Październik okazał się wyjątkowo ciężkim miesiącem dla Andyego i Diany. Była już w szóstym miesiącu ciąży, a Jane i Edward jeszcze nie podpisali ostatecznego aktu zrzeczenia się dziecka. Eric jednak zapewniał, że rozmawiał z nimi i że z ich strony nie wystąpią żadne trudności.
Tymczasem we wtorek rano Eric zadzwonił, ale chciał mówić tylko z Andym. Ten zaś nie przerywał mu, tylko przez cały czas słuchał i ani razu nie odwrócił się w stronę Diany. Poznała po tym, że musiało się stać coś niedobrego. Nawet mała Hilary, gdy przytuliła ją mocniej do siebie, wyczuła napięcie matki i zaczęła płakać. A kiedy Andy odwiesił słuchawkę – jeszcze zanim otworzył usta, Diana już wiedziała, że nie ma do przekazania dobrej wiadomości.
– Nie podpisali zrzeczenia, tak? – odgadła.
Andy ze łzami w oczach potrząsnął przecząco głową.
– Nie, prosili jeszcze o kilka dni do namysłu. Chcieliby też przyjechać, żeby zobaczyć małą.
Powtarzał te wieści z najwyższą niechęcią, ale przecież musiała o tym wiedzieć. Problem tkwił w tym, że Jane nie mogła się na nic zdecydować. Sama nie wiedziała, czy chce kontynuować naukę, nadal nie była pewna, czy postąpiła słusznie, oddając dziecko do adopcji. Wątpliwości te wydawały się uzasadnione, ale nie dla Diany i Andyego.
– Edward jest absolutnie zdecydowany. To tylko Jane prosiła o czas do namysłu i chciała jeszcze raz zobaczyć dziecko. Powiedziała to Erikowi. – Ależ ona nie ma prawa! – Diana zerwała się na równe nogi. – Przecież oddali nam Hilary, więc nie mogą jej teraz odebrać!
Ledwo wypowiedziała te słowa, a łzy puściły się jej ciurkiem z oczu.
– Niestety, kochanie – tłumaczył jej łagodnie Andy. – Dopóki nie podpisali papierów, mogą zrobić, co zechcą.
– Nie możesz im na to pozwolić! – szlochała Diana, tuląc Hilary w objęciach.
Andy delikatnie odebrał jej małą i wziął ją na ręce.
– Tylko spokojnie, najdroższa! – Zdążył już mocno pokochać Hilary, ale obawiał się teraz, by przez nią Diana nie straciła ich wspólnego dziecka. – Musimy uzbroić się w cierpliwość i czekać na dalszy rozwój wypadków.
– Jak możesz tak mówić? – krzyknęła na niego. Pokochała Hilary jak własne dziecko i wiedziała, że nawet tego, które ma się urodzić, nie będzie kochać bardziej. Ta dziewczynka była jej pierwszą miłością i za nic w świecie nie chciała jej oddać. – Nie chcę, żeby ona tu przyjeżdżała!
Tymczasem Eric zadzwonił znów, aby uprzedzić, że Jane i Edward są już w drodze do nich. Z rozmowy telefonicznej z Jane wnioskował, że była rozstrojona, więc uważał, iż najlepiej będzie, jeśli Andy i Diana zachowają spokój i pozwolą jej zobaczyć dziecko.
– Ja to rozumiem – zapewnił Andy starego kumpla – ale nie wiem, czy dam radę przekonać Dianę. Wpada w histerię, gdy tylko o tym wspomnę.
Poinformował także Erika o ciąży Diany, co stworzyło dodatkowy problem. Kiedy bowiem Jane dowiedziała się o tym, wpadła w popłoch, że mając własne dziecko, Diana i Andy mogą w przyszłości wyróżniać je na niekorzyść Hilary.
– Czemu to życie tak się czasem komplikuje? – westchnął Andy.
– Inaczej byłoby nudne! – Ale dla Diany było to bardzo ciężkie przeżycie.
Stanęło na tym, że Edward i Jane zatrzymali się na dwa dni w pobliskim motelu i coraz to wpadali w odwiedziny. Jane upierała się, aby brać dziecko na ręce, co doprowadzało Dianę do szału. Obawiała się bowiem, że Jane skorzysta z okazji, porwie małą i ucieknie z nią. Oczywiście do niczego takiego nie doszło, bo Jane przez większość czasu tylko siedziała i płakała, a Edward prawie się nie odzywał. Stosunki między młodymi wydawały się obecnie bardziej napięte, Jane zachowywała się bardziej nerwowo. Następnego dnia Diana dowiedziała się dlaczego, bo Jane przy znała się jej, że właśnie usunęła ciążę. Zrobiła to, gdyż nie chciała przeżywać kolejnego porodu, lecz zmieniło to jej pogląd na zrzeczenie się dziecka. Zaczęła mieć wątpliwości, czy postąpiła słusznie, decydując się na oddanie małej do adopcji. Żywiła bowiem głębokie przekonanie, że zaszła ponownie w ciążę z poczucia winy, a to oznaczało, że w rzeczywistości chciała mieć dziecko.
– A więc teraz chcesz mieć moje? – wybuchnęła Diana. – Ona jest już nasza. To my wstawaliśmy do niej po cztery razy każdej nocy, siedzieliśmy przy niej, kiedy chorowała, nosimy ją na rękach, przytulamy i kochamy!
– Ale ja nosiłam ją przez dziewięć miesięcy pod sercem! – oburzyła się Jane.
Obaj mężczyźni spoglądali na nią bezradnie.
– Wiem o tym. – Diana za wszelką cenę próbowała się opanować. – Zawsze będę ci wdzięczna za to, co dla nas zrobiłaś, ale teraz nie możesz jej tak po prostu nam zabrać. Jak to sobie wyobrażasz: najpierw mówisz „Macie, weźcie ją i kochajcie”, a potem „Och, przepraszam, zmieniłam zdanie, bo właśnie zrobiłam skrobankę”? Myślisz tylko o sobie, a co z nią? Czy w ciągu tych pięciu miesięcy coś się u ciebie zmieniło? Przedtem nie miałaś warunków na dziecko, a teraz nagle masz? Niby dlaczego sądzisz raptem, że zaopiekujesz się nią lepiej niż my?
– Może po prostu dlatego, że jestem jej matką? – wyznała nie śmiało Jane. – Nie chcę robić czegoś, czego będę żałować przez całe życie.
Mówiła to szczerze, więc i Diana chciała być wobec niej szczera, tym bardziej że miała już większe doświadczenie życiowe.
– Tak czy inaczej będziesz żałować – rzekła trzeźwo. – Wszyscy nieraz rozmyślamy, co by było, gdyby było i tak dalej. Wiem, że rozstanie się z dzieckiem jest dramatem dla każdej kobiety, ale pięć miesięcy temu byłaś pewna, że tego chcesz.
– Oboje chcieliśmy – wtrącił Edward. – Ja zresztą chcę nadal, tylko Jane jeszcze się namyśla. Osobiście był zdania, że skoro raz się zdecydowała, nie powinna teraz zmieniać zdania. Tłumaczył jej to niejednokrotnie, ale dopiero teraz przeraziła się tego, co zrobiła. Jeszcze wychodząc, powtarzała:
– No, nie wiem. Po prostu nie wiem…
Diana chciała już krzyczeć, biec za nią i prosić ją, aby nie znęcała się nad nimi w ten sposób. Przez całą resztę dnia miała potem skurcze, co bardzo niepokoiło Andyego.
W nocy Edward jeszcze bardziej ich przestraszył, bo zadzwonił i spytał, czy on i Jane mogliby jeszcze raz przyjść. Jane miała jakoby coś ważnego do powiedzenia.
– O tej porze? – zdumiał się Andy, a Diana śmiertelnie pobladła.
– Chce odebrać nam dziecko, prawda? To ci powiedział? – do pytywała się nerwowo.
– Uspokój się, Diano. Nic takiego nie powiedział. Przekazał nam tylko, że Jane ma nam coś ważnego do powiedzenia.
– Boże, dlaczego ona tak nas dręczy?
– Ponieważ ona też musi podjąć życiową decyzję – odpowiedział, ale oboje zdawali sobie sprawę, że dzieje się straszna nie sprawiedliwość. Nie chcieli nawet myśleć o oddaniu Hilary. Życie jednak było pełne niesprawiedliwości, więc modlili się, aby Jane pozostała przy swojej pierwszej decyzji.
Oczekiwanie dłużyło się w nieskończoność, ale o wpół do pierwszej w nocy zadzwonił wreszcie dzwonek u drzwi. Jane, blada i przygnębiona, wyglądała jakby dopiero przestała płakać. Edward z kolei sprawiał wrażenie zdenerwowanego. W ciągu ostatnich dwóch dni zaczynał już tracić cierpliwość i chciał jak najszybciej wracać do San Francisco.
Diana zaprosiła ich do środka, ale Jane przecząco potrząsała głową i nie chciała się ruszyć od progu. W końcu zaczęła płakać, powtarzając „Tak mi przykro…”. Kiedy podniosła na nich oczy, Diana przygotowała się na najgorsze. Bezwiednie chwyciła się za brzuch, aby chronić przynajmniej to dziecko.
– Tak mi przykro… – wykrztusiła znów Jane zdławionym od łez głosem. – Wiem, że dla was było to ciężkie przeżycie, ale musiałam się upewnić. Właściwie zawsze wiedziałam, że nie mogłam… to znaczy, że nie mogę jej zatrzymać.
Diana kurczowo uchwyciła się ramienia Andyego, a on na wszelki wypadek otoczył ją ramieniem w talii.
– Wracamy do San Francisco – oświadczyła Jane, podając kopertę. – Podpisaliśmy te papiery.
Diana się rozpłakała, natomiast Jane wyglądała na bardziej opanowaną niż w ciągu ostatnich dni. Jej wzrok wędrował od Diany do Andyego.
– Czy mogłabym zobaczyć ją jeszcze raz? – poprosiła. – Przyrzekam, że nie będę już więcej próbowała nawiązać z nią kontaktu. Ona jest już wasza, tylko jeszcze ten jeden, jedyny raz!
Wzbudzała już tylko współczucie, więc Diana nie mogła jej odmówić. Zaprowadziła Jane na górę, gdzie Hilary smacznie spała w nowym łóżeczku. Andy i Diana postawili je w kącie swojej sypialni, bo woleli nad nią czuwać, choć oczywiście mała miała już urządzony własny pokoik, pełny pluszowych zwierzaków i innych zabawek, które przynosili w prezencie odwiedzający.
Jane stanęła nad jej łóżeczkiem z oczami pełnymi łez. Delikatnie musnęła palcami policzek dziewczynki, jakby udzielała jej błogosławieństwa.
– Śpij słodko, moja najdroższa! – wyszeptała. – Zawsze będę cię kochać!
Obie kobiety płakały. Jane stała jeszcze chwilę nad łóżeczkiem, potem pocałowała małą. Diana poczuła dziwny ucisk w gardle, ale Jane zawahała się tylko na chwilę, po czym bez słowa wymknęła się z sypialni. Na pożegnanie uścisnęła rękę Diany i poszła do samochodu, a za nią Edward. Mimo że drzwi za mknęły się już za nimi, Diana wciąż nie mogła przestać płakać. Targały nią mieszane uczucia – z jednej strony czuła się trochę winna i żal jej było Jane, a równocześnie cieszyła się, że Hilary już na zawsze zostanie z nimi. Nie mogła sobie poradzić z tym zalewem sprzecznych emocji, więc tylko przylgnęła kurczowo do ramienia Andyego.
– Chodźmy spać! – Andy powoli odprowadził ją do sypialni, troskliwie podtrzymując, aby nie osłabła z nadmiaru wrażeń. Dochodziła już druga, a miniony dzień był ciężki dla obojga.
Przekonał ją, aby przez cały następny dzień pozostała w łóżku, sam zajmował się dzieckiem. Eric Jones osobiście przyleciał, aby zabrać papiery. Stwierdził, że są kompletne i podpisane prawidłowo. Nic już nie stało na przeszkodzie, aby Hilary Diana Douglas pozostała u swych przybranych rodziców.
– Wprost nie mogę uwierzyć, że już po wszystkim! – westchnęła Diana po odjeździe Erika. Nikt już teraz nie mógł za wrócić, oświadczyć, że zmienił zdanie i odebrać jej dziecka.