8

Za obopólną, milczącą zgodą Devon nie zaglądał do Linnet przez następnych kilka tygodni. Życie Lin net stało się schematyczne. Czuła, że zaciągnęła u nie go dług wdzięczności, szczególnie przez to, że uratował dzieci. Dlatego trzy razy dziennie zanosiła do Gaylona gorące posiłki. Devona nigdy wtedy nie było w składzie.

Zbliżały się święta i wszyscy z niecierpliwością oczekiwali corocznych uroczystości. W sklepie pojawiła się Agnes i zaczęła wszystkimi dyrygować. Gaylon został wysłany na polowanie, Doli ćwiczył na skrzypcach, a Linnet miała udekorować sklep, gdzie planowano urządzić tańce. Agnes zmierzyła Devona groźnym spojrzeniem.

– Ty będziesz pomagał Linnet.

Linnet przysięgłaby, że usłyszała wtedy zduszony chichot Gaylona i Dolla.

– No, dobrze. Co mam robić? – zapytał obcesowo Devon.

Linnet zacisnęła usta.

– Nic od ciebie nie potrzebuję. Sama sobie poradzę. – Szybko przeszła przez pokój i zatrzasnęła za sobą drzwi.

– Linnet?

Odwróciła się do niego.

Możesz sobie oszczędzić przychodzenia tu do mnie tylko po to, by mi powiedzieć parę przykrych słów. Poradzę sobie sama.

– już to mówiłaś. Chciałem ci to przynieść. – Podał jej szal. – Myślałem, że może ci być potrzebny. W gniewie nie zauważyła, jak jest zimno. Owinęła się szalem.

Teraz muszę cię przeprosić. – To mówiąc minęła go 'i ruszyła przez las. Poszedł za nią, co tylko wzmogło jej gniew.

Nie musisz za mną chodzić.

– Wiem, jesteś bardzo zaradna – powiedział, naśladując jej akcent. – Ale to podobno wolny kraj.

Starała się skupić na wymyśleniu przybrania stołu. Z niesmakiem stwierdziła, że zapomniała o nożu. Wolała nie wracać do domu, tylko urwać Mika nisko rosnących gałęzi jodłowych.

Devon przez chwilę obserwował jej zmagania, po czym podszedł do niej.

– Mogę pomóc? – Wyciągnął ostry jak brzytwa nóż i szybko odciął gałąź. – A może wolisz, żeby Cord ci pomógł?

– Tak – odparła szeptem. – Wolałabym już Corda czy kogokolwiek innego.

Nie odwróciła się, słysząc, że odchodzi. Roztrzęsiona zaniosła gałęzie do osady.

Gdy wróciła, skład był pełen ludzi, wszędzie biegały dzieci podniecone perspektywą zabawy, która miała się odbyć następnego dnia.

– Fajrant – powiedział Doli, patrząc na Linnet. -

Dość już tego na dzisiaj.

Linnet spędziła resztę dnia z Caroline Tucker. Gotowały, używając przypraw, które kobiety przechowywały przez całą zimę. Jessie wciąż plątał się pod nogami, a wkrótce dołączył do niego Lonnie Emerson.

Ponieważ uratował Linnet życie, uważał ją za swoją osobistą własność. Jessie nie zamierzał się z tym pogodzić, a że każdy pretekst do bójki był dobry, często trzeba ich było rozdzielać.

W pewnym momencie Devon otworzył kopniakiem drzwi i trzymając w rękach obu chłopców za kark zażądał, by Linnet coś z tym zrobiła. Dodał jeszcze parę słów o tym, jak to wszyscy mężczyźni w Sweetbrier kłócą się przez nią, ale on będzie ostatnim, który da się w to wciągnąć. Wyszedł, zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.

Wieczór, w który miały się odbyć tańce, był suchy i zimny. Linnet włożyła niedawno uszytą sukienkę z cienkiej bawełny, zebraną przy dość głębokim dekolcie i w talii; miała szerokie bufiaste rękawy sięgające za łokieć. Linnet zdawała sobie sprawę, że to raczej letnia sukienka, ale spodziewała się, że na zabawie będzie gorąco. Rozczesała długie, świeżo umyte włosy, opadające jej na ramiona i plecy, lekko kręcące się na końcach.

Zdenerwowana przystanęła na chwilę przed kominkiem, karcąc się w myślach za swoją naiwność. Żeby tylko Devon pomyślał, że jest ładna, żeby… Roześmiała się. Ciekawe, co by powiedział wiedząc, ile czasu spędziła nad tą suknią, uszytą specjalnie dla niego, ile czasu spędzała na rozmyślaniu o nim. Czy zaprosiłby ją dziś wieczorem na przechadzkę? Zgodziłaby się. Zrobiłaby wszystko, o co by poprosił.

Otworzyła drzwi i odetchnęła głęboko rześkim, nocnym powietrzem, nieświadoma mrozu. Szybko pokonała kilka jardów dzielących ją od sklepu i nieśmiało otworzyła drzwi. Zwróciło się ku niej wiele par oczu, ale żadna z nich nie należała do Devona. Siedział w odległym końcu pokoju z Corinne i nawet nie zauważył jej wejścia.

Atmes Emerson podeszła do Linnet

– Lynna, może chcesz ze mną pogadać? Chyba nie myślisz wyjść za niego za mąż?

Linnet zmieszała się na moment, a potem uśmiechnęła się blado do Wortha Jamiesona, który zbliżył się do nich.

_- Skąd wiesz, czy mi się w ogóle oświadczył?

– Wszyscy w Sweetbriar wiedzą wszystko o wszystkich. Ja wiem, że ty i Mac ostatnio się kłóciliście, a od dawna nie rozmawialiście po ludzku.

Linnet popatrzyła na swoje dłonie.

– Devon ma w stosunku do mnie pewne uprzedzenia, a poza tym woli chyba kogoś innego.

– On nie chce Corinne. No, chyba że tak, jak chce jej każdy mężczyzna. – Agnes przeszła do sedna sprawy. – Gdyby Worth albo jakikolwiek inny chłopak oświadczył się jej, pewnie by go natychmiast zaciągnęła do ołtarza. Ona chce dostać Maca, bo sądzi, że on jest bogaty.

– Agnes, myślisz, że po mnie aż tak wszystko widać?

– Jasne. Bez przerwy patrzysz na Maca i rozpływasz się, gdy go widzisz.

– O, nie! Proszę, nie mów tak.

– Nic na to nie poradzę, nie kłamię. Chodźmy teraz do niego i spróbujmy go oderwać od Corinne. Wystarczy, że na ciebie spojrzy, a już nie będzie widział nikogo poza tobą. Mac! – zawołała. – Wychodź z tego kąta. Popatrz na naszą Linnet.

Devon podniósł wzrok. Wpatrzył się w Linnet wyraźnie zaskoczony.

– Chyba już go masz. Teraz go nie wypuść – szepnęła Agnes, wysuwając się naprzód, by zająć się Corinne

– Ślicznie Wyglądasz' Linnet ~ Powiedział cicho

– Już nie jestem smoluchem, którego wyrwałeś od Indian?

– Ani trochę.

Doli puścił w ruch smyczek skrzypiec i w tej samej chwili Devon położył dłoń na ramieniu Linnet.

– Zatańczysz?

Ale będziesz musiał pokazać mi kroki.

– Nie ma żadnych kroków. – Chwycił ją za ręce i okręcił dookoła.

Taniec był tak wyczerpujący, że zachciało jej się pić. Devon pociągnął ją za rękę, poprowadził do beczki z jabłecznikiem i nalał pełen kubek. Przez chwilę patrzyli na siebie. Nagle Devon odstawił km bek, objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.

– Masz oczy koloru miodu ze srebrnymi plamkami, ale czasem są prawie purpurowe.

– No, dosyć tego – zawołał do nich Floyd Tucker. -Wiesz Mac, do czego to prowadzi? – Wskazał ręką rządek dzieci siedzących na ławce obok ciężarnej Esther Stark.

Linnet zaczerwieniła się. Devon przytrzymał ją i uśmiechnął się.

– Najlepsza rzecz, jaką dziś słyszałem, Floyd. -Roześmiał się.

– Devon! – Chciała się od niego odsunąć, ale tak na nią popatrzył, że nie wytrzymała i uśmiechnęła się.

– Agnes – zawołał Lyttle do żony. – Widzę, że już czas zapędzić młodzież do kukurydzy.

– Ten pomysł nie jest już tak dobry, ale też ujdzie – odkrzyknął Devon.

Wszyscy roześmieli się w taki sposób, że Linnet uświadomiła sobie, o czym mowa. Agnes podeszła do nich.

– Przynosimy zawsze trochę kukurydzy i wysypuje my tu. Kto znajdzie czerwona kolbę, może pocałować, kogo chce – …Ach – Linnet zaczynała rozumieć, o co chodzi Devonowi.

– No to zaczynaj. Potem może być za późno.

– Ja – przestraszyła się Linnet.

– Jasne – roześmiała się Agnes. – Znajdziesz czerwoną kolbę i będziesz mogła pocałować, kogo zechcesz

Linnet podniosła wzrok na patrzącego na nią Devo-na. Nie wahała się dłużej.

– No to do roboty – powiedziała, ruszając do sterty kukurydzy.

Doli Stark pierwszy odnalazł czerwoną kolbę i podszedł do swojej żony. Zręcznie, delikatnie objął ją mimo jej zaawansowanej ciąży. Kilka osób roześmiało się, że ma dużą praktykę, ponieważ ona nigdy nie wygląda inaczej. Doli pocałował ją namiętnie. Wszyscy śmiali się i tupali z radości.

Agnes szturchnęła Linnet.

– Chyba wiem już, dlaczego Esther przymyka oko na jego lenistwo. Czegóż więcej chcieć?

Doli posadził żonę na ławce i wrócił do swych skrzypiec. Ludzie chichotali, widząc pełen uwielbienia wzrok Esther. Nagle drzwi wejściowe otworzyły się i stanął w nich Cord Macalister. Linnet nie widziała go od czasu swej ucieczki z jaskini. Wyglądał na zadowolonego z siebie, wyraźnie nie żałował tego, co zrobił, bo uśmiechnął się do Linnet.

Cord! – kilkoro dzieci podbiegło do niego z krzykiem, czepiając się frędzli jego kurtki.

– Widzę, że jestem na czas – Rzucił okiem na stertę kukurydzy – To moja ulubiona zabawa. Uwaga, Cord szuka czerwonej kolby!

Dzieci śmiały się, gdy dał nurka w stertę!

– Mam ją! – krzyknął triumfalnie kilka minut później. Jednym krokiem przeszedł nad stertą, nie chcący uderzając frędzlami Wilmę w twarz, chwycił Linnet za rękę i poderwał ją z krzesła.

Chciała go odepchnąć.

– Nie, Cord. Zostaw mnie.

– O nie! Wygrałem, a ty jesteś moją nagrodą.

Przyciągnął ją do siebie brutalnie, przechylił jej głowę do tylu i pocałował, wciskając język między jej wargi. Linnet miała wrażenie, że zaraz się udusi.

Wypuścił ją tak nagle, że głośno stuknęła obcasami o podłogę. Zmierzył ją groźnym spojrzeniem pełnym nienawiści. Potem wyszedł ze sklepu, zatrzaskując za sobą drzwi. W pokoju zapadła cisza.

– Chyba nie dość dobrze posprzątałem – mruknął

Gaylon, a wszyscy roześmieli się nerwowo, ale poprzedni, beztroski nastrój nie powrócił.

Doli zagrał kilka dźwięków na skrzypcach.

– Nie pozwolę, by zepsuł mi zabawę – krzyknął. -No, ludziska, grzebcie w tej kukurydzy, bo jak nie, to moja żona i dzieciaki się nią zajmą.

Rozległ się gromki śmiech. Znaleziono jeszcze kilka czerwonych kolb. Aż w końcu i Devon znalazł swoją kolbę. Wszyscy zastygli w nerwowym oczekiwaniu, posyłając Linnet ukradkowe uśmiechy.

Devon przez dłuższą chwilę przyglądał się jej poważnie.

– Ruszaj, chłopie – krzyknął Gaylon. – Tyle masz kobiet, że nie możesz się zdecydować?

Nie – nadeszła zdecydowana odpowiedź. – Corinne, chodź tutaj. – Odwrócił się do dziewczyny. Gdy wziął ją w ramiona, wśród zebranych rozległy się głośne szepty. Linnet nie mogła oderwać wzroku od tej pary. Widziała, jak jego gładka, ciemna skora Dotyka ciała innej kobiety. Zauważyła, że jego usta rozchyliły się, a dziewczyna przylgnęła do niego ochoczo.

Popatrzyła na swoje ręce i trzymając czerwoną kolbę, szybko rzuciła ją Agnes, mruknęła, że źle się czuje i spokojnie wyszła z sali. Wszyscy widzieli jej odejście, nawet mężczyzna, który właśnie całował inną kobietę.

Загрузка...