18

Przeszli brzegiem jeziora w kierunku domu. Wiatr wiał od strony wody i choć świeciło słońce, w powietrzu czuło się jeszcze chłód.

Wulfric był wytrącony z równowagi. Wybuchnął przy pani Derrick gniewem. To mu się nigdy nie zdarzyło. Ale też zakochał się po raz pierwszy w życiu. Nie kłamał. Nieustannie go urzekała i irytowała jednocześnie. Nawet teraz miał ochotę potraktować ją z całym chłodem, na jaki było go stać. Wszak twierdziła, że właśnie w ten sposób zawsze odnosił się do innych. Chciał zapomnieć o tym szaleńczym pragnieniu, by zdobyć jej względy.

Kto słyszał, żeby księżna Bewcastle turlała się w dół zbocza na oczach jego rodzeństwa oraz ich dzieci, piszcząc przy tym i śmiejąc się radośnie? I tryskała energią, i była tak piękna, że omal nie porwał jej w ramiona u stóp wzgórza i nie obsypał jej twarzy pocałunkami.

Ciekawe, jak by zareagowało jego rodzeństwo i baron Renable z żoną, gdyby uległ temu impulsowi.

Szli w milczeniu. Wreszcie to on się odezwał, choć właściwie wbrew sobie. Nie wiedział, co wywoła swoim pytaniem. Nie wiedział nawet, czy chce znać odpowiedź. I czy ona zechce na nie odpowiedzieć. Jak jednak mógłby ją kochać, jeśli jej nie pozna?

– Proszę mi opowiedzieć o swoim małżeństwie – poprosił.

Odwróciła się w stronę jeziora. Przez chwilę myślał, że mu nie odpowie.

– Mój mąż był jasnowłosy, piękny i czarujący – powiedziała. – Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia, a on, o dziwo, odwzajemnił moje uczucie. Wzięliśmy ślub dwa miesiące po naszym pierwszym spotkaniu. Z początku wydawało się, że będziemy żyli długo i szczęśliwie. Pokochałam jego rodzinę, a oni pokochali mnie. Nawet jego brat z żoną. Uwielbiałam jego bratanków. Życie w wyższych sferach nie było łatwe, ale jakoś mnie tam zaakceptowano, a nawet okazano mi serdeczność. Nie mylił się pan w tej kwestii. Zostałam przedstawiona królowej i otrzymałam nawet kartę wstępu do Almack's. Uważałam się za najszczęśliwszą kobietę na ziemi.

Miała wtedy pewnie ze dwadzieścia lat. Była młoda, śliczna i pełna marzeń o miłości, przystojnym mężu i długim, szczęśliwym życiu. Ogarnęła go czułość na myśl o tamtej dziewczynie. Czy gdyby ją wtedy spotkał, też by się w niej zakochał?

– Co się popsuło? – spytał.

Wzruszyła ramionami i zadrżała, choć chyba nie z powodu zimna.

– Gdy poznałam Oscara bliżej, zrozumiałam, że mimo urody, pozycji i fortuny jest bardzo niepewny siebie. Uzależnił się ode mnie emocjonalnie. Uwielbiał mnie i nie chciał się ze mną rozstawać ani na chwilę. Oczywiście nie miałam nic przeciwko temu. Świata poza nim nie widziałam. Potem jednak zaczął się obawiać, że mnie straci. Oskarżał mnie, że flirtuję z innymi mężczyznami. Jeśli odezwałam się albo uśmiechnęłam do kogoś innego, wpadał w zły humor na całe dni. Ilekroć wychodziłam bez niego, choć zawsze robiłam to w towarzystwie przyzwoitki, podejrzewał, że udaję się na tajemną schadzkę. Zarzucił mi nawet… to zresztą nieważne.

Wulfric zrozumiał, że Oscar Derrick był człowiekiem słabym i przez to bardzo zaborczym. Mierzył swoją wartość ilością uwagi poświęcanej mu przez żonę, a że nigdy nie miał jej dość, stał się drażliwy, może nawet okrutny.

– Zarzucił pani cudzołóstwo? – spytał.

Skinęła głową, nie patrzyła na niego.

– W końcu Hermione i Basil też w to uwierzyli – powiedziała. – Oskarżenie musi być okropne, gdy się jakieś zło rzeczywiście popełniło. Ale gdy się jest niewinnym, zarzut staje się nie do zniesienia. Nie, to za słabe słowa. On… zabija duszę. Przez ostatnie kilka lat mego małżeństwa zdławił we mnie całą radość. W Oscarze również. Zaczął dużo pić i grać o wysokie stawki. Nigdy nie byliśmy bogaci, ale mieliśmy dość, by żyć wygodnie i niezależnie. Po śmierci Oscara okazało się, że zostawił olbrzymie długi. Nie wiem, czy wytrzymałabym to wszystko i nie oszalała, gdyby nie Justin. Był jedynym przyjacielem, który przy mnie pozostał. Zawsze mi wierzył, ufał i pocieszał mnie. Ale choć bardzo się starał, niewiele wskórał u swoich kuzynów.

Zatrzymała się i popatrzyła na stadko kaczek unoszących się na wodzie w pobliżu wysepki.

To w sumie dobrze dla niej, że Oscar Derrick umarł, pomyślał Wulfric.

– Pani mąż zginął w wypadku na polowaniu? – spytał.

– Tak – odparła szybko. Za szybko.

– Powiedziała pani kiedyś, że oskarżono ją o zabicie męża, choć pani nie było nawet w pobliżu, gdy on zmarł – drążył.

– Mój mąż zginął w wypadku na polowaniu – powtórzyła. Wiatr szarpał daszkiem jej kapturka i połami płaszcza.

Miał nadzieję, że tego popołudnia spędzą ze sobą trochę czasu i lepiej ją pozna. Zamierzał pokazać jej gołębnik, stracili jednak zbyt dużo czasu na wzgórzu i potem kłócąc się w lesie. Powiedziała mu rzeczy, z których zapewne zwierzała się niewielu osobom, lecz zachowała w tajemnicy coś, co miało związek ze śmiercią jej męża. Był rozczarowany. Uświadomił sobie, że pragnie, by zaufała mu jak przyjacielowi.

Jaki z niego głupiec! Nigdy nikt nie darzył go prawdziwą przyjaźnią.

Wolnym krokiem ruszył dalej, skręcając między drzewa w kierunku domu.

– Oscar został zastrzelony w pojedynku – wyrzuciła z siebie.

Zatrzymał się, ale nie odezwał.

– Przebywaliśmy w Winwood Abbey – ciągnęła, zacisnąwszy ręce w pięści. – Hermione i Basil wyjechali na kilka dni, a Oscar poszedł do sąsiada grać w karty. W tym czasie odwiedził mnie inny sąsiad, młody, nieżonaty dżentelmen. Oscar przyjaźnił się z nim od dziecka. Przywitałam go na zewnątrz. Nie chciał wejść, skoro Oscara nie było w domu. Przeszłam z nim podjazdem i tam spotkaliśmy Justina, który właśnie przyjechał na parę dni. On też znał pana Boothby'ego. Zsiadł z konia i dość długo staliśmy tam we troje i rozmawialiśmy. Akurat żegnałam się z panem Boothbym, gdy pojawił się Oscar. Pamiętam do dziś, co pan Boothby zawołał. „O, jesteś już, Derrick. Zaniedbujesz swoją żonę, więc zabawiałem ją przez jakąś godzinę. Najpierw przyłapał mnie z nią twój kuzyn, a teraz i ty”.

– Niezbyt mądry dowcip – rzucił Wulfric. – Ale wobec chorobliwie zazdrosnego męża śmiertelnie głupi.

– Oscar nie uwierzył w moją niewinność i zapewnienia Justina, że był z nami przez cały czas – powiedziała Christine. – Jeszcze tego samego wieczoru pojechał do pana Boothby'ego i wyzwał go na pojedynek, ciągnąc ze sobą biednego Justina jako sekundanta. Następnego ranka strzelali się z pistoletów. To było okropne. – Wzdrygnęła się. – Pan Boothby powiedział, że celował tak, by postrzelić Oscara w nogę. Niestety trafił w tętnicę i Oscar wykrwawił się na śmierć, bo nawet nie pomyśleli, by zabrać ze sobą lekarza. Hermione i Basil wrócili akurat, gdy Oscara wnoszono do domu. Oni… – Uniosła rękę i się odwróciła. – Przepraszam. Nie mogę…

Najwyraźniej usiłowała powstrzymać łzy.

– Oni też pani nie uwierzyli? – spytał Wulfric po dłuższej chwili.

Potwierdziła skinieniem głowy.

– Wyglądał tak pięknie… tak spokojnie. Ja… – Nie mogła mówić dalej.

Chciał podejść do niej i wziąć w ramiona, instynkt podpowiadał mu jednak, że nie powinien. Gdyby Oscar Derrick żył, wbiłby mu trochę rozumu do głowy.

– Czy opowiedziała pani komuś tę historię? – zapytał.

Pokręciła głową.

– Wspólnie uzgodniliśmy oficjalną wersję, że to był wypadek na polowaniu. Dzięki temu pan Boothby nie miał kłopotów z prawem, a my uniknęliśmy hańby.

– Ale przecież pani była niewinna.

– Tak. – Spojrzała na niego, a potem spuściła wzrok. – Nie mogę uwierzyć, że wyznałam to wszystko właśnie panu. Nie wyobraża pan sobie, jak bardzo pragnęłam komuś o tym opowiedzieć.

Reakcja Oscara Derricka była całkiem zrozumiała, pomyślał Wulfric. Zazdrosny głupiec, na którego zachowanie niewątpliwie miały wpływ alkohol i straszliwe długi. Trudniej było zrozumieć postawę Elricków. Wydawali się rozsądnymi ludźmi. Ale przecież Derrick był bratem Elricka. Wiadomo, że człowiek zawsze patrzy na sytuację mniej obiektywnie, gdy chodzi o jego najbliższych. Nie bez racji mówi się, że krew nie woda.

– Dziękuję – odezwał się w końcu. – Dziękuję pani za szczerość. Może pani liczyć na moją dyskrecję.

– Wiem.

Podeszła do niego i ramię w ramię ruszyli z powrotem do domu.

„Nigdy nie angażuj się uczuciowo”.

„Nie próbuj poznać i dzielić emocji innej osoby”.

„Zachowaj rezerwę”.

„Opieraj się tylko na faktach”.

„Zawsze szukaj rozsądnego wyjścia z sytuacji, unikaj impulsywności i emocji”.

Te zasady wpajali mu dwaj nauczyciele, pod których opiekę oddał go ojciec, gdy Wulfric skończył dwanaście lat. Z czasem uznał je za swoje i żył według nich zupełnie odruchowo. Rezerwa i rozsądek stały się jego drugą naturą.

Teraz je złamał. Poznał emocje drugiej osoby i bardzo się zaangażował uczuciowo. Niech Bóg go ma w swojej opiece.

– Mówię wam, rzuciła jego monokl na drzewo! – Alleyne rozciągnął się na łożu w sypialni Aidana i Eve i wybuchnął śmiechem. – Naprawdę się pokłócili.

Morgan przysiadła na brzegu łóżka i przycisnęła dłoń do serca.

– Ona mi się bardzo podoba – powiedziała. – Pasuje do nas, prawda?

Po spacerze wszyscy zostawili pociechy w pokoju dziecinnym i stłoczyli się u Aidana i Eve. Alleyne, wróciwszy z lasu z Beatrice, oznajmił, że ma im coś ważnego do powiedzenia.

– Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, że ktoś odważył się dotknąć monokla Wulfrica, a cóż dopiero wyrwać mu go i wrzucić na drzewo – roześmiał się Gervase.

– Czy kazał jej wejść na drzewo i go zdjąć? – spytał Joshua. – Lady Renable opowiadała mi na spacerze, że zeszłego lata pani Derrick wdrapała się na drzewo na dziedzińcu kościelnym, a zeskakując, zostawiła na nim połowę sukni. I to na oczach niemal wszystkich gości w Schofield. Wulf przyszedł jej wtedy z pomocą.

– Ona naprawdę coraz bardziej mi się podoba – oznajmiła Freyja. – Gdy zobaczyłam, jak turla się z tego wzgórza, pomyślałam, że wspaniale nada się dla Wulfa. No więc, Alleynie, czy weszła na drzewo, żeby zdjąć monokl? Bądź uprzejmy odpowiedzieć, jak już przestaniesz się zarykiwać ze śmiechu.

– Nie, nie weszła – odparł Alleyne. – Wulf wszedł. A potem siedział na gałęzi i piorunował ją wzrokiem. I dalej się kłócili.

Obraz najstarszego brata wspinającego się na drzewo po monokl i siedzącego na gałęzi, by stamtąd kontynuować kłótnię, okazał się ponad siły rodzeństwa Bedwynów oraz ich współmałżonków. Przez kilka minut pokładali się ze śmiechu.

– Nie podsłuchiwałem – zapewnił Alleyne, gdy nieco ochłonęli. – To nie wypada, zresztą Bea pewnie by zdradziła moją obecność. Ale usłyszałem, jak Wulfric mówił, że ona jest przeciwieństwem kobiety, jaką by sobie wybrał. A pani Derrick odparła z najwyższą pogardą, że on na pewno nie chce się żenić, skoro ma dwie kochanki.

Na chwilę zapadła cisza, po której nastąpił kolejny wybuch śmiechu.

– Kochany Wulfric – westchnęła Rachel, ocierając oczy chusteczką. – Chyba naprawdę się zakochał, jeśli dał się sprowokować do tak niestosownego zachowania.

Wizja zakochanego Wulfrica rozśmieszyła mężczyzn, ale kobiety zgodziły się z Rachel.

– Ona po prostu musi zostać moją bratową – oświadczyła Freyja. – Już ja się o to postaram.

– Biedny Wulfric – powiedział Joshua. – Nie ma żadnych szans.

– Biedna ciotka Rochester! – wtrącił Rannulf z szerokim uśmiechem. – Z taką determinacją stara się skojarzyć Wulfa z siostrzenicą Rochestera, że nie widzi, co się dzieje tuż pod jej nosem. A przecież jest z Bedwynów, więc nie może nie widzieć własnego nosa.

– Powinniśmy zejść do salonu na podwieczorek – zasugerowała Eve. – Inaczej uznają nas za bandę dziwaków, a biedna Amy zostanie posadzona na sofie sam na sam z Wulfrikiem.

– Musimy się postarać, by Wulf i pani Derrick jak najwięcej przebywali ze sobą – powiedziała Judith.

– Myślę, że oni sami mogą się o to postarać – rzucił Alleyne.

– Niezupełnie – odparła. – Nie spędziliby razem dzisiejszego popołudnia, gdyby nie przytomność Morgan, która oznajmiła, że obiecała Amy porozmawiać z nią o jej prezentacji na dworze. A gdyby nie spędzili tego czasu ze sobą, nie mieliby okazji do kłótni.

– Co według kobiecej logiki jest rzeczą pożądaną? – spytał Rannulf, uśmiechając się ciepło do żony.

– Gdybym wiedział, że kiedyś będę uczestnikiem spisku, by wyswatać Wulfrica, to zastrzeliłbym się na którymś polu bitwy i zrzucił winę na Francuzów – oświadczył surowo Aidan i otworzył drzwi, dając do zrozumienia, że powinni już wyjść.

Następnego ranka mimo protestów Christine przekonali ją, by wybrała się z nimi na konną przejażdżkę. Mieli nadzieję, że Wulfric jako gospodarz będzie im towarzyszył, ponieważ jechało z nimi również kilkoro gości.

Nie powinnam była dać się namówić, pomyślała Christine. Stawiała właśnie stopę na dłoni lorda Aidana, który pomagał jej dosiąść konia.

Bedwynowie wyglądali, jakby wszyscy urodzili się w siodle. Tak samo panna Hutchinson. Christine wiedziała, że również Melanie, Bertie i Justin są doskonałymi jeźdźcami.

Tylko ona jedna nie.

Nie miała stroju dojazdy konnej, włożyła więc ciemnozieloną suknię podróżną. Musiała też w obecności wszystkich poprosić o najspokojniejszego konia w stajni. Najlepiej kulawego i na wpół ślepego, jak powiedziała lordowi Aidanowi, który dokonywał wyboru. Siedziała w damskim siodle spięta i skupiona na tym, żeby nie spaść. Zacisnęła ręce na cuglach, jakby była to jedyna rzecz, która utrzymywała ją zawieszoną nad ziemią, choć przecież wiedziała, że i tak nie uchronią jej przed upadkiem. Koń oczywiście nie był kulawy ani na wpół ślepy. Lord Aidan zapewnił, że to bardzo spokojny wierzchowiec, lecz już od pierwszej chwili okazał się płochliwy.

Rozumiała, co się dzieje, ale nie mogła nic na to poradzić. Nie jeździła konno od ponad trzech lat. Tamta przejażdżka z Hyde Parku do domu Bertiego w Londynie raczej się nie liczyła.

Rodzeństwo Bedwynów i ich małżonkowie byli bardzo serdeczni. Przywitali się z Christine, dodawali jej otuchy, udzielali rad i śmiali się wraz z nią. „wyjechali ze stajni wszyscy razem, co przez krótki czas dawało jej poczucie bezpieczeństwa.

A potem została sama.

Jedna grupa pociągnęła za sobą pannę Hutchinson, choć markiza Rochester powierzyła ją opiece księcia. Z drugą odjechali Melanie, Bertie, Audrey, sir Lewis i Justin.

Przy Christine został tylko książę Bewcastle.

Czuła się bardzo skrępowana. Nadal nie mogła uwierzyć, że powiedziała mu prawdę o swoim małżeństwie i o śmierci Oscara. Nigdy nikomu się z tego nie zwierzyła, nawet Eleanor, siostrze, z którą była najbardziej związana. Książę jej nie pocieszył. Oczywiście, że nie. Na pewno był zdegustowany, choć podziękował jej za szczerość… Przez cały wczorajszy wieczór trzymał się z dala od niej, a dziś przy śniadaniu nie odezwał się do niej ani słowem.

– Jeśli mamy dotrzeć do Alvesley przed zmrokiem, powinna pani skłonić tę klacz, by ruszyła do przodu, zamiast tańczyć w miejscu – powiedział.

– Najpierw musimy się lepiej poznać – odparła. – Proszę mi dać chwilę.

– Trixie, poznaj panią Derrick – dokonał „prezentacji”. – Pani Derrick, to jest Trixie.

– Cieszę się, że udało mi się zainspirować pana do żartów – rzuciła Christine. Zacisnęła ręce na cuglach i klacz zatańczyła w kółko.

– Proszę się rozluźnić – poinstruował książę – bo koń wyczuwa pani napięcie i robi się nerwowy. Trixie pójdzie posłusznie za Karym, jeśli tylko da się jej swobodę. Taki ma charakter.

Rozluźnić się. To wydawało się takie proste. I rzeczywiście. Gdy tylko spróbowała, zadziałało. Trixie potulnie ruszyła za pięknym czarnym ogierem księcia.

– Teraz pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że przed nami nie pojawi się żaden żywopłot – powiedziała Christine. – Kary na pewno zgrabnie go przeskoczy, a Trixie pójdzie w jego ślady. Obawiam się jednak, że ja zostanę na ziemi.

– Obiecuję, że wrócę po panią – zapewnił.

Roześmiała się, a on przyglądał się jej nieprzeniknionym wzrokiem.

– Proszę mi opowiedzieć o Alvesley Park i ludziach, którzy tam mieszkają – odezwała się. – To dom hrabiego Redfielda?

– Tak – potwierdził.

Myślała, że to wszystko, co usłyszy, i postanowiła się nie wysilać, by podtrzymywać konwersację. Jeśli książę zadowoli się ciszą, ona też na niej poprzestanie.

Ale za chwilę książę opowiedział jej historię trzech synów hrabiego. Najstarszy zmarł przed kilku laty. Najmłodszy był rządcą w majątku księcia w Walii. Został ciężko ranny podczas wojny w Hiszpanii, lecz starał się udowodnić, że potrafi być użyteczny. Kit Butler, wicehrabia Ravensberg, średni syn, był teraz dziedzicem hrabiego i mieszkał w Alvesley z żoną i dziećmi.

– Czy wasze rodziny pozostają w dobrych stosunkach? – spytała Christine.

– Właściwie tak – odparł. – Synowie Redfielda, moi bracia i Freyja zawsze się razem bawili. Morgan też, gdy trochę podrosła.

– A pan?

– Przez jakiś czas. – Wzruszył ramionami. – Potem wyrosłem z zabaw – dodał z pogardą.

Czy ten mężczyzna nigdy nie zaznał radości? Nawet jako dziecko? Jak mogła sobie wyobrażać, że jest w nim zakochana? Jak mogła mu się wczoraj zwierzyć? I kłócić się z nim? Gdy się kłócili, nie okazywał chłodu. Och, jak trudno było go zrozumieć.

– Powiedział pan „właściwie tak”. Były więc jakieś waśnie?

W odpowiedzi wysnuł niesamowitą opowieść o powziętym przez niego i hrabiego Redfielda zamiarze połączenia lady Freyi i najstarszego syna hrabiego małżeństwem. Wszystko szło zgodnie z planem, aż któregoś lata Kit przyjechał do domu na urlop. On i lady Freyja zakochali się w sobie, lecz mimo to ona odtrąciła Kita i ogłosiła swoje zaręczyny z jego starszym bratem. Kit pobił się z lordem Rannulfem na trawniku przed Lindsey Hall i wściekły wrócił do Hiszpanii. Trzy lata później, po śmierci najstarszego syna, hrabia i książę próbowali zaaranżować małżeństwo Freyi i Kita, zakładając, że oboje będą tego chcieli. Gdy jednak Kit przyjechał do Alvesley, na, jak się wszyscy spodziewali, uroczystość zaręczyn, przywiózł ze sobą narzeczoną, obecną lady Ravensberg.

– Ojej – westchnęła Christine. – Czy łady Freyja była bardzo zraniona?

– Raczej rozgniewana – odparł. – Szczerze mówiąc, nikt z nas nie był zachwycony zachowaniem Kita. I nie omieszkaliśmy tego okazać jemu i jego wybrance. Ale teraz nie ma już między nami urazy. Freyja nawet zaprzyjaźniła się z lady Ravensberg, gdy poznała Joshuę.

Christine zdała sobie sprawę, że to historia, której na pewno nie opowiedziałby jej rok temu. Pamiętała, jak sucho i zdawkowo mówił o swoich majątkach i rodzinie. Zrozumiała, że książę próbuje się przed nią otworzyć, tak jak ona przed nim wczoraj.

Mówił przez prawie całą drogę do Alvesley. Nie musiała go nawet do tego zachęcać. Niepytany opowiedział jej o całym swoim rodzeństwie i o tym, jak poznali swoich współmałżonków. Wspomniał też o kilku okropnych miesiącach w lecie 1815 roku, gdy myśleli, że lord Alleyne zginął pod Waterloo. Był w Belgii wraz z personelem ambasady i został wysłany na pole bitwy z listem do księcia „wellingtona od ambasadora brytyjskiego.

– I nagle, gdy wróciliśmy do Lindsey Hall po ślubie Morgan, on po prostu czekał na nas na tarasie.

Christine poczuła, jak coś ściskają za gardło.

– To musiała być dla was naprawdę cudowna chwila – wykrztusiła.

– Tak – potwierdził. – Okazało się, że Alleyne został postrzelony w udo i spadł z konia tak nieszczęśliwie, że uderzył się w głowę i na kilka miesięcy stracił pamięć. Rachel go znalazła i pielęgnowała, dopóki nie wrócił do zdrowia.

Patrzyła na niego zdumiona, że jest zdolny do głębszych wzruszeń. Mimo szorstkiego tonu i surowej miny widać było, że bardzo mocno przeżył całą tę historię.

„I nagle… on po prostu czekał na nas na tarasie”.

Czy książę zdawał sobie sprawę, jak bardzo się odsłonił w tych kilku prostych słowach?

Zamrugała gwałtownie i odwróciła głowę. Jak wytłumaczyłaby mu powód swych łez, gdyby je dostrzegł?

Wkrótce dotarli do Alvesley, pięknej i okazałej rezydencji. Książę pomógł jej zsiąść z konia i oddał oba wierzchowce pod opiekę stajennemu. Weszli do środka. Christine poczuła ulgę, że nie będzie już przebywać z księciem sam na sam. Zaczynał burzyć jej uprzedzenia. Wcale nie była pewna, czy to się jej podoba. Pragnęła wrócić do swej spokojnej egzystencji bez żalu, ze świadomością, że wybrała ją nie tylko rozumem, ale i sercem.

Przez następną godzinę nie mogła się nadziwić, że tak dalece utraciła kontrolę nad własnym życiem. Jak na kogoś, kto z niechęcią myślał o powrocie do eleganckiego towarzystwa, zarówno zeszłego roku w Schofield, jak i tej wiosny na ślubie Audrey w Londynie, spędzała z nim zatrważająco dużo czasu. Najpierw z Bedwynami, a teraz jeszcze z mieszkańcami Alvesley.

Została przedstawiona hrabiemu i hrabinie Redfield oraz wice – hrabiostwu Ravensberg. Dwojgu ostatnim przyjrzała się z zaciekawieniem, znając ich historię. Potem zaczęła się prezentacja pozostałych osób, które przebywały w Alvesley z wizytą. Nie było wśród nich nikogo bez tytułu. Hrabia i hrabina Kilbourne. Diuk Portfrey z żoną. Lady Muir. Hrabia i hrabina Sutton. Markiz Attingsborough i wicehrabia Whitleaf Wszyscy byli krewnymi wicehrabiny Ravensberg.

Christine czuła się przytłoczona całym tym splendorem. Na szczęście grono było tak liczne, a rozmowa tak ożywiona, że mogła znaleźć sobie ustronne miejsce przy oknie i na nowo wcielić się w rolę pobłażliwego obserwatora ludzkich śmiesznostek, wyłączonego z rozrywek towarzyskich.

Książę Bewcastle siedział z hrabią Redfield, diukiem Portfreyem i Bertiem. Spośród wszystkich zebranych to właśnie on wyglądał na arystokratę do szpiku kości, a także wydawał się najbardziej pociągającym mężczyzną. Dziwna myśl, skoro Christine sama przyznała, że lord Alleyne jest najprzystojniejszym z braci Bedwynów. Wicehrabia Whitleaf, wyjątkowo piękny mężczyzna, miał urzekające fiołkowe oczy, którymi właśnie czarował Amy Hutchinson. Markiz Attingsborough, wysoki, ciemnowłosy i niezwykle atrakcyjny, mógłby zawrócić w głowie każdej kobiecie. Hrabiemu Kilbourne'owi i wicehrabiemu Ravensbergowi także niczego nie brakowało…

– Bujasz w obłokach, Chrissie? – spytał Justin, siadając koło niej. – Wybacz, że pozostawiłem cię na pastwę Bewcastle'a, ale nie miałem wyboru. Postaram się to naprawić w drodze powrotnej.

Uśmiechnęła się do niego. Ubiegłego wieczoru obiecał, że będzie niewzruszenie trwał przy jej boku, żeby ją uchronić przed, jak sądził, niepożądanymi awansami księcia. Nie wyprowadziła go z błędu, ale też nie protestowała.

Spała z monoklem księcia pod poduszką – oczywiście tylko po to, by nie zapomnieć oddać mu go rano. Czuła ciężar szkiełka w kieszeni.

– Nie gniewam się – odparła. – Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy o tej rodzinie. To naprawdę bardzo sympatyczni ludzie, nie sądzisz?

– Sympatyczni? – zachichotał. – Tak, Chrissie, jeśli lubi się ludzi zarozumiałych i wyniosłych, którzy we własnym gronie śmieją się z nas wszystkich. Słyszałem ich wczoraj, jak zebrali się po spacerze w jednym pokoju. Zapewniam cię, nie byli zachwyceni twoim zachowaniem. Nie martw się tym jednak. – Poklepał ją po dłoni. – Mnie ono się podobało, mimo że nie widziałem, jak turlałaś się ze wzgórza. Bardzo cię lubię. Gdy tylko sezon dobiegnie końca, przyjadę na lato do Schofield. Będziemy chodzić na spacery, wybierzemy się na przejażdżkę po okolicy i pośmiejemy się z wytwornego towarzystwa.

Dlaczego dziewięć lat temu nie zakochałam się w kimś tak bezpiecznym jak Justin? – zastanawiała się. Nie wierzyła, że on ją kochał, wbrew temu, co twierdziła Hermione. Wprawdzie zaproponował jej małżeństwo, ale…

– Pani Derrick.

Christine wyrwana z zadumy spojrzała na lady Sutton, młodą damę, która sprawiała wrażenie bardzo zarozumiałej.

– Czy to nie pani wywołała okropne zbiegowisko, wpadając do Tamizy kilka tygodni temu? – spytała lady Sutton.

– Och! – Christine zarumieniła się, bo oczy wszystkich obecnych zwróciły się na nią. – Obawiam się, że to mnie przypadło to wątpliwe wyróżnienie.

Markiz Hallmere zachichotał.

– Schyliła się, by wyłowić rękawiczkę, którą pewna, hm, dama upuściła do wody, i sama do niej wpadła – powiedział. – Lord Powell wyciągnął ją z rzeki, ale to Bewcastle odegrał rolę szlachetnego rycerza. Otulił ją płaszczem i zawiózł do domu na swoim koniu.

– Cała historia obiegła Londyn lotem błyskawicy – dodała lady Rosthorn. W tej chwili wyglądała równie groźnie, jak jej najstarszy brat. – Wszyscy zdrowo się uśmiali i zachwycili damą, która dla takiej sprawy naraziła własne bezpieczeństwo.

– Byliśmy wielce rozczarowani, że pani Derrick zniknęła z miasta wkrótce potem – wtrąciła się lady Hallmere, również z groźną miną. – Byłaby rozchwytywana na licznych imprezach towarzyskich. My mieliśmy szczęście spotkać ją wśród gości Wulfrica.

– A wczoraj dane nam było obserwować radosne i niekonwencjonalne podejście pani Derrick do życia – powiedział lord Alleyne z czarującym uśmiechem. – W trakcie spaceru po lesie sturlała się ze wzgórza ku radości naszych dzieci, które oczywiście poszły w jej ślady.

– Podobnie jak Free – dodał lord Rannulf.

– Dobry Boże – westchnął lord Sutton.

– Dzieci ją po prostu uwielbiają – powiedziała żona lorda Aidana. – Dzisiejszego ranka w pokoju dziecinnym nie mogła się od nich opędzić.

– Dzieci zawsze lgną do dobrych ludzi – rzekła wicehrabina Ravensberg i uśmiechnęła się ciepło do Christine. – Pani Derrick, czy często ma pani do czynienia z dziećmi? Ma pani dzieci?

Christine zdołała jakoś odpowiedzieć. Zorientowała się, że oni wszyscy pospieszyli, by obronić ją przed złośliwością hrabiny Sutton. Książę Bewcastle nie odezwał się, tylko obrzucił hrabinę lodowatym spojrzeniem, uniósłszy do oka monokl. Jeden ze swoich pozostałych siedmiu.

Na resztę wizyty musiała porzucić rolę obserwatora. Została wciągnięta do rozmowy na różne tematy i ostatecznie znalazła się w towarzystwie markiza Attingsborough, który okazał się czarującym dżentelmenem. Gdy przyszła pora się pożegnać, odprowadził ją przed dom i pomógł dosiąść Trixie.

– Pani Derrick, czy mogłaby pani zarezerwować dla mnie pierwszą turę tańców na balu w Lindsey Hall? – zapytał na od – jezdnym.

– Tak, oczywiście – odparła z uśmiechem. – Należy do pana.

Zauważyła, że Justin podjechał do Bewcastle'a i zajął go rozmową. Najwyraźniej postanowił dotrzymać obietnicy i uchronić ją przed towarzystwem księcia. Pomyślała, po raz pierwszy od początku ich przyjaźni, że Justin czasami potrafi być nieznośny.

Nie obawiała się, że Trixie, pozbawiona uspokajającego wpływu Karego, spróbuje swoich sztuczek, gdyż u jej boku znalazł się lord Aidan. Przypomniała sobie, że wiele lat spędził w kawalerii, i poczuła się bezpiecznie. Przynajmniej na tyle, na ile to w ogóle możliwe w damskim siodle wysoko nad ziemią.

Загрузка...