18

Eye chodziła po miękkim, pięknym dywanie w gabinecie doktor Miry. Miała ręce wepchnięte głęboko do kieszeni i pochyloną głowę – przypominała byka gotującego się do szarży.

– Nie rozumiem. Jak to, jego profil nie pasuje? Do drobniejszych zarzutów już się przyznał. Ten kutas bawił się mózgami ludzi i sprawiało mu to niezłą przyjemność.

– Nie o to chodzi, czy pasuje, czy nie, Eye. To kwestia prawdopodobieństwa.

Cierpliwa i spokojna Mira siedziała na wygodnym, profilowanym krześle i piła herbatę jaśminową. Potrzebowała spokoju, bowiem powietrze w pokoju wibrowało od energii i zdenerwowania Eye.

– Masz jego zeznanie i dowód, że eksperymentował z oddziaływaniem na mózgi. Zgadzam się, że to go obciąża. Ale jeśli chodzi o zmuszanie do samobójstwa, po badaniu nie mogę tego definitywnie potwierdzić.

– No to wspaniale. – Odwróciła się na pięcie. Zabiegi Reeanny i godzinna drzemka odświeżyły ją. Była zaróżowiona, oczy jej błyszczały. – Bez twojego potwierdzenia Whitney tego nie kupi, a to znaczy, że prokurator też nie.

– Eye, nie mogę dostosować sprawozdania do twoich potrzeb.

– Kto cię o to prosi? – Wyrzuciła w górę ręce, po czym znów wepchnęła je do kieszeni. – Co nie pasuje, na litość boską? Facet ma kompleks Boga i każdy idiota nawet przed zabiegiem przywracania wzroku mógłby to zauważyć.

– Zgadzam się, że jego osobowość wykazuje pewien przerost ego, a jego mentalność nosi cechy natury osaczonego artysty. – Mira westchnęła. – Wolałabym, żebyś usiadła. Męczysz mnie.

Eye przysiadła na krześle i spojrzała na mą spode łba.

– Proszę, już siedzę. Wytłumacz mi to teraz.

Mira musiała się uśmiechnąć. Niezmiennie zachwycało ją to przedziwne połączenie emocji i bezwzględnej koncentracji.

– Wiesz, Eye, nigdy nie zrozumiem, dlaczego tak ci do twarzy ze zniecierpliwieniem. I jak pomimo tego udaje ci się być taką sumienną policjantką.

– Nie przyszłam tu na badanie.

– Wiem. Chciałabym cię tylko przekonać do regularnych wizyt. Ale to inna sprawa, na inną rozmowę. Masz mój raport, a w skrócie wygląda to tak, że podejrzany jest egocentryczny, bezkrytyczny wobec siebie i ma zwyczaj tłumaczenia swoich aspołecznych zachowań sztuką. Jest też bardzo inteligentny. – Doktor Mira westchnęła cicho. – Naprawdę wybitny umysł. Jego wyniki standardowych testów Trislowa i Secoura prawie nie mieściły się w skali.

– No i dobrze – mruknęła Eye. – Wprowadźmy jego mózg na dysk i podsuńmy mu kilka sugestii.

– Twoja reakcja jest zrozumiała – powiedziała łagodnie Mira.

– Natura ludzka opiera się wszelkiej kontroli umysłu. Osoby uzależnione wmawiają sobie zwykle, że nie tracą kontroli. – Rozłożyła ręce.

– W każdym razie podejrzany ma zadziwiającą wyobraźnię i umiejętność logicznego myślenia. Na dodatek w pełni zdaje sobie z tego sprawę albo, jeśli wolisz, jest z tego dumny. Przy całym swoim zewnętrznym uroku jest – by użyć twej mało naukowej terminologii

– kutasem. Ale nie mogę z czystym sumieniem uznać go za mordercę.

– Nie martwię się o twoje sumienie. – Eye zacisnęła zęby. – On potrafił zbudować i obsługiwać urządzenie zdolne wpływać na zachowanie wybranych osób. Mam czterech nieboszczyków i myślę – nie, jestem przekonana – że popełnili samobójstwo pod wpływem stymulacji mózgu.

– Logicznie rzecz biorąc, mógłby tu być jakiś związek. – Mira cofnęła się z krzesłem, by zaprogramować dla niej herbatę. – Ale nie złapałaś żadnego socjopaty, Eye. – Podała jej kubek pełen parującej, aromatycznej herbaty, na którą Eye zupełnie nie miała ochoty. o czym obje wiedziały. – Skoro na razie nie ma motywów tych czterech śmierci i jeżeli rzeczywiście ofiary zostały do tego zmuszone. moim zdaniem odpowiedzialny za to może być socjopata.

– Co więc go różni od socjopatów?

– . Lubi ludzi – odparła z prostotą Mira. – I rozpaczliwie chce być przez nich lubiany i podziwiany. Manipulował nimi, zgoda, ale wierzy, że jest twórcą największego dobrodziejstwa dla ludzkości. które oczywiście ma mu przynieść fortunę.

– Może go po prostu poniosło. – Czy nie tak właśnie powiedział o wykorzystaniu Roarke”a wczorajszego wieczoru? Po prostu go poniosło. – Może też nie panuje nad swoim urządzeniem tak dobrze. jak sobie wyobraża.

– Możliwe. Z drugiej strony, Jess kocha to, co robi; musi też być świadkiem rezultatów swoich działań. Jego ego wymaga, by widział i przeżywał przynajmniej część tego, co spowodował.

Przecież nie było go z nami w tym cholernym schowku, pomyślała Eye, ale obawiała się, że rozumie, co Mira ma na myśli. Przypomniała sobie, jak Jess szukał jej wzrokiem, jak się przyglądał i uśmiechał znacząco, kiedy wrócili do gości.

– Nie to chciałam usłyszeć.

– Wiem o tym. Posłuchaj. – Mira odstawiła na bok herbatę. – Ten człowiek jest jak dziecko, to opóźniony w rozwoju emocjonalnym uczony. Jego wizja i muzyka są dla niego bardziej realne i ważniejsze niż ludzie, ale wcale nie lekceważy ludzi. Słowem, po prostu nie umiem znaleźć dowodów na to, że mógłby ryzykować własną wolność i wolność ekspresji dla zabijania.

Eye wypiła łyk herbaty, bardziej odruchowo niż świadomie.

– A jeżeli miał wspólnika? – podsunęła, przypominając sobie teorię Feeneya.

– Możliwe. Nie jest wprawdzie człowiekiem, który chętnie dzieliłby się z kimś swoimi dokonaniami, jednak ma silną potrzebę bycia podziwianym i jest żądny sukcesu finansowego. Nie jest wykluczone, że masz rację. Jeśli potrzebował pomocy na jakimś etapie konstruowania urządzenia, musiał pozyskać wspólnika.

– Dlaczego go więc nie sypnął? – Eye potrząsnęła głową. – To tchórz; na pewno by go sypnął. Niemożliwe, żeby chciał brać wszystko na siebie. – Znowu napiła się herbaty, pozwalając myślom skierować się w inną stronę. – A może zachowania socjopatyczne mamy zakodowane genetycznie? Jess jest inteligentny i na tyle sprytny, żeby to zamaskować, ale może to po prostu część jego osobowości.

– Piętno od poczęcia? – Mira niemal parsknęła z pogardą. – Nie podpisuję się pod poglądami tej szkoły. Wychowanie, otoczenie, wykształcenie, wybór między tym co moralne, a tym co niemoralne, kształtują nas przez całe życie. Nie rodzimy się potworami albo świętymi.

– Niektórzy z ekspertów są jednak przeciwnego zdania. – A jednego z nich mam pod ręką, pomyślała Eye.

Mira w lot domyśliła się, o kogo jej chodzi, i poczuła się dotknięta.

– Jeżeli chciałabyś skonsultować się z doktor Ott, masz do tego prawo. Pewna jestem, że będzie zachwycona.

Eye nie wiedziała, czy ma się uśmiechnąć, czy skrzywić. Mira niezwykle rzadko okazywała rozdrażnienie.

– Nie chciałam urazić twojej dumy zawodowej. Potrzebuję mocnych dowodów; ty mi ich me możesz dać.

– Powiem ci, co myślę o tej teorii genetycznego piętna. To po prostu ucieczka od odpowiedzialności. „Nie mogłem się powstrzymać od podpalenia tego budynku i spalenia żywcem setek ludzi. Urodziłem się jako podpalacz”. „Nie mogłem się pohamować i musiałem pobić na śmierć tę kobietę, która miała garść żetonów kredytowych. Moja matka była złodziejką”.

Ogarnęła ją wściekłość na myśl, że można wymazać własną odpowiedzialność takim prostym wybiegiem i przy okazji rzucić cień na bezbronnych ludzi, którzy urodzili potwora.

– W ten sposób jesteśmy zwolnieni z człowieczeństwa – ciągnęła

– z moralności, z wyboru między dobrem a złem. Wystarczy powiedzieć, że zostaliśmy naznaczeni już w łonie matki i me mieliśmy szans. – Spojrzała na nią z ukosa. – Spośród wszystkich ludzi ty powinnaś wiedzieć o tym najlepiej.

– Tu nie chodzi o mnie. – Eye odstawiła ze stukiem kubek. – Nie chodzi o to, skąd pochodzę ani kim zostałam. Chodzi o czworo ludzi, którym nie dano wyboru. I ktoś musi za to odpowiedzieć.

– Jedno pytanie – dodała Mira, gdy Eye wstała. – Tak ci zależy, żeby załatwić tego człowieka z powodu osobistych urazów – może skrzywdził tych, których kochasz? – czy ze względu na ofiary?

– Powiedzmy, że wchodzą w grę obydwa powody – odparła po namyśle Eye.


Nie skontaktowała się z Recanną – jeszcze nie. Potrzebowała trochę czasu, by to spokojnie rozważyć. Poza tym w swoim biurze zastała Nadine Furst.

– Jak się przedostałaś przez ochronę? – ostrym tonem zapytała

– Och, mam swoje sposoby. – Nadine machała nogą, promieniejąc przyjaznym uśmiechem. – Większość gliniarzy stąd wie o naszej historii.

– Czego chcesz?

– Nie odmówię, jeśli poczęstujesz mnie kawą.

Niechętnie podeszła do autokucharza i wstukała zamówienie na dwa kubki.

– Pospiesz się, Nadine. Zbrodnia szaleje w naszym mieście.

– Dlatego obie mamy co robić. Słuchaj, Dallas, po co wezwano cię wczoraj wieczorem?

– Słucham?

– Daj spokój. Byłam na przyjęciu. Nawiasem mówiąc, Mayis była cudowna. Najpierw zniknęliście oboje z Roarke” em. – Upiła ostrożnie łyk. – Nie trzeba nawet tak spostrzegawczego reportera jak ja, żeby się domyślić, o co chodzi. – Poruszyła znacząco brwiami i zachichotała, gdy Eye patrzyła na nią w milczeniu. – Ale twoje życie seksualne mnie akurat nie interesuje.

– Kończyły się paszteciki z krewetkami, poszliśmy więc do kuchni po następne. Wiesz, to by był wstyd…

– Tak, tak. – Nadine machnęła ręką, skupiając się na kawie. Nawet na tak wysokich stanowiskach w Kanale 75 nie mieli widocznie dostępu do takich specjałów. – Potem jako bystry obserwator zauważyłam, że zabrałaś Jessa Barrowa zaraz po występie. I już nie wróciliście. Ani ty, ani on.

– Mamy taką małą, głupią sprawę o nielegalne środki – odparła oschle Eye. – Możesz to przekazać swoim kolegom od plotek.

– A ja rypię się z jednorękim androidem.

– Zawsze szukałaś mocnych wrażeń.

– Właściwie był kiedyś taki jeden… ale to dygresja. Roarke, jak zawsze czarujący, wyprowadza ociągających się gości do centrum rekreacyjnego – nawiasem mówiąc, fantastyczna stacja holograficzna – i przekazuje nam twoje przeprosiny i wyrazy ubolewania. Wezwanie służbowe? – Nadine przekrzywiła głowę. Na moim skanerze policyjnym nie znalazłam nic, co by tamtego wieczoru mogło wyciągnąć z domu naszego asa od zabójstw.

– Skaner nie widzi wszystkiego, Nadine. Poza tym ja jestem jak żołnierz – idę, kiedy i gdzie mi każą.

– Możesz to wciskać komuś innemu. Wiem, jak blisko jesteście z Mayis. W tak ważnej dla niej chwili tylko coś bardzo pilnego mogło cię wyciągnąć z przyjęcia. – Pochyliła się do przodu. – Gdzie jest Jess Barrow, Dallas? I co, on do cholery, zrobił?

– Nic ci nie mogę powiedzieć, Nadine.

– Daj spokój, Dallas, znasz mnie. Niczego nie nagłośnię bez pozwolenia. Kogo zabił?

– Zmień kanał – poradziła jej Eye, po czym wyciągnęła nadajnik, który nagle zapiszczał. – Tylko obraz, bez dźwięku.

Szybko odczytała wiadomość od Peabody, która informowała o spotkaniu we trójkę, z Feeneyem, za dwadzieścia minut. Położyła nadajnik na biurku i podeszła do autokucharza, by zobaczyć, czy zostały jeszcze jakieś chipsy sojowe. Chciała czymś zagryźć kofeinę.

– Muszę wracać do pracy, Nadine – ciągnęła Eye, upewniwszy się, że została jej tylko ciepła kanapka z jajkiem. – Nie mam nic, co by ci mogło polepszyć oglądalność.

– Ukrywasz coś przede mną. Wiem, że przymknęłaś Jessa. Mam swoje źródła w areszcie.

Eye odwróciła się ze złością. Areszt słynął z przecieków.

– Nie mogę ci pomóc.

– Postawiłaś mu zarzuty?

– Na razie zarzuty nie mogą być podane mediom.

– Niech cię cholera, Dallas.

– Słuchaj, jeszcze chwila, a przestanę nad sobą panować – warknęła Eye. – Nie drażnij mnie. Kiedy tylko będę mogła o tym mówić mediom, zawiadomię cię pierwszą. Musisz się tym zadowolić.

– Czyli mam zadowolić się niczym. – Nadine wstała. – To musi być coś dużego, inaczej nie byłabyś taka nieprzyjemna. Przecież proszę tylko o…

Urwała, ponieważ do pokoju wpadła Mavis.

– Jezu, Dallas. Jak mogłaś zamknąć Jessa? Co ty wyrabiasz?

– Mavis, do cholery! – Eye niemal zobaczyła, jak Nadine nadstawia swoich reporterskich uszu. – Siadaj – powiedziała stanowczym głosem, wskazując palcem krzesło i rzucając w stronę Nadine: – A ty się wynoś!

– Miej trochę serca, Dallas. – Nadine uczepiła się Mavis. – Nie widzisz, jaka jest roztrzęsiona? Dam ci kawy, Mavis.

– Powiedziałam, żebyś się wynosiła i nie żartowałam. – Bezsilnym gestem przetarła dłońmi twarz. – Spadaj, albo cię wciągnę na czarną listę.

Ta groźba poskutkowała. Znaleźć się na czarnej liście oznaczało, że nikt w całym wydziale zabójstw nie poda jej mc, co wystarczyłoby na więcej niż krótką wzmiankę w wiadomościach.

– Dobra, ale nie zamierzam tego tak zostawić. – Były jeszcze inne sposoby i inne narzędzia, by się dowiedzieć. Nadine chwyciła torebkę, posłała Eye rozgoryczone spojrzenie i wybiegła.

– Jak mogłaś? – zapytała Mavis. – Dallas, jak mogłaś to zrobić?

Eye zamknęła drzwi, by nikt ich nie podsłuchiwał. Ból głowy wrócił i znów zaczął pulsować w jej skroniach w rytmie radosnego marsza.

– Mayis, to moja praca.

– Praca? – Jej oczy były laserowo niebieskie i zaczerwienione od płaczu. Wzruszająco pasowały do kobaltowych pasemek w jej szkarłatnych włosach. – A co z moją karierą? Wreszcie się przebijam. Tak długo na to czekałam i tak ciężko pracowałam, a ty wsadzasz mojego partnera za kratki. I za co? – Jej głos zaczął się rwać. – Tylko to, że z tobą flirtował i wkurzył Roarke”a?

– Co? – Otworzyła w zdumieniu usta, niezdolna wykrztusić ani słowa. W końcu odzyskała mowę. Skąd ci to przyszło do głowy?

– Właśnie skończyłam rozmawiać z Jessem. Jest załamany. Nie mogę uwierzyć, że mogłaś tak postąpić, Dallas. – Oczy znów jej zwilgotniały. – Wiem, że Roarke jest dla ciebie najważniejszy. ale znamy się przecież tak długo.

W tym momencie, kiedy Mayis cicho łkała, zasłoniwszy twarz rękami, Eye z prawdziwą radością udusiłaby Jessa Barrowa.

– Tak, znamy się od dawna i powinnaś wiedzieć, że ja bym tak nie postąpiła. Nie wsadzam nikogo do pudła z powodów osobistych, nawet jeżeli bardzo mnie zdenerwuje. Mogłabyś usiąść?

– Nie chcę siadać – wyjęczała płaczliwie, a Eye skrzywiła się, ponieważ słysząc ten dźwięk poczuła się tak, jakby dostała obuchem po głowie.

– Ja w każdym razie siądę. – Padła na krzesło. Ile może zdradzić cywilowi, nie przekraczając przepisowych granic? I jak daleko chce się posunąć? Ponownie spojrzała na Mayis i westchnęła. Tak daleko, jak zaszła. – Jess jest głównym podejrzanym w sprawie czterech zabójstw.

– Co? Czyś ty zgłupiała od wczorajszego wieczoru? Jess nigdy…

– Cicho bądź! – krzyknęła Eye. – Nie mam jeszcze pewnych dowodów, pracuję nad tym. Ale mamy dowody na pomniejsze zarzuty. Bardzo poważne. Jeśli przestaniesz beczeć i grzecznie usiądziesz, powiem ci, co tylko mogę.

– Wyszłaś i nie obejrzałaś do końca mojego występu. – Mayis zdołała usiąść, lecz nie udało się jej przestać beczeć.

– Och, Mayis, przepraszam. – Przeciągnęła ręką po włosach. Nie umiała postępować z zapłakanymi ludźmi. – Nie mogłam… nie mogłam nic na to poradzić,.Mayis. Jess ma władzę nad umysłami.

– Co? – Takie oświadczenie najbardziej twardo stąpającej po ziemi osoby, jaką znała, sprawiło, że Mayis przestała płakać i gapiła się na nią, pociągając nosem. – Że jak?

– Opracował program, dzięki któremu ma dostęp do ludzkiego mózgu i może sterować zachowaniem. I wypróbował to na mnie, na Roarke”u i na tobie.

– Na mnie? Ależ nie. Nie wmówisz mi, że Jess jest jakimś szalonym naukowcem. To brzmi jak bajka o Frankensteinie. On jest muzykiem.

– Jest inżynierem, muzykologiem i ostatnim kutasem.

Eye nabrała głęboko powietrza i opowiedziała jej tyle, ile uznała za stosowne. Kiedy mówiła, łzy Mayis obeschły, a w jej oczach pojawiła się zaciętość. Jeszcze tylko raz zadrżały jej wargi, po czym zacisnęły się.

– Wykorzystał mnie, żeby się zbliżyć do ciebie i do Roarke”a. Byłam tylko małym kółeczkiem w tej jego pieprzonej maszynie. Kiedy tylko cię poznał, dobrał się do twojego mózgu.

– To nie twoja wina, uspokój się – poprosiła Eye, widząc, że w jej oczach znów zalśniły łzy. – Mówię poważnie. Jestem zmęczona, naciskają na mnie i zaraz pęknie mi głowa. Nie potrzeba mi teraz twoich szlochów. To nie twoja wina. Obie zostałyśmy wykorzystane. Miał nadzieję, że Roarke pomoże mu w realizacji projektu. Ale to wcale nie znaczy, że przestałam być policjantem, a ty piosenkarką. Jesteś dobra, coraz lepsza. Wiedział, że będziesz świetna i dlatego cię wybrał. Ma zbyt wysokie mniemanie o swoim talencie, żeby występować z jakimś patałachem. Chciał kogoś, kto będzie błyszczał. I ty błyszczałaś.

Mayis otarła nos ręką.

– Naprawdę?

W tym słowie zadrgało tyle nadziei, że Eye zdała sobie nagle sprawę, jak bardzo Mayis zwątpiła w siebie.

– Naprawdę, Mayis. Byłaś wspaniała. Słowo.

– To dobrze. – Otarła oczy. – Chyba trochę poczułam się dotknięta, że wyszłaś w trakcie występu. Leonardo powiedział, że to głupie. Gdybyś nie musiała iść, to byś na pewno została. – Odetchnęła głęboko. Jej szczupłe ramiona uniosły się, lecz zaraz opadły. – Potem zadzwonił Jess i wszystko zwalił na mnie. Nie powinnam mu była uwierzyć.

– Nieważne. Później się tym zajmiemy. Naciskają mnie, Mayis. Mam bardzo mało czasu, żeby to zakończyć.

– Myślisz, że on zabijał ludzi?

– Muszę się dowiedzieć. – Odwróciła głowę, ponieważ rozległo się pukanie.

Weszła Peabody i zawahała się na progu.

– Przepraszam, poruczniku. Mam zaczekać na zewnątrz?

– Nie, już idę. – Mayis wstała, pociągając nosem. Posiała Eye łzawy uśmiech. – Przepraszam za ten potop i w ogóle.

– Powycieramy tu. Porozmawiamy, gdy tylko będę mogła. Nie przejmuj się tym.

Mayis skinęła głową, a jej opuszczone rzęsy ukryły nagły błysk, jaki pojawił się w jej oczach. Zamierzała zrobić coś więcej niż się tylko przejmować.

– Wszystko w porządku, poruczniku? – zapytała Peabody, gdy zostały same.

– Właściwie wszystko spieprzone, Peabody. – Eye siedziała, wbijając palce w skronie, by zmniejszyć bolesne napięcie. – Mira twierdzi, że profil osobowości naszego inżynierka nie pasuje do profilu mordercy. Obraziła się na mnie, bo chcę iść do innego konsultanta. Nadine Furst zaczyna węszyć za blisko, a ja właśnie złamałam Mayis serce i zrujnowałam jej ego.

Peabody milczała przez chwilę.

– A poza tym?

– Świetnie. – Zdobyła się na cień uśmiechu. – Cholera, wolałabym czyste, piękne morderstwo od babrania się w tym psychologicznym gównie.

– Tak było w dawnych dobrych czasach. – Peabody zrobiła miejsce wchodzącemu Feeneyowi. – Banda w komplecie.

– No to do roboty. Co nowego? – zapytała Eye Feeneya.

– Ekipa znalazła w studiu podejrzanego jeszcze jakieś dyski. Jak dotąd żadnego związku z ofiarami. Prowadził rejestr swoich operacji.

– Feeney pokręcił się niespokojnie. Jess był bardzo dosłowny w swoich domysłach co do rezultatów bodźców seksualnych, jakie zaaplikował Eye i Roarke”owi. – Nazwiska, daty, rodzaj sugestii Żadnej wzmianki o czterech ofiarach. Przeczesałem jego system łączności. Żadnych połączeń z żadną z ofiar.

– No to pięknie.

Feeney znów pokręcił się nerwowo, a jego różowe policzki oblały się ognistą czerwienią.

– Zabezpieczyłem jeden opis tylko dla ciebie.

Zmarszczyła brwi,

– A to dlaczego?

– Jest tam dużo o tobie, w tonie bardzo osobistym. – Spojrzał ponad głową Eye. – Poza tym był bardzo dosłowny w swoich domysłach.

– Tak, dał mi do zrozumienia, że interesuje się moim mózgiem.

– Moim zdaniem wcale nie interesuje go ta część twojej anatomii.

– Feeney nadął policzki i wypuścił powietrze. Uważał, że to będzie zabawny eksperyment, spróbować… hm.

– Co?

– Spróbować wpłynąć na twoje zachowanie wobec niego… każąc ci zainteresować się nim seksualnie.

Eye prychnęła. Nie chodziło o słowa, ale o formalny, sztywny ton, jakim wypowiedział je Feeney.

– Wyobrażał sobie, że może użyć swojej zabawki, żeby zaciągnąć mnie do łóżka? Świetnie. Możemy mu postawić jeszcze jeden zarzut – intencji molestowania seksualnego.

– Wspominał coś o mnie? – zapytała Peabody, lecz Eye zgromiła ją wzrokiem.

– To chore, Peabody.

– Chciałam tylko wiedzieć.

– Możemy w ten sposób przedłużyć mu pobyt w pudle – ciągnęła Eye – ale wciąż nie mamy na niego nic w najważniejszej sprawie. Profil, jaki opracowała Mira, też nie jest po naszej myśli.

– Poruczniku. – Peabody nabrała głęboko powietrza. – A może ona ma rację? Może Jess wcale nie odpowiada za te samobójstwa?

– Myślałam o tym. I taka możliwość mnie przeraża. Jeśli Mira ma rację, istnieje ktoś jeszcze z podobną zabawką i nie mamy żadnego tropu. Lepiej więc miejmy nadzieję, że uda nam się przymknąć naszego ptaszka.

– A propos naszego ptaszka. Lepiej, żebyś wiedziała, że nasz ptaszek wziął sobie adwokata – wtrącił Feeney.

– Tak myślałam. Znamy go?

– Leanore Bastwick.

– No nie. Jaki ten świat mały.

– Chyba szykuje się do otwartej wałki z tobą, Dallas. – Feeney wyciągnął torbę orzeszków i poczęstował Peabody. – Już się nie może doczekać. Chce zorganizować konferencję prasową. Wystarczy powiedzieć, że zgodziła się go reprezentować za darmo, tylko po to, żeby dobrać się do ciebie. Dostęp mediów ma jej to ułatwić.

– Niech się do mnie dobiera. Możemy zablokować konferencję prasową na dwadzieścia cztery godziny. Lepiej będzie, jeżeli przedtem coś zdobędziemy.

– Coś udało mi się ruszyć – odezwała się Peabody. – Może będzie jakiś trop, jeżeli go pociągniemy. Mathias rzeczywiście przez dwa semestry chodził na MIT. Niestety, było to trzy lata po tym, jak Jess zdobył swój stopień w domowym toku studiów, ale Jess korzystał ze swojego prawa wychowanka szkoły i miał dostęp do danych z ich plików. Uczył też muzykologii elektroników jako przedmiotu do wyboru – uniwersytet włączył ją do programu swojej biblioteki. Mathias korzystał z tego kursu w ostatnim semestrze.

Eye poczuła przypływ energii.

– To już jest jakiś ślad. Dobra robota. Wreszcie mamy powiązanie. Może szukaliśmy w niewłaściwym miejscu. Peany był pierwszą ofiarą, o której wiemy. A jeżeli to właśnie on miał jakieś związki z pozostałymi? To może być równie proste, jak ich wspólne zamiłowanie do elektronicznych zabawek.

– Sprawdzaliśmy to już.

– No to sprawdź jeszcze raz – powiedziała Eye do Peabody.

– I sprawdź dokładniej. Nie wszystkie sieci i połączenia są oficjalnie znane. Jeżeli Jess wykorzystał Mathiasa do opracowania swojego systemu, Mathias mógł się tym chwalić. Maniacy komputerowi używają różnych pseudonimów. Mógłbyś to sprawdzić?

– Ostatecznie – zgodził się Feeney.

– Skontaktuj się z Jackiem Carterem. Mieszkali razem w Olimpie. Może on ci w tym pomoże. Peabody, skontaktuj się z synem Deyane i wydobądź z niego wszystko, co się da na ten temat. Ja zajmę się sprawdzeniem Fitzhugha. – Rzuciła okiem na zegarek. – To na razie tyle. Może uda mi się do czegoś przebić.

Czuła, że w poszukiwaniu związku między ofiarami zmierza do punktu, który może okazać się właściwym tropem. Zamierzała zaangażować Roarke”a do sprawdzenia tego śladu. Połączyła się z nim przez videokom z samochodu.

– Cześć, poruczniku. Jak tam po drzemce?

– Trwała za krótko i była zbyt dawno temu. Jak długo będziesz jeszcze w mieście?

– Najmniej kilka godzin. Dlaczego pytasz?

– Właśnie do ciebie jadę. Mógłbyś wykroić dla mnie chwilkę?

Uśmiechnął się.

– Zawsze.

– Mam zamiar mówić z tobą o interesach – powiedziała i przerwała połączenie, nim odwzajemniła uśmiech. Odważnie zaprogramowała automatyczne sterowanie wozem i ponownie włączyła videokom.

– Nadine?

Nadine spojrzała na nią chłodno.

– Tak?

– Dziewiąta rano w moim biurze.

– Mam przyprowadzić adwokata?

– Lepiej weź rekorder. Właśnie pierwsza dowiadujesz się o jutrzejszej konferencji prasowej w sprawie Jessa Barrowa.

– Jakiej konferencji prasowej? – Błyskawicznie wyłączyła głośnik nałożyła słuchawki, zupełnie zmieniając ton. – Nie było o niej żadnych informacji.

– Będą. Jeżeli chcesz być pierwsza z wiadomością na ten temat, bądź tam o dziewiątej.

– Dobra. Czego chcesz?

– Senator Pearly. Zdobądź dla mnie wszystko o nim. Nie chcę oficjalnych informacji, tylko to, o czym się nie mówi. Jego hobby, zainteresowania. Podziemne powiązania.

– Pearly był czysty jak chór kościelny.

– Nie masz się babrać w brudach, chcę tylko, żebyś miała uszy i oczy otwarte.

– Dlaczego myślisz, że mogę zdobyć prywatne informacje o urzędniku rządowym?

– Bo wiem, jaka jesteś, Nadine. Przekaż mi dane do mojego komputera w domu i do zobaczenia o dziewiątej. Poradzisz sobie w dwie godziny. Pomyśl o oglądalności.

– Właśnie myślę. Umowa stoi – rzuciła krótko i wyłączyła się.

Gdy wóz łagodnie wjechał na parking pod biurem Roarke”a, pomyślała ciepło o mechanikach samochodowych. Wyznaczone miejsce czekało na nią, a blokada zamknęła się w momencie, gdy wyłączyła silnik.

Winda wpuściła ją” odczytawszy przedtem linie papilarne, i zawiozła na górne piętro, sunąc wolno i statecznie.

Nigdy się do tego nie przyzwyczai.

Osobisty asystent Roarke” a rozpromienił się na jej widok i przywitał ją serdecznie. Potem poprowadził ją przez luksusowe wnętrza i nowoczesne korytarze, aż dotarli do prywatnego gabinetu Roarke” a.

Lecz nie był sam.

– Przepraszam. – Z trudem powstrzymała gniewny grymas na widok Reeanny i Williama. – Chyba wam przeszkadzam.

– Wcale nie. – Roarke podszedł i pocałował ją lekko. – Właśnie kończyliśmy.

– Twój mąż to prawdziwy nadzorca niewolników. – William serdecznie uścisnął jej rękę. – Gdybyś nie przyszła, Reeanna i ja musielibyśmy się obejść bez obiadu.

– Cały William – roześmiała się Reeanna. – Myśli albo o elektronice, albo o własnym żołądku.

– Albo o tobie. Przyłączysz się do nas? – zapytał Eye. – Chcieliśmy iść do tej nowej restauracji francuskiej na górnym poziomie.

– Gliny nie jedzą. – Eye spróbowała przybrać taki sam ton beztroskiej rozmowy. – Ale dzięki.

– Musisz przyjmować regularne posiłki, żeby leczenie przebiegało bez zakłóceń. – Reeanna obrzuciła ją fachowym, badawczym spojrzeniem. – Czujesz jeszcze jakieś bóle?

– Prawie wcale. Dzięki za troskę. Zastanawiałam się, czy mogłabym zająć ci kilka minut… w sprawie zawodowej, jeżeli masz chwilę czasu po obiedzie.

– Oczywiście. – Wydawała się wyraźnie zaciekawiona. – Mogę spytać, o co chodzi?

– O możliwość konsultacji w sprawie, nad którą pracuję. Jeśli się zgodzisz, chciałabym to zrobić jutro z rana.

– Konsultacja w sprawie żywego człowieka? Bardzo chętnie.

– Reeanna jest zmęczona maszynami – wtrącił William. – Od tygodni jęczy, że chce wrócić do prywatnej praktyki.

– Rzeczywistość wirtualna, hologramy, autotronika. – Wzniosła do sufitu swe piękne oczy. – Tęsknię za ciałem z krwi i kości. Roarke umieścił nas na trzydziestym dziewiątym poziomie w zachodnim skrzydle. Jeżeli popędzę Williama, powinniśmy uporać się z obiadem w godzinę. Spotkajmy się tam.

– Dzięki.

– Aha, Roarke – ciągnęła Reeanna, gdy ruszyli już z Williamem w stronę drzwi. – Chcielibyśmy dostać te pieniądze za nowy sprzęt, kiedy tylko będziesz mógł.

– I ona nazywa mnie nadzorcą niewolników. Dzisiaj wieczorem, zanim wyjdę.

– Cudownie. Na razie, Eye.

– Idziemy jeść. Wiesz, marzę o kokilkach St Jacquesa. – William ze śmiechem wyciągnął żonę za drzwi.

– Nie chciałam przerywać ci spotkania – zaczęła Eye.

– Nie przerwałaś. Potrzebowałem chwili oddechu przed zagrzebaniem się w górę raportów. Mam wszystkie dane na temat tej stacji wirtualnej, o której mówiłaś. Przejrzałem je pobieżnie, ale do tej pory nie znalazłem nic, co by odbiegało od normy.

– To już coś. – Stała na pewniejszym gruncie, gdy mogła wyeliminować tę przyczynę.

– William mógłby o wiele szybciej zlokalizować każdy problem – dodał. – Ale skoro on i Ree byli zaangażowani w jej opracowanie pomyślałem, że wolałabyś go w to nie włączać.

– To prawda. Lepiej trzymać to w tajemnicy.

– Reeanna martwiła się o ciebie. Ja też.

– Solidnie się mną zajęła. Jest w tym dobra.

– Owszem. – Uważnie przyjrzał się żonie. – Boli cię głowa.

– Powiedz mi, jaki jest sens budowania nielegalnych skanerów mózgu, skoro ty widzisz, co się dzieje w mojej głowie? – Chwyciła go za nadgarstek, zanim opuścił rękę. – A ja nie wiem, co się dzieje w twojej. To przykre.

– Wiem. – Uśmiechnął się lekko, muskając ustami jej brwi.

– Kocham cię. Absurdalna sprawa.

– Nie przyszłam tu po to – mruknęła, kiedy objął ją ramionami.

– Odżałuj tę minutkę. Potrzebuję tego. – Wyczuł palcami kształt brylantu, który z początku nosiła niechętnie, a teraz prawie zawsze miała na szyi. – Już. – Odsunął się odrobinę, ciesząc się, że nie uciekła od razu z jego objęć. Tak rzadko się to zdarzało. – Co ci chodzi po głowie, poruczniku?

– Peabody dokopała się do cieniutkiego związku Barrowa i Mathiasa. Chcę zobaczyć, czy uda mi się pogłębić ten ślad. Czy duży kłopot sprawiłoby uzyskanie dostępu do podziemnych sieci, używając na początek normalnych połączeń MIT?

Zaświeciły mu się oczy.

– Uwielbiam takie wyzwania. – Obszedł dookoła swoje biurko, włączył komputer, po czym otworzył ukryty pod nim panel i uruchomił go ręcznie.

– Co to jest? – Zagryzła nerwowo wargi. – System blokujący? Przestałeś się przejmować Strażą Komputerową?

– To pewnie nielegalne, co? – rzekł wesoło. Sięgnął przez ramię i poklepał ją po dłoni. – Nie pytaj, poruczniku, jeżeli nie chcesz usłyszeć odpowiedzi. Jaki okres cię interesuje?

Naburmuszona wyciągnęła swój notatnik i odczytała daty, jakie wyznaczały obecność Mathiasa w MIT.

– Chodzi mi zwłaszcza o Mathiasa. Nie wiem, jakich pseudonimów mógł jeszcze używać. Feeney to ustala.

– Och, też to mogę zrobić. Może zamówisz nam coś do jedzenia? Nie ma potrzeby się głodzić.

– Kokilki St Jacquesa? – spytała kwaśno.

– Stek Krwisty. – Wysunął klawiaturę i zabrał się do pracy.

Eve jadła na stojąco, patrząc Roarke”owi przez ramię. Gdy miał już tego dosyć, po prostu wyciągnął do tyłu rękę i uszczypnął ją.

Cofnij się.

– Próbuję tylko coś zobaczyć. – Ale posłusznie dała krok do tyłu.

– Siedzisz przy tym już pół godziny.

Pomyślał, że przy użyciu sprzętu z centrali policji nawet Feeneyowi dojście do tego samego punktu zabrałoby dwa razy tyle czasu.

– Kochana Eye – powiedział, wzdychając, kiedy spojrzała na niego gniewnie. – To jest ułożone w warstwy. Warstwy na warstwach – dlatego nazywają to podziemiem. Zlokalizowałem dwa z kodowanych imion, jakich używał nasz młody, nieszczęsny as autotroniki. Będzie ich więcej. Ale rozplątanie tego zabiera trochę czasu.

Przełączył maszynę na tryb auto i zabrał się do jedzenia.

– To wszystko zabawy, prawda? – Eye zmieniła pozycję, by widzieć migające na ekranie cyfry i dziwaczne symbole. – Dorosłe dzieciaki się bawią. Tajne stowarzyszenia. Cholera, to przecież tylko nowoczesne kluby dla hobbystów.

– Mniej więcej. Większość z nas lubi się bawić, Eye. Gry, fantazje, anonimowość maski komputerowej – dzięki temu przez jakiś czas możemy udawać kogoś innego.

Gry, pomyślała. Być może wszystko ograniczało się do gier, a ona nie przyjrzała się zbyt dokładnie zasadom i graczom.

– Co jest złego w tym, kim się jest naprawdę?

– Nie wszystkim to wystarcza. A taki rodzaj rozrywki przyciąga samotnych egocentryków.

– I fanatyków.

– Oczywiście… Połączenia elektroniczne, zwłaszcza podziemne, dają fanatykom otwarte forum. – Przez chwilę zastanawiał się, krojąc stek. – Poza tym spełniają ich potrzeby – edukacyjne, informacyjne, intelektualne. I dostarczają zupełnie nieszkodliwej rozrywki. Są legalne – przypomniał jej. – Nawet podziemnych linii nie kontroluje się zbyt dokładnie. A wynika to po prostu z faktu, że to prawie niemożliwe. I nieopłacalne.

– Departament Elektroniki je kontroluje.

– Do pewnego stopnia. Popatrz. – Nacisnął kilka klawiszy i wysłał obraz na jeden ze ściennych monitorów. – Widzisz? To tylko na swój sposób zabawny pastisz nowej wersji Camelota. Programu dla wielu użytkowników z opcją holograficzną – wyjaśnił. – Każdy chce być królem. A tu – wskazał na inny ekran – bardzo dosłowne ogłoszenie w sprawie poszukiwania partnera do programu Erotica – wirtualnej fantazji z obowiązkowym podwójnym zdalnym sterowaniem. – Uśmiechnął się, gdy zmarszczyła brew. – Jedna z moich spółek go produkuje. Jest dość popularny.

– Na pewno. – Nie pytała, czy sam go testował. Niektórych informacji nie potrzebowała. – Nie rozumiem. Można sobie wynająć partnera z licencją, prawdopodobnie tańszego niż cały ten program. Dostaje się żywy seks. Po co to komu?

– Fantazja, kochanie. Kontrola albo zrzeczenie się kontroli. Można odtwarzać ten program bez końca, w prawie nieskończonej liczbie wersji. To nastrój i psychika. Wszystkie fantazje są na tym oparte na sterowaniu nastrojem i psychiką.

– Nawet te szkodliwe – powiedziała powoli. – Czy nie na tym to wszystko polega? Maksymalna władza nad czyimś nastrojem i psychiką. Oni nawet tego nie wiedzą, że po prostu grają w grę. To im daje największego kopa. Trzeba mieć wybujałe ego i nie mieć sumienia. Mira mówi, że profil Jessa nie pasuje.

– Ach tak. To chyba spory problem.

Rzuciła mu przelotne spojrzenie.

– Nie jesteś zdziwiony.

– Kiedy mieszkałem jeszcze w Dublinie, nazywaliśmy takich ludzi borwielami – z połączenia boksera i skurwiela. Dużo gadania i zero jaj. Nigdy nie spotkałem borwiela, który by komuś puścił trochę krwi bez skamlenia.

Skończyła stek i odsunęła talerz.

– Wydaje mi się, że takie zabijanie jest bezkrwawe. Tchórzliwe. Borwielowate.

Uśmiechnął się.

– Dobrze powiedziane, ale borwiele nie zabijają, tylko gadają.

Musiała przyznać, że zaczyna się zgadzać z tą argumentacją. Wyglądało na to, że z Jessem Barrowem utknęła w martwym punkcie.

– Muszę mieć coś więcej. Jak długo to ci jeszcze zajmie?

– Aż skończę. Możesz obejrzeć dane o tej stacji wirtualnej.

– Potem do tego wrócę. Pójdę do biura Reeanny. Zostawię jej krótką wiadomość o Jessie, jeżeli jeszcze nie wróciła z obiadu.

– Doskonale. – Nie próbował jej tego odradzać. Wiedział, że Eye potrzebuje teraz ruchu, działania. – Wrócisz potem, czy zobaczymy się w domu?

– Nie wiem. – Świetnie wyglądał, pomyślała, w tym bombowym gabinecie, przy klawiaturze. Być może każdy chciałby zostać królem, ale Roarke był zadowolony będąc Roarke”em.

Popatrzył na nią i na chwilę zatrzymał wzrok.

– Tak, poruczniku?

– Jesteś dokładnie taki, jaki chcesz być. To sporo.

– Najczęściej. Ty też jesteś taka, jaką chcesz być.

– . Najczęściej – mruknęła. – Kiedy wyjdę od Reeanny, zobaczę, co słychać u Feeneya i Peabody. Może udało im się coś rozplątać. Dzięki za obiad i obsługę komputerową.

– Możesz mi się odwdzięczyć. – Wziął ją za rękę i wstał.

– Bardzo, bardzo chcę się z tobą kochać dziś wieczorem.

– Nie musisz prosić. – Zmieszana wzruszyła ramionami. – Jesteśmy małżeństwem i w ogóle.

– Powiedzmy, że ta prośba jest częścią fantazji. – Przysunął się, dotknął ustami jej ust i szepnął: – Pozwól mi się dziś zdobywać. kochana Eye. Pozwól mi sprawić ci niespodziankę, pozwól mi się… uwieść. – Położył dłoń na jej sercu i poczuł jego przyspieszone bicie.

– 0, proszę – rzekł cicho. – Już chyba zacząłem.

Drżały jej kolana.

– Dzięki. Tego właśnie potrzebuję, żeby skupić się na pracy.

– Dwie godziny. – Tym razem pocałunek trwał nieco dłużej.

– Nam też się coś później należy.

– Spróbuję. – Cofnęła się, póki jeszcze mogła i szybkim krokiem podeszła do drzwi. Już na progu odwróciła się i spojrzała na niego.

– Dwie godziny – powiedziała. – I będziesz mógł skończyć to, co zacząłeś.

Zamykając drzwi i idąc do windy, słyszała jego śmiech.

– Trzydzieste dziewiąte, zachód – poleciła i stwierdziła, że się

Tak, coś im się należało. Coś, co próbował im skraść Jess przy pomocy swojej paskudnej zabawki.

Nagle uśmiech zamarł jej na ustach. Czy na tym polegał cały problem? Czyżby była tak pochłonięta prywatną zemstą, że straciła z oczu coś ważnego? A może coś całkiem drobnego?

Gdyby Mira miała rację, a Roarke nie mylił się w swojej teorii o borwielu, to ona musiała się mylić. Musiała przyznać, że nadszedł czas, żeby się na chwilę zatrzymać i spojrzeć na wszystko jeszcze raz.

To była zbrodnia techniczna, pomyślała, ale nawet taka zbrodnia wymaga elementu ludzkiego: motywu, emocji, chciwości, nienawiści, zazdrości i władzy. Który z nich – albo które – był jądrem tej zbrodni? U Jessa widziała żądzę i głód władzy. Ale czy byłby zdolny zabić dla władzy?

Klatka po klatce odtworzyła w myślach jego reakcję na pokazane mu zdjęcia z prosektorium. Czy człowiek, który spowodował i pokierował taką śmiercią, reagowałby tak gwałtownie, gdyby stanął twarzą w twarz ze skutkami swoich działań?

Niewykluczone, uznała. Lecz nie pasowało to do jej obrazu sprawcy.

Przypomniała sobie, że Jess uwielbiał patrzeć na rezultaty swoich poczynań. Lubił śmiać się z nich w kułak i zapisywać je w rejestrze. Może miał inny rejestr, którego nie znalazła ekipa? Będzie musiała sama wybrać się do studia.

Zamyślona wysiadła z windy na trzydziestym dziewiątym piętrze, obrzuciła spojrzeniem przezroczyste, wzmocnione ściany laboratorium. Było cicho, system zabezpieczeń działał na pełnych obrotach, na co wskazywało wirowanie kamer omiatających całe wnętrze ostrzegawcze, czerwone mruganie detektorów ruchu. Jeśli pracowali tam jeszcze jacyś ludzie, wszyscy musieli być gdzieś pozamykani.

Położyła dłoń na czytniku, dostała potwierdzenie zgodności linii papilarnych. Wymówiła głośno swoje nazwisko, by podać próbkę głosu, po czym zapytała o drogę do gabinetu Reeanny.


Porucznik Eye Dallas, zezwolenie wejścia na poziom. Przejść w lewo, przez otwarte przejście napowietrzne, potem w prawo aż do końca. Gabinet Dr Ott znajduje się pięć metrów nad tym punktem. Powtarzanie procedury przed wstępem do gabinetu nie jest konieczne.


Zastanawiała się, czy to Roarke czy Reeanna udzielili jej z góry pozwolenia. Poszła według wskazówek. Przejście napowietrzne zrobiło na niej duże wrażenie – ze wszystkich stron rozpościerał się widok na miasto. Gdy spojrzała w dół, zobaczyła pod swoimi stopami życie tętniące na ulicy. Sącząca się muzyka pulsowała niezwykłą energią i Eye kwaśno pomyślała o idei muzykologów, by dawać laborantom entuzjazm do pracy. Czyż to nie jest jeszcze jeden przykład kierowania psychiką?

Minęła drzwi, na których widniał napis głoszący, że prowadzą do gabinetu Williama. Mistrz gier, pomyślała. A może skorzystałaby z jego opinii? Mógłby jej podsunąć jakąś hipotezę. Zapukała i zobaczyła, że mruga czerwone światełko sygnalizujące, że drzwi są zamknięte.

Przykro mi Williama Shaffera nie ma obecnie w gabinecie. Proszę zostawić nazwisko i wiadomość. Skontaktuje się jak najszybciej.

– Tu Dallas. Słuchaj, William, jeżeli będziesz miał kilka minut po obiedzie, chciałabym, żebyś rzucił na coś okiem. Idę teraz do gabinetu Reeanny i jeśli jej nie będzie, zostawię wiadomość. Będę w budynku, a później w domu, gdybyś miał dla mnie chwilę.

Odwracając się, rzuciła okiem na zegarek. Jak długo można jeść, na litość boską? Nabiera się jedzenie na widelec, wkłada do ust przeżuwa i połyka.

Odnalazła gabinet Reeanny i zapukała. Kiedy zapaliła się zielona lampka, zawahała się przez dwie sekundy, po czym rozsunęła drzwi. Gdyby Reeanna nie chciała jej wpuścić, nie zostawiałaby otwartych drzwi, uznała Eye i weszła do schludnego gabinetu.

Pokój pasował do Reeanny. Wszystko w nim błyszczało, co podkreślało uwodzicielskie tony soczystej czerwieni dzieł laserowych wiszących na białych, chłodnych ścianach.

Biurko stało naprzeciw okna, przez które Reeanna mogła obserwować zatłoczone niebo.

Na miękkim wyściełanym fotelu widać było jeszcze zarys kształtu ciała osoby, która na nim wcześniej siedziała. Kształty Reeanny robiły wrażenie nawet w takiej ulotnej formie. Twardy stół z plastycydu miał wyrzeźbiony skomplikowany wzór z rombów, które odbijały światło padające z łukowatej lampy z bladoróżowym kloszem.

Eye podniosła gogle do programów wirtualnych, które leżały na stole, i stwierdziła, że to najnowszy model Roarke”a. Odłożyła je z powrotem – wciąż podchodziła do nich nieufnie.

Odwróciła się, by obejrzeć stanowisko pracy Reeanny. Nie było tu nic miękkiego, kobiecego – wszystko miało oficjalny, zawodowy charakter. Gładki, biały blat biurka, urządzenie do napinania mięśni, działające nawet teraz. Usłyszała niski szum komputera pracującego w trybie auto i zmarszczyła brwi na widok migających na monitorze symboli. Przypominały to, co przed chwilą usiłowała odcyfrować na monitorze Roarke” a.

Ale wszystkie kody komputerowe wyglądały dla niej tak samo.

Zdjęta ciekawością podeszła do biurka, lecz nie znalazła tu nic interesującego. Srebrne pióro, para pięknych, złotych kolczyków, hologram przedstawiający Williama w stroju do lotów kosmicznych z szerokim, młodzieńczym uśmiechem. Jakiś wydruk, znów w tym tajemniczym kodzie.

Eye usiadła na brzegu biurka. Nie chciała pakować swojego sztywnego ciała w fotel wyżłobiony delikatnymi krągłościami Reeanny. Wyciągnęła nadajnik i wywołała Peabody.

– Masz coś?

– Syn Deyane chce współpracować. Wie, że interesowała się grami, zwłaszcza związanymi z graniem ról. On sam nie podzielał tych zainteresowań, ale twierdzi, że zna jedną z jej partnerek gry. Spotykał się z nią przez jakiś czas. Mam jej nazwisko i adres. Mieszka tu, w Nowym Jorku. Podać?

– Myślę, że sama sobie poradzisz. Umów się z nią, ale wezwij do nas dopiero wtedy, kiedy odmówi współpracy. Zamelduj, jak ci poszło.

– Tak jest. – Głos Peabody pozostał spokojny, lecz gdy usłyszała o swoim zadaniu, oczy się jej zaświeciły. – Już jadę.

Zadowolona Eye spróbowała połączyć się z Feeneyem, ale jego częstotliwość była zajęta. Musiała zostawić mu wiadomość z prośbą o kontakt.

Otworzyły się drzwi i Reeanna zatrzymała się w biegu, kiedy ujrzała Eye na biurku.

– Och, Eve. Nie spodziewałam się, że już jesteś.

– Czas to jeden z moich problemów.

– Rozumiem. – Uśmiechnęła się, zamykając drzwi. – Przypuszczam, że Roarke cię wpuścił.

– Chyba tak. Coś nie w porządku? -

– Nie, nie. – Reeanna machnęła ręką. – Jestem po prostu rozkojarzona. William bez przerwy gadał o jakichś usterkach, które go martwią. Zostawiłam go rozmyślającego nad creme brulee. – Rzuciła okiem na mruczący komputer. – Praca tutaj nigdy się nie kończy. Praca koncepcyjna dwadzieścia cztery godziny na dobę, przez siedem dni w tygodniu. – Uśmiechnęła się. – Przypuszczam, że tak samo jest w policji. Nie zdążyłam wypić brandy. Masz ochotę?

– Nie, dzięki. Służba.

– No to kawy. Reeanna podeszła do biurka i poprosiła o kieliszek brandy i czarną kawę. – Musisz mi wybaczyć to roztargnienie. Jesteśmy dzisiaj trochę spóźnieni. Roarke potrzebował danych o nowym modelu stacji wirtualnej – wszystkich szczegółów od początkowego projektu do wprowadzenia na rynek.

– A więc to wasz projekt. Nie wiedziałam o tym aż do dziś.

– Och, to głównie dzieło Williama. Chociaż i ja dołożyłam małą cegiełkę. A więc – podała jej kawę. – Co mogę dla ciebie zrobić?

– Mam nadzieję, że zgodzisz się na tę konsultację. Podejrzany jest w areszcie, ma adwokata, ale nie sądzę, żeby to była duża przeszkoda. Potrzebuję profilu, popartego wiedzą z twojej dziedziny.

– Piętno genetyczne. -. Reeanna zabębniła palcami w blat biurka.

Ciekawe. Jakie są zarzuty?

– Nie mogę o tym z tobą rozmawiać, zanim nie wyrazisz zgody i zanim nie dostanę pozwolenia od komendanta. Kiedy wszystko będzie załatwione, chciałabym wyznaczyć test na jutro na siódmą rano.

– Siódma? – Reeanna skrzywiła się. – O Boże. Jestem raczej sową niż skowronkiem. Jeżeli chcesz, żebym tak wcześnie zrywała się do pracy, daj mi coś na: zachętę. – Uśmiechnęła się lekko. – Zakładam, że Mira już przebadała twojego podejrzanego i że wyniki nie za bardzo ci się spodobały.ch, Eye. Nie spodziewałam się, że już jesteś.

– Zasięganie opinii kogoś innego to nic niezwykłego. – To była wykrętna odpowiedź. W ogóle Eye miała wrażenie, jakby się broniła. W dodatku zorientowała się, że czuje się winna.

– To prawda, ale opinie dr Miry są zwykle solidne i bardzo rzadko kwestionowane. Musi ci na nim zależeć.

– Zależy mi na prawdzie. żeby do niej dotrzeć, muszę oddzielić teorię od kłamstw i oszustw. – Zeskoczyła z biurka. – Słuchaj, myślałam, że interesuje cię ta propozycja.

– Ależ bardzo mnie interesuje. Jednak muszę wiedzieć, z czym mam do czynienia. Muszę mieć wyniki skanowania mózgu podejrzanego.

– Mam je. Są dołączone do dowodów.

– Naprawdę? – Jej oczy błysnęły kocio. – Ważne są też wszystkie informacje na temat jego biologicznych rodziców, Są znani?

– Zdobyliśmy te dane do badań dr Miry. Będziesz miała do nich dostęp.

Reeanna oparła się, obracając w dłoni kieliszek.

– To musi być morderstwo. – Skrzywiła usta na widok miny Eye.

– W końcu to twoja działka. Badanie zjawiska odbierania życia.

– Można to tak nazwać.

– Jak ty to nazywasz?

– Analizą odbierających życie.

– Tak, tak, ale żeby to zrobić, musisz najpierw zbadać ofiarę… i samą śmierć. Jak przyszła, co ją spowodowało, co w ostatnim momencie zaszło między mordercą a ofiarą. Fascynujące. Jakiej trzeba osobowości, żeby zawodowo, dzień po dniu, rok po roku analizować śmierć? Czy to cię okalecza, Eye, czy czyni hardziej nieczułą?

– To mnie wkurza odrzekła krótko. – I nie mam czasu na filozofowanie.

– Przepraszam, ten mój okropny zwyczaj. – Westchnęła. – William mówi, że potrafię zanalizować wszystko na śmierć. – Uśmiechnęła się. – To nie przestępstwo, ale rodzaj morderstwa. Zgadzam się zostać twoją asystentką. Połącz się ze swoim komendantem – zachęciła ją. – Zaczekam, aż da ci pozwolenie, potem przejdziemy do szczegółów.

– Jestem ci wdzięczna. – Eye ponownie wydobyła nadajnik, odwróciła się i włączyła tylko obraz. Trwało to dłużej i miała wrażenie, że było mniej skuteczne. Kodowanie informacji i prośby. Jak można przekazać swoje przeczucia i zdecydowanie przez nieczuły tekst na ekranie?

Zrobiła, co mogła, i czekała.

– Co ty do cholery próbujesz zrobić, Dallas, zlekceważyć opinię Miry?

– Chcę innej opinii komendancie. Wszystko jest zgodne z procedurą. Wykorzystuję każdy punkt widzenia. Jeżeli nie uda mi się przekonać prokuratora, żeby oskarżył Jessa o zmuszanie do samobójstwa, będę miała przynajmniej oparcie dla lżejszych zarzutów. Muszę mieć potwierdzenie jego intencji krzywdzenia innych.

Wiedziała, że trochę blefuje. Czekała ze ściśniętym żołądkiem na decyzję, z którą Whitney bardzo się ociągał.

– Ma pani moją zgodę, Poruczniku. Mam nadzieję, że to nie będą stracone pieniądze z budżetu. Oboje wiemy, że opinia Miry i tak będzie decydująca.

– Zrozumiałam i dziękuję. Opinia dr Ott przyprawi adwokata Barrowa przynajmniej o ból głowy. Pracuję właśnie nad szczegółami powiązań podejrzanego z ofiarami. Wyniki powinny być przed dziewiątą.

– Lepiej, żeby to była prawda. Tym razem oboje narażamy swoje tyłki. Whitney, koniec połączenia.

Eye głęboko -odetchnęła. Zdobyła jeszcze trochę czasu, a przecież właśnie o to jej chodziło. Mając więcej czasu, będzie mogła sięgnąć głębiej. Jeżeli Roarke”owi ani Feeneyowi nie uda się ściągnąć tych danych, to nie mogło się to udać nikomu na planecie ani poza nią.

Jess zapłaci, ale morderstwo nie będzie pomszczone. Zamknęła na chwilę oczy. To właśnie była jej rola – pomścić zmarłych.

Otworzyła oczy. Potrzebowała jeszcze chwili, by odzyskać równowagę, zanim zrelacjonuje szczegóły Reeannie.


Wtedy właśnie zobaczyła to, czarno na białym, na monitorze komputera.

Drew Mathias, zalogowany jako Auto fil. Drew Mathias, zalogowany jako Rypała. Drew Mathias, zalogowany jako Arcykutas.


Serce w niej podskoczyło, lecz dłoń nawet nie drgnęła, gdy Eye ukradkiem sięgnęła do nadajnika, ponownie go włączyła i wysłała Peabody i Feeneyowi sygnał – kod jeden. Potrzebne posiłki. Natychmiast zgłosić się do wysyłającego sygnał.

Wsunęła kartę do kieszeni, odwróciła się.

– Komendant zgodził się na konsultację. Niechętnie. Będę chciała wyników, Reeanna.

– Dostaniesz je. – Reeanna napiła się brandy i spojrzała na swój mały, wytworny monitor na biurku. – Akcja twojego serca uległa sporemu przyspieszeniu, Eye. I znacznie podniósł się poziom adrenaliny. – Spojrzała na nią z ukosa. – Ojej – powiedziała cicho, unosząc swą piękną rękę. W dłoni trzymała obezwładniacz ze standardowego wyposażenia Departamentu Stanowego Policji Nowego Jorku. – Chyba mamy mały kłopot.

Kilka pięter wyżej Roarke przeglądał nowe dane na tema Maihiasa. nucąc pod nosem. Wreszcie coś się klei, pomyślał. Przełączył komputer na tryb auto i zagłębił się w opis nowego modelu stacji wirtualnej. Czy to nie dziwne i zaskakujące, pomyślał, że niektóre części magicznej konsolety Jessa są wiernym odbiciem elementów w jego nowej stacji?

Zaklął cicho, ponieważ odezwał się brzęczyk interkomu.

– Mówiłem, żeby mi nie przeszkadzać.

– Przepraszam. Przyszła jakaś Mayis Freestone. Twierdzi, że pan ją przyjmie.

Włączył tryb auto w drugim komputerze, zablokował obraz i dźwięk.

– Wpuść ją, Caro. Jesteś wolny, nie będziesz już dzisiaj potrzebny.

– Dziękuję. Zaraz ją przyprowadzę.

Roarke zamyślił się, biorąc machinalnie gogle, które zostawiła mu Reeanna, by je wypróbował. Kilka poprawek, pomyślał. Ulepszenia do następnego wejścia na rynek. Stacja miała opcję sugestii podprogowych i to mogło wyjaśniać przypadkowe podobieństwo. Wszystko jedno. Zaczął się zastanawiać nad przeciekiem z działu projektów.

Ciekawe, jakie zmiany William wymyślił przed drugą turą produkcji. Włożył dysk do wolnego komputera. Nic się nie stanie, jeżeli przejrzy dane, rozmawiając równocześnie z Mayis. O co jej może chodzić?

Maszyna zabrzęczała i zaczęła odczytywać dane, gdy otworzyły się drzwi i do gabinetu jak wicher wpadła Mayis.

– To moja wina. To wszystko moja wina. Nie wiem, co robić.

Roarke wstał zza biurka, wziął Mayis za ręce i posłał pełne zrozumienia spojrzenie swojemu zdumionemu asystentowi.

– Idź do domu. Ja się tym zajmę. Aha, proszę, zostaw otwarte zabezpieczenie dla mojej żony. Usiądź, Mayis. – Zaprowadził ją na krzesło. – Odpocznij. – Odgadując jej stan, pogładził ją po włosach.

– I nie płacz. O jakiej winie mówisz?

– Jess. Wykorzystał mnie, żeby dotrzeć do ciebie. Dallas powiedziała, że to nie moja wina, ale myślałam o tym i wiem, że moja. – Bohatersko pociągnęła nosem. – Mam to. – Wyciągnęła do niego dysk.

– Co to jest?

– Nie wiem. Może dowód. Weź to.

– Dobrze. – Delikatnie wyjął dysk z jej dłoni, którą gwałtownie machała. – Dlaczego nie dałaś tego Eye?

– Ja… chciałam dać. Myślałam, że jest tutaj. Chyba nie powinnam tego mieć. Nie powiedziałam o tym nawet Leonardowi. Jestem okropna – zakończyła.

Roarke miał już do czynienia z histeryczkami. Włożył dysk do kieszeni, podszedł do automatycznej apteczki i zamówił dawkę łagodnego środka uspokajającego.

– Proszę, wypij to. Jak sądzisz, Mayis, co to za dowód?

– Nie wiem. Nie nienawidzisz mnie?

– Uwielbiam cię, kochana. Wypij do dna.

– Naprawdę? – Przełknęła posłusznie. – Ja też cię lubię, naprawdę, Roarke. I wcale nie dlatego, że jesteś taki bogaty i w ogóle. Właściwie dobrze, że jesteś, bo bieda jest do kitu,

– Rzeczywiście.

– W każdym razie dajesz jej tyle szczęścia. Ona sama nawet nie wie ile, bo nigdy przedtem nie była szczęśliwa. Wiesz?

– Tak. Teraz trzy głębokie oddechy. Gotowa? Start.

– Dobrze. – Odetchnęła trzy razy, patrząc mu w oczy z głęboką powagą. – Jesteś w tym niezły. W uspokajaniu ludzi. Założę się, że Eye nie pozwała ci się za często uspokajać.

– Owszem. Albo nie umie się zorientować, kiedy to robię. – Uśmiechnął się. – Oboje dobrze ją znamy, co, Mayis?

– I kochamy. Tak mi przykro. – W jej oczach ukazały się łzy, lecz tym razem była spokojna. – Zrozumiałam to, kiedy obejrzałam ten dysk. To kopia jednego kawałka z mojego video. Zrobiłam ją po cichu, chciałam pokazać dzieciom, wiesz? Ale na końcu jest jeszcze adnotacja.

Spuściła oczy.

– Pierwszy raz obejrzałam i usłyszałam to do końca. Jess dał kopię Dallas, ale po tej wersji dał komentarz o… – urwała i podniosła nagle suche już oczy. – Chcę, żebyś mu coś za to zrobił. Żeby go naprawdę zabolało. Puść to od miejsca, gdzie zaznaczyłam.

Roarke nie odpowiedział. Wstał i wsunął dysk do odtwarzacza.

Ekran wypełnił się światłem i muzyką, po czym dźwięk trochę przycichli na tle melodii usłyszeli głos Jessa.

– Nie jestem pewien, jaki będzie wynik. Pewnego dnia znajdę klucz, żeby uderzyć w samo źródło. Na razie mogę się tylko domyślać. Sugestia dotyczy pamięci – uaktywnienia dawnych urazów. Czegoś, co leży w samym ukrytym jądrze jej psychiki. Najbardziej fascynującego. O czym będzie śniła dziś w nocy, kiedy odtworzy ten dysk? Ile jeszcze minie czasu, zanim ją zmuszę, żeby dzieliła ze mną wszystko? Jakie jeszcze tajemnice kryje w sobie? Taka niepewność jest cudowna. Tylko czekam na okazję, żeby się wgryźć w ciemną stronę Roarke”a. Och, ta strona jest tak blisko powierzchni, że prawie ją widać. Myśl o nich razem i świadomość, że obudziła się w nim bestia, nie daje mi spokoju. Nie ma chyba lepszych kandydatów do tego projektu. Dzięki Bogu za Mayis i za to, że mi otworzyła te drzwi. Przeniknę ich myśli, będę mógł przewidzieć ich reakcje. Zaprowadzę ich tam, gdzie zechcę. A potem znikną granice. Sława, fortuna, uznanie. Zostanę ojcem wirtualnych przyjemności.

Roarke milczał, gdy nagranie się skończyło. Nie wyjął dysku, bo wiedział, że rozgniótłby go w palcach na proszek.

– Już mu zrobiłem krzywdę – odezwał się po długiej chwili.

– Ale nie dość bolesną. Nawet nie w połowie taką, jak sobie zasłużył. – Odwrócił się do Mayis. Wyglądała jak dzielna mała wróżka, a jej zwiewna różowa sukienka w jakiś dziwny sposób dodawała jej męstwa. – Nie jesteś temu winna – powiedział do niej Roarke.

– Może masz rację. Muszę sobie sama z tym dać radę. Ale wiem, że gdyby nie ja, nie zbliżyłby się ani do niej, ani do ciebie. Czy dzięki temu dłużej posiedzi?

– Myślę, że usłyszy szczęk zamka drzwi celi i długo poczeka, zanim usłyszy go drugi raz. Zostawisz mi to?

– Tak. Chyba przestanę cię już męczyć.

– Jesteś tu zawsze mile widziana.

Skrzywiła usta.

– Gdyby nie Dallas, uciekałbyś przede mną, gdzie pieprz rośnie, zaraz po naszym pierwszym spotkaniu.

Podszedł do niej i pocałował ją prosto w skrzywione grymasem usta.

– To by był mój błąd i moja strata. Wezwę dla ciebie samochód.

– Nie rób sobie…

– Samochód będzie na ciebie czekał przed głównym wejściem.

Otarła nos palcem.

– Jakaś mega limuzyna?

– Naturalnie.

Odprowadził ją, zamknął za nią drzwi i zamyślił się. Miał nadzieję, że dysk wystarczy, żeby dodatkowo obciążyć Jessa. Ale wciąż nic nie wskazywało na niego jako na mordercę. Wrócił za biurko, włączył obraz w obu maszynach.

Wziął gogle i zaczął studiować dane.


Spojrzenie Eye spoczęło na obezwładniaczu. Patrząc stąd, nie była pewna, które ustawienie było włączone. Nagły ruch i mogło się jej przytrafić wszystko, od nieprzyjemnego dreszczu, przez częściowy paraliż, aż do śmierci.

– Według przepisów cywil nie może posiadać takiej broni ani się nią posługiwać – powiedziała spokojnie.

– To chyba niezbyt stosowna uwaga w tych okolicznościach. Wyjmij swoją broń, Eye, powoli, samymi palcami. Potem połóż ją na biurku. Nie chcę cię skrzywdzić – dodała, ponieważ Eye nie wykonała żadnego ruchu, żeby spełnić jej polecenie. – Nigdy cię nie skrzywdziłam. Ale zrobię to, jeśli mnie zmusisz.

Patrząc Reeannie w oczy, wolno sięgnęła do boku po broń.

– Nawet nie próbuj jej używać. Moja nie jest ustawiona na maksimum, ale wystarczy. Przez kilka dni nie będziesz mogła poruszać rękami i nogami. Chociaż możliwe uszkodzenie mózgu nie jest trwałe, jednak to nic przyjemnego.

Eye doskonałe wiedziała, co może zrobić z człowiekiem obezwładniacz, wyciągnęła więc ostrożnie broń i położyła ją na rogu biurka

– Będziesz mnie musiała zabić, Reeanna. Ale tym razem będziesz to musiała zrobić patrząc mi w oczy, osobiście. Inaczej niż z innymi.

– Postaram się tego uniknąć. Krótka, bezbolesna, może nawet całkiem przyjemna wycieczka do cyberprzestrzeni poprawi ci pamięć i skieruje we właściwą stronę. Przecież nastawiłaś się na Jessa, Eye. Dlaczego po prostu przy tym nie zostać?

– Dlaczego zabiłaś tych czworo ludzi, Reeanna?

– Sami się zabili, Eye. Miałaś rację wtedy, gdy Cerise Devane skoczyła z dachu. Trzeba wierzyć w to, co się widzi na własne oczy.

– Westchnęła. – Albo w to, co widzi większość. Ty nie należysz do tej większości, prawda?

– Dlaczego ich zabiłaś?

– Po prostu zachęciłam ich, żeby zakończyli życie w pewien sposób, w pewnym momencie. Dlaczego? Wzruszyła smukłymi ramionami. – Bo mogłam to zrobić.

Obdarzyła ją pięknym uśmiechem i roześmiała się perliście.

Загрузка...