Rozdział 33

– Coś wisi w powietrzu -: powiedział Montoya. Był spięty i zdenerwo¬wany. Jego ciemne włosy błyszczały w mocnym świetle w kuchni Bentza. Na stole obok plastikowego pudełka, różnych naczyń, talerzy i garn¬ków, a nawet starego opakowania po margarynie, leżały trzy różańce.

– O co chodzi? Co masz na myśli? – Bentz podniósł jeden paciorek i obrócił w palcach. Był plastikowy i okrągły.

Montoya sięgnął do lodówki i wyciągnął butelkę słabego piwa.

– Masz coś mocniejszego?

Bentz pokręcił głową.

– Jeśli chcesz się napić, to dwa bloki stąd jest bar.

– Jesteś po służbie.

– Nigdy nie jestem po służbie – mruknął Bentz.

– Cholera. – Montoya zerknął,na prawie pusty kubek po kawie, kawałek czerstwego chleba i pojemnik z resztką masła orzechowego – tyle zosta¬ło z obiadu Bentza. Montoya odkręcił zakrętkę. – To nie po amerykańsku.

– Bez tłuszczu, bez alkoholu i bez nikotyny. Tak jest, kiedy się sta¬rzeJesz.

– Masz dopiero czterdzieści lat, na rany Chrystusa… tylko nie mów mi, że seksu też nie ma, bo nie chcę słuchać takich rzeczy. – Montoya wyciągnął nogą jedno krzesło i usiadł na nim. – A to co? – Pokazał na stół, gdzie Bentz przeprowadzał eksperyment.

– A co ci to przypomina? – zapytał Bentz. Montoya łyknął piwa.

– Projekt lampy kempingowej.

– Zgaduj dalej – powiedział Bentz.

– Dobra, widzę różańce. Tego używa morderca. Myślałem, że to już ustalone. Sprawdziliśmy rany i wiemy, że ten wariat dusi ofiary różań¬cem. Zresztą zostawił jeden na manekinie na balu. Więc jest szurniętym katolikiem. Sporo takich mamy.

– Uważaj. – Przyszpilił Montoyę wzrokiem. – Ja teżjestem katolikiem.

– Ja też, ja też… no, byłem.

– Kiedyś będziesz znowu – przepowiedział Bentz. – Wszyscy do tego wracamy.

– Na starość?

– Tak. A teraz patrz. To kopia tego, który znaleźliśmy na manekinie. – Bentz owinął pierwszy różaniec z jasnymi paciorkami wokół dło¬ni. Potem włożył obie ręce do dużej plastikowej torby i poruszał nimi. Koraliki rozdzieliły się i rozsypały, wpadając do torby. – Nie jest zbyt mocny – zauważył. – Nie nadaje się na narzędzie zbrodni.

– To teżjuż wiemy. – Montoya sięgnął o pudełka i wyjął trzy koraliki na żyłce. – Gdzie kupiłsuperrnocną wersję?.

– Nigdzie. – Bentz podniósł jeden koralik,i popatrzył na niego pod światło… – Moim zdaniem, sam go zrobił. Wybrał ostre korale, takie, któ¬re mogą skaleczyć skórę i mocny drut.

– Nie łatwiej byłoby użyć sznurka albo drutu?

~ Za mało symboliczne. Nasz chłopiec się tym podnieca… mamy tu kilka spraw razem… Zaczynam podejrzewać że Samanta Leeds ma ra¬cję. Powiedziała, że morderca odwoływał się do Raju utraconego. Chy¬ba powinienem do tego zajrzeć.

– Może mam notatki na ten temat – przyznał Montoya, a Btjotz się ro¬ześmiał. – No co, miałem dużo r,ob9ty w college'u, więc korzystałem z cu¬dzych notatek i z Internetu. Nie musiałem czytać tych wszystkich książek.

Bentz otrzepał ręce i sięgnął po kawę.

– Powiedziałeś, że coś ci nie daje spokoju.

– Tak, szukam dwóch facetów z Houston – chłopaka Annie Seger i jej brata. Obaj podobno mieszkają gdzieś w okolicy. Jeden w White Castle, a drugi w.Baton Rouge. Obaj mieli pracę i zniknęli. Zapadli się pod zie¬mię. Dlaczego? – Pociągnął łyk bezalkoholowego piwa i wykrzywił się. ¬Z przykrością skłaniam się ku teorii Wheelera, że to ma coś wspólnego ze śmiercią Annie Seger. Może ona nie JJopełniła samobójstwa?

– Myślisz, że John ją zabił?

– Tak – powiedział Montoya. – Sądzę, że to Kent Seger albo Ryan Zimmerman.

– A co z motywem? – Bentz rzucił mu ponury uśmiech. – Tylko mi nie mów, że chodziło o forsę, bo nie uwit:;rzę.

– Nie tym razem. Ale jest coś, czego nie wiemy 9 Annie Seger-:¬powiedział Mo~toya, opróżnił butelkę i postawił na stole obok pudełka z błyszczącymi paciorkami. -.:. Lepiej, żebyśmy się dowiedzieli. – Gdzie oni obaj są, do cholet;y?

– Dobre pytanie. – Bentz też nie znał na nie odpowiedzi.

– Mam złe przeczucia.

– Dopiero teraz? – parsknął:ąeotz. – Ja mam złe przeczucia przez cały czas.


Odezwała się automatyczna sekretarka. Ty nie miał szans, by poroz¬mawiać osobiście z Estelle Faraday. Musiał zostawić wiadomość i to po raz kolejny.

– Estelle, mówi Ty Wheeler. Rozmawiałem z policją w Nowym Orleanie i powiedziałem im, co wiem. Jeśli jeszcze nie poskładałaś wszyst¬kiego do kupy, to mówię ci, że seryjny mordercajest związany ze śmier¬cią Annie. Do diabła z rodzinnymi tajemnicami, Estelle. Umierają ludzie. Jeśli wiesz cokolwiek i ukrywasz dowody, ponosisz winę, a policja oskar¬ży cię o przestępstwo. To poważna sprawa. Możesz albo porozmawiać ze mną, albo z policją w Nowym Orleanie, ale jeśli zginie jeszcze jedna kobieta, osobiście obarczę cię odpowiedzialnością. Masz mój numer. ¬Rzucił słuchawkę i poszedł do salonu. Zostawił Sam w rozgłośni, a jej program miał się zacząć za godzinę.

Włączył radio i wysłuchał końców~i audycji Gatora Browna. Z głoś¬ników płynął gorący jazz. Taka muzyka pobud~ała go, zamiast uspokajać.

Był poruszony i zdenerwowany. Czuł, że zbliża się burza. Spojrzał na ze¬garek. Miał się spotkać z Navarrone'em i dostać od niego informacje.

Przyjaciel jeszcze się nie pokazał, ale Ty nie martwił się o niego. Po latach pracy w CIA Navarrone kochał ciemności i najlepiej czuł się pod osłoną nocy.

Zagwizdał na psa i wyszedł na dwór. Poczuł powiew wiatru, a "Świe¬tlisty anioł" kołysał się na cumie. Chmury zasłoniły księżyc i było par¬no. Czuł się tak, jakby miał na sobie drugą, grubą i mokrą skórę.

Pomyślał o Johnie, który czaił się gdzieś w mieście i czekał, żeby zaatakować.

Gdzie jesteś, sukinsynu, zastanawiał się Ty, a Sasquatch węszył po krzakach. Co, do cholery, robisz dziś w nocy?


Estelle Faraday siedziała po ciemku nad basenem. Woda migotała ja¬snoniebiesko, podświetlona jedną podwodną żarówką. Na stole stał wysoki wazon z kwiatami. W ręku trzymała kieliszek, w którym zostało jeszcze tro¬chę campari z wódką. Jej ulubionego drinka. Był bardziej gorzki niż zwy¬kle. Piła powoli i starała się odpędzić demony, które szalały w jej głowie.

Ale nie dawały jej spokoju, męczyły ją i prześladowały, krzycząc jej w mózgu..

Bała się, że do tego dojdzie, modliła się, żeby jej obawy były bezza¬sadne, ale wiedZIała, że to nic nie da. Wiadomości od Tya Wheelera przekonały ją. On nie da za wygraną. Podejrzewała, że tak będzie od dnia, kiedy pojawił się w Houston, a jednak straszyła go głupio, mając nadzieję, że się wycofa.

Tymczasem złapał ją na kłamstwie. Nie on pierwszy.

Była taka naiwna, pomyślała i przypomniała sobie o córce – ładnej, mądrej i zainteresowanej nieodpowiednimi facetami. Takimi, z którymi nigdy nie powinna się wiązać.

W końcu jeden zrobił jej dziecko. Wydawało jej się, że to rodzinne przekleństwo, jakaś skaza genetyczna, którą.przekazała córce.

Łzy żalu i wstydu napłynęły do oczu Estelle. Opróżniła kieliszek i na¬lała sobie jeszcze jedną porcję alkoholu. Była sama. Nawet służąca mia¬ła wolny wieczór, żeby spędzić go z dziećmi i wnukami.

Dobry Boże, dlaczego została sama – zastanawiała się nieprzytom¬nie.Gdy była młoda, miała wszystko. Urodę, pieniądze i przyszłość tak jasną, jak świeżo wybity srebrny dolar.• Ale była uparta i chciała pokazać snobistycznym rodzicom, że umie o sobie decydować.

Nigdy nie kochała Wally' ego. Teraz to rozumiała. Może wiedziała już dawniej, ale był przystojny, zabawny i z innej sfery. Nie obchodziło ją, że nie poszedł na Yale, Harvard ani Stanford. Nie chodził na wieczo¬rowe kursy w college'u. Był prosty, niewykształcony i całe życie napra¬wiał motory. Na początku był dla niej miły.

Dla Estelle Wally był inny niż wszyscy, za to jej rodzice byli przera¬żeni. Nie miała zamiaru za niego wychodzić, ale stało się inaczej.

_ Nie całuj się z chłopakami, Estelle – ostrzegała ją matka, kiedy Estelle zaczęła chodzić do średniej szkoły. – W nich siedzi diabeł. Pa¬miętaj, są tylko dwa rodzaje dziewczyn – dobre i złe. Nie będziesz miała za grosz szacunku do siebie, jeśli będziesz robić te okropne rzeczy. Za¬ufaj mi i bądź grzeczną dziewczynką, a nigdy nie pożałujesz.

Ale Estelle całowała się z masą chłopaków i nic złego się nie stało. Lu¬biła całowanie, szczególnie głęboko, zjęzykiem. Wiele razy wspominała te intymne pocałunki. Była podniecona, kiedy jej randki posunęły się dalej i chłopcy wkładali ręce za stanik. Podobało jej się, że czuje ciepło i pulso¬wanie pomiędzy nogami. A kiedy chłopak sięgnął pod spódnicę i dotknął tego intymnego miejsca, zadrżała, poczuła wilgoć i zapragnęła więcej. Za¬chowywała się jak zwierzę, z trudem łapała powietrze, podnosiła biodra i chciała czegoś jeszcze. Od lat czytywała o namiętności, chowając się z la¬tarką pod kołdrą. Robiła się czerwona na twarzy, a pomiędzy nogami czuła to dziwne bolesne pulsowanie, pragnienie czegoś, co w końcu, kiedy zaczꬳa to robić z chłopakami, okazało się zaspokojeniem tej potrzeby.

Zaczęła eksperymentować i pozwalała dotykać się chłopakowi po piątej albo szóstej randce i zapewnieniach o miłości. Wiedziała, że to grzech, którego nie powinna wyznawać nawet księdzu, ale nie mogła się powstrzymać. Lubiła to i pragnęła coraz bardziej. Starała się o tym nie myśleć, ale wtedy było to jeszcze silniejsze. Zupelnie inaczej, niż mówiła matka, chłopcy zwracali na nią uwagę, chcieli ją całować i dotykać, i chęt¬nie mówi l i jej, jaka jest piękna i jak ją kochają.

A ona im wierzyła. Jakaż była głupia.

Dziewictwo straciła w wieku szesnastu lat z chłopakiem, który we¬dług matki był idealną partią. Potem już nigdy się z nią nie umówił, nie dzwonił i za to pochwalił się wszystkim swoim podbojem. Matka ciągle pytała o Vincenta, o to, co się z nim stało i dlaczego się nie spotykają. Wtedy Estelle odczuła pierwsze skutki tego, przed czym ostrzegała ją matka.

Potem wszyscy chcieli to z nią robić. Kiedy ich odrzucała, złościli się i przypominali, że dla Vincenta Millera rozłożyła nogi.

Czasami Estelle lubiła robić matce wstyd. Aż.do dnia, kiedy uległa i zrobiła to z chłopakiem, który naprawdę jej się podobał, i zaszła z nim w ciążę. Aborcja nie wchodziła w grę, a ona była niepełnoletnia. Dała się namówić matce na kłamstwo, że wyjeżdża do szkoły za granicę. W rze¬czywistości pojechała tylko do Austin i oddała dziecko do adopcji.

– To najlepsze rozwiązanie – powiedziała jej matka i Estelle popeł¬niła największy błąd w życiu. Wyjechała, urodziła chłopca i widziała, jak lekarz patrzył na nią z wyrzutem i podał dziecko pielęgniarce, która je od razu zabrała.

Estelle obwiniała swoją matkę i po powrocie do Houston spotkała się z Oswaldem Segerem. Ten przynajmniej był miły. Interesowały go jej uczucia i do niczego jej nie zmuszał. Kiedy wreszcie to zrobili, za¬dzwonił następnego dnia i przysłał jej róże.

Kiedy skończyła osiemnaście lat uciekli i zamieszkali razem.

Kent urodził się dziesięć miesięcy potem, a Annie niedługo po nim.

Wstrząśnięci rodzice wyrzekli się jej i przypomnieli sobie o niej dopie¬ro, kiedy przyszedł na świat wnuk. Reszta, jak uznali, to była przeszłość, której nie chcieli znać. Kiedy dzieci były małe zrozumiała, że nie będzie szczęśliwa z wymazanym smarem robotnikiem, a fascynacja Wally'ego motocyklami i łodziami wiązała się z całkowitą nieumiejętnością utrzy¬mania pieniędzy na koncie i oszczędzania.

Na szczęście spotkała Jasona Faradaya… wtedy myślała, że ma szcz꬜cie. Teraz, kiedy kończyła trzeciego drinka i alkohol rozgrzał jej ciało, nie była tego taka pewna. Były jeszcze inne tajemnice, których nigdy do końca nie ujawniła, i które prześladowały ją dniami i nocami. Nie mo¬gła przeżyć kolejnego skandalu… było ich już zbyt wiele.

Kręciło jej się w głowie i spojrzała na głęboką, czystą wodę. Kusiła ją niebieska głębia. Obok stała figurka dziewicy, blada w zapadającym zmierzchu, a jej szeroko rozpostarte ramiona, witały i zapraszały.

Łzy popłynęły po policzkach EstelIe, kiedy opróżniła dzbanek i jednym, długim łykiem dopiła resztę alkoholu. W stała na lekko uginających s!ę kola¬nach. Kręciło jej się w głowie, ale wiedziała, co musi zrobić. Podeszła do krawędzi basenu. Pomyślała o tych, których kochała i których tak głupio straciła. Wszystkie jej dzieci odeszły, a jeden zamienił się w potwora.

Jaka z niej była matka?

Zrzuciła sandały i obeszła basen, kierując się ku głębszej części, któ¬rą oświetlała żarówka. Boże, drinki były mocne… jak lekarstwo.

Chyba że… nie… a może jej ostatni gość dosypał czegoś do butelki absolutu?

Oczywiście, że nie. Zresztą to nie miało już znaczenia. Skurczyła palce na zimnych kafelkach. Zachwiała się, potem wyprostowała na moment. Pijanym wzrokiem spojrzała na figurkę Maryi – Świętej Matki – Błogosławionej Dziewicy.

– Wybacz mi – wyszeptała, zamknęła oczy i skoczyła.

Загрузка...