23

Na poboczach szerokiej drogi od strony rozległego zakrętu jest mnóstwo ludzi. Kilka dżipów patroli z otwartymi drzwiczkami wprost eksploduje muzyką na cały regulator Chłopcy z e sztucznie rozjaśnianymi włosami, w amerykańskich koszulkach i czapeczkach, szczupli, posągowo zgrabni jak surfiści, serwują dietetyczne piwa. Nieco dalej, obok odkrytego maggiolona. młodzieńcy realistyczniej traktujący świat ćwiczą ma motorach stójkę.

Jeszcze dalej kilku gości szykuje się do wieczornych emocji, wysiadając ze swojego jaguara. Obok nich inna para gapiów z rozbawieniem obserwuje turniejowe zabiegi narwańców.

Motorki na jednym kole, motory, które przelatują z hukiem, to hamując, to gazując, młodzież rozglądająca się wokół w poszukiwaniu znajomych twarzy lub przyjaciół.

Babi na swojej podrasowanej vespie pokonuje łagodny podjazd. Gdy wjeżdża na górę, aż ją zatyka. Klaksony w różnych tonacjach grają jak oszalałe. Przemykające obok motory odpowiadają rykiem. Światła reflektorów, pomalowanych na różne kolory, oświetlają jezdnię niczym jakąś ogromną dyskotekę.

W małej zatoczce ktoś rozłożył niewielki kiosk, w którym sprzedaje napoje i gorące bułki. Robi złoty interes. Babi zatrzymuje się tam i ustawia vespę na podpórce. Wyjmuje kluczyk ze stacyjki. Jakiś free śmiga przed nią na jednym kole tak blisko, że dziewczyna omal nie traci równowagi. Chłopak. najwyżej piętnastoletni, opada na przednie koło, rechocąc z uciechy. Ostro hamuje, zmieniając poślizgiem kierunek, i pędzi z powrotem. Znowu stójka, nogi rozrzucone, lekkie rozkołysanie

Babi niepewnie rozgląda się wokół. Rusza przed siebie. Zderza się z jakimś facetem z włosami na jeża, w czarnej skórzanej kurtce i z kolczykiem w prawym uchu. Bardzo gdzieś się spieszy.

– Patrz, kurwa, jak idziesz!

Babi przeprasza. Znowu zastanawia się, co ona tu robi. W pewnej chwili dostrzega Glorię, córkę państwa Accado. Siedzi na rozłożonej na ziemi dżinsowej kurtce. A obok niej jest Dario, jej chłopak. Babi podchodzi do nich.

– Cześć, Gloria.

– Cześć, jak się masz?

– Dobrze.

– Znasz Daria?

– Tak, spotkaliśmy się już.

Wymieniają uśmiechy, chcąc dojść, gdzie i kiedy.

– Muszę ci powiedzieć, że jest mi przykro z powodu tego, co się przydarzyło twojemu ojcu.

– Tak? A mnie to nic nie obchodzi. Dobrze mu tak. Niech się uczy pilnować swoich spraw. Wszędzie się wtrąca, zawsze chce być górą. Nareszcie znalazł się ktoś, kto pokazał mu jego miejsce.

– Ale to przecież twój ojciec!

– Owszem, ale też wredna małpa. Dario zapala papierosa.

– Podzielam to zdanie. A Stepowi przekaż moje podziękowanie. Czy wiesz, że on nie pozwala mi wejść do Glorii? Muszę czekać na dole, aż ona zejdzie. Nie żeby mi zależało na tym, aby go oglądać. Ale chodzi o zasadę, nie?

Babi zastanawia się, do jakiej zasady on się odwołuje. Dario przekazuje papierosa Glorii.

– No, pewno, gdybym to jak tak zagłówkował, byłyby już gorzkie żale.

Dario wybucha śmiechem.

Gloria zaciąga się papierosem i pyta z uśmieszkiem Babi.

– Ale co słyszę, czyżbyś związała się ze Stepem?

– Ja? Zwariowałaś? Żegnam was, muszę znaleźć Pallinę.

Odchodzi. Pomyliła się, oni oboje zwariowali. Córka, która jest szczęśliwa, że jej ojcu złamano nos. Jej chłopiec, któremu jest przykro, że to nie on go tak załatwił. Nie do wiary. Na małym wzgórku za podziurawioną siatką siedzi Pollo. Siedzi na swoim dużym motorze i gawędzi wesoło z dziewczyną, którą obejmuje, trzymając między nogami. Dziewczyna ma na głowie granatową czapkę z daszkiem i napisem NY. Czarne włosy zebrane w koński ogon wysuwają się spod czapki pomiędzy zapięciem z tyłu a obszytą krawędzią. Ma na sobie kurtkę z plastikowymi białymi rękawami, jak typowa amerykańska cheerleaderka. Podwójny pasek firmowy Camomilla, ciemnogranatowe legginsy i kolorowe supergi czynią ją trochę bardziej włoską. Ta niezrównoważona dziewczyna, co śmieje się bez przerwy, rzucając głową to w prawo, to w lewo, i co chwila całuje Polla, to Pallina. Babi podchodzi do nich. Pallina ją spostrzega.

– Hej, cześć, co za niespodzianka! – Biegnie jej naprzeciw i obejmuje ją. – Ach, jak się cieszę, że przyjechałaś!

– A ja wcale. Przeciwnie, chciałabym jak najprędzej stąd zniknąć.

– No to po coś przyszła? Czy to nie kretyni chodzą na takie zawody?

– Istotnie, jesteś właśnie kretynką. Dzwoniła twoja matka.

– Nie?… I co jej powiedziałaś?

– Że śpisz.

– I uwierzyła?

– Tak.

Pallina reaguje gwizdnięciem.

– Całe szczęście!

– Pewnie. Ale powiedziała, że jutro rano przyjedzie po ciebie wcześniej, bo masz wyznaczone badania i będziesz w szkole dopiero na drugą lekcję.

Pallina skacze z radości.

– Yahooo! – Ale jej entuzjazm szybko się kończy. – Ale jutro na pierwszej godzinie mamy religię, nie?

– Dokładnie.

– Ale jaja, nie mogli mi wyznaczyć tych badań na piątek, kiedy mamy włoski?

– Ba. W każdym razie przyjedzie po ciebie o siódmej, więc uważaj, żeby zdążyć…

– Dobra, ale zostań. – Pallina bierze przyjaciółkę pod rękę i podchodzą do Polla. – O której tu się kończy?

Pollo uśmiecha się do Babi, która go wita z pewną rezygnacją.

– Wcześnie, najdalej za dwie godziny będzie po wszystkim. Potem pojedziemy na jakąś dobrą pizzę, co?

Pallina znowu jest pełna entuzjazmu.

– No już, obudź się! – woła do Babi, a Pollo się uśmiecha, zapalając papierosa. – Zobaczysz, jest tu nawet Step… Na pewno się ucieszy na twój widok.

– Możliwe, ale ja nie! Pallina, ja wracam do domu. Pamiętaj, że masz zdążyć. Nic chcę mieć przez ciebie kłopotów z twoją matką!

Babi spostrzega tabliczkę, wbitą w ziemię na skraju drogi. Jest drewniana, a na środku przyklejono zdjęcie chłopca z czarno-białym krążkiem obok, symbolem życia. Tego życia, którego chłopiec już nie ma. I napis: „Był szybki, silny, ale Pan nie postąpił z nim, jak prawdziwy pan. Nie dał mu szansy na rewanż. Przyjaciele".

– No, piękni z was przyjaciele! Do tego poeci! Wolę już być sama niż mieć przyjaciół takich ja wy, gotowych pomóc mi, żebym mogła się zabić.

– Po coś tu, kurde, przyszła, jeśli nic ci nie odpowiada? – pyta Pollo, odrzucając papierosa. I jego glos:

– Czy to możliwe, żebyś nie umiała z nikim żyć w zgodzie? Masz niezły charakterek, co?

To Step. Stoi naprzeciwko niej z tym swoim wyzywającym uśmieszkiem.

– Tak się złożyło, że ja żyję w zgodzie ze wszystkimi. W moim życiu nigdy się o nic nie kłóciłam, może dlatego, że nie przebywałam w takim środowisku. To ostatnio moje znajomości pogorszyły się, może z czyjejś winy… – Babi znacząco spogląda na Pallinę, która niewinnie wznosi oczy do nieba.

– Jak to, nie przyszłaś tu dla mnie? – Step staje przed nią.

– Jestem pewien, że jesteś tu po to, żeby zobaczyć, jak się ścigam…

Podchodzi zbyt blisko, stają twarzą w twarz. Babi odsuwa się na bok.

– Nawet nie wiedziałam, że tu jesteś. – Czerwieni się.

– Wiedziałaś, wiedziałaś. Cała się zaczerwieniłaś. Widzisz, nie powinnaś kłamać, nie potrafisz.

Babi zacina się w milczeniu. Wścieka się na ten przeklęty rumieniec i na swoje serce, które tak nieposłusznie zaczyna łomotać.

– Nie rozumiem, dlaczego to tak przeżywasz. Boisz się do tego przyznać?

– Boję się? Ja się boję? A niby kogo? Ciebie? Nie boję się ciebie, wywołujesz we mnie pusty śmiech! Chcesz coś wiedzieć? Dziś cię zadenuncjowałam! – Teraz to ona wysuwa głowę do przodu i patrzy mu w twarz. – Rozumiesz? Powiedziałam, że to ty uderzyłeś pana Accado. Tego, którego uderzyłeś głową. Podałam twoje nazwisko. Pomyśl teraz, jak bardzo się ciebie boję…

Pollo schodzi z motoru i kieruje się w stronę Babi.

– Ty ropucho…

Step zatrzymuje go.

– Spoko, spoko, Pollo.

– Jakie spoko, Step? Ona cię wkopała na amen! Po tym wszystkim, co już miałeś, każde nowe oskarżenie to murowana odsiadka!

Babi jest zaskoczona. Tego nie wiedziała.

Step uspokaja przyjaciela.

– Nie martw się, Pollo. To się nie stanie. Nie wyląduję w kiblu. Może najwyżej stanę przed sądem. – A potem do Babi: – Liczy się to, co się powie na procesie. To, co powiesz, kiedy cię wezwą na świadka. A przecież wtedy nie wymienisz mojego nazwiska. Jestem pewien. Powiesz, że to nie byłem ja. Że ja nie mam z tym nic wspólnego.

Babi patrzy na niego bez lęku.

– Ach tak? Naprawdę jesteś tego tak pewny?

– Oczywiście.

– Myślisz, że mnie nastraszyłeś?

– Ależ skąd! Po prostu, tego dnia, kiedy pójdziesz składać zeznania przed sądem, będziesz tak we mnie zadurzona, że zrobisz wszystko, aby mnie spod topora ocalić.

Przez chwilę Babi trwa w milczeniu, by zaraz wybuchnąć gromkim śmiechem.

– Trzeba być szaleńcem, żeby to sobie choćby wyobrażać! Ja tego dnia powtórzę twoje nazwisko. Przysięgam!

Step uśmiecha się do niej z przekonaniem.

– Nie przysięgaj.

Długi, zdecydowany gwizd. Wszyscy się odwracają. To Siga. Niski człowiek w czarnej kurtce, może trzydziestopięcioletni, stoi na środku jezdni. Widać, że cieszy się u wszystkich szacunkiem, dlatego że, jak mówią niektórzy, nosi w sobie jakąś tajemnicę. Podnosi ręce. To sygnał. Zaraz zacznie się pierwszy bieg rumianków. Step zwraca się do Babi.

– Pojedziesz ze mną?

– A mówiłam, że jesteś wariat? Sam widzisz.

– Widzę, że ty się po prostu boisz.

– Nie boję się.

– No to pożycz sobie pasek od Palliny.

– Jestem przeciwna takim kretyńskim wyścigom. Granatowa honda SH zatrzymuje się przed nimi. To Maddalena. Wita wszystkich z uśmiechem, ale gdy zauważa Babi, zmienia się na twarzy. Dziewczyny patrzą na siebie zimno. Maddalena podnosi kurtkę.

– Weźmiesz mnie, Step? – Pokazuje podwójny pasek Camomilla.

– Oczywiście, mała. Wyłącz swoją hondę.

Maddalena rzuca zwycięskie spojrzenie w stronę Babi, gdy przechodzi obok, odprowadzając na pobocze swój motor. Step zwraca się do Babi.

– Szkoda, miałabyś niezły ubaw. Strach to czasem brzydka rzecz. Nie pozwala ci doznawać najpiękniejszych chwil. Będzie twoim przekleństwem, jeśli go nie pokonasz.

– Przecież słyszałeś, ja się nie boję. A ty się sobie ścigaj, jeśli ci to sprawia przyjemność.

– Będziesz mi kibicować?

– Ja wracam do domu.

– Teraz nie możesz, po gwizdku nikt cię stąd nie wypuści.

Podchodzi Pallina.

– Tak, to prawda. Zostań tu ze mną, Babi. Obejrzymy wyścig, a potem zabierzemy się razem.

Ruchem głowy Babi wyraża zgodę. Przechodzący obok Step zręcznym ruchem zdziera z niej bandanę, tę chustkę, którą dziewczyny noszą jako przepaskę na szyi. Nie udaje się jej go zatrzymać.

– Oddaj mi ją!

Chce odebrać chustkę, ale Step unosi ją wysoko nad głową. Babi próbuje go uderzyć, lecz Step szybkim ruchem blokuje jej rękę. Ściska ją mocno, sprawiając ból. Niebieskie oczy Babi mętnieją. Duma nie pozwala jej choćby jęknąć. Step to dostrzega, rozluźnia uścisk.

– Nigdy więcej tego nie próbuj!

Puszcza ją i odchodzi w stronę motoru. Wsiada, a za nim Maddalena. Lokuje się tyłem, jak każe regulamin, sczepia się pasem z prowadzącym i zanim motor skoczy do przodu, musi zdążyć zapiąć pas na ostatnią dziurkę. Maddalena wyciąga ręce do tyłu i chwyta się bioder zawodnika. Babi jest obok i patrzy na tę operację. Dziewczyny wymieniają ostatnie spojrzenie.

Step rusza i wspina się na jedno koło. Maddalena zamyka oczy i przylega plecami do chłopca. Pas trzyma. Step wraca do pozycji wyjściowej i, gotowy do wyścigu, odjeżdża na start. Podnosi prawe ramię. Na jego przegubie kpiąco powiewa jasna chustka Babi.

Trochę nieoczekiwanie trzy motory wyłaniają się jakby z niebytu i ustawiają na środku jezdni. Na wszystkich siedzą dziewczyny przywiązane do prowadzących tyłem do kierunku jazdy. To są właśnie „rumianki", gromadzące teraz wokół siebie podniecony tłumek dziewcząt i chłopców. Część widzów je zna, słychać wywoływane imiona, powitania, okrzyki mające im dodać otuchy. Ale „rumianki" nie odpowiadają. Ramionami wykręconymi do tylu starają się jak najsilniej uchwycić swojego partnera, obawiając się zwłaszcza chwili startu. Siga przyjmuje zakłady. Panowie z jaguara obstawiają najhojniej. Jeden z nich stawia na Stepa, drugi na jego sąsiada na kolorowym motorze. Siga zbiera pieniądze i wrzuca je do kieszeni, umieszczonej w przedniej części kurtki jako sakiewka. Potem podnosi prawą rękę i wkłada gwizdek do ust. Następuje chwila ciszy. Motocykliści w pełnej gotowości pochylają się do przodu. Przywiązane do nich dziewczyny zamierają w bezruchu. Zamykają oczy. Maddalena nic robi tego, chce czuć, chce widzieć moment startu. Uwielbia wyścigi. Narasta huk silników. Lewa stopa spycha podnóżek.

Trzy maszyny wchodzą w jedną wibrację. Są gotowe. Siga opuszcza rękę i gwiżdże. Maszyny skaczą do przodu i niemal od razu podrywają do góry przednie kola. Są szybkie i hałaśliwe. „Rumianki" trzymają się mocno swoich mężczyzn. Pochylone twarzą ku ziemi widzą, jak droga ucieka pod nimi twarda i straszna, oddech zamiera, żołądek staje w gardle, a serce wali jak oszalałe. Ta szybkość rośnie do stu, stu dwudziestu, stu czterdziestu… Pierwszy z lewej załamuje się. Opada na przednie koło, dobija amortyzatorami. Widełki dygocą. Ale nic się nie dzieje. Ten obok za mocno otwiera gaz. Maszyna staje dęba, dziewczyna, widząc jak ją kładzie, zaczyna krzyczeć. Wystraszony chłopiec, czując, że go ciągnie, zamyka gaz i hamuje. Pysk bestii miękko wraca na ziemię. Trzystukilowe kawasaki posłusznie schodzi do lądowania jak maty samolot bez skrzydeł. Step rwie do przodu, manewrując zręcznie hamulcem i gazem. Jego motor trwa w zawieszeniu na tej samej wysokości, jakby nieruchomy w swojej pozycji, sunąc po jakiejś przezroczystej nici w mroku nocy. Wzlatuje uczepiony gwiazd. Maddalena patrzy na uciekającą pod nią drogę, białe, ledwie widoczne linie zlewają się ze sobą, a szary asfalt wydaje się gładkim morzem fal, które miękko, milcząco przepływa u jej stóp. Step przyjeżdża pierwszy wśród wrzasków radości jego przyjaciół, a także uszczęśliwionego faceta, który postawił na niego, a teraz cieszy się nie tyle z wygranych pieniędzy, co ze zwycięstwa nad przyjacielem, który go tu przywiózł.


Dario, Schello i jeszcze kilku z kompanii spieszą z gratulacjami. Czyjaś braterska ręka, choć mało widoczna w tłumie, podrzuca mu jeszcze chłodne piwo. Step chwyta je w locie, pociąga duży łyk i przekazuje je Maddalenie.

– Byłaś świetna, ani się ruszyłaś. Jesteś „rumiankiem" doskonałym.

Maddalena wypija trochę piwa, zsiada z motoru i uśmiecha się do Stepa.

– Są chwile, w których trzeba umieć znieruchomieć, a inne, w których trzeba się ruszać. Uczę się, nic?

Step uśmiecha się. Nazbyt mocna jest ta dziewczyna.

– Jasne, uczysz się.

Patrzy na nią, jak odchodzi. Ale to niezła rzepa. Zjawia się Pollo, od razu sadowi się za nim.

– Jedźmy, kurde, do Sigi. Zobaczmy, co wygrałeś.

– Nie za wiele. Byłem faworytem.

– Kurde, nie jesteś już dobrym typem. Musiałbyś przegrać parę biegów, żeby odzyskać stawkę. A gdybyś się jeszcze pięknie wywrócił, to potem moglibyśmy postawić wszystko na ostatni bieg, a ty byś go wygrał. Fajnie, nie? Jak bokser w amerykańskim filmie.

– W porządku, ale upadek zaaranżujemy na twoim motorze!

– To lepiej nie! Przecież dopiero go naprawiłem.

– Step, Step! – Step się odwraca. To Pallina z murku koło siatki. – Brawo! Jesteś super!

Step uśmiecha się do niej. Obok niej spostrzega Babi. Podnosi rękę z zawiązaną na niej błękitną chustką.

– Miałeś po prostu szczęście! – odpowiada Babi z daleka. Step wrzuca pierwszy bieg i z Pollem za plecami, slalomem między ludźmi, odjeżdża po zasłużoną nagrodę.

Przed Babi i Palliną zatrzymuje się na swoim motorze Maddalena. Ma za sobą tęgawą blondynę. Choć ta siedzi na skraju i nogi opiera na pedałach, tylne koło jest przygniecione do ziemi. Maddalena żuje gumę, otwierając usta.

– To nie tylko szczęście. To najpierw odwaga, nie byle jaka odwaga… Można wiedzieć, co takie dwa tchórze jak wy robią w takim miejscu?

Tęgawa blondyna chichoce.

– Właśnie, i to bez mundurków! Bo czy to nie wy jesteście te gówniary z Falconieri? A raczej z Kurwonieri? Tak tę waszą szkołę nazywają, nie? Mówią, że wszystkie tam jesteście dziwki.

Pallina poprawia na głowie czapkę.

– Słuchaj, grubasie! Chcesz mieć z nami na pieńku? Jeśli cię coś gryzie, wal po oczach i cześć! Mów od razu, o co chodzi, nie rozwlekaj tych smarków!

Maddalena gasi swoją hondę SH.

– Chodzi o to, że masz na sobie pas „rumianka", a nie wolno ci.

– Kto to powiedział?

– No to dlaczego nie jechałaś?

– Bo nie jechał jeszcze mój mężczyzna. Ja jeżdżę tylko z Pollem. A co, może nie wiesz, – Pallina zwraca się do dziewczyny za Maddaleną – ale ja chodzę z Pollem.

Na twarzy dziewczyny pojawia się grymas. Czerwieni się. Pallina specjalnie to powiedziała. Wie, że tamtej zależy na Pollu.

Maddalena wskazuje na Babi.

– A ta? Co ona tu robi? Nie ma nawet pasa. Nie wiesz, że to miejsce jest zarezerwowane dla „rumianków"? Albo jedziesz, albo się wynosisz.

Babi mówi do Palliny, wzdychając:

– Chryste, jeszcze jedna ważniara…

Maddalena sztywnieje.

– Co powiedziałaś?

Babi uśmiecha się do niej.

– Mówię, że czekam na swoją kolej.

Maddalena nie jest przekonana. Czegoś jednak nie zrozumiała. Babi rozpina Pallinie kurtkę.

– Śmiało, daj mi swój pasek.

– Co? Żarty się ciebie trzymają?

– Nie, poważnie, daj mi go. Jeśli to rzeczywiście takie podniecające, to chcę być „rumiankiem". – Odpina jej pasek. Pallina ją przytrzymuje.

– Uważaj, bo jeśli już założysz ten pasek, a potem cię wyznaczą, będziesz musiała pojechać. Kiedyś przyszła tu jedna dziewczyna, co założyła ten pasek dla draki, bo jej się podobał, i potem zmuszono ją do jazdy. Babi patrzy na nią pytająco.

– No i co? Jak się skończyło?

– Dobrze, nic sobie nie zrobiła, udało się. Powinnaś ją znać. To Giovanna Bardini, ta z drugiej E.

– Kto? Ta fajtłapa? To znaczy, że każdy może jechać.

Pallina wręcza jej pasek.

Nie wiem jednak, czy zauważyłaś… Giovanna teraz zawsze nosi szelki.

Babi patrzy na nią. Pallina krzywi się zabawnie. I obie wybuchają śmiechem. A chodzi im tylko o to, żeby rozładować napięcie. Maddalena i jej przyjaciółka patrzą na nie lekko znudzone. Babi zakłada pasek.

– Ale numer! Teraz ja jestem tym żałosnym „rumiankiem"! Jakiś budzący grozę osiłek hamuje w miejscu tuż przed nimi. Mocno podgolony kark wyrasta mu zuchwale z zielonej wojskowej kurtki z pomarańczowymi wykończeniami.

– Jazda, „rumianku", no ty, ty. Ładuj się za mną!

Babi wskazuje na siebie z niedowierzaniem.

– Kto, ja?

– A kto inny? Szybko, ruszaj się, bo wkrótce zaczynamy.

– Salve, Madda! – Ten żłób poza swoim wyglądem ma jeszcze jedną deklasującą go cechę. Jest przyjacielem Maddaleny. Babi żegna się z Pallina.

– No cóż, słowo się rzekło, jadę. Opowiem ci potem, jak było.

– Tak, tak, oczywiście.

Pallina, przejęta, nie jest w stanie się ruszyć.

– Och, Babi, przykro mi…

– I ty to mówisz? Przestań! Myślę, że to idiotyzm być takim „rumiankiem", i chcę się o tym przekonać. Ty nie masz z tym nic wspólnego.

Pallina obejmuje ją i szepce do ucha: – Jesteś wielka!

Babi uśmiecha się do niej, po czym idzie do tego potwora na motorze. I wtedy przypomina sobie to miano, usłyszane jeszcze w szkole, to mianowicie, po którym zarobiła dwóję i piękny wpis do dzienniczka. Czy ono przynosi pecha? Do licha z tym wszystkim, z Palliną, z rumiankiem, z ambicją bycia najlepszą.

Potwór dodaje gazu na luzie, nie mając problemów ze zużyciem paliwa. Babi natomiast ma niejakie kłopoty z ulokowaniem się tyłem na siodełku. Potwór jej pomaga. Babi odpina pasek. Jej straszny partner bierze jeden koniec, owija wokół siebie i zwraca dziewczynie. Z trudem udaje się jej zapiąć pas na ostatnią dziurkę. Tłuściutka jednak. Na domiar złego Maddalena zachęca osiłka, klepiąc go mocno po ramieniu.

– Idź na całość! Jestem pewna, że wygrasz! – A potem zwracając się do Babi: – Zobaczysz, jakie to wspaniale przeżycie taka jazda tyłem. Danilo robi takie stójki, że będziesz miała pełny odlot.

Babi nie ma czasu na odpowiedź. Motor z rykiem silnika skacze do przodu. Danilo! Oto do kogo odnosiło się tamto „d" z jej jabłka. Albo jeszcze gorzej, jak dola. Motor ostro hamuje. Siłą bezwładu Babi leci na Danila.

– Spoko, dziewczynko.

Głęboki, ciepły głos potwora miał, jego zdaniem, uspokoić ją, a tymczasem wywołał efekt odwrotny. O Boże, myśli Babi. „Spoko, dziewczynko". To jakiś koszmar. Ten pasek Camomilla, który mi ściska brzuch. Ja takich pasów nigdy nie nosiłam, nawet kiedy były modne. To kara za wszystko. Jakiś pirat z opaską na jednym oku ustawia się na żółtym motorze obok, z lewej. Hook. Widziała go kilka razy na piazza Budide. Za nim dziewczyna z kręconymi włosami i nazbyt grubo położoną szminką. Dziewczyna witają. Babi nie odpowiada.

Odwraca się w drugą stronę. Przystojny, wysoki chłopiec z długimi włosami i małym ptasim piórkiem zwisającym jako kolczyk zatrzymuje się z prawej. Zbiornik paliwa w otworze przestawia obraz namalowany sprayem. Jest tam wielkie zachodzące słońce i fale wbiegające na plażę. Ktoś uprawia surfing. Surfing jest chyba mniej niebezpieczny niż jazda jako „rumianek". Pod spodem jest napis: „Tan…". Babi wychyla się nieco, ale nie może odczytać więcej. Resztę napisu zasłania pięćsetjedynka chłopca. Chłopiec wyciąga z kieszeni kurtki papierowe zawiniątko. Staje na nogach, wychylając się w stronę lusterka. Ustawia je światłem do góry. W środku pojawia się księżyc. Babi zerka na zbiornik. Teraz napis można odczytać w całości: „Tancerz". Ależ tak, jest taki. Słyszała, jak mówią, że się narkotyzuje. Chłopiec wytrząsa swoją torebeczkę na lusterko. Okrągła twarz księżyca pokrywa się mgiełką proszku. Tancerz wychyla się jeszcze mocniej, układa na szkle tutkę za dziesięć euro i pociąga z niej. Księżyc znowu może przejrzeć się w czystym lusterku. Tancerz przesuwa palcem po szkle, zbierając ostatnie okruszki tej sztucznej radości, i wciera ją w zęby. Uśmiecha się bez żadnego powodu. Chemicznie szczęśliwy. Zapala papierosa. Dziewczyna siedząca za nim ma włosy ściągnięte opaską i wydaje się, że niczego nie spostrzegła. Prosi o papierosa. Ale ten start nie jest ważny. Nie można przecież brać udziału w zawodach po zażyciu narkotyków. To nie jest sportowe zachowanie. Jeśli zrobią kontrolę antydopingową, to wszystko wykryją… Ale co ja mówię? To nie są wyścigi konne! Nic tu nie jest legalne. Tu możesz być na haju. Leci się po prostu te swoje sto pięćdziesiąt na godzinę na jednym kole z jakimś biedactwem za plecami. I dziś ja jestem tym biedactwem.

Ma ochotę się rozpłakać. Niech licho porwie tę Pallinę!

Step schował właśnie do kieszeni swoje pięćset euro, kiedy Pollo trąca go łokciem.

– Popatrz, popatrz kogo tu mamy! – Pollo rzuca głową w stronę gotowych do startu maszyn. – Widzisz tę małą za Danilem? Czy to nic jest ta przyjaciółka Palliny?

Step jest poruszony. To niemożliwe. Babi. Od razu włącza motor.

Rzeczywiście! Macha chustką na ręku i wykrzykuje jej imię.

– Babi!

Ona słyszy go. Poznaje głos Stepa. I widzi go tam, niżej, niemal naprzeciwko.

– Ma moją chustkę – szepce do siebie. – Błagam cię. Step, zabierz mnie stąd, pomóż mi, Step. Step! – Wyciąga rękę, przyzywając go. I w tym momencie Siga gwiżdże. Ryk publiczności. Niczym eksplozja. Motory skaczą do przodu z hukiem. Przerażona Babi ponownie chwyta się Danila. Wszystkie maszyny stają dęba. Babi czuje, że leci głową w dół. Ziemia jest tuż-tuż. Widzi blisko asfalt przelatujący przed jej oczami. Próbuje krzyczeć, ale słyszy tylko wycie motoru i szum wiatru rozwiewającego jej włosy. Nic nie wydobywa się z jej gardła. Pasek zaciska się na brzuchu. Robi się jej niedobrze. Zamyka oczy. Jeszcze gorzej. Czuje, że może stracić przytomność. Maszyna wciąż pędzi na jednym kole. Przednie koło zaczyna opadać. Danilo dodaje gazu. Maszyna znowu robi stójkę. Głowa Babi znowu zwisa tuż nad asfaltem. Wydaje się jej, że zaraz się przewrócą. Dotknięcie hamulca i maszyna opuszcza nieco dziób. Tak jest lepiej. Babi rozgląda się ostrożnie. Ludzie zostali gdzieś daleko, kolorowa grupka jak za mgłą. A wokół niej tylko wiatr i hałas motorów. Tancerz po prawej jest tuż za nimi. Jego długie włosy wyciągnęły się na wietrze, przednie koło jakby znieruchomiało w powietrzu. Hook został nieco dalej.

Danilo zwycięży. Ona zwycięży. Maddalena ma rację. To odlotowa jazda. Babi jest oszołomiona. Słyszy głośniej warkot z prawej. Odwraca głowę. Tancerz spogląda na nią i przyspieszą. Przód motoru podrywa się za wysoko. Krótkie kopnięcie w hamulec. Przednie koło opada nazbyt szybko. Maszynę podbija. Tancerz próbuje ją opanować. Ale kierownicę wyrywa mu z rąk. Maszynę w poślizgu znosi na lewo, znosi na prawo, zarzuca. Tancerz i dziewczyna z tyłu, związani ze sobą, zostają wyrzuceni z tego ponoszącego konia, któremu oszalały tłoki i cylindry. Spadają na ziemię jeszcze razem, pasek „rumianka" jednak pęka, więc już coraz mniej obok siebie suną i toczą się po asfalcie na drugą stronę jezdni. Maszyna, uwolniona od ciężaru, jeszcze przez jakiś czas rwie do przodu, potem przewraca się, ślizga się bokiem, iskrząc, podskakując wielokrotnie. Aż zaczepia o coś i koziołkując w powietrzu, przelatuje obok Babi i ginie w mroku nocy. Wyrzucona w niebo na wysokość kilku metrów, rozświetla jeszcze działającą lampą reflektorową wszystko wokół, zakreślając rozjarzony luk. Skręca nieskładnie po raz ostatni i uderza w ziemię, odbijając się i rozbijając na tysiące metalowych i szklanych cząstek. Słabe iskierki ognia towarzyszą temu finałowi. Danilo i Hook zatrzymują się. Grupa pozostała przy starcie zamiera na chwilę w milczeniu. A potem wszyscy ruszają. Wszystkie motocykle tu zebrane: "Vespa, Si, honda SH 50, kradzione Peugeot, motory małej i dużej pojemności, Yamaha, Suzuki, Kawasaki.

Cała armia motocykli pędzi tu z hukiem motorów. Wszyscy chcą być jak najszybciej na miejscu wypadku. Tancerz podnosi się. Wlecze się na jednej nodze. Druga wyłania się spod rozdartej nogawki dżinsów potłuczona, poraniona i z krwią na kolanie. Pokaźne obrzmienie wysoko pod kurtką świadczy, że bark mu wyskoczył ze stawu, a ciemna krew z czoła spływa aż na szyję. Tancerz patrzy na swój rozbity motor. Pochyla się i głaszcze zbiornik paliwa. Część plaży została zdrapana z blachy. Surfingowiec znikł, porwany przez falę o wiele silniejszą niż woda.

Dziewczyna leży na ziemi. Prawe ramię zwisa jej bezwładnie. Jest złamane. Przerażona dziewczyna spazmatycznie płacze. Babi uwalnia się ze swojego pasa. Schodzi z maszyny. Pierwsze kroki są niepewne. Nic może się utrzymać na nogach, tak wszystko jest w niej rozdygotane. Wchodzi między tłum. Nikogo tu nie zna. Słyszy jęki dziewczyny leżącej na ziemi. Szuka Palliny. W pewnej chwili dobiega ją gwizd. Długi. Co oznacza? Kolejny wyścig? Nie rozumie. Ludzie zaczynają rozbiegać się na wszystkie strony. Rozpychają się. Różne dwuślady ocierają się o nią. Słychać wycie syren. Pojawiają się jakieś samochody. Na dachach niebieskie, migające światła. Policja. Tylko tego brakowało. Musi dostać się do swojej vespy. Cała młodzież wokół ucieka. Ktoś krzyczy, ktoś z kimś groźnie się zderza. Jakaś dziewczyna na skuterze upada obok. Babi rzuca się do biegu. Samochody policyjne zatrzymują się ze wszystkich stron. Jest! Widzi swoją vespę przed sobą, o kilka metrów dalej. Udało się! Ktoś ją nagle przytrzymuje w pół kroku. Chwyta za włosy. To policjant. Potrząsa nią gwałtownie, przewraca na ziemię i ciągnie za sobą. Szarpiąc, wyrywa jej parę kosmyków. Babi krzyczy z bólu. W pewnej chwili policjant wypuszcza ją z rąk. Silne kopnięcie w brzuch składa go w pół i odrzuca od dziewczyny. To Step. Policjant nie rezygnuje ze zdobyczy. Step gwałtownym pchnięciem przewraca go na ziemię. Podrywa Babi, szybko wsadza ją na motor za sobą i rusza pełnym gazem. Policjant podnosi się, wsiada do samochodu obok z kolegą za kierownicą i policyjny wóz rzuca się w pościg za nimi. Step przemyka zręcznie między ludźmi i zatrzymanymi przez policję pojazdami. Fotoreporterzy, uprzedzeni o obławie, są już na miejscu i robią zdjęcia. Step podrywa przednie koło i przyspiesza. Wymija policjanta, który czerwonym lizakiem każe mu się zatrzymać. Błyskają flesze szybkich reporterów. Step gasi światła i pochyla się nad kierownicą. Policyjny wóz z poszkodowanym policjantem na pokładzie omija bokiem tłumek i włączając syrenę, siada motocyklowi na ogon.

– Zasłoń nogą tablicę!

– Co?

– Zasłoń nogą numer na tablicy!

Babi wyciąga do tyłu nogę, usiłując dostać się do tablicy. Dwa razy się ześlizguje.

– Nie dam rady.

– Zostaw. Jak to jest, że nic nie umiesz?

– Tak to jest, że nigdy nie uciekałam na motorze. I na pewno dzisiaj też wolałabym tego uniknąć.

– Może wolałabyś, żebym zostawił cię w łapach tego policjanta, co domagał się twego skalpu?

Step podrywa maszynę i skręca w prawo. Tylne koło lekko zarzuca na asfalcie. Babi przyciska się do Stepa i krzyczy:

– Hamuj!

– Raczysz żartować? Jeśli nas teraz zwiną, zabiorą mi motor.

Policyjny wóz z poślizgiem wjeżdża za nimi w uliczkę. Step puszcza się w dół po pochyłości. Sto trzydzieści, sto pięćdziesiąt, sto osiemdziesiąt,… Słychać daleką syrenę. Ale zbliża się, narasta. Babi przypomina sobie słowa matki: „Nie waż się jeździć z tym chłopcem. Zobacz, jak prowadzi… Jest niebezpieczny". Ma rację. Matki zawsze mają rację. A zwłaszcza jej.

– Hamuj. Nie chcę zginąć. Już wyobrażam sobie, co przeczytam jutro w gazetach. Młoda dziewczyna ginie podczas ucieczki przed policją. Hamuj, błagam.

– Jeśli zginiesz, jak będziesz mogła przeczytać gazety?

– Step, zatrzymaj się! Ja się boję! Oni mogą strzelać. Step redukuje bieg i ostro skręca w lewo. Wypadają na pustawą wiejską drogę. Jakieś wille za wysokim murem, jakiś płot. Mija kilka sekund. Step przyhamowuje.

– Szybko, zsiadaj. Zaczekaj tu na mnie, nie ruszaj się. Przyjadę po ciebie, jak tylko się ich pozbędę…

Babi zeskakuje w locie. Step startuje na pełnej szybkości. Babi przylega do muru koło furtki jakiejś willi. W ostatniej chwili. Policyjny wóz pojawia się właśnie przed nią, z jękiem opon zarzuca przed willą i znika w pościgu za motorem. Babi zatyka uszy i zamyka oczy, żeby nie słyszeć rozdzierającego jęku syreny. Przepada gdzieś daleko za tym malutkim, czerwonym punkcikiem. Tyle widać z motoru Stepa, który na zgaszonych światłach, teraz już sam, przyspiesza znowu w ciemnościach nocy.

Загрузка...