22

Babi wychodzi ze swojego pokoju. Ma na sobie różowy szlafrok, miękki, pikowany, pod spodem błękitną piżamę z ciepłego aksamitu, a na nogach przytulne kapcie. Prysznic zmył z niej zmęczenie po parkowych przebieżkach, ale nie przywrócił pogody ducha. Tego wieczoru jej dieta nie pozwala na więcej niż na jedno mizerne, zielone jabłko. Przechodzi przez korytarz. Słyszy obracający się w zamku klucz. To ojciec.

– Tato! – Babi biegnie mu naprzeciw.

– Babi.

Ojciec jest wściekły. Babi zatrzymuje się.

– Co się stało? Chyba nic powiesz mi, że źle postawiłam vespę i nie mogłeś wjechać do garażu…

– Co tam vespa! Dzisiaj byli u mnie państwo Accado.

Na te słowa Babi blednie. Jak to się stało, że nie pomyślała o nich wcześniej? Powinna była opowiedzieć rodzicom o wszystkim, co się wtedy wydarzyło.

Raffaella umyła zielone jabłka i z taką kolacją wkracza do salonu.

– Czego chcą od ciebie państwo Accado? Co się stało? Co ma do tego Babi?

Claudio patrzy na córkę.

– Nie wiem. Ty nam powiedz, Babi, co masz z tym wspólnego?

– Ja? Z nimi? Nic.

W drzwiach ukazuje się Daniela.

– To prawda, ona nie ma z tym nic wspólnego.

Raffaella odwraca się do Danieli.

– A ty bądź cicho, nikt cię o zdanie nie pyta!

Claudio kładzie rękę na ramieniu Babi.

– Może ty w niczym nie zawiniłaś, ale zawinił ten, z którym byłaś. Accado był w szpitalu, ma złamaną przegrodę nosową w dwóch miejscach. Lekarz powiedział, że jeszcze pół centymetra, a wgnieciona kość naruszyłaby mózg.

Babi stoi w milczeniu. Claudio patrzy na nią. Dziewczyna jest w szoku. Claudio puszcza jej ramię.

– Może nie zrozumiałaś. Babi, ale pół centymetra dalej i pan Accado by nie żył…

Babi przełyka ślinę. Głód jej minął. Teraz nie ma ochoty nawet na jabłko. Raffaella z niepokojem obserwuje córkę, a widząc jej stan, mówi trochę spokojniej i łagodniej.

– Babi, proszę, możesz nam opowiedzieć, co naprawdę zaszło?

Babi podnosi oczy. Są jasne i przerażone. Patrzy na matkę, jakby widziała ją po raz pierwszy. Zaczyna od „Nic, mamo", ale przerywa i opowiada po kolei wszystko. Przyjęcie, nieproszeni goście, Chicco, który wezwał policję, tamci, którzy najpierw uciekli, ale potem czekali na nich pod domem. Pościg, zniszczone bmw. Chicco, który się zatrzymał. Ten chłopiec na granatowym motorze, który go pobił. Pan Accado, który interweniował, i ten sam chłopiec, który i jego pobił.

– Jak to? Accado zostawił cię z tym chuliganem, tym brutalem? Nie zabrał cię?

Raffaella jest oburzona. Babi nie wie, co odpowiedzieć.

– Może myślał, że to mój kolega, nie wiem. Wiem tylko, że wszyscy uciekli, a ja zostałam z nim sama.

Claudio potrząsa głową.

– Oczywiście, że Accado uciekł. Nic mógł czekać ze złamanym nosem, aż się wykrwawi na śmierć. Ale ten chłopiec jest skończony. Filippo doniósł na niego. Byli u mnie, żeby opowiedzieć o wszystkim, żeby uprzedzić, że kierują sprawę na drogę sądową. Chcą znać imię i nazwisko tego chłopca. Jak on się nazywa?

– Step.

Claudio patrzy na Babi zakłopotany.

– Jak to Step?

– Step. Tak się nazywa. A przynajmniej słyszałam, że go tak nazywali.

– Dlaczego? Czy to Amerykanin?

– Jaki Amerykanin? – wyjaśnia Daniela. – To ksywa.

Claudio niepewnie popatruje na córki.

– Ten chłopak ma chyba jakieś imię?

Babi uśmiecha się do niego.

– Na pewno ma, ale ja go nie znam.

Claudio traci cierpliwość.

– To co ja mam powiedzieć państwu Accado? Że moja córka zadaje się z kimś, o kim nie wie nawet, jak się nazywa?

– Ja się z nim nie zadaję, tato. Byłam z Chicco… Już to mówiłam.

Włącza się Raffaella.

– Tak, ale potem wróciłaś z nim na motorze.

– Mamo, skoro Chicco i państwo Accado uciekli, to jak miałam wrócić? Zostałam na ulicy sama w środku nocy… Co miałam zrobić, wracać do domu pieszo? Próbowałam, ale zaraz potem zatrzymał się jakiś podejrzany facet w golfie i zaczął mnie zaczepiać… Więc pozwoliłam się odwieźć do domu.

Claudio nie wierzy własnym uszom.

– Coś podobnego! Skończy się na tym, że będziemy jeszcze musieli dziękować temu Stepowi!

Raffaella patrzy na córki.

– Nic możemy się tak zblamować. Rozumiecie? Chcę jak najszybciej poznać nazwisko tego chłopca. Jasne?

Babi przypomina sobie poranek i rozmowę z Danielą. Było jeszcze wcześnie, a ona jeszcze się wtedy nie dobudzila. Ale teraz nie ma już wątpliwości.

– Dani, ty wiesz, jak on się nazywa. Powiedz im!

Daniela patrzy na siostrę w osłupieniu. Czy ona oszalała? Powiedzieć im? Zadenuncjować Stepa? Pamięta, co zrobili Brandellemu, a także innym w podobnych sytuacjach. Za coś takiego zniszczyliby jej vespę, pobiliby ją, zgwałcili. Pojawiłyby się obraźliwe napisy z jej nazwiskiem na murach szkoły, różne nieprzyzwoitości na jej temat, dalekie od prawdy szczegóły jej prowadzenia się. Zostać donosicielką? W jednej chwili traci pamięć.

– Mamo, ja wiem tylko, że nazywa się Step.

Babi reaguje ostro.

– Kłamczucha! Jesteś kłamczucha! Nie zapamiętałam, ale dziś rano mówiłaś mi, jak on się nazywa. Ty i twoje przyjaciółki znacie go doskonale!

– Ależ co ty gadasz?

– Jesteś zwyczajnym tchórzem, nie chcesz ujawnić jego nazwiska, bo się boisz. Ty wiesz, jak on się nazywa!

– Nie, nie wiem.

– Ależ tak, wiesz.

Babi na chwilę milknie. W jej pamięci jakby się coś otworzyło, rozwiązało, wyświetliło. Przypomina sobie.

– Stefano Mancini. Tak się nazywa. Mówią o nim Step. – Patrzy na siostrę i uzupełnia jej słowami: – „Ja i moje przyjaciółki nazywamy go Dziesiątka z plusem".

– Brawo, Babi. – Claudio wyciąga z kieszeni notesik, w którym zapisuje wszystkie ważne rzeczy. Także to nazwisko, żeby nie zapomnieć. Ale teraz denerwuje się trochę. Znalazł tam coś, co powinien był zrobić, a już jest na to za późno.

Daniela patrzy na siostrę.

– Czujesz się taka pewna siebie? Nic rozumiesz, co ci grozi. Zniszczą ci vespę. Pobiją cię, napiszą o tobie na murach szkoły!

– Nie boję się. Vespa już jest zniszczona. Na murach nie napiszą, bo chyba żaden z nich nie umie pisać. A jeśli zechcą mnie skrzywdzić, mój ojciec mnie obroni, prawda, tato?

Babi obraca się w jego stronę. A on ma w oczach tego biednego Accado i wyobraża sobie ból, jaki musi odczuwać ktoś, komu rozbiją nos.

– Oczywiście, Babi, jestem przy tobie.

Zastanawia się, ile jest prawdy w tym potwierdzeniu. Może mało. Ale ważny był cel. Babi teraz jest spokojniejsza, wychodzi do kuchni. Bierze swoje zielone jabłko i myje je raz jeszcze. Potem unosi je w powietrzu, trzymając za ogonek. Obraca jabłko, każdemu obrotowi przypisując kolejne litery alfabetu. Ta, przy której ogonek się urwie, wyznaczy imię tego, kto o tobie myśli. A, B, C, D. Ogonek pęka z suchym trzaskiem.

Wyszła litera „d". Kogo zna, czyje imię zaczyna się na „d"? Nikogo, nikt taki nie przychodzi jej na myśl. Na szczęście, nie wypadło na „s". To trudne, żeby ogonek tak długo wytrzymał. Ale nawet gdyby wypadło, Babi za bardzo by się tym nie przejęła. Nie boi się. Przechodzi przed matką, uśmiecha się do niej. Raffaella patrzy, jak się oddala. Jest dumna ze swej córki. Babi w nią się wdała. Nie to, co Daniela. Jej lęki, na dobrą sprawę, są usprawiedliwione. Daniela wszystko wzięła z ojca. Claudio układa na łóżku swój szary garnitur.

– Czy kupiłaś, skarbie, jakiś większy dzbanek do kawy?

– Nie, zupełnie zapomniałam.

Raffaella zamyka się w łazience. Jakże to, myśli Claudio, wpisałem ci to przecież do listy zakupów. Nic jednak na ten temat nie powie, jeszcze bardziej usprawiedliwiając w ten sposób charakter Danieli. Wybrawszy koszulę, rzuca ją na łóżko. Na niej kładzie swój ulubiony krawat. Może dzisiejszego wieczoru uda mu się go założyć.


Rodzice wychodzą, zalecając, jak zawsze przy takiej okazji, aby nikomu nie otwierały. Wkrótce Babi zbiega w szlafroku na dół i kiedy jej nikt nie widzi, wsuwa klucze pod dywanik przed drzwiami. Ciekawe, gdzie jest w tej chwili Pallina? Pewnie już tam, gdzie się ścigają, na Olimpice. Niech się cieszy…

Daniela stoi w korytarzu z telefonem przy uchu. Rozmawia z Andreą Palombim, drugą ręką gryzmoląc na kartce papieru ich imiona i serduszka. Andrea, nie słysząc jej głosu, zaciekawia się tym.

– Dani, co ty robisz?

– Nic.

– Jak to nic? Słyszę jakieś szmery.

– Piszę.

– Co piszesz?

– Nic… rysuję.

– Rozumiem. Gdy ja do ciebie mówię, to ty rysujesz.

– I słucham. Wszystko zrozumiałam.

– No to powtórz. Daniela prycha.

– W poniedziałek, środę i piątek chodzisz na gimnastykę, we wtorek i czwartek na angielski.

– Na którą godzinę?

– Na piątą.

– Na szóstą. No widzisz, że nic słuchasz.

– Ależ tak, tylko nie pamiętałam. A ty, czy rozumiesz, dlaczego przedtem nie mogłam mówić?

– Tak, bo byli twoi rodzice, którzy właśnie wychodzili.

– No właśnie, mówiłam tak, hmm, ech. Ale ty nie rozumiałeś.

– Jak mogę zrozumieć, jeśli nic nie mówisz?

– Jak mogę to powiedzieć, kiedy moi stoją tuż obok mnie? Ale bystry jesteś! Mam pomysł: musimy ustalić jakieś umowne słowo na taki właśnie moment, kiedy nie możemy mówić.

– W rodzaju?

– Nie wiem, pomyślmy…

– Moglibyśmy wymawiać nazwę mojej szkoły po angielsku.

– Jak to będzie?

– No widzisz, że mnie nie słuchasz! British.

– Owszem, British mi się podoba.

Przechodzi właśnie Babi i zatrzymuje się przed siostrą.

– Czy to możliwe, żebyś ty wciąż wisiała na telefonie?

Daniela nie odpowiada. Od razu wykorzystuje ustalone hasło.

– British.

Andrea trochę się gubi.

– Co jest, nie możesz mówić?

– Oczywiście! Po co miałabym wrzucać to „British"? Tak, bez sensu. Po co to wszystko wymyśliliśmy?

– No dobrze, ale skąd ja wiem, że teraz nie możesz rozmawiać?

– Jak to skąd? Przecież powiedziałam „British".

– Tak, ale ja myślałem, że próbujesz, jak to brzmi.

Tę dyskusję, raczej mało metafizyczną, przerywa nagle stanowczy głos panienki z centrali Telecomu. „Uwaga. Pilna rozmowa miejska na numer…".

Daniela i Andrea zamieniają się w słuch. Czekają na pierwsze cyfry, które wskażą, do kogo jest ten telefon… 2…". Daniela wyprzedza głos telefonistki. – To do mnie. Pewnie Giulia!

– Usłyszymy się później?

– Tak, zadzwonię, jak tylko skończę. British! – Andrea śmieje się. Wolałby teraz usłyszeć coś w rodzaju „kocham cię".

– Ja ciebie też. – Rozłączają się. Babi przygląda się siostrze. Dziwne, że tak szybko zareagowała na jej uwagę.

– Centrala łączy pilną rozmowę.

– Tak sobie pomyślałam! Przecież to niemożliwe, żebyś przerwała rozmowę tylko dlatego, że ja cię o to poprosiłam. Pewnie rodzice tak się niecierpliwią.

– Chyba nie! To na pewno Giulia, miałyśmy się jeszcze raz zdzwonić.

Chwilę czekają, nie odchodząc od telefonu. Gotowe złapać słuchawkę na pierwszy dzwonek. Jak w quizie telewizyjnym, gdy trzeba być pierwszym, by nacisnąć przycisk i dać prawidłową odpowiedź. Telefon dzwoni. Daniela jest szybsza.

– Giulia? – Odpowiedź błędna. – Och, przepraszam, tak, już ją proszę. To do ciebie.

Babi wyrywa słuchawkę z rąk siostry.

– Tak, słucham?

Chwila triumfu zamienia się szybko w ciężar odpowiedzialności. To matka Palliny. Daniela uśmiecha się.

– Nie gadaj za długo, dobra?

Babi próbuje poczęstować ją kopniakiem. Daniela się uchyla.

Babi skupia się na telefonie.

– Tak, proszę pani, dobry wieczór. – Słucha tego, co mówi matka Palliny. Naturalnie, chce rozmawiać ze swoją córką. – Prawdę mówiąc, śpi już. – I ryzykuje jak rzadko: – Czy chce pani, żebym ją obudziła? – Przymyka oczy i zaciska zęby, czekając na odpowiedź.

– Nie, nie rób sobie kłopotów. Tobie powiem, o co chodzi.

Udało się.

– Na jutro rano załatwiłam wizytę na badanie krwi. Więc musisz, jej powiedzieć, żeby, jak się obudzi, nic nie jadła, a ja przyjadę po nią koło siódmej. Zdąży na drugą godzinę, jeśli się nie spóźnimy.

Babi oddycha z ulgą.

– Dobrze, zresztą na pierwszej mamy religię… – Babi sądzi, że ten przedmiot jest dla jej przyjaciółki całkowicie bezużyteczny. Wśród nieustannych kłamstw i brutalnych narzeczonych Pallina już dawno zagubiła swą duszę.

– Proszę cię. Babi, nie pozwól jej nic zjeść.

– Dobrze, proszę pani, proszę się nie martwić.

Babi odkłada słuchawkę. Daniela pojawia się obok, gotowa natychmiast przejąć aparat.

– Udało się, co?

– Udało się Pallinie. Jeśli jednak wpadnie, to jej sprawa. Co ja mam do tego? – Babi od razu próbuje połączyć się z komórką Palliny. Bezskutecznie, jest wyłączona. Oczywiście. Śpi u mnie, a w moim domu nie odbiera. Nie ma sprawy. Czym mam się przejmować? W końcu to ona podjęła ryzyko. Nie muszę się wcale denerwować.

Babi zaparza sobie rumianek. Dwa plasterki cytryny, słodzik i już jest na kanapie. Nogi podkulone, stopy wsunięte w załamanie poduszki, tam, gdzie jest najcieplej. Ogląda telewizję. Daniela oczywiście dzwoni do Andrei. Opowiada mu o Pallinie, o telefonie jej matki, o blefowaniu Babi i różnych innych rzeczach, które im się wydają bardzo zabawne. W salonie Babi przelatuje po programach. Coś o starych cywilizacjach, jakaś współczesna historia miłosna, nazbyt trudny quiz. Babi trochę się zastanawia. Nie, tej odpowiedzi, niestety, nie zna. Wesoły, rozbawiony głos siostry dobiega z korytarza. Miłosne wyznania mieszają się ciepło z radosnym śmiechem. Babi gasi telewizor. Pallina powinna wrócić przed siódmą.

– Dobranoc, Dani.

Daniela uśmiecha się do siostry.

– Dobranoc.

Babi już nawet nie próbuje powtarzać, żeby nazbyt długo nie blokowała telefonu. I tak na nic się to zda. Myje zęby. Układa na krześle mundurek na dzień następny, przygotowuje teczkę i wsuwa się do łóżka. Patrząc w sufit, odmawia modlitwę. Czuje się trochę rozproszona. Gasi światło. Przewraca się na łóżku, usiłując zasnąć. Nic z tego. A jeśli Pallina przyjedzie bezpośrednio do szkoły? Tę stać na wszystko. Po jakiejś szalonej nocy każe Pollowi odwieźć się do Falconieri, gdy tymczasem jej matka zjawi się tu po córkę. Niech licho porwie tę dziewuchę! Czy nie mogłaby się zakochać jakoś tak prościej? Dwie godziny przy telefonie i spokój. Jak jej siostra. Niewiele kłopotów, tylko rachunek za rozmowy nieco zbyt słony. A ta nic, ona musi lecieć na jakieś wyścigi. Musi być kobietą twardziela. Niech ją licho… Babi wstaje z łóżka i ubiera się. Wkłada oczywiście cieplejszą bluzkę i dżinsy. Potem idzie do pokoju Danieli i zakłada swoje granatowe supergi. Przechodzi koło siostry, która wciąż sterczy przy telefonie.

– Jadę uprzedzić Pallinę. Daniela patrzy za nią zdumiona.

– Pojedziesz na tę oranżerię? To ja też!

– Na oranżerię? Jadę na Olimpikę. Tam, gdzie robią wyścigi.

– To właśnie nazywają oranżerią.

– Dlaczego?

– Z powodu kwiatów składanych wzdłuż drogi. Dla tych, którzy tam zginęli…

Babi przeciera czoło.

– Tylko tego brakowało… Oranżeria!

Wkłada kurtkę wiszącą w korytarzu i zmierza ku wyjściu.

– Proszę cię, Babi, weź mnie ze sobą!

– Co jest, wszystkim wam odbiło? Ty, ja, Pallina, co się z nami dzieje? Czego my szukamy? My też chcemy się pościgać w tej oranżerii?

– Jeśli założysz pasek tej firmy Rumianek, to wiesz, to oni cię na pewno wezmą. Weź mój… Przyczepią cię na nim z tyłu i jazda! Pomyśl, co za siła, a ty jak rumianek…

Babi myśli o tym rumianku, jaki wypiła przed pójściem do łóżka. Ale bez skutku. Wydaje się jej, że ktoś ją przepytuje podczas quizu w telewizji. Czego oczekujesz, jadąc tam? Tego ścigania się szalonych motocyklistów, którzy narażają życie nie tylko swoje? Podnosi kołnierz kurtki. Odpowiedź wydaje się łatwa. Chodzi o Pallinę, która ma wrócić przed siódmą, a kocha przebywać w miejscach ryzykownych. I której ona, Babi, musi podpowiadać z łaciny, choć płaci za to wpisem uwagi do dzienniczka. Tak, ona jedzie tam przede wszystkim dla swojej przyjaciółki Palliny. A przynajmniej chce być o tym przekonana.

– Daniela, nie będę ci więcej powtarzać, odłóż ten telefon! – Wybiega z domu z kolorowym grzebykiem we włosach i sercem, które bije jej dziwnie szybko.

Загрузка...