9

Christine świadomie nie dopuszczała do siebie głosu rozsądku. To była czarowna noc. Ostatnia. Jutro jej życie znów zacznie się toczyć zwykłym, raczej monotonnym trybem. Nie lubiła księcia Bewcastle'a i wszystkiego, co sobą reprezentował. Obraził ją arogancką sugestią, że pieniądze, klejnoty i własny powóz wydadzą się jej bardziej kuszące niż szlachetne ubóstwo i życie, jakie dotąd wiodła. Był ucieleśnieniem wszystkiego, czego nie cierpiała w mężczyznach.

Tak mówił rozsądek. Nie chciała słuchać jego oschłego, ponurego głosu.

Czuła do księcia niezaprzeczalny pociąg, najwyraźniej odwzajemniony. Miała niemal pewność, że dla obojga to wszystko działo się wbrew ich woli. Ale przecież było coś między nimi. Został im tylko dzisiejszy wieczór, by przekonać się, co to jest, zanim jutro ich drogi rozejdą się na zawsze.

Nie miała złudzeń, do czego to zmierza. Nie szli nad jezioro, by patrzeć na księżyc i kilka razy niewinnie się pocałować.

„Pragnę cię”.

„Tak”.

Mocno trzymał ją za rękę. W tym uścisku nie było cienia czułości ani romantyzmu. Ale to jej nie przeszkadzało. Łączyło ich przecież tylko zmysłowe pożądanie i obietnica czegoś więcej, gdy dotrą nad jezioro.

Nie miała pojęcia, dlaczego się na to zgodziła. Nie miała pojęcia. Rozwiązłość ani swoboda obyczajów nie leżała w jej naturze. Przed ślubem wymienili z Oscarem zaledwie kilka pocałunków, a w trakcie małżeństwa – mimo oskarżeń, które pojawiły się pod koniec – nigdy nawet nie pomyślała, by zdradzić męża. Przez ostatnie dwa lata prowadziła cnotliwe życie wdowy i nie czuła pokusy, aby zejść z tej drogi, choć w okolicy było dość dżentelmenów, którzy chętnie wdaliby się z nią w romans albo nawet starali o nią ze szlachetnych pobudek.

A teraz szła z księciem Bewcastle'em nad jezioro. Powiedział, że jej pragnie, a ona jednym słowem potwierdziła, że czuje do niego to samo.

Nawet nie próbowała tego pojąć. Odsunęła od siebie wszelkie myśli.

Muzyka i gwar głosów za nimi stopniowo ucichły. Szli w ciszy, przerywanej tylko od czasu do czasu pohukiwaniem sowy, szumem liści nad głową i szelestem jakichś zwierząt w zaroślach. Po upalnym dniu nastała ciepła noc.

Nad jeziorem było jasno niemal jak w dzień. Blask księżyca lśnił na wodzie szeroką srebrzystą smugą.

Wspaniała romantyczna sceneria. Ich jednak nie połączyło romantyczne uczucie. Ciągle trzymając ją za rękę, książę skręcił ku porośniętemu trawą brzegowi. Miejsce było niewidoczne ze ścieżki wiodącej do domu. Wybrał je pewnie na wypadek – choć raczej mało prawdopodobny – gdyby jeszcze komuś przyszło do głowy wybrać się tu na spacer.

Nie od razu puścił jej dłoń. Odwrócił się do niej i ustami odnalazł jej wargi.

Teraz już nic ich nie powstrzymywało. Byli z dala od sali balowej, nikt nie mógł ich zobaczyć ani usłyszeć. Nie musieli niczego udawać. Powiedział, że jej pragnie, a ona odpowiedziała: tak.

Gdy wreszcie uwolnił jej dłoń, zarzuciła mu ręce na szyję. Objął ją i przyciągnął do siebie. Rozchylił jej wargi pocałunkiem i wsunął jej język do ust. Gwałtowne pożądanie przeszyło jej piersi i brzuch i spłynęło niżej między uda. Gdyby nie jego ręce podtrzymujące ją w talii, chyba upadłaby z uniesienia. Przylgnęła do niego całym ciałem. Położył dłonie na jej pośladkach i przycisnął ją mocno. Nie miała wątpliwości, że pragnie jej równie gorąco, jak ona jego.

Rozluźnił uścisk, ale nie oderwał od niej ust. Zdjął frak, odsunął się, odwrócił i rozłożył go na trawie.

– Połóż się – powiedział.

Uświadomiła sobie, że to pierwsze słowa, które wypowiedział od chwili, gdy zaproponował przechadzkę nad jezioro. Wyniosły ton jego głosu przypomniał jej, z kim się tu znalazła. Ale to tylko podsyciło jej podniecenie.

Położyła się z głową i ramionami na jego fraku, a on opadł na trawę obok niej. Dotknął jej kostek i przesunął palcami wzdłuż nóg, unosząc spódnicę sukni. Zdjął jej bieliznę i rozpiął guziki przy rozporku pantalonów. Jedną rękę włożył jej pod głowę, a drugą ujął jej podbródek. Pochylił się nad nią i znów zamknął usta namiętnym pocałunkiem.

Christine delektowała się gwałtowną zmysłowością tego, co się działo. Spodziewała się, że on wejdzie w nią niemal natychmiast i wkrótce wszystko się skończy. Cieszyła się każdą chwilą. Była tak strasznie spragniona. Nie tylko przez ostatnie dwa lata. Miała wrażenie, że od zawsze.

Od zawsze.

Przesunął usta niżej, znacząc gorący szlak w dół jej podbródka i szyi aż do piersi. Zaczepił kciukiem głęboko wycięty dekolt jej sukni i pociągnął w dół, uwalniając pierś. Otoczył ją ustami i zaczął ssać, drażniąc językiem sutek. Głaskał dłonią wnętrze jej ud, a potem dotknął ją w najintymniejszym miejscu. Zaczął je pieścić, aż odrzuciła głowę do tyłu i zaciskając mu palce we włosach, pomyślała, że zaraz oszaleje z rozkoszy.

Wsunął się między jej uda i rozłożył je szeroko na trawie. Podłożył dłonie pod jej pośladki. Bała się, że jest już zbyt wrażliwa i nabrzmiała i akt ostatecznego połączenia przyniesie jej tylko ból. Gdy poczuła jego nieustępliwą twardość na progu swego ciała, niemal zaczęła błagać, żeby się zatrzymał.

– Proszę – wyszeptała gardłowym głosem, który nawet w jej uszach zabrzmiał obco. – Proszę.

Wszedł w nią, długi i twardy. Była tak wilgotna i gotowa, że poczuła tylko zmysłową rozkosz, napiętą do granic bólu, który lada moment mógł rozerwać ją na strzępy.

Rozkosz, jakiej nigdy nie doznała.

O jakiej nawet nie śniła.

Wspięła się na jej szczyt, gdy tylko zaczął poruszać się w jej wnętrzu długimi, mocnymi pchnięciami. Zadygotała w ekstazie. Potem leżała zachwycona i rozluźniona, podczas gdy on poruszał się nad nią sekundy czy minuty, nie wiedziała jak długo. Wsłuchiwała się w wilgotny rytm ich zespolenia, czując w sobie każde jego pchnięcie. Wkrótce na nowo ogarnęła ją namiętna gorączka i bolesne napięcie. Osiągnęła szczyt po raz drugi na chwilę przed nim. Znieruchomiał w niej nagle, wsunął się bardzo głęboko i westchnął. Poczuła w sobie gorący strumień jego spełnienia.

Na kilka chwil opadł na nią całym ciężarem. Potem przetoczył się na bok, usiadł i wstał. Stojąc plecami do niej, poprawił ubranie, odszedł parę metrów i zatrzymał się na brzegu jeziora, zapatrzony w wodę. Wysoki, pięknie zbudowany mężczyzna w ciemnych pantalonach, haftowanej kamizelce i białej koszuli z koronką przy szyi i mankietach.

Książę Bewcastle.

Christine usiadła i doprowadziła swój strój do porządku. Potem podciągnęła kolana pod brodę i objęła je rękami. Uświadomiła sobie, że nogi lekko jej drżą. Piersi miała wrażliwe, wnętrze ciała jeszcze rozpalone. Czuła się po prostu cudownie.

Przeżyła objawienie.

Kochała Oscara, najbardziej przez kilka pierwszych lat. Ale później też nie przestała go kochać. Ich współżycie nigdy nie budziło w niej odrazy. W końcu to zupełnie naturalna rzecz między mężem i żoną. Jeśli czasem czuła rozczarowanie, pocieszała się rozsądnie, że rzeczywistość nigdy nie dorównuje marzeniom.

Teraz zrozumiała, że rzeczywistość może nie tylko dorównać marzeniom, lecz nawet je przerosnąć.

Równocześnie zdawała sobie sprawę, że w tym akcie cielesnym nie było nawet odrobiny romantyzmu czy miłości i żadnej nadziei na przyszłość. Połączyła ich czysta namiętność.

A jednak sprawiła jej rozkosz.

Podobno tylko mężczyźni przeżywają to czysto fizycznie, dla kobiet zaś jest to przede wszystkim doświadczenie uczuciowe. A przecież w tej chwili ona nic do księcia nie czuła. Nic, nawet niechęci. A już na pewno nie wyobrażała sobie, że jest w nim zakochana. O nie.

To szokujące!

Oczywiście czuła pewien niepokój. Wiedziała, że nie ucieknie przed poczuciem winy, gdy znów zostanie sama z własnym życiem i myślami.

Odwrócił się i spojrzał na nią. Tak przynajmniej przypuszczała, bo księżyc miał za plecami, więc nie widziała jego twarzy. Milczał jakiś czas.

– Pani Derrick – odezwał się wreszcie. – Chyba zgodzi się pani ze mną, że powinna rozważyć…

– Nie – przerwała mu w pół zdania. – Nie zgadzam się i nie rozważę ponownie. To, co się tu wydarzyło, to nie początek, tylko koniec. Z jakiegoś powodu, niezrozumiałego dla nas obojga, coś nas do siebie pociągnęło. Ulegliśmy temu pragnieniu i zaspokoiliśmy je. Teraz możemy się pożegnać, ruszyć jutro każde w swoją stronę i zapomnieć o sobie nawzajem.

Już gdy mówiła te słowa, miała świadomość, że wygaduje kompletne bzdury.

– Doprawdy? – spytał cicho.

– Nie zostanę pańską kochanką – rzuciła. – Zrobiłam to dla siebie, dla własnej przyjemności. To było naprawdę rozkoszne. Zaspokoiłam swoją ciekawość i na tym koniec.

Mocniej objęła kolana. Odwrócił twarz nieco w lewo, tak że widziała jego profil, dumny, arystokratyczny i piękny. Nawet teraz, już po fakcie, ledwo mogła uwierzyć, że obcowała z tym mężczyzną, że to wszystko, czym jeszcze pulsowało jej ciało, stało się za sprawą księcia Bewcastle'a. Przypomniała sobie, jak wyglądał w holu tamtego pierwszego popołudnia, gdy przyglądała mu się ze schodów. Wydał się jej groźny.

Chyba się wtedy nie myliła, prawda?

– Czy przyszło pani do głowy, że może pani zajść w ciążę? – spytał.

Dobrze, że siedziała, bo gdy usłyszała te obcesowe słowa, zrobiło się jej słabo. Stanowczo nie uciekał się do eufemizmów.

– Byłam bezpłodna przez siedem lat małżeństwa – odparła nie mniej bezpośrednio. – Myślę więc, że pozostanę bezpłodna jeszcze przez jedną noc.

Zapadła długa cisza. Nie przychodziły jej do głowy żadne zdawkowe słowa, a nie chciała się z nim dzielić prawdziwymi myślami. Zaczynała rozumieć, że przed chwilą oszukiwała samą siebie. Nie potrafiła potraktować beznamiętnie tego, co się wydarzyło dzisiejszego wieczoru, nawet jeśli jej uczucia nie miały nic wspólnego z miłością. Wiedziała, że następne dni, a może nawet i tygodnie będą bardzo trudne. Kobiecie wcale nie jest łatwo oddać się mężczyźnie w przypadkowym zbliżeniu, a potem wzruszyć ramionami i stwierdzić, że to tylko przelotna rozkosz bez żadnych konsekwencji.

Teraz jednak było już za późno na refleksję, że powinna była poprosić o dziesięć minut do namysłu, zanim przyjmie propozycję pójścia nad jezioro.

– Więc nic, co powiem, nie zdoła pani skłonić do zmiany zdania? – odezwał się w końcu.

– Nic – zapewniła.

To przynajmniej było prawdą. Nie wyobrażała sobie gorszego losu niż być kochanką tego mężczyzny, podporządkowaną jego władzy i arogancji. Służącą na każde jego skinienie. Ciałem, w którym będzie szukał zaspokojenia, ilekroć przyjdzie mu na to ochota. Przez cały czas gardziłaby nim, czułaby niechęć, zrażona jego chłodem, posępnością i brakiem ludzkich odruchów. I gardziłaby sobą.

Ruszył w jej kierunku. Zerwała się pospiesznie na nogi. Nie chciała poczuć nawet dotyku jego ręki, gdy będzie jej pomagał wstać. Jemu jednak chodziło o frak. Schylił się, by go podnieść, otrzepał z trawy i włożył. Znów wyglądał tak elegancko jak w sali balowej.

Splotła ręce za plecami. Zrozumiał jej gest i ruszył do ścieżki, nie podając jej ramienia. Dziwne, że dwoje ludzi, którzy przeżyli najbardziej intymne zbliżenie, krótko potem unika jakiegokolwiek wzajemnego kontaktu.

Ona jutro wróci do Hyacinth Cottage.

On jutro wyjedzie.

Nigdy więcej go nie zobaczy.

A przecież czuła jeszcze wrażliwość piersi, drżenie ud i gdzieś głęboko w sobie przyjemny ból, będące skutkiem tego, że się kochali. Choć akurat to słowo było absolutnie niewłaściwe.

W milczeniu dotarli do domu. Zatrzymał się parę metrów od drzwi sali balowej.

– Lepiej będzie, jeśli wrócimy osobno – rzucił. – Zostanę tu jakiś czas.

Zanim zrobiła choćby krok, odezwał się ponownie.

– Pani Derrick, proszę do mnie napisać do Lindsey Hall w Hampshire, jeśli zajdzie potrzeba – powiedział.

To nie była prośba, tylko polecenie. Nie wyjaśnił, o co mu chodzi. Nie musiał.

Christine zadrżała. Nagle zrobiło jej się zimno. Książę odszedł i usiadł na ławeczce przy starym dębie. To tam ją posadził, wyniósłszy z sali balowej po tym, jak Hector nadepnął jej na nogę.

Wróciła do sali. Chyba jeszcze nigdy nie czuła tak strasznego przygnębienia.

To tyle, jeśli chodzi o jej brak emocjonalnego zaangażowania w to, co się stało.

Wulfric siedział na ławeczce i myślał o tym, co się właśnie wydarzyło między nim a Christine Derrick. Nigdy nie uganiał się za kobietami. Z Rose spisali kontrakt i omówili wszystkie szczegóły, zanim po raz pierwszy doszło między nimi do zbliżenia.

Zawsze miał zdrowy apetyt na kobiety i regularnie zaspokajał swoje potrzeby, ilekroć był w mieście, ale nie uważał się za namiętnego mężczyznę.

Dopiero dzisiejszego wieczoru poczuł prawdziwą namiętność.

Zastanawiał się, jaki byłby dalszy bieg wypadków, gdyby Christine pozwoliła mu dokończyć to, co zaczął mówić. Sądziła, że chce powtórzyć propozycję, jaką jej złożył w labiryncie tydzień temu. Myliła się. I szczerze mówiąc, cieszył się, że mu przerwała. Zawróciła go z drogi, na którą zdecydował się wejść bez należytego zastanowienia. To rozwiązanie nakazywał honor, ale zapomniał o nim, gdy tylko nie pozwoliła mu dokończyć.

Nie potrzebował księżnej.

Zwłaszcza takiej, która nie dorównywała mu pozycją towarzyską. Która była bardzo ładna, a nawet piękna, gdy się ożywiła, ale brakowało jej elegancji i wytworności. Która zachowywała się impulsywnie, często na granicy dobrych manier. Która ściągała na siebie powszechną uwagę, ilekroć coś wzbudziło jej entuzjazm. A gdy coś się nie udało, śmiała się szczerze, zamiast czuć zawstydzenie.

Z pozycją księżnej wiąże się ogromna odpowiedzialność. Jeśli się kiedykolwiek ożeni, powinien wybrać damę, która została tak wychowana i wykształcona, by pewnie odnaleźć się w tej roli.

Pani Derrick stanowczo nie byłaby do tego zdolna.

Nie miała w sobie nic, co kwalifikowałoby ją do roli księżnej.

Aidan ożenił się poniżej swoich możliwości – Eve, choć wychowana i wykształcona na damę, była tylko córką walijskiego górnika. Rannulf również poślubił kobietę stojącą niżej od niego w hierarchii. Judith była córką skromnego wiejskiego pastora i wnuczką londyńskiej aktorki. Wulfric nie pochwalał wyborów braci, choć dał im swoje błogosławieństwo. Alleyne jako jedyny ożenił się odpowiednio, z siostrzenicą barona.

Czy on, książę Bewcastle, głowa rodziny, miał postąpić tak samo niewłaściwie jak dwaj jego bracia? Poświęcić wszystko, czym żył, dla chwilowej namiętności, której zupełnie nie mógł pojąć?

Gdyby pani Derrick nie przerwała mu w pół zdania, zaproponowałby jej małżeństwo. I skończyłoby się katastrofą, bo przecież na pewno by mu nie odmówiła. Wzgardzić propozycją zostania kochanką to jedno, ale która kobieta przy zdrowych zmysłach odrzuciłaby ofertę wyjścia za księcia i zarazem jednego z najbogatszych mężczyzn w Wielkiej Brytanii?

To by się skończyło katastrofą.

Pozwolił więc, by mu przerwała, by źle go zrozumiała.

A jednak teraz czuł, że stracił jedną z nielicznych szans, które ofiarował mu los, by wyjść poza rutynę, obowiązki i dotychczasowe życie i odkryć, czy poza nimi odnajdzie szczęście.

Szczęście?

Przypomniał sobie, że Aidan jest z Eve szczęśliwy, tak jak Rannulf z Judith. Nie mniej szczęśliwy niż Alleyne ze swoją siostrzenicą barona, Freyja z markizem czy Morgan z hrabią.

Ale oni byli wolni i dlatego mogli być szczęśliwi. Żadne z nich nie było księciem Bewcastle'em, który mógł oczekiwać od losu wszystkiego, tylko nie wolności i osobistego szczęścia.

Wstał i ruszył wolnym krokiem w kierunku pokoju do gry w karty. Pomyślał, że przez jakiś czas życie będzie mu się wydawać szare i bezbarwne, skoro nie ma żadnej nadziei na choćby krótkie spotkanie z Christine Derrick.

Lecz przecież życie jest szare i bezbarwne. W prawdziwym życiu nie ma niczego poza rutyną i obowiązkami. A przynajmniej nie dla niego. Gdy miał dwanaście lat, powiedziano mu, że jest inny, wybrany, związany przywilejem i obowiązkiem na resztę swych dni. Przez niecały rok buntował się i przeklinał swój los. Potem zaakceptował swoje przeznaczenie.

Chłopiec, w którego ciele przez dwanaście lat dzieciństwa żył i marzył, już dawno umarł.

Christine Derrick była nie dla niego.

Muzyka dobiegająca z sali balowej ucichła. Christine w swoim pokoju pakowała skromny bagaż. Justin siedział na łóżku. Oczywiście to, że tu przebywał, było niestosowne, ale nie miało to dla niej znaczenia. Poczuła ulgę, gdy w odpowiedzi na pukanie otworzyła drzwi i zobaczyła w progu Justina, a nie Melanie, Eleanor czy… jeszcze kogoś innego.

– Postanowiłam wrócić do domu z matką i Eleanor – wyjaśniła. – Oszczędzi to Bertiemu kłopotu, bo musiałby jeszcze raz wysyłać powóz jutro rano.

– I pakujesz się w środku balu, zamiast wezwać pokojówkę, by zrobiła to za ciebie – rzekł ze współczuciem. – Chrissie, moje biedactwo. Widziałem, jak Hector wpadł na ciebie, gdy tańczyłaś walca. Bewcastle wyniósł cię z sali. Wróciłaś godzinę później, przemknęłaś pod ścianami do drzwi i znikłaś. Czy na pewno nie stało się nic, co mogło cię zdenerwować? Mam nadzieję, że książę nie powtórzył swojej haniebnej propozycji.

Christine westchnęła. Justin miał niesamowity talent do pojawiania się przy niej w trudnych chwilach jej życia, kiedy potrzebowała życzliwej osoby, z którą mogła podzielić się swoim smutkiem, gniewem czy frustracją. Zawsze znajdował sposób, by ją pocieszyć, służyć radą, czy choćby tylko rozbawić. Uważała za swoje wielkie szczęście, że ma takiego przyjaciela, ale dzisiejszej nocy nie chciała się zwierzać nawet jemu.

– Oczywiście, że nie – odparła. – Zachował się bardzo szarmancko. Został przy mnie, aż znów mogłam stanąć na nodze. Spacerowaliśmy do końca tury, a potem on udał się, jak przypuszczam, do pokoju do gry w karty, a ja posiedziałam jeszcze na dworze. Było tam tak chłodno i spokojnie, że nie miałam ochoty wracać do sali. Wtedy przyszedł mi do głowy pomysł, żeby się spakować i wrócić do domu już dziś, zamiast czekać do rana.

Spojrzał na nią z łagodnym uśmiechem. Zrozumiała, że zorientował się, iż po raz pierwszy w życiu go okłamała. Ale był jej przyjacielem, więc nie nalegał, by powiedziała mu więcej, niż miała ochotę.

– Cieszę się, że niczym cię nie zdenerwował – rzucił.

– Niczym – zapewniła. Schowała szczotkę do torby i zamknęła ją. – Ale cieszę się, że wracam do domu, Justinie. Zdaje się, że Hermione i Basil też się ucieszą z mojego wyjazdu. Wiesz, co zrobiły te wstrętne pannice, lady Sarah Buchan i Harriet King? Opowiedziały im o tym głupim zakładzie.

– Och, Chrissie, obawiam się, że to moja wina – odparł. – Audrey opowiedziała mi o waszym zakładzie, gdy go wygrałaś. Byłem pewien, że wieść o nim wkrótce się rozniesie, więc sam poszedłem do Hermione. Chciałem jej wyjaśnić, że zostałaś w to wciągnięta wbrew swej woli, że sama nie wpłaciłaś pieniędzy do puli, że to Bewcastle zaprosił cię na spacer, a nie odwrotnie, i że absolutnie z nim nie flirtowałaś. Naprawdę chciałem, żeby Hermione to zrozumiała. Ale chyba źle zrobiłem. Może ona nigdy by się nie dowiedziała o zakładzie, gdybym jej o nim nie wspomniał.

Christine patrzyła na niego z przerażeniem. Więc to Justin był odpowiedzialny za tę okropną scenę nad jeziorem. Wiedziała, że często interweniował w konfliktowych sytuacjach, wyjaśniał jej racje i wstawiał się za nią. Zawsze była mu wdzięczna, że jej bronił, choć zwykle jego wysiłki nie na wiele się zdawały. Lecz akurat tę interwencję miała mu za złe. Wynikły z niej same kłopoty.

– Proszę, wybacz mi – powiedział z tak strapioną miną, że serce w niej stopniało.

– Cóż, pewnie ktoś inny opowiedziałby wszystko Hermione i Basilowi, gdybyś ty tego nie zrobił. To zresztą nie ma znaczenia. Pewnie więcej ich nie zobaczę.

Już nigdy, postanowiła sobie, nie przyjmie zaproszenia Melanie, jeśli tych dwoje będzie wśród gości. A jednak serce pękało jej z bólu. Basil był bratem Oscara i przez kilka lat także bratem dla niej. Hermione traktowała ją kiedyś jak siostrę.

– Porozmawiam z nimi jeszcze raz – obiecał Justin.

– Wolałabym, żebyś tego nie robił – odparła i podeszła do drzwi.

– Tyle razy przemawiałeś w mojej obronie, że w końcu przestali ci wierzyć. Zostaw tę sprawę. Muzyka ucichła już jakiś czas temu. Kolacja pewnie dobiega końca. Chyba powinnam pojawić się na dole, choć została tylko jedna czy dwie tury tańców. Sąsiedzi pewnie nie zostaną długo, a goście wyjeżdżają jutro rano, więc nie będą chcieli kłaść się spać zbyt późno.

– Chodźmy więc – powiedział i również podszedł do drzwi. – Zatańczysz ze mną i będziesz się promiennie uśmiechać, chociaż wiem, że Bewcastle powiedział albo zrobił coś, co cię zirytowało. Niech go diabli porwą.

– Wcale nie – zapewniła. – Jestem po prostu zmęczona. Ale nie aż tak, żeby z tobą nie zatańczyć.

Christine jeszcze nigdy w życiu nie była równie przygnębiona jak w tej chwili. Mimo to uśmiechnęła się.

Powiedziała matce i Eleanor, że wróci z nimi do domu. Potem zatańczyła z Justinem i z panem Gerardem Hilliersem. Uśmiechała się dzielnie i udawała, że dobrze się bawi. Z ulgą zauważyła, że księcia nie ma w sali balowej.

Gdy bal się skończył, podziękowała gospodarzom i wyjaśniła, że wróci do domu wraz z matką. Miała zamiar wymknąć się niepostrzeżenie, lecz Melanie ogłosiła jej odjazd wszem wobec. Odbyło się wielkie publiczne pożegnanie, którego właśnie chciała uniknąć, wyjeżdżając wcześniej.

Christine uściskała Audrey, pożegnała sir Lewisa Wisemana i życzyła im wszystkiego najlepszego z okazji ślubu, który miał się odbyć wiosną. Pocałowała lady Mowbury w policzek i obiecała pisać. Pożegnała się z licznym gronem młodych ludzi, którzy mówili jeden przez drugiego i śmiali się serdecznie.

Nawet Hermione i Basil uznali za swój obowiązek oficjalnie się z nią pożegnać. Hermione cmoknęła powietrze tuż przy jej policzku, a Basil sztywno się ukłonił. Christine poczuła łzy napływające jej do oczu i mocno uściskała szwagierkę, czym zaskoczyła i ją, i samą siebie.

– Tak mi przykro, Hermione – powiedziała. – Tak strasznie mi przykro.

Hermione przysunęła się do męża, a ten ją objął. Christine odwróciła się i niezgrabnie wsiadła do powozu.

Książę Bewcastle nie pojawił się wśród żegnających ją na tarasie. Christine była mu za to ogromnie wdzięczna. Opadła na wyściełane siedzenie powozu, dławiąc się od niewypłakanych łez.

– Wspaniały bal – powiedziała matka, siadając naprzeciw Eleanor. – Cieszę się, Christine, że wszyscy tak wylewnie cię pożegnali.

– Tak właśnie powinno być, mamo – wtrąciła Eleanor. – Christine nosi po mężu nazwisko Derrick i jest skoligacona z lady Renable, wicehrabią Elrickiem i wicehrabią Mowburym. Nasza Christine jest niezwykle ważną damą – mrugnęła do młodszej siostry.

– To miłe ze strony hrabiego Kitredge'a, że poprosił, by nam go przedstawiono – stwierdziła matka. – I zatańczył z tobą, Christine. Podobnie jak książę Bewcastle, choć muszę przyznać, że on akurat zrobił na mnie niemiłe wrażenie. Nie podszedł, żeby nas poznać.

– Zbyt chłodny i wyniosły jak na mój gust – oceniła Eleanor. – Tak się cieszę, że ten wieczór wreszcie się skończył. Nigdy nie rozumiałam, na czym polega urok pląsania po parkiecie w tłumie par, zdzierania pantofli i silenia się na konwersację, skoro można by ten czas spędzić przyjemnie w domu, czytając dobrą książkę.

– Cieszę się, że te dwa tygodnie wreszcie minęły – oświadczyła Christine. – Stęskniłam się za moimi uczniami, za siostrzeńcami, mieszkańcami wsi i naszym ogrodem. I za wami – dodała z uśmiechem.

– A jednak ciągle się boję, że życie na wsi musi ci się wydawać nudne, skoro poznałaś wielki świat – powiedziała matka.

– Wcale nie jest nudne, mamo – odparła Christine i odchyliła głowę na oparcie. – A ten świat wcale nie był taki wielki.

Zamknęła oczy i nagle ogarnęło ją wrażenie, że znów znalazła się nad jeziorem. Książę Bewcastle pochylał się nad nią, by ją pocałować, a potem oboje porwała namiętność. Tak bardzo się starała przekonać samą siebie, że to było czysto zmysłowe przeżycie. Zupełnie bez znaczenia, przelotne i rozkoszne. Coś, o czym można szybko zapomnieć.

Tak! Tak właśnie było!

Otworzyła oczy, by uwolnić się od prześladujących ją wspomnień.

„On akurat zrobił na mnie niemiłe wrażenie”.

„Zbyt chłodny i wyniosły jak na mój gust”.

Dlaczego te słowa ją zabolały? Zgadzała się z nimi, a jednak zabolały. Czuła, że przepełnia ją smutek, choć nie rozumiała jego przyczyny.

Przeżyli najbardziej intymne zbliżenie. Ale tylko fizyczne. Między nimi nie było nic więcej. I nigdy nie będzie. Nie lubiła go, nie znajdowała w nim nic, co mogłaby podziwiać. I zapewne wzajemnie. Przeżyli miłosne zbliżenie bez miłości.

Czuła, że serce ciąży jej w piersi jak kamień.

Nigdy więcej go nie zobaczy.

Dzięki Bogu.

Nigdy.

To się wydawało niemal wiecznością.

Загрузка...