26

Uporczywe brzęczenie. Budzik.

Wyłącza go Pallina. Wyślizguje się z łóżka, nie czyniąc hałasu, i ubiera się. Patrzy na Babi. Ta ledwie się poruszyła i śpi dalej z rękoma rozrzuconymi na wznak.

Pallina podchodzi do małej drewnianej gablotki zawieszonej na ścianie. U2, Ali Saints, Robbie Williams, Elisa, Tiziano Ferro, Cremonini, Madonna. Przydałoby się coś naprawdę wyjątkowego. O, to. Sprawdza głos, wycisza go. Lekko naciska guziczek „play". Siedem tysięcy kaw. Łagodnie śpiewa Britti. Tak jest w sam raz. Babi otwiera oczy. Przerzuca się na brzuch. Pallina uśmiecha się do niej.

– Ciao.

Babi odwraca się na drugą stronę. Jej głos dobiega trochę zduszony.

– Która godzina?

– Za pięć siódma.

Pallina podchodzi do niej i całuje w policzek.

– Pokój?

– Jak będzie czekoladowy rożek od Lazzaroschiego.

– Nie ma na to czasu. Za chwilę będzie tu moja mama i lecimy na badania.

– No to nici z pokoju.

– Wczoraj byłaś znakomita.

– Powiedziałam: nie chcę więcej o tym słyszeć.

Pallina rozkłada ręce.

– Okej, jak chcesz. A co mam powiedzieć twojej matce, się na nią natknę przy wyjściu?

– Dzień dobry.

Babi uśmiecha się do niej i naciąga na siebie prześcieradło. Pallina zabiera swoją torbę z książkami i zarzuca ją sobie na ramię. Jest zadowolona, pokój uratowany. Babi jest twarda, a teraz jest jeszcze „rumiankiem". Pallina cicho zamyka za sobą drzwi, na palcach przechodzi szybko korytarzem. Drzwi wyjściowe w mieszkaniu są jeszcze zamknięte na klucz. Uwalnia zatrzask, ale kiedy chce już wyjść, słyszy za sobą:

– Pallina!

To Raffaella, w różowym szlafroku, z twarzą bez szminki, trochę pobladłą, a przede wszystkim zdziwioną. Pallina postanawia pójść za radą Babi, rzuca za siebie „Dzień dobry pani!" i zlatuje po schodach w dół. Wypada z budynku i spieszy do bramki osiedla. Matka jeszcze nie przyjechała. Pallina przysiada na murku i czeka. Łagodne słońce wstaje naprzeciw, benzyniarz zdejmuje łańcuchy z pomp, jacyś mężczyźni pospiesznie wychodzą z kiosku, dźwigając pod pachą gazety ciężkie od bardziej lub mniej katastroficznych wiadomości.

Teraz, w świetle dnia, nie ma już wątpliwości. Nie chciałaby pani Raffaelli jako matki na pewno, chociaż jest o wiele bardziej dokładna.

Babi wchodzi do łazienki. Spogląda na swoją twarz odbitą w lustrze. Nie należy do najbardziej udanych. Być „rumiankiem" się nie opłaca, przynajmniej jej. Otwiera kurek z zimną wodą, spuszcza jej nieco, a potem solidnie spłukuje nią sobie twarz.

Daniela pojawia się za nią.

– Opowiedz mi wszystko. Jak poszło? Jak wyścigi? Naprawdę są takie podniecające, jak mówią? Spotkałaś tam którąś z moich koleżanek?

Babi otwiera tubkę z pastą do zębów, wyciska ją od dołu, starając się wyrównać dołek, jaki pozostawiła po swoim palcu Daniela, dokładnie pośrodku.

– To wyjątkowa głupota. Gromada żłobów niepotrzebnie ryzykuje życie, nieraz skutecznie.

– Tak, ale jest dużo ludzi? Co robią? A potem dokąd się idzie? Widziałaś „rumianki"? Jakaż to siła, jaka odwaga! Ja bym nigdy nie potrafiła być takim „rumiankiem"!

– A ja potrafiłam…

– Poważnie? Byłaś „rumiankiem"? Uau! Moja siostra „rumiankiem"!

– Och, nie jest to znowu taka wielka rzecz, zapewniam cię. A poza tym muszę się teraz przygotować.

– No właśnie, z tobą tak zawsze! Żadnej satysfakcji. Co z tego, że masz starszą siostrę, kiedy nic nie chce ci opowiedzieć! No to postanowiliśmy z Andreą, że w przyszłym tygodniu my też tam pojedziemy. A jak mi się spodoba, ja też zostanę „rumiankiem"! – Fuknąwszy, Daniela opuszcza łazienkę. Babi uśmiecha się do siebie, kończy płukać zęby i bierze się do szczotki. Nic z tego. Daniela zemściła się na odległość. Kilka długich, czarnych włosów tkwi w szczotce. Babi zbiera je ręką i wrzuca do sedesu. Spuszcza wodę i zaczyna się czesać.

Daniela pojawia się za drzwiami.

– Gdzie podziałaś supergi, które ci wczoraj pożyczyłam?

– Wyrzuciłam.

– Jak to, wyrzuciłaś? Moje nowe supergi?

– Powtarzam, wyrzuciłam je. Były całe w gnoju, nie nadawały się do niczego. Musiałam je wyrzucić. Musiałam to zrobić choćby dlatego, że inaczej Step nie odwiózłby mnie do domu.

– Wpadłaś w gówno, a potem Step odwiózł cię do domu? A kiedy byłaś „rumiankiem"?

– Przedtem.

– Ze Stepem?

– Nie.

Daniela boso idzie za siostrą do jej pokoju.

– W końcu, Babi, opowiesz mi, jak było?

– Posłuchaj, Dani, zawrzyjmy umowę, że jeżeli ty od dziś zaczniesz czyścić naszą szczotkę do włosów po tym, jak się czeszesz, to ja za kilka dni opowiem ci wszystko, jak było, dobrze?

Dani parska.

Zgoda.

Wraca do swojego pokoju. Babi wkłada szkolny strój. Nie mogłaby jej opowiedzieć nigdy, wie o tym. Może też przez pierwsze dni Daniela oczyszczałaby szczotkę, ale potem i tak powróciłaby do swoich nawyków. To jest silniejsze od niej.

Raffaella wchodzi do pokoju Babi.

– Czy Pallina tu spała?

– Tak, mamo.

– Gdzie?

– W moim łóżku.

– Czy to możliwe? Kiedy wczoraj tu zajrzałam, żeby cię pocałować, byłaś tylko ty.

– Przyszła później. Nie mogła zostać w domu, bo matka miała gości na kolacji.

– A gdzie była przedtem?

– Tego nie wiem.

– Babi, nie chcę brać odpowiedzialności także za nią. Pomyśl, gdyby jej się coś stało, a jej matka sądziła, że ona jest u nas…

– Masz rację, mamo.

– Następnym razem chcę wiedzieć wcześniej, że ma u nas spać.

– Przecież ci mówiłam, kiedy wychodziłaś do państwa Pentesti, nie pamiętasz?

Matka zastanawia się chwilę.

– Nie, nie przypominam sobie.

Babi uśmiecha się niewinnie, jakby chciała powiedzieć „cóż mogę na to poradzić?". Wie doskonale, że matka nic może pamiętać, bo nigdy jej o tym nie powiedziała.

– Nie chciałabym mieć takiej córki jak Pallina. Ciągle gdzieś się włóczy po nocach, nie wiadomo, co robi. Nic podoba mi się ta dziewczyna, źle skończy, zobaczysz.

– Ależ mamo, nie robi nic złego, lubi się trochę pobawić, zapewniam cię, to dobra dziewczyna.

– Dobrze, ale wolę ciebie.

Raffaella uśmiecha się do niej, muska jej podbródek i wychodzi. Babi też się uśmiecha. Wie, jak podejść matkę. Ostatnio jednak za dużo kłamie. Obiecuje sobie, że z tym skończy. Biedna Pallina, nawet jeśli nic nie zrobiła, wina zawsze spada na nią. Musi jej darować tamto. Pewnie, trzeba by jakoś przerwać tę jej historię z Pollem, ale przyjdzie na to czas. Wciąga spódniczkę. Staje przed lustrem, odrzuca do tyłu włosy, odsłaniając twarz i przytrzymując je spinkami. Przez chwilę przygląda się sobie, gdy Szczęśliwy Cygan płynie przez stereo. Zauważa, jak bardzo jest podobna do swojej matki. Nie, nawet gdyby wiedziała o wszystkim, co Babi nawyczyniała, Raffaella nie zamieniłaby jej na Pallinę, nazbyt są do siebie podobne.

To jeden z tych rzadkich przypadków, kiedy, nawet o tym nie wiedząc, wszyscy się zgadzają.


Słońce wpada wesoło przez okno w kuchni. Babi kończy zjadać swoje gruboziarniste biszkopty i wypija ostatni łyk kawy z mlekiem, który zostawiła sobie na dnie. Daniela dłubie konsekwentnie. Z plastikowego kubeczka z budyniem nerwowymi ruchami łyżeczki dobywa nawet tę resztkę czekolady, która ukryła się przekornie w jakiejś szczelinie dna. Raffaella kupiła niemal wszystko, co zostało spisane na liście.

Claudio jest zadowolony. Ma pozytywny horoskop i wreszcie tę swoją kawę, do której tak wzdychał. Zaoszczędził nawet na dużym dzbanku.

– Babi, dziś mamy piękny dzień. Jest dużo słońca, ociepliło się. Rozmawiałem z twoją matką i ona też się zgadza. Chociaż zarobiłaś tę uwagę… Dziś możecie pojechać do szkoły na vespie.

– Dziękuję, tato, jesteście bardzo mili. Ale, wiesz, po tamtej rozmowie wtedy, pomyślałam, że pewnie masz rację. Ta nasza wspólna poranna jazda do szkoły, ja, ty i Daniela, stała się swoistym rytuałem, czymś przynoszącym szczęście. I taka okazja byśmy mogli porozmawiać b wszystkim, razem zacząć dzień; nie sądzisz, że to jest wspaniałe?

Daniela nie wierzy własnym uszom.

– Babi, przepraszam, jedźmy vespą. Z tatą rozmawiamy zawsze, wieczorem przy kolacji i w niedzielę rano.

Babi bierze ją za ramię i ściska odrobinę za mocno.

– Nie, Dani, tak będzie lepiej, poważnie, jedźmy z ojcem. – Znowu zaciska palce na jej ramieniu. – A poza tym, pamiętasz, mówiłam ci wczoraj wieczorem, że nie czuję się najlepiej. Od przyszłego tygodnia, wiesz, zaczniemy jeździć vespą, wtedy będzie już naprawdę ciepło. – Ten ostami uścisk nie pozostawia wątpliwości, to znak. Daniela jest w końcu dziewczyną z jakim takim wyczuciem.

– Tak, tato, Babi ma rację, jedziemy z tobą.

Claudio radośnie wypija ostatni łyk kawy. To szczęście mieć takie córki jak on. Nieczęsto można się czuć tak kochanym.

– Dobrze, dziewczyny, idziemy, bo się spóźnimy do szkoły. – Claudio udaje się do garażu po samochód. Babi i Daniela czekają na niego przed domem.

– Na szczęście zrozumiałaś. Mogłam ci złamać ramię, nie?

– Trzeba mi było powiedzieć od razu!

– Skąd mogłam wiedzieć, że dzisiaj dostaniemy pozwolenie na jazdę vespą?

– A dlaczego nie chcesz przejechać się na skuterze?

– To proste, bo go nie ma.

– Nie ma vespy? A gdzie jest? Czy nie wzięłaś jej wczoraj wieczorem?

– Owszem.

– No więc? Wpadłaś do gnoju razem z maszyną i wyrzuciłaś ją?

– Nie, zostawiłam ją na wyścigach, ale jak wróciliśmy tam, już jej nie było.

– Nie wierzę!

– Uwierz.

– Nie mogę uwierzyć! Moja vespa…

– Po prawdzie, to ja ją dostałam.

– Dobra, ale kto ją podrasował? Kto zmienił alternator? W przyszłym roku rodzice kupią ci samochód i vespa byłaby moja. Nic mogę w to uwierzyć.

Claudio zatrzymuje się przed nimi. Opuszcza automatycznie szybę.

– Babi, co się stało z vespą? Nie ma jej w garażu?

– Nic się nie stało, tato. Zostawiłam ją z tyłu, na podwórzu. Żeby ci nie przeszkadzała wykręcić. Myślę, że lepiej zostawiać ją na zewnątrz.

– Nie żartuj, wstaw ją natychmiast z powrotem. Bo jeśli ci ukradną, nie licz na to, że kupimy nową. Idź szybko i wprowadź ją do środka, jazda. Masz, tu są klucze.

Daniela wsiada do środka, Babi kieruje się w stronę garażu, udając, że grzebie w kluczach, szukając właściwego. Musi się zastanowić, co dalej. Co ja teraz zrobię? Do wieczora muszę odnaleźć vespę. Bo jeśli nic, trzeba będzie wymyślić coś innego. Niech licho porwie Pallinę z jej pomysłami, to ona mnie wpakowała w tę kabałę, niech więc ona mnie z niej wyciągnie! Babi słyszy, jak mercedes cofa się na tylnym biegu. Rzuca się w stronę garażu. Kiedy samochód pojawia kię w polu widzenia. Babi już pochyla się nad zamkiem żaluzji, udając, że ją zamyka. Rusza do samochodu z uśmiechem na ustach.

– Gotowe, ustawiłam ją jak trzeba. – Babi uważa się za świetnego mima, ale może byłoby lepiej odnaleźć vespę jak najszybciej. Kiedy sadowi się w wozie, odnosi wrażenie, że jest obserwowana. Spogląda do góry. Zgadza się.

Chłopiec, który mieszka na drugim piętrze, wychyla się z okna. Pewnie widział wszystko. W rzeczywistości nie widział nic i dlatego ma taką niepewną minę. Babi uśmiecha się do niego uspokajająco. On odpowiada podobnie, choć czuje, że czegoś tu nic rozumie.

Mercedes rusza. Babi, uśmiechając się, zwraca ojcu klucze.

– Ustawiłaś blisko ściany?

– Bliziutko. Nic będzie ci przeszkadzać. – Babi odwraca się do siostry. Daniela siedzi ze skrzyżowanymi ramionami. Jest mroczna jak noc.

– Spoko, Dani. Vespą pojedziemy w przyszłym tygodniu.

– Mam taką nadzieję.

Mercedes zatrzymuje się przed barierką, która powoli się podnosi. Claudio z daleka wita się z portierem. Pan Fiore daje znak, że ma jakąś sprawę. Wychodzi z dyżurki z paczuszką w ręce.

– Dzień dobry panu, przepraszam, ale zostawiono to dla Babi.

Babi przejmuje paczuszkę, nie kryjąc ciekawości. Mercedes rusza dalej, okno się zamyka. Daniela pochyla się w stronę siostry, jest podniecona. Ojciec też zerka, by zobaczyć, co to jest. Babi uśmiecha się.

– Chcecie po kawałeczku? To rogalik z czekoladą od Lazzareschiego.

Babi przełamuje go.

– Tatusiu? – Claudio zaprzecza ruchem głowy.

– Dani?

– Nie, dziękuję. – Miała nadzieję, że może będą to jakieś wiadomości o ich vespie.

– Tym lepiej, zjem wszystko sama. Nie wiecie, co tracicie… – Pallina to po prostu skarb, zawsze wie, co ma zrobić, żeby jej przebaczono. Teraz musi tylko przed ósmą wieczorem odnaleźć jej vespę.

Загрузка...