Melanie wyłączyła telefon komórkowy i wściekła stanęła na par¬kingu przy centrum handlowym. To był fatalny tydzień. Okropny. Nic nie wskazywało na to, żeby miało się poprawić, pomyślała. Stuknꬳa w deskę rozdzielczą z nadzieją, że zepsuty klimatyzator włączy się jakimś cudem. Niestety, nie zadziałał, a temperatura w samochodzie się¬gała stu stopni.
Bawełniana koszulka pogniotła się i przykleiła do ciała. Pociła się pomiędzy nogami. Wygramoliła się z samochodu i próbowała nie myśleć, że Trish LaBelle unika jej telefonów. Wspaniale. W radiu już się mówi¬ło, że program Nocne wyznania zostanie wydłużony, ale nikt nie wspo¬mniał ani słowem o Melanie i awansie, na który zasłużyła.
To, co robiła Samanta, było łatwizną. Melanie mogłaby robić to samo z zamkniętymi oczami. Czy nie udowodniła tego, kiedy Sam była w Mek¬syku? Notowania spadły odrobinę, ale tego należało się spodziewać. Gdyby dali jej wystarczająco dużo czasu, Melanie była pewna, że mo¬głaby zdobyć nową, ogromną rzeszę słuchaczy. Był młoda i miała to coś. Ale potrzebowała szansy, żeby się sprawdzić.
Weszła do pralni i podała nazwisko drobnej blondynce, która miała długie na dwa centymetry czarne paznokcie, brzydkie zęby i ironiczny wyraz twarzy.
Skoro w WSLJ nie chcieli jej dać pracy przy mikrofonie, postanowiła zadzwonić do konkurencyjnej stacji WNAB, gdzie pracowała Trish LaBel¬le. Trish nienawidziła doktor Sam i Melanie doszła do wniosku, że ucieszy się z okazji spotkania asystentki Sam i może zaproponuje jej pracę.
Jak dotąd Trish nie odpowiadała na jej telefony. W końcu odpowie.
Melanie nie należała do osób, które łatwo się poddają. Zawsze była pracowita jak mrówka i sama decydowała, kiedy odpocząć. Jeśli będzie musiała, zacznie pracować na własny rachunek.
– Proszę. – Dziewczyna podała jej ubrania na wieszaku w plastiko¬wym worku, a Melanie wyciągnęła kartę.
– Przykro mi, ale terminal nie działa. Ma pani gotówkę albo czek?
– Zostawiłam książeczkę czekową w domu – powiedziała Melanie i zaczęła grzebać w portfelu. Znalazła tylko dwa pomięte banknoty jed¬nodolarowe. Za mało, a robiło się późno. Melanie była spuchnięta i obo¬lała; lada chwila mogła dostać okresu, w pracy nie miała szans na awans, rodzina miałają w nosie, a z chłopakiem nie udało jej się skontaktować.
Było źle i wszystko szło ku jeszcze gorszemu.
– W budynku obok jest bankomat. – Pryszczata dziewczyna wyciągnęła płatek gumy do żucia i czekała ze znudzoną miną.
Melanie poczuła gniew..
– To nie moja wina, że wasz głupi terminal nie działa.
Panienka wzruszyła chudymi ramionami i spojrzała na Melanie znu¬dzona.
– Kogo to obchodzi. – Wytrzymała jej wzrok i przez chwilę Mela¬nie miała ochotę złapać swoje rzeczy i uciec. Przecież i spódnica, i bluz¬ka, i krótka marynarka należały do niej.
Jakby czytając w myślach Melanie, dziewczyna wzięła plastikowy worek z ubraniami i powiesiła go na innym stojaku za ladą.
– Świetnie. – Melanie zatrzasnęła portfel. – Zaraz przyjdę. – Nie mia¬ła zamiaru zawracać sobie tym dzisiaj głowy. Konała ze zmęczenia. Na zewnątrz oślepiło ją słońce. Poprawiła okulary przeciwsłoneczne i wsu¬nęła się do rozgrzanego samochodu. Kierownica była tak gorąca, że nie dało się jej dotknąć. Przekręciła kluczyk, wrzuciła wsteczny bieg i kiedy ryknęło radio, nacisnęła gaz. We wstecznym lusterku zauważyła olbrzy¬miego, białego cadillaca, który ruszył w tej samej chwili. Nacisnęła ha¬mulce, a olbrzym powoli ruszył z miejsca. Starszy mężczyzna nawet nie spojrzał w jej stronę, tylko powoli wyjechał z parkingu.
– Idiota – mruknęła. – Stary piernik.
Wycofała, wrzuciła pierwszy bieg i wyrwała do przodu. Przed pierw¬szymi światł.ami minęła faceta i opanowała chęć dania mu nauczki. W końcu to nie jego wina, że jest stary.
Wjechała na autostradę i otworzyła szyberdach i wszystkie okna.
Wiatr rozwiewał jej włosy i poczuła się lepiej. Nie mogła pozwolić, żeby taka chamska, zarabiająca grosze panienka wyprowadziła ją z równo¬wagi. Odbierze ciuchy później, a tymczasem skupi się na planie B.
Tak czy inaczej, dostanie awans i usiądzie przy mikrofonie. Pogrą¬żyła się w marzeniach nad tym, jak daleko chce zajść. Może dotrze do telewizji. Była przecież ładna. Powoli najej ustach pojawił się uśmiech. Sięgnęła po telefon komórkowy,jadąc sto trzydzieści na godzinę. Chciała zadzwonić do chłopaka i umówić się z nim, jeśli uda jej się dodzwonić.
Musiała się odprężyć, a on wiedział doskonale, jakjej w tym pomóc.
Sam miała spocone dłonie, a serce biło jej jak szalone, ale kiedy we¬szła do kabiny, powiedziała sobie, że zachowuje się głupio i tchórzliwie.
Przez prawie tydzień nic się nie wydarzyło…
Co noc, kiedy rozpoczynała program, czuła takie samo zdenerwo¬wanie. John milczał. Może zrezygnował? Może znudziły mu się żarty, jeśli to były żarty? Może wyjechał z miasta?
Albo na coś czekał?
Czekał na odpowiedni moment.
Przestań, Sam, bo do niczego nie dojdziesz. Ciesz się, że zniknął. Mimo to nadal była spięta, a pozostali pracownicy rozgłośni także się denerwowali. Jedni bardziej, inni mniej. Gator i Rob żartowali sobie z jej "adoratora". Eleanor gotowała się ze złości, a Melanie uważała, że to pod¬niecające. George Hannah miał nadzieję, iż notowania nadal będą rosły.
Zawiódł się. Kiedy John nie dzwonił, liczba słuchaczy spadła do sta¬rego poziomu, który rozgniewana Sam i tak uważała za przyzwoity. Kie¬dyś George, jego pą.rtnerzy i nawet Eleanor byli zadowoleni.
Teraz było inaczej.
– Nie martw się, kochana – powiedziała jej Eleanor – przynajmniej ten zboczeniec się odczepił. Ja się cieszę, a jeśli chodzi o George'a, to niech wymyśli lepszy sposób na przyciągnięcie słuchaczy. Miejmy na¬dzieję, że ten John już nigdy nie zadzwoni.
Sam zgadzała się z nią, ale w duchu miała ochotę porozmawiać z n im jeszcze raz i dowiedzieć się, o co mu chodziło. Dlaczego postanowił 90 niej zadzwonić? Kim był? Dla psychologa był interesujący, a z kobiece¬go punktu widzenia wzbudzał przerażenie.
Zamknęła za sobą drzwi kabiny, włożyła słuchawki, usiadła na krze¬śle i ustawiła odpowiednio przełączniki. Potem sprawdziła komputer i zerknęła przez szybę na studio obok. Melanie siedziała przy biurku i bawiła się pokrętłami. Podniosła kciuk w górę na znak, że jest gotowa sprawdzać przychodzące rozmowy. Tiny także tam był. Mówił coś do Melanie, ale Sam nie mogła tego słyszeć. Roześmiali się i sprawiali wra¬żenie• wyluzowanych. Tiny otworzył puszkę dietetycznej coli.
Przez kilka ostatnich nocy Sam nie poruszała tematu grzechu, kary i odkupienia. Powróciła do problemu związków między ludźmi, co za¬wsze stanowiło trzon audycji. Wszystko wracało do normy. Było tak jak kiedyś, zanim po raz pierwszy zadzwonił John. Dlaczego jednak zdener¬wowanie, które czuła za każdym razem, kiedy siadała na tym krześle zamiast maleć, rosło?
Melanie dała jej znak przez szybę i w kabinie rozległy się dźwięki muzyki. John Lennon zaśpiewał Noc po ciężkim dniu.
Gdy piosenka ucichła, Sam pochyliła się do mikrofonu.
– Dobry wieczór Nowy Orleanie. Witam. Tu doktor Sam i Nocne wyznania w WSLJ. Jestem gotowa wysłuchać waszych opinii… – Od¬prężyła się i powoli przyzwyczajała do mikrofonu. Poprosiła słuchaczy o telefony. – Kilka dni temu rozmawiałam z ojcem i mimo że mam po¬nad trzydzieści lat, on nadal uważa, że ma prawo mówić mi, co mam robić – powiedziała, żeby nawiązać kontakt ze słuchaczami. Miała na¬dzieję, że ktoś przeżywa to samo i się odezwie. – Mieszka na Zachod¬nim Wybrzeżu i zaczynam mieć wrażenie, że powinnam być gdzieś bli¬żej niego, bo może mnie potrzebować teraz, kiedy robi się coraz starszy. ¬Przez chwilę mówiła o stosunkach między dziećmi i rodzicami. Potem linie telefoniczne zaczęły mrugać.
Dip.rwszy dzwoniący odłożył słuchawkę. Druga kobieta, której matka była po wylewie: rozdarta pomiędzy pracę, dzieci, męża i poczuciem, że matka jej potrzebuje. Trzeci telefon był od wrogo nastawionej nastolatki, która nienawidziła rodziców za wszystko, co próbowali jej powiedzieć. Po prostu "nie rozumieli" jej.
Potem zaczęły się komentarze ze strony dzieci i rodziców, kórzy uważali, że dziewczyna powinna słuchać swoich staruszków.
Sam odprężyła się jeszcze bardziej. Czuła się swobodnie przy mikrofonie i powoli popijała kawę. Dyskusja toczyła się, aż wreszcie na linii trzeciej odezwała się kobieta. Przedstawiła się jako Annie. Sam nacisnęła guzik, żeby odebrać telefon.
– Cześć – powiedziała. – Tu doktor Sam. Z kim rozmawiam?
– Z Annie – wyszeptał deljkatny, cienki głos. Głos, który wydał jej się znajomy, ale Sam nie mogła powiązać go z żadną twarzą. To pewnie ktoś, kto dzwonił regularnie.
– Witaj, Annie. Co chciałabyś nam dziś powiedzieć?
– Nie pamiętasz mnie? – zapytała dziewczyna.
Sam poczuła, jak włoski stająjej dęba na karku. Annie?
– Przykro mi. Gdybyś mogła przypomnieć…
– Dzwoniłam już kiedyś do ciebie.
– Naprawdę? Kiedy? – zapytała, a szorstki głos nie zamilkł, tylko nadal szeptał na falach eteru.
– W czwartek są moje urodziny. Miałabym dwadzieścia pięć lat…
– Miałabyś? – powtórzyła Samanta i poczuła, że robi jej się zimno.
– Pamiętasz? Zadzwoniłam do ciebie dziewięć lat temu, a ty kazałaś mi spadać. Nie słuchałaś i…
– O, Boże – powiedziała Sam, a oczy zrobiły jej się okrągłe z prze¬rażenia. Serce przestało bić na chwilę i poczuła, że to jakieś koszmarne deja vu. Annie? Annie Seger? Niemożliwe. Myśli przelatywały jej przez głowę i wspomniała czasy, do których nie chciała wracać.
– Proszę, jesteś moją jedyną nadzieją – wyznała jej Annie kilka lat temu." Pomóż mi, proszę. Pomocy. – Sam ogarnęło potworne poczucie winy. Dobry Boże, dlaczego to się działo znowu?
– Kto mówi? – Sam z trudem wydobyła głos. Kątem oka spojrzała do studia obok, gdzie Melanie słuchała, kręciła głową z dłońmi uniesio¬nymi do góry, jakby chciała powiedzieć, że dzwoniąca znowu umknęł; kontroli. Tiny patrzył prosto przez szybę ze wzrokiem wbitym w San' Zapomniał o puszce z napojem, którą ściskał w dłoni.
– … i nie pomogłaś mi – oskarżał ją szepczący głos, który ani namoment się nie załamał. – Pamiętasz, co się wtedy stało, doktor Sam Sam miała szum w głowie i spocone ręce.
– Pytałam, jak się nazywasz, Annie. Jak masz na nazwisko. Usłyszała stuk i dziewczyna się rozłączyła. Sam siedziała jak zal rowana.
Annie Seger.
Nie! Coś ścisnęło ją w żołądku.
To było tak dawno temu, a jednak teraz siedziała w studiu, tak jak wtedy. Wszystko zaczęło jej się przypominać. Powróciło jak fala przy¬pływu i sprawiło, że zrobiło jej się słabo i zimno. Dziewczyna umarła z jej powodu. Dlatego, że Sam nie mogła jej pomóc. Boże, nie pozwól, żeby to stało się jeszcze raz.
– Samanto! Samanto! Obudź się! – Głos Melanie świdrowałjej mózg, ale nadal nie mogła się ruszyć. – Jezu Chryste, weź się w garść! – Jakby za mgłą poczuła na ramionach dłonie Melanie. Poderwała ją z krzesła, popchnęła przez niewielkie studio w stronę Tiny'ego, jak najdalej od biurka i mikrofonu. Pogrążona w szoku, Sam potknęła się i wykręciła kostkę. I wtedy oprzytomniała. Zdała sobie sprawę, że jest w Nowym Orleanie i że jest na antenie. – Na litość boską, weź się w garść – mówi¬ła Melanie. Chwyciła słuchawki i sięgnęła po mikrofon. – Wynoś się stąd – rozkazała Tiny'emu.
– Chwileczkę. Nic mi nie jest. – Sam nie zamierzała ustępować.
– Udowodnij to. – Melanie patrzyła na nią intensywnie i popychała ją w stronę korytarza. Tiny wypchnął ją z pokoju, a Melanie pochyliła się do mikrofonu, włączyła go i w tej chwili jej głos przybrał łagodną barwę. Była gorąca noc w Luizjanie.
– Proszę nam wybaczyć tę przerwę. Mieliśmy drobne problemy tech¬niczne. Dziękujemy państwu za cierpliwość. Powrócimy do Nocnych wyznań z doktor Samantą Leeds za chwilę, a teraz lokalna prognoza pogody. – Melanie, jak znawca, nacisnęła guziki automatycznego od¬twarzania prognozy pogody i nagranych reklam.
– Co tu się stało? – zapytał Tiny i nagle zauważył, że wciąż ściska ręce Sam. Puścił ją i odsunął się parę kroków. Korytarz wydał jej się jesz¬cze bardziej groźny i ciemniejszy niż zwykle. W szklanych gablotach sta¬ły płyty, które nadawały mu dziwny wygląd. Oczywiście Sam zawodziły nerwy; korytarz i szafka na płyty były takie same jak przedtem.
Sam zrobiła kilka głębokich wdechów i wzięła się w garść. Nie mo¬gła pozwolić, żeby jeszcze jeden głupi kawałtak nią wstrząsnął.
– Kim była ta dziewczyna na linii?
– Nie wiem – przyznała Sam i oparła się o ścianę. Otarła czoło dłonią i z trudem wyprostowała plecy. Myśl, Sam. Myśl. Nie pozwól, żeby jakiś szurnięty słuchacz z tobą wygrał. – Nie mam pojęcia, kto to był. Nie mogę sobie wyobrazić, kto zrobiłby coś tak chorego. Kimkolwiek była ta osoba, chciała, żebym wzięłająza Annie Seger. – Boże, tylko nie Annie. Co tu się działo? Dziewczyna nie żyje od dziewięciu lat. Umarła. Sam źle odczytała sytuację i nie zwróciła uwagi na prośby o pomoc. Teraz czuła kołatanie w głowie, a kawa, którą wcześniej wypiła, przelewała jej się w żołądku.
Nie pozwól, żeby cię to dopadło, Sam. Nie daj się!
– Powiedziała, że nazywa się Annie i od tego dostałaś ataku pani¬ki – oskarżył ją Tiny. – Zachowałaś się, jakbyś ją znała.
– Wiem… ale nie… nie… nie mogę w to wszystko uwierzyć.
– Co takiego? – Wyglądał, jakby chciał jej dotknąć, ale po zastanowieniu, wepchnął ręce do kieszeni za dużych dżinsów.
– Annie Seger to dziewczyna, która zadzwoniła do mojego progra¬mu dawno temu, kiedy pracowałam w Houston. – Teraz miała wrażenie, jakby to było wczoraj. Sam pamiętała, jak nacisnęła guzik, odebrała te¬lefon i wysłuchała, jak nastolatka z oporami przyznała się, że jest w cią¬ży i że śmiertelnie się boi. – Annie dzwoniła kilka wieczorów z rzędu i pytała o radę. – Sam skurczyła się w środku, kiedy przypomniała sobie telefony od Annie. Na początku dziewczyna robiła wrażenie przerażo¬nej, ale odrzucała wszystkie rady Sam. Twierdziła, że nie ma nikogo, z kim mogłaby porozmawiać. Nie potrafiła się zwierzyć ani rodzicom, ani księdzu, ani ojcu dziecka. – Próbowałam jej pomóc, ale ona popełni¬ła samobójstwo. – Sam odgarnęła włosy z czoła i dostrzegła swoje bla¬de odbicie w szklanej szybie. Za szkłemMelanie siedziała przy jej biur¬ku, mówiła coś do mikrofonu – przejęła kontrolę nad programem.
Sam czuła się jak w nierealnym świecie, kiedy tak stała w ciemnym korytarzu w środku nocy i wspominała czasy, o których tak bardzo chciała zapomnieć.
– Uważasz, że to twoja wina, że odebrała sobie życie? – zapytał Tiny.
– Jej rodzina mnie obwiniała.
– Poważna sprawa.
– Bardzo. – Sam potarła ramiona i starała się dojść do siebie. Powinna prowadzić program do końca. Zobaczyła, jak Melanie zdejmuje słuchawki i odsuwa krzesło. W kilka sekund już była przy nich.
– Masz sześćdziesiąt sekund do wejścia na antenę – zwróciła się do Sam. – Wszystko w porządku?
– Nie – przyznała Sam. Nigdy nie będzie W porządku. Ruszyła do kabiny. – Ale dam sobie radę.
– Masz Eleanor na drugiej linii. Chce z tobą porozmawiać.
– Nie mam czasu.
– Jest wściekła – powiedziała Melanie.
– Wyobrażam sobie. Powiedz, że pogadamy po programie. – Sam nie była w stanie rozmawiać teraz z szefową stacji; dopiero jak zejdzie z anteny.
– o co chodziło z tą dziewczyną, która dzwoniła? – zapytała Mela¬nie, kiedy Sam wsunęła się na fotel i automatycznie sprawdziła kontrolki. – Ty mi wytłumacz – warknęła Sam. – Miałaś sprawdzać telefony.
– Sprawdzałam! Nagrałam jej prośbę. Nie mówHa tym głupim cieniutkim głosikiem. Powiedziała tylko, że ma problem z byłą teściową i potrzebuje twojej rady. – Melanie spojrzała groźnie na swoją szefo¬wą. – Weźmiesz się w garść czy nie? Bo jak nio, to ja zajmę twoje miej¬sce. – Jej głos nieco złagodniał i wojowniczy nastrój gdzieś zniknął. ¬Mogę to zrobić, wiesz przecież. Nic trudnego. Tiny może odbierać tele¬fony. Będzie tak jak wtedy, kiedy pojechałaś do Meksyku.
– Dam sobie radę, naprawdę. Dzięki.
Melanie rzuciła jej uśmiech, za którym kryły się zupełnie inne uczucia. – Jestem daleką krewną Jeffersona Davisa, jakbyś nie wiedziała.
– Słyszałam.
– Mogę robić trudne rzeczy, jeśli trzeba. Mam to w genach
– Dzięki Bogu za twoje geny, ale dam sobie radę. – Sam nie miała zamiaru dopuścić do tego, żeby kolejny nienormaIny telefon odebrał jej odwagę. -Zrobię, co trzeba, a wy dwoje -wskazała na Tiny'ego i Mela¬nie – sprawdzajcie telefony i nagrywajcie je. Zostało nam ty Iko pIętna¬ście minut. Powiedzcie Eleanor, żeby nic nie robiła. – Sam ustawiła słu¬chawki i przysunęła bliżej mikrofon. Poprawiła go, kiedy zakończyło się nagranie reklamówki serwera internetowego.
– Tu doktor Sam. Jestem!- powrotem przy mikrofonie. Przepraszam za przerwę w programie. Jakjuż pewnie słyszeliście, rozgłośnia miała pro¬blemy techniczne. – Kłamała jak z nut i z pewnością straci wiarygodność u niektórych słuchaczy, ale nie była w stanie rozmawiać w tej chwili o Annie Seger. – Dobrze, wróćmy do tego, o czym rozmawialiśmy kilka minut temu. Dyskutowaliśmy o rodzicach wtrącających się do naszego życia; o rodzi¬cach, którzy nas potrzebują, albo starają się mówić nam, co mamy robić. Mój ojciec jest wspaniały, ale chyba nie potrafi pogodzić się z tym, że jestem dorosła. Jestem pewna, że macie podobne doświadczenia.
Linie telefoniczne mrugały jak szalone. Jeśli nie sama audycja, to na pewno dziwaczny telefon wzbudził zainteresowanie. Pierwszy rozmów¬ca na pierwszej linii przedstawił się jako Ty.
Przed oczami pojawił jej się wysoki mężczyzna o zabójczym uśmie¬chu i tajemniczym spojrzeniu. Coś ścisnęło ją w żołądku, chociaż roz¬mówcą wcale nie musiał być jej sąsiad.
– Halo – powiedziała – tu doktor Sam. Kto mówi?
– Ty – padła odpowiedź i Sam odczuła mieszaninę ulgi i niepokoju, kiedy rozpoznała jego głos. Była ciekawa, dlaczego słuchał jej programu i jak udało mu się dodzwonić jako pierwszemu po kobiecie, która twierdziła, że nazywa się Annie.
_ Co mogę dla ciebie zrobić, Ty? – zapytała i starała się nie zauważać, że pocą się jej dłonie. – Masz problemy z rodzicami? Z dziećmi? _ Właściwie to ja trochę na inny temat. Miałem nadzieję, że pomo¬żesz mi rozwiązać problem pewnego związku.
_ Spróbuję – powiedziała cicho, zaciekawiona, do czego zmierza.
Czyżby chciał jej powiedzieć, że jest zajęty, i że w jego życiu jest już jakaś kobieta? W takim razie dlaczego flirtował z nią nie dalej jak wczo¬raj po południu?
– Na czym polega problem?
_ Właśnie wprowadziłem się do nowego domu i poznałem kobietę, która mnie zainteresowała – powiedział miękkim głosem i niepokój Sam częściowo zniknął.
_ Czy to odwzajemnione uczucie? – uśmiechnęła się mimowolnie.
_ O, tak. Myślę, że tak, ale ona udaje obojętność. W takim razie skąd wiesz, że chce cię bliżej poznać? Może obojętność wcale nie jest udawana?
_ Ona chce, żebym w to wierzył, ale widzę w jej oczach, że jest bardzo zainteresowana, a nawet więcej niż zainteresowana. Jest po prostu zbyt dumna, żeby się do tego przyznać..
Samanta uśmiechnęła się jeszcze szerzej i poczuła ciepło na karku.
– Wszystko po niej tak bardzo widać?
_ Jasne, tylko ona nie zdaje sobie z tego sprawy. – Może powinieneś jej powiedzieć.
_ Poważnie się nad tym zastanawiam -oznajmił powoli i serce Sam zaczęło bić jak szalone. Zastanawiała się, ile podtekstów jej rozmowy wychwytywali Tiny i Melanie… i czy słuchacze WSLJ wyczuwali ukryte znaczenia.
_ Bądź przygotowany, Ty, bo ta kobieta może nie być zachwycona tobą tak, jak ci się zdaje.
_ Chyba powinienem to sprawdzić? Będę musiał zrobić jakiś ruch.
Boże! Poczuła ucisk w klatce piersiowej.
– Logiczny, kolejny krok.
_ Tak, ale oboje wiemy, że logika czasami nie ma nic wspólnego z tym, co dzieje się między kobietą i mężczyzną•
– W takim razie co zamierzasz zrobić?
. Krótkie wahanie.
_ Dowiem się, co ta pani lubi – powiedział powoli i Sam poczuła suchość w gardle.
_ Jak zamierzasz to zrobić? – W wyobraźni zobaczyła zmysłowy obraz Tya Wheelera; jego szerokie ramiona, ciemne włosy i intensywne spojrzenie. Była ciekawa, jakie to uczucie pocałować go, dotknąć go i kochać się z nim.
Roześmiał się głośno.
– Coś wymyślę.
– To znaczy, że spróbujesz rozwinąć ten związek? – zapytała przez zaciśnięte gardło.
– Oczywiście.
– Kiedy?
– Zaskoczę ją.
– W takim razie nie ujawniaj swoich planów. – Oddychała z trudem.
– Nie zrobię tego.
– Powodzenia, Ty – powiedziała.
– Wzajemnie, doktor Sam. Wzajemnie.
Serce waliło jej tak szybko, że nie słyszała własnych myśli. Linie telefoniczne mrugały, a Sam była ciekawa, czy ktoś z jej słuchaczy wy¬chwycił ukryte znaczenie rozmowy.
– Dziękuję za telefon, Ty. – Spojrzała na tablicę świetlną. Słuchacze dzwonili jak szaleni.
– Proszę bardzo, aha… pani doktor?
– Tak?
– Słodkich snów.