20

Eve przypuszczała, że Feeney i Peabody powinni dość szybko przybyć na jej wezwanie. Teraz potrzebowała więc czasu. Przeczuwała, że Reeanna może go jej dać. Pewien typ ego, tak jak niektórych ludzi, trzeba było karmić nieustannym podziwem. Reeanna pasowała do obu kategorii.

– Pracowałaś z Jessem?

– To amator. – Reeanna odrzuciła w tył włosy. – Pianista. Ma trochę talentu technicznego, ale brakuje mu wizji… i jaj – dodała, uśmiechając się powoli, kocio. – W końcu kobiety mają o wiele więcej odwagi i są bardziej okrutne niż mężczyźni, nie sądzisz?

– Nie. Myślę, że odwaga i zło nie mają płci.

– Cóż. – Rozczarowana zacisnęła na chwilę usta. – W każdym razie korespondowałam z nim przez jakiś czas kilka lat temu. Wymienialiśmy się pomysłami, spostrzeżeniami, teoriami. Anonimowość podziemnych połączeń bywa bardzo poręczna. Podobała mi się ta jego pompatyczność i grając na jego próżności zdołałam wyciągnąć od niego kilka szczegółów technicznych. Ale i tak był daleko w tyle. Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że dojdzie aż do tego miejsca. Zwykłe poszerzenie skali nastrojów plus jakieś bezpośrednie sugestie. – Przekrzywiła głowę. – Zgadłam?

– Ty zaszłaś dalej.

– Och, kilka klas co najmniej. Może usiądziesz, Eye? Będzie nam wygodniej.

– Wygodnie mi na własnych nogach.

– Jak wolisz. Jednak lepiej cofnij się o kilka kroków. – Pokazała jej obezwładniaczem. – Nie chcę, żebyś była zbyt blisko swojej broni. Gdybyś próbowała po nią sięgnąć, musiałabym użyć mojej, a z wielkim smutkiem zrezygnowałabym z tak wspaniałej publiczności.

Eye dała krok do tyłu. Pomyślała o Roarke”u siedzącym kilka pięter nad nią. Nie zejdzie tu, by jej poszukać. Przynajmniej jednym nie musiała się martwić. Najwyżej zadzwoniłby na dół, gdyby na coś trafił. Zatem był bezpieczny, a ona mogła grać na zwłokę.

– Jesteś doktorem medycyny – zauważyła Eye. – Psychiatrą. Uczyłaś się długie lata, jak pomagać ludziom. Dlaczego odbierasz życie, jeśli uczono cię, jak je ratować?

– Może jestem napiętnowana już od poczęcia. – Uśmiechnęła się. – Ach, tobie nie podoba się ta teoria. Wykorzystałabyś ją, żeby popchnąć swoją sprawę, ale nie podoba ci się. Nie wiesz, skąd pochodzisz ani od kogo. – Ujrzawszy błysk w jej oczach, skinęła z zadowoleniem głową. – Przestudiowałam wszystkie dostępne informacje na temat Eye Dallas, kiedy tylko usłyszałam, że Roarke związał się z tobą. Jestem bardzo przywiązana do Roarke”a. Kiedyś nawet chodził mi po głowie pomysł, żeby naszą krótką przygodę zmienić w trwały związek.

– Rzucił cię?

Strzał był chyba celny, bo uśmiech zamarł jej na ustach.

– Taka tania babska zagrywka jest poniżej twojej godności. Nie, nie rzucił. Po prostu nasze drogi się rozeszły. Po jakimś czasie chciałam wrócić do niego tą drogą, by tak rzec. Tak więc byłam zaintrygowana, gdy tak nagle i głęboko zainteresował się policjantką. To nie pasowało do jego gustu, było nie w jego stylu. Ale jesteś… interesująca. Zwłaszcza po informacjach, jakie o tobie zebrałam.

Usadowiła się wygodniej na poręczy fotela, trzymając broń w pogotowiu.

– Małe dziecko znalezione na ulicy Dallas. Poturbowane, zgwałcone, zagubione. Nie pamięta, jak się tam dostało, kto je bił, gwałcił, porzucił. Czysta karta. Uznałam, że to fascynujące. Żadnej przeszłości, rodziców, żadnej wskazówki o pochodzeniu. Z przyjemnością wezmę cię pod lupę.

– Nie dobierzesz się do mojej głowy.

– Ależ tak. Sama mi to nawet zaproponujesz po jednej albo dwóch sesjach wirtualnych w stacji, jaką specjalnie dla ciebie przygotowałam. Naprawdę z wielkim żalem będę musiała wymazać ci z pamięci wszystko, o czym teraz mówimy. Masz taki przenikliwy umysł, tyle energii. Ale będziemy miały okazję pracować ze sobą. Co do Williama, to bardzo go lubię, jest taki…, krótkowzroczny.

– Jaką on grał tu rolę?

– Nie miał o niczym pojęcia. Pierwszy test ulepszonej stacji przeprowadziłam na Williamie. Pełny sukces, poza tym to ułatwiło wiele rzeczy. Mogłam nim kierować, by korygował każdy model tak jak chciałam. Jest szybszy ode mnie, bardziej biegły w sprawach elektroniki. To właściwie on pomógł mi udoskonalić projekt i dostosować model do indywidualnych potrzeb senatora Pearly”ego, któremu wysłaliśmy jedną stację.

– Dlaczego Pearly?

– Następny test. Za dużo mówił o nadużywaniu sugestii podprogowych. Lubił już gry, jak zapewne odkryłaś, ale bez przerwy domagał się regulacji przepisów. Słowem, chciał wprowadzić cenzurę. Wsadzał nos do pornografii, do zgody dorosłych na podwójne sterowanie programem, do reklamy i wykorzystania w niej sugestii – wszędzie. Pomyślałam, że będzie moim barankiem ofiarnym.

– Jak zdobyłaś schemat jego mózgu?

– To William. Jest bardzo zdolny. Zajęło mu to kilka tygodni ciężkiej pracy, ale udało mu się przedrzeć przez zabezpieczenia.

– Popatrzyła na nią z rozbawieniem. – Tak samo na najwyższym szczeblu Departamentu Stanowego Policji. Wpakował wam wirusa. Żeby chłopaki z Wydziału Elektroniki mieli się czym zająć.

– I wtedy zdobył mój schemat.

– Rzeczywiście, wtedy. Mój William ma takie miękkie serce. Na pewno bardzo by się przejął, gdyby się dowiedział, że odegrał najważniejszą rolę w zmuszaniu biednych ludzi do odbierania sobie życia.

– Ale to ty go wykorzystałaś, zmusiłaś do grania tej roli. I sama wcale się tym nie przejęłaś.

– To prawda, me przejęłam się. William wszystko umożliwił. A gdyby nie on, zrobiłby to ktoś inny.

– On cię kocha. To przecież widać.

– Och, proszę. – Roześmiała się. – To piesek. Wszyscy mężczyźni tacy są, kiedy w grę wchodzi atrakcyjna kobieta. Siadają i służą. To nawet zabawne, czasem irytujące, ale zawsze praktyczne. – Zaciekawiona, oblizała wargi. – Nie mów mi, że nigdy nie wykorzystywałaś swojej podstawowej kobiecej przewagi z Roarke”em.

– Nie wykorzystujemy się nawzajem.

– No to tracisz swój najprostszy atut. – Machnęła ręką. – Nasza szanowna doktor Mira określiłaby mnie pewnie jako socjopatę z tendencjami do nadużywania przemocy i silną potrzebą władzy. Patologicznego kłamcę, niezdrowo, a nawet niebezpiecznie zafascynowanego śmiercią.

– Zgodziłabyś się z tą analizą, doktor Ott? – zapytała Eye po chwili.

– O tak. Moja matka odebrała sobie życie, kiedy miałam sześć lat. Ojciec nigdy się po tym nie otrząsnął. Zawiózł mnie do dziadków i pojechał gdzieś na leczenie. Nie sądzę, żeby się kiedykolwiek wyleczył. Widziałam twarz matki po tym, jak zażyła śmiertelną dawkę pigułek. Była piękna i wyglądała na szczęśliwą. Dlaczego więc śmierć nie ma być przyjemnym eksperymentem?

– Spróbuj sama, wtedy się przekonasz – zaproponowała Eye. Uśmiechnęła się. – Pomogę ci.

– Może kiedyś. Kiedy zakończę swoje badania.

– Więc wszyscy jesteśmy szczurami w laboratorium; to nie zabawy, gry, ale eksperymenty. Jesteśmy fantomami do szczegółowych analiz.

– Tak. Potem był młody Drew. Trochę było mi go żal, bo był młody i miał wielkie możliwości. Konsultowałam się z nim, kiedy pracowaliśmy z Williamem na Olimpie; teraz widzę, że to było nierozsądne. Zakochał się we mnie. Jego młodość pochlebiała mi, a William jest dość tolerancyjny.

– Wiedział za dużo, więc posłałaś mu zmodyfikowaną stację i zmusiłaś, żeby się powiesił.

– Mniej więcej. Może to nawet nie byłoby konieczne, ale on nie zgadzał się, żeby nasz związek umarł śmiercią naturalną. Więc musiał umrzeć, bo gdyby zniknęło jego miłosne zaślepienie, zacząłby się uważniej przyglądać temu, co robię.

– Kazałaś się rozbierać swoim ofiarom – dodała Eye. Po co? Ostateczne upokorzenie?

– Nie. – Reeanna wyglądała na dotkniętą i zaszokowaną podobnym przypuszczeniem. – Absolutnie nie. To tylko symbol: rodzimy się nadzy i nadzy umieramy. Zataczamy pełne koło. Drew zmarł szczęśliwy. Wszyscy byli szczęśliwi. Żadnych cierpień, żadnego bólu – po prostu radość. Nie jestem potworem, Eye. Jestem naukowcem.

– Jesteś potworem, Reeanna. W naszych czasach społeczeństwo zamyka potwory w klatkach i nie pozwala im wychodzić. Nie będziesz szczęśliwa w klatce.

– Nie zamkniesz mnie. Wystarczy ci Jess. Jutro, po tym, jak wydam o nim opinię, zrobisz wszystko, żeby go zamknąć. I nawet jeżeli nie będziesz miała pewnych dowodów na zarzuty zmuszania do samobójstwa, będziesz w to głęboko wierzyć. Jeśli będą jeszcze inni, będę bardzo ostrożna i postaram się, żebyś nic nie wiedziała o każdym następnym, który odbierze sobie życie. Nie będę cię już nękać.

– Zaaranżowałaś dla mnie dwa samobójstwa. – Poczuła nagły skurcz w żołądku. – Żeby zwrócić moją uwagę.

– Częściowo. Chciałam przyjrzeć ci się przy pracy. Bardzo uważnie, krok po kroku. Po prostu chciałam zobaczyć, czy jesteś tak dobra, jak mówią Nie cierpiałaś Fitzhugha, więc pomyślałam, czemu by nie wyświadczyć drobnej przysługi mojej nowej przyjaciółce Eye? To był nadęty dupek, denerwował wszystkich, poza tym kiepski gracz. Chciałam, żeby umarł we krwi. Wiesz,. zawsze podobały mu się gry, w których płynęła krew. Nigdy nie spotkałam go osobiście, ale od czasu do czasu kontaktowałam się z nim w cyberprzestrzeni. Biedak.

– Miał rodzinę – zauważyła Eye. – Tak jak Peany, Mathias i Cerise Deyane.

– Och, życie toczy się dalej. – Machnęła niecierpliwie ręką.

– Wszystko wraca na swoje miejsce. Taka jest ludzka natura. A w Cerise było tyle uczuć macierzyńskich, co w kotce włóczącej się po ulicy. Miała tytko ambicje. Okropnie mnie nudziła. Najlepszą rozrywką w jej wykonaniu była śmierć przed kamerą. Co za uśmiech. Zresztą wszyscy się uśmiechali. To taki żart z mojej strony – i preznt dla nich. Ostatnia sugestia. Umieraj, to takie piękne i radosne. Umieraj i poznaj tę przyjemność. Umarli, rozkoszując się tą przyjemnością.

– Umarli z uśmiechem i oparzeniem w mózgu.

Reeanna ściągnęła brwi.

– Jakim oparzeniem?

Gdzie, do cholery, były wezwane posiłki? Jak długo jeszcze mogła grać na zwłokę?

– Nie wiedziałaś o tym? Twój niewinny eksperyment miał drobny defekt, Reeanna. Wypalał małą dziurkę w przednim płacie, zostawiał maleńki ślad, jak odcisk palca. Twojego palca, Reeanna.

– To nic nie znaczy. – Lecz mimo beztroskiego tonu, zaniepokojona przygryzła wargę. – Mogła go spowodować intensywność sugestii. Bodziec musiał dostać się do środka, pokonać odruchowy opór, instynkt przetrwania. Trzeba będzie nad tym popracować, zobaczyć, czy da się to poprawić. – W jej oczach pojawił cię cień złości. – William będzie się musiał postarać. Nie cierpię niedoróbek.

– Twój eksperyment jest pełen usterek. Musisz mieć kontrolę nad Williamem, żeby go kontynuować. Ile razy używałaś na nim swojego systemu, Reeanna? Czy długotrwałe używanie mogło powiększyć to oparzenie? Ciekawe, jakie szkody to może powodować.

– Można to naprawić. – Palcami wolnej dłoni bębniła w roztargnieniu w udo. – On to naprawi. Zeskanuję mu mózg, obejrzę ten ślad- jeżeli go ma. Zreperuję to.

– Och, na pewno ma. – Eye ostrożnie zbliżyła się o krok, oceniając odległość i ryzyko. – Wszyscy takie mieli. Jeżeli nie uda ci się zreperować Williama, będziesz musiała go zabić. Nie możesz chyba ryzykować, że znamię się powiększy i spowoduje jakieś nie kontrolowane zachowania, prawda?

– Nie mogę. Muszę to koniecznie obejrzeć. Jeszcze dziś wieczorem.

– Może być już za późno.

W odpowiedzi oczy Reeanny błysnęły.

– Zrobi się poprawki. Nie po to doszłam tak daleko i osiągnęłam tyle, żeby teraz przyznawać się do porażki.

– Ale do pełni sukcesu brakuje ci przejęcia kontroli nade mną, a ja ci tego nie ułatwię.

– Mam już schemat twojego mózgu – przypomniała jej Recanna.

– Jest też gotowy program dla ciebie. Nie powinno być żadnych trudności.

– Jeszcze cię zdziwię – obiecała Eye. – I Roarka. Jest ci potrzebny, żebyś mogła produkować, a on się dowie. Myślisz, że uda ci się przejąć nad nim kontrolę?

– To będzie szczególna przyjemność. Musiałam trochę zmienić plan. Miałam nadzieję, że najpierw zajmę się nim. Można to nazwać małą przejażdżką drogą pamięci. Roarke jest taki pomysłowy w łóżku. Nie zdążyłyśmy wymienić spostrzeżeń na ten temat, ale jestem pewna, że się ze mną zgodzisz.

Omal nie zazgrzytała ze złości zębami, ale odrzekła spokojnie:

– Chcesz używać swojej zabawki dla własnej satysfakcji seksualnej, droga doktor Ott? Jakie to niepodobne do naukowca.

– Ale za to jaka radość. Nie jestem takim mistrzem jak William, ale lubię brać udział w dobrej, pomysłowej grze.

– A więc tak poznałaś swoje ofiary.

– Owszem, jak dotąd. Przez sieci i połączenia podziemne. Gry naprawdę odprężają i dają dobrą rozrywkę. Oboje z Williamem doszliśmy do wniosku, że inwencja graczy może być cennym wkładem w opracowanie bardziej pomysłowych opcji w nowej stacji. – Zmierzwiła włosy. – Ale nikt się nie domyślał, nad czym naprawdę pracuję.

Przeniosła spojrzenie na monitor, marszcząc brwi na widok danych, transmitowanych z gabinetu Roarke”a. Jak zauważyła, przeglądał specyfikacje stacji.

– Roarke już grzebie. Nie tylko w informacjach o młodym Drew, ale w danych samej stacji. Nie bardzo mnie to ucieszyło, lecz na kłopoty zawsze znajdzie się sposób. – Kąciki jej ust uniosły się w uśmiechu. – Roarke wcale nie jest tak niezbędny, jak ci się wydaje. Jak sądzisz, do kogo będzie należeć to wszystko, gdyby coś mu się stało?

Znów roześmiała się pogodnie. Eye patrzyła na nią w milczeniu.

– Do ciebie, moja droga. To wszystko będzie twoje, nad wszystkim władzę będziesz miała ty, czyli w istocie ja. Nie martw się, nie pozwolę, żebyś została na długo wdową. Znajdziemy ci kogoś. Zadbam o to osobiście.

Przerażenie ścięło krew w żyłach Eye, zmroziło mięśnie i ścisnęło chłodem serce.

– Przygotowałaś mu stację z programem.

– Skończyłam dziś po południu. Ciekawe, czy już ją testował? Działa tak sprawnie i tak żywo interesuje się wszystkimi sprawami w swoim biznesie.

Strzeliła strumieniem pod stopy Eye, odgadując jej zamiar.

– Nie rób tego. Obezwładnię cię i tylko niepotrzebnie wszystko przedłużysz.

– Zabiję cię gołymi rękami. – Eye nabrała w płuca powietrza i z wysiłkiem wypuściła, zmuszając się do zebrania myśli. – Przysięgam.


W swoim gabinecie Roarke przyglądał się danym, które przetworzył. Czegoś mitu brakuje, pomyślał, ale czego?

Przetarł zmęczone oczy i rozprostował plecy. Uznał, że potrzebuje przerwy. Musi dać odpocząć oczom i myślom. Wziął leżące na biurku gogle i obracał je w rękach.


Nie zaryzykujesz. Obezwładnię cię i nie zdążysz do niego dotrzeć. Zawsze jest jakaś nadzieja, że możesz go powstrzymać, uratować.

– Uśmiechnęła się drwiąco. – Widzisz, Eye, doskonale cię rozumiem.

– Doprawdy? – zapytała Eye i zamiast rzucić się na nią, odskoczyła do tyłu. – Wyłączyć światła – krzyknęła i gdy pokój zatonął w ciemnościach, chwyciła swoją broń. Poczuła lekkie ukłucie, kiedy Reeanna zawahała się, ale jednak wystrzeliła i musnęła jej ramię.

Po chwili była już na podłodze, ukryta za biurkiem i zgrzytając zębami z bólu. Ruch był szybki, lecz mało precyzyjny i wylądowała na potłuczonym kolanie.

– Jestem w tym lepsza od ciebie – powiedziała spokojnie Eye. Jednak czuła mrowienie w palcach prawej ręki, które drżały. musiała więc przerzucić broń do lewej. – Jesteś amatorem w tej branży. Rzuć broń, to może cię nie zabiję.

– Mnie? – Syknęła Reeanna. – Masz w sobie za dużo i gliny. Maksymalna moc tylko w przypadku, gdy zawiodą inne metody.

Jest blisko drzwi, zorientowała się Eye, wstrzymując oddech i nastawiając uszu. Głos dochodził z prawej strony.

– Nie ma tu nikogo poza tobą i mną. Kto by się dowiedział?

– Sumienie by ci me pozwoliło. Nie zapominaj, że zwiedzałam twój umysł. Nie mogłabyś z tym żyć.

Zbliżała się do drzwi. Świetnie, tylko tak dalej. Jeszcze kawałeczek. Spróbuj wyjść, suko, a rzucę tobą jak kawałem zepsutego mięsa.

– Może masz rację. Może tylko cię okaleczę. – Ściskając broń, Eye wychyliła się ostrożnie zza biurka.

Drzwi otworzyły się. Jednak nie wybiegła przez nie Reeanna, tylko stanął w nich William.

– Reeanna, co ty robisz po ciemku?

W chwili gdy Eye zerwała się na nogi, palec Reeanny szarpnął spust i William wpadł w konwulsyjny taniec.

– Och, William, na litość boską. – W jej krzyku było więcej oburzenia niż żalu. Zanim runął na podłogę, Reeanna zrobiła unik przed jego padającym ciałem i rzuciła się na Eye. Jej paznokcie wbiły się w jej piersi i obie kobiety upadły, sczepione, na podłogę.

Reeanna świetnie wiedziała, gdzie ma celować. Sama opatrywała wcześniej wszystkie obrażenia ciała Eye i teraz okładała je, wykręcał i kłuła. Jej kolano wbiło się w obolałe biodro Eye, a pięść wylądowała na wykręconym kolanie.

Ból przeszył ją na wskroś. Machnęła na oślep łokciem i z zadowoleniem usłyszała trzask łamanej chrząstki, kiedy cios dosięgnął nosa Reeanny, która wydała z siebie przenikliwy wrzask i zatopiła w niej zęby.

– Suka. – Zniżając się do jej poziomu, Eye złapała garść jej włosów i mocno szarpnęła. Zawstydzona tak nieprofesjonalnym odruchem, przycisnęła broń do podbródka Reeanny. – Jeden gwałtowniejszy oddech i koniec z tobą. Włączyć światła.

Dyszała ciężko, zakrwawiona, a jej ciało krzyczało z bólu. Miała nadzieję, że poczuje satysfakcję, widząc piękną twarz Reeanny w sińcach i krwi, płynącej ze złamanego nosa. Lecz na razie czuła tylko lęk.

– I tak z tobą skończę – zapowiedziała.

– Nie – odparła Reeanna stalowym głosem, rozciągając usta w cudownym uśmiechu. – Sama to zrobię. – Wykręciła Eye nadgarstek ręki, w której trzymała broń, aż wylot dotknął jej własnej szyi.

– Nie cierpię klatek. – I z uśmiechem pociągnęła za spust.

– Jezu Chryste. – Ciało Reeanny jeszcze się trzęsło, kiedy Eye trudem zwlokła się z niej i wstała. Obróciła bezwładne ciało Williama, wyszarpnęła mu z kieszeni przenośny videokom. William jeszcze oddychał, lecz nic jej to nie obchodziło.

Ruszyła do drzwi.

– Odezwij się, odezwij się! – krzyczała do mikrofonu, gorączkowo włączając aparat. – Roarke – rozkazała. – Gabinet. – Przygryzła z rozpaczą wargi, ponieważ wyświetlił się odmowny komunikat.


Linia zajęta. Proszę czekać lub za chwilę ponowić próbę.


– Boczna linia, sukinsynu. Jak tu się włącza boczną linię? – Przyspieszyła kroku, przechodząc w lekko utykający bieg, nie zdając sobie sprawy, że płacze.

W napowietrznym korytarzu usłyszała zbliżający się odgłos kroków, ale nawet się nie zatrzymała.

– Dallas, Boże święty.

– Idź tam. – Przebiegła obok Feeneya, prawie nie słysząc jego gorączkowych pytań przez burżę przerażenia, jaka rozszalała się w jej głowie. – Peabody, chodź ze mną. Pospiesz się.

Dotarła do windy, wcisnęła guzik.

– Szybciej, szybciej.

– Dallas, co się stało? – Peabody dotknęła jej ramienia i została odepchnięta. – Krwawisz. Poruczniku, wszystko w porządku?

– Roarke, o Boże, błagam. – Gorące łzy, płynące już strumieniami, oślepiały ją. W panice czuła zalewający jej skórę pot.

Ona go zabija. Zabije go.

Peabody odruchowo wyciągnęła broń. Obie wpadły do windy.

– Górne piętro, wschodnie skrzydło! – krzyknęła Eye. Już, już!

Prawie rzuciła videokomem w Peabody. – Włącz w tym gównie boczną linię.

– Jest uszkodzony. Ktoś nim chyba rzucił. Kto ma zabić Roarke”a?

– Reeanna. Nie żyje, ale go teraz zabija. – Nie mogła złapać tchu.

Jej płuca odmawiały posłuszeństwa. – Powstrzymamy go. Cokolwiek kazała mu zrobić, powstrzymamy go. – Zwróciła oszalałe oczy w stronę Peabody. – Nie może go dostać.

– Powstrzymamy go. – Peabody wyskoczyła przed nią, zanim drzwi otworzyły się do końca.

Eye wyprzedziła ją, mimo swoich obrażeń. Przerażenie dodawało jej sił. Szarpnęła gwałtownie drzwi, zaklęła i przycisnęła dłoń do czytnika.

Omal go nie przewróciła, kiedy stanął na progu.

– Roarke. – Wtuliła się w niego, jakby chciała wejść w jego ciało.

– O Boże, nic ci nie jest? Żyjesz?

– Co się stało? – Przytulił ją mocno, czując, że cała drży. Ale odsunęła się, objęła dłońmi jego twarz, wpatrując się w jego oczy.

– Spójrz na mnie. Używałeś tego? Testowałeś te gogle?

– Nie. Eye…

– Peabody, rzuć się na niego, jeśli wykona jakiś podejrzany ruch. Wezwij ambulans. Trzeba mu zrobić skanowanie mózgu.

– Akurat mi zrobicie, ale wezwij ambulans, Peabody. Tym razem zawieziemy ją do szpitala, nawet gdybym ją miał ogłuszyć.

Eye cofnęła się o krok, łapiąc oddech i przypatrując mu się uważnie. Nie czuła nóg. Zastanawiała się, jakim cudem jeszcze może stać.

– Nie używałeś tego?

– Przecież mówię, że nie. – Przejechał ręką włosy. – To ja tym razem miałem być ofiarą? Mogłem się domyślić. – Odwrócił się, ale zaraz spojrzał przez ramię, ponieważ Eye uniosła broń.

– Och, odłóż to cholerstwo. Nie zabiję się. Jestem tylko wkurzony. Niewiele brakowało, by mi się wymknęła. Wszystko zaczęło się kleić dopiero pięć minut temu. „Doktum.” Doktor od umysłu – wyjaśnił. – Takiego pseudonimu używała, biorąc udział w grach. Ciągle go używa, ciągle gra. Mathias łączył się z nią mnóstwo razy w ciągu całego roku przed swoją śmiercią. Dokładnie przyjrzałem się też danym na temat stacji. Tej, którą dostałem od nich i seryjnych. Nie ukryli tego dość głęboko.

– Wiedziała, że w końcu to znajdziesz. Dlatego właśnie… – Eye urwała i wciągnęła powietrze, czując, jak strasznie dudni jej w głowie.

– Dlatego przygotowała ci specjalne gogle.

– Mogłem się zabrać do ich testowania, gdyby mi nikt nie przeszkodził. – Pomyślał o Mayis, uśmiechając się nieznacznie.

– Nie sądzę, żeby Ree zbytnio się przyłożyła do zmiany danych. Wiedziała, że ufałem jej i Williamowi.

– To nie William – w każdym razie nie z własnej woli. Tylko skinął głową, spoglądając na jej poszarpaną koszulę i czerwone plamy.

– Zraniła cię?

– To przede wszystkim jej krew. – Miała nadzieję, że to prawda.

– Nie chciała dać się przymknąć. – Odetchnęła. – Ona nie żyje, Roarke. Sama się zabiła. Nie mogłam jej powstrzymać – może nawet nie chciałam. Powiedziała mi o tej stacji… twojej stacji. – Znów zabrakło jej tchu, zaczęła się krztusić, mówić urywanymi zdaniami.

– Myślałam… nie wierzyłam, że zdążę. Nie mogłam się z tobą połączyć i me mogłam się tu dostać.

Nie usłyszała, jak Peabody zamyka drzwi, by zostawić ich samych. W ogóle nie myślała teraz o dyskrecji. Patrzyła przed siebie niewidzącym wzrokiem i drżała.

– Nie mogłam – powtórzyła. – Grałam na zwłokę, trzymałam ją tam jak najdłużej, składając do kupy całą sprawę, gdy tymczasem ty mogłeś… mogłeś…

– Eye. – Podszedł i przytulił ją. – Nic mi nie jest. I w końcu się tu dostałaś. Nie zostawię cię. – Przycisnął usta do jej włosów, a wtuliła mu twarz w ramię. – Już po wszystkim.

Wiedziała, że w snach tysiące razy będzie jeszcze widzieć ten nie kończący się bieg, panikę i bezsilny żal.

– Wcale nie. Odbędzie się śledztwo. Będą sprawdzać nie tylko Reeannę, ale całą firmę, ludzi pracujących przy tym projekcie.

– Jakoś to zniosę. – Uniósł jej brodę i popatrzył w oczy. – Firma jest czysta. Przyrzekam. Nie przyniosę ci żadnego wstydu, poruczniku, nie dam się aresztować.

Wzięła chustkę, którą jej wcisnął do ręki, i wytarła nos.

– Jeśli będę żoną skazańca, koniec z karierą.

– Bądź spokojna. Dlaczego ona to zrobiła?

– Bo mogła. Tak mi powiedziała. Uwielbiała czuć, że ma władzę nad innymi. – Szybkim ruchem osuszyła rękami wilgotne policzki. Jej dłonie prawie przestały drżeć. – Miała wobec mnie wielkie plany.

– Wzdrygnęła się. – Chyba miałam być jej posłusznym zwierzątkiem, jak William. Jej mały, tresowany piesek. Wyobrażała sobie też, że po twojej śmierci ja wszystko odziedziczę. Nie zrobisz mi tego, prawda?

– Czego ci nie zrobię, nie umrę?

– Nie zostawisz mi na głowie tego wszystkiego?

Roześmiał się i pocałował ją.

– Chyba tylko ciebie by to zdenerwowało. – Odgarnął jej włosy z twarzy. – Tobie też szykowała wirtualną wycieczkę.

– Tak, na szczęście nie skorzystałam z jej propozycji. Jest tam teraz Feeney. Lepiej mu opowiem, co się tutaj stało.

– Musimy tam zejść. Wyłączyła videokom i dlatego właśnie zamierzałem tam iść, kiedy nagle na mnie wpadłaś. Zaniepokoiłem się, kiedy nie mogłem się połączyć.

– To świetnie. – Dotknęła jego twarzy. – Znaczy, że jesteś troskliwy.

– Można z tym żyć. Pewnie będziesz chciała jechać do centrali, żeby uporządkować to jeszcze dziś.

– Taka jest procedura. Mam zwłoki – i sprawy czterech śmierci, które muszę zamknąć.

– Zawiozę cię, kiedy tylko obejrzą cię w szpitalu.

– Nie jadę do żadnego szpitala.

– Ależ jedziesz.

Peabody zastukała do drzwi i uchyliła je.

– Przepraszam, przyjechali medycy. Chcą, żeby im otworzyć zabezpieczenia na dole.

– Zajmę się tym. Spotkamy się w gabinecie doktor Ott, dobrze, Peabody? Mogą zbadać Eye, zanim zabiorę ją i poddam szczegółowej kuracji.

– Powiedziałam, że nie godzę się na żadne leczenie.

– Słyszałem już. – Nacisnął guzik na biurku. – Wpuścić medyków. Peabody, masz kajdanki?

– Są w obowiązkowym wyposażeniu.

– Może mi ich pożyczysz, żebym mógł skuć twojego porucznika i zawieźć do najbliższego punktu medycznego.

– Tylko spróbuj, stary, a zobaczymy, kto będzie potrzebował lekarza.

Peabody mocno przygryzła wargę. Uśmieszek w takiej chwili na pewno by nie sprawił przyjemności jej przełożonej.

– Współczuję ci, Roarke, ale nie mogę spełnić twojej prośby. Potrzebuję tej roboty.

– Nic nie szkodzi, Peabody. – Objął Eye w pasie, kiedy kuśtykała w stronę drzwi. – Jestem pewien, że znajdę jakiś substytut kajdanek.

– Muszę złożyć meldunek, skończyć pracę, przetransportować ciało. – Eye spojrzała spode łba na Roarke”a, który przywołał windę.

– Nie mam czasu na żadne badania.

– Już to słyszałem – odrzekł spokojnie, po czym po prostu wziął ją na ręce i wniósł do windy. – Peabody, powiedz tym medykom, żeby nie pokazywali się bez broni. Obawiam się, że może nam uciec.

– Postaw mnie na ziemi, idioto. Nigdzie nie pojadę. – Kiedy zamykały się za nimi drzwi windy, Eye była już roześmiana.


***

Загрузка...