Rozdział 34

– Jak to Melanie się nie pokazała? – Sam zażądała wyjaśnień, kiedy wie¬czorem przyszła do studia. Cały dzień przeglądała notatki o Annie Seger i odkryła kolejne wskazówki, pomocne w ustaleniu tożsamości Johna. Policja i tąjemniczy kolega Tya, Andre Navarrone, też starali się rozwiązać zagadkę, zanim morderca uderzy jeszcze raz.

_ Powiedziałem ci – oznajmił Tiny, wzruszając ramionami. – Mela¬niejuż nie wróci. Wściekła się dzisiaj, wpadła do biura Eleanor i rzuciła pracę. Eleanor dostanie szału, bo Melanie nie dała jej dwutygodniowego wypowiedzenia. – Uśmiechnął się krzywo. – Idź, sama zobacz.

– A co z policjantką?

– Przyjdzie, ale na razie jesteśmy tylko ty i ja, skarbie.

– Skarbie? – powtórzyła zdenerwowana do granic wytrzymałości.

Odwróciła się gwałtownie do Tiny'ego i starała się nie podnosić głosu.

_ Powiedziałeś do mnie, skarbie? Słuchaj, Tiny, wyświadcz mi przy¬sługę. Nigdy w życiu nie mów do mnie, skarbie, mała ani żabko, ani w żaden inny pieszczotliwy sposób.

– Jejku, to miał być komplement.

– Ale nie jest – warknęła, zauważyła jego zraniony wzrok i natychmiast poczuła wyrzuty sumienia. – Chyba jestem bardziej spięta, niż myślałam. Przepraszam. Po prostu nastąpiłeś mi na odcisk.

– Tak. To się więcej nie powtórzy – powiedział rozbawiony i wszedł do studia razem z nią. Sam spojrzała na zegarek i pomyślała, że zdąży jeszcze zadzwonić do Melanie i przypomnieć jej, że ma być w pracy, zanim zacznie się program. Nie chciała ruszać telefonów w studiu, więc postanowiła skorzystać z wolnego aparatu na biurku Melby. Wykręciła numer i czekała, przy.glądając się różnym zabawnym przedmiotom pod¬świetlonym migoczącąjarzeniówką.

– No dalej, odbieraj – powiedziała i jeszcze raz sprawdziła godzinę• Odezwała się automatyczna sekretarka: "Cześć, nie ma mnie w domu… wiesz co robić, zostaw wiadomość po sygnale".

Telefon zapiszczał.

– Melanie, Melanie… jesteś tam? Mówi Sam. No, odbierz. Przydałaby się nam twoja pomoc. Proszę, Melanie. Melanie…

Ktoś podniósł słuchawkę•

– Mel…

Połączenie zostało przerwane.

Samanta aż podskoczyła, ale po chwili pomyślała, że to nie ma sensu. Melanie była zła i nie zmieni zdania, przynajmniej nie dzisiaj.

Najwidoczniej chciała im dać coś do zrozumienia. Sam szybko wróciła do studia i o mały włos nie zderzyła się z policjantką, Oorothy, która wyszła zza rogu z papierowym kubkiem kawy w ręku.

– Oj… – Udało jej się nie rozlać płynu. – Lata praktyki – wyjaśniła i dodała: – Słyszałam, że jesteśmy same dziś wieczorem.

– Na to wygląda. – Sam dotarła do studia i otworzyła drzwi. Zerk¬nęła w stronę drugiego pomieszczenia i zauważyła, że Tiny siedzi goto¬wy ze słuchawkami na głowie.

– Niech się pani nie martwi -powiedziała Dorothy, którajednąręką trzymała kubek, a drugą otworzyła sobie drzwi do pokoju. – Znam się na tym, i szczerze pani powiem, że Tiny i ja poradzimy sobie.

– Mam nadzieję – powiedziała Sam, żałując, że Melanie jest taka porywcza i uparta. Pomimo wad, Melanie była osobą interesującą, roz¬garniętą i pełną nowych, świeżych pomysłów. Sam uważała, że dziew¬czyna jest zbyt ambitna.

Kiedy zamknęła za sobą drzwi studia, przestała myśleć o Melanie.

Miała plan, o którym nie powiedziała Tyowi, Eleanor ani policji. Wy¬próbuje go tylko pod warunkiem, że poczuje się bezpieczna. Była właś¬ciwie przekonana, że nic jej się nie może stać. Ty przywoził ją do pracy i odwoził do domu. W rozgłośni wszędzie byli policjanci i ochroniarze.

Sam chciała jednak skontaktować się z Johnem i pomóc pol icj i zła¬pać go, zanim zaatakuje następną ofiarę.

Ustawiła mikrofon, jeszcze raz sprawdziła dźwięk i upewniła się, że komputer działa prawidłowo. Tiny dał znak i popłynęła muzyka. Sam odczekała do ostatnich słów, a potem pochyliła się do mikrofonu.

– Dobry wieczór Nowy Orleanie, mówi doktor Sam. Zaczynamy Nocne wyznania, program dobry dla serca i duszy. Dzisiaj porozmawia¬my o poświęceniu – powiedziała i pomyślata, że ten temat skusi Johna. _ Wszyscy ponosimy ofiary. Zwykle robimy to dla ukochanej osoby, dla szefa albo dlatego, że czegoś bardzo pragniemy. Z tego składa się nasze życie. Czasami czujemy, że poświęcamy się za bardzo i dajemy z siebie tak wiele, a jednak nigdy nie jesteśmy odpowiednio doceniani.

Lampki sygnalizacyjne już się świeciły. Linia pierwsza, druga, trze¬cia i czwarta mrugały, kiedy Sam kończyła mówić. Katem oka zauważy¬ła, jak Tiny i policjantka rozmawiają, kiwają głowami i sprawdzają tele¬fony. Na ekranie pojawiło się pierwsze imię – Arlene.

Sam nacisnęła guzik.

– Tu doktor Sam – powiedziała. – Kto mówi?

– Cześć, jestem Arlene.

– Witaj w programie, Arlene. Przypuszczam, że dzwonisz, ponieważ masz osobiste doświadczenia albo komentarz na temat poświęcania się.

– Tak. Jestem matką trójki dzieci…

Arlene zaczęła opowiadać o całkowitym oddaniu się dzieciom i o bez¬warunkowej miłości, a Sam sprawdzała kolejne imiona, które pojawiały się na ekranie. Na drugiej linii czekała Mandy, Alan na trójce i Jennifer na ostatniej. Dobiegali do połowy programu, a John nie złapał przynęty.

Sam miała nadzieję, że to tylko kwestia czasu.


– Chcesz, żebym udawała, że jestem doktor Sam? – zapytała Melanie i przewróciła oczami, patrząc na swojego chłopaka. Nadal była zła z powo¬du tego, co stało się w radiu. Wypiła dwa kieliszki wina, jeden po drugim i stała teraz w kuchni, w swoim mieszkaniu, kroiła małe cytrynki i-mieszała alkohol. Jej chłopak, ubrany w czarne dżinsy, koszulkę i obszerną skórzaną kurtkę chodził nerwowo po pokoju. Wyglądał na zdenerwowanego i Mela¬nie,jak zwykle w jego obecności, poczuta odrobinę podniecenia -dziś może nawet odrobinę większego. Niewiele o nim wiedziała, ale dla niej był po prostu niegrzecznym, nonszalanckim chłopcem, który nie dbał ani trochę o to, co pomyślą ludzie i łamał wszelkie społeczne konwencje.

Chardonnay zaczęło działać. Nareszcie się rozluźniła.

– Myślę, że to mogłaby być interesująca zabawa – powiedział, wyjrzał przez okno, a potem poprawił żaluzję, żeby nikt ich nie widział. – Zapomniałam, że lubisz takie gry.

– Wszyscy lubią.

– Nie… niezupełnie. – Wcisnęła sok do kieliszków, w których był już dżin z tonikiem. – Możesz podnieść żaluzje, przecież jest noc. – Oczy mnie bolą.

– Och. – Zapomniała o jego dziwnej chorobie. Źrenice nie rozszerzały mu się prawidłowo i zawsze osłaniał się przed nadmiarem światła. Zgasiła wszystkie lampy i zapaliła kilka świec. – Jak sobie życzysz. ¬Nie była w nastroju do sporów. Zaczynała się rozklejać i wiedziała, że jeśli będzie się z nim kochać całą noc, to może poczuje się lepiej. Ukrad¬kiem spojrzała na swoje łóżko i wyobraziła sobie ich nagich, ajego wcho¬dzącego w nią z taką samą furią, jak kilka tygodni temu na łóżku Sam.

– Jak sobie życzysz – powtórzył. – Ciekawe zdanie. – Uśmiechnął się tajemniczo. Serce Melanie biło szybciej, kiedy na nią patrzył. Z pew¬nościąnie był grzecznym chłopcem, nie takim,jakiego można przyprowa¬dzić do domu i przedstawić mamie i tacie. Nie nadawał się na męża, ale nie dbała o to.

– Pieprzę wszystkich z WSLJ, razem z panią psycholog. Skończy¬łam z nimi. W mieście jest dużo pracy. Nie muszę znosić tego, jak mnie tam traktują.

– Oczywiście, że nie. – Podszedł do wieży stereo i po chwili przez system pięciu głośników, który sama zainstalowała, popłynął głos dok¬tor Sam.

– Więc poświęcenie to dobra rzecz? Czy jest konieczne? – pytała słuchaczy.

Melanie zebrało się na wymioty. Jak mogła tyle wytrzymać z tą obłudną suką?

– Nadal stara się sprowokować Johna – powiedziała.

– Założę się, że jej się uda. – Zasłonił pozostałe żaluzje.

– Zasłużyła sobie. Wiesz, że ona się go boi?

– Domyślam się.

– O tak. – Melanie przyniosła drinki do małego pokoju. – Może ja powinnam zadzwonić nie, lepiej ty zadzwoń. Swietnie udajesz tego Johna. Czasami myślę wydaje mi się, wiem że to brzmi dziwnie, ale czasami zastanawiam się, czy ty nim nie jesteś?

– Nie bałabyś się, gdybym był? – Patrzył na nią przenikliwie.

– Bardzo. Ten facet jest dziwny, a teraz… wiążą go z jakimiś morderstwami. To trochę jak zbieg okoliczności, że zaczął dzwonić wtedy, kiedy my zaczęliśmy robić kawały doktor Sam i wyciągnęliśmy sprawę tej Annie Seger. – Podała mu kieliszek. – Tak się tylko zastanawiam.

– Mam nadzieję, że nie myślisz sobie nic złego. – Pociągnął łyk i spojrzał na nią przez ciemne okulary.

– Czasami myślę, że bawisz się ze mną w jakąś grę – powiedziała i wypiła duży łyk dżinu z tonikiem. – Lubisz mnie straszyć, bo cię to podnieca. Chcesz, żebym myślała, że ten wariat, który-dzwoni do radia, to możesz być ty.

– Przecież powiedziałem ci, że wszyscy w coś grają.

Zachichotała. Pociągnęła jeszcze jeden duży łyk i poczuła, że jest wstawiona, wolna i niczym nieskrępowana. Może dobrze zrobiła, że odeszła z WSLJ? Pogroziła mu żartobliwie.

– Zawsze owijasz mnie sobie wokół palca.

– l ty to uwielbiasz.

– Tak – powiedziała, objęła go za szyję i popatrzyła mu w twarz. – Owszem.

– Ja też to lubię – odezwał się niskim, seksownym głosem z lekkim teksal1skim akcentem, który tak jej się podobał. – Więc zrób mi przy¬jemność, udawaj, że jesteś doktor Sam i prowadzisz audycję.

– A ty kim będziesz? – zapytała, a z radia dobiegł jąjękliwy głos jakiejś kobiety. Skarżyła się na to, że musi opiekować się starymi rodzi¬cami i Melanie pomyślała, że to bezn:qziejne.

– Kim ja będę? Johnem, oczywiście.

_ Oczywiście – powiedziała ponuro i mruknęła pod nosem. – Po¬winnam była się domyślić.

_ Czy… tak powinnaś być ubrana? – zapytał i pokazał na jej szorty i krótką bluzeczkę• – Chyba nie…

– Więc się przebierz.

– Co?

– Żeby było jak naprawdę.

– Nie chcę…

– Oj, Melanie. Zrób mi przyjemność. Zabawimy się•

Właściwie podobał jej się ten pomysł, ale miała drobne wątpliwości.

Podeszła do szafy i wyciągnęła zawiązywaną zielonkawą spódnicę i białą bluzkę bez rękawów – taką, jaką nosiła doktor Sam. Wyszła do łazienki się przebrać, zdjęła ubranie i zawahała się przy bieliźnie, a potem zdjęłają. Jeśli chciała się z nim kochać dziś w nocy, powinna przyciągnąć jego uwagę. Poprawiła włosy i wróciła do pokoju. Trzymał w rękach oba drinki.

– Dolałem ci – powiedział i podał jej kieliszek, a potem stuknął brze¬giem swojego. – Pijemy, żeby przeszłość została za nami.

_ Szczególnie WSLJ. – Wypiła duży łyk i zmarszczyła nos. Jej drink był jakiś dziwny.

– Nie smakuje ci? – zapytał, ale Melanie nie chciała robić mu przykrości.

– Trochę… za mocny.

– Myślałem, że jesteś w nastroju do zabawy.

_ Jestem – powiedziała i poczuła, że kręci jej się w głowie, a usta robią się miękkie. Alkohol działał na nią za szybko, ale to dlatego, że niewiele jadła i wypiła wcześniej dwa… a może trzy kieliszki wina, a te¬raz… – Muszę usiąść.

Uśmiechnął się.

– Jak sobie życzysz. A teraz… może zaczniesz udawać doktor Sam?

Nie zamierzał dać jej spokoj.u, ale nie obchodziło ją to. Rzuciła mu niegrzeczne spojrzenie, podniosła słuchawkę bezprzewodowego telefo¬nu i zaczęła mówić niskim, prawie szepczącym głosem.

– Dobry wieczór Nowy Orleanie, tu Nocne wyznania i doktor Sam. Powiedzcie mi, co chcecie, otwórzcie przede mną swoje serca, wyznaj¬cie wszystkie grzechy i…

– Poczekaj – przerwał jej.

– Dlaczego? – Kręciło jej się w głowie. – Nie tego… tego chciałeś?

– Prawie, ale można to zrobić jeszcze lepiej.

– Lepiej? – powiedziała i poczuła, że językjej sztywnieje i nie może trzeźwo myśleć.

– Potrzebne ci to.

– Co…? – zapytała i zobaczyła, jak sięga pod kurtkę i wyciąga pe- rukę z długimi włosami. -Och… – pomyślała o rudych włosach Samanty Leeds. – Naprawdę muszę…

– Tak, Samanto, musisz.

– Mam na imię Melanie. – Podszedł do niej i pociągnął ją za włosy. Trochę za mocno. – Aaa… Poczekaj… Sama to zrobię – powiedziała, ale ręce odmówiły jej posłuszeństwa. To było bardzo dziwne. Melanie czuła, że jest pijana… bardzo pijana… jakby… się czegoś naćpała… jakby ktoś dosypał jej czegoś do alkoholu… jakby…

– Dobrze – powiedział i zauważyła, że jest czerwony na twarzy, a pot kropelkami spływa mu za okulary. – Teraz lepiej. – Popatrzył na nią za¬dowolony i pod jego zimnym wzrokiem dostała dreszczy.

– Teraz… po¬słuchaj…

Odwrócił się W stronę głośników jak zauroczony.

– Myślałam, że chcesz, żebym…

– Zamknij się!

– Chwileczkę. – Nie mogła zrozumieć, dlaczego był dla niej taki nieprzyjemny. Nagle łzy napłynęły jej do oczu.

– Hej… cicho… – powiedział delikatniej, pochylił się i pocałował ją. Poczuła się lepiej, ale w głowie nadal jej szumiało. – Może się rozbierzesz, Sam?.

– Nie jestem…

– To tyIko zabawa.

Tak. Teraz jej się przypomniało. Z trudem rozpinała guziki bluzki i po chwili zaczął jej pomagać.

– Musisz zapłacić za grzechy.

– Co?

– Za swoje grzechy.

Bluzka była rozpięta i Melanie miała obnażone piersi. – Widzisz… jesteś dziwką, Samanto.

– Ale ja nie jestem…

Poczuła, że coś owinęło się wokół jej szyi, jakieś twarde, zimne ka¬myki. Naszyjnik? W oddali, poprzez szum w głowie, słyszała głos dok¬tor Sam, która mówiła coś o grzechu i poświęceniu, i…

Naszyjnik zacisnął się i zaczął kaleczyć jej skórę.

– Hej! – Nie mogła trzeźwo myśleć, ale wiedziała, że coś jest nie tak. – Sprawiasz mi ból.

Zacisnął pętlę mocniej i nie mogła yvykrztusić slowa ani krzyknąć.

Posuwal się za daleko. Niech przestaniel Nie mogła oddychać! Chciała krzyknąć, ale żadne slowa nie wydostały się z jej ust. Palcami sięgnęła do szyi i chciała zerwać ten okropny naszyjnik. Zdała sobie sprawę, że to nie zabawa. Zobaczyła wyraz jego twarzy: wyszczerzone zęby i oczy bestii ukryte za ciemnymi szkłami.

Nie! Proszę! O, Boże. Nagle dotarło do niej, że to onjest Johnem, tym, który dzwonił do stacji. Mordercą. Zabije ją! Już dawno to zaplanował.

Poczuła ból w płucach, a jej ciało płonęło. Próbowała chwycić po¬wietrze, ale na próżno. Kopała, drapała i broniła się, ale był silniejszy. O wiele silniejszy.

_ Tak, mieszkańcy Nowego Orleanu, dzwońcie do mnie i opowiadajcie mi o swoim poświęceniu… – Głos doktor Sam dobiegał z bardzo daleka…


Ojciec John przekręcił narzędzie zbrodni, zacisnął zęby i popatrzył w piwne oczy tej, która mu zaufała. Głupia dziewczyna, pomyślał, kiedy przestała się szamotać i padła bez życia. Jej grzeszna dusza opuściła cia¬ło. Ręce go rozbolały, a palce zbielały z wysiłku.

Krew pulsowała mu w skroniach. Poczuł, że ma erekcję• Wsłuchiwał się w kilka ostatnich uderzeń jej serca, a potem w melodyjny głos swojej następ¬nej ofiary, jedynej żywej kobiety,jakiej pragnął… Zbliża się twoja kolej, dok¬tor Sam… już wkrótce, bo zaplanowałem dla ciebie coś specjalnego.

Puścił różaniec i zdjął Melanie spódnicę• Nadal był podniecony, roz¬grzany do bólu. Głos Samanty podniecał go jeszcze bardziej i wzmagał pożądanie. Położył się na swojej ofierze i zamknął oczy. Ciałem i duszą był z Samantą. Leżeli w jej łóżku, w tym cudownym łóżku z baldachi¬mem, tak jak wtedy z Melanie, kiedy pochyliła się nad nim i pieściła go ustami. Czuł zapach Samanty… był wtedy tak blisko niej, i wkrótce tak będzie naprawdę. Będzie jeszcze bliżej, bo jej słowa o poświęceniu dziś były skierowane do niego.

Tylko do niego.

Była gotowa i on o tym wiedział. Odpowie za grzechy i odda mu się w ofierze.


Ty spojrzał na zegarek. Do końca programu Sam zostało czterdzieści pięć minut, więc powinien już wyjść, ale Navarrone jeszcze się nie poja¬wił. Dokończył drinka i sięgnął po kaburę•

_ Więc sądzisz, że ofiara jest nieodzowną częścią życia? – powie¬działa Sam i Ty zaniepokoił się jeszcze bardziej. Co ona chce zrobić? Sprowokować mordercę?

_ Tak, dokładnie tak. Mam dość słuchania, jak wszyscy użalają się z tego powodu – powiedział nosowym głosem jakiś człowiek.

Przez otwarte okno Ty usłyszał znajome człapanie psa pani Killingsworth, który grzebał w krzakach.

Sasquatch leżał na dywanie przy drzwiach. Wstał i nastawił uszy.

Warknął gardłowo.

– W porządku – powiedział Ty, podszedł do rozsuwanych drzwi i wy¬szedł na zewnątrz. Coś go zaniepokoiło. Był pewien, że coś jest nie tak. Zmrużył oczy i zaczął wpatrywać się w stronę łodzi. Wydawało mu się, że zobaczył jakiś cień, ale' po chwili pomyślał, że się pomylił.

Nie mógł już dłużej czekać, jeśli chciał się upewnić, że Sam dotrze bezpiecznie do domu. Usłyszał, że nadal odpowiada na pytania.

– Chodź! – zawołał psa i ruszył do drzwi. Po paru krokach zamarł; zobaczył, że zbliża się do niego jakaś ciemna postać.

Sięgnął po pistolet i zacisnął na nim palce.

– Navarrone?

– Tak. – Spotkali się przy samochodzie.

– Ty draniu, gdzie, do cholery, się podziewałeś?

– W siadaj do samochodu i wszystko ci opowiem – powiedział przyjaciel i podszedł do drzwi od strony pasażera. – Myślę, że wiem, kim jest morderca.


Sam popatrzyła na zegar. Program dobiegał końca. Przez ostatnie parę godzin odbierała telefony, cierpliwie słuchała, dawała rady, ale ner¬wy miała napięte do granic wytrzymałości.

John nie dzwonił. Nie zdziwiła się nawet, bo spodziewała się, że może odezwie się potem, kiedy dotrze do domu.

– Więc nie poświeciłabyś się dla nikogo? – zapytała kobietę, która przedstawiła się jako Millie, a kątem oka zobaczyła, jak Tiny macha do niej jak szalony i pokazuje na komputer. Zerknęła na ekran i na linii trze¬ciej zobaczyła imię John.

– Poświęcałam się za dużo, kiedy byłam mężatką – mówiła Millie.

Sam musiała utrzymać ją na linii i sprawić, żeby mówiła dalej, po to, aby John wiedział, że jest zajęta. W tym czasie na pewno namierzą jego telefon.

– A co by było, gdybyś jeszcze raz wyszła za mąż?

– To niemożliwe – parsknęła Millie.

Mów dalej, Millie. Nie przerywaj, pomyślała Sam i na widok mru¬gającej lampki na trójce zaczęła się pocić. Powinna odebrać jego tele¬fon, zanim facet się wkurzy. Na pewno domyślał się, że będą go namierzać i patrzył na zegarek.

– Dziękuję za telefon – powiedziała i zobaczyła, jak Dorothy wstała z miejsca i podeszła do szyby. Pokazała Sam, żeby odebrała telefon i trzy¬mała Johna na linii tak długo, jak się da. Sam nacisnęła guzik trójki.

– Halo, mówi doktor Sam. Jesteś na antenie.

Nikt się nie odezwał.

– Halo? Tu doktor Sam – powtórzyła, ale w słuchawce byla głucha cisza. – Mamy połączenie.

Czekała, lampka linii trzeciej nadal mrugała, a rozmówca nie odkła¬dał słuchawki.

– Słyszysz mnie? Chcesz porozmawiać o poświęceniu? – zapytała, żeby przerwać ciszę. – Halo? Jest tam kto? – Popatrzyła przez szybę na policjantkę, która podniosła palec, nacisnęła guzik i pokazała Sam, żeby odebrała inny telefon.

Sam połączyła się z dziewczyną o imieniu Amy, ale cały czas wi¬działa, że linia numer trzy się świeci, a imię Johna nadal widniało na ekranie komputera. Był gdzieś tam, słuchał programu i próbował się z nią skontaktować.

A jeżeli właśnie kogoś mordował? Tak, to właśnie robi. Morduje kobiety podczas jej programu. Tak zrobił z Leanne i z pożostałymi. A teraz może odbiera życie…

Zobaczyła, jak Tiny staje przy szybie i macha do niej. Zrozumiała, że coś przeoczyła i Amy odłożyła słuchawkę.

– Przepraszam – powiedziała do mikrofonu. – Chyba pojawiły się jakieś problemy techniczne. Mamy jeszcze trochę czasu, więc, proszę, dzwońcie. – Zaświeciła się jedynka, a na ekranie komputera znowu po¬jawił się John.

Zadzwonił ponownie i Sam nacisnęła guzik.

– Mówi doktor Sam. Dodzwoniłeś się do Nocnych wyznań. Z kim m3m przyjemność?

– Wiesz kim jestem, Samanto. John, ojciec John. Wiem coś o ofie¬rze. Właśnie jedną złożyłem.

Загрузка...