Na piazza Euclide, przed wejściem do szkoty Falconieri, W podwójnym rzędzie stoją setki samochodów w bezruchu. Ci, którzy zatrzymali się tuż za nimi, mając do załatwienia mnóstwo spraw, a nie mając córek, które chodzą do tej szkoły, rzucają się na klaksony, wygrywając codzienny, okropny, postmodernistyczny koncert.
Kilku chłopców na peugeotach i hondach SH 50 zatrzymuje się dokładnie przed schodami. Wtedy nadjeżdża również Raffaella. Znajduje szczelinę po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko stacji benzynowej przed kościołem, i wsuwa się tam ze swoim czterodrzwiowym peugeotem 205. Palombi poznaje ją. Przypominając sobie spotkanie poprzedniego wieczoru, postanawia chwilowo nie nawiązywać kontaktu.
Dołącza do grupy młodzieży siedzącej u stóp schodów. Temat dnia: urodziny Roberty i nieproszeni goście. Jakiś chłopiec opowiada swoją wersję wydarzeń. Jest prawdopodobna, sądząc po demonstrowanych śladach uderzeń. Jeśli nawet było ich tylko tyle, i tak nieźle oberwał. Podchodzi do nich Brandelli.
– Cześć, Chicco, co słychać?
– W porządku – kłamie bezczelnie.
Kolega jednak niezbyt wierzy. Chicco tymczasem nauczył się kłamać jak najęty. Próbuje tego od samego rana, kiedy to jego ojciec zobaczył, jak wygląda bmw. Szkoda, że jego ojciec nie daje się tak łatwo wyprowadzić w pole jak kolega. Nie uwierzył, oczywiście, w historię z kradzieżą. Kiedy Chicco przyznał się i opowiedział, co się stało, jego ojciec po prostu się wściekł. Prawdę mówiąc, cała ta historia rzeczywiście brzmiała nieprawdopodobnie. Absurdalni byli również ci faceci, co mu tak zniszczyli wóz. Ale skoro ojciec mu nie uwierzył, to on udowodni, że mówi prawdę. Znajdzie tych łobuzów, dowie się, jak się nazywają, doniesie na policję. Oczywiście, że tak zrobi, koniecznie! Któregoś dnia na pewno ich spotka.
Chicco pohamowuje się. Oto bowiem jego życzenia od razu się urzeczywistniają. A on nie wydaje się z tego powodu szczęśliwy. Step i Pollo na pełnym gazie pokonują zakręt, kładą motory blisko siebie, są szybsi niż samochody. Zatrzymują się zaledwie o kilka metrów od Brandellego. Chicco, w obawie, że Step go rozpozna, odwraca się i szybko wsiada na swoją vespę. To jedyny sposób, żeby jak najszybciej zniknąć.
Step zapala papierosa, jednego z tych, których pozbawił Martinellego, i zwraca się do Polla:
– Jesteś pewien, że to tutaj?
– Oczywiście. Ma to w swoim kalendarzyku. Wyznaczyliśmy tu sobie spotkanie, żeby pójść na obiad.
– Ty dupku, przecież nie masz jednego euro, żeby komuś postawić.
– Czego się czepiasz? Kto ci przyniósł śniadanie, co? Więc siedź cicho!
– Co? Z powodu dwóch mizernych kanapek?
– Mizernych? Codziennie dwie kanapki to w końcu miesiąca nie taka mizerna suma. Ale nie przejmuj się, to ona mnie zaprosiła, jestem jej gościem.
– Nie do wiary, co to za laska? I jeszcze taka bogata, że zaprasza. Jaka ona jest?
– Śliczna. I nawet sympatyczna. Choć może trochę dziwna.
– Musi być dziwna, skoro wybiera się z tobą na obiad i jeszcze chce za ciebie płacić. Albo dziwna, albo zdzira! – Step wybucha śmiechem.
Dzwonek po ostatniej godzinie. Na szczycie schodów pojawia się gromadka dziewcząt. Wszystkie są w szkolnych nastrojach. Blondynki, brunetki, szatynki. Schodzą, skacząc, biegiem lub z wolna. Rozszczebiotane. Jedne wesołe, że się im na lekcji udało, inne markotne, bo poszło fatalnie. Jedne z nadzieją rozglądają się wokół, wypatrując chłopca, którego właśnie zdobyły lub którego mają utracić. Mniej ładne sprawdzają, czy jest ten przystojniak, który najbardziej podoba się właśnie tym nieszczęśliwym. Taki zawsze chodzi z jakąś sztampą z innej klasy. A te, które wracają na swoich motorkach, zapalają jeszcze papierosa. Daniela zeskakuje z ostatnich stopni i biegnie do Palombiego. Raffaella dostrzega ją i naciska klakson. Wzywa ją do samochodu. Daniela potakująco kiwa do matki głową, ale przelotnym pocałunkiem wita się jeszcze z chłopakiem.
– Cześć, jest moja matka, zdzwonimy się dziś popo. Dzwoń do domu, bo komórka mi wysiadła.
– Dobra. Jak policzek?
– Lepiej, dużo lepiej! Ale lecę już, bo nie chcę zarobić na drugi.
Wychodzą inne klasy. I wkrótce wysypuje się ostatnia. Na schodach ukazują się Babi i Pallina. Pollo szturcha Stepa.
– O, to ta.
Step wypatruje dziewczyny. Wśród tych starszych, schodzących właśnie, zauważa Babi.
– Która to? – pyta Polla.
– To ta, co ma czarne rozpuszczone włosy. Ta nieduża.
Step znowu podnosi głowę. Aha, pewnie chodzi o tę, która idzie obok Babi. Jakoś mu przyjemniej, że to nie Babi jest tą fryzjerką, która zaprasza Polla na obiad i jeszcze za niego płaci.
– Rzeczywiście sympatyczna. A ja znam tę obok.
– To możliwe? Skąd?
– Zrobiłem jej prysznic wczoraj wieczorem.
– Nie wciskaj mi kitu.
– Przysię. Sam ją spytaj.
– Porąbało cię? Zaczepię ją i zapytam grzecznie: przepraszam, czy to ty brałaś wczoraj prysznic ze Stepem? Daj żyć!
– No to ja jej to przypomnę.
Pallina rozważa z Babi różne możliwe sposoby pokazania Raffaelli wpisu do dzienniczka, kiedy spostrzega Polla.
– O nie!
Babi odwraca się do niej.
– Co jest?
– To ten, co mi wczoraj ukradł pieniądze, moją tygodniówkę!
– Który to?
– Tam niżej.
Pallina wskazuje jej Polla. Babi patrzy w tamtą stronę. Widzi Polla, a obok niego zauważa siedzącego na motorze Stepa.
– O nie!
Pallina patrzy ze zdziwieniem na przyjaciółkę.
– Co się stało? Tobie też coś ukradł?
– Nie, ale jego przyjaciel, ten obok, zaciągnął mnie pod prysznic.
Pallina kiwa głową ze zrozumieniem, jakby to było najnormalniejsze, że jedni faceci kradną pieniądze, a inni ciągną pod prysznic.
– I nic mi o tym nie powiedziałaś?
– Chciałam po prostu zapomnieć. Chodźmy.
Zdecydowanym krokiem schodzą z ostatnich stopni schodów. Pollo zbliża się do Palliny. Babi zostawia ich własnym sprawom, a sama rusza w stronę Stepa.
– Co tutaj robisz? Można wiedzieć, co cię tu sprowadza?
– Spoko, spoko! Po pierwsze jest to miejsce publiczne, a po drugie przyjechałem z przyjacielem, który wybiera się na obiad z tą tam.
– Przypadkowo „ta tam" jest moją najlepszą przyjaciółką, a twój przyjaciel jest złodziejem, który ją okradł.
Step nie pozostaje jej dłużny.
– Przypadkowo Pollo, który jest moim najlepszym przyjacielem, nie jest złodziejem. To ona zaprosiła go na obiad, a ponadto ona płaci… A czemuś ty taka kąśliwa? O co chodzi? Kąsasz, bo ja cię nie zabieram na obiad? Ależ zabiorę, czemu nie, wystarczy, żebyś ty zapłaciła.
– Coś podobnego!
– No to zrobimy tak: ty jutro weźmiesz ze sobą pieniądze, zamówisz jakieś miłe miejsce, a ja po ciebie przyjadę. Zgoda?
– Słyszeliście coś takiego? Ja z tobą?
– Hm, wczoraj wieczorem byłaś ze mną, a nawet mnie obejmowałaś.
– Kretyn.
– No wsiadaj, to cię odwiozę.
– Idiota.
– Czy to możliwe, że znasz tylko obelżywe słowa? Tatka rezolutna dziewczyna jak ty, która chodzi do Falconieri w mundurku, bo jest dobrze wychowana, a zachowuje się w ten sposób, oj źle! '
– Dupek.
Pollo zjawia się w porę, żeby usłyszeć ten ostatni komplement.
– Oho, widzę, że zawarliście już przyjaźń. No to co, idziecie z nami na obiad?
Babi patrzy na przyjaciółkę w osłupieniu.
– Pallina, nie mogę uwierzyć! Idziesz na obiad z tym złodziejem?
– No wiesz, przynajmniej coś odbiorę, on płaci.
Step patrzy na Polla:
– Co za hańba! Powiedziałeś mi, że to ona stawia.
Pollo uśmiecha się do przyjaciela.
– Bo to w gruncie rzeczy prawda. Ty wiesz, że ja nigdy nie kłamię. Wczoraj buchnąłem jej pieniądze i nimi zapłacę. Więc w końcu to ona stawia, nie? A jak z wami, jedziecie?
Step z zafrasowaną miną patrzy na Babi.
– Przykro mi, ale dziś muszę iść na obiad do mojego ojca. Nie gniewaj się. Ale umówimy się na jutro, prawda?
Babi próbuje powstrzymać gniew.
– Nigdy!
Pallina lokuje się na siodełku za Pollem. Babi patrzy na nią z wyraźnym rozczarowaniem, czuje, że przyjaciółka ją zdradziła. Pallina chce ją udobruchać:
– Zobaczymy się później, zajrzę do ciebie.
Kiedy Babi zamierza odejść, Step ją zatrzymuje.
– Zaczekaj chwilę. Powiedz, bo inaczej wyjdę na kłamcę, potwierdź to, że wczoraj wzięliśmy wspólny prysznic.
Babi uwalnia się od niego.
– Idźże do diabła!
Step uśmiecha się do Polla.
– To jej sposób, żeby powiedzieć „tak".
Pollo przytakuje ruchem głowy i odjeżdża z Pallina.
Step obserwuje Babi, jak przechodzi na drugą stronę ulicy. Idzie szybko. Omal nie wpada pod samochód, który ostro hamuje i głośno trąbi. Dziewczyna, nawet nie obejrzawszy się ze siebie, wsiada do samochodu matki.
– Cześć, mamo.
Babi całuje Raffaellę.
– Jak poszło w szkole?
– Świetnie – kłamie. Oberwać dwóję z łaciny i jeszcze wpis do dzienniczka to kiepski powód, żeby móc powiedzieć „świetnie".
– Pallina nie zabierze się z nami?
– Nic, wraca inaczej. – Babi myśli o Pallinie, że jedzie na obiad z tym typkiem Pollem. Idiotyczne. Zniecierpliwiona Raffaella naciska klakson.
– A Giovanna? Gdzie jest Giovanna? Daniela, prosiłam, byś jej powiedziała!
– O, już idzie!
Giovanna, dziewczyna o blond włosach i mało wyrazistej twarzy, powoli przechodzi przez jezdnię i wsiada do samochodu.
– Przepraszam panią.
Raffaella nie odpowiada. Wrzuca pierwszy bieg i ostro startuje. Gwałtowność tego ruchu jest dostatecznie wymowna. Daniela wygląda przez okno. Giulia, jej przyjaciółka, stoi przed szkołą i rozmawia z Palombim. Daniele to złości.
– To niemożliwe! Za każdym razem, jak tylko ktoś mi się podoba, ta natychmiast włazi mi w paradę i zgrywa się na primabalerinę. Idiotka. Przedtem go nie znosiła, a teraz, patrzcie, jak z nim grucha.
Giulia widzi przejeżdżającego peugeota. Daje znać Danieli, że usłyszą się po południu. Daniela patrzy na nią z nienawiścią i nie odpowiada. Odwraca się do siostry.
– Babi, czy Step przyjechał po ciebie?
– Nie!
– Jak to nie? Widziałam, jak rozmawialiście.
– To przypadkowe spotkanie.
– No dobra, ale mogłaś wrócić z nim. A otóż i on!
Step na pełnym gazie prześlizguje się obok ich peugeota, wyprzedzając go bez trudu. Raffaella wykonuje gwałtowny ruch kierownicą. Niepotrzebnie się przestraszyła. Step by jej nawet nie musnął. Potrafi utrzymać odpowiedni dystans, co do milimetra.
Honda 750, przechylając się w miękkich skrętach, sieje postrach na jezdni. Step, w ciemnych ray-banach zasłaniających oczy, odwraca lekko głowę i szczerzy w uśmiechu zęby. Jest pewny, że Babi patrzy na niego. I nie myli się. Jeszcze przyspiesza i nie zatrzymując się przed czerwonym światłem, na pełnym gazie wpada w ulicę Sciacci. Jakiś wóz, który nadjeżdża z prawej, trąbi w słusznym proteście. Policjant nie zdąży nawet odczytać numerów, motor Stepa znika z pola widzenia, wyprzedzając szybko inne pojazdy. Raffaella zatrzymuje się przed światłami i odwraca w stronę Babi.
– Jeśli odważysz się kiedyś pojechać z tym szaleńcem, nie wiem, co ci zrobię. To czyste wariactwo tak prowadzić. Uważaj, Babi, ja nic żartuję, nie chcę, żebyś z nim jeździła.
Może matka ma rację? Step prowadzi jak wariat. A jednak poprzedniego wieczoru, w ciemnym milczeniu nocy, siedząc za nim z zamkniętymi oczami, nie bała się. A nawet… ta jazda jej się podobała. Babi otwiera torbę z zakupami i urywa sobie kawałek miękkiej białej pizzy. Nie może się stale kontrolować. W porywie całkowitego wyłamania się z norm dochodzi do wniosku, że jest to moment właściwy.
– Mamo, dziś dostałam piękny wpis do dzienniczka.