Dwa promienie słoneczne przecinają pokój. Po skraju łóżka wspinają się na kołdrę, na złociste włosy śpiącej dziewczyny, jej odkryte ramiona. Babi otwiera oczy, czując ten dotyk całego dnia. Budzik jeszcze nie dzwonił. Podciąga kołdrę aż brodę. Pozostaje tak z przymkniętymi oczami, z rękoma brzuchu, nie zmieniając pozycji nóg, w pełnym bezwładzie, nagle słyszy budzik. Dzwoni dokuczliwie, z uporem. Babi niechętnie się przeciąga i po omacku szuka go na stoliku, natrafia palcami na Siddhartę Hessego, książkę Yourcenar otwartą w połowic i Bal w rodzinie. Znajduje budzik i wyłącza go. Pstryka guziczek radia. Jest ustawione na częstotliwość sto i dziesięć, zatem, jak co rano. Branko podaje horoskopy. – „Bliźnięta. Dziś także bez większych zmian. Księżyc chodzi w wasz znak. Będzie miał wpływ na waszą szczególną nerwowość". Fatalnie, ojca źle znoszę i tak, a tu jeszcze wpływ Księżyca!
– „Rak. Dla urodzonych pod tym znakiem…". – Słowa przelatują, nie wywołując w niej zainteresowania. Kto jest Rakiem? Pallina? Nie, ona urodziła się w maju. Z maja są Byki i Ryby. Nie, Ryby chyba są w marcu. Powoli zamyka oczy i trochę przysypia. Poddaje się lekkiej, miłej fali drzemki, sama jeszcze ciepła i oszołomiona, jakby wracała z jakiegoś innego świata. Ale po chwili, nie wiedząc czym spłoszona, budzi się gwałtownie. Może jakiś odległy hałas, nieznany zapach, jakieś poczucie odpowiedzialności, otwiera szybko oczy i patrzy na zegarek. Dopiero siódma dwadzieścia. Nie jest źle. Przeleciało kilka krótkich sekund zaledwie, a jej, nic wiadomo dlaczego, wydało się to długą chwilą…
– „Panna. Dla urodzonych pod tym znakiem…".
Babi z najwyższym zainteresowaniem obraca się ku radiu. To jej znak, szósty września.
„… przejście Wenus przyniesie chwile wyjątkowo szczęśliwe w życiu zakochanych".
Zakochanych! Też coś, trzeba najpierw spotkać kogoś właściwego. Nie takiego, co ucieka, zostawiając mnie na środku ulicy. Wyskoczyła z łóżka, słysząc ruch w pokoju obok. Chce dostać się do łazienki, ale Daniela jest szybsza i zatrzaskuje jej drzwi przed nosem.
– Wpuść mnie, Dani, jest już pół do ósmej!
– Jasne, i zaanektujesz umywalkę dla siebie, jak zwykle. Żadne takie!
– No nie bądź głupia! Zrobię ci miejsce! Daniela otwiera drzwi. Babi wchodzi do środka.
– Zdaje się, że za mało wczoraj oberwałaś… – Daniela reaguje grymasem. Myją się na zmianę, po kawałku, nie wstydząc się siebie, ale i nic rozmawiając. Rano Babi, póki nie napije się kawy, nie jest łatwa w kontaktach, podobnie jak matka. Ale Daniela próbuje.
– Co sądzisz o tym facecie, co cię odwiózł wczoraj wieczorem? Podoba ci się?
Babi wydaje jakiś dziwaczny odgłos. Nie może odpowiedzieć, właśnie myje zęby. Patrzy w lustro na siostrę, robiąc wielkie oczy. Spłukuje szybko usta.
– Czy mi się podoba? Żartujesz chyba? Zwariowałaś? Jak może mi się podobać ktoś taki? To zwierzę. Wiesz, co zrobił wczoraj wieczorem ze swoją bandą? Najpierw zdemolowali wóz Brandellego, a potem dopadł Chicca i zmasakrował go. A kiedy przejeżdżał pan Accado i chciał ich rozdzielić, ten bandzior pobił i jego. Jak może mi się podobać ktoś, kio używa głowy nie do myślenia, lecz do wybijania ludziom zębów?
– Ciekawe, bo nam wszystkim się podoba.
– Wam? Komu wam?
– Mnie, Giulii, Giovannie, Stefanii…
– Właśnie, czterem głupim siksom, które mdleją na widok takiego koguta! Potęga siły, chcesz powiedzieć. Czy polega idiotów? Chciałabym zrozumieć, jaka to przyjemność iść w miasto, żeby tylko niszczyć, wywoływać burdy i bić ludzi…
– Mają mnóstwo ślicznych dziewczyn, zmieniają je sobie, jak i kiedy chcą.
– Wyobrażam sobie, jaki to rodzaj dziewczyn.
– Nie masz racji, są wśród nich całkiem miłe. Choćby Gloria, córka państwa Accado, która jest z Dariem, jednym z przyjaciół Stepa.
– Stepa?
– Tak, Stefano Manciniego, tego, który cię odwoził. Ja i Giulia nazywamy go Dziesiątką z plusem, ale wszyscy mówią mu Step.
– Step? Niby krok, co? Niech sobie robi tych kroków, ile chce, a nawet wskoczy do rzeki, jeśli o mnie chodzi… Ale pospiesz się, nie chcę słyszeć taty, jak znowu wrzeszczy, że się spóźniamy.
Babi wraca do swojego pokoju i szybko się ubiera. Wkłada mundurek ułożony na krześle już wieczorem, choć kiedy wróciła, było tak późno. Po prostu przyzwyczajenie. Zatem najpierw błękitna bluzka, potem spódniczka.
Step. Idiotyczne imię. Z drugiej strony, pasuje do niego doskonale. Babi idzie do kuchni.
– Cześć, mamo!
Babi całuje Raffaellę w policzek. Jak każdego ranka czuje zapach mleka w jej kremie Revlon.
– Cześć, Babi.
Raffaella przychodzi wcześniej i wypija swoją czarną kawę bez cukru. Ma zaspane oczy, jeszcze nieprzywykłe do światła, bez makijażu. Kuchnia tonie w półcieniu. Babi siada naprzeciwko matki. Przychodzi Daniela i zajmuje miejsce obok. Babi nalewa sobie kawy, potem mleka i wsypuje trochę słodzika.
Daniela też nalewa sobie kawy, potem mleka, ale dodaje cukier trzcinowy. Każda ma swoje przyzwyczajenia, swoje miejsce, swoją filiżankę.
– Mamo, mogłabyś kupić te budynie Danone, ryż z mlekiem o smaku czekoladowym. Są doskonałe.
Daniela zerka na Babi, szukając w siostrze poparcia, ale go nie znajduje.
– Dla mnie, mamo, mogłabyś dokupić herbatników z pełnego ziarna, bo już nie ma.
– Jeśli tego nie zapiszecie, nic nie kupię.
Daniela wstaje i do listy zakupów, leżącej na stoliku obok, dopisuje swoje budynie i dietetyczne herbatniki siostry.
– Daniela, ostrzegam cię, że jeśli i tym razem się przeterminują, ty zapłacisz.
– Ależ mamo, dlaczego tak mówisz?
– Bo te ostatnie jogurty, które ci tak smakowały, musiałam wyrzucić.
– Dzień dobry wszystkim! Jak się czują moje wspaniałe kobiety? – Ojciec całuje córki i siada na swoim miejscu, u szczytu stołu obok Raffaelli.
– Bardzo źle. Nie rozumiem, dlaczego rano zawsze mają się odbywać długie i niepotrzebne rozmowy. Ustalmy regułę: rano się nie rozmawia.
Raffaella wypija jeszcze trochę kawy, po czym wstaje.
– No dobrze, ja wracam do łóżka. Z wami dwiema widzimy się przy wyjściu ze szkoły. Aha, powiedzcie Giovannie, że dziś nie będę czekać. Matka powiedziała, że jeśli nie przyjdzie od razu, mam odjechać.
Całuje Claudia w policzek i z krótkim „pa, skarbie" odchodzi.
– Czy to w porządku, że nigdy nie zostawiacie mi odrobiny kawy?
Claudio z rozmachem odstawia dzbanek na drewniany talerzyk.
– Codziennie rano ta sama historia. Przecież to niemożliwe! Babi bierze do rąk dzbanek.
– Zrobię ci kawę, tato.
– Nie ma już czasu, to znaczy, jak zwykle, wypiję kawę mieście. Ale dlaczego nie użyjemy większego dzbanka?
Daniela odstawia filiżanki do zlewu.
– Bo go nie mamy.
– No to kupmy!
Daniela kładzie przed nim listę zakupów.
– Co to?
– Masz, wpisz. Mama nie chce o niczym pamiętać. Czegokolwiek potrzebujemy, trzeba zapisać.
Claudio bierze do ręki listę. Czyta, a potem dopisuje pod „herbatniki dietetyczne" w nawiasach „Babi", potem „dzbanek do kawy za dwadzieścia" i w nawiasach „Claudio, który nigdy nie może napić się kawy".
– Załatwione! – Zakręca pióro i rzuca je na stół. Wstaje, przewracając stołek, pod którym, jak każdego ranka, ugrzęzła mu noga. – Do diabła z takimi stołkami! – Wychodzi z domu, nie zamykając drzwi. Babi i Daniela patrzą na siebie.
– Miejmy nadzieję, że uda mu się wyprowadzić samochód. Wydaje się dziś wyjątkowo nerwowy.
– To wpływ Księżyca. Właśnie wszedł w jego znak. Pospiesz się, bo musimy już wyjść.
– Pospiesz się, pospiesz się, ale sprzątnąć to nie ma komu.
– Jak to? A wczoraj wieczorem kto przygotował stół?
Babi bierze torbę z książkami i wychodzi. Jednak ten Branko nieźle nam zamieszał. A potem, zbiegając po schodach, próbuje przypomnieć sobie swój horoskop. Co mówi Księżyc? Ach tak. Uwaga na możliwe spotkania.