Następnego dnia specjalny posłaniec przyniósł paczkę zaadresowaną do Ellie. Zaciekawiona rozplatała sznurek i na moment znieruchomiała, gdy z paczki wypadła koperta. Podniosła ją z podłogi i otworzyła.
Droga Eleanor!
Proszę, przyjmij ten podarunek jako świadectwo mego szacunku i uczuć. Tak pięknie wyglądałaś w zieleni Pomyślałem, że może zechcesz wziąć w tym ślub.
Twój Billington
PS. Proszę, nie zakrywaj włosów.
Ellie była w stanie jedynie stłumić jęk, gdy jej palce dotknęły miękkiego, delikatnego aksamitu. Rozpakowała paczkę do końca i ujrzała najpiękniejszą suknię, jaką kiedykolwiek widziała, a już z pewnością, jaką miała okazję nosić. Uszyta z aksamitu o barwie głębokiej szmaragdowej zieleni, miała prosty krój bez falbanek i zmarszczek. Ellie wiedziała, że suknia będzie na nią doskonale pasowała.
A przy odrobinie szczęścia pasował będzie również mężczyzna, który ją jej podarował.
Poranek w dniu ślubu wstał jasny i pogodny. Przybył powóz, który miał zawieźć Ellie, jej ojca i panią Foxglove do Wycombe Abbey, i Ellie poczuła się naprawdę jak księżniczka z bajki. Suknia, powóz i niemożliwie przystojny mężczyzna czekający na nią na końcu tej podróży, wszystko to wydawało się jakby rodem z pełnej magii baśni.
Ceremonia miała się odbyć w oficjalnej bawialni Wycombe Abbey. Wielebny pan Lyndon zajął miejsce z przodu, a następnie, ku rozbawieniu zebranych, westchnąwszy z niezadowoleniem, ruszył przez pokój.
– Muszę przecież oddać pannę młodą narzeczonemu – wyjaśnił, dotarłszy do drzwi.
Śmiechy rozległy się także, gdy spytał głośno:
– Kto oddaje tę kobietę? – A potem zaraz sam sobie odpowiedział: – Ja!
Ale te chwile wesołości wcale nie rozluźniły napięcia Ellie. Czulą się sztywna i nie wiedziała, czy zdoła coś z siebie wydusić.
Ledwie mogąc oddychać, popatrzyła na mężczyznę, który miał zostać jej mężem. Co ona robi? Przecież prawie go nie zna!
Spojrzała na ojca, który patrzył na nią z jakże obcym mu smutkiem i nostalgią.
A potem przeniosła wzrok na panią Foxglove, która najwyraźniej zapomniała o swoich planach wykorzystania Ellie w roli szczotki do komina i podczas całej podróży powozem nie przestawała powtarzać, jak to zawsze wiedziała, że „droga Eleanor zapewne złapie wspaniałego męża" i „mój drogi, drogi, przybrany zięć, hrabia".
– Tak! – zawołała Ellie. – Ach, tak!
Czuła, że Charles stojący obok niej aż trzęsie się od tłumionego śmiechu.
Zaraz jednak wsunął jej na serdeczny palec lewej ręki ciężką złotą obrączkę i Ellie uświadomiła sobie, że teraz w oczach Boga i Anglii należy do hrabiego Billington na zawsze.
Jak na kobietę, która szczyciła się zdolnością zachowania trzeźwości umysłu, kolana podejrzanie mocno się pod nią uginały.
Pan Lyndon zakończył ceremonię. Charles pochylił się lekko i delikatnie musnął wargi Ellie. Dla postronnego obserwatora był to jedynie subtelny pocałunek, ale Ellie poczuła jego język w kąciku ust, zaskoczona tą nagłą pieszczotą, z trudem zdołała odzyskać równowagę, kiedy Charles ujął ją pod ramię i poprowadził do niewielkiej grupki osób, będących, jak sądziła, jego krewnymi.
– Nie miałem czasu zaprosić całej rodziny, ale chciałbym, żebyś poznała moje kuzynki. Pozwól, że przedstawię ci panią i George'ową Pallister, pannę Pallister i pannę Judith Pallister. -Z uśmiechem odwrócił się do damy i dwóch dziewczynek. -Helen, Claire, Judith, chciałbym przedstawić wam moją żonę, Eleanor, hrabinę Billington.
– Miło mi poznać – powiedziała Ellie, nie bardzo wiedząc, czy powinna dygnąć, czy może to raczej one powinny się ukłonić. Uśmiechnęła się tylko najbardziej przyjaźnie jak potrafiła. Helen, atrakcyjna blondynka w wieku około czterdziestu lat, odpowiedziała jej uśmiechem.
– Helen i jej córki od śmierci pana Pallistera mieszkają tutaj, w Wycombe Abbey – wyjaśnił Charles.
– Naprawdę? – zdumiała się Ellie, patrząc na swoje nowe kuzynki.
– Tak – odparł Charles. – Podobnie jak moja niezamężna ciotka Cordelia. Nie wiem, gdzie się teraz podziewa.
– To ekscentryczka – wyjaśniła Helen.
Claire, trzynasto- albo czternastoletnia dziewczynka, nie odzywała się, stała tylko z wyraźnie naburmuszoną miną.
– Jestem pewna, że się zaprzyjaźnimy- oświadczyła Ellie. – Zawsze chciałam żyć w dużej rodzinie. U mnie w domu po wyjeździe mojej siostry zrobiło się dość pusto,
– Siostra Eleanor niedawno poślubiła hrabiego Macclesfield – wyjaśnił Charles.
– Owszem, ale dom opuściła dużo wcześniej – powiedziała Ellie ze smutkiem. – Od ośmiu lat mieszkałam sama z ojcem.
– Ja też mam siostrę – pochwaliła się Judith. – To Claire. Ellie uśmiechnęła się do dziewczynki.
– Ach, tak? A ile ty masz lat?
– Sześć – odparła mała z dumą, odgarniając do tyłu jasno-brązowe włosy. – A jutro będę miała dwanaście.
Helen roześmiała się.
– Jutro najwyraźniej oznacza długą przyszłość – powiedziała, pochylając się, żeby pocałować córeczkę w policzek. – Najpierw musisz skończyć siedem lat.
– A potem dwanaście! Ellie przykucnęła przy niej.
– Nie całkiem tak, kochana, jeszcze pozostaje osiem, a potem dziewięć, a potem…
– Dziesięć i jedenaście – przerwała jej Judith z dumą. -A potem dwanaście!
– Teraz bardzo dobrze – pochwaliła ją Ellie.
– Potrafię liczyć do sześćdziesięciu dwóch.
– Naprawdę?
Ellie starała się, żeby w jej głosie zabrzmiał szczery podziw.
– Mhm. Raz, dwa, trzy, cztery…
– Mamo! – Claire nie kryła niezadowolenia. Helen ujęła Judith za rękę.
– Chodź, malutka, będziemy wprawiać się w liczeniu kiedy indziej.
Judith z wyrzutem spojrzała na matkę, a potem odwróciła się do Charlesa.
– Mama mówiła, że najwyższy czas, żebyś się ożenił.
– Judith! -zawołała Helen, czerwieniąc się.
– Przecież tak mówiłaś! Powiedziałaś, że Charles zadaje się ze zbyt wieloma kobietami i…
– Judith! – Helen prawie krzyknęła, łapiąc dziewczynkę za rękę. – Nie pora na to!
– Nic nie szkodzi – powiedziała prędko Ellie. – Ona nie chciała powiedzieć nic złego.
Helen wyglądała tak, jakby chciała zapaść się pod ziemię i zniknąć. Pociągnęła Judith za rękę, mówiąc:
– Wierzę, że nasi świeżo upieczeni małżonkowie chcieliby zostać przez chwilę sami. Zaprowadzę gości do jadalni na weselne śniadanie.
Pospiesznie ich opuściła, ale Ellie i Charles usłyszeli jeszcze, jak Judith niewinnym głosikiem pyta:
– Claire, co to jest rozwiązła kobieta?
– Judith, jesteś okropna! – zabrzmiała odpowiedź Claire.
– To znaczy, że wszystko jej się rozwiązuje? Buciki i wstążki?
Ellie nie była pewna, czy ma się śmiać, czy płakać.
– Bardzo cię za to przepraszam – powiedział Charles cicho, gdy pokój opustoszał.
– Nic nie szkodzi.
– Panna młoda nie powinna wysłuchiwać historii o przeszłości i przygodach nowego męża w dniu ślubu.
Ellie wzruszyła ramionami.
– Z ust sześciolatki nie są takie okropne.
Charles popatrzył na kobietę, która została jego żoną, i poczuł, że rozkwita w nim niewytłumaczalna duma. Wydarzenia tego poranka powinny ją przytłoczyć, a jednak potrafiła zachować wdzięk i godność. Dokonał właściwego wyboru.
– Cieszę się, że nie zakryłaś włosów – szepnął. Roześmiał się, gdy Ellie machinalnie podniosła rękę do głowy.
– Nie rozumiem, dlaczego pan mnie o to prosił – powiedziała nerwowo.
Charles dotknął loka, który wymknął się ze starannie ułożonej fryzury i wił się na szyi.
– Naprawdę?
Ellie nie odpowiedziała. Delikatnie nacisnął jej bark i spostrzegł, że nachyla się lekko ku niemu, a oczy zaczynają jej błyszczeć. I poczuł triumf, uświadamiając sobie, że uwodzenie żony wcale nie zapowiada się na aż tak trudne, jak przypuszczał. Nachylił się nad nią, żeby ją pocałować, żeby wsunąć palce w te wspaniałe rude włosy, a wtedy…
Ona się odsunęła.
Po prostu.
Charles zaklął pod nosem,
– To nie jest dobry pomysł, milordzie – oświadczyła z miną świadczącą o tym, że doskonale wie, co mówi.
– Mów mi po imieniu – zażądał.
– Nie wtedy, kiedy wygląda pan tak jak teraz.
– To znaczy jak?
– Jak…? Och, nie wiem. Raczej władczo. – Zamrugała. -A właściwie wygląda pan tak, jakby pan cierpiał.
– Bo cierpię – odparł.
Ellie zrobiła krok w tył.
– Bardzo mi przykro. Czy ciągle odczuwa pan ból po tym upadku z kariolki? Czy może dokucza panu kostka? Zauważyłam, że wciąż lekko pan utyka.
Przyglądał się jej, zastanawiając się, czy to możliwe., by rzeczywiście była aż tak niewinna.
– Nie chodzi o moją kostkę, Eleanor.
– Myślę, że powinien pan mówić do mnie Ellie, jeśli j a mam nazywać pana Charlesem.
– Na razie jeszcze się to nie zdarzyło.
– Chyba rzeczywiście. – Ellie odchrząknęła, myśląc, że ta konwersacja stanowi dowód na to, iż nie znała tego człowieka na tyle dobrze, aby zostać jego żoną. – Charles.
Uśmiechnął się.
– Ellie. Podoba mi się to, pasuje do ciebie.
– Tylko mój ojciec nazywa mnie Eleanor. – Zmarszczyła brwi w zamyśleniu. – Ach, i chyba również pani Foxglove.
– Wobec tego ja już nigdy nie zwrócę się do ciebie imieniem Eleanor – przyrzekł z uśmiechem.
– Owszem, kiedy się na mnie rozzłościsz.
– Dlaczego tak mówisz?
– Bo zawsze tak się dzieje, kiedy ktoś się na mnie złości.
– Dlaczego jesteś taka pewna, że ja się na ciebie rozzłoszczę?
Zastanowiła się.
– Doprawdy, milordzie, zawarliśmy małżeństwo na całe życie i nie potrafię sobie wyobrazić, że przez tak długi czas przynajmniej raz nie wzbudzę w tobie gniewu.
– Chyba powinienem się cieszyć, że poślubiłem realistkę.
– Zdaje się, że dobrze się dobraliśmy – odparła Ellie z chytrym uśmiechem. – Przekonasz się.
– Nie mam co do tego wątpliwości.
Na moment zapadła cisza, aż w końcu Ellie oświadczyła:
– Chyba powinniśmy iść na śniadanie.
– Rzeczywiście – szepnął, wyciągając rękę, żeby pogłaskać ją pod brodą.
Ellie natychmiast odskoczyła.
– Nie próbuj tego!
– Czego? – W głosie Charlesa wyraźnie było słychać rozbawienie.
– Pocałować mnie!
– Dlaczego nie? Taka była przecież część naszej umowy, nieprawdaż?
– Owszem – przyznała Ellie. – Ale dobrze wiesz, że nie mogę zebrać myśli, kiedy to robisz. – Przypuszczała, że powinna zachować ten fakt dla siebie, ale jaki to właściwie ma sens, skoro on wiedział o tym równie dobrze jak ona?
Usta Charlesa rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
– Właśnie o to chodzi, moja droga.
– Może dla ciebie – odparowała, – Ale ja chciałam mieć szansę, żeby lepiej cię poznać, zanim wejdziemy… w tę fazę naszego związku.
– A więc dobrze. Co chcesz wiedzieć?
Ellie przez moment się zastanawiała, nie mając pojęcia, jak na to odpowiedzieć. W końcu oświadczyła:
– Chyba cokolwiek.
– Cokolwiek?
– Cokolwiek, co twoim zdaniem pozwoliłoby mi poznać hrabiego Billington, to znaczy Charlesa, lepiej.
Charles na chwilę się zamyślił, a w końcu uśmiechnął się i powiedział:
– Obsesyjnie sporządzam rozmaite spisy. Czy to interesująca informacja?
Ellie nie miała pewności, jakich prawd o sobie oczekuje z jego strony, lecz z pewnością nie spodziewała się czegoś takiego. Obsesyjnie sporządza spisy? To powiedziało jej o nim więcej niż jakiekolwiek hobby czy ulubiona rozrywka.
– Jakiego rodzaju spisy sporządzasz? – spytała.
– Rozmaite. Dotyczące wszystkiego.
– Czy zrobiłeś jakąś listę dotyczącą mnie?
– Oczywiście.
Ellie czekała moment z nadzieją, że Charles powie coś więcej, ale w końcu spytała niecierpliwie:
– Co na niej było?
Charlesa rozbawiła jej ciekawość.
– To była lista powodów, dla których uważałem, że będziesz dobrą żoną.
– Rozumiem. – Ellie bardzo chciała wiedzieć, jak długa była ta lista, pomyślała jednak, że takie pytanie mogłoby świadczyć o złym wychowaniu.
Charles pochylił się do niej, a w jego piwnych oczach błysnęły diabelskie ogniki.
– Lista miała sześć punktów.
Ellie odchyliła się.
– Jestem pewna, że nie spytałam cię o ich liczbę.
– Ale chciałaś.
Milczała.
– A teraz – oświadczył Charles. – Teraz ty musisz mi coś opowiedzieć o pannie Eleanor Lyndon.
– Ja już nie jestem panną Lyndon – przypomniała. Roześmiał się z tej pomyłki.
– Wobec tego o hrabinie Billington. Jaka ona jest?
– Często nie może utrzymać języka za zębami i to nie jest dla niej dobre – odparła.
– O, to już wiem!
Ellie skrzywiła się.
– Bardzo dobrze. – Przez moment się zastanowiła. – Kiedy jest ładna pogoda, lubi wziąć książkę i czytać na dworze. Często wraca dopiero po zachodzie słońca.
Charles ujął ją za rękę.
– Taką rzecz mąż powinien wiedzieć – stwierdził miękko. -Będę wiedział, gdzie cię szukać, jeśli kiedykolwiek mi zginiesz.
Podeszli w stronę jadalni. Po drodze Charles powiedział jeszcze:
– Wygląda na to, że suknia bardzo ci pasuje. Czy ci się podoba?
– O tak, to najpiękniejsza suknia, jaką kiedykolwiek nosiłam. Wymagała tylko bardzo drobnych poprawek. Jak zdołałeś zdobyć ją w tak krótkim czasie?
Charles nonszalancko wzruszył ramionami.
– Zapłaciłem krawcowej nieprzyzwoicie dużo.
Zanim Ellie zdążyła odpowiedzieć, dotarli do drzwi jadalni. Czekała tam już grupka gości, aby powitać młodą parę.
Weselne śniadanie minęło bez większych wydarzeń, jeśli nie liczyć przedstawienia Ellie ciotecznej babki Cordelii, która w tajemniczy sposób przepadła gdzieś na samą ceremonię i większą część śniadania. Ellie nie mogła się powstrzymać od spoglądania na puste miejsce, zastanawiając się, czy krewna męża ma jakieś obiekcje co do tego małżeństwa.
Charles przyłapał ją na tym i szepnął:
– Nie martw się. Ciotka Cordelia to ekscentryczka, lubi chadzać własnymi drogami. Jestem pewien, że wkrótce się pojawi.
Ellie nie wierzyła mu, dopóki starsza kobieta w sukni o kroju modnym co najmniej przed dwudziestoma laty wpadła do jadalni z krzykiem: „W kuchni się pali!".
Ellie i jej rodzina poderwali się z krzeseł (pani Foxglove była właściwie już w drzwiach), zorientowali się jednak, że Charles i jego rodzina nawet nie drgnęli.
– Ależ, Charles! – zawołała Ellie. – Nie słyszałeś? Coś trzeba zrobić!
– Ciotka Cordelia zawsze twierdzi, że gdzieś się pali – odparł Charles. – Wydaje mi się, że lubi dramatyczne sytuacje.
Cordelia podeszła do Ellie.
– To ty musisz być panną młodą – oświadczyła bez ogródek.
– Tak.
– To dobrze. Przyda nam się ktoś taki. – Obróciła się i odeszła, pozostawiając Ellie z ustami otwartymi ze zdumienia.
Ellie usiadła z powrotem na krześle, zastanawiając się, czy w każdej arystokratycznej rodzinie jest niezamężna ciotka wariatka, ukrywana na strychu.
– Czy są jeszcze jacyś inni krewni, którym chciałbyś mnie przedstawić? – spytała słabym głosem.
– Jeszcze tylko mój kuzyn CeciI – odparł Charles, wyraźnie powstrzymując śmiech. – Ale on tu nie mieszka. To prawdziwa ropucha.
– Ropucha w rodzinie? – szepnęła Ellie z cieniem uśmiechu. -To bardzo dziwne. Nie sądziłam, że Wycombe'omc mają odgałęzienie do płazów.
Charles chichotał.
– Owszem, wszyscy jesteśmy doskonałymi pływakami!
Tym razem to Ellie się roześmiała.
– Będziesz mnie musiał kiedyś nauczyć pływać. Nigdy nie opanowałam tej sztuki.
Ujął jej rękę i podniósł do ust.
– To będzie dla mnie zaszczyt. Pojedziemy nad staw, gdy tylko zrobi się ciepło.
Dla wszystkich obserwatorów wyglądali na młodą, do szaleństwa zakochaną w sobie parę.
Kilka godzin później Charles siedział w swoim gabinecie na przechylonym krześle, z nogami opartymi o brzeg biurka. Czuł, że Ellie potrzebuje odrobiny samotności, chociażby po to, żeby się rozpakować i zapoznać z nowym otoczeniem. Przyszedł więc tutaj, tłumacząc się, że ma kilka spraw do załatwienia. Administrowanie posiadłością wymagało sporo czasu, zwłaszcza gdy ktoś chciał robić to uczciwie. Postanowił, że popracuje trochę w gabinecie i upora się ze sprawami, które nagromadziły się w ciągu ostatnich paru dni. Zajmie się swoimi interesami, podczas gdy Ellie będzie się zajmować swoimi.
Westchnął głośno, z całej siły starając się zignorować fakt, że wprost płonie z pożądania do żony.
Nie odnosił u niej sukcesów.
Z całą pewnością nie spodziewał się, że będzie jej pragnął aż tak mocno. Zdawał sobie sprawę, że go pociąga. To była jedna z przyczyn, dla których zdecydował się poprosić ją o rękę. Zawsze uważał się za trzeźwo myślącego człowieka i wiedział, że nie ma sensu poślubiać kobiety, która nie wzbudziłaby w nim bodaj odrobiny podniecenia.
Ale w tych jej półuśmieszkach coś się kryło, jak gdyby miała jakiś sekret, którego postanowiła nigdy nie ujawniać, co doprowadzało go do szaleństwa. A jej włosy… Wiedział, że Ellie nie lubi ich koloru, ale on sam niczego nie pragnął bardziej, niż poczuć w palcach ich długość i…
Opuścił nogi i krzesło stuknęło głośno o podłogę. Jak długie są włosy jego żony? To jedna z rzeczy, które mąż powinien wiedzieć.
Wyobraził sobie, że sięgają jej do kolan, że rozwiewają się za nią, kiedy idzie. Nie, to nieprawdopodobne, stwierdził. Kok Ellie nie był aż taki duży.
Dalej wyobrażał sobie, że sięgają jej do pasa, wiją się wokół pępka i delikatnie opadają na biodra. Pokręcił głową. To również nie wydawało się prawdziwe. Ellie – jakże podobało mu się to zdrobnienie – nie sprawiała wrażenia osoby mającej dostatecznie dużo cierpliwości do układania tak długich włosów.
Może sięgają jej do piersi? Może z jednej strony odrzuca je na plecy, a z drugiej wodospad rudowłosych loków zasłania pierś… Uderzył się rękaw czoło, jak gdyby chciał wybić sobie ten obraz z głowy. Do diabła, pomyślał z irytacją. Wcale nie o to chodzi! A takie myśli niczego mu nie ułatwią.
Musi podjąć jakieś działania. Im szybciej zdoła uwieść Ellie, tym szybciej opuści go szaleństwo i będzie mógł wrócić do codzienności i zwyczajnego życia.
Wyjął z biurka kartkę i na górze naskrobał:
JAK UWIEŚĆ ELLIE?
Bez zastanowienia użył wielkich liter. Dopiero później stwierdził, że już ten fakt najlepiej świadczy, jak bardzo jest to dla niego ważne.
Zamyślił się, podparł palcami skronie i w końcu zaczął pisać.
1. Kwiaty. Wszystkie kobiety lubią kwiaty.
2. Lekcje pływania. To będzie wymagało od niej pozbycia się w dużej mierze ubrania. Wady. Jest dosyć zimno i taka pogoda utrzyma się jeszcze przez kilka miesięcy.
3. Suknie. Bardzo podobała jej się ta zielona suknia. Wspomniała, że wszystkie jej suknie są ciemne i skromne. Jako hrabina i tak będzie musiała ubierać się według najnowszej mody, więc to wcale nie stanie się dodatkowym wydatkiem.
4. Chwalić jej zmysł do interesów. Typowe kwieciste komplementy prawdopodobnie na nią nie podziałają.
5. Pocałunki.
Ze wszystkich punktów, które znalazły się na jego liście, Charlesowi najbardziej podobał się punkt piąty. Martwił się jednak, że to może doprowadzić go do jeszcze większej frustracji. Nie był wcale pewien, że zdoła zakończyć na jednym pocałunku. Być może akcja będzie wymagała wielu powtórek przez co najmniej kilka dni.
A to by oznaczało przeciągające się napięcie. Przy ostatnim pocałunku aż zakręciło mu się w głowie z pożądania, jeszcze kilka godzin później dokuczał mu ból niespełnienia.
Pozostałe punkty również nie były wykonalne. Wieczór był już zbyt późny na to, by szukać kwiatów w oranżerii, i z całą pewnością za zimno na naukę pływania. Nowa garderoba wymagałaby wyjazdu do Londynu, a jeśli chodzi o komplementy na temat jej zdolności do interesów, cóż, to dosyć trudne, dopóki ich nie pozna, a Ellie jest zbyt bystra, by nie wychwycić fałszywego tonu.
Nie, pomyślał, krzywiąc się. To musi być pocałunek.