11

No, to stało się – powiedział Bill Frazier. Siedział razem z J.T. w jednej z licznych obskurnych piwiarni przy Duval Street, pracowicie opróżniając czwarty kufel piwa. – Jak zamierzasz przekazać ją księciu?

– Po pierwsze, nie jest księciem tylko zwykłym hrabią, po drugie nie ma pieniędzy, a po trzecie jest od niej niższy.

– To się nazywa, że facet cię nie interesuje. W ogóle nie próbowałeś niczego się o nim dowiedzieć.

J.T. wypił piwo i skinął na kelnerkę, żeby przyniosła piąty kufel.

– Żandarmeria dobierze ci się do skóry, jak złapią cię po pijaku.

– Nie jestem pijany – odburknął J.T. – Chociaż chętnie bym się urżnął. Jak mogłem zadać się z taką despotką, która nic tylko mi rozkazuje.

– Wczoraj w nocy też ci rozkazywała, że masz takie cienie pod oczami?

J.T. uśmiechnął się.

– Okazuje się, że nie jest całkiem bezużyteczna. – Uśmiech mu zgasł. – Nie w tym kłopot. Wychowywano ją do małżeństwa z nieznajomym, więc może być całkiem szczęśliwa z tym hrabią Julią. Zresztą słyszałem, że w królewskich rodzinach wszyscy mają kochanków.

– To zostań gdzieś pod jej bokiem i bądź kochankiem.

J.T. z trzaskiem odstawił kufel, tak że połowa zawartości rozlała się na stół.

– Po moim trupie! Ona może traktować to małżeństwo lekko, ale Amerykanin nie może się na to zgodzić.

– Po powrocie z Waszyngtonu mówiłeś co innego. Twierdziłeś, że żenisz się z nią, żeby wspomóc wysiłek wojenny Stanów Zjednoczonych i z radością pozbędziesz się jej jak najszybciej. I że żaden mężczyzna nie mógłby się zakochać w takiej kretynce. Twierdziłeś też…

– Co ty? Rejestrujesz wszystko jak magnetofon? Dobrze wiem, co mówiłem. Kłopot polega na tym, że to małżeństwo nabiera zbyt intymnego charakteru. Nie mam wątpliwości, że do tego doszłoby z każdą kobietą. Nie można, tak jak zrobiła to nasza armia, wsadzić do jednego domu dwojga zdrowych ludzi i oczekiwać, że nic nie zajdzie. Potrzebuję trochę dystansu. Jestem z nią tak dużo, że zaczynam ją lubić.

– To wcale nietrudne.

– Owszem, trudne – sprzeciwił się J.T. – Nie znasz jej tak jak ja. Kłóci się dosłownie o wszystko. Zachowuje się tak, jakby prace domowe były czymś w rodzaju wyroku śmierci. I wydaje pieniądze tak, jakby nie miało być jutra. Czy masz pojęcie, na ile opiewał w zeszłym tygodniu rachunek, który przyszedł od Ethel z salonu piękności?

– Na pewno nie na więcej niż rachunek Dolly. Sądząc po tym, co mówisz, nasze żony są podobne do siebie jak dwie krople wody.

– Właśnie w tym rzecz. Ona nie jest moją żoną. Na tym chyba polega różnica między pożyczonym i własnym samochodem. Pożyczonego samochodu możesz używać, ale któregoś dnia musisz go zwrócić.

– Nie da się ukryć, że pożyczyłeś niezłą limuzynę.

J.T. dopił piwo.

– No, tak. Pożyczyłem Rollsa, ale życie przyjdzie mi spędzić z jakimś Buickiem.

Bill parsknął śmiechem.

– Co wobec tego? Masz jeszcze tylko tydzień do jej wyjazdu.

– Jeszcze tydzień i odwożę ją do tej Lankonii. Tam podsunę ją temu cherlakowatemu hrabiemu i dobrze. Jedno warte drugiego.

Bill spojrzał na zegarek.

– Lepiej chodźmy. Dolly zapowiedziała, że mamy spotkać się na basenie o siódmej, a jest już kwadrans po.

Poszli więc na basen, otwarty specjalnie dla oficerów marynarki.

– Śmierdzicie browarem – powiedziała Dolly. – J.T., coś ty zrobił Arii? Ona promienieje.

Zanim J.T. zdążył odpowiedzieć, zobaczył Arię. Była tylko w kostiumie kąpielowym. Właśnie zręcznie odsunęła się od Mitcha, który był w mundurze i śmiał się z czegoś razem z nią. J.T. nie zdołał się powstrzymać. Obszedł róg basenu, chwycił niższego od niego Mitcha za kołnierz munduru i tylną część spodni i cisnął go do wody.

– Trzymaj się z dala od mojej żony, rozumiesz? – ryknął, gdy Mitch wynurzył się, by zaczerpnąć powietrza.

– Ze wszystkich demonstracji prymitywnej siły, które widziałam, ta była najgorsza – oświadczyła Aria i pochyliła się, by podać Mitchowi rękę.

J.T. złapał ją za ramiona i szarpnął do tylu, więc Mitch znowu poleciał do wody.

– Idziemy do domu.

Ich domek nie był daleko. Gdy Aria wyszła z przebieralni, J.T. pociągnął ją za sobą w takim tempie, że ledwie mogła nadążyć. Po drodze nie odezwała się do niego ani jednym słowem, bo nie chciała urządzić sceny przy świadkach, ale zamierzała przeprowadzić z nim poważną rozmowę natychmiast, gdy znajdą się w domu.

Jak mógł zachować się tak agresywnie po ostatniej nocy? Wciąż jeszcze pamiętała dotyk jego namydlonych dłoni, ciepło warg na skórze. Oboje istotnie wykąpali się razem, chociaż Aria była jeszcze zanadto zawstydzona, by wszędzie go dotykać.

J.T. roześmiał się i powiedział:

– Już czas na to.

Po wyjściu z wanny wysuszył ją ręcznikiem, a potem zaniósł do łóżka i znów się kochali. Drugim razem nie czuła już bólu. Zasnęli mocno objęci.

Gdy się zbudziła, porucznika Montgomery’ego już obok niej nie było. Nie zostawił żadnego liściku ani nawet jednego słowa wyjaśniania. O drugiej Aria zrobiła wyprawę do salonu Ethel, żeby poprawić sobie fryzurę i ładnie wyglądać, gdy mąż wróci do domu. Znów postawiła świece na stole.

O wpół do szóstej wpadła Dolly i powiedziała, że mają się spotkać z chłopakami na oficerskim basenie. Zdziwiła się, że J.T. nic o tym Arii nie powiedział.

Następnym zdarzeniem, które wyraźnie pamiętała, było wrzucenie Mitcha do wody.

Gdy dotarli do domu, J.T. otworzył przed nią drzwi, ale nie wszedł.

– Muszę jeszcze gdzieś iść – mruknął i odwrócił się do furtki. Pobiegła za nim i położyła mu rękę na ramieniu.

– Jarl, czy coś się stało? Czy stało się dziś coś złego?

Odsunął ramię.

– Nikt nie nazywa mnie Jarl z wyjątkiem matki, ale ona nie jest pożyczona. Jestem J.T. Dotarło?

Cofnęła się o krok.

– Oczywiście, poruczniku Montgomery. Nie popełnię więcej tej omyłki. Czy mam zadbać o kolację, żeby była ciepła, gdy pan wróci? O ile wiem, taki zwyczaj mają amerykańskie żony.

– Zjem coś w mieście. I śpij dzisiaj we własnym łóżku.

Na szczęście była wyćwiczona w udawaniu i umiała nie zdradzić swych uczuć.

– Dobrze, wasza najwyższość. Czy ta oto biedna konkubina może jeszcze coś dla waszej najwyższości zrobić?

Spojrzał na nią morderczym wzrokiem i zatrzasnął za sobą furtkę.

– Nie będę płakać – wyszeptała Aria. – Nie pozwolę, żeby doprowadził mnie do płaczu.


J.T. nieprzytomnie rzucił się w wir pracy. Miał wrażenie, że walczy o życie, że tonie, ale nie było nikogo, kto cuciłby mu koło. Aria opanowała jego myśli jak nikt dotąd. Co dzień była inna. Śmiała się, tańczyła, żartowała. Kiedy razem oglądali statek, zrozumiała wszystko, co jej tłumaczył. Była inteligentna, seksowna i wesoła. I nie była jego. próbował o tym pamiętać, ale niespodziewanie zrobił z siebie kompletnego idiotę, gdy inny mężczyzna ledwie na nią Dojrzał.

Chciał znaleźć się z dala od Arii i przestać o niej myśleć, więc został na noc w pracy i spał na zniszczonej sofce przy mesie oficerskiej. Na niewiele się to zdało. Aria mu się śniła.

Jakby nie dość mu było kłopotów, dostał telegram z informacją, że zamierza go odwiedzić matka. J.T. wiedział, że Amanda Montgomery ma setki przyjaciół i od któregoś bez wątpienia usłyszała o małżeństwie syna. Wiadomość nie była przyjemna, gdyż matka na pewno miała zamiar wyjaśnić synowi, co sądzi o braniu sobie żony bez powiadamiania rodziny.

– Ech, te kobiety! – mruknął J.T. Żałował, że nie może powiosłować na bezludną wyspę i przez pewien czas samotnie tam pobyć. Głośno jęknął, przypomniał sobie bowiem, czym skończył się dla niego ostatni pobyt na wyspie.

Wreszcie przygotował się duchowo i poszedł powiedzieć Arii o przyjeździe matki. Aria miała na sobie bawełnianą sukienkę bez rękawów, ozdobioną kokardkami na ramionach. Wyglądała smakowicie jak brzoskwinia. Usiłował jej wytłumaczyć, żeby nie próbowała przymusić jego matki do całowania królewskiej dłoni, ale zadarła nos w taki sposób, jak tylko ona potrafiła, czym doprowadziła go do absolutnej wściekłości. Trzasnął więc drzwiami i wyszedł z domu.


Aria nie sądziła, że nieobecność J.T. potrwa pełne dwa dni. Pierwszego wieczoru w ogóle nie wrócił do domu, a drugiego wpadł tylko na godzinę, żeby wyrąbać jej wykład.

– Matka przysłała telegram. Będzie tu w sobotę. Najpierw odwiedzi nas w domu, a potem we troje pójdziemy na komandorski bal. Czy masz coś stosownego do włożenia? Czy wiesz, jak się tańczy w sali balowej? Czy znasz formy zwracania się do oficerów marynarki?

Aria tak osłupiała, że aż ją zatkało. Była następczynią tronu, a on traktował ją, jakby dopiero co przyszła ze wsi.

– Chyba jakoś uda mi się nie zhańbić twojego imienia – mruknęła. Ale sarkazm do niego nie dotarł.

J.T. ciągnął wykład o matce, kobiecie, która jawiła się kimś pośrednim między Florence Nightingale i Attylą, wodzem Hunów. Była Córą Deklaracji Niepodległości i Córą Pielgrzymów z „Mayflower”.

– I wyszła za mąż za Montgomery’ego – powiedział J.T., jakby wyjaśniało to całą resztę.

– Może powinnam jej wysłać moje drzewo genealogiczne do zatwierdzenia? Dzięki angielskiej królowej Wiktorii mam koligacje rodzinne ze wszystkimi domami panującymi w Europie. A może cudzoziemscy królowie się nie liczą w konfrontacji z bohaterkami narodu amerykańskiego?

J.T. spiorunował ją wzrokiem i opuścił dom. Wróciwszy przebrać się następnego dnia rano, nie odezwał się do niej prawie ani słowem. Tylko przypomniał jej o przyjeździe matki i zażyczył sobie, żeby dom lśnił na błysk, po czym znów wyszedł.

O pierwszej, tuż po wyjściu pani Humphreys, zjawiła się Dolly.

– Co jest grane? – spytała od progu.

Aria zawsze żyła w otoczeniu służby, toteż wiedziała, że może się zwierzać jedynie członkom najbliższej rodziny.

– Zamierzałam właśnie zjeść lunch. Zjesz ze mną?

– Nie interesuje mnie wyżerka. Floyd powiedziała Gail, która powiedziała Billowi, że J.T. nie nocował wczoraj w domu. Pokłóciliście się?

– Mam wspaniałą sałatkę z krewetek i pomidory.

– Słoneczko – powiedziała Dolly, kładąc Arii ręce na ramionach. – Wiem wszystko. Wiem, że jesteś księżniczką, i wiem, że chcesz wrócić do swojego kraju, i wiem, jak doszło do tego małżeństwa. Ale wiem też, że stało się coś złego, i chcę, żebyś ze mną o tym porozmawiała.

Aria była chyba bardziej amerykańska, niż sama sądziła. Przez ostatnie dni spokojnie i w milczeniu wysłuchiwała najbardziej intymnych zwierzeń innych kobiet. Teraz ku swemu zdumieniu wybuchnęła płaczem. Dolly współczująco otoczyła ją ramieniem i poprowadziła do sofy. Gdy Aria nieco odzyskała panowanie nad sobą, Dolly zachęciła ją do mówienia.

– On… kochał się ze mną. – Aria pociągnęła nosem, zdumiona, że wyjawia coś takiego. Członkom rodziny królewskiej nie wolno było ufać nikomu spoza rodziny królewskiej, bo ludzie z zewnątrz chętnie pisywali książki. Nawet arystokracji nie można było wierzyć. – Ale potem mnie znienawidził. Nie rozumiem tego. W czym zawiniłam?

– Absolutnie w niczym. Musiałam pokłócić się z Billem, ale w końcu wyciągnęłam od niego trochę z tego, co powiedział J.T. Kto to jest hrabia Julia?

– Tak porucznik Montgomery nazywa człowieka, z którym byłam zaręczona. – Wydmuchała nos.

– J.T. nadal sądzi, że zamierzasz wyjść za mąż za tego hrabiego. Wiesz o tym?

Aria nie odpowiedziała. Dolly pochyliła się do niej.

– Dlaczego J.T. tak myśli?

– Nie ożeniłby się ze mną, gdyby nie sądził, że nasze małżeństwo potrwa krótko. Naturalnie nie mam szans na rozwód. To byłoby nie do pomyślenia.

Dolly odchyliła się do tyłu.

– Czyli J.T. będzie królem.

– Księciem małżonkiem. – Aria machnęła ręką. – Ale nie rozumiem, dlaczego jest teraz na mnie taki zły.

– To proste. Tego oczywiście Billowi nie powiedział, ale boi się, że się w tobie zakocha. Ponieważ sądzi, że będzie cię musiał oddać komu innemu, nie chce się narażać na cierpienie z tego powodu.

– Może powinnam mu powiedzieć, że to małżeństwo jest na stałe.

Dolly otworzyła usta ze zdziwienia.

– Powiedzieć prawdziwemu Amerykaninowi, że został zrobiony w konia? Wystawiony do wiatru? Podprowadzony jak dziecko?

– Tego się nie robi?

Dolly wybuchnęła śmiechem.

– Myślę, że przede wszystkim powinnaś go rozkochać w sobie do końca.

– Nosić suknie z dużymi dekoltami, dawać mu wino i truskawki? – spytała Aria, nie mając pojęcia, jak się do tego zabrać.

– Najpierw musisz zwrócić na siebie jego uwagę. Możesz włożyć seksowną suknię na komandorski bal.

– Dla jego matki – mruknęła Aria.

Dolly znów się roześmiała.

– Słyszałam, że jest oczekiwana. To wielka pani, prawda?

– Wystarczająco wielka, żeby maniery następczyni tronu nie były dostateczną gwarancją umiejętności zachowania przy takim spotkaniu. J.T. uznał, że potrzebuję pouczeń.

Dolly położyła rękę na ramieniu Arii.

– Każdy mężczyzna zachowuje się w tej sytuacji tak samo. Bill naopowiadał mi tyle wspaniałych historii o swej matce, że omal nie padłam przed nią na kolana. Nieustannie zachwycał się jej kuchnią i domagał się, żebym wybłagała u niej różne bajeczne przepisy. Na wszelki wypadek, kiedy pojechaliśmy do niej z pierwszą wizytą, wzięłam ołówek i notes. Okazało się, że z niej rzeczywiście fantastyczna kucharka! Wiesz, jak robiła sos do spaghetti? Dwie puszki zupy pomidorowej i jedna przecieru. Coś ohydnego. Sławne nadzienie do indyka składało się z dziewięciu kromek chleba pokrojonych w kostkę, pół kubka wody i ośmiu łyżeczek szałwi. Ani śladu cebuli, selera albo czegokolwiek innego. Wpychała toto do ptaka i piekła go, aż robił się tak suchy, że z plasterka piersi można by zrobić puder do twarzy. I ta stara zrzęda miała czelność spytać mnie, czy umiem gotować dostatecznie dobrze dla jej małego chłopca.

Arii zabłysły oczy.

– Matka hrabiego Juliana dyga przede mną i zwraca się do mnie „wasza wysokość”.

Dolly roześmiała się.

– Urzeczywistnienie marzeń. Chciałabym zobaczyć, jak stara Billa dyga przede mną. Czy przyszła teściowa całuje cię też w pierścień?

– Dotyka czołem wierzchu mojej wyciągniętej dłoni. – Powiedziała Aria.

– To dopiero chciałabym zobaczyć.

– Jeśli kiedykolwiek wrócę do domu, masz ode mnie zaproszenie.

– Umowa stoi. Ej! Może poszłabyś ze mną do kina? Jest dzisiaj popołudniówka.

– Chętnie.

Zjadły na lunch mnóstwo sałatki z krewetek i wypiły większą część butelki wina. W drodze do kina obie się zaśmiewały.

Nagle Aria usłyszała, że Dolly głośno złapała powietrze. Kiedy chciała się odwrócić, Dolly zasłoniła jej widok.

– Chodźmy tędy – powiedziała Dolly. – Pokażę ci fenomenalne drzewo. Akurat kwitnie, a podobno jest tylko jedno na całej wyspie. Mówię ci, coś wspaniałego…

Aria obeszła Dolly i zerknęła na drugą stronę ulicy. Przy małym stoliku w kawiarni siedział J.T. z urodziwą rudowłosą kobietą. Nagle uniósł dłoń swojej towarzyszki i złożył na niej pocałunek.

– Dobrze, chodźmy zobaczyć to drzewo – zgodziła się Aria i energicznie ruszyła we wskazanym kierunku.

Dolly pobiegła za nią.

– Co zamierzasz zrobić?

– Żona ignoruje niewierności męża.

– Co?! – Dolly chwyciła Arię za ramię i zatrzymała ją. – Może tak jest w twoim kraju, ale po amerykańsku robi się inaczej. Powinnaś tam iść i zedrzeć tej babie skalp z głowy.

– Kobiecie? A co ona zrobiła? Tylko przyjęła jego zaproszenie. Może nawet nie wie, że jest żonaty. To porucznik Montgomery zachował się niewłaściwie.

– Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób, ale chyba masz rację. Tak czy owak, co zamierzasz zrobić, żeby go odzyskać?

– Następczyni tronu jest wyższa ponad zemstę – powiedziała wyniośle.

– Tu się różnimy. Ja coś bym z tym zrobiła.

Przez resztę drogi do kina milczały. Film nazywał się Wiosna, w Górach Skalistych, a jedną z odtwórczyń głównych ról była śmiało ubrana aktorka, Carmen Miranda. Arii wydała się karykaturą wyobrażeń Amerykanów o cudzoziemcach. Dolly bardzo się śmiała z przewracania oczami Carmen i jej błędów w wymowie, ale Arii wcale to nie bawiło.

Tak Jarl wyobraża sobie ludzi z mojego kraju, pomyślała. Nawet nie jest pewien, czy nie pojawię się na tym jego balu z wiązką bananów na głowie. Martwi się, że wprawię w zakłopotanie jego rodowodową matkę, chociaż w istocie lepsze drzewa genealogiczne mają nawet moje damy dworu. Niepokoi się o moje zachowanie, a sam publicznie pokazuje się z jakąś rudą kokotą, w dodatku farbowaną. W głowie dźwięczały jej słowa Dolly: „Co zamierzasz zrobić, żeby go odzyskać?”

Może stawała się Amerykanką, może czyniły z niej Amerykankę krótkie włosy i bawełniana sukienka w kwiaty, bo wcale nie miała ochoty ignorować niewierności Jarla. Tylko matka nazywa mnie Jarl, przypomniała sobie z niesmakiem. Za to inicjały haftuje się na eleganckiej bieliźnie, pomyślała.

Zapatrzyła się na film. Carmen Miranda nosiła zwiewną szatę w kolorach purpurowym i białym.

Aria oddała się fantazjowaniu o tym, jak milo byłoby poznać wzorową teściową, mając goły brzuch, rozciętą spódnicę i trzydziestocentymetrową piramidę fioków na głowie.

– Coś, co błyszczy – szepnęła.

– Co takiego? – spytała Dolly.

– Czy ta kobieta nagrała jakąś piosenkę?

– Carmen Miranda? Oczywiście. Ma mnóstwo płyt.

Aria uśmiechnęła się i zaczęła obserwować ruchy aktorski. Były bardzo przerysowane, więc łatwe do naśladowania. Po zakończeniu filmu Dolly stwierdziła, że Aria ma nieco bardziej radosną minę.

– Poweselałaś?

– Będę taka, jak sobie mnie mąż wyobraża. Ubiorę się na bal komandorski jak Carmen Miranda. Podejdę do matki Porucznika Montogomery’ego, uszczypnę ją w policzek i powiem: „Chica, chica”.

– Chyba… chyba nie powinnaś tego robić. Bal komandorski jest największym wydarzeniem roku i jest bardzo uroczysty, przychodzą same grube ryby. Bill i ja nie dostaliśmy zaproszenia. J.T. dostał ze względu na matkę. Musisz być aula dla teściowej, Ario. Ona może cię traktować jak śmieć, ale ty musisz być dla niej sympatyczna. Wierz mi, że rozwścieczona teściowa potrafi zatruć człowiekowi życie.

– Myślałam, że już bardziej nie można. Żyję z dala od raju, mój mąż spędza czas z inną kobietą i traktuje mnie lak powietrze. Twierdzi, że jestem zimna i odczłowieczona. Pokażę mu, że to nieprawda.

– J.T. powiedział coś takiego? Stanowczo powinnaś go odzyskać, ale musi być jakiś lepszy sposób. Wolałabym stanąć przed plutonem egzekucyjnym niż przez rozwścieczoną teściową.

– Kogo możemy zatrudnić do zrobienia kostiumu? Chyba powinien być czerwono – biały, z najtańszych materiałów. Jak się nazywa taki błyszczący proszek?

– Brokat. Ale naprawdę, Ario, nie wydaje mi się, żeby bal komandorski był najlepszym miejscem…

Aria przystanęła.

– Jeśli mi w tym pomożesz, to gdy wrócę do kraju, będziesz mogła przyjechać z miesięczną wizytą i pozwolę ci przymierzyć wszystkie moje korony. Mam ponad dwadzieścia.

Dolly przełknęła ślinę. Oczy zrobiły jej się jak spodki.

– Mogłybyśmy wpleść ci we włosy czerwone bombki choinkowe, a gospodyni Bonnie ma najokropniejszą parę kolczyków z muszli, jakie kiedykolwiek widziałaś. Kubańskie, w czerwono – białe kropki.

– Znakomicie – powiedziała Aria z uśmiechem. – Teraz idziemy kupić parę płyt. Zamierzam też zaśpiewać i zatańczyć. Oj, zwrócę uwagę porucznika Montgomery’ego, to pewne.

– Mam nadzieję, że udźwigniesz rolę. Bo jego matka cię znienawidzi. – Dolly rozchmurzyła się. – Ale mężczyźni lubią kobiety z ikrą. Nie lubią tchórzy. Wiesz, to nawet może podziałać.

– Będzie patrzył na mnie, a nie na tę rudą.

– To pewne. Martwi mnie tylko, w jaki sposób będzie na ciebie patrzył.

Загрузка...