ROZDZIAŁ SZESNASTY

Chłopcy przyjechali w środę po południu. Bill zaproponował, żeby Adriana pojechała z nim na lotnisko, lecz odmówiła, nie chcąc przeszkadzać przy powitaniu. Chłopcy nic o niej nie wiedzieli, poza tym nie byli u ojca od Wielkanocy, zresztą i tak nie mogła, ponieważ tego dnia szła do lekarza. Wizyta okazała się dla niej wielkim wydarzeniem: po raz pierwszy usłyszała bicie serca swego dziecka. Lekarz przystawił jej do uszu stetoskop zakończony z drugiej strony czymś w rodzaju maleńkiego mikrofonu. Kiedy przesuwał nim po jej brzuchu, najpierw usłyszała bicie swojego serca, a dokładniej pulsowanie łożyska pompującego krew, potem zaś rozróżniła inny dźwięk, cichszy i szybszy. To biło serce jej dziecka. Pod powiekami wezbrały jej łzy szczęścia.

– Wszystko w porządku – oznajmił lekarz.

Ciśnienie krwi miała dobre, wagę w normie, choć przybyło jej kilka kilogramów. Nie ulegało wątpliwości, że w jej ciele zachodzą zmiany. Kiedy z profilu oglądała się w lustrze, widziała lekkie zaokrąglenie w talii. Zaczęła nosić obszerniejsze suknie, ale na razie nikt, kto nie wiedział, nie zgadłby, że jest w czwartym miesiącu ciąży.

– Ma pani jakieś dolegliwości? – zapytał lekarz. Ostatnio była u niego przed miesiącem, na krótko przedtem, zanim Steven odszedł, zabierając całe wyposażenie mieszkania.

– Niczego nie zauważyłam – odparła spokojnie. – Czuję się całkiem normalnie.

Rzeczywiście na nic nie mogła się skarżyć, chyba że miała za sobą długi dzień pracy lub nocny dyżur. Wtedy czuła śmiertelne zmęczenie.

– A co z mężem? Zmienił nastawienie do dziecka? – spytał lekarz, myjąc ręce. Był przekonany, że w Stevenie dokonał się przełom, tyle że nie miał pojęcia o tym, co zaszło od ich rozmowy, Adriana zaś nie chciała mu o niczym mówić. Od odejścia męża ciągle nie opuszczało jej przytłaczające poczucie klęski. W pracy nie zwierzyła się nikomu poza Zeldą, na której wymogła obietnicę dochowania tajemnicy. Zelda uważała, że Adriana postępuje niemądrze ukrywając wszystko przed otoczeniem. W końcu nic złego nie zrobiła, to Steven, nie ona, powinien czuć się zakłopotany. Mimo to Adriana dalej udawała, że nic się nie stało, i powtarzała historyjkę o podróżach służbowych męża. Częstowała nią także matkę, gdy od czasu do czasu do siebie dzwoniły. Zelda była jedyną osobą, która wiedziała o dziecku.

– Wszystko się ułożyło – odparła niewinnie lekarzowi. – Wyjechał akurat służbowo.

Po skończonym badaniu Adriana wstała i ubrała się. W czasie comiesięcznych wizyt lekarz jedynie ważył ją, mierzył ciśnienie i szukał tętna dziecka. To ostatnie dopiero tym razem się udało.

– Wybiera się pani na wakacje w tym roku? – zapytał przyjacielsko.

Adriana poczuła wyrzuty sumienia, że go okłamuje co do Stevena.

– Za kilka dni wyjeżdżamy pod namioty nad Tahoe.

– Ooo, piękna okolica!… Proszę nie przemęczać się w górach. Jeśli pojedzie pani samochodem, co kilka godzin proszę zrobić postój i pospacerować. To pani dobrze zrobi.

Po wizycie wróciła do biura, gdzie jak zwykle czekała na nią góra pracy. Ponieważ Bill do niej nie dzwonił, zakładała, że chłopcy bezpiecznie dojechali. Zobaczyła go dopiero późnym wieczorem, tuż przed wydaniem wiadomości o jedenastej. Głosem zarazem szczęśliwym i wyczerpanym oznajmił, że chłopcy są już w łóżkach.

– Jakby tajfun przeszedł przez mieszkanie – westchnął, chociaż oboje wiedzieli, że jest uszczęśliwiony.

– Na pewno się cieszą, że są z tobą.

– Mam nadzieję, bo ja bardzo się cieszę. Jutro zabieram ich do pracy. Długo nie wytrzymają i chyba zdemolują całe studio. Adama fascynuje film, chce zostać reżyserem, ale Tommy szybko zaczyna się nudzić. Pomyślałem, że może byśmy wpadli i przywitali się z tobą albo zabrali cię na lunch, jeśli będziesz wolna. Wszystko zależy od twojego planu zajęć. Chłopcy bardzo chcą cię poznać.

– Już nie mogę się doczekać, kiedy ich wreszcie zobaczę – uśmiechnęła się Adriana, lecz na dnie duszy czuła lekki niepokój.

Zdając sobie doskonale sprawę ze stosunku Billa do synów, martwiła się, że może nie przypaść im do gustu. Oczywiście nie łączyło jej z Billem głębokie uczucie, ale bardzo go lubiła i była pewna, że on także ją lubi. Liczyła, że to zapowiedź prawdziwej przyjaźni, jeśli nawet nie czegoś więcej. Nie uszły jej uwagi półtony świadczące o „czymś”, jednakże sytuację rodzinną miała dość skomplikowaną, przez co żadne z nich nie wiedziało, jak sprawą pokierować. Adriana, zajęta z jednej strony dzieckiem, z drugiej zaś rozwodem, nie była jeszcze gotowa do angażowania się w nowy związek, mimo to Bill stawał jej się coraz bliższy. Łapała się na tym, że potrzebuje go w zupełnie nieoczekiwanych momentach, równocześnie zaś ogarniał ją lęk, nie chciała bowiem uzależnić się od niego w takim stopniu, w jakim by mogła, gdyby przestała się pilnować.

– Przyjdziesz do studia po emisji serialu czy wolisz poczekać na nas u siebie? – zapytał.

Opowiedział chłopcom o niej. Nie wydawali się zaskoczeni, bo zdążyli się już przyzwyczaić do jego partnerek i zwykle szczerze wyrażali swą opinię na ich temat. Niektóre brały nawet udział w ich wyprawach. Tym razem wszakże Bill nie potrafił im wytłumaczyć, że ten związek jest zupełnie inny. Tę kobietę lubił i szanował, podejrzewał nawet, że mógłby ją pokochać, ale nie powiedział im o tym w obawie, że ich wystraszy.

– Wpadnę na plan – odparła Adriana. – Chcę zobaczyć, co wyprawiasz z tymi biedakami. Jak się miewa ta nieszczęśnica z nieślubnym dzieckiem?

– Nietrudno się domyślić, że pije za dużo. Wszystkich zżera ciekawość, kto jest ojcem. Nigdy przedtem nie dostaliśmy tylu listów. To zadziwiające, jak bardzo tego rodzaju sprawy interesują widzów. Ludzi szalenie fascynuje kwestia wątpliwego ojcostwa.

Bill znowu niebezpiecznie otarł się o drażliwy temat, wprowadzając Adrianę w zdenerwowanie. Kwestia ojcostwa jej własnego dziecka stanowiła dla niej poważny problem. Westchnęła, uświadomiwszy sobie, że musi iść do reżyserki.

– Do zobaczenia jutro. Pozdrów ode mnie chłopców.

– Dziękuję – rzekł Bill.

Wiedziała, że ciepły ton w jego głosie przeznaczony jest tylko dla niej. Biegnąc do reżyserki, uśmiechnęła się do siebie. Po drodze wpadła na Zeldę.

– Jak leci? – z naciskiem zapytała Zelda. Martwiła się o Adrianę, lecz obie zbyt były zajęte, żeby często ze sobą rozmawiać. Pytając czasami o Stevena, z niezmienną grozą słuchała, że zupełnie nie kontaktuje się z Adrianą.

– Doskonale – odparła wesoło Adriana.

– Parę dni temu widziałam cię z Billem Thigpenem. – Zelda była zaintrygowana. Wiedziała, kim jest Bill i jaką popularnością cieszy się jego serial. Ciekawiło ją, czy między nim a Adrianą coś się zaczyna, choć podejrzewała, że Adriana wciąż zwodzi siebie co do Stevena. – Czy coś was łączy? – zapytała wprost.

Adrianę jej bezpośredniość najwyraźniej uraziła.

– Tak. Miła przyjaźń – odpowiedziała, po czym ruszyła w swoją stronę.

O północy wróciła do domu i położyła się spać, zbyt zmęczona, żeby myśleć, a musiała wypocząć, bo przed wyjazdem miała wiele do zrobienia.

Kiedy nazajutrz poszła do studia Billa, trafiła akurat na początek emisji. Z wielkim zajęciem obserwowała wydarzenia rozgrywające się na planie. Aktorka grająca kobietę w ciąży głosem przerywanym łkaniem mówiła o swoim dziecku. Rozprawa jej męża właśnie się rozpoczęła, ciągle opłakiwała śmierć siostry, ponadto szantażowała ją kobieta, która rzekomo wiedziała, kto jest ojcem. Łatwo dawało się zauważyć, dlaczego ten serial tak wciąga ludzi. Wszystko w nim było groteskowo wyolbrzymione, a równocześnie jakoś wcale to nie raziło. Podobnie wyolbrzymione bywają w życiu nieoczekiwane zakręty, wstrząsy i nieszczęścia. Ludziom przytrafiają się wypadki, plotkują o sobie, tracą pracę, mają dzieci, zdarza się też, że ktoś kogoś zabija. W serialu więcej może było melodramatu niż w życiu większości ludzi, rozmyślała Adriana, ale w sumie mniej, jeśli porównać z jej własnym życiem.

Gdy tylko weszła na palcach do studia, obok Billa zobaczyła dwóch chłopców wpatrzonych z podziwem w aktorów. Stojący po prawej Adam, wysoki jak na swój wiek, miał płowe włosy, wielkie błękitne oczy i bardzo długie nogi. Ubrany był w dżinsy, podkoszulek i wysokie trampki. Tommy w kowbojskiej koszuli i skórzanych spodniach opierał się o fotel. Na jego twarzy malował się taki sam wyraz, jaki miewał Bill, gdy był na czymś skoncentrowany. Wyglądali niemal jak bliźniacy, tyle że jeden był o wiele mniejszy. Sam widok Tommy’ego sprawiał, że miało się ochotę podbiec i mocno go przytulić. Jego brązowe włosy układały się w miękkie loki, a niebieskie oczy były większe niż u brata. Zauważył ją pierwszy i przyglądał jej się ciekawie, zapomniawszy o widowisku. Adriana uśmiechnęła się do niego, machając dłonią, a Tommy pociągnął ojca za rękaw i coś mu szepnął. Bill odwrócił się ku niej, lecz nie podchodził, dopóki nie przyszła pora na reklamy. Wówczas szybko ich sobie przedstawił. Adam uścisnął jej rękę z powagą. Tommy zaś wyszczerzył zęby i zapytał, czy to z nią jadą nad jezioro. Zdążyła tylko cicho potwierdzić, bo znów rozpoczęła się emisja i trzeba było zachować ciszę. Do końca odcinka Adriana gładziła po głowie Tommy’ego, który najwyraźniej nie miał nic przeciwko temu.

– To było naprawdę dobre, tatusiu – pochwalił ojca Adam. Bill przedstawił go tym aktorom, których chłopiec jeszcze nie znał. Adrianę wzruszyła duma z synów, tak otwarcie przez Billa okazywana. Nie miała wątpliwości, że jest wspaniałym ojcem.

Tommy wdrapywał się na jedną z kamer, na pozór nie zwracając uwagi na otoczenie, Adriana jednak zauważyła, że ani na chwilę nie spuszcza z niej wzroku. W końcu wszyscy czworo poszli na lunch. Znad kanapek Tommy spojrzał jej prosto w oczy.

– Jak długo znasz tatę? – zapytał.

– Tommy, przestań! To niegrzecznie tak wypytywać – zaprotestował Adam.

– Nic nie szkodzi – uśmiechnęła się Adriana, usiłując sobie przypomnieć, kiedy poznała Billa. Odpowiedź nie była łatwa, zależała od tego, co uznać za początek: ich spotkanie w sklepie nocnym czy też dzień, kiedy się sobie przedstawili. Wahała się przez chwilę, wreszcie wybrała pierwszą możliwość, dzięki czemu wydawać się mogło, że znają się z Billem od dawna.

– To już chyba kilka miesięcy.

– Często się spotykacie? – indagował dalej Tommy, Adam zaś krzyknął, żeby przestał.

– Czasami. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi.

Tommy na jej lewej ręce dostrzegł coś, co go mocno zainteresowało. Nie odrywał od niej wzroku, gdy jadła kanapki.

– Masz męża? – zapytał wreszcie.

Adriana długo milczała, unikając wzroku Billa. Chciała być szczera, lecz nie wiedziała, jak wytłumaczyć chłopcom swoją niełatwą sytuację.

– Mam – odparła w końcu, zaraz jednak się poprawiła: – Miałam.

– Jesteś rozwiedziona? – Tym razem pytanie zadał Adam, ciekaw wyniku śledztwa rozpoczętego przez brata.

– Nie, jeszcze nie – wyjaśniła spokojnie. – Ale będę.

– Kiedy?

Ze wszystkich sił starała się ukryć, jak bardzo te niewinne pytania ranią jej serce.

– Chyba koło Bożego Narodzenia.

– Dlaczego dalej nosisz obrączkę? – znowu odezwał się Tommy. Billa od dawna także to interesowało, milczał jednak, nie mając tyle odwagi co syn, żeby zapytać wprost.

– Moja mama też ma obrączkę, tylko że większą i z brylantem.

Adrianie zawsze podobała się jej prosta i wąska obrączka.

– Musi być piękna. Noszę moją… no cóż, chyba dlatego, że się przyzwyczaiłam. – W minionych miesiącach zastanawiała się, czyby jej nie zdjąć, ale nie potrafiła się na to zdobyć.

– Chciałaś się rozwieść? – zapytał Adam. W tym momencie Bill postanowił wkroczyć i uwolnić ją od ich ciekawości.

– Hola, panowie, dajcie pani odetchnąć. Tommy, patrz, co robisz, bo inaczej za chwilę rozlejesz całą wodę. – W ostatniej chwili Bill uratował puszkę piwa, po czym spojrzał na Adrianę przepraszająco. Nie zamierzał narazić jej na takie wypytywanie. – Chyba powinniśmy przeprosić Adrianę. Jej życie prywatne to nie nasza sprawa.

– Przepraszam – zawstydził się Adam, który mając prawie dziesięć lat, powinien był wiedzieć, że to nie wypada, wciągnęło go jednak przesłuchanie zaczęte przez młodszego brata.

– Nic się nie stało. Czasem lepiej zapytać, zamiast się zastanawiać. Gdybym nie chciała odpowiadać na wasze pytania, tobym wam powiedziała. – Na ostatnie jednak nie odpowiedziała, bo wciąż było zbyt bolesne. Patrzyła na chłopców poważnie. – A wy? Czy któryś z was był już żonaty?

W odpowiedzi Adam wyszczerzył zęby, Tommy zaś wybuchnął śmiechem.

– No dalej, ja wam o sobie opowiedziałam, teraz wasza kolej. O co chodzi?

Adriana patrzyła to na jednego, to na drugiego. Obaj chwilę się śmiali, w końcu Tommy pośpieszył z odpowiedzią.

– Adam ma dziewczynę. Nazywa się Jenny.

– Nieprawda! – rozgniewał się Adam, popychając brata.

– Prawda! – bronił się Tommy. – Przedtem chodził z Carol, ale go rzuciła.

Adriana roześmiała się.

– To się zdarza każdemu – powiedziała łagodnie, po czym zwróciła się do Tommy’ego: – A ty? Masz jakąś damę serca, o której powinnam wiedzieć? Bo rozumiesz, jeśli mamy zostać przyjaciółmi, lepiej będzie, jak się o wszystkim dowiem.

Traktowała ich tak samo, jak oni wcześniej ją potraktowali, a drocząc się z nimi, świetnie się bawiła. Zauroczony Bill nie odrywał od niej oczu. Zachowywała się wobec chłopców przyjacielsko, otwarcie i miło, tak samo jak wobec niego. Była naprawdę wspaniała.

Adriana z niechęcią wracała po lunchu do pracy. Zaprosiła ich do swojego studia, nie chciała jednak, by przychodzili w porze nadawania popołudniowych wiadomości. Niektóre materiały przeznaczone do emisji były zbyt ponure, toteż wolała, by chłopcy ich nie widzieli. Kiedy się zjawili, pokazała im studio i pokoje montażystów, przedstawiając wszystkim swoim kolegom, w tym także Zeldzie, która całej grupce przyglądała się z wielkim zainteresowaniem.

– Czy coś z tego będzie? – zapytała, gdy tylko Bill i chłopcy wyszli.

– Mało prawdopodobne, wziąwszy pod uwagę okoliczności – odparła zimno Adriana. Przecież Zelda wiedziała o jej stanie. Ale wiedziała także o odejściu Stevena.

– Mógłby gorzej trafić. – Zelda spojrzała znacząco na przyjaciółkę. – Do diabła, kto w naszych czasach słyszał o dziewicach?

Adriana głośno się roześmiała. Z pewnością można było również tak sprawę ująć.

– Będę o tym pamiętać, jak przyjdzie mi ochota na randki.

Nie patrzyła w ten sposób za znajomość z Billem Thigpenem. Darzyła go wielką sympatią, sama przed sobą przyznawała, że ją pociąga, lecz wiedziała, że nie o to chodzi w ich znajomości. Doskonale się w swoim towarzystwie czuli, wiele ich łączyło, a teraz jeszcze polubiła jego synów. Na samą myśl o wspólnej wyprawie przebiegał ją przyjemny dreszcz. Zaproszenie Billa bardzo jej pochlebiło, poza tym czuła, że wyjazd dobrze jej zrobi. Przyszło jej na myśl, żeby zostawić Stevenowi wiadomość, lecz zaraz uświadomiła sobie dziwaczność tego pomysłu. Steven z nią nie rozmawiał, wystąpił o rozwód, z pewnością nie będzie próbował się z nią skontaktować. Na wszelki wypadek dała Zeldzie i kierownikowi studia listę hoteli, którą dostała od Billa, wątpiła jednak, by ktokolwiek do niej dzwonił. Gdy usiadła za swoim biurkiem, przypomniały jej się pytania Adama i Tommy’ego dotyczące jej obrączki i rozwodu, szybko wszakże o nich zapomniała, zajęta przygotowywaniem wieczornego wydania wiadomości.

Zobaczyła Billa i chłopców następnego dnia, gdy wpadli do niej po drodze do jego studia. Bill zorientował się, że ma tylko trzy śpiwory, i chciał wiedzieć, czy trzeba kupić czwarty.

– O Boże, nie mam śpiwora – rzekła Adriana przepraszającym tonem, jednakże zapewnił ją, że to żaden problem. Poza śpiworem miała już wszystko. Poradził, by wzięła jedną sukienkę wyjściową i ciepłą kurtkę, która przyda jej się w zimne noce nad Tahoe.

– I to wszystko? – droczyła się Adriana. – Nic poza tym?

– Tak jest – odparł Bill. Stał obok niej, ciesząc się z tej bliskości. Coraz trudniej przychodziło mu zachowywać dystans. – Nic poza kostiumem kąpielowym i dżinsami.

– Szybko się mną znudzisz, jeśli tylko tyle zabiorę – ostrzegła, lecz Bill potrząsnął przecząco głową i ciepło na nią spojrzał.

– Bardzo w to wątpię.

– A co z grami? Czy macie panowie jakąś ulubioną? Scrabble? Bingo? Karty? – spytała chłopców Adriana. Zrobiła już listę rzeczy, które zamierza zabrać, aby urozmaicić im podróż samochodem. Tommy bez wahania złożył zamówienie na komiksy i pistolet na wodę.

– Wybijcie to sobie z głowy! – upomniał ich Bill. Zaraz potem odeszli, żeby zrobić ostatnie zakupy.

Adriana spakowała się wieczorem, w czasie przerwy między kolejnymi wydaniami. Kiedy wracała na ostatnie, wszystko było już gotowe. Dwie nieduże torby stojące koło drzwi wejściowych wyglądały dziwnie w pustym mieszkaniu, sprawiały wrażenie, jakby Adriana także wreszcie je opuszczała. Ogołocone ze sprzętów pomieszczenia działały przygnębiająco. Adriana od czasu do czasu myślała o kupnie nowych mebli, jakoś jednak nie mogła się na to zdobyć. Wydawało jej się to czynem zanadto ostatecznym, zwłaszcza że ciągle miała nadzieję, że Steven do niej wróci. Poza tym za kilka miesięcy i tak będzie musiała się wyprowadzić, aczkolwiek zgadzała się, że kilka podstawowych sprzętów wcale by jej nie zaszkodziło. Tyle że nie miała ani czasu, ani ochoty, by je kupić.

Bill zadzwonił zaraz po emisji ostatnich wiadomości. Podczas rozmowy o wspólnym wyjeździe w głosie obojga brzmiało takie samo podniecenie. Adriana czuła się jak dziecko po raz pierwszy wyjeżdżające pod namiot i po raz pierwszy od dawna była naprawdę szczęśliwa. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy jedynym jasnym promykiem w jej życiu były chwile spędzone z Billem.

– Jeśli wyjedziemy koło ósmej, to po dziewiątej dotrzemy do Santa Barbara i będziemy mogli przed lunchem wybrać się na konie. Chłopcom bardzo na tym zależy.

Adriana zdawała sobie sprawę, że jazda konna należy do tych nielicznych czynności, których za wszelką cenę powinna unikać, i zastanawiała się, czy Bill będzie rozczarowany.

– Ja chyba sobie w tym czasie odpocznę.

– Nie lubisz koni, Adriano? – W głosie Billa brzmiało zdziwienie.

Zamierzał w trakcie pobytu nad Tahoe zorganizować całonocną przejażdżkę, ale oczywiście nie będzie tragedii, jeśli do tego nie dojdzie. Nie przykładał wielkiej wagi do detali ich wspólnej wyprawy.

– Nie bardzo. Poza tym nie jestem dobrym jeźdźcem.

– Żaden z nas nie jest. Dobrze, zobaczymy, co powiesz jutro. Przyjeżdżamy po ciebie o ósmej.

Adriana, tak samo jak Bill, z niecierpliwością czekała na tę chwilę. Kiedy leżała w łóżku myśląc o wyjeździe, przesunęła dłonią po brzuchu. Nie był już wklęsły jak dawniej, pomiędzy biodrami zaczęła się tworzyć niewielka wypukłość, którą wyraźnie czuła na stojąco. Przestawała się mieścić w ubraniach i zadawała sobie pytanie, ile jeszcze czasu minie, zanim ludzie zaczną coś zauważać. Wiedziała, że wtedy wszystko w jej życiu się zmieni, także znajomość z Billem. Nie miała wątpliwości, że nie będzie chciał się z nią pokazywać, gdy jej ciąża stanie się widoczna. Na razie może się cieszyć jego towarzystwem, w czasie wspólnych wakacji Bill niczego się nie domyśli, jeśli do dżinsów będzie nosiła luźne koszule, bluzy i swetry.

Przyjechali po nią dokładnie kwadrans po ósmej. Była już gotowa. Bill wziął jej bagaż, Adriana niosła tylko niewielką torbę, w której miała kosmetyki, przybory toaletowe, kanapki i gry kupione specjalnie dla chłopców.

Bill wyglądał na zadowolonego i odprężonego. Na powitanie pochylił się ku niej, jakby miał zamiar ją pocałować, ale zaraz się zreflektował i odsunął, nieśmiało patrząc na nią, potem na dzieci. Na wyprawę wynajął furgonetkę, którą po brzegi wypełnił niezbędny na kempingu sprzęt.

– Wszyscy gotowi? – zapytał, promieniując zadowoleniem. Adriana, wygodnie usadowiona na przednim siedzeniu, z uśmiechem obejrzała się na chłopców, po czym cała trójka jednym głosem wykrzyknęła:

– Tak jest, gotowi!

– Doskonale. W takim razie ruszamy.

Wyjechali na autostradę i skierowali się na północ. Adam słuchał muzyki z walkmana, Tommy nucił coś pod nosem, bawiąc się żołnierzykami, a Bill i Adriana rozmawiali na przeróżne tematy. Niczym nie odbiegali od zwyczajnej rodziny udającej się na wakacje. Na tę myśl Adriana zaczęła chichotać. Bill spojrzał na nią. Z ogromną błękitną kokardą we włosach, w starych dżinsach, jasnoniebieskiej luźnej bluzie i tenisówkach wyglądała jak dziewczynka.

– Co cię tak rozśmieszyło?

– Ta sytuacja. Czuję się, jakbym grała w komedii.

– Lepsze to niż rola w mydlanej operze – uśmiechnął się. – Wtedy miałabyś męża pijaka, córkę, która uciekła z domu, i syna, który ukrywa skłonności homoseksualne, a co gorsza, może byłabyś w ciąży z jakimś innym facetem albo cierpiała na nieuleczalną chorobę – wyliczył jednym tchem możliwości, a choć niektóre z nich bliższe były prawdy, niż mógł przypuszczać, Adriana nie przestała się uśmiechać.

– W takim razie wolę już to.

– Pewnie.

Bill włączył radio. Bez problemów dojechali do Santa Barbara i po wpół do jedenastej zatrzymali się przed San Ysidro Ranch. Czekał tam na nich uroczy domek, przywodzący na myśl miesiąc miodowy. Miał dwie sypialnie, dwie łazienki i przytulny salon z kominkiem. Zgodnie z obietnicą Bill wstawił swoje bagaże do pokoju chłopców, przeznaczając dla Adriany ładniejszą sypialnię.

– Na pewno będzie wam wygodnie? – spytała przepraszająco. Miała wyrzuty sumienia, że zabiera przyjemniejszy pokój, lecz Bill nalegał. Oświadczył, że doskonale zmieszczą się we trójkę. – Mogę spać na kanapie – dodała.

– Niewątpliwie. Albo na podłodze. Może spróbujesz, jak będziemy w San Francisco?

Roześmiała się, po czym pomogła chłopcom się rozpakować. W kilka minut później Bill z synami wyruszył do stadniny. Adriana wymówiła się od wycieczki, oznajmiając, że uporządkuje rzeczy. W domku mieli spędzić dwa dni. Kiedy wrócili, zastali we wszystkich pokojach miły porządek.

– Jesteś dobrą organizatorką – rzekł Bill.

– Dziękuję. A jak wasza przejażdżka?

– Było wspaniale. Szkoda, że nie poszłaś. Konie są tak łagodne, że można jeździć z zamkniętymi oczyma.

Owszem, tylko że nie w ciąży, pomyślała, na głos zaś powiedziała:

– Może następnym razem dam się namówić.

Bill wyczuwając, że Adriana nie ma ochoty na konie, nie nastawał. Zamówili lunch, po którym poszli na basen. Nie minęło wiele czasu, a już znudzeni chłopcy zaczęli się domagać jakiegoś zajęcia, Bill zarządził więc partię tenisa. Cała czwórka okazała się doskonale dobrana. Właściwie trudno było nazwać to grą, ponieważ żadne z nich nie wyróżniało się umiejętnościami większymi niż reszta, poza tym ledwo mogli utrzymać rakiety w dłoni, tak bardzo się śmiali. Wreszcie orzeczono zgodnie, że mecz wygrali Adriana i Tommy, choć ich zwycięstwo było dość wątpliwe, zawdzięczali je bowiem temu, że przeciwnicy grali jeszcze gorzej.

Po kolacji, którą zjedli w hotelowej restauracji, wrócili do domku, żeby wykąpać chłopców i pooglądać wspólnie telewizję. O dziewiątej Bill położył synów spać oświadczając im na dobranoc, że nie chce słyszeć z ich pokoju żadnego dźwięku. Oczywiście tak się nie stało. Chłopcy rozrabiali prawie do jedenastej, na koniec zaś Tommy przyszedł do salonu cały we łzach, bo nie mógł znaleźć starego pluszowego królika, z którym sypiał. Okazało się, że Adam ukrył go pod łóżkiem. Kiedy nareszcie zasnęli, Bill, zmęczony i szczęśliwy, usiadł z Adrianą przed kominkiem w saloniku.

– Są tacy mądrzy i zabawni – szepnęła Adriana. Podziwiała sposób, w jaki Bill z nimi postępował. Było w nim więcej dobroci niż stanowczości oraz mnóstwo zdrowego rozsądku, mądrości i miłości.

– Szczególnie kiedy śpią – zgodził się z nią Bill. Chciał jej powiedzieć, że ona również jest mądra i zabawna, nie odważył się jednak, bo któryś z chłopców mógł nie spać i usłyszeć ich rozmowę. – Jesteś pewna, że dwa tygodnie z nimi nie doprowadzą cię do obłędu?

– Na pewno nie. Po powrocie do domu będę się czuła strasznie samotna.

– Ja też, jak wyjadą – rzekł ze smutkiem. – Zawsze ciężko znoszę rozstanie z nimi, bo przypomina mi czasy po przeprowadzce do Kalifornii, zaraz po odejściu Leslie. Ale teraz przynajmniej mogę się zająć serialem, tak że dość szybko wracam do normy.

A może w tym roku będzie miał szczęście i zajmie się Adrianą?, pomyślał. Ogromnie na to liczył, choć wciąż nie był pewien, czy oczekuje od niego dystansu czy bliskości, przyjaźni czy romansu, czy może i tego, i tego. Ponieważ tego nie wiedział, a bał się ją stracić, zachowywał wielką ostrożność. Obecnie rzadko mówiła o mężu, lecz z paru uwag, które jej się wymknęły, wynikało, że ciągle sporo o nim myśli. A i Tommy trafił w dziesiątkę tym pytaniem o obrączkę. Właściwie dlaczego wciąż ją nosi?

– Nie wiesz nawet, jaka jestem ci wdzięczna za ten wspólny wyjazd.

– Nie masz za co dziękować. Zdążysz mnie znienawidzić, zanim wrócimy do domu – zażartował Bill. Oboje wiedzieli, że to mało prawdopodobne.

– Masz dla mnie jakieś specjalne zadania? Może mogłabym ci pomóc przy chłopcach?

– Już oni ci powiedzą, czego chcą.

– Nie wiem za wiele o dzieciach – uśmiechnęła się smutno i pomyślała, że już wkrótce będzie miała okazję dowiedzieć się tego, co trzeba.

– Chłopcy nauczą cię wszystkiego – pocieszył ją Bill. – Uważam, że w kontaktach z dziećmi najważniejsza jest szczerość – rzekł z namysłem, siadając obok niej na kanapie. – Bardzo wiele dla nich znaczy i na ogół szanują ludzi, którzy mówią wprost.

– Ja też lubię szczerość – wyznała Adriana, która tę cechę polubiła w Billu od samego początku.

– To właśnie bardzo mi się w tobie spodobało – powiedział Bill cicho, żeby nie obudzić dzieci. – I nie tylko to, Adriano.

Przez chwilę milczała, potem kiwnęła głową.

– Nie byłam ostatnio zabawnym kompanem. Moje życie stanęło na głowie… – wyszeptała, ale jej słowa nie oddały nawet części tego, co naprawdę czuła.

– Doskonale sobie radzisz. To bardzo trudne dla strony, która nie chce się rozwieść. Ale czasem mi się wydaje, że nic w życiu nie dzieje się bez powodu. Może jest ci pisana lepsza przyszłość?… Może spotkasz kogoś, z kim będziesz szczęśliwsza niż ze Stevenem?…

Adrianie trudno było sobie to wyobrazić, choć życie ze Stevenem nie było jednym pasmem szczęścia. Nigdy jednak nie podawała w wątpliwość tego, co posiadała, a ich małżeństwo wydawało się jej udane i trwałe.

– Co powiedzieli twoi rodzice, kiedy Steven odszedł?

Bill już odgadł, że Adriana nie jest z nimi zbyt blisko, i domyślał się ich zgorszenia jako mieszkańców konserwatywnego Bostonu. Adriana się zawahała, na jej twarzy pojawił się uśmiech zakłopotania.

– Jeszcze nic nie wiedzą.

– Poważnie? – zdumiał się, a gdy Adriana skinęła głową, zapytał: – Dlaczego ukrywasz to przed nimi?

– Nie chciałam ich martwić. Poza tym myślałam, że jeśli Steven wróci, uniknę wyjaśnień.

– Ha!… można i tak rozumować. Sądzisz, że on wróci? – rzucił niby to obojętnie, ale na moment serce przestało mu bić.

Adriana w milczeniu potrząsnęła głową. Nie potrafiła wytłumaczyć mu zawiłości swego położenia. A raczej nie chciała, wolała bowiem nie wyjawiać, że spodziewa się dziecka.

– Nie, ale z powodu kilku drobiazgów trudno by mi było wytłumaczyć to rodzicom.

Może Steven jest homoseksualistą?, pomyślał Bill. Tej możliwości dotąd nie brał pod uwagę, choć wiele by tłumaczyła. Nie chciał naciskać i wprawiać Adriany w jeszcze większe zakłopotanie, ona zaś najwyraźniej nie zamierzała rozwijać tego tematu.

Niedługo potem postanowili pójść spać. Bill tęsknie patrzył, jak Adriana macha mu na dobranoc i znika w swojej sypialni. Nie zamknęła drzwi na klucz, ponieważ mu ufała i wiedziała, że nie ma takiej potrzeby.

O ósmej rano obudził ją telewizor włączony przez chłopców. Kiedy wykąpana i świeża pojawiła się w salonie, ubrana w dżinsy, różową koszulę i tenisówki w takim samym kolorze, Bill zdążył już zamówić dla niej śniadanie.

– Odpowiadają ci naleśniki z kiełbaskami?

– Jasne!… Tylko że będę gruba jak szafa, zanim dotrzemy nad Tahoe.

Bill zdążył się już zorientować, że Adriana lubi sobie podjeść, i z podziwem stwierdzał, że oprócz lekkiego zaokrąglenia w talii nic właściwie po niej nie widać.

– Po powrocie możesz przejść na dietę – podsunął. – A ja się przyłączę.

Jego śniadanie składało się z kiełbasek, jajek, grzanek, soku pomarańczowego i kawy. Adriana na swoim talerzu nie pozostawiła nawet okruszka, podobnie jak synowie Billa, którzy z wielkim apetytem pochłonęli stos naleśników. Po śniadaniu poszli razem na konie, po południu zaś włóczyli się po mieście, gdzie Adriana kupiła chłopcom latawiec, potem więc pojechali na plażę, by bez przeszkód mogli się nim pobawić. Wrócili na kolację przewiani wiatrem i zadowoleni, a wieczorem wymęczeni chłopcy zasnęli już o siódmej. Przedtem Adriana zmusiła ich do kąpieli. Próbowali się sprzeciwiać, lecz Bill ją poparł.

– A co to za wakacje? – zapytał Tommy.

– Czyste! – odparła, budząc tym jego głębokie oburzenie.

Zanim zasnęli, zdążyli jej wybaczyć. Na dobranoc opowiedziała im bardzo długą bajkę o chłopcu, który zawędrowawszy daleko za ocean, odkrył cudowną wyspę. Pamiętała, jak w dzieciństwie jej opowiadał ją ojciec. Upiększyła trochę jego wersję, a gdy skończyła, chłopcy już smacznie spali.

– Jak ci się to udało? Dałaś im tabletki nasenne? Jeszcze nie widziałem, żeby tak padli – rzekł z podziwem Bill.

– Wykończył ich latawiec, gorąca kąpiel i kolacja. Mnie też chce się spać – roześmiała się w odpowiedzi.

Bill nalał wina do kieliszków. Spędził tak cudowny dzień, że nawet telefon od reżysera nie zepsuł mu nastroju. Problem okazał się niewielki, bez kłopotu więc go rozwiązali. Bill, całkowicie odprężony, usiadł obok Adriany na kanapie.

– Powiedz, zawsze wiedziałeś, że lubisz dzieci? – zapytała.

– Do diabła, nie – roześmiał się. – Na wieść o pierwszej ciąży Leslie włosy ze strachu stanęły mi dęba. Nie miałem pojęcia o dzieciach.

Odpowiedź Billa wywołała uśmiech na twarzy Adriany – Steven również się przestraszył, tyle że na tym podobieństwo ich reakcji się kończyło. W przeciwieństwie do Billa jej mąż uciekł, nie podejmując życiowego wyzwania. Ona jednak nie przestawała wierzyć, że gdyby został, w końcu by się przekonał, że posiadanie dziecka nie jest aż takim złem. Gdybyż tylko zechciał spróbować!… Wciąż jeszcze mógł to zrobić.

– Dobrze sobie radzisz z dziećmi, Adriano. Powinnaś mieć swoje. Byłabyś wspaniałą matką.

– Skąd wiesz? – zapytała z troską w głosie, bo ostatnio często się nad tym zastanawiała. – A jeślibym nie była?

– A skąd inni ludzie o tym wiedzą? Po prostu robisz to, na co cię stać, bo i tak nic więcej nie możesz zrobić.

– To przerażające.

– Jak całe życie – przytaknął. – Przecież nie wiedziałaś, czy sprawdzisz się jako pracownica wiadomości, studentka czy żona. Musiałaś spróbować. To wszystko.

– Tak… – Na twarzy Adriany zagościł pełen smutku uśmiech. – I to ostatnie mi niestety nie wyszło.

– Brednie. Według mnie to raczej on wszystko schrzanił. Nie ty go zostawiłaś, tylko on ciebie.

– Miał swoje powody.

– Pewnie tak, ale nie możesz sobie tego wyrzucać przez całe życie.

– A ty? Nie czujesz się jakoś odpowiedzialny za rozpad waszego małżeństwa? – spytała otwarcie.

– Owszem – przyznał równie otwarcie. – Ale mam świadomość, że tylko częściowo. Prawda, że za dużo pracowałem i zaniedbywałem żonę, lecz kochałem ją, byłem dobrym mężem i nigdy bym od niej nie odszedł. Teraz wiem, że w sumie wina leżała po obu stronach, i nawet w połowie nie czuję się tak odpowiedzialny za nasze rozstanie jak dawniej.

– Dodajesz mi otuchy. Mnie nie opuszcza to cholerne poczucie winy… I wrażenie, że poniosłam klęskę – dodała po chwili wahania, doszedłszy do wniosku, że może mu to powiedzieć.

– Niesłusznie. Powtarzaj sobie, że trudno, po prostu się nie udało. Następnym razem będzie lepiej – odrzekł z przekonaniem.

Adriana roześmiała się.

– Och, „następnym razem”!… Myślisz, że będzie następny raz? Nie jestem taka głupia… ani taka odważna! – Bo czy ktoś zechce ją z dzieckiem? W dodatku nie bardzo mogła sobie wyobrazić przyszłość z innym mężczyzną.

Bill gwałtownie zareagował na jej słowa.

– Chyba żartujesz?… Naprawdę tak uważasz? Mając trzydzieści jeden lat uważasz, że życie już nic ci nie przyniesie? – Wyglądał bardziej na rozbawionego niż współczującego. – Nigdy nie słyszałem podobnej bzdury. – Zwłaszcza od kobiety o jej urodzie, poglądach i sposobie bycia, dodał w myśli. Każdy mężczyzna uważałby się za szczęściarza, gdyby mógł dzielić z nią życie. Bill oddałby za to wszystko.

– Ale ty nie ożeniłeś się powtórnie – zauważyła spoglądając nań pytająco.

– Zgadza się. Nie znalazłem odpowiedniej kobiety – wyjaśnił, nie powiedział jednak, że bardzo się pilnował, by takiej nie znaleźć.

– Dlaczego?

– Ze strachu – wyznał. – Z braku czasu, z lenistwa, ze złości… Powodów były setki. Kiedy się rozwiodłem, byłem starszy niż ty i miałem dwóch synów. Wiedziałem, że nie chcę mieć więcej dzieci, i to mocno osłabiło mój zapał do szukania żony.

– Czemu nie chcesz więcej dzieci?

– Żeby ich znowu nie tracić – rzekł niemal smutno. – Raz mi wystarczy. Ilekroć chłopcy wracają do Nowego Jorku, przeżywam katusze. Nie mogę ryzykować, że to się powtórzy.

Adriana skinęła głową. Wydawało jej się, że go rozumie.

– To musi być straszne – rzekła ze współczuciem.

– Jest, i to bardziej, niż możesz sobie wyobrazić – powiedział i uśmiechnął się do niej z czułością.

Adrianę przez chwilę korciło, by wyznać mu, że spodziewa się dziecka.

– Czasem życie jest bardziej skomplikowane, niż się wydaje – stwierdziła filozoficznie.

– To prawda – przyznał, zastanawiając się, co miała na myśli. Nie zapytał jednak, instynktownie wyczuwał bowiem, że między nią a Stevenem zaszło coś więcej, o czym nie ma ochoty mówić. Może inna kobieta, inny mężczyzna, jakiś szczególny rodzaj zdrady lub rozczarowania?…

Tego wieczoru długo rozmawiali, siedząc blisko siebie i patrząc w ogień płonący w kominku, w którym Bill ze względu na chłód panujący na dworze wcześnie rozpalił. Żaden z chłopców nawet się nie poruszył. Adriana i Bill także byli zmęczeni, lecz jeszcze nie chcieli się rozstawać. Mieli setki tematów do omówienia, doświadczeń do wymiany, pokrewnych zapatrywań. Wraz z upływem czasu Bill coraz bliżej przysuwał się do niej, Adriana zaś jakby tego nie zauważała. Było już koło północy, gdy spojrzawszy na nią uzmysłowił sobie, że nie pamięta, o czym przed chwilą mówił. Mógł myśleć tylko o tym, jak bardzo jej pragnie. Bez słowa ujął jej twarz w obie dłonie i szepcząc jej imię, łagodnie ją pocałował. Nie była na to przygotowana. Kompletnie zaskoczona, nie poruszyła się ani go nie odepchnęła, lecz oddała pocałunek, zaraz jednak odsunęła się i popatrzyła na niego ze smutkiem.

– Bill… proszę, nie…

– Przepraszam – rzekł, choć wcale nie było mu przykro. Nigdy przedtem nie był szczęśliwszy, nigdy z większą siłą nie pożądał kobiety, nigdy nie kochał nikogo tak bardzo jak ją. W jego miłości zawarta była tęsknota i pustka minionych siedmiu lat oraz cała czułość i mądrość wieku średniego, który osiągnął.

– Przepraszam, Adriano… Nie chciałem cię zdenerwować…

Wstała i wolno przeszła przez pokój, jakby oddalenie od Billa miało ją uchronić przed jakimś niemądrym postępkiem.

– Nie zdenerwowałeś mnie. – Odwróciła się i spojrzała na niego z żalem. – Tylko… nie potrafię tego wytłumaczyć… nie chcę sprawić ci bólu.

– Ty mnie? – zdumiał się. – W jaki sposób ty mogłabyś sprawić mi ból?

Podszedł do niej i ujął ją za ręce, patrząc głęboko w błękitne oczy, które tak bardzo pokochał.

– Uwierz mi na słowo, Bill. Teraz oprócz bólów głowy nic nie mogę ci dać.

– To brzmi bardzo zachęcająco – odrzekł z uśmiechem, z wielkim wysiłkiem hamując pragnienie, by znowu ją pocałować.

– Mówię poważnie – ostrzegła, a jej wyraz twarzy w pełni to potwierdzał.

Nie zamierzała nikogo obarczać odpowiedzialnością za swoje dziecko. Steven go nie chciał, tym bardziej więc nie miała prawa narzucać obowiązków z nim związanych komuś innemu, a już na pewno nie Billowi mającemu własne życie i własne dzieci. Powiedział przecież, że Adam i Tommy w zupełności mu wystarczają.

– Ja też jestem poważny, Adriano. Nie chciałem cię ponaglać, bo wiem, że rozwód jest przykrym przeżyciem – mówił ze wzrokiem przepełnionym uczuciem. – Adriano, ja cię kocham. Naprawdę. Może brzmi to głupio, bo wszystko tak niedawno się zaczęło, ale tak jest… Nie zamierzam do niczego cię zmuszać, a jeśli uważasz, że to nieodpowiednia pora, poczekam… Ale daj mi szansę, proszę, daj mi szansę… – zakończył szeptem, po czym nie mogąc się powstrzymać, znowu ją pocałował.

Adriana zrazu próbowała mu się oprzeć, lecz już po sekundzie poddała się jego ramionom. Wbrew sobie, wbrew okolicznościom ona także zaczynała go kochać, mimo że nie powinna. Kiedy wypuścił ją z objęć, nie mogła złapać tchu, a na jej twarzy malowała się troska. Bill uśmiechnął się i dotknął jej ust palcami.

– Jestem dużym chłopcem, dam sobie radę. Nie martw się o mnie. Poczekam, aż poukładasz sobie sprawy ze Stevenem.

– Ale to nie jest w porządku wobec ciebie.

– Byłoby bardziej nie w porządku, gdybyśmy się przed tym bronili. Od samego początku przyciągamy się wzajemnie jak magnes. Nazwij to, jak chcesz: kismet, przeznaczenie, los… Ja mam wrażenie, że to musiało się stać. I nie chcę cię stracić, nie możesz ode mnie uciec. Poczekam, jak długo będzie trzeba, nawet gdyby to miało trwać w nieskończoność.

Jego słowa głęboko wzruszyły Adrianę. Podzielała jego uczucia, musiała jednak myśleć przede wszystkim o dziecku, musiała dać Stevenowi szansę powrotu, gdyby zmienił zdanie, a całą energię i miłość poświęcić dziecku. Nie mogła wkraczać w życie Billa, będąc w ciąży z poprzednim mężem. To za bardzo przypominało scenariusz jego serialu. Jęknęła głośno, gdy sobie wyobraziła, że to wszystko mówi Billowi.

– Przyrzekam, do niczego nie będę cię zmuszał. Nawet cię nie pocałuję, jeśli nie chcesz. Pragnę tylko być blisko ciebie i dobrze cię poznać.

– Och, Bill… – wtuliła się w jego ramiona, marząc, by na zawsze w nich pozostać. Uosabiał wszystko, czego pragnęła, tylko że nie był jej mężem ani ojcem jej dziecka. – Sama nie wiem, co powiedzieć.

– Nic nie mów. Bądź cierpliwa wobec siebie i wobec mnie. I trochę poczekaj, potem zobaczymy. Może dojdziemy do wniosku, że nie o to nam chodzi i że nic z tego nie będzie? Ale przynajmniej daj nam szansę, dobrze? – Popatrzył na nią z nadzieją. – Proszę…

– Ale ty… ty prawie nic o mnie nie wiesz…

– A co? Ukrywasz przede mną jakieś straszliwe sekrety?… Cóż może być aż tak okropnego? Zdradziłaś męża? – żartował, chcąc rozładować napięcie, które w niej wyczuwał. Adriana się uśmiechnęła. Owym „straszliwym” sekretem, którego mu nie wyjawiła, było dziecko. – Nigdy nie uwierzę – ciągnął Bill – że w twojej przeszłości czy nawet teraźniejszości jest coś, co mogłoby zmienić moje uczucia do ciebie.

Adriana o mało nie wybuchnęła śmiechem na wspomnienie nieugiętej postawy, jaką przyjął Steven dowiedziawszy się o jej stanie. Tyle że to nie był Steven, to był Bill. Prawie uwierzyła w jego miłość, jednakże nawet od niego nie mogła wymagać, by wziął ją z dzieckiem.

– Wiesz co? Niech sprawy toczą się własnym torem, a my odpoczywajmy i cieszmy się wakacjami. Po powrocie do domu poważnie się nad wszystkim zastanowimy, zgoda? Obiecuję, że będę grzeczny. – Uścisnął jej dłoń, powstrzymując się z całej siły, by jej nie pocałować. – Umowa stoi?

Adriana z ociąganiem odwzajemniła uścisk.

– Stoi, chociaż to umowa raczej na twoją korzyść.

Mimo wszystko była zadowolona, aczkolwiek na chwilę ogarnęła ją pokusa, by wrócić do Los Angeles i w ten sposób uciec przed swym pożądaniem. Z tego pomysłu jednak zaraz zrezygnowała.

– I pamiętaj – pogroził jej Bill palcem – że ja nie żartowałem.

Zgasił światło i po kilku minutach oboje byli w swoich łóżkach. Towarzyszyły im wspomnienia namiętnego pożądania, które dało o sobie znać z zaskakującą siłą. Teraz wiedzieli już o jego istnieniu i mimo że na razie mieli nad nim kontrolę, zdawali sobie sprawę, że to nie potrwa długo. Adriana wiedziała, że Bill jest poważnym mężczyzną i trudnym do pokonania przeciwnikiem.

Загрузка...