Zaczęła uderzać go w pierś pięściami, tak że aż przewrócił się na łóżko.
– Czyś ty oszalał? – krzyknęła. Charles tylko się uśmiechał.
– Zapewniam, że nie musisz uciekać się do przemocy, żeby mnie zaciągnąć do łóżka, kochana żono.
– Dla ciebie to wszystko jest zabawą!
– Nie, Ellie, to małżeństwo.
– Ty nie wiesz, co to jest małżeństwo.
– Za pozwoleniem, ty również tego nie wiesz. – Sięgnął po jej rękę. – Sugeruję, żebyśmy razem się tego nauczyli.
Ellie mu się wyrwała.
– Nie dotykaj mnie. Nie mogę się skupić, kiedy mnie dotykasz.
– To brzmi bardzo zachęcająco – mruknął. Ellie zgromiła go wzrokiem.
– Nie zamierzam próbować cię uwieść.
– To wcale nie będzie takie trudne. A sukces zawsze jest przyjemny i stanowi ukoronowanie wysiłków.
– To będzie bardzo, ale to bardzo trudne – oświadczyła Ellie. – Nie wywołasz we mnie pożądania wystarczającego, by wyszło z tego coś dobrego.
– Och! Doskonały cios, milady, lecz jakże fałszywy.
Ellie chciała się jadowicie odciąć, ale nic mądrego nie przychodziło jej do głowy. Cały kłopot polegał na tym, że również ona zdawała sobie sprawę z tego, że mówi nieprawdę. Przecież wystarczyło, żeby na nią spojrzał, a już kolana się pod nią uginały. Gdy jej dotykał, ledwie była w stanie ustać.
– Ellie – powiedział miękko. – Chodź do łóżka.
– Zamierzam prosić, żebyś wyszedł – oświadczyła cierpko.
– Nie chcesz nawet wypróbować mojego planu. To nieładnie odrzucać moje pomysły z góry.
– Nieładnie? Nieładnie? Czy ty naprawdę oszalałeś?
– Momentami się nad rym zastanawiam – mruknął.
– Widzisz? Tak samo dobrze jak ja wiesz, że to szaleństwo.
Charles przeklął pod nosem i burknął coś o tym, że Ellie ma lepsze uszy niż królik. Ellie natomiast skorzystała z momentu względnej ciszy i przypuściła kolejny atak.
– A cóż niby miałabym mieć z uwiedzenia ciebie?
– Powiedziałbym ci – rzekł drwiąco. – Ale nie jestem pewien, czy twoje delikatne uszy to wytrzymają.
Ellie zrobiła się jeszcze bardziej czerwona niż jej włosy i próbowała powiedzieć „dobrze wiesz, że nie to miałam na myśli", ale zęby miała zaciśnięte tak mocno, że spomiędzy nich wydobył się jedynie syk.
– Ach, moja żona żmija! – westchnął Charles.
– Tracę cierpliwość, milordzie.
– Doprawdy? Nie zauważyłem.
Ellie przez całe swoje życie nigdy nie miała ochoty uderzyć kogoś w twarz, ale teraz przyszło jej do głowy, że chyba pora, by to zrobić. Nie mogła już dłużej znosić tego kpiącego tonu, przesyconego jednocześnie intymnością.
– Charles…
– Zanim powiesz coś jeszcze – przerwał jej – pozwól mi wyjaśnić, dlaczego powinnaś na poważnie rozważyć uwodzenie mnie.
– Czyżbyś sporządził kolejną listę? – zakpiła. Charles nonszalancko machnął ręką.
– Nie przygotowałem niczego aż tak formalnego, zapewniam cię. Ale ja po prostu myślę w punktach. Tak już jest z ludźmi, którzy układają listy, to dość naturalne, że mam to jakoś poukładane w głowie.
– Naturalnie.
Uśmiechnął się, słysząc, że Ellie sili się na sarkastyczny ton.
– Oczywiście punkty nie są poukładane według znaczenia. -A ponieważ Ellie nie była w stanie nic powiedzieć, dodał: -Wspominam o tym, żeby nie było żadnych nieporozumień co do losów starej dobrej Anglii i możliwości zwalenia się niebios na ziemię.
Ellie najbardziej ze wszystkiego chciała go wyrzucić ze swojego pokoju. Wbrew sobie jednak powiedziała:
– Kontynuuj!
– Bardzo dobrze, zobaczmy więc.
Charles złożył ręce jak do modlitwy, starając się zyskać na czasie. Przygotowanie takiej listy nawet nie wpadło mu do głowy, to Ellie ją wymyśliła. Spojrzał na żonę niecierpliwie stukającą stopą.
– A więc dobrze, najpierw musimy tę listę zatytułować.
Ellie popatrzyła na niego z powątpiewaniem i Charles domyślił się, że podejrzewa, iż stara się sklecić coś naprędce. Doszedł jednak do wniosku, że to nie będzie żaden problem. Nie powinien mieć z tym najmniejszych trudności.
– Jaki więc jest ten tytuł? – dopytywała się Ellie.
– Ach, tak? „Powody, dla których Ellie powinna uwieść Charlesa". Ale właściwie powinienem ją zatytułować „Powody, dla których Ellie powinna próbować uwieść Charlesa" -dodał zamyślony. – Jednakże wynik tych działań jest dla mnie jednoznaczny.
Ellie posłała mu tylko kamienne spojrzenie, ciągnął więc:
– Miałem na myśli, iż nie ma powodu się obawiać, że coś ci się nie uda.
– Dobrze wiem, o co ci chodziło.
Uśmiechnął się przebiegle.
– Oczywiście, że wiesz. Czy możemy przejść do punktu pierwszego?
– Tak, proszę.
– Zacznę od rzeczy najbardziej podstawowej. Punkt pierwszy: Będziesz miała z tego przyjemność.
Ellie bardzo chciała się sprzeciwić, podejrzewała jednak, że protest byłby po prostu kłamstwem.
– Punkt drugi: Ja będę miał z tego przyjemność. – Podniósł na nią wzrok i uśmiechnął się szeroko, – I co do tego jestem najzupełniej przekonany.
Ellie oparła się o ścianę, czując, że robi jej się nieco słabo. Charles odchrząknął.
– Od tego już prosta droga do punktu numer trzy: Ponieważ będę miał z tego przyjemność, nigdzie więcej nie będę jej szukał.
– Fakt, że ożeniłeś się ze mną, powinien już być ostatecznym powodem.
– Owszem, powinien – zgodził się Charles. – Ale jestem pierwszą osobą, która przyzna, że nie zaliczam się do najbardziej szlachetnych i bogobojnych mężczyzn. Muszę na własnej skórze poczuć, jak wspaniałe i satysfakcjonujące może być małżeństwo.
Ellie prychnęła z pogardą.
– A kiedy już to nastąpi – ciągnął Charles – jestem pewien, że będę wzorowym mężem.
– Przecież na innej swojej liście napisałeś, że pragniesz wyrafinowanego małżeństwa, w którym będziesz miał całkowitą swobodę.
– To było przed poznaniem ciebie – przypomniał dobrodusznie.
Ellie ujęła się pod boki.
– Przecież już ci mówiłam, że ten argument mnie nie przekona,
– Ale to prawda. Szczerze mówiąc, nigdy nie przyszło mi do głowy, że kiedykolwiek znajdę żonę, której chciałbym dochować wierności. Nie będę ci wmawiał, że się w tobie zakochałem…
Serce Ellie ku jej zdumieniu gwałtownie zamarło w piersi.
– …uważam jednak, że mógłbym cię pokochać, jeśli tylko będę miał odpowiednio dużo czasu i odpowiednią zachętę.
Ellie skrzyżowała ręce.
– Gotów jesteś powiedzieć wszystko, byle tylko uwieść kobietę, prawda?
Charles się skrzywił. Jego słowa zabrzmiały o wiele gorzej, niż zamierzał.
– Ta rozmowa przybiera zły obrót – mruknął.
Ellie uniosła brew, robiąc przy tym taką minę, która przypomniała mu jego ostatnią niańkę w chwilach, kiedy bywała z niego naprawdę niezadowolona. Charles poczuł się nagle jak złajane dziecko, a dla dorosłego mężczyzny z taką pozycją było to wrażenie doprawdy bardzo nieprzyjemne.
– Do diabła, Ellie! – wybuchnął, wyskakując z lóżka. – Chcę się kochać z moją żoną. Czy to przestępstwo?
– Owszem, jeśli ona cię nie obchodzi.
– Ależ ty mnie obchodzisz! – Przegarnął ręką włosy z coraz bardziej rozzłoszczoną miną. – Lubię cię o wiele bardziej niż jakąkolwiek inną kobietę, którą kiedykolwiek poznałem. Jak sądzisz, dlaczego, u diabła, się z tobą ożeniłem?
– Ponieważ beze mnie cały twój majątek przeszedłby na twojego okropnego kuzyna Cecila.
– Phillipa – poprawił ją odruchowo. – Po to, by ocalić majątek, mogłem się ożenić z kimkolwiek. Uwierz mi, grzebałem już w śmieciach w Londynie.
– Grzebałeś w śmieciach? – Ellie aż jęknęła. – Jak możesz coś takiego powiedzieć? Czy ty nie masz odrobiny szacunku dla kobiet?
– Kiedy ostatnio byłaś w Londynie i obracałaś się w towarzystwie?
– Dobrze wiesz, że nigdy…
– Właśnie o to mi chodzi. Uwierz mi, gdybyś miała szansę poznać większość londyńskich debiutantek, wiedziałabyś, o czym mówię. W zeszłym roku znalazłem tylko jedną, która miała odrobinę oleju w głowie, lecz ta była już zakochana w innym,
– To wyraźnie świadczy o tym, że miała odrobinę oleju w głowie.
Charles puścił tę uwagę mimo uszu.
– Ellie – powiedział miękkim, zachęcającym tonem. – Z jakiego powodu nasze małżeństwo nie miałoby być prawdziwe?
Ellie otworzyła usta, lecz nie potrafiła wymyślić nic. Każdy argument, który przychodził jej do głowy, wydawał się słaby i niemądry. Jak miała mu wytłumaczyć, że nie uważa się za gotową do intymności, ponieważ ma takie wrażenie? Brakowało jej racjonalnych argumentów, nie mogła podać przemyślanego rozsądnego powodu, wszystko opierało się jedynie na przeczuciu.
A nawet gdyby mogła to wyjawić, to przypuszczała, że nie potrafiłaby zrobić tego w przekonujący sposób. Przecież bliskość męża wyraźnie rozbudzała jej zmysły.
– Ellie – powiedział Charles. – Pewnego dnia będziesz musiała spojrzeć w lustro i przyznać, że mnie pragniesz.
Ellie zdziwiona podniosła głowę. Czyżby Charles w jakiś sposób zdołał odczytać jej myśli?
– Czy mam ci to udowodnić? – spytał szeptem. Wstał i podszedł do niej. – Co czujesz, kiedy to robię? – Delikatnie końcami palców musnął jej policzek.
– Nic – odszepnęła Ellie w jednej chwili wytrącona z równowagi.
– Naprawdę? – uśmiechnął się leniwie. – Bo ja czuję strasznie dużo.
– Charles…
– Szsz… A co czujesz, kiedy robię tak? – Nachylił się i chwycił ją zębami za ucho.
Ellie przełknęła ślinę, starając się zignorować jego gorący oddech na skórze.
Wsunął jej rękę za plecy i przyciągnął jeszcze bliżej, czując ciepło bijące od jej ciała.
– A co czujesz, kiedy robię to? – Lekko uścisnął jej pośladek.
– Charles! – jęknęła Ellie.
– „Charles, tak", czy „Charles, nie"?
Nie odpowiedziała. Nie mogłaby wydać z siebie żadnego dźwięku, nawet gdyby od tego zależało jej życie. Charles zachichotał.
– Przyjmuję to za twierdzącą odpowiedź.
Sięgnął do jej ust jak wygłodniały, a Ellie uświadomiła sobie, że musi się go przytrzymać, inaczej by się przewróciła. Nienawidziła tego, co z nią robił. Nienawidziła siebie za to, że tak uwielbia te uczucia, które on w niej wywołuje. Był uwodzicielem najgorszego rodzaju i przyznał przecież, że zamierza kontynuować swoje romanse również jako człowiek żonaty, ale wystarczyło, żeby jej dotknął, a ona już topniała jak masło.
Przypuszczała, że właśnie dlatego odnosił takie sukcesy w podbojach. Wmawiał jej wprawdzie, że pragnie być wierny, lecz jak mogła mu wierzyć? Kobiety muszą padać przed nim jak kostki domina, sama była tego doskonałym przykładem. Czy Charles będzie w stanie się im wszystkim oprzeć?
– Masz smak miodu – powiedział zachrypniętym głosem, lekko skubiąc kącik jej ust. – Masz smak jak żadna inna.
Ellie poczuła, że pod naciskiem jego mocnego ciała osuwa się na łóżko. Charles był nie tylko podniecony, wprost szalał za nią, a ona poczuła, że serce jej rośnie. Na próbę wyciągnęła rękę i dotknęła silnego karku. Poczuła poruszające się pod jej dotykiem mięśnie i natychmiast się cofnęła.
– Nie! – jęknął Charles, przyciągając jej rękę do siebie. -Jeszcze!
Dotknęła go ponownie, zdumiona gorącem jego skóry.
– Charles – szepnęła. – Nie powinnam…
– Powinnaś – odparł rozpalony. – Zdecydowanie powinnaś.
– Ale…
Uciszył ją kolejnym pocałunkiem. Ellie nie protestowała. Nie mogła mówić, nie mogła więc protestować, a poza tym mgliście uświadomiła sobie, że wcale nie chce. Instynktownie wtuliła się w jego ciepło i westchnęła, czując jego ciało na piersiach.
Charles szeptem powtarzał jej imię, Ellie miała wrażenie, że gdzieś się gubi, traci zdolność myślenia. Zaczynał się liczyć jedynie ten mężczyzna i to, co z nią robił…
Nagle wychwyciła jakiś dźwięk. Jakiś odgłos.
– Charles – szepnęła. – Myślę…
– Nie myśl.
Teraz stukanie było już głośniejsze.
– Ktoś jest za drzwiami.
– Nikt nie byłby aż tak okrutny – szepnął w jej szyję. – Ani tak głupi.
– Ellie! – Tym razem usłyszeli to już oboje. Głos z całą pewnością należał do Judith!
– Cholera! – zaklął Charles, zsuwając się z Ellie. Nikt inny nie zdołałby stłumić jego pożądania, ale głosik małej Judith natychmiast przekonał go, że dziewczynka jest ważniejsza od tego, co sam czuł. Usiadł i zapiął koszulę. Zobaczył, że Ellie już biegnie do drzwi, w biegu poprawiając suknię. Uśmiechnął się, widząc, jak bardzo się stara ułożyć włosy. Rzeczywiście okropnie je zmierzwił.
Kiedy Ellie otworzyła drzwi, zobaczyła dziewczynkę, której trzęsły się wargi. Natychmiast się nad nią pochyliła. -Judith, co się stało? Dlaczego jesteś taka smutna?
– Wcale nie jestem smutna, tylko zła.
Oboje, i Ellie, i Charles, uśmiechnęli się, słysząc takie oświadczenie.
– Może wejdziesz? – Ellie starała się zachować powagę w głosie.
Judith skinęła główką jak królowa i weszła do środka.
– Ach, dobry wieczór, Charles.
– Dobry wieczór, Judith, miło cię widzieć. Sądziłem, że szykujesz się już do spania.
– Bo tak by było, gdyby panna Dobbin nie ukradła mojego deseru.
Charles popatrzył na Ellie całkowicie zdezorientowany. Żona wyraźnie starała się ukryć uśmiech rozbawienia. Widać wiedziała, o co tutaj chodzi.
– Czy jakoś to wytłumaczyła? – spytała Ellie.
Usta Judith wykrzywiły się z miną świadczącą o wielkim niezadowoleniu.
– Powiedziała, że się źle sprawowałam, kiedy uczyłyśmy się liter.
– A czy tak było?
– Może troszeczkę, ale z całą pewnością nie na tyle, żeby zjadać mój deser.
Ellie obróciła się do Charlesa.
– A co było dzisiaj na deser?
– Ciasteczka z truskawkami z kremem i cynamonem – odparł. – Rzeczywiście bardzo smaczne.
– Moje ulubione – mruknęła Judith. – Panna Dobbin też lubi je najbardziej.
– Ja również – dodała Ellie i dotknęła ręką brzucha, w którym akurat głośno jej zaburczało.
– Chyba nie powinnaś była opuszczać kolacji – powiedział Charles z troską.
Ellie posłała mu jadowite spojrzenie i zaraz znów obróciła się do Judith.
– Obiecałam, że ci pomogę, kiedy zdarzy się taka sytuacja, prawda?
– No właśnie. Dlatego przyszłam. Zasłużyłam na deser i mogę to udowodnić.
Ellie kątem oka widziała, że Charles trzęsie się od wstrzymywanego śmiechu. Starała się go zignorować i znów popatrzyła na Judith, mrucząc:
– Naprawdę?
– Mhm. – Dziewczynka mocno pokiwała głową. – Przyniosłam swoją lekcję. Możesz sama zobaczyć, że wszystkie litery są idealne, nawet „Z", chociaż jest takie okropnie trudne.
Ellie wzięła do ręki kartkę, którą Judith wyciągnęła z kieszeni fartuszka. Kartka była nieco zmięta, ale widać było, że Judith napisała wszystkie litery, i duże, i małe.
– Bardzo pięknie – powiedziała Ellie. – Chociaż duże „M" trochę się chwieje.
– Co? – krzyknęła Judith przerażona.
– Żartowałam – odparła prędko Ellie, potem obróciła się do Charlesa i powiedziała: – Obawiam się, że będziesz musiał nam wybaczyć. Judith i ja mamy do załatwienia pewną bardzo ważną sprawę.
– Jako pan tego domu – Charles zrobił ważną minę – uważam, że powinienem zostać poinformowany o wszelkich złośliwych spiskach.
– Skoro sobie tego życzysz – powiedziała Ellie. – Zamierzamy zakraść się do kuchni i zabrać stamtąd porcję deseru dla Judith. - Na moment ucichła, bo w żołądku znów głośno jej zaburczało. – I chyba również dla mnie.
– Raczej nie mogę do tego dopuścić – oświadczył Charles.
– Ach, Charles! Nie rób tego! – krzyknęła Judith.
– Pod warunkiem, że przyjmiecie mnie na sprzymierzeńca. -Obrócił się do Ellie. – Poza tym wydaje mi się, że nie powinnaś chodzić do kuchni sama.
Ellie zgromiła go wzrokiem.
– We dwie z Judith doskonale damy sobie radę.
– Oczywiście, oczywiście, ale ze mną będzie weselej.
Judith pociągnęła Ellie za rękę.
– On ma rację. Z Charlesem może być bardzo wesoło, kiedy tego zechce.
Charles zmierzwił jej włosy.
– Tylko wtedy, kiedy zechce?
– Czasami jesteś za bardzo surowy.
– Ja mu powtarzam to samo – powiedziała Ellie ze współczującym wzruszeniem ramion.
– Ależ, Eleanor! – oburzył się Charles. – Zwykle mówisz mi coś innego! Może gdybym okazał ci większą surowość, odniósłbym większy sukces?
– Wydaje mi się, że pora, abyśmy wyszli. – Ellie pociągnęła Judith w stronę drzwi.
– Tchórz! – szepnął Charles, mijając ją.
– Możesz to nazywać tchórzostwem – odszepnęła. – Ale ja uważam, że to po prostu umiejętność oceny sytuacji. Judith ma dopiero sześć lat.
– Prawie siedem – oznajmiła dziewczynka.
– I wszystko słyszy – dodała Ellie.
– Dzieci już takie są – powiedział Charles, wzruszając ramionami.
– To tylko jeszcze jeden powód na to, by uważać na słowa.
– Idziemy do kuchni czy nie? – Judith tupnęła nogą.
– Idziemy, idziemy, kochana! – Charles wziął dziewczynkę za rękę. – Musimy teraz zachowywać się bardzo cicho.
– Tak cicho? – szepnęła Judith.
– Jeszcze ciszej. A ty… – Odwrócił się do Ellie. – Pamiętaj, żeby nie krzyczeć.
– Przecież ja nic nie powiedziałam – zaprotestowała.
– Ale słyszę, jak myślisz – odparł Charles, unosząc brwi. Judith zachichotała.
Ellie, niech Bóg ma ją w swojej opiece, roześmiała się również. Akurat w chwili, kiedy już miała oznajmić mężowi, że jest kompletnym nieudacznikiem, okazało się, że Charles z wdziękiem zamierza zmienić wyprawę do kuchni w romantyczną przygodę dla małej Judith.
– A słyszysz, jak ja myślę? – spytała dziewczynka.
– Oczywiście. Myślisz o ciasteczkach z truskawkami.
Judith zdumiona odwróciła się do Ellie.
– On ma rację!
Charles popatrzył na Ellie, zmysłowo mrużąc oczy.
– A czy ty słyszysz, o czym ja myślę?
Ellie zdecydowanie pokręciła głową.
– No tak – westchnął Charles. – Gdyby tak było, miałabyś głębszy rumieniec na policzkach.
– Popatrz! – pisnęła Judith. - Przecież ona się czerwieni! A jednak wie, o czym myślisz.
– Teraz już wiem – odparła Ellie.
– A o czym? – dopytywała się Judith.
– Wielkie nieba! – westchnęła Ellie. – Chyba już jesteśmy blisko kuchni, Lepiej zamknij buzię, Judith, Charles mówił, że musimy być cicho.
Na paluszkach weszli do kuchni, którą, jak zauważyła Ellie, dokładnie wyczyszczono i uprzątnięto od czasu jej ostatniej wizyty. Wyglądało na to, że piec, w którym się zapaliło, znów był w użyciu. Wprost umierała z chęci zajrzenia do środka i sprawdzenia rusztu. Może kiedy Charles obróci się tyłem…
– Jak sądzisz, gdzie monsieur Belmont schował te ciastka? -zwrócił się Charles do Judith.
– Może w kredensie? – zasugerowała dziewczynka.
– Świetny pomysł, zajrzymy tam.
Podczas gdy Charles z Judith pospiesznie sprawdzali kredens, Ellie zdobyła się na szaleństwo i podeszła do pieca, z konieczności po cichu. Zerknąwszy przez ramię, upewniła się jeszcze, czy mąż i Judith wciąż są zajęci, i prędko wsunęła głowę do pieca.
Zaglądała do niego zaledwie przez moment, lecz już to wystarczyło, żeby przekonać się, iż ruszt znajdował się w tej samej pozycji, w której go ustawiła.
– To strasznie dziwne - mruknęła pod nosem.
– Mówiłaś coś? – spytał Charles, nie odwracając się.
– Nie – skłamała. – Znaleźliście te ciastka?
– Niestety. Mam wrażenie, że służba kuchenna musiała sobie dziś wieczorem nieźle poużywać. Udało nam się natomiast znaleźć bardzo smakowicie wyglądające ciasto z maślanym kremem.
– Z maślanym kremem? – zainteresowała się Ellie.
– Mhm. Jestem pewien.
Ellie nie mogła mu nie uwierzyć, bo Charles mówił z palcem w ustach,
– To jest pyszne, Ellie! – zaświergotała Judith, nabierając sobie kremu palcem.
– Czy żadne z was nie ma zamiaru jeść samego ciasta? – spytała Ellie.
– Nie.
– Ja też nie.
– Od samego kremu jeszcze się rozchorujecie.
– To bardzo przykre – stwierdzi! Charles, kolejny raz oblizując palec z kremem. – Ale jakie pyszne!
– Spróbuj trochę, Ellie! – zachęcała ją Judith.
– Dobrze, ale tylko z kawałkiem ciasta.
– Ale to nam popsuje cały efekt – powiedział Charles. – Zamierzaliśmy z Judith oblizać całe ciasto z kremu, żeby monsieur Belmont rano miał się nad czym zastanawiać.
– Na pewno nie będzie z tego zadowolony – stwierdziła Ellie. -On nigdy nie jest zadowolony.
– Charles ma rację – wtrąciła Judith. – On jest zawsze zły i krzyczy na mnie po francusku.
Charles wyciągnął do Ellie palec pokryty kremem.
– Skosztuj, Ellie. Wiem, że masz ochotę.
Ellie się zapłoniła. Jego słowa zabrzmiały podobnie do tych, które wypowiedział w jej sypialni, kiedy próbował ją uwieść. Teraz przysunął palec do jej ust, ale Ellie cofnęła się, zanim dotknął warg.
– Szkoda – westchnął. – Sądziłem, że się zdecydujesz.
– Na co? – zainteresowała się Judith.
– Na nic – wybuchnęła Ellie i po to, by pokazać Charlesowi, że nie jest wcale takim strasznym tchórzem, zdjęła odrobinę kremu z jego palca.
– Ach! – wykrzyknęła za moment. – To naprawdę przepyszne!
– Przecież ci mówiłam – powiedziała Judith z wyrzutem.
Ellie zrezygnowała już z wszelkich wysiłków udawania dostojnej pani domu. Nie upłynęły dwie minuty, jak ciasto pozostało gołe.