7

Linnet powoli otworzyła oczy. Agnes pochylała się nad ogniem, mieszając coś pachnącego apetycznie w wielkim, czarnym saganie. Odwróciła się i uśmiechnęła do Linnet.

– Cieszę się, że znów z nami jesteś.

Linnet chciała poruszyć ręką, ale stwierdziła, że ma niewiarygodnie zdrętwiałe i obolałe ciało.

– Co ja tu robię?

_ Nie pamiętasz? – Agnes przykryła czajnik. – Cord przyjechał tu wczoraj i powiedział, że zgubiłaś się w czasie burzy. Poszliśmy cię szukać.

– Tak powiedział? – zapytała Linnet, przypomniawszy sobie wszystko.

Agnes uniosła brwi.

– Cord nie jest taki zły, tylko czasem dziwnie się zachowuje. A swoją drogą nie słyszałam, by któraś z dziewcząt się na niego skarżyła.

I No to teraz słyszysz. – Linnet najwyraźniej nie miała ochoty na dyskusje o Cordzie.

– Proszę, musisz to wypić. – Agnes podała jej kubek pełen parującego płynu. – Przez kilka dni będziesz słaba i obolała, ale zaopiekujemy się tobą.

Agnes, ja tu nie mogę zostać. – Linnet chciała usiąść; udało jej się to dopiero przy pomocy Agnes. Chyba już to słyszałam, kiedy przyjechałaś do Sweetbriar, i nie mam zamiaru wysłuchiwać tego po raz drugi.

Linnet roześmiała się, ale zaraz musiała się opanować tak bardzo bolały ją mięśnie brzucha. Agnes uśmiechnęła się do niej.

– A teraz spróbuję cię nakarmić czymś smacznym.

Linnet wbiła igłę w tkaninę. Była już w domu Agnes od tygodnia i za każdym razem, gdy wspominała o opuszczeniu go, cała rodzina zgodnie się temu sprzeciwiała. Słyszała o powrocie Devona, ale nie pojawił się, by ją odwiedzić. Agnes przystanęła p0 drugiej stronie ramy i przesunęła dłonią po wzorze. Przyjrzała mu się krytycznie.

– Rdza Sharonu. To mój ulubiony wzór. Czy to należało do pani Macalister? – zapytała Linnet przerywając szycie.

– Do matki Maca. Ona nigdy nie pozwoliła nazywać się mamą. Musieli do niej mówić „matko".

Linnet popatrzyła na tkaninę. Devon nie odwiedził jej od czasu owej niefortunnej wycieczki, a teraz nie miał nawet pretekstu, by to zrobić.

– To znaczy, że znałaś jego matkę. Jaka ona była?

– Och, to była bardzo elegancka dama. Slade, to znaczy ojciec Maca, pojechał na północ, żeby za robić trochę grosza na otwarcie sklepu w Kentucky.

My wszyscy. Tuckerowie, Starkowie, Lyttle i ja mieszkaliśmy wtedy w Północnej Karolinie. Nie by łam jeszcze wtedy mężatką. Jak mówiłam, Slade pojechał na północ. – Agnes urwała i westchnęła. – Slade Macalister był przystojnym mężczyzną, wysokim, ciemnowłosym, barczystym. A chodził cicho jak kot

– Jak Devon – szepnęła do siebie Linnet

Agnes milczała, ale Linnet nie dodała ani słowa.

Gdy Slade wrócił z północy, przywiózł sobie narzeczoną. Była śliczna mówiła dziwnie, a on obchodził się z nią jak z jajkiem. – Zauważyła, że Linnet trzyma toporny kubek z ziółkami jak filiżankę z najdelikatniejszej porcelany. – Gdy przyjechali, była już w ciąży. Zaraz po narodzinach bliźniąt wyruszyliśmy do Kentucky. Potem zaczęły się kłopoty z tą żoną Slade'a. Narzekała przez całą drogę, później nie podobała jej się ciężka praca. Mieliśmy jej powyżej dziurek w nosie, ale Slade bardzo ją kochał. Nigdy jeszcze nie widziałam mężczyzny tak zapatrzonego w jakąś kobietę. – Agnes roześmiała się, jakby coś ją rozbawiło. – Ale chyba jednak do czegoś się ta jego żona nadawała, bo widać było, że Slade wstawał rano bardziej zmęczony, niż kładł się spać.

Linnet jeszcze niżej pochyliła głowę, by nie było widać zaróżowionych policzków.

– Przyznaję, że nie można jej winić za wszystko.

Slade mówił mi, że wychowała się w domu, gdzie na ścianach wisiały sznurki i wystarczyło za jeden pociągnąć, a zaraz jakiś mężczyzna czy jakaś kobieta przybiegali pędem, by spełnić jej życzenie.

Linnet popatrzyła na nią zdziwiona. Miała ochotę powiedzieć, że i ona mieszkała w takim domu, dopóki nie wyczerpały się złoża w kopalniach jej ojca i wszystko zostało sprzedane na spłatę długów.

– A co z Devonem? – zapytała cicho.

– Ach, ci chłopcy! Chociaż bliźnięta, trudno byłoby znaleźć bardziej różne charaktery. Kevin wyglądał jak matka, miał jasne, kręcone włosy, jasną skórę. Mac bardziej przypominał ojca, tyle że miał niebieskie oczy. Slade stopniowo odsuwał się od Sweetbriar. Chyba zaczęły do niego docierać narzekania żony. Ale wtedy zaczęły się walki z Indianami.

– Jakimi Indianami?

– Matka Slade'a była czystej krwi Shawnee, pochodziła z jakiejś ważnej rodziny i jej krewni często przyjeżdżali, żeby zobaczyć się z bliźniętami. To przerażało ich matkę, która zaczęła zamykać dzieci w domu Pokłócili się nawet o to ze Slade'em, słychać było na milę. Ale gdy bliźnięta podrosły i zaczęły chodzić same sobie z tym poradziły. Przynajmniej Mac. – Roześmiała się.

– Jak Devon to robił?

– To było najsprytniejsze stworzenie, jakie widziałam. Zawsze potrafił znaleźć sobie kryjówkę. Pamiętam, jak Slade złoił mu skórę, gdy go dorwał na dachu. Dzieciak miał wtedy zaledwie cztery lata i nie mani pojęcia, jak się tam dostał. – Śmiejąc się, nie przestawała szyć.

– Ale co stało się z jego matką i gdzie jest Kevin?

Agnes westchnęła.

– To naprawdę smutna historia. Gdy chłopcy mieli jakieś pięć lat, a pani Macalister dała za wygraną i nie zamykała ich już w domu, znalazła kiedyś Maca z jakimś indiańskim chłopcem, który uczył go swojego języka. Obaj mieli na sobie skórzane ubrania i byli usmarowani ziemią. Biedna kobieta zaczęła tak wrzeszczeć, że prawie oszalała.

– Dlaczego? – zapytała ze szczerym zdziwieniem Linnet.

Agnes uśmiechnęła się do niej z sympatią. Nawet po tym, co ją spotkało, dziewczyna nie czuła nienawiści do Indian.

– Pewnie nie mogła znieść, że szwenda się z indiańskimi dzieciakami. Z Kevinem było inaczej: ten zawsze słuchał matki. Ale nie Mac. Tego wieczoru słyszeliśmy, jak ona wrzeszczy do Slade'a, że wraca na wschód i zabiera ze sobą chłopców. Dwa dni później przechodzili tędy jacyś misjonarze i pojechała z nimi

Kevina wzięła ze sobą. Nigdy więcej jej nie widzieliśmy

– A co z Devonem? Jak mogła zostawić tak małe dziecko?

Agnes pokręciła głową

– Nie wiem, ale zrobiła to. Tuliła go do siebie, całowała i powtarzała, że go bardzo kocha. Potem wsiadła do wozu i odjechała.

– A co na to Devon? – zapytała cicho Linnet.

– Miał wtedy pięć lat. Postał tam przez chwilę, odwrócił się i poszedł do sklepu. Pomyśleliśmy wszyscy że jest za mały, żeby to zrozumieć. P Ale myliliście się – stwierdziła dobitnie Linnet

Agnes smutno pokręciła głową.

_- To prawda. Kilka godzin później Slade stracił go z oczu i zaczął szukać. Pomagaliśmy mu. Dwa dni później przyprowadził go jakiś Indianin, jego kuzyn. Mały wyglądał tak, jakby przez cały ten czas nie spał i nic nie jadł. Slade wyszedł mu naprzeciw i myśleliśmy, że zabierze się do bicia, ale on tylko ukląkł i rozłożył ramiona, a Mac podbiegł do niego. – Agnes urwała, by otrzeć łzę. – To było okropne. Chłopak płakał przez tyle godzin, że Slade musiał mu dać whiskey, żeby w końcu zasnął.

– Widział jeszcze kiedyś potem matkę?

– Nie, ale trzy lata temu, gdy umarł Slade, napisałam do Kevina i wysłałam mu kilka figurek zrobionych przez Maca. Odpisał, że matka niedawno umarła i przysłał narzędzia rzeźbiarskie. Cały czas mam nadzieję, że Kevin jeszcze się tu kiedyś pokaże.

Milczały przez chwilę, słuchając, jak Doyle rąbie drzewo, wszystko było nienaturalnie wyciszone przez gęsto Padający śnieg.

– Dlaczego Devon nienawidzi Corda? – Zadając to pytanie Linnet nie podniosła głowy. Bardzo chciała wiedzieć, a wolała nie ujawniać swoich uczuć przed Agnes. Agnes chyba ją zrozumiała.

– Mac poznał go dopiero, gdy skończył osiemnaście lat. Wystarczyło jedno spojrzenie, by zostali wrogami choć przez jakiś czas nie było to aż tak ostre. Każdego lata przyjeżdża tu trochę ludzi, a Cord i Mac rywalizowali ze sobą, który z nich rozkocha w sobie więcej dziewcząt.

Linnet popatrzyła na nią z niedowierzaniem. Agnes skrzywiła się.

– Wiem. To paskudne. Rozmawiałam o tym ze Slade'em, ale do niego nic nie trafiało, gdy chodziło o Maca. Uważał, że świat się kręci dookoła jego syna. A ja miałam dość łkających dziewcząt i spojrzeń wymienianych przez Maca i Corda. Ale zeszłego lata wszystko poszło inaczej. Przyjechała dziewczyna, Amy Trulock, i Mac zakochał się w niej na poważnie.

Agnes nie zwróciła uwagi na zdumienie Linnet.

– Nie było przy tym Corda, ale gdy wrócił, zaczął się jak zwykle kręcić wokół tej dziewczyny, mimo że dla Maca to była poważna sprawa. Nie dowiedziała bym się o niczym, gdyby nie to, że Mac i Lyttle kiedyś podczas polowania nakryli dziewczynę z Cordem – kąpali się bez ubrania. Od tego czasu cokolwiek zrobi Cord, wszystko doprowadza Maca do szału.

Znów milczały przez chwilę. Agnes przyglądała się Linnet, która szyła z pochyloną głową. Zastanawiała się, co ta dziewczyna czuje do Maca i co zaszło między nią a Cordem. Domyślała się, że Mac tu nie zagląda, bo jest pewien, że wie, co się stało. Sprawa z Amy Trulock zraniła go bardziej, niż chciał przyznać, i nie był jeszcze gotów choćby pomyśleć o pokochaniu kogokolwiek, zwłaszcza teraz, gdy Linnet tak długo była w lesie z Cordem. Mac nie miał zamiaru ponownie ryzykować.

Następnego dnia rano Linnet wróciła do swej oddalonej o milę chaty. Trudno jej było przekonać Agnes i resztę Emersonów, że czuje się dostatecznie dobrze i że może iść sama. Dopiero gdy popatrzyła z rozpaczą w oczach, Agnes zrozumiała, że Linneit naprawdę potrzebuje samotności.

Szła teraz lekko po mokrej ziemi, rozkoszując się świeżym powietrzem po długim tygodniu spędzonym w chacie. Gdzieniegdzie leżał jeszcze śnieg, ale większość stopniała. Linnet odetchnęła głęboko i wyrównała krok. Od czasu wczorajszej rozmowy rozmyślała o życiu Devona, o małym chłopcu płaczącym z tęsknoty za matką i dorosłym mężczyźnie, który patrzy, jak jego ukochana pływa nago z kuzynem. Rozumiała teraz, dlaczego Devon do niej nie zaglądał, nie dopytywał się o nią. Osądził ją już i uznał za winną tego samego przestępstwa, które popełniła Amy. Mogła teraz jedynie pójść do niego i opowiedzieć mu prawdę.

Ale właściwie dlaczego? Gdyby teraz poszła do niego i błagała, by jej uwierzył, sporo musiałaby się namęczyć, a poza tym stworzyłaby precedens. Potem juz zawsze będzie musiała mu się tłumaczyć. Wyobraziła sobie ich przyszłość: pięćdziesięcioletni Devon wchodzi do jej chaty na lekcję czytania i ma Pretensję do niej, siwowłosej staruszki, że interesuje się innym mężczyzną. Nie! Oddaliła od siebie te absurdalną wizję. On musi ją zaakceptować taką, jaką jest, a skoro posądza ją o sypianie z innymi, widocznie to jego problem. Musi sam zobaczyć, że ma do czynienia z Linnet Tyler, a nie z Amy Trulock. Na chwilę ogarnęła ją panika, gdy zdała sobie sprawę z następstw swojego postanowienia. Devon mógł ją po prostu zostawić. Starała się sobie wmówić ze skoro taki z niego złośnik, tylko jej wadzie na zdrowie, jeśli się go pozbędzie. Ale dobrze wiedziała, ze nie ma takiej rzeczy, której by nie zrobiła, żeby nie stracić Devona.

Gdy widać już było polanę, zauważyła dym wylatujący z komina jej chaty. Tak krotko tu mieszkała, a tak dobrze było wracać do domu. Uniosła spódnice i pobiegła do drzwi. Gdy weszła, zaparło jej dech w piersiach. Oparła się plecami o zamknięte drzwi, przyglądając się wnętrzu domu. Na kominku płonął ogień, wszystko było posprzątane, odkurzone, minio całotygodniowej nieobecności gospodyni.

Jej uwagę przyciągnęły cztery przedmioty na brzegu stołu. Na chwilę oczy zaszły jej łzami, tak wielka odczuła ulgę i radość. Były to cztery wyrzeźbione przez Devona figurki. Wzięła do ręki pierwszą, wyczuwając pod palcami jej gładkość. Przyglądała się jej przez chwilę, rozpoznając w niej wizerunek Agnes Emerson, stojącej prosto, promieniującej siłą.

Linnet szybko zajęła się drugą figurką. Była to czwórka bliźniąt Starków trzymających się za ręce z rozwianymi w biegu włosami. Dziewczynki wydawały się identyczne, ale Linnet prawie natychmiast rozpoznała Sarah. Uśmiechnęła się zafascynowana zdolnościami rzeźbiarza.

Następną pracę łatwo było zidentyfikować. Doli i Gaylon siedzieli na ławce. Gaylon pochylony strugał patyk, Doli, rozpromieniony, śmiał się z czegoś serdecznie.

Ostatnia figurka wprawiła Linnet w zmieszanie, była to podobizna dziewczyny rozmawiającej z Jessiem Tuckerem, co łatwo poznać po jego wypchanych kieszeniach. Linnet natychmiast pomyślała o Amy Turlock. Dziewczyna uśmiechała się lekko i wyglądała na pochłoniętą rozmową z chłopcem. Linnet nie zapalała szczególną sympatią do statuetki Amy Trulock, ale pozostałe trzy spodobały jej się bardzo. Postawiła je delikatnie na kominku, odsuwając nieco podobiznę Amy na bok. Potem, przez cały dzień, gdy piekła chleb, obierała warzywa, patrzyła na figurki czując się z nimi znacznie lepiej.

Ściemniało się, gdy Linnet, nerwowo wygładziwszy spódnicę i zaczesawszy włosy, podeszła do drzwi, by je otworzyć. Przez chwilę nie mogła wydusić ani słowa, tylko patrzyła na Devona.

_- Pozwolisz mi tu zamarznąć, czy może jednak wpuścisz mnie do środka? – Uśmiechnął się, a ona zrobiła krok w tył.

– Oczywiście. Wejdź, proszę.

– Minął ją i rozejrzał się po chacie.

– Wszystko było w porządku, gdy wróciłaś?

Podeszła do ognia, by zamieszać gulasz. Devon zachowywał się tak, jakby wyjechała tylko po to, by odwiedzić krewnych.

_- Tak. – Uśmiechnęła się. – Wszystko było idealnie. Dziękuję, że zająłeś się domem, a szczególnie za to. -Jej dłoń lekko dotknęła figurek, zatrzymując się przy ostatniej.

Devon zauważył ten gest i zachmurzył się lekko. Stanął obok niej i wziął do ręki czwartą figurkę.

– Dlaczego ta ci się nie podoba? – zapytał cicho.

– Ależ… jest bardzo ładna – odparła niepewnie.

– Jessie był trudny, bo jego twarz tak bardzo się zmienia, ale ciebie łatwo było zrobić.

Przerwała nakrywanie do stołu.

– Mnie? – zapytała z niedowierzaniem.

Devon popatrzył na nią zaskoczony.

– Może mi nie wyszło dość dobrze. Nie poznałaś, że to ty?

Postawiła talerz na stole, wzięła z jego ręki figurkę i zaczęła się jej uważnie przyglądać. Nie miała pojęcia, że wygląda tak młodo, tak naiwnie

– Nie, nie wiedziałam, że to ja – powiedziała cicho podnosząc wzrok na Devona.

Uśmiechnął się, zauważywszy, że zacisnęła palce wokół figurki. Podszedł do ławy.

– Czekam na kolację. Kiedy ciebie nie było, Gaylon usiłował mnie otruć tym, co gotował.

Gdy nakładała mu słuszną porcję, zdała sobie sprawę, że on chce pominąć milczeniem epizod z Cordem Nie wiedziała, czy powinna odczuwać ulgę, czy złość

– Myślałaś, że kto to jest? – zapytał nie przerywając jedzenia. – Przecież nikt tak nie wygląda.

– Sama nie wiem… Pomyślałam, że… to ktoś, kogo… znałeś wcześniej.

Skrzywił się.

– Nie umiesz kłamać.

Milczeli.

– Devon, chcę ci powiedzieć, że…

Nagłym ruchem uniósł głowę.

– Nic mi nie musisz mówić. Jesteś moją nauczycielką i to wszystko. Możesz sobie robić, co chcesz. To nie moja sprawa. A teraz porozmawiajmy o czymś poważniejszym. Mogłabyś mi, na przykład, dać jeszcze jeden kawałek tego ciasta. – Uśmiechnął się, ale jego oczy pozostały poważne.

– Oczywiście – odparła po chwili. – Rozumiem, co czujesz. – Ukroiła mu duży kawałek ciasta. – Gaylon powiedział, że byłeś u swojego dziadka – dodała.

Nie odezwał się.

Ze złością odsunęła jego pusty talerz.

– Może ciebie nie obchodzi moje życie, ale ja, ponieważ jestem twoją nauczycielką, interesuję się twoimi sprawami. Czy twój dziadek też jest tak koszmarnie uparty jak ty?

Devon wyprostował się, patrząc na nią ze zdziwieniem

– Pojechałem po dzieci, czego tak głośno się domagałaś. Oddałem je misjonarzom, którzy mają je wywieźć na wschód. Była tak wstrząśnięta, że przez chwilę nie mogła wykrztusić ani słowa.

– Wszystkie?-wyszeptała.

– Twoje i kilkoro porwanych podczas następnej wyprawy Szalonego Niedźwiedzia.

Загрузка...