ROZDZIAŁ 37

O północy Matt ciągłe jeszcze nie spał. Oczy miał zamknięte, a umysł pełen myśli o tym, że ona śpi tuż obok. O wpół do pierwszej przewrócił się na wznak i sięgnął po przepisany przez lekarza specyfik z butelki opatrzonej napisem ostrzegającym o senności, jaką może on wywoływać. O pierwszej pięty naście otworzył energicznie butelkę po raz kolejny i wziął następną tabletkę.

Zasnął po nich, ale był to wywołany nienaturalnie sen pełen marzeń o niej… nie kończących się namiętnych marzeń. Czuł ją w nich w swoich ramionach nagą, żarliwą, pieszczącą go tak, że aż jęczał z rozkoszy. Kochał się z nią znowu i znowu, aż w końcu przeraził ją, bo nie mógł przestać… „Matt przestań, boję się”.

Mówiła mu, że to tylko sen… „Przestań, to ci się śni!”

Groziła, że wezwie lekarza… „Jeśli się nie obudzisz, wzywam lekarza!”

Nie chciał lekarza, chciał jej… Próbował znowu wziąć ją w objęcia, nakryć swoim ciałem, ale ona powstrzymywała go, kładła mu dłoń na czole… i proponowała kawę…

Kawę?

I znowu słyszał, jak delikatnie szepcze mu do ucha: „Do diabła, to tylko sen. Uśmiechasz się przez sen. Obudź się!”

To przekleństwo otrzeźwiło go. Meredith nigdy nie przeklinała. Coś musiało być nie tak z jego snami. Coś musiało być nie tak…

Zmusił się, żeby otworzyć oczy, i spojrzał w jej piękną twarz. Walczył, żeby wrócić do rzeczywistości. Nachylała się nad nim. Trzymała dłonie na jego ramionach i wyglądała na zaniepokojoną.

– Co się stało? – zapytał.

Puściła jego ramiona i z ulgą usiadła na łóżku obok niego.

– Przewracałeś się niespokojnie w łóżku i mówiłeś tak głośno, że usłyszałam cię z korytarza. Przestraszyłam się, kiedy nie mogłam cię dobudzić, ale czoło miałeś chłodne. Proszę, przyniosłam ci kawę – dodała, wskazując filiżankę stojącą na nocnej szafce.

Posłusznie zmobilizował się, żeby usiąść w łóżku. Oparł się wygodnie o zagłówek, przeciągnął dłonią przez włosy, próbując otrząsnąć się z resztek snu.

– To te proszki – wyjaśnił. – Dwa takie wystarczyłyby za ładunek głowicy nuklearnej.

Wzięła do ręki butelkę i przeczytała etykietkę.

– Tu jest napisane, że wolno wziąć tylko jeden.

Nie mówiąc nic, Matt wziął filiżankę i wypił większość jej zawartości, po czym odchylił głowę na poduszki i przymknął oczy na kilka minut. Czekał, aż ciepło płynu i zawarta w nim kofeina dokona swego dzieła. Czuł się absolutnie szczęśliwy i nie przejmował się problemami, które prześladowały go poprzedniego wieczoru.

Meredith pamiętała rytuał towarzyszący jego przebudzeniom, niechęć do rozmowy przez kilka pierwszych minut. Wstała i zaczęła porządkować rzeczy na jego nocnej szafce, potem zupełnie nieświadomym gestem wzięła jego szlafrok i ułożyła go w nogach łóżka. Kiedy odwróciła się ku niemu, jego oczy były już bardziej ożywione. Widać było, że jest zrelaksowany, i wyglądał niemal chłopięco. I bardzo interesująco.

– Czujesz się lepiej? – zapytała z uśmiechem.

– O wiele lepiej. Robisz świetną kawę.

– Każda kobieta powinna móc się pochwalić chociaż jednym osiągnięciem kulinarnym, czymś, co mogłaby zaprezentować, jeśli okazja tego wymaga.

Dostrzegł błysk rozbawienia w jej oczach i uśmiechnął się leniwie.

– Kto tak twierdzi?

– Wyczytałam to w piśmie w poczekalni u dentysty – odpowiedziała z lekkim uśmiechem. – Moim największym osiągnięciem kulinarnym jest kawa. Czy teraz już masz ochotę na śniadanie?

– To zależy od tego, czy masz zamiar zaserwować je tak jak wczoraj z butelek i słoiczków – zażartował.

– Na twoim miejscu wolałabym nie drażnić kucharki. Pod zlewem w kuchni jest proszek do czyszczenia, który wyglądałby dokładnie jak cukier, gdybym posypała nim twoje płatki śniadaniowe.

Zaśmiał się i wypił resztę kawy.

– Bądźmy poważni – powiedziała, uśmiechając się. Stała w nogach łóżka niczym złotowłosa bogini w niebieskich dżinsach, anioł z diabelskim chochlikiem czającym się w oczach. – Co miałbyś ochotę zjeść?

Ciebie, pomyślał i pożądanie zaczęło pulsować w całym jego ciele. Miał na nią ochotę. Miał ochotę wyciągnąć rękę i przyciągnąć ją do siebie, zanurzyć dłonie w jej jedwabistych włosach i połączyć swoje rozognione ciało z jej ciałem. Chciał poczuć pieszczotę jej dłoni, chciał się w niej zatracić i usłyszeć w odpowiedzi jęki jej rozkoszy.

– Zjem, cokolwiek zrobisz – powiedział spięty i przesunął nakrycie tak, żeby oznaki jego podniecenia nie były widoczne. – Wezmę prysznic i zjem na dole.

Kiedy wyszła z pokoju, zamknął oczy i zacisnął zęby pełen wściekłości i niedowierzania. Pomimo wszystkiego, co wydarzyło się w przeszłości, ciągle jeszcze robiła na nim takie wrażenie. Mógłby sobie wybaczyć, gdyby czuł w stosunku do niej tylko pożądanie, ale nie mógł sobie darować tej beznadziejnej nagiej tęsknoty, żeby stać się znowu jej częścią… być przez nią kochanym.

Przed jedenastoma laty zakochał się w niej niemal w tej samej chwili, kiedy ją zobaczył po raz pierwszy. Przez całe lata potem prześladowała go ta roześmiana, dumna osiemnastolatka.

W ciągu ostatnich dziesięciu lat sypiał z dziesiątkami kobiet o wiele bardziej doświadczonych seksualnie niż Meredith. Kochanie się z nimi było aktem wzajemnego zaspokojenia się. Z Meredith był to akt wspaniały, poruszający do głębi. Pełen magii… Tak to przynajmniej odczuwał wtedy… Zdecydował, że działo się tak prawdopodobnie dlatego, że był tak szalony na jej punkcie, że nie zauważał różnicy między swoimi wyobrażeniami a rzeczywistością. Opętała go, kiedy miała osiemnaście lat, ale teraz, kiedy miała dwadzieścia dziewięć, była o wiele bardziej niebezpieczna. Zmieniła się, a te zmiany intrygowały go, przemawiały do niego. Do jej młodzieńczych uroków doszła teraz aura elegancji, a mimo wszystko w jej oczach ciągle lśniła ta sama łagodna bezbronność, a jej uśmiech w zależności od nastroju był prowokacyjny lub naturalnie przepełniony radością. Jako osiemnastolatka była dziewczyną pełną prostoty, co oczarowało go i zaskoczyło. Teraz była kobietą interesu, która osiągnęła wiele, a mimo to wydawało się, że była tak samo jak dawniej naturalna i nie zepsuta. Była nieświadoma swojej urody i nie wpływała ona na nią w żaden sposób; to było równie zaskakujące. Ani razu wczoraj nie zatrzymała się przed lustrem w jadalni, nawet nie rzuciła na nie okiem, przechodząc obok. Nie przybierała wyszukanych póz, nie wplątała palców w swoje wspaniałe włosy, żeby przyciągnąć do nich jego uwagę, tak jak to robiły inne, znane mu piękne kobiety. Była piękna w sposób dojrzały. Jej figura nabrała wspaniałej krągłości, dzięki której w dżinsach i swetrze wyglądała równie ponętnie jak w futrze z norek i czarnej sukni, które miała na sobie poprzedniego dnia.

Krew w żyłach Matta wrzała, a dłonie aż rwały się, żeby poznać i pieścić te nowe kształty. Nagle jego zdradziecki umysł zaprezentował mu bardzo kuszące wyjście z sytuacji: być może, gdyby miał ją jeszcze tylko jeden raz, zaspokoiłby to nienasycenie nią, pozbył się myśli o niej na zawsze… Przeklinając pod nosem, wstał z łóżka i włożył szlafrok. Szaleństwem było już to, że rozważał możliwość ponownego zbliżenia z nią.

Ponownego? Zamarł w bezruchu. Po raz pierwszy od jej przyjazdu mógł myśleć bez obciążenia, jakim było osłabienie chorobą albo cholernymi pigułkami. Dlaczego u diabła ona w ogóle zjawiła się na farmie?

Właściwie sama już odpowiedziała na to pytanie: „Chcę… zawieszenia broni między nami”.

W porządku. Zgadzał się na ten jej pokój. Dlaczego więc ciągle jeszcze była tutaj? Nie pojawiła się tutaj, żeby bawić się z nim w dom… to było pewne. Dlaczego zwleka i kręci się tu jeszcze, przynosi mu kawę do łóżka i robi, co tylko w jej mocy, żeby oczarować go, rozbroić kompletnie?

Odpowiedź na to pytanie podziałała na niego jak kubeł zimnej wody, uświadomiła mu jego własną głupotę: „Bardzo chcę tej ziemi w Houston dla «Bancrofta», powiedziała, ale nie możemy za nią zapłacić trzydziestu milionów”.

Chryste, ona działała na niego jak narkotyk! Kompletnie go otumaniała. Chciała mięć tę ziemię za pierwotną cenę i najwyraźniej była przygotowana na zrobienie wszystkiego, co mogło zapewnić zdobycie jej, łącznie z rzuceniem się mu w ramiona. Te jej marne usprawiedliwienia, ta niczym nie poparta chęć zawieszenia broni, ta jej troskliwość, wczucie się w rolę dbającej małżonki. Wszystko to był podstęp, mający doprowadzić go do kapitulacji. Był wściekły na jej dwulicowość i własną łatwowierność. Podszedł do okna, odsłonił zasłony i spojrzał na zwały śniegu piętrzące się na podjeździe. Przypomniał sobie, jak stała pokornie przy jego łóżku: „Uznam to za rodzaj zadośćuczynienia…”

Zadośćuczynienie? – pomyślał z wściekłością. Pokora. Meredith nie ma w sobie ani odrobiny pokory. Ona i jej ojciec postępują bezwzględnie z każdym, kto im wejdzie w drogę, a robią to wszystko tak, jakby było to prawo dane im od Boga. Meredith zmieniła się tylko pod jednym względem: nauczyła się nieustępliwości. Na pewno poszłaby z nim do tego właśnie łóżka, jeśli myślałaby, że dzięki temu zdobędzie tę ziemię. Myślał o tym z odrazą, nie z żądzą.

Odwrócił się na pięcie, podniósł z podłogi swoją walizeczkę, otworzył ją i chwycił telefon komórkowy, który zawsze w niej miał. Kiedy Sue O'Donnell, mieszkająca na sąsiedniej farmie, odebrała telefon, niecierpliwie odpowiedział na jej pytania o jego rodzinę, po czym powiedział:

– Mam cały podjazd zasypany śniegiem, czy mogłabyś poprosić Dale'a, żeby oczyścił mi go pługiem?

– Oczywiście – zgodziła się natychmiast. – Wróci do domu po południu, poproszę, żeby to zrobił.

Był niezadowolony ze zwłoki, ale nie było innego wyjścia. Odłożył słuchawkę i ruszył do łazienki, żeby wziąć prysznic. Postanowił, że doprowadzi do wyprawienia stąd Meredith, zanim jego żądze wmanewrują go w zrobienie czegoś, za co zapłaci resztką dumy i szacunku do samego siebie. Jedyne, co teraz musiał zrobić, to znaleźć jej kluczyki do samochodu. Przypomniał sobie mgliście, jak wysiadała z samochodu tej nocy, kiedy przyjechała, a potem schyliła się tuż przy przednim kole, tym obok kierowcy. Tam znajdzie jej kluczyki. Perspektywa szukania ich na oślep w śniegu była o wiele przyjemniejsza niż przebywanie z nią pod jednym dachem jeszcze jeden dzień… lub noc. Jeśli ich nie znajdzie, uruchomi jej samochód bez nich, przez przewody. Puścił wodę do wanny i zastanawiał się, czy jej samochód ma zamontowany alarm. Jeśli tak, to próba uruchomienia silnika tą metodą zablokowałaby go. Jeśli ma alarm, będzie musiał wymyślić coś innego. Tak czy inaczej, wyprawi ją stąd. Jak tylko podjazd będzie oczyszczony, da jej pięć minut na spakowanie się i wyjazd.

Загрузка...