Przy wyjściu ze szkoły nie widać sprzedających podręczniki, urn Falconieri jest szkołą nazbyt się szanującą, żeby nawet najgorsza z uczennic chciała korzystać z książek używali. Babi schodzi po schodach, rozglądając się z nadzieją, chłopcy u stóp schodów polują na nowe łupy lub czekają na je stare zdobycze. Ale nie ma wśród nich tego właściwego, ostatnie stopnie schodów. Szum prędko przejeżdżającego motoru podrzuca głowę Babi. Przyspiesza bicie serca. Niepotrzebnie. Jakiś czerwony bak, wśród zmieniających się strzałek kierunkowskazu, przepycha się do przodu. Obejmująca się młoda para przechyla się równocześnie na lewo. Babi zazdrości im przez chwilę, po czym wsiada do oczekującego na nią samochodu. Matka po wczorajszej nocy jeszcze się gniewa.
– Cześć, mamo.,
– Cześć – pada sucha odpowiedź.
Babi tego dnia nie dostaje po buzi, nic ma za co. Ale dziś sprawia jej to niemal przykrość.
Step i Pollo uczepieni siatki. Przyglądają się z boku boiska treningowi swojej drużyny. Obok stoją Schello, Hook i jeszcze kilku przyjaciół, wielbicieli Lazio. To kibicowanie żywiołowe, byle była zadyma. Step, niepostrzeżenie, podciąga rękaw kurtki, odsłaniając zegarek. Wpół do drugiej. Musiała wyjść niedawno. Wyobraża ją sobie w samochodzie koło matki, w drodze do domu. Piękniejsza niż gol Manciniego. Pollo przygląda mu się.
– Co jest? – Pollo rozkłada ręce.
– Nic, dlaczego?
– Co się tak na mnie gapisz?
– A co, nie wolno?
– Wyglądasz jak pedzio… Patrz, jak grają. Przyprowadzam cię na boisko, a ty co robisz? Gapisz się na moją gębę?
Step odwraca się w stronę boiska. Niektórzy gracze w bluzach treningowych, naciągniętych na koszulki klubowe, podają sobie szybko piłkę, gdy jeden z nich, któremu się nie poszczęściło, kręci się w środku i próbuje ją przechwycić. Step znowu zerka na Polla.
– Przestaniesz? Czegoś nie chcesz zrozumieć… – Step rzuca się na przyjaciela. Zakłada mu klincz i śmiejąc się, wali głową w siatkę. – Tam masz patrzeć! – Powtarza uderzenie kilkakrotnie. – Tam, tam, tam!
Schello, Hook i wszyscy inni rzucają się na nich, bo najważniejsze jest zamieszanie. Inni kibice też biorą się do przepychanki, hałasując na drutach. Któryś, zwinąwszy gazetę i z gwizdkiem w ustach, zgrywa się na policjanta pałującego na lewo i prawo. Grupa się rozsypuje, kibice rozbiegają się na wszystkie strony, rycząc z uciechy. Step wskakuje na motor, Pollo za nim i szybko wynoszą się stąd, ślizgając się na żwirze. Step zastanawia się, czy Pollo zrozumiał, o co mu przedtem chodziło.
– Och, Step, szkoda…
– Czego?
– Teraz już za późno, ale mogliśmy pojechać po nie pod szkołę.
Step nie odpowiada. Czuje, że Pollo uśmiecha się za jego plecami. Dostaje kuksańca w bok.
– Nie zgrywaj się przede mną, jasne? – Step pochyla się do przodu ukarany. Owszem, Pollo zrozumiał, a prócz tego ma mordercze kuksańce.
Popołudnie ciągnie się długo dla nich obojga, choć poza świadomością.
Babi próbuje się uczyć. Ale to przegląda swój dzienniczek, zmienia stacje w radiu, to otwiera i zamyka lodówkę, chcąc przetrzymać pokusę oszukania diety. W końcu ląduje przed telewizorem i ogląda jakiś głupi film dla dzieci, jedząc Danone na czekoladzie, choć potem to jej zaszkodzi. Ciekawe , czy dostał numer mojej komórki. Ale i tak tu nie sięgnie.
Miejmy nadzieję, że ma przynajmniej nasz numer domowy, na wszelki wypadek za każdym razem biegnie do telefonu, kto tylko zadzwoni. I niemal za każdym razem musi zanotować, że dzwoniła przyjaciółka matki. Andrea Palombi dzwonił do Danieli ze trzy razy. Zazdrości jej. Znowu ktoś dzwoni, I znowu jej serce nurkuje. Biegnie do korytarza, podnosi słuchawkę, to na pewno Step. Nie, to Palombi, po raz czwarty. Woła Daniele, zaklinając ją, żeby nie trwało to długo. Niesprawiedliwy jest świat. Do Danieli cztery telefony, do niej ani jednego. Ale znajduje pociechę. W tym, że tak biegając, spaliła całą masę kalorii.
Step je w domu ze swoim przyjacielem. Pollo opróżnia u praktycznie pół lodówki. Ceni wysoko kuchnię pani Marii. A ona się cieszy, widząc, jak jej jabłkowy tort znika w paszczy młodego gościa. Step trochę mniej, wiedząc, że będzie musiał wysłuchać gderania Paola, jak wróci. Jabłkowe ciasto, tak naprawdę, zostało upieczone dla niego. Potem Maria wychodzi, a oni sobie trochę wypoczywają. Step po raz któryś przegląda wszystkie swoje komiksy Pazienzy. Sięga po rysunki oryginalne, z których jest bardzo dumny. Budzi Polla, by mu je pokazać. Pollo zachwyca się nimi, jakby je oglądał po raz pierwszy, a nie czterdziesty. Są po prostu prawdziwymi przyjaciółmi, toteż Step nie może mu odmówić konania telefonu. Chociaż zna tę przywarę Polla. Jakby to było zapisane w scenariuszu, Pollo spędzi przy telefonie mniej więcej godzinę. U kogokolwiek jest, musi załatwić taki jeden telefon. Potrafi mówić godzinami z kimkolwiek, nawet jeśli nie ma nic do powiedzenia. Teraz, kiedy ma dziewczynę, jest wręcz nie do opanowania. Jego marzeniem jest, zwierza się Stepowi, kiedy wychodzą, ukraść gdzieś komórkę.
– Znajdziesz nowiutką u mojego brata – brzmi pogodna odpowiedź Stepa. W oczach Polla Paolo od razu zyskuje zupełnie inną wartość. Nie wiadomo, czy po jabłkowym placku nie uda mu się zwinąć także komórki.
Pada. Babi i Daniela siedzą na tapczanie obok rodziców. Oglądają zabawny, rodzinny film na pierwszym kanale. Atmosfera wydaje się swobodniejsza.
Dzwonek telefonu. Daniela wciska guzik słuchawki, którą trzyma przy sobie na poduszce.
– Słucham? – Patrzy na Babi zdumiona. Nie wierzy własnym uszom. – Zaraz ci ją dam. – Babi odwraca się spokojnie do siostry. – Babi, to do ciebie.
Wystarczy moment, spojrzenie, wyraz twarzy, żeby zrozumieć wszystko. To on. Daniela przekazuje jej telefon, starając się nie zdradzić przed rodzicami. Babi przejmuje go delikatnie, ostrożna w dotyku, żeby nie ścisnąć za mocno, żeby jej drżenie wewnętrzne nie przerwało połączenia, nie spłoszyło go na zawsze. Powoli podnosi słuchawkę do zarumienionej twarzy, do ust, które w napięciu mają wypowiedzieć tylko proste „tak". – Tak?
– Ciao, jak się masz? – Gorący głos Stepa dociera wprost do jej serca. Babi ogląda się wokół wystraszona, że ktoś mógłby zauważyć, co czuje, usłyszeć, jak bije jej serce dwa tysiące uderzeń na minutę, zobaczyć jej szczęście, które tak desperacko próbuje ukryć.
– Dobrze, a ty?
– Dobrze. Możesz mówić?
– Zaczekaj chwilę, bo tutaj nic nie słychać. – Podnosi się z kanapy i wychodzi. zabierając ze sobą telefon i powiewając połami swego szlafroczka. Nie wiadomo dlaczego, ale niektóre telefony przy rodzicach zawsze źle działają. Matka patrzy na wychodzącą córkę, a potem podejrzliwie zwraca się do Danieli. – Kto to?
Daniela jest przygotowana.
– Och, to Chicco Brandelli, jeden z jej wielbicieli.
Raffaella przygląda się jej chwilę. Uspokaja się. Wraca do filmu Również Daniela próbuje go znowu oglądać westchnąwszy cicho Udało się. Gdyby matka patrzyła na nią dłużej, załamałaby się. Trudno wytrzymać jej wzrok, wydaje się, że widzi wszystko. Gratuluje sobie pomysłu z Brandellim. Chociaż raz się przydał ten goguś.
Babi w swoim pokoju, światła zgaszone. Stoi na tle okna mokrego od deszczu. Z telefonem w ręku.
– Halo, Step, to ty?
– A kto miałby być?
Babi śmieje się.
– Gdzie jesteś?
– W deszczu. Mam przyjść do ciebie?
– Ba, ale w domu są rodzice.
– To ty przyjdź do mnie.
– Nie mogę. Zostałam ukarana. Wczoraj jednak wpadłam. Jak wracałam, już czekali na mnie w oknie.
Step uśmiecha się i odrzuca niedopałek.
– To prawda zatem! Są jeszcze dziewczęta, które są karane…
– Właśnie. I ty się z taką związałeś. – Babi zamyka oczy przerażona bombą, którą sama podłożyła. Czeka na odpowiedź. Już tyka. Ale nie słychać żadnego wybuchu. Powoli Otwiera oczy. Po drugiej stronie szyby, pod lampą deszcz jest bardziej widoczny. Zmniejsza się. – Jesteś tam jeszcze?
– Owszem. Staram się zrozumieć, jak to się czuje, kiedy jest się usidlonym przez taką cwaniarę?
Babi zagryza wargę, jest szczęśliwa, w podnieceniu wędruje po pokoju. Więc to prawda.
– Gdybym była taka cwana, na kogo innego zastawiłabym sidła.
Step śmieje się.
– W porządku. Zgoda. Spróbujmy wytrzymać przynajmniej jeden dzień. Co robisz jutro?
– Szkoła, nauka i dalsze odbywanie kary.
– Mogę cię odwiedzić.
– Powiedziałabym, że nie jest to najlepszy pomysł…
– Ładnie się ubiorę. Babi śmieje się.
– Nie o to chodzi. To wymaga poważniejszej rozmowy. O której wstajesz rano?
– No, o dziesiątej, jedenastej. Jak przychodzi Pollo, żeby mnie obudzić.
Babi kręci głową.
– A jak nie przyjdzie?
– W południe, o pierwszej…
– A zdążyłbyś przyjechać po mnie pod szkołę?
– O pierwszej? Tak, sądzę, że tak.
– Miałam na myśli początek lekcji. Milczenie.
– To znaczy o której?
– O ósmej dziesięć.
– Dlaczego? Co to, chodzi się do szkoły o świcie? I co zrobimy?
– Nie wiem, uciekniemy… – Babi nec chce wierzyć własnym uszom. Uciekniemy. Pewnie oszalała.
– W porządku, dokonamy tego wyczynu. O ósmej przed twoją szkołą. Mam nadzieję, że się obudzę.
– To będzie trudne, co?
– Dosyć.
Pozostają przez chwilę w milczeniu, nie wiedząc, co sobie powiedzieć, jak się rozstać.
– No to cześć.
Step wygląda na zewnątrz. Przestało padać. Chmury pędzą szybko. Czuje się szczęśliwy. Patrzy na swoją komórkę. Po drugiej stronie jest jeszcze ona.
– Cześć, Babi. – Rozłączają się. Step spoziera do góry. Niektóre gwiazdy zamokły i zgasły na niebie. Na jutro zapowiada się ładny dzień. Od rana będzie z nią.
Ósma dziesięć. Pewnie zwariował. Próbuje sobie przypomnieć, kiedy to ostatni raz wstawał tak wcześnie. Nie pamięta. Uśmiecha się. Trzy dni temu wrócił do domu o tej porze. W mroku swojego pokoju Babi tkwi z bezprzewodowym fonem w ręku. Wpatruje się w okno. Wyobraża sobie Stepa ulicy. Pewnie jest mu zimno. Przejmuje jego dreszcz, wraca do salonu. Oddaje telefon siostrze i siada przy niej. Daniela niepostrzeżenie zerka na jej twarz. Chciałaby zadać j tysiące pytań. Musi zadowolić się wyrazem oczu, które pewnej chwili patrzą na nią szczęśliwe. Babi powraca do oglądania telewizji. Przez chwilę ten stary czarno-biały film widzi w kolorach. Nic nie rozumie z tego, co tam się mówi, i zanurza się w swoje myśli. Gdy nieoczekiwanie budzi się W rzeczywistości, rozgląda się niespokojnie, ale chyba nikt niczego się nie domyśla. Jutro, po raz pierwszy w życiu, urwie się ze szkoły na wagary.