Tego popołudnia Paolo wcześniej kończy pracę. Wesoło podniecony wraca do domu. Ledwie wchodzi, słyszy jakieś szczekanie. W salonie zastaje białego szpica, który merda ogonem na jego tureckim dywanie. Naprzeciwko siedzi Pollo z drewnianą łyżką w ręku.
– Gotowy? Leć! – Pollo rzuca łyżkę na pobliską kanapę, ale pies nawet się nie odwróci, całkowicie obojętny na zachęty Polla. Czasem tylko szczeknie.
– Kurde, dlaczego on nie leci? Ten pies jest zepsuty! Wzięliśmy sobie niedorozwinięte zwierzę! Umie tylko szczekać.
Zagłębiony w fotelu Step przerywa lekturę nowego „Dago".
– To nie jest pies do aportowania bynajmniej. On się na tym nie zna. Czego od niego chcesz?
Step zauważa brata. Paolo stoi w drzwiach, jeszcze w kapeluszu na głowie.
– O, Pa', ciao, jak się masz? Nie słyszałem, jak wchodziłeś. Co się stało, że dziś tak wcześnie?
– Wcześniej skończyłem. Co ten pies robi w moim domu?
– Kupiliśmy go. Wzięliśmy go pół na pół z Pollem. Podoba ci się?
– Wcale. Nic chcę go tu widzieć. Popatrz tylko. – Podchodzi do kanapy. – Pełno tu już jego sierści.
– Daj spokój. Pa', nie bądź despotą. Będzie w mojej połowie domu.
– Co takiego?
Pies merda ogonem i poszczekuje.
– Widzisz, jemu to odpowiada.
– Nie dość, że ty mnie budzisz, kiedy wracasz, teraz ten de mi ciągle szczekał. Nie ma o czym mówić.
Paolo wychodzi wściekły.
– Ale się wkurwił! – Pollo wpada na pewien pomysł. I wykrzykuje go tak, żeby go było słychać w pokoju obok: – Paolo, za dwieście euro, jakie ci jestem winien… zabiorę go stąd!
Step śmieje się i powraca do swojej lektury. A Paolo pojawia się w drzwiach.
– Interes ubity. I tak tych pieniędzy nigdy bym nie zobaczył. A przynajmniej pozbędę się psa… Przy okazji. Step, czy chciałbym wiedzieć, co się stało z moimi biszkoptami na maśle? Kupiłem je przedwczoraj na śniadanie i już ich nie ma.
– Pewnie zostały zjedzone, może przez Marię. Ja ich nie brałem, sam wiesz, że ich nie lubię.
– Nie wiem, jak to się dzieje, ale ilekroć coś w tym domu jest nie tak, zawsze winna jest Maria. Skoro robi tyle szkód, zwolnijmy ją wreszcie!
– Nie żartuj, Maria jest wielka. Jak zrobi ciasto z jabłkami… To ostatnie, na przykład… – włącza się Pollo.
– Więc to wy je zjedliście, wiedziałem!
Step patrzy na zegarek.
– O rany, ale późno. Muszę iść.
Paolo zostaje sam w salonie.
– A pies?
– Zabiorę go później! – woła Pollo od drzwi.
– Uważaj, bo jak go nie zabierzesz, będziesz mi winien dwieście euro!
Paolo przygląda się szpicowi. Stoi na środku salonu i macha ogonem. Dziwne, że jeszcze nie nasikał na dywan. Otwiera swoją skórzaną walizeczkę i wyciąga z niej angielskie biszkopty na maśle. Gdzie je schować? Decyduje się na małą, niską szafkę przeznaczoną na koperty i listy. W tym domu nikt nigdy nie pisze. Tu chyba nikt ich nie znajdzie. Wsuwa je pod nienaruszoną jeszcze paczkę kopert.
Kiedy podnosi się, widzi, że pies go obserwuje. Przyglądają się sobie przez chwilę. Może umyślnie go tutaj zostawili. Są psy do szukania trufli. Ten może jest psem na biszkopty. I przez chwilę Paolo, niezbyt poważnie, nie jest taki pewny swojej kryjówki.