Duży wilczur biegnie po plaży z patykiem w zębach. Podkurcza nogi, to znowu je wyciąga; to ledwie muskając piasek, to wzbijając za sobą fontanny pyłu. Dogania Stepa. Śliniąc się nieco, pozwala sobie odebrać patyk. Potem układa się grzecznie, wyciągając łeb na wyprostowanych przednich łapach. Step udaje, że rzuca patykiem w prawo. Pies podrywa się, ale nie daje się zwieść. Step próbuje raz jeszcze.
W końcu wyrzuca patyk daleko w wodę. Pies rusza za nim. Skacze do wody bez wahania. Z uniesioną głową płynie w lekkim prądzie, na drobnej fali. Patyk kołysze się na wodzie. Zapowiada się piękny dzień. Jeszcze nikogo tu nie ma. Nieoczekiwanie rozlega się hałas. Pojawia się jakieś mocne światło. Pies znika. Także woda i wszystko: morze, dalekie góry, wzgórza po prawej, piasek.
– Co się, u licha, dzieje?
Step odwraca się na łóżku, ukrywając twarz w poduszce.
– O rany, co ma oznaczać to najście?
Pollo podnosi zasłony i otwiera okno.
– Matko święta, jak śmierdzi! Niech się trochę wywietrzy. Masz, przyniosłem ci parę kanapek. – Pollo rzuca mu zielone opakowanie z placu Euclide.
Step podnosi się i przeciąga ospale.
– Kto ci otworzył, Maria?
– Tak, robi kawę.
– Która to godzina?
– Dziesiąta.
Step wstaje z łóżka.
– Nie mogłeś mi, dupku, dać jeszcze pospać?
Step idzie do łazienki. Podchodzi do muszli i unosi pokrywę, która z suchym trzaskiem uderza o kafelki. W drugim pokoju Pollo otwiera „Corriere delio sport" i odpowiada głośno.
– Musisz pojechać ze mną i odebrać motor od Sergia. Dzwonił do mnie, że jest gotowy. No widzisz, Lazio zatwierdziło Stama, obrońcę Manchesteru. Jaap jest za mocny.
Pollo zaczyna czytać artykuł, ale słysząc, że Step nie zamierza nawet kończyć, woła:
– Co jest, wypiłeś rzekę?
Step spuszcza wodę.
Wraca do sypialni i zagląda do torebki z Euclide.
– Jesteś usprawiedliwiony tylko dlatego, że przyniosłeś te kanapki.
Idzie do kuchni, a za nim Pollo. Na drewnianej podstawce dymi w dzbanku kawa. Obok stoi garnuszek z gorącym mlekiem, a także zimne mleko nieodtłuszczone w niebieskim kartonie.
Maria, kobieta, która u nich sprząta, jest niska, ma około pięćdziesiątki. Wychodzi z klitki, gdzie skończyła prasowanie.
– Pani Mario, widzi pani tego tu? – Step wskazuje na Polla. – Cokolwiek będzie wygadywał, nie może wejść do tego domu przed jedenastą. – Maria patrzy na niego trochę zalękniona.
– Ja mu powiedziałam, że pan chce spać. A wie pan, co mi odpowiedział? Że jak mu nie otworzę, to on wyważy drzwi.
Step patrzy na Polla.
– Tak powiedziałeś do pani Marii?
– No wiesz… – Pollo uśmiecha się.
– Tak powiedziałeś? Straszysz panią Marię? – Step jednym ruchem chwyta Polla za wątłą szyję i wtłacza ją sobie pod ramię. – Powiedziałeś tak? Chcesz być faszystą w moim domu? Nic ci do tego domu, smrodzie, zapamiętaj to sobie raz na zawsze! – Bierze garnuszek z gorącym mlekiem i zbliża do jego twarzy.
Pollo czuje narastające gorąco i drze się na cały głos:
– Ajaj, Step. parzy… Przestań, kurwa, to boli!
Step jeszcze silniej przyciska garnuszek do jego twarzy.
– I jeszcze brzydkie słowa! Zwariowałeś? O, doprawdy nieładnie… Natychmiast przeproś panią Marię. Słyszałeś? Masz ją przeprosić, i to już!
Maria patrzy na to z niepokojem. Step znowu przyciska gorący dzbanuszek do twarzy Polla.
– Oparzyłeś mnie! Przepraszam, pani Mario, przepraszam!
Teraz Maria czuje się winowajczynią wszystkiego.
– Niech pan go puści! Pomyliłam się. Nie powiedział, że wyważy drzwi. Ja źle zrozumiałam. Tak, teraz sobie przypominam, powiedział, że przyjdzie później.
Step puszcza Polla. Obaj przyjaciele patrzą na siebie i wybuchają śmiechem. Maria zerka na nich, nie rozumiejąc, co się dzieje. Step opanowuje się.
– No dobrze, pani Mario. Dziękuję. Ten facet potrzebował takiej lekcji. Może pani iść. Zobaczy pani, że teraz już będzie się zachowywał przyzwoicie.
Maria przepraszająco patrzy na Polla. Oczami daje do zrozumienia, że nie chciała, aby ta sprawa tak się potoczyła. Zabiera uprasowane rzeczy i wynosi je. Step z rozbawieniem odprowadza ją wzrokiem. Potem zwraca się do Polla.
– Zdumiałeś? Terroryzujesz mi gosposię?
– Bo ona nie chciała mi otworzyć.
– W porządku. Ale ty masz ją grzecznie prosić. A nie straszyć, że wyważysz drzwi. Następnym razem naprawdę oparzę ci gębę.
– No to daj mi klucze.
– Jeszcze czego! Żebyś podczas mojej nieobecności ogołocił mi dom…
– Coś ty? Żartujesz chyba. Naprawdę myślisz, że mógłbym zrobić coś podobnego?
– No nie, pewnie nie. Ale lepiej chyba nie stwarzać ci takiej możliwości.
– Ale z ciebie palant, zwróć mi natychmiast kanapki!
Step śmieje się i natychmiast połyka jedną z nich. Pollo otwiera gazetę i udaje, że czuje się obrażony. Step nalewa sobie kawy, dodaje mleka i gorącego, i zimnego. Popatruje na Polla.
– Chcesz kawy?
– Owszem, dziękuję – odpowiada Pollo chłodno. Jeszcze nie jest gotów zapomnieć tej urazy. Step napełnia mu filiżankę,
– No dobra, wezmę prysznic i zawiozę cię, żebyś odebrał motor.
Pollo wypija trochę kawy.
– Jest tylko mały problem. Brak mi dwustu euro.
– Jak to? Chociaż się tyle wczoraj nachapałeś?
– Miałem spore długi. Musiałem zapłacić za jedzenie i pranie, a potem zwrócić pieniądze Furiowi, temu od toto.
– Po co ty, głupolu, wdajesz się w te ciemne interesy, jeśli nigdy nie masz z tego nawet jednego euro?
– Właśnie dlatego. Liczę na wielki traf. Ale miałem te sto pięćdziesiąt na motor. A tymczasem Sergio zadzwonił i powiedział, że musiał zmienić też drugi tłok, łożysko i masę innych rzeczy. A to olej, a to coś jeszcze, nie spamiętam tego. Rezultat: czterysta euro! A motor jest mi kurewsko potrzebny. Dziś wieczorem jest bieg, chciałbym wyciągnąć przynajmniej stówę. A co z tobą, zjawisz się?
– Nie wiem. Najpierw musimy znaleźć te dwieście euro.
– Właśnie. Bo inaczej zostanie się na lodzie.
– Ty zostaniesz na lodzie. – Step śmieje się, po czym idzie do pokoju swojego brata, Paola. Przeszukuje kieszenie jego marynarek. Otwiera szuflady w szafie. Zagląda do nocnego stolika. Pollo staje w drzwiach i przygląda się Stepowi. Sprawdza. Step to zauważa.
– Co, kurde, stoisz jak kołek? Pilnujesz czegoś w moim domu? Rusz się, pomóż mi.
Pollo nie każe sobie powtarzać tego dwa razy. Zachodzi z drugiej strony łóżka i otwiera szufladkę drugiego stolika.
– Ostrożny facet z twego brata, nie? – Pollo zerka na Stepa. Trzyma w ręku pudełko prezerwatyw Settebello i uśmiecha się głupawo.
– Bardzo! Jest tak ostrożny, że nie zostawia nawet pół euro w swoim pokoju.
– Cóż, ma swoje powody. Po tym, jak go tyle razy wyczyściliśmy… – Pollo wsuwa trzy prezerwatywy do swojej kieszeni i odstawia pudełko na miejsce. Mimo wszystko pozostaje optymistą. Step zagląda jeszcze do kilku możliwych skrytek.
– Nic z tego. Pieprzonego centa nie znajdziesz tu nigdzie. Ja też jestem goły, nie mam z czego ci pożyczyć. – Przez otwarte drzwi widać Marię, która w prawym ręku niesie koszulki i bluzy Stepa, a w lewym dokładnie wyprasowane koszule Paola.
Pollo wskazuje ją ruchem głowy.
– A ona? Może zwrócimy się do niej?
– Coś ty! Jeszcze jestem jej winien za gazety z zeszłego tygodnia.
– To co zrobimy?
– Zastanawiam się. Siciliano i inni to jeszcze więksi goło-dupcy od nas, więc oni się nie liczą. Moja matka wyjechała.
– Dokąd?
– Pewnie na Kanary albo Seszele. Ale nawet gdyby była na miejscu, nic by to nie dało.
Pollo ze zrozumieniem kiwa głową. Wie dobrze, jak się układają stosunki Stepa z matką.
– A twój ojciec? Nie mógłby ci pożyczyć?
Step wyjmuje uprasowaną właśnie koszulkę i kładzie ją na łóżku, gdzie ma już przygotowane czarne spodenki i dżinsy.
– Akurat. Wybieram się dzisiaj do niego na obiad. Dzwonił do mnie wczoraj, że musi ze mną pogadać. Wiem już, co mi powie. Będzie pytał, co mam zamiar zrobić z uniwersytetem i tym wszystkim. A ja co mu powiem? Ojczulku, daj mi dwieście euro, bo muszę odebrać z warsztatu motor Polla, co? Nie, nic z tego. Pani Mario! – Kobieta pojawia się w drzwiach. – Przepraszam, gdzie jest moja granatowa kurtka?
– Która, panie Stefano?
– Taka jak ta zielona, wojskowa, tyle że granatowa. Kupiłem ją niedawno. Taka bardziej policyjna.
– Ach, już wiem, powiesiłam ją przy wejściu, w szafie pańskiego brata. Myślałam, że to jego.
Step uśmiecha się. Paolo w takiej kurtce. Musiałby wszystko przeprogramować. On i te jego ubrania. Step przechodzi do korytarza i otwiera szafę. Jest jego kurtka. Od razu rzuca się w oczy na tle tych marynarek w kratę i szarych garniturów. Korzysta z okazji i przeszukuje je. Bez rezultatu. Wraca do sypialni. Pollo siedzi na łóżku. Ma otwarty portfel. Szpera w nim, sprawdzając wszystkie swoje zasoby raz jeszcze, licząc na cud, który nie następuje. Składa portfel z zawiedzioną miną.
– No i…?
– Ciesz się, znalazłem rozwiązanie. Pollo wpatruje się w przyjaciela z nadzieją.
– To znaczy?
– Pieniądze da nam mój brat.
– Dlaczego miałby nam dać?
– Bo go zaszantażuję.
Pollo się uspokaja.
– Jasne!
Dla niego zaszantażować brata to rzecz najzupełniej naturalna. Przez chwilę nawet żałuje, że jest jedynakiem.