Rozdział 25

Jesteś pewna, że chcesz tam wejść sama? – Phil zaparkował naprzeciwko domu Petrovskiego.

– Będę sama tylko przez chwilę. – Shanna zajrzała do torebki, wypchanej liną do związania jeńców. Wyjęła komórkę pożyczoną od Howarda Barra i wystukała domowy numer Romana; dopiero co nauczyła się go na pamięć.

– Barr – odezwał się szef dziennej zmiany.

– Jesteśmy na miejscu. Wchodzę.

– Dobrze. Nie rozłączaj się – polecił Howard nosowym głosem. – Proszę, daję Romana.

– Uważaj na siebie – poprosił.

– Nic mi nie będzie. Przecież jest tu Phil. – Otworzyła drzwi. – Wkładam telefon do torebki. Do zobaczenia. – Wrzuciła otwarty aparat do torebki.

Phil skinął głową. Wysiadła z samochodu i poszła w stronę domu Petrovskiego.

W Romatechu podała Romanowi kolejną dawkę preparatu; wrócili do jego domu, i tam, wraz z Howardem Barrem, uknuli plan odbicia Laszla. Sprzeciwiała się pomysłowi Romana, że po prostu zadzwoni tam i się teleportuje. Mógłby niechcący wylądować w pokoju zalanym światłem słonecznym. I tak, przy wsparciu Howarda, zdołała go namówić, żeby pozwolił jej na udział w akcji.

Zatrzymała się przed domem Petrovskiego i rozejrzała po ulicy. Phil czekał w czarnym sedanie. Jej uwagę zwróciło jeszcze jedno auto – czarny SUV po drugiej stronie. Wyglądał tak samo jak samochód, który nie tak dawno ją śledził, ale one wszystkie są podobne. W mieście jest ich pełno.

Przycisnęła torebkę do piersi. Telefon był tuż tuż, a Roman słuchał. Wbiegła na schodki, zadzwoniła do drzwi.

Otworzyły się. W progu stanął łysy facet z siwiejącą bródką. Łypnął na nią groźnie.

– Czego?

– Nazywam się Shanna Whelan. Podobno mnie szukacie? Wybałuszył oczy, złapał ją za rękę i wciągnął do środka.

– Ależ głupia suka – sapnął z cudzoziemskim akcentem i zatrzasnął drzwi.

Cofnęła się. Za jasno tu, światło wpada przez okno nad drzwiami. Zobaczyła drzwi na bocznej ścianie i znalazła się w niedużym saloniku. Wytarty dywan, stare, zniszczone meble. Światło słoneczne sączyło się spomiędzy wiekowych żaluzji.

Rosjanin szedł za nią.

– Dziwne. Albo ci życie niemiłe, albo to jakiś podstęp. – Rozpiął marynarkę i odsłonił kaburę pod pachą. Shanna podeszła do okna.

– Żaden podstęp, po prostu nie mam już siły uciekać. Schował broń.

– Wiesz przecież, że Petrovsky cię zabije.

– Dogadam się z nim. – Podeszła do okna. – Widzisz, byłam w domu Romana Draganestiego i wiem sporo o jego zabezpieczeniach.

Zmrużył oczy.

– Życie za informacje.

– Taki mam plan. – Opuściła żaluzje.

– Daj torbę, muszę ją przeszukać.

Odstawiła ją na krzesło. Rosjanin szedł w jej stronę, ona tymczasem szybko opuściła rolety.

– No proszę – powiedziała głośno. – Jak tu ciemno i przytulnie.

Zajrzał do torebki, wyjął komórkę.

– A co to? – Zamknął aparat i przerwał połączenie.

Ale Romanowi wystarczyło jedno zdanie; już zmaterializował się w pomieszczeniu. Z wampiryczną szybkością odebrał Rosjaninowi broń i zdzielił go w szczękę. Mężczyzna runął jak długi.

Shanna wyjęła z torebki zwój liny i podała Romanowi. Związał ochroniarza.

– Dobrze idzie – szepnęła. – Jak się czujesz?

– W porządku. – Podał jej broń Rosjanina. – W razie czego, strzelaj.

Skinęła głową.

– Zaraz wracam. – Oddalił się.

Wiedziała, że inni śmiertelni strażnicy, jeśli tu są, skojarzą, co się dzieje. Powali ich, zwiąże i będzie szukał chemika. Wzięła telefon, zadzwoniła do rezydencji.

– Howard? Jesteś tam?

– Tak. Jak idzie?

– Radzimy sobie, niedługo wracamy. – Odłożyła aparat koło torebki.

Nagle drzwi się otworzyły. Odruchowo podniosła pistolet Rosjanina. Kroki w holu, i po chwili w progu stanęło dwóch mężczyzn w czarnych garniturach z pistoletami w dłoniach.

Otworzyła usta z wrażenia. Zamrugała szybko.

– Tata?

Sean Dermot Whelan wyglądał tak samo, jak rok wcześniej, gdy go widziała po raz ostatni. Może w złotorudych włosach było nieco więcej siwych kosmyków, ale w spojrzeniu, jak zawsze, kryła się czujność. Opuścił broń.

– Shanna, nic ci nie jest? – Wszedł do saloniku, rozejrzał się, zmarszczył brwi na widok nieprzytomnego mężczyzny na podłodze.

– Tato! – Upuściła pożyczoną broń obok torebki. Podbiegła do niego, uściskała.

– Kochanie. – Jedną ręką trzymał broń, drugą ją objął. – Śmiertelnie mnie przeraziłaś, wchodząc do tego domu Co ty tu robisz?

Odsunęła się.

– Mogłabym zadać ci to samo pytanie. Myślałam, że jesteś na Litwie.

– Wróciłem jakiś czas temu. – Dotknął jej twarzy. – Dzięki Bogu, jesteś cała i zdrowa. Bardzo się o ciebie martwiłem.

– Nic mi nie jest. – Objęła go. – Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę. Co u mamy i…

– Później – wpadł jej w słowo. – Teraz musimy wydostać się stąd. – Spojrzał na jej torebkę. – Zabieraj swoje rzeczy.

Do saloniku wszedł drugi mężczyzna, młody.

– Hol jest czysty. – Wskazał korytarz.

Zerknęła na torebkę. Telefon leżał na krześle. Jak może stąd wyjść bez Romana? I jak wyjaśni ojcu, co tu robi? Bardzo ją ucieszyło spotkanie, zastanawiała się jednak, skąd on się tu wziął.

– Widziałeś, jak wchodziłam?

– Od tygodni obserwujemy dom Petrovskiego. Draganestiego też. – Wskazał towarzysza ruchem głowy. – To Garrett.

– Cześć. – Przywitała się z nim i szybko wróciła wzrokiem do ojca. Wreszcie zrozumiała. – To wy byliście w czarnym SUV-ie po drugiej stronie ulicy.

– Tak. – Machnął ze zniecierpliwieniem ręką. – Chodź już, w tym domu może być jeszcze z tuzin rosyjskich żołnierzy mafii. Nie możemy tak sobie tu gawędzić.

– Ja… nie jestem sama. Zmrużył niebieskie oczy.

– Weszłaś sama, ale był z tobą kierowca…

– Rzuć broń! – Phil stał w drzwiach i celował do Seana i Garretta. Odwrócili się w jego stronę.

– Nie strzelaj! – krzyknęła Shanna.

Phil nie opuszczał pistoletu. Podejrzliwie przyglądał się facetom w czerni.

– Nic ci nie jest? Chodź już. Sean zastąpił jej drogę.

– Nigdzie z tobą nie pójdzie. Kim ty w ogóle jesteś?

– Ochroniarzem – odparł Phil. – Odpowiedzialnym za jej bezpieczeństwo. Proszę się usunąć, pozwolić jej przejść.

– A ja jestem jej ojcem. Nigdzie nie pójdzie.

– Och, wiem aż za dobrze, coś ty za jeden. – Phil skrzywił się pogardliwie. – CIA, projekt „Trumna”.

– Co? – Garrett i ojciec Shanny wymienili spojrzenia. – Skąd oni wiedzą?

CIA? Wodziła wzrokiem od jednego do drugiego i usiłowała się zorientować, o co w tym wszystkim chodzi. Ojciec zawsze twierdził, że pracuje w Departamencie Stanu, ale jedno można powiedzieć – teraz nie zachowywał się jak dyplomata. I co to jest projekt „Trumna”?

– To pewnie dzienny strażnik Draganestiego. – Głos Seana ociekał pogardą. – Zdradziłeś ludzkość. Pracujesz na rzecz wampira.

Sapnęła głośno. Ojciec wie o wampirach?

– Rzuć broń. – Za plecami Phila stanął kolejny facet w czerni. Phil odwrócił się i z przekleństwem na ustach upuścił broń.

– Dobra robota, Austin – mruknął Sean. Podszedł do Phila, zabrał mu pistolet.

– Jesteś człowiekiem, więc pozwolę ci odejść. Wracaj do potwora, któremu służysz, i powiedz mu, że jego dni, a właściwie noce, są policzone. Likwidujemy wampiry, i nic nie może na to poradzić.

Phil spojrzał na Shannę niespokojnie.

– Nic mi nie będzie. Idź. – Odprowadzała go wzrokiem. Jezu, co za bałagan. Jej ojciec przywódcą zabójców wampirów?

Garrett zdawał się potwierdzać jej podejrzenia. Wyjął kołek z kieszeni.

– Skoro już tu jesteśmy, może załatwimy kilka wampirów?

– Na pewno mają ochronę. – Do saloniku wszedł mężczyzna o imieniu Austin, młody blondyn o niesfornej czuprynie. Spojrzał na Rosjanina na podłodze. – Zazwyczaj w ciągu dnia w tym domu jest dziesięciu, dwunastu mężczyzn uzbrojonych po zęby. Nie widziałem, żeby wychodzili, więc gdzie są?

Sean skinął głową.

– Za cicho tu. – Spojrzał na Shannę. – Mówiłaś, że nie jesteś sama?

Z trudem przełknęła ślinę; mówiła, zanim się dowiedziała, że jej ojciec jest zabójcą wampirów. Jeśli on i jego ludzie zaczną sprawdzać dom w poszukiwaniu wampirów do zabicia, mogą skrzywdzić Romana albo Laszlo.

– Myliłam się. Chodźmy już. – Schyliła się po torebkę. Telefon nadal działał. Podniosła głos. Oby Howard Barr ją usłyszał.

– Idę z tobą, tato.

Sean porwał telefon, odczytał numer, podniósł aparat do ucha.

– Halo? Kto tam? – Spojrzał na córkę. – Rozłączył się.

– Złożył telefon i wsunął do kieszeni. – Co tu się dzieje, Shanno?

– Nic. – Nonszalancko zarzuciła torebkę na ramię. – Jestem gotowa. Idziemy? – Nie szkodzi, że ojciec zabrał aparat. Roman może skorzystać z innego, żeby wrócić do domu, a tam Phil i Howard Barr powiedzą mu, co się z nią stało. Teraz najważniejsze, to zabrać ich stąd, jak najdalej od Romana.

– Idziemy – ruszyła do drzwi.

– Chwileczkę. – Sean powstrzymał ją ruchem ręki. – Nie zdziwiłaś się, słysząc o wampirach. – Przyglądał się jej uważnie.

– Spędziłaś sporo czasu w domu Draganestiego. Wiesz, że to potwór, prawda?

– Wiem, że musimy zmykać, zanim nas tu zdybie mafia. Odgarnął jej włosy, oglądał kark.

– Czy ten potwór cię ukąsił?

– To nie potwór. – Shanna się cofnęła. – Skoro obserwowaliście i jego, i Petrovskiego, wiecie, że są zupełnie inni. Roman to dobry człowiek.

Ojciec skrzywił się z niesmakiem.

– To drań z piekła rodem.

– Nieprawda! Ryzykował życiem, żeby mnie chronić.

– Syndrom sztokholmski – mruknął Garrett. Sean skinął głową. Zmrużył oczy.

– Wpuściłaś go, Shanno?

Do umysłu? Tak. Do serca i ciała także, ale nie powie tego ojcu. Chciał go zabić, a gdyby się dowiedział, Roman stałby się celem numer jeden. Musi ostrzec ukochanego przed nowym niebezpieczeństwem. Ale może już wie o projekcie „Trumna”. Phil wiedział.

– Wszystko, co zrobiłam, zrobiłam z własnej woli.

Sean przekrzywił głowę. Przyglądał się jej.

– Zobaczymy.

Pokój wypełnił się ruchem. Roman zatrzymał się gwałtownie, taszczył na plecach Laszla.

– Słyszałem głosy. Co tu się dzieje?

Sean, Austin i Garrett z pistoletami w dłoniach wpatrywali się w niego.

Posłał Shannie pytające spojrzenie.

– Znasz ich? Wskazała głową ojca.

– Mój tata uznał, że potrzebuję wsparcia. Sean zamrugał.

– To niemożliwe. Wampir za dnia?

– I taki szybki – sapnął Austin. – W ogóle nie wiem, kiedy się tu zjawił.

Roman zmarszczył brwi.

– Sean Whelan? Sean skinął głową – A to pan Draganesti. Obrzydliwy potwór, który uwięził moją córkę.

Roman zacisnął usta w wąską kreskę.

– Ona jest innego zdania, prawda, Shanno? Zobaczyła, że Garrett staje za Romanem. Miał kołek w dłoni.

– Musisz stąd wyjść.

– Bez ciebie się nie ruszę.

– Drań. – Sean wyjął drewniany kołek z kieszeni. – Nie wiem, co zrobiłeś mojej córce, ale słono za to zapłacisz.

Podbiegła do ojca w nadziei, że jej bliskość nie pozwoli mu zaatakować Romana.

Biedak stał wpatrzony w nią, narażony na ciosy.

– Idź!

– Widzisz? – Sean objął córkę. – Zostaje ze mną. Ba, wstąpi do mojej drużyny.

Roman wyglądał, jakby było mu niedobrze.

– To prawda, Shanno? Chcesz mnie zabić? Jej oczy zaszły łzami.

Za tobą jest facet z kołkiem.

Roman zerknął za siebie, zobaczył Garretta. Posłał Shannie jeszcze jedno udręczone spojrzenie i pobiegł na górę.

– Za nim! – ryknął Sean. Austin i Garrett rzucili się do schodów.

Sean puścił Shannę i spojrzał na nią z rozczarowaniem.

– Ostrzegłaś go, prawda? Współczujesz potworowi, który cię uwięził.

– To nie potwór. I wcale mnie nie uwięził! Odeszłam, kiedy chciałam.

– A potem do niego wróciłaś. Spójrzmy prawdzie w oczy: opanował cię. To ich sposób działania. Manipulują ofiarami, aż te nie wiedzą już, gdzie jest prawda.

Po jej policzkach spływały łzy.

– Nie. Prawda jest taka, że śmierć nie zmienia człowieka. Źli ludzie, tacy jak Ivan Petrovsky, stają się złymi wampirami. Ale inni, jak Roman Draganesti, na zawsze pozostają uczciwi i szlachetni.

Zacisnął usta.

– W wampirach nie ma ani krzty honoru czy szlachetności. To seryjni zabójcy. Od stuleci bezkarnie mordują. – Pochylił się nad nią. – Ale z tym już koniec.

Przeszył ją dreszcz.

– Nie zabijesz wszystkich.

– Ależ owszem. Wbijemy kołki w ich serca, po kolei, aż uwolnimy świat od tej zarazy.

Austin i Garrett wrócili na dół.

– Nie ma go – powiedział Austin. – Zniknął, na piętrze znaleźliśmy tylko odłożoną słuchawkę.

Odetchnęła z ulgą. Roman jest bezpieczny. W domu nic mu nie grozi, ale zadręcza się myślą, że go zdradziła. Musi do niego wrócić.

Ojciec chwycił ją za ramię.

– Idziesz z nami.

Piętnaście minut później siedziała wraz z ojcem na tylnym siedzeniu SUV-a. Austin prowadził, Garrett siedział koło niego.

Wyjrzała przez okno – jechali na Manhattan, zbliżali się do mostu brooklyńskiego.

Roman pewnie jest w swoim pokoju, na górze. Oby środek przestał już działać. Jeśli śpi, nie cierpi. No i Laszlo obudzi się wieczorem w przyjaznym, bezpiecznym miejscu. Miała łzy w oczach, ale opanowała się. – Nie chciała płakać przy ojcu.

– Zdaję sobie sprawę, że masz za sobą ciężki czas – zaczął Sean łagodnie. – Ale już po wszystkim. Nic ci nie grozi.

Nic, poza złamanym sercem, jeśli nigdy więcej nie zobaczy Romana. Odchrząknęła.

– Jak mama?

– Dobrze. Jest w kraju. Twoje rodzeństwo też, ale niestety na razie nie możesz się z nimi spotkać.

Skinęła głową.

– Bardzo mi przykro, że zginęła twoja przyjaciółka – ciągnął. – Wypytywałem o ciebie w Departamencie Sprawiedliwości, ale nie mogli mi nic powiedzieć. Zamartwiali się o ciebie.

– Nic mi nie jest. Było ciężko, ale dałam sobie radę. – Zanim znalazła się w świecie Romana, była bardzo samotna. Już za nim tęskniła. I za Radinką, Gregorim, Connorem. Odkąd straciła Karen, oni okazali się pierwszymi prawdziwymi przyjaciółmi.

– Przypadkiem dowiedziałem się, gdzie jesteś – mówił ojciec. – Moja ekipa od wielu tygodni obserwowała Petrovskiego. Jego dom jest na podsłuchu, telefon też. Słyszeliśmy, jak zadzwonił do gabinetu Promienny Uśmiech. Poznałem cię po głosie i zrozumiałem, że chcą cię zabić.

Wzdrygnęła się na samo wspomnienie tamtego koszmaru.

– Pojechaliśmy do gabinetu, ale ciebie już tam nie było. Wiedzieliśmy, że Petrovsky cię nie dopadł. Wpadłem w panikę. Garrett obserwował dom Draganestiego i widział, jak wychodzisz. Niestety, zgubił cię.

– Obawiałem się, że tamten Rosjanin ją zabije – mruknął Garrett.

– Na szczęście zadzwoniłaś do pizzerii. Ich też mieliśmy na podsłuchu, więc cię odnaleźliśmy. Czekaliśmy przed hotelem, potem pojechaliśmy za tobą… i znów zgubiliśmy.

Garrett poczerwieniał.

Shannie zrobiło się go żal. Sprawić zawód jej ojcu to poważna sprawa.

– Teraz pracujesz w CIA?

– Teraz i zawsze.

– Och. – Powstrzymała jęk. A więc od lat ich okłamywał.

– Ostatnio dostałem nowe zlecenie – mam stworzyć specjalny zespół do zlikwidowania największego zagrożenia w historii ludzkości.

Z trudem przełknęła ślinę.

– Wampiry?

– Tak. – Padł na siedzenie. – Pięć miesięcy temu, w St. Petersburgu, zobaczyłem, jak mężczyzna atakuje kobietę. Wyjąłem broń, krzyczałem, że ma ją puścić i się cofnąć. Puścił ją. Osunęła się na śnieg. Strzeliłem – nie przejął się. I wtedy poczułem chłód w głowie i głos, który kazał mi zapomnieć. Mężczyzna zniknął. Kobieta była martwa i miała na szyi dwie ranki. – Wzruszył ramionami. – Pewnie nieraz ich widziano w ciągu minionych wieków, ale modyfikowali ludziom pamięć, żebyśmy zapomnieli o tym, co widzimy. W moim wypadku mu się nie udało.

– Jesteś odporny na kontrolę umysłu.

– Jak my wszyscy, cały zespół. Dlatego jest nas tak mało. Na całym świecie bardzo niewiele osób jest w stanie oprzeć się kontroli umysłu, a tylko my możemy pokonać te potwory.

Odetchnęła głęboko, absorbowała te rewelacje.

– Od… Od jak dawna wiesz o tym darze? Wzruszył ramionami.

– Od jakichś trzydziestu lat. Kiedy wstąpiłem do CIA, odkryli to i zrobili mi testy, nauczyli tym kierować, manipulować ludzkimi umysłami. Przydaje się, kiedy ma się do czynienia z hołotą.

– Od początku byłeś szpiegiem, a nam mówiłeś, że jesteś dyplomatą.

– Matka nie mogła się dowiedzieć. I bez tego było jej ciężko, ciągle się przeprowadzaliśmy, ciągle za granicą.

Przypomniała sobie mamę – zawsze pogodna i uśmiechnięta. Była opoką, źródłem wsparcia dla dzieci, traktowała rewolucje w ich życiu jako kolejne przygody.

– Świetnie sobie radziła. Ojciec się skrzywił.

– Początkowo nie. Ale z czasem wiedziałem, jak sobie z tym radzić i osiągałem lepsze rezultaty.

Radzić? W jej sercu zrodziło się straszne podejrzenie.

– Jak to: radzić?

– Wspierałem ją. Mentalnie. Dzięki temu znosiła to o wiele lepiej.

Straszne przeczucie przeradzało się w pewność.

– Manipulowałeś mamą?

Mężczyźni na przednich fotelach wymienili spojrzenia. Sean spojrzał na nią z irytacją.

– Nie dramatyzuj. Po prostu pomogłem jej zachować równowagę psychiczną. W innym wypadku biedaczka załamałaby się nerwowo.

Zazgrzytała zębami.

– Robiłeś to dla jej dobra?

– No, tak. Wam też pomagałem. Łatwiej mi było pracować, kiedy w domu był spokój.

Narastał w niej gniew.

– Kontrolowałeś nas? Byliśmy taką Rodzinką ze Stepford, tak?

– Uspokój się. Jesteś za dorosła na fochy. Zacisnęła pięści, oddychała głęboko.

Nie wierzyła własnym uszom. Przez tyle lat tęskniła za rodziną. Czyżby wszystko, całe jej dzieciństwo, to jedno wielkie kłamstwo? Nic nie było prawdziwe?

Nagle poczuła przypływ ciepła, coś atakowało jej umysł. Zamknęła oczy, odparła atak.

– Tak jest – szepnął Sean.

Uniosła powieki, spojrzała na ojca. Nacisk zelżał.

– To ty?

Wzruszył ramionami.

– Sprawdzałem, jak się trzymasz. Zawsze uważałem, że jesteś najsilniejsza. A im bardziej mnie zwalczałaś, tym większa była twoja moc.

Zaparło jej dech.

– I dlatego mnie odesłałeś. Nie mogłeś nade mną zapanować.

– Ej! – Pogroził jej palcem. – Wydałem na ciebie majątek. Zdobyłaś najlepsze wykształcenie. Nie masz powodów do narzekań.

Czuła łzy pod powiekami.

– Tęskniłam za wami. Poklepał jej dłoń.

– My za tobą też. Zawsze byłem z ciebie dumny, Shanno. Wiedziałem, że pewnego dnia będziesz tak silna jak ja.

Odsunęła się od niego. Dobry Boże. Czy w ogóle znała matkę? Rodzeństwo? A może to tylko roboty za sprawą ojca? Przez tyle lat cierpiała, że ją odesłali. Teraz sobie uświadomiła, jak wielkie miała szczęście. Mogła dorosnąć wolna, wyrobić sobie własny światopogląd.

To, co robi ojciec, jest złe. Likwidacja wszystkich wampirów to czystka etniczna. Zbrodnia nienawiści.

Wyjrzała przez okno. Co robić?

– Powiedz, jakim cudem Draganesti był przytomny za dnia? – zagadnął ojciec.

– To genialny naukowiec. Testował nowy środek. Ryzykował życie, żeby ratować przyjaciela.

Sean się żachnął.

– Mówisz o nim jak o bohaterze. Uwierz mi, jeśli zgłodnieje, nie zawaha się ciebie zabić.

Zazgrzytała zębami.

– Wynalazł syntetyczną krew. Ocalił miliony istnień ludzkich.

– Pewnie tylko po to, żeby on i jego kumple mieli więcej jedzenia.

Spojrzała na niego.

– Gdybyś go dobrze poznał, wiedziałbyś, że to dobry człowiek. Ale ty nawet nie próbujesz. Chcesz ich wszystkich zniszczyć.

Zmarszczył brwi.

– Zapominasz o bardzo ważnej rzeczy. To już nie ludzie. To mordercy.

– Owszem, to ludzie. Roman i jego klan nie atakują ludzi. Chcą nas chronić. To Petrovsky i Malkontenci nas atakują.

Pokręcił głową.

– Syntetyczna krew to nowość. Zanim Draganesti ją wynalazł, też żywił się ludzką krwią. To potwory. Nie zrobisz z nich świętych.

Westchnęła. Ojciec zawsze był uparty.

– Są dwa rodzaje wampirów – współczesne, pokojowo nastawione, i Malkontenci.

– A my zabijemy wszystkich – dokończył Sean.

– W tym co mówi, może być ziarno prawdy – odezwał się Austin. – Podsłuchiwałem Petrovskiego. Draganesti to jego największy wróg. Była mowa o wojnie wampirów.

– Super – mruknął Garrett. Sean spojrzał na córkę.

– Te wybuchy w Romatechu… Wiesz, kto za tym stoi?

– Petrovsky i Malkontenci. Chcą zniszczyć całe zapasy krwi syntetycznej i zmusić wampiry do zabijania ludzi.

– Co jeszcze wiesz?

– Roman i jego przyjaciele nie chcą do tego dopuścić. Są gotowi za nas walczyć.

Zmrużył oczy.

– Jakoś trudno mi w to uwierzyć.

– A niech walczą – rzucił Garrett. – Może się wzajemnie wykończą. I ułatwią nam zadanie.

Roman, Connor, Ian i inni Szkoci mieliby ryzykować życie w walce? Zrobiło jej się niedobrze na tę myśl. Może mogłaby ich jakoś powstrzymać.

Samochód skręcił na podjazd przed hotelem.

– Tu się zatrzymamy? – zapytała.

– Tylko ty. Austin z tobą zostanie, na wszelki wypadek. Garrett i ja musimy coś załatwić.

Zostawią ją ze strażnikiem. Trudno będzie skontaktować się z Romanem.

– Jak już mówiłem – ciągnął ojciec – nasz zespół jest mały. Wszędzie szukam ludzi zdolnych oprzeć się manipulacji umysłem. Każdy Amerykanin o takim darze ma moralny obowiązek do nas dołączyć.

Przełknęła ślinę. Czyżby miał ją na myśli?

– Chcę przez to powiedzieć, iż chciałbym, żebyś została jedną z nas.

O tak.

– Mam zabijać wampiry?

– Chronić świat przed demonami. Jest nas tragicznie mało. Potrzebujemy ciebie. W każdej chwili możesz zacząć szkolenie w CIA.

– Ja już mam zawód. Jestem dentystką. Zbył ją machnięciem ręki.

– To nie powołanie. Bóg dał ci dar, możliwość walki z zakałą tego świata. Nie możesz tego odrzucić.

Pracować dla ojca? Bomba. Już miała mu powiedzieć, żeby dał jej święty spokój. Pragnęła tylko jednego – być z Romanem. Ale jeśli to sprawi, że dla ojca on stanie się celem numer jeden? Nie, lepiej się nie sprzeciwiać.

Z czasem przekona go, że naprawdę istnieją także dobre wampiry.

Może kiedyś znów będzie z Romanem.

Jeśli odmówi, a on i jego zespół zaczną mordować, jak zdoła z tym żyć? Roman robił co w jego mocy, by ją chronić. Teraz jej kolej.

Samochód zatrzymał się przed hotelem.

Odetchnęła głęboko.

– Dobrze, tato. Przemyślę to.

Загрузка...