5

Aria siedziała nieruchomo w apartamencie hotelu Waverly. W uszach wciąż dzwonił jej śmiech personelu. Nigdy dotąd nikt się z niej nie śmiał. Nie chciała czegoś takiego więcej przeżyć.

Pociąg był brudny, zatłoczony, a co gorsza jechały nim setki żołnierzy, którzy bez przerwy jej dotykali. Kiedy powiedziała im, że nie wolno tego robić, ryknęli gromkim śmiechem.

Zanim dotarła do Waszyngtonu, była już tak oszołomiona, że pomyliły jej się pieniądze. Tragarz prawie obcałował ją po rękach po otrzymaniu zapłaty, za to taksówkarz był ordynarny i nawrzeszczał na nią z powodu bagażu.

Przy kontuarze recepcji była kolejka, a kiedy kazała ludziom zejść z drogi, zachowali się bardzo nieprzyjemnie. Usłyszała też mnóstwo komentarzy na temat sterty bagażu.

Aria nie miała pojęcia, jak czeka się w kolejce, szybko jednak się nauczyła. Gdy doszła do kontuaru, była już bardzo zmęczona i zniecierpliwiona. Na nieszczęście recepcjonista znajdował się w podobnym stanie. Gdy zażądała apartamentu, roześmiał się jej w twarz, a potem jeszcze bardziej ją zakłopotał, powtarzając to życzenie ludziom w kolejce. Wszyscy zaczęli się z niej śmiać.

Przypomniawszy sobie radę porucznika Montgomery’ego, żeby pomachać zielonym, wcisnęła temu ohydnemu człowieczkowi swoją torebkę. Z nie wyjaśnionej przyczyny to rozbawiło go jeszcze bardziej.

Po nie przespanej nocy Aria i bez tego czuła się fatalnie. Nienawidziła Ameryki i Amerykanów, a poza tym nie była w stanie przypomnieć sobie nawet polowy z tego, co powiedział jej porucznik Montgomery. No i zawodziła ją znajomość angielskiego. Im bardziej była zmęczona i zdezorientowana, tym silniejszy stawał się jej lankoński akcent.

– Amanda Montgomery – zdołała wybąkać.

– Nie rozumiem – powiedział recepcjonista. – Czy pani jest Niemką?

Tłum dookoła nagle zamilkł i wlepił w nią wrogie spojrzenia. Aria powtórzyła nazwisko właśnie w chwili, gdy zza jej pleców wyszedł mężczyzna. Okazał się dyrektorem hotelu, a nazwisko Amandy Montgomery sprawiło cud. Dyrektor zrugał recepcjonistę, strzelił palcami na chłopców hotelowych i po chwili zaprosił Arię do windy. Bardzo gorąco przepraszał za urzędnika i tłumaczył, że podczas wojny nie można znaleźć fachowca.

Gdy Aria wreszcie została sama w pokoju, poczuła się zagubiona. Jak przygotowuje się kąpiel? Dyrektor, pan Catton, powiedział, żeby dzwonić, gdyby czegoś potrzebowała, ale nigdzie nie było sznura od dzwonka.

Rozległo się pukanie do drzwi, a gdy nie odpowiedziała, do pokoju wszedł mężczyzna, toczący na wózku jej bagaż. Umieściwszy walizki w szafie, stanął wyczekująco.

– Jesteś wolny – powiedziała Aria. Mężczyzna prychnął pod nosem i ruszył do drzwi. – Poczekaj! – zawołała, chwytając za torebkę. Z jej doświadczeń wynikało, że zielone banknoty są w stanie skłonić Amerykanów do wszystkiego, a najbardziej ich uszczęśliwia, jeśli na banknotach są zera. Wyciągnęła więc jeden. – Potrzebuję pokojówki. Czy znasz kogoś, kto mógłby mi pomóc w ubieraniu się, przygotowaniu kąpieli i rozpakowaniu rzeczy? Na widok studolarowego banknotu mężczyźnie oczy wyszły z orbit.

– Na jak długo? Moja siostra mogłaby trochę popracować, ale wiecznie czyjąś służącą nie będzie.

Tym razem osłupiała Aria. W jej kraju bycie w służbie wcale nie stanowiło dyshonoru. Jej damy dworu były arystokratkami.

– Na kilka dni – zdołała wybąkać.

– Zadzwonię do niej – odparł mężczyzna i podszedł do czarnego aparatu telefonicznego przy oknie.

Arii zdarzało się dawniej używać telefonu, ale zawsze ktoś wybierał za nią numer. Z zainteresowaniem przyjrzała się mężczyźnie kręcącemu tarczą. Gdy zaczął rozmowę z siostrą, odwrócił się do niej tyłem. Aria przeszła do sypialni.

Kobieta przyjechała dwie godziny później. Była naburmuszona i jasno dała Arii do zrozumienia, że w rzeczywistości nie jest niczyją służącą i tylko ze względu na wojnę zgodziła się komukolwiek usługiwać. Zrobiła to, co Aria jej poleciła, ale bardzo niechętnie.

O czwartej po południu Aria się położyła. Przedtem wzięła kąpiel i umyła włosy oraz zjadła bardzo przeciętny obiad. Zamierzała kilka godzin pospać.

Ledwie zamknęła oczy, zbudził ją głośny dzwonek telefonu. Półprzytomna podniosła słuchawkę.

– Słucham? Mówi jej królewska wysokość.

– Czy ty nigdy nie przestajesz, nawet kiedy śpisz? – spytał znajomy głos.

– Czego pan chce, poruczniku Montgomery? – usiadła wyprostowana w łóżku.

– Bill kazał mi zatelefonować i sprawdzić, czy wszystko u ciebie w porządku.

– Naturalnie, że w porządku.

– Nie miałaś kłopotów z wprowadzeniem się do hotelu?

– Najmniejszych. Wszyscy byli bardzo uprzejmi – skłamała.

– Czy byłaś już u generała Brooksa?

– Pójdę do niego jutro.

– Jutro? A co robiłaś dzisiaj?

Miała ochotę wywrzeszczeć mu do słuchawki, że czekała w kolejce, była wyśmiewana, musiała męczyć się z pokojówką, która okazywała jej jawną nienawiść, i znieść oskarżenie o bycie wrogą siłą.

– Umyłam sobie głowę i spędziłam kilka godzin w gorącej kąpieli.

– No, tak. Powinienem był wiedzieć. Księżniczka przedkłada luksus nad wszystko inne. Zatelefonuję jutro wieczorem dowiedzieć się, co powiedział ci generał.

– Nie rób sobie kłopotu. Jestem pewna, że twój rząd usunie figurantkę.

Milczał przez chwilę.

– Zdaje się, że nie widziałaś gazet. Księżniczka jest podobna do ciebie jak dwie krople wody i wszędzie robi furorę. Amerykanie mogą ją tak polubić, że nie będą chcieli prawdziwej.

Spojrzała wściekle na aparat telefoniczny i trzasnęła słuchawką o widełki.

– Odrażający człowiek! – powiedziała i przeszła do salonu. Gazetę przyniesiono jej razem z obiadem, ale do niej nie zajrzała.

Na drugiej stronie znajdowała się fotografia kobiety bardzo do niej podobnej, uśmiechającej się do dwóch mężczyzn w mundurach i przecinającej szeroką wstęgę. Podpis głosił, że następczyni tronu Lankonii, jej wysokość księżniczka Aria, szerzy pokój w Ameryce. Natychmiast poznała swą kuzynkę Maude.

– Czyżbyś zawsze mi zazdrościła, Cissy? – spytała zdumiona, używając zdrobnienia przyjętego w królewskiej rodzinie.

Przyjrzawszy się dokładniej fotografii, dostrzegła w tle uśmiechniętą lady Emere, ciotkę Cissy. Ciotka Emere wyraźnie sprawowała ochronę nad Cissy, prawdopodobnie utrzymywała na dystans resztę dworu, ale przecież ktoś musiał nabrać podejrzeń.

– Czy nikt nie wie, że to nie ja? – spytała Aria, powstrzymując łzy cisnące się do oczu.

Wróciła do łóżka, ale nie spała dobrze. Ranek przyniósł kolejne problemy. Kobieta najęta na pokojówkę wymówiła Pracę, kiedy Aria wystawiła nogę i czekała na nałożenie jej Pończochy, więc dalszy ciąg ubierania zajął Arii trzy godziny. Była bardzo zadowolona, że ma czarny kapelusz z woalką, który ukrył wynik jej żałosnych wysiłków nad sporządzeniem fryzury.

Po wyjściu z hotelu poważnie straciła na pewności siebie, ale mimo to trzymała głowę wysoko i plecy wyprostowane. Idąc przez hotelowy hol, znowu słyszała ciche gwizdnięcia mężczyzn, lecz zignorowała to zachowanie.

Portier był osobą, którą Aria rozumiała. Powiedziała mu, że chce się widzieć z generałem Brooksem. Mężczyzna zagwizdał i podjechała taksówka; Aria wskazała długiego, czarnego Cadillaca z szoferem opartym o maskę. – Chcę taki samochód. – Portier przeszedł wśród pojazdów i zamienił kilka słów z kierowcą, który skinął głową.

– Zawiezie panią do Pentagonu.

Aria nauczyła się już, że każdy Amerykanin oczekuje pieniędzy za wszystko, co robi. Wręczyła banknot z dwoma zerami portierowi, który odpowiedział ceremonialnym skłonem głowy i otworzył przed nią drzwi limuzyny. Aria rozparła się na tylnym siedzeniu i zamknęła oczy. Pierwszy raz od czasu porwania poczuła się jak w domu.

Po przyjeździe na miejsce kierowca otworzył przed nią drzwiczki samochodu, a potem przytrzymał jej drzwi do wnętrza Pentagonu.

– Już mi zapłacono – powiedział spokojnie, gdy chciała ofiarować mu jeden z nielicznych pozostałych jej banknotów. Uśmiechnęła się do niego, zadowolona, że doświadcza uprzejmości od Amerykanina.

Czas spędzony w samochodzie był jednak tylko ciszą przed burzą. Żadne dotychczasowe doświadczenia nie przygotowały jej do widoku wnętrza Pentagonu podczas wojny. Wszyscy ludzie gonili tam i z powrotem, maszyny coś drukowały, ludzie wykrzykiwali rozkazy, z radia głośno płynęły wiadomości. Zatrzymała się przy jakimś biurku i spytała o generała Brooksa.

– Tam – powiedziała kobieta, w której ustach tkwił ołówek. – Niech pani spyta tam.

Aria przeszła korytarzem i ponownie spytała o generała.

– Nie jestem jego sekretarką – burknął mężczyzna. – Nie wie pani, że jest wojna?

Aria pytała pięć osób i każda odsyłała ją do następnej. Dwa razy ruszała jakimś korytarzem i strażnik zaczynał mierzyć do niej z pistoletu. Ktoś kazał jej przyjść za tydzień. Kto inny kazał jej wrócić po wojnie. Jeszcze kto inny złapał ją za ramię i wyprowadził na parking.

Wygładziła kostium i kapelusz, po czym wróciła do wnętrza. Jeśli Amerykanie nie chcieli usłyszeć prawdy, to należało ich zainteresować czymś zmyślonym. Wyszła na sam środek najbardziej zatłoczonego pomieszczenia i powiedziała normalnym głosem:

– Jestem niemieckim szpiegiem, ale zdradzę moje tajemnice tylko generałowi Brooksowi.

Ludzie jeden po drugim przerywali swojo zajęcia i wlepiali w nią wzrok.

Po sekundzie śmiertelnej ciszy rozpętało się piekło. Otoczyli ją żołnierze z bronią gotową do strzału, którzy wypadali z wszystkich możliwych korytarzy.

– Nie dotykajcie mnie – wykrzyknęła, gdyż mężczyźni wyciągali do niej ręce próbując ją złapać.

– Wiedziałam, że jest Niemką, od pierwszej chwili, jak ją zobaczyłam. – Aria usłyszała głos jakiejś kobiety.

Pociągnięto ją długim korytarzem. Ludzie wytykali głowy z pomieszczeń znajdujących się po drodze, żeby na nią popatrzeć. Aria była zadowolona, że kapelusz zasłonił jej połowę twarzy. Nigdy więcej nie wyjadę z Lankonii, przysięgła sobie w duchu. Minęły wieki, nim żołnierze posadzili ją w końcu na krześle.

– No, to popatrzmy na nią – powiedział ktoś bardzo rozeźlony.

Aria uniosła głowę i zsunęła kapelusz na tył głowy. Ujrzała generała Brooksa.

– Jak to miło znowu pana zobaczyć, generale – odezwała się, jakby spotkali się na uroczystym przyjęciu, i wyciągnęła do niego rękę.

Generał Brooks wytrzeszczył oczy.

– Wszyscy wyjść! – nakazał żołnierzom stłoczonym w pokoju.

– Ona może być niebezpieczna – powiedział mężczyzna celujący do Arii z paskudnego czarnego pistoletu.

– Jakoś sobie z nią poradzę – odrzekł sarkastycznie generał. Gdy zostali sami, zwrócił się do Arii. – Witam waszą wysokość. – Ujął jej dłoń, leciutko dotykając palców. – Ostatnio, jak słyszałem, wasza wysokość była w Wirginii.

– Nie ja, tylko ktoś bardzo do mnie podobny.

Generał przyglądał jej się długą chwilę.

– Każę podać herbatę i porozmawiamy.

Aria zjadła wszystko, co było na tacy, potem przyniesiono lunch, a generał wciąż zadawał jej pytania. Kazał jej opisać ich spotkanie w Lankonii z dokładnością niemal co do minuty. Chciał wiedzieć absolutnie wszystko, co mogłoby dać mu pewność, że ma do czynienia z prawdziwą lankońską księżniczką.

O drugiej generał zaprowadził ją do saloniku, w którym mogła trochę odpocząć. O wpół do czwartej wprowadzono ją do sali, gdzie czekało już czterech generałów oraz dwóch ludzi w cywilnych ubraniach. Musiała opowiedzieć jeszcze raz wszystko do początku.

Przez cały ten czas nie okazywała zniecierpliwienia, złości, zmęczenia. Rozumiała powagę sytuacji. Gdyby ci ludzie jej nie uwierzyli i w związku z tym odmówili pomocy w powrocie do ojczyzny, straciłaby wszystko. Tożsamość, lud, który kochała, i swoje poczucie przynależności do narodu. A Lankonia miałaby fałszywą królową, kobietę zżeraną zazdrością, która na pewno chciała czegoś innego niż dobro Lankonii.

Aria usiadła wyprostowana i odpowiedziała na pytania. A potem znowu i znowu.

O dziesiątej wieczorem odesłano ją pod strażą do hotelu. Kobieta w mundurze przygotowała dla niej kąpiel i, z czego Aria świetnie zdawała sobie sprawę, zabrała się do przeszukiwania jej nowych rzeczy. Aria siedziała więc w wannie, póki skóra nie zaczęła jej się marszczyć, żeby dać kobiecie jak najwięcej czasu. O północy mogła wreszcie położyć się do łóżka.


Wielką salę w Pentagonie wypełniał niebieskawy dym z cygar i papierosów. Na mahoniowym stole stały liczne opróżnione szklanki, popielniczki z niedopałkami i okruchy po posiłku, złożonym z wyschniętych kanapek. Najsilniej wyczuwało się w powietrzu mieszaninę potu i złości.

– Nie podoba mi się to! – krzyknął generał Lyons, przesuwając wargami niedopałek cygara z jednego kącika ust do drugiego.

– Myślę, że mamy aż nadto dowodów, że ona mówi prawdę – powiedział z przekonaniem członek Kongresu Smith. Jako jedyny z sześciu mężczyzn wyglądał jeszcze dość świeżo, lecz mimo to miał już ciemne półkola pod oczami. – Widzieliście bliznę na jej lewej ręce? Mamy w aktach informację, że w wieku dwunastu lat spadla z konia na polowaniu.

– Ale kto wie, która z księżniczek jest lepsza dla Stanów Zjednoczonych? – Generał O’Connor włączył się do rozmowy. – Lankonia nie ma dla nas szczególnie wielkiego znaczenia oprócz tego, że akurat w tej chwili potrzebujemy wanadu. Jeśli fałszywa księżniczka zechce dać nam wanad, to nie sądzę, żebyśmy mieli powód mieszać się do tej historii.

– Lankonia leży niedaleko Niemiec i Rosji. Rosja jest naszym sojusznikiem, ale również krajem komunistycznym. Po wojnie…

– Kto wie, co będzie z Lankonia po wojnie? Załóżmy, że przywrócimy księżniczkę do władzy. Czy nie mamy informacji, że ona jest spokrewniona z jakimiś niemieckimi arystokratami, w których żyłach płynie królewska krew? A jeśli za któregoś z nich wyjdzie za mąż?

Sześciu mężczyzn zaczęło mówić jeden przez drugiego.

Generał Brooks rąbnął pięścią w stół.

– Stanowczo uważam, że potrzebujemy jej na tronie. Słyszeliście, że obiecała nam wanad, jeśli pomożemy jej odzyskać władzę. A już na pewno nam go da, jeśli wyjdzie za mąż za Amerykanina.

– Za Amerykanina? – Członek Kongresu Smith aż jęknął. – Te osobniki z błękitną krwią zawierają małżeństwa wyłącznie między sobą. A my w tym kraju znieśliśmy monarchię. Gdzie my znajdziemy amerykańskiego księcia?

– Ta dziewczyneczka dla swojego kraju zrobi wszystko – powiedział generał Brooks. – Wspomnijcie moje słowa, panowie. Jeśli obiecamy jej pomoc pod warunkiem, że wyjdzie za mąż za Amerykanina i potem osadzi go na tronie, to wierzcie mi, że się zgodzi.

– Czy nie mamy przypadkiem informacji, że ona już jest zaręczona?

– Poznałem tego narzeczonego – odparł generał Brooks. – Nadęty karzeł, który mógłby być jej ojcem. Chce naszej księżniczki tylko dla pieniędzy.

– Naszej?! – parsknął generał Lyons.

– Będzie nasza, jeśli pomożemy jej i ulokujemy obok niej Amerykanina. Pomyślcie o wysuniętej placówce wojskowej w pobliżu Niemiec i Rosji.

Przez chwilę obecni rozważali tę myśl.

– Wobec tego kogo wybieramy na króla? – spytał członek Kongresu Smith.

– Kogoś, kogo możemy obdarzyć zaufaniem. Kogoś, kto wierzy w Stany Zjednoczone. Na pewno nie żadnego demokratę.

– Musi mieć dobre drzewo genealogiczne – powiedział generał Brooks. – Nie możemy wymagać od księżniczki, żeby wyszła za mąż za gangstera albo imbecyla. Osadzimy na tronie kwiat Ameryki.

Generał Attenburgh ziewnął.

– Wnoszę o przerwanie narady do czasu przedstawienia kandydatów w dniu jutrzejszym. – Mężczyźni ochoczo wyrazili poparcie dla tej propozycji.

Następnego ranka sześciu mężczyzn o zaspanych oczach zeszło się na kolejną naradę. Czterech z nich, nie zdradzając konkretów, przetestowało żony, kto z Amerykanów nadawałby się na króla. Bez kłopotu zwyciężył Clark Gable, a zaraz za nim uplasował się Cary Grant. Głosy dostał także Robert Taylor.

Po czterech godzinach kłótni wybrano sześciu ludzi. Byli wśród nich dwaj młodzi członkowie Kongresu, jeden nieco starszy biznesmen oraz synowie trzech starych amerykańskich rodzin, których przodkowie przypłynęli do Ameryki na statku „Mayflower”.

Te sześć nazwisk przedstawiono specjalnej komisji, polecając pilne załatwienie sprawy. Członkowie komisji mieli przeprowadzić dogłębny wywiad o każdym z osobna, przy czym wyraźnie dano im do zrozumienia, żeby szukać wszelkich możliwych brudów. Jeśli wybraniec miał zostać królem, należało przygotować się na ewentualne przykre niespodzianki już teraz.

– I sprawdźcie przy okazji tego Montgomery’ego – dodał w ostatniej chwili członek Kongresu Smith. – Zobaczymy, czy można mu ufać, że będzie w tej sprawie milczał.


Przez trzy dni Arię trzymano w hotelu jak więźnia. Dwaj uzbrojeni mężczyźni stali na warcie przed drzwiami jej apartamentu dwadzieścia cztery godziny na dobę, a wzmocnienie czekało na ulicy, pod jej oknami. Rankiem drugiego dnia dzięki uprzejmości generała Brooksa Arii dostarczono grubą pakę amerykańskich magazynów.

Usiadła więc i pierwszy raz posmakowała prawdziwej Ameryki. Uznała, że Amerykanie są nacją dość płochą, zainteresowaną przede wszystkim gwiazdami filmowymi i piosenkarzami z klubów nocnych. Z jednego numeru „Life” wycięto kilka stron. Spis treści wskazywał, że znajdował się tam artykuł o następczyni tronu Lankonii.

O szóstej rano czwartego dnia trzy kobiety w mundurach zameldowały się w apartamencie, żeby pomóc Arii się ubrać. Były nieskazitelnie profesjonalne i bardzo chłodne, robiły bez sarkania wszystko, co poleciła im Aria.

O ósmej Aria znalazła się znowu w Pentagonie. Posadzono ją przy końcu długiego stołu, z tymi samymi sześcioma mężczyznami co poprzednio. Wyjaśnili jej, że ma wyjść za mąż za Amerykanina i koronować go na króla.

Ogarnęło ją przerażenie, ale nic po sobie nie pokazała. Ci Amerykanie wyobrażali sobie, że mogą jej postawić wszelkie żądania. Cierpliwie próbowała im wytłumaczyć, dlaczego nie może wziąć ślubu z Amerykaninem.

– Mój mąż będzie księciem małżonkiem, a żaden Amerykanin nie ma królestwa, które mógłby połączyć z moim.

– Jest „królestwo” Ameryki – powiedział z sarkazmem jeden z mężczyzn.

– To niemożliwe – upierała się Aria, powoli tracąc cierpliwość. – Jestem już zaręczona. Mojemu narodowi nie spodobałoby się zerwanie zaręczyn, podobnie jak mojemu dziadkowi, który jest królem. – Była pewna, że tym argumentem załatwiła sprawę, ale się myliła. Członek Kongresu Smith zaczął jej tłumaczyć całkowicie niedorzeczny plan.

– Jeśli pomożemy pani wrócić na miejsce fałszywej następczyni tronu, nie dowiedziawszy się uprzednio, kto za tym wszystkim stoi, pani życie może znowu być zagrożone. Popełni pani jeden błąd i trup w kaloszach.

– W kaloszach?

– Niech będzie w koronie. Musimy odkryć, kto próbował Panią zabić i kto nie chce, żeby Stany Zjednoczone miały wanad. To na pewno jest ktoś z pani najbliższego otoczenia.

Aria nie odpowiedziała, wiedziała jednak, że ten człowiek ma rację. Próbowała zapanować nad sobą, ale czuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Nie było sensu mówić im, że fałszywą królową jest jej kuzynka, dobrze bowiem wiedziała, że nie Cissy to wszystko wymyśliła. Cissy była nerwową, strachliwą mimozą, więc jeśli odgrywała rolę następczyni tronu, to dlatego, że ktoś jej podpowiadał, co i jak ma robić.

– Sytuacja jest dla nas dość korzystna – powiedział potężny, siwowłosy mężczyzna z piersią obwieszoną orderami. – Przede wszystkim tamci nie mają pojęcia, że pani żyje, więc nie będą pani szukać.

– Stąd plan, który pani proponujemy – podjął drugi. – Pozwolimy fałszywej następczyni tronu dokończyć wizytę i wrócić do Lankonii, i tam ją zdejmiemy. W tym samym czasie pani pojawi się w Lankonii. Wyobrażamy sobie, że ktoś zaproponuje pani zajęcie miejsca fałszywej księżniczki.

– W ten sposób dowiemy się, kto podstawił inną osobę na pani miejsce – powiedział członek Kongresu Smith.

Generał Brooks odchrząknął.

– Jedyny haczyk polega na tym, że wasza wysokość musi być Amerykanką z amerykańskim mężem.

Aria nie była pewna, czy dobrze zrozumiała. Jak na jej gust mężczyźni za bardzo się śpieszyli.

– Przecież nie jestem Amerykanką. Skąd miałoby ludziom przyjść do głowy, że nią jestem?

– Nauczymy waszą wysokość bycia Amerykanką.

– Ale po co? – żachnęła się. Nagle poczuła, że pragnie tylko wrócić do domu. Miała dość dziwnego jedzenia, dziwnych obyczajów, używania języka, przy którym musiała zastanawiać się nad każdym słowem. Dość miała ludzi zachowujących się tak, jakby była szpiegiem, i pokojówek, które ją przeklinały, gdy chciała, żeby włożyły jej pończochy. Zmęczyło ją borykanie się z kłopotami i ludźmi, których nie rozumiała. Za wszelką cenę chciała wrócić do domu.

Generał Brooks ujął ją za rękę i uścisnął jej dłoń. Nie cofnęła ręki.

– Jeśli usuniemy fałszywą księżniczkę, a potem zjawi się wasza wysokość i będzie mówić tak, jak mówi, chodzić tak, jak chodzi, jeść ciastka nożem i widelcem, to ludzie, którzy próbowali dokonać zamachu, spróbują znowu. I tym razem może im się udać. My chcemy stworzyć zapotrzebowanie na kobietę, która będzie podobna do waszej wysokości, a potem podsunąć waszą wysokość Lankończykom jako Amerykankę. Lankończycy zapewne będą chcieli wyćwiczyć waszą wysokość do odegrania roli księżniczki.

– Wyćwiczyć mnie do odegrania roli księżniczki? – Absurdalność tego pomysłu wywołała u niej nowy atak nostalgii.

Generał Brooks uśmiechnął się do niej, lecz pozostali mężczyźni patrzyli na nią z bardzo poważnymi minami. Aria uznała, że lepiej dla niej będzie, jeśli postara się zrozumieć ten plan.

– Mam się nauczyć być Amerykanką, a potem księżniczką?

– Czy będzie pani umiała? – spytał członek Kongresu Smith.

Spojrzała na niego z góry.

– Myślę, że w roli księżniczki sprawdzę się dobrze. – Wszyscy obecni z wyjątkiem członka Kongresu Smitha wybuchnęli śmiechem. – Ale do tego nie potrzebuję Amerykanina za męża. – Miała nadzieję, że przystaniem na część planu skłoni ich do rezygnacji z jego bardziej księżycowej części.

Generał Lyons oparł się o stół.

– Prawdę mówiąc, jesteśmy gotowi nadstawić karku tylko w przypadku, jeśli pani wprowadzi na tron Amerykanina. Jeśli nie, może pani stąd wyjść, a my zapomnimy, że kiedykolwiek o pani słyszeliśmy.

Zamyśliła się nad odpowiedzią. Chyba nie mogli mówić Poważnie.

– Przecież zgodziłam się sprzedać wam wanad.

Członek Kongresu Smith spojrzał na nią chłodno:

– W istocie rzeczy chcemy czegoś więcej. Wanad jest nam Potrzebny teraz, podczas wojny. Po wojnie chcemy mieć w Lankonii bazy wojskowe. Chcemy mieć posterunek, z którego będziemy mogli dokładnie obserwować Niemców i Rosjan.

– Jeśli wygracie tę wojnę – powiedziała Aria, nie udało jej się jednak całkiem ukryć gniewu. – Jeśli wygrają Niemcy, to Lankonia, w której Amerykanin jest księciem małżonkiem, będzie traktowana jak wróg. – Musiała zapewnić bezpieczeństwo swojemu krajowi.

– Nie przegramy, a on ma zostać koronowany na króla – uciął członek Kongresu Smith tonem nie podlegającym dyskusji.

– Nie mogę… – zaczęła Aria, ale zamknęła usta. Domagali się od niej tak wiele. Żądali ustępstw dyplomatycznych i wojskowych, i poświęceń osobistych. Spojrzała na swoje dłonie. Tylko co jej zostanie, jeśli się nie zgodzi? Stany Zjednoczone są najdziwniejszym miejscem na świecie, więc musieć zostać tu na zawsze…

Podniosła głowę i stwierdziła, że mężczyźni wpatrują się w nią z napięciem. Drzwi się otworzyły, weszła kobieta w mundurze i szepnęła coś generałowi Brooksowi. Generał skinął głową na pozostałych mężczyzn.

– Musimy waszą wysokość na chwilę zostawić. Proszę sobie odpocząć. Każę komuś odprowadzić waszą wysokość.

Wyszli. Amerykańskie maniery nadal przejmowały ją zgrozą, ale przynajmniej miała czas pomyśleć. Przeszła do poczekalni za uzbrojonym strażnikiem.


Sześciu mężczyzn weszło do sali, w której siedziało czternaście wykończonych osób z zapuchniętymi oczami, odbywających służbę w Departamencie Obrony. Nikt z nich nie spał przez ostatnie trzy doby, nieustannie zbierali bowiem informacje o kandydatach na męża księżniczki Arii. Dano im do dyspozycji transport wojskowy, żeby mogli przeprowadzić szczegółowy wywiad w rodzinnych miastach kandydatów. Jedna kobieta kazała sobie zrobić przez ten czas trzy trwale w trzech różnych miastach, wiedziała bowiem, że najlepszym miejscem do zbierania plotek jest salon fryzjerski. Czternastka wywiadowców była już w stanie tylko siedzieć z tępo wytrzeszczonymi oczami.

Po wejściu sześciu decydentów wszyscy ciężko wstali i zasalutowali. Porucznik wystąpił, trzymając w dłoni papiery.

– Czego się dowiedzieliście? – spytał zniecierpliwionym głosem członek Kongresu Smith.

– Obawiam się, że nic dobrego. Charles Thomas Walden… – zaczął czytać porucznik. Opowiedział o wspaniałym drzewie genealogicznym młodego człowieka.

– Brzmi nieźle – stwierdził generał Brooks. – Co u niego szwankuje?

– Jest homoseksualistą, panie generale.

– Następny – burknął generał.

Następny, biznesmen, miał za sobą małżeństwo z kobietą nie najlepszego prowadzenia, zawarte w wieku szesnastu lat. Teraz płacił jej olbrzymie sumy, żeby nie mieszała się do jego życia. Rozwodu nie mieli.

Przyszła kolej na nałogowego hazardzistę, potem na człowieka, którego rodzina bogaciła się podczas wojny, zbijając majątek na czarnym rynku. Jeden z młodych członków Kongresu chętnie zmieniał zdanie za pieniądze.

– A ten ostatni? – spytał zmęczony generał Brooks.

– Dziadkowie są Niemcami. Nie możemy być pewni jego lojalności.

– Co teraz? – spytał generał Lyons.

– Czas nas goni. Fałszywa księżniczka wróci do Lankonii za dwa tygodnie. Po powrocie zdecyduje o sprzedaży wanadu. Jeśli wybierze Niemcy, będziemy musieli zagrozić Lankonii wojną i koncepcję wysuniętej placówki diabli wezmą.

– Mam brata – powiedziała jedna z kobiet w mundurze, ale nikt się nie roześmiał.

Po chwili ciszy wstał młody podporucznik.

– Panie generale, mam tu raport, który może pana zainteresować. Dotyczy porucznika Montgomery’ego, tego, który uratował księżniczce życie.

– Nie mamy czasu… – zaczął członek Kongresu Smith.

– Niech pan czyta, poruczniku – warknął generał Brooks.

– Jarl Tynan Montgomery wychował się w małym miasteczku na Wschodnim Wybrzeżu, w stanie Maine. To miasteczko praktycznie należy do jego rodziny, która jest posiadaczem stoczni Warbrooke Shipping.

Podporucznik urwał, ponieważ nagle wszyscy zwrócili na niego uwagę. Stocznia Warbrooke Shipping była olbrzymia, a po wybuchu wojny jako pierwsza przestawiła się na produkcję okrętów wojennych. Marynarka Stanów Zjednoczonych wiele jej zawdzięczała.

– Jego rodzina przypłynęła do Stanów Zjednoczonych za panowania Elżbiety Pierwszej. Kilku przodków witało tu purytanów z „Mayflower”. Motto rodziny brzmi: „Nigdy nie sprzedawaj ziemi”. Trzymają się go ściśle. Wciąż są posiadaczami gruntu w Anglii, który należał do ich trzynastowiecznego przodka Ranulfa z Warbrooke. Już w osiemnastowiecznych Stanach Zjednoczonych uważano ich za bogaczy według wszelkich kryteriów, ale właśnie wtedy jeden z Montgomerych ożenił się z kobietą nazwiskiem Taggert. Ci dwoje stali się w końcu posiadaczami niemal polowy stanu Maine. W początkach dziewiętnastego wieku kilku Taggertów wyniosło się ze Wschodniego Wybrzeża w poszukiwaniu szczęścia i pieniędzy. Na ogół wszystko tracili, ale w osiemdziesiątych latach ubiegłego wieku niejaki Kane Taggert znów zbił niesamowity majątek. Na przełomie wieków ciotka porucznika Montgomery’ego, o którym mowa, przeniosła się do Kolorado i wyszła za mąż za syna Kane’a Taggerta. Obecnie żyją w marmurowym dworze i są właścicielami przedsiębiorstwa Fenton – Taggert Steel.

Również ta firma była głęboko zaangażowana w produkcję dla potrzeb przemysłu wojennego.

Podporucznik wziął oddech.

– Porucznik Montgomery jest też spokrewniony z Tynanem Millsem ze stanu Waszyngton. Niezależnie od pieniędzy, w które rodzina Montgomerych opływa, porucznik ma wśród przodków rosyjską wielką księżną, księżną francuską i kilku angielskich hrabiów, a także kilku rewolwerowców. Jego przodkowie walczyli i dostawali odznaczenia we wszystkich możliwych wojnach, w których brały udział Stany Zjednoczone. Nawet kobiety z tej rodziny mają na swoim koncie odznaczenia.

Co do samego porucznika, to nie byłem w stanie dokopać się do żadnego skandalu w jego życiu. Już jako dziecko pracował wraz z trzema braćmi w stoczni ojca. Jest samotnikiem, wolny czas spędza przede wszystkim na pływaniu łodzią. Miał dobre oceny w szkole, przez trzy lata był kapitanem osady wioślarskiej. W armii od początku po Pearl Harbor, podobnie jak jego bracia. Po okresie szkolenia wysłany do Włoch. W półtora roku później sprowadzony z powrotem do Stanów. Dostał zadanie objęcia stoczni w Key West i zorganizowania tam przebudowy cywilnych statków do celów wojskowych. W dwa miesiące potem zbyt nisko lecący hydroplan zawadził o magazyn amunicji i stanął w płomieniach. Zginęło jedenastu ludzi, ale porucznik Montgomery zdążył ugasić ogień, zanim amunicja wyleciała w powietrze. Doznał ciężkich poparzeń, spędził kilka tygodni w szpitalu. Gdy uratował księżniczkę, spędzał właśnie urlop na nie zamieszkanej wyspie.

Podporucznik odłożył papiery.

– Wniosek, panowie, jest następujący. Ten Montgomery ma najbardziej błękitną krew, jaką można znaleźć w Stanach Zjednoczonych.


Wykluczone! – oburzyła się Aria. – W żadnym wypadku nie wyjdę za mąż za tego prymitywnego, ordynarnego człowieka. Wolę żebrać na ulicy, niż zgodzić się na to małżeństwo. – Pierwszy raz w życiu nawet nie starała się ukryć swoich uczuć. Pokazała wszystkim swą niechęć, zgrozę, odrazę. Ci Amerykanie byli umysłowo chorzy!

Członek Kongresu Smith spojrzał na nią z pogardą.

– Gdyby chodziło tylko o panią, nie byłoby sprawy. Przykro mi myśleć, co ta fałszywa księżniczka i jej doradcy zrobią z pani krajem. Mam nadzieję, że przynajmniej nie zabiją pani dziadka. – Zamknął aktówkę. – Miło mi było panią poznać, księżniczko. Życzę pani wszystkiego najlepszego, cokolwiek się stanie.

Przez głowę Arii przemknęło wyobrażenie Cissy na tronie, spełniającej życzenia jakiegoś człowieka, mordercy. Lankonia już raz brała udział w wojnie. Czyżby ten morderca chciał wmieszać Lankonię i w tę wojnę, która siała spustoszenie na całym świecie? Niektórzy Lankończycy, zwykle starsi ludzie, nie mający dzieci w wieku poborowym, twierdzili, że przystąpienie Lankonii do wojny bardzo ożywiłoby gospodarkę kraju.

Potem Aria wyobraziła sobie, jak mieszka w amerykańskim hotelu i czyta o bombardowaniu jakiejś części Lankonii. Byłaby winna śmierci wielu ludzi. Żeby ocalić setki, może tysiące swoich rodaków, musi zgodzić się na małżeństwo z tym odrażającym człowiekiem.

– Proszę poczekać! – zawołała do członka Kongresu Smitha.

Stanął przy drzwiach, ale się nie odwrócił.

– Zrobię… zrobię to, czego chcecie – wyszeptała. Siedziała sztywno wyprostowana. Czuła, że jeśli pozwoli sobie na najmniejsze rozluźnienie, zaleje się łzami.

– Już posłano po porucznika Montgomery’ego – powiedział członek Kongresu Smith, uśmiechnął się ironicznie, po czym opuścił salę.

– Sukinsyn – mruknęła kobieta w mundurze za plecami Arii i wzięła ją za ramię. – Słoneczko, musisz się porządnie wypłakać. Chodź ze mną. Wezmę cię do gabinetu generała Gilchirsta. Akurat go nie ma, więc będziesz tam miała spokój. Czy ten Montgomery naprawdę jest takim osłem?

Aria pozwoliła poprowadzić się korytarzem. Gula w gardle nie pozwalała jej mówić. Zdołała tylko skinąć głową.

– Dajcie spokój! – oświadczyła kobieta w mundurze. – Cieszę się, że jestem Amerykanką. Amerykanom nikt nie mówi, co mają robić. Mogę wybrać sobie takiego męża, jakiego chcę. – Otworzyła drzwi. – No, tutaj możesz sobie posiedzieć. Zgaś światło, nikt cię tu nie znajdzie. Przyjdę po ciebie o piątej. Do tej pory nie będę miała pojęcia, gdzie się podziałaś. – Mrugnęła do Arii i zamknęła za sobą drzwi.

Aria usiadła na niewielkiej skórzanej sofie i kurczowo splotła dłonie. Bata się, że jeśli zacznie płakać, to już nigdy nie przestanie. Przywołała przed oczy obraz Lankonii nękanej wojną, a potem pomyślała, że swym altruistycznym, szlachetnym postępkiem ratuje kraj przed tą katastrofą. Niestety, pamiętała również rugającego ją porucznika Montgomery’ego, jego obcesowość, jego bezceremonialność, gdy ciągnął ją za sobą i wrzucał do lodzi. Jak można wychować takiego mężczyznę na księcia małżonka?

Im dłużej o tym myślała, tym ciężej jej było na duszy. Mój Boże, żeby chociaż dziadek zrozumiał, że musiała tak postąpić.

Загрузка...