Eye zwinęła dłoń w pięść i wystrzeliła wprost w jego szczękę, zanim zdążyła pomyśleć. Padł na twarz jak kamień, z rozrzuconymi ramionami, strącając na podłogę jej videokom.

– Niech to szlag! – Rozprostowała palce, po czym znowu zacisnęła. – Niech to szlag!

Zza brzęczenia, jakie rozlegało się w jej uszach, doszedł spokojny głos Peabody:

– Przesłuchiwany groził porucznik Dallas użyciem siły fizycznej podczas przesłuchania. W rezultacie przesłuchiwany stracił równowagę i uderzył głową w biurko. Siła uderzenia na chwilę go ogłuszyła.

Eye patrzyła na nią bez słowa, a Peabody wstała chwyciła Jessa za kołnierz koszuli i spojrzała mu w twarz, jakby oceniając jego stan. Nogi zwisały mu bezwładnie, a oczy wywróciły się białkami do góry.

– Zgadza się – oświadczyła, po czym rzuciła go na krzesło.

– Poruczniku Dallas, zdaje się, że główny rekorder został uszkodzony.

– Jednym ruchem ręki Peabody przewróciła kawę Eye i zalała aparat. – Mój rekorder działa i powinien wystarczyć do złożenia raportu z tego przesłuchania. Nic ci się nie stało?

– Nie. – Eye zamknęła oczy: powoli się opanowała – Nie, nic mi nie jest, Dziękuję. – Przesłuchanie zostało przerwane o pierwszej trzydzieści dwie. Przesłuchiwany Jess Barrow Zostanie przewieziony do Centrum Zdrowia Brightmore na badania niezbędne zabiegi. Zostanie tam zatrzymany do dziewiątej zero zero, kiedy przesłuchanie zostanie wznowione w centrali policji. Peabody, proszę zająć się transportem. Zarzuty nie zostały jeszcze sformułowane

– Tak jest. – Peabody spojrzała za siebie, Ponieważ drzwi do biura Roarke”a rozsunęły się. Wystarczył jeden rzut oka na jego twarz, by się zorientować, że mogą być kłopoty. – Poruczniku. – Trzymała rekorder odwrócony. – Mój nadajnik odbiera jakieś zakłócenia. Videokom jest chyba uszkodzony po tym, jak przesłuchiwany zrzucił go na podłogę. Proszę o pozwolenie skorzystania z innego pomieszczenia, żeby wezwać ambulans.

– Pozwalam.

Peabody wyszła, a Eye westchnęła na widok wchodzącego Roarke”a.

– Nie miałeś prawa przyglądać się temu przesłuchaniu.

– Pozwolę sobie mieć inne zdanie. Miałem pełne prawo. – Jego wzrok powędrował na krzesło, z którego zaczęły dochodzić jęki Jessa. – Chyba powoli przychodzi do siebie. Chciałbym sobie z nim teraz pogadać.

– Słuchaj, Roarke…

Przerwał jej jednym szybkim, nie znoszącym sprzeciwu spojrzeniem.

– Eve, zostaw nas samych.

Na tym polegał kłopot między nimi – oboje tak przywykli do wydawania poleceń, że żadnemu z nich nie przychodziło łatwo ich wypełnianie. Nagle przypomniała sobie błędny wyraz jego oczu kiedy się od niej oderwał. Oboje zostali wykorzystani, ale to Roarke był ofiarą.

– Masz pięć minut i ani chwili dłużej. Ostrzegam cię. Z dotychczasowego zapisu widać, że właściwie nic takiego mu się nie stało. Jeżeli coś mu zrobisz, wszystko będzie na mnie i ze sprawy przeciwko niemu może nic nie wyjść.

Usta Roarke”a skrzywiły się w nieznacznym uśmiechu. Wziął ją za ramię i zaprowadził do drzwi.

– Poruczniku, zaufaj mi. Jestem człowiekiem cywilizowanym.

– Zamknął jej drzwi przed nosem i zakodował zamek.

Poza tym wiedział, jak sprawić dużo bólu, nie zostawiając na ciele prawie żadnego śladu.

Podszedł do Jessa, podniósł go i potrząsnął, aż tamten otworzył oczy i popatrzył na niego prawie zupełnie przytomnie.

– Już się obudziłeś? – rzeki cicho Roarke. – Kojarzysz?

Po grzbiecie Jessa spłynęła strużka zimnego potu. Wiedział, że spogląda w twarz śmierci.

– Chcę adwokata.

– Nie rozmawiasz teraz z glinami. Rozmawiasz ze mną. Przynajmniej przez najbliższe pięć minut. Nie masz tu żadnych praw i przywilejów.

Jess wzdrygnął się, lecz próbował przybrać maskę spokoju.

– Nie możesz mnie tknąć, Jeśli coś mi zrobisz, oskarżą o to twoją żonę.

Usta Roarke”a rozciągnęły się w uśmiechu, na widok którego Jess poczuł skurcz lęku.

– Pokażę ci, jak bardzo się mylisz.

Nie odrywając wzroku od oczu Jessa, sięgnął w dół, chwycił go w kroku i skręcił dłoń. Nie bez przyjemności zobaczył, jak z twarzy Jessa odpływa krew do ostatniej kropli, a jego usta zaczynają trzepotać niczym pysk wyrzuconej na brzeg ryby. Kciukiem ucisnął lekko tchawicę Jessa, odcinając mu w ten sposób dostęp powietrza, aż srebrzyste oczy Jessa wyszły z orbit.

– Fantastyczne uczucie, kiedy cię wodzą za fiuta, co? – Na koniec gwałtownie szarpnął nadgarstkiem. Jess opadł na krzesło, zwijając się jak krewetka.

– Dobrze, możemy więc sobie pogadać – powiedział przyjaznym tonem. – O sprawach prywatnych.

Eye spacerowała nerwowo po korytarzu, co chwila spoglądając na masywne drzwi. Doskonale wiedziała, że Roarke wszędzie założył osłony dźwiękoszczelne i Jess mógłby w krzyku wywrócić sobie płuca na lewą stronę, a i tak by go nie usłyszała.

Gdyby go zabił… Boże, gdyby go zabił, co by z tym poczęła? Zatrzymała się, zdjęta nagłym przerażeniem i przycisnęła dłoń do brzucha. Jak mogło jej to w ogóle przyjść do głowy? Miała obowiązek chronić tego skurwiela. Takie były przepisy. Oprócz tego, co czuła, były przecież przepisy.

Podeszła zdecydowanym krokiem do drzwi i wstukała kod. Kiedy zobaczyła komunikat o nieprawidłowej kombinacji, syknęła ze złością.

– Sukinsyn! Niech cię szlag, Roarke!

Za dobrze ją znał. Z niewielką nadzieją pobiegła korytarzem do jego biura i spróbowała otworzyć drzwi.

Wejście wzbronione.

Dopadła monitora, usiłując wywołać obraz z kamery bezpieczeństwa w swoim biurze. Stwierdziła, że i tu Roarke postarał się zapewnić sobie pełną dyskrecję.

– Boże, on go zabije. – Znów pobiegła do drzwi i zaczęła w nie bezsilnie walić pięściami. Chwilę później, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, szczęknęły zamki i drzwi rozsunęły się z cichym szelestem. Wbiegła bez tchu i zobaczyła Roarke”a, który siedział spokojnie za jej biurkiem i palił papierosa.

Z bijącym sercem spojrzała na Jessa. Był blady jak śmierć, jego źrenice nie były większe od śladu po ukłuciu szpilką, ale oddychał. Właściwie dyszał ze świstem jak zepsuty regulator temperatury.

– Nie ma nawet draśnięcia. – Roarke podniósł do ust kieliszek brandy. – Mam też wrażenie, że zaczął pojmować swoje błędy.

Eye pochyliła się i spojrzała prosto w oczy Jessa. Skulił się na krześle jak skopany pies i wydal dźwięk, który nie przypominał żadnego z ludzkich odgłosów.

– Coś ty mu, do cholery, zrobił?

Wątpił, czy Eye albo Departament Stanowy Policji Nowego Jorku zaakceptowaliby sztuczki, jakich nauczył się w dawnych czasach.

– O wiele mniej, niż zasłużył.

Wyprostowała się i spojrzała przeciągle na Roarke”a. Robił wrażenie faceta, który czeka na pojawienie się późnych gości albo ma poprowadzić ważne zebranie. Jego garnitur wyglądał nieskazitelnie, włosy były starannie uczesane, a dłonie spokojne i nieruchome. Tylko oczy – zauważyła, że czai się w nich ślad niedawnego wybuchu wściekłości.

– O Boże, wyglądasz strasznie.

Ostrożnie odstawił kieliszek.

Nigdy już nie zrobię ci krzywdy.

– Roarke. – Odsunęła od siebie nagłą chęć, by do niego podejść i wziąć go w ramiona. Uznała, że nie jest to najlepszy moment.

– Zaczekaj z tym.

– Wiem, co mówię. – Zaciągnął się i powoli wypuścił dym.

– Nigdy więcej.

– Poruczniku. – Na progu stanęła Peabody. – Przyjechał ambulans. Proszę o pozwolenie towarzyszenia podejrzanemu do centrum.

– Nie, ja pojadę.

Peabody popatrzyła na Roarke”a, który oderwał oczy od Eye. Oczy, które, jak zauważyła, spoglądały dość groźnie.

– Przepraszam, ale mam wrażenie, że tu jesteś bardziej potrzebna. Sama się wszystkim zajmę. Jest tu wciąż wielu gości, w tym wielu dziennikarzy. Jestem pewna, że lepiej będzie nie nagłaśniać tej sprawy aż do wyjaśnienia.

– W porządku. Skontaktuję się z centralą i ustalę szczegóły. Przygotuj się na drugą część przesłuchania, jutro o dziewiątej.

– Nie mogę się doczekać. – Peabody spojrzała przez ramię na Jessa i uniosła brew. – Musiał się mocno uderzyć w głowę. Ciągłe jest oszołomiony i zlany zimnym potem. – Uśmiechnęła się do Roarke”a. – Wiem, jak to jest.

Roarke zaśmiał się, czując, jak opada z niego napięcie.

– Nie, Peabody. Mam wrażenie, że w tym przypadku nie wiesz.

Wstał zza biurka, podszedł do niej i ujmując jej kwadratową twarz w dłonie, pocałował ją.

– Jesteś piękna – powiedział półgłosem i odwrócił się do Eye.

– Wrócę do gości, Nie musisz się spieszyć.

Kiedy wyszedł, Peabody musnęła palcami usta. Poczuła przenikającą ją radość, od czubka głowy po palce stóp, a nawet po okute czuby butów.

– O kurczę, jestem piękna, Dallas.

– Jestem twoim dłużnikiem.

– Chyba już zwrócono mi dług. – Odeszła w stronę drzwi. – Idą medycy. Weźmy stąd naszego chłopca. Powiedz Mayis, że była absolutnie wspaniała.

– Mayis. – Eye zakryła oczy. Jak ona to powie Mayis?

– Na twoim miejscu pozwoliłabym jej cieszyć się dzisiejszym wieczorem. Możesz jej to powiedzieć później. Nic jej nie będzie. Tutaj – zawołała, wskazując sanitariuszom pokój. – Mamy tu chyba przypadek lekkiego wstrząsu.

Загрузка...