Rozdział 8

Ivan Petrovsky przeglądał pocztę przy biurku. Zaległe rachunki za elektryczność i gaz. Wzruszył ramionami. Jakie znaczenie mają trzy tygodnie, gdy skończyło się sześćset lat? Nienawidził codziennego, zwykłego świata śmiertelnych. Rozerwał pierwszą z brzegu kopertę. Och, jest szczęściarzem. Proponują mu ubezpieczenie na życie. Kretyni. Cisnął ją do śmieci.

Jego uwagę zwróciła koperta koloru kości słoniowej. Nadawca – Romatech. Warknął ze złości. Już darł ją na pół, ale w ostatniej chwili się opamiętał. Dlaczego przeklęty Roman Draganesti do niego pisze? W ogóle nie utrzymują kontaktów. Wyjął arkusik z koperty i położył na biurku.

Zaproszenie dla niego i jego klanu na bal otwierający Wiosenną Konferencję w Romatechu, za dwie noce. A więc już czas. Draganesti wyprawiał ten bal co roku; zjeżdżały się wampiry z całego świata, a przywódcy klanów odbywali tajne spotkania i omawiali najważniejsze aspekty życia współczesnego wampira. Pieprzeni słabeusze. Nie zdają sobie sprawy, że wampir to wyższa forma istnienia? Problemy powodują śmiertelni i jest tylko jeden sposób, by sobie z nimi radzić: wykorzystać, zniszczyć. Nie ma o czym dyskutować. Na ziemi są miliardy ludzi, codziennie rodzą się nowi. Wampirom nie grozi głód.

Cisnął zaproszenie do śmieci. Od osiemnastu lat nie uczestniczył w tych idiotycznych zjazdach. Odkąd Draganesti, ten zdrajca, wprowadził na rynek swoją sztuczną krew. Ivan wyszedł wtedy pełny niesmaku i nie wrócił.

Zadziwiające, że Draganesti uparcie co roku wysyła mu zaproszenie. Kretyn pewnie ciągle się łudzi, że Ivan i jego zwolennicy zmienią, zaakceptują tę nową, „ucywilizowaną” wizję wampirycznej egzystencji. Fuj.

Frustracja i stres wywołały fizyczne dolegliwości, zesztywniał mu kark. Rozmasował mięśnie poniżej uszu, zamknął oczy. Wyobraził sobie Romana i jego popleczników na balu, jak tańczą w eleganckich strojach wieczorowych, popijają z kryształowych kieliszków to syntetyczne paskudztwo, prawią sobie komplementy. To wystarczyło, by zrobiło mu się niedobrze.

Za żadne skarby nie wyrzeknie się świeżej ludzkiej krwi ani emocji, które towarzyszą polowaniu, ani rozkoszy ukąszenia. Draganesti i jemu podobni to zdrajcy idei wampiryzmu. Obraza dla tego słowa. Hańba.

Myślał, że gorzej już być nie może, ale Draganesti upadł jeszcze niżej, dwa lata temu zdrada przerodziła się w absurd, gdy wprowadził na rynek najnowszy wynalazek, linię Vampire Fusion. Ivan jęknął. Kark pulsował bólem. Chcąc się rozluźnić, nastawił go sobie. Rozległ się głośny trzask, taki sam, jaki wydają wyginane palce śmiertelnika.

Fusion. Kpina w żywe oczy. Hańba. Bezczelne i kuszące. I bez przerwy reklamowane w stacji DVN, Digital Vampire Network. Ba, zdybał nawet dwie dziewczyny ze swojego haremu, jak ukradkiem popijały chocolood – najnowszą perwersję tego zdrajcy, krew z czekoladą. Ivan kazał je wychłostać, ale i tak podejrzewał, że jego harem raczy się tym specyfikiem pod jego nieobecność. I tak po raz pierwszy od stu lat jego śliczne, zwinne dziewczęta zaczęły tyć.

Pieprzony Draganesti! Niszczy tradycje wampirów, sprawia, że z mężczyzn robią się mięczaki, a z kobiet tłuste krowy.

I jeszcze zbija na tym majątek, on i jego klan pławi się w luksusie, a Ivan i jego wampiry gnieżdżą się w brooklyńskiej ruderze.

Ale już niedługo. Wkrótce zaprezentuje zwłoki Shanny Whelan i zainkasuje ćwierć miliona dolarów. Jeszcze kilka takich lukratywnych zleceń i będzie bogaty jak Draganesti i inni zarozumiali przywódcy klanów – Angus MacKay i Jean-Luc Echarpe. A wtedy niech sobie wsadzą swoją krew fusion tam, gdzie słońce nie dochodzi.

Pukanie do drzwi oderwało jego myśli od Romana.

– Wejść.

Zajrzał Alek, zaufany przyjaciel.

– Przyszedł śmiertelnik, Pavel – powiedział.

Potężny jasnowłosy mężczyzna, wchodząc do niewielkiego pomieszczenia, nerwowo rozglądał się na boki. Stesha twierdził, że to najinteligentniejszy z jego ludzi, co pewnie sprowadza się do tego, że umie czytać.

Ivan wstał. Mógłby wzbić się w powietrze, ale takie sztuczki zachowywał na specjalne okazje.

– I jak Stesha przyjął nowinę o waszej klęsce? Pavel się skrzywił.

– Nie był zachwycony. Ale mamy solidny trop.

– Pizzerię? Była tam?

– Nie, nigdzie jej nie widzieliśmy. Ivan przysiadł na biurku.

– Więc jaki to trop?

– Samochód, który widziałem. Zielona honda. Sprawdziłem numer rejestracyjny.

Ivan czekał.

– No i? – Boże, jak strasznie go wkurza, gdy śmiertelnicy usiłują budować napięcie z byle powodu.

– Właścicielem jest Laszlo Veszto.

– I co z tego? – Znów poczuł ból w szyi. To trwa już za długo. – Nigdy o nim nie słyszałem.

Alek zmrużył oczy.

– Ja też nie.

W uśmiechu Pavla było za dużo pewności siebie.

– Wcale się nie dziwię. My też nie wiedzieliśmy, kto to, ale aż za dobrze znamy nazwisko jego pracodawcy. Nie zgadniecie, kto to jest.

Ivan zbliżył się do Pavla tak szybko, że przerażony śmiertelnik pobladł i wybałuszył oczy. Złapał go za koszulę i przyciągnął do siebie.

– Nie wymądrzaj się, Pavel. Mów, co wiesz, i to już. Pavel przełknął ślinę.

– Laszlo Veszto pracuje w Romatechu.

Ivan puścił go i się cofnął. Cholera. Mógł się tego domyślić. Za wszystkim kryje się Roman Draganesti. Sukinsyn od lat był mu cierniem w boku. Bardzo bolesnym cierniem. Przechylił głowę, poruszył karkiem, aż zachrzęściły kręgi.

Pavel się wzdrygnął.

– Laszlo pracuje na zmianie dziennej czy nocnej?

– Chyba… na nocnej.

Wampir. Dlatego Shannie Whelan udało się zniknąć.

– Masz jego adres?

– Tak. – Wyjął z kieszeni karteczkę.

– Świetnie. – Ivan przeczytał. – W ciągu dnia macie obserwować dwie nowe lokalizacje – mieszkanie Laszlo Veszty i kamienicę Romana Draganestiego. – Zazgrzytał zębami. – Na Upper East Side.

– Tak jest, sir. – Pavel się zawahał. – Czy mogę… odejść?

– Jeśli uda ci się, zanim moje dziewczyny uznają, że smakowity z ciebie kąsek.

Chłopak zaklął pod nosem i rzucił się do drzwi. Ivan podał karteczkę Alkowi.

– Jedź tam z paroma ludźmi. I przed świtem sprowadźcie mi tu pana Vesztę w jednym kawałku.

– Tak jest, sir. – Schował arkusik do kieszeni. – Wygląda na to, że Draganesti ma dziewczynę. Po co mu ona?

– Nie wiem. – Ivan odszedł do biurka. – Nie sądzę, żeby chciał ją zabić dla pieniędzy. To mięczak.

Da. I bez tego ma mnóstwo forsy.

Co do cholery planuje ten drań? Czyżby chciał pokrzyżować plany Ivana? Pieprzona swołocz. Spojrzał na przedarte zaproszenie w koszu na śmieci.

– Niech Vladimir obserwuje jego dom. Dziewczyna pewnie tam jest. No, już.

– Tak jest, sir. – Alek zamknął za sobą drzwi.

Ivan wyjął zaproszenie z kosza. To najprostszy sposób konfrontacji z Draganestim. Inaczej do niego nie dotrze, cały czas otaczają go szkockie wampiry.

Nic dziwnego, że Draganesti przywiązywał taką wagę do ochrony. Było już parę zamachów na jego życie. Ludzie Romana unieszkodliwili kilka bomb w siedzibie Romatechu – znalazły się tam za sprawą Prawdziwych, sekretnego stowarzyszenia wampirów. Niestety, bomby rozbrojono, zanim wybuchły.

Grzebał w szufladzie, aż znalazł taśmę klejącą. Starannie skleił połówki zaproszenia. Wstęp na konferencję mieli tylko zaproszeni goście i po raz pierwszy od lat Ivan i kilka zaufanych osób weźmie w niej udział. Najwyższy czas, żeby Roman Draganesti zrozumiał, że z Ivanem Petrovskim się nie zadziera.

Bo Ivan to nie tylko przywódca rosyjskiego klanu. Stoi także na czele Prawdziwych i zadba, by tegoroczny bal przeszedł do historii.

Загрузка...