ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY

Kiedy wrócili z lotniska, cisza panująca w mieszkaniu ogłuszyła ich, Bill zaś wyglądał, jakby stracił najlepszych przyjaciół. Adriana rozpaczliwie próbowała rozpędzić jego ponure myśli. Zaproponowała nawet, że przygotuje kolację.

– Pooglądaj sobie telewizję, a ja coś ugotuję – rzekła.

Bill, rozmyślając o synach, bezmyślnie wpatrywał się w ekran. Z kuchni dochodziły jakieś hałasy i w końcu zrozumiał, że Adrianie wszystko leci z rąk. Najpierw upuściła metalowe miski, potem rozległ się szczęk spadającej patelni i trzaskanie szafek kredensu. Twarz Billa rozjaśnił uśmiech. Adriana odznaczała się wieloma umiejętnościami, ale jako kucharka była do niczego.

– Pomóc ci? – zapytał.

– Nie, sama sobie poradzę – odparła trochę niepewnie. – Gdzie trzymasz wanilię?

– Co gotujesz?

– Łazanki – wyjaśniła, upuszczając trzy kolejne miski i zamykając z hukiem następną szafkę. Bill z szerokim uśmiechem na twarzy stanął w progu.

– Przykro mi to mówić, Adriano, ale do łazanek nie trzeba wanilii. W każdym razie nie w moim przepisie. Chyba chodzi ci o coś innego.

Adriana nerwowo miotała się po kuchni, na stole zaś stały wszystkie miski, garnki, patelnie i formy do ciast. Widok ten bardzo rozbawił Billa, który powstrzymał się jednak od komentarzy.

– Och, cicho – burknęła widząc wyraz jego twarzy. Odgarnęła ręką włosy z czoła. – Wiem, że do łazanek nie trzeba wanilii. Na deser robię ciasteczka z orzechami. I cesarską sałatę.

– Ha! aż ślinka cieknie. Może ci pomóc?

– Nie, uwielbiam gotować – uśmiechnęła się nieśmiało. – Co powiesz na kanapkę?

Teraz Bill śmiał się już otwarcie. Podszedł do niej i mocno ją przytulił. Po raz pierwszy, odkąd wyznał jej miłość, był z nią naprawdę sam. Chłopcy spędzili u niego miesiąc, a w tym czasie wiele się zdarzyło.

– Masz ochotę gdzieś pójść? – zapytał, z rozkoszą wdychając zapach jej lśniących czarnych włosów. – Możemy się wybrać do Spago. – Bill należał do elity Hollywoodu i był jedną z nielicznych osób, które o każdej porze mogły liczyć na wolny stolik w tym lokalu. Niejeden z bywalców gotów by w tym celu popełnić morderstwo. – Albo ja coś ugotuję. Co ty na to? – Wolałby zostać z nią w domu i cieszył się już na spokojny wieczór. Była sobota, więc w lokalach będą tłumy.

– Nie – odparła z uporem, patrząc na bałagan, którego narobiła. – Powiedziałam, że przygotuję kolację, i nic mnie od tego nie odwiedzie.

– Pomogę ci, dobrze? Będę twoim kuchcikiem.

– Świetnie – uśmiechnęła się łobuzersko. – Powiedz mi, jak zrobić łazanki.

Bill śmiejąc się zaczął porządkować naczynia, po czym zabrał się za smażenie steków. Sałatę przyrządzili wspólnie, rozmawiając o chłopcach, jego pracy i nowym sezonie. Na serial Billa pory roku nie miały takiego wpływu jak na seriale wieczorne, ponieważ „Życie” nadawano na okrągło, bez przerwy letniej, co z drugiej strony oznaczało, że nieustannie należało dbać, by film nie znudził się widzom. Bill pracował więc nad nowymi wątkami i teraz o nich dyskutowali. Podobały mu się sugestie Adriany. Duże wrażenie zrobiły na nim uwagi, które przygotowała na piśmie. Przy kolacji znów do nich wrócili.

– Częściowo masz rację, Adriano – przyznał, gdy wygłosiła interesującą myśl, z którą jednak nie do końca się zgadzał. – Ale najpierw musi się urodzić dziecko Helen. Potem może porwanie byłoby niezłym wyjściem. Dziecko znika, okazuje się, że kidnaperem jest ktoś, kto nienawidzi Johna i cała sprawa nie ma z Helen żadnego związku, albo… – przymknął oczy, w myślach szkicując scenariusz. – Albo jest nim ojciec dziecka. Następuje gorączkowy pościg przez całe Stany, naszpikowany różnorakimi komplikacjami… A kiedy dziecko zostanie odnalezione, dowiemy się wreszcie, kto jest ojcem.

Na jego twarzy malowała się satysfakcja. Nie ulegało wątpliwości, że pomysł przypadł mu do gustu. Adriana przyglądała mu się zafascynowana. Zastanawiała się od pewnego czasu, w jaki sposób wszyscy ci ludzie nieprzerwanie egzystują w jego umyśle, i zdawało jej się teraz, że chyba zaczyna rozumieć.

– Zdradź przy okazji, kto nim jest.

– Jeszcze nie wiem.

Adriana wybuchnęła śmiechem.

– Helen jest w ciąży, a ty nie wiesz z kim? To straszne!

– Co ci mogę powiedzieć? To współczesny romans.

– Niezwykle współczesny.

– Podobały mi się twoje wczorajsze propozycje. Jeśli widzom też się spodobają, będziemy mieć z tego wiele kilometrów taśmy.

– A może ojcem byłby Harry?

– Harry? – zdumiał się Bill, o tym bohaterze bowiem nie pomyślał. Był zbyt oczywistym kandydatem, a równocześnie wcale nim nie był. Harry, wdowiec po najlepszej przyjaciółce Helen, stanowił doskonałe rozwiązanie. W sytuacji kiedy John odsiadywał dożywocie za popełnienie dwóch morderstw, sensownie było połączyć Helen z kimś, za kogo mogłaby w końcu wyjść za mąż. – Kapitalny pomysł! – zachwycił się Bill. Aktor grający Harry’ego będzie uszczęśliwiony. Od śmierci partnerki, co miało miejsce przed kilkoma miesiącami, ta rola straciła na wyrazistości i w sumie jego wielki talent trochę się marnował. – Adriano, jesteś geniuszem!

– Tak – uśmiechnęła się słodko. – I bajeczną kucharką, nie uważasz?

– Całkowicie się z tobą zgadzam.

Pochylił się i mocno ją pocałował. Tak dobrze, tak swobodnie czuł się w jej towarzystwie! Co więcej, nie traktowała jego serialu z pogardą, a wręcz przeciwnie, zaczynał podejrzewać, że bardzo go lubi.

– Chciałabyś pracować w takim widowisku? – zagadnął. Myślał o tym od chwili, gdy zaczęła mu podsuwać nader sensowne rozwiązania.

– Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Za bardzo mnie pochłaniają rzeczywiste gwałty, morderstwa i kataklizmy. Ale mydlana opera byłaby o wiele zabawniejsza. Czemu pytasz? Szukasz nowych pracowników?

– Może niedługo będę szukał. Ciebie by to interesowało?

– Mówisz poważnie? – spojrzała na niego zaskoczona. W odpowiedzi skinął głową. – Bardzo bym chciała.

– Ja też.

Oboje z entuzjazmem się odnieśli do możliwości wspólnej pracy, przedtem jednak należało załatwić inne sprawy. Na razie Adrianę pochłaniała sprawa rozwodowa, w której miał ją reprezentować adwokat polecony przez Billa, w styczniu zaś spodziewała się dziecka. Postanowiła już, że weźmie urlop, choć nikogo w pracy jeszcze nie uprzedziła. Może więc potem, zamiast wracać do wiadomości, zacznie pracować w serialu? Pomysł wydał jej się zrazu zachęcający, a popijając przygotowane przez Billa cappuccino doszła do wniosku, że właściwie trudno o lepszy. Obawiała się trochę łączenia spraw zawodowych z prywatnymi, mimo to liczyła, że może uda im się pogodzić jedno z drugim. Tak czy owak, sprawa warta była przemyślenia.

– Bill, czy ty czegoś nie potrafisz zrobić? – zapytała z podziwem.

– Tak – odrzekł uśmiechając się łagodnie i całując ją w usta. – Nie potrafię rodzić dzieci. A skoro już o tym mowa, jak się czujesz?

– Doskonale – zapewniła.

Zgodnie z przewidywaniami lekarzy wypadek nad Tahoe nie pozostawił trwałych urazów. Adrianie zdjęto szwy z ramienia, zadrapania i siniaki się wygoiły, wstrząs mózgu minął, płód ani trochę nie ucierpiał. Gdy zaraz po powrocie odwiedziła swojego lekarza, ten nie mógł w to uwierzyć. Powiedział, że najwyraźniej nosi wyjątkowo żywotne dziecko. Z wielką ulgą przyjął to Bill, który zachowywał się tak, jakby dziecko było jego. Ilekroć o nim mówił, Adrianę ogarniało wzruszenie.

– Boisz się porodu, Adriano? Zawsze mi się wydawało, że to trochę przerażające… i takie niezwykłe. Kochasz się z kimś i małe nasionko zamienia się w tobie w człowieka. Potem rośnie w twoim brzuchu, aż zaczynasz wyglądać, jakbyś miała zaraz pęknąć, i wtedy nadchodzi ta najgorsza chwila: trzeba go z siebie wyrzucić. To na pewno wywołuje strach. Oczywiście z psychologicznego punktu widzenia, bo fizjologicznie jakoś to się udaje. Ale coś na mnie jako na mężczyźnie zawsze robiło jeszcze większe wrażenie. Bo widzisz, szczęśliwy tatuś myśli sobie: Boże, gdybym był na jej miejscu, nigdy w życiu po raz drugi bym się na to nie zdecydował, a kobieta w dwie godziny po porodzie mówi, że wcale nie było tak źle, i w każdej chwili gotowa jest to powtórzyć. To naprawdę niesamowite, prawda?

– Tak. Mnie wszystko się wydaje niesamowite. Zwłaszcza że nie mam się komu zwierzyć. Dotąd w ogóle nie myślałam o ciąży, ale teraz zaczynam zdawać sobie sprawę, że dłużej nie mogę jej ignorować i muszę stawić czoło rzeczywistości.

Bill podał jej następne cappuccino, które Adriana z przyjemnością popijała. Bill bez wątpienia był lepszym kucharzem niż ona.

– Kopie? – spytał ciekawie. Adriana potrząsnęła przecząco głową. – Życie… – Bill usiadł, patrząc na nią z miłością – to naprawdę coś cudownego. Patrzę na chłopców i nie przestaję myśleć, jakim są cudem, nawet teraz, z rozczochranymi włosami, podartymi na kolanach dżinsami i brudnymi tenisówkami. Dla mnie są wspaniali.

Adriana dlatego właśnie pokochała Billa, że był naturalny, dobry i miły, a równocześnie z powagą odnosił się do spraw naprawdę istotnych, takich, jak przyjaźń, miłość, rodzina, szczerość, które także dla niej były najważniejsze. Wciąż nie mogła uwierzyć, że tak po prostu go spotkała. Miała wielkie szczęście. Stanowił przeciwieństwo Stevena, który uciekł przed dzieckiem i nie chciał niczego nikomu dawać.

Bill wkładał naczynia do zlewu. Nagle odwrócił się do niej z nieśmiałym uśmiechem. Ich oczy spotkały się i poczuła, jak coś ją do niego przyciąga. Miał w sobie magnetyzm, który od pierwszej chwili na nią działał.

– Tak? – Wiedziała, że chce o coś zapytać. Jej przenikliwość rozbawiła go.

– Chciałem zadać ci pewne pytanie, ale nie jestem pewien, czy powinienem.

– Jakie? Czy jestem dziewicą? Tak, jestem.

– Dzięki Bogu – odetchnął z ulgą. – Nie cierpię kobiet, które nie są dziewicami.

– To tak jak ja.

– W takim razie… może byś została na noc? Jak chcesz, będziesz spać w pokoju gościnnym.

Mimo że do mieszkania miała raptem parę kroków, zapragnęła tutaj zostać. U niej było tak smutno i pusto! A pokój gościnny Billa, ciepły i przytulny, wydawał jej się oazą, gdzie mogła się cieszyć jego obecnością i schronić przed trudami życia.

– Czy to ma sens? – rzekła nieśmiało. – Chyba powinnam pójść do domu.

– Myślałem… – Przez chwilę na jego twarzy zagościł smutek. – Będę bardzo samotny bez chłopców. – Zdawała sobie z tego sprawę i pragnęła pomóc mu przetrwać te chwile. – Uprażymy sobie kukurydzy i pooglądamy stare filmy w telewizji – kusił.

– No dobra, niech ci będzie – uśmiechnęła się niepewnie, w sumie zadowolona z takiego obrotu rzeczy.

– Patrząc na sprawę z handlowego punktu widzenia, chciałbym się dowiedzieć, co wpłynęło na twoją decyzję – powiedział z przesadną powagą Bill. – Kukurydza czy stare filmy? Może kiedyś znowu będę musiał cię przekonywać, więc ta informacja bardzo mi się przyda.

– Kukurydza – roześmiała się lekko. – I darmowe śniadanie jutro.

– Czy ktoś coś mówił o śniadaniu? – droczył się z nią Bill.

– Bądź miły… albo przyrządzę ci łazanki z wanilią!

– Tego się obawiałem. „Waniliowa dziewica” to doskonały tytuł na serial albo przynajmniej jeden odcinek. Jak myślisz?

Objął Adrianę ramieniem i przytuleni poszli do salonu.

– Myślę, że jesteś cudowny.

Bill objął ją mocniej i pocałował w szyję.

– Miło mi to słyszeć… Ja myślę, że cię kocham.

Adriana nie miała wątpliwości co do swoich uczuć. Była ich pewna od chwili, gdy w szpitalu w Truckee odzyskała przytomność i usłyszała Billa mówiącego o swej miłości do niej i do dziecka. W dodatku okazało się, że on wie o ciąży i opiece nad niemowlętami znacznie więcej niż ona. Pod pewnymi względami bardzo ją to uspokajało i zaczynała we wszystkim na niego liczyć, rada, że stale ma go w pobliżu.

– A może pójdziemy do mojego pokoju? – zaproponował.

W jego sypialni stał olbrzymi telewizor. Kiedy miał u siebie synów, często we trzech układali się wygodnie na łóżku i oglądali filmy. Adriana kilka razy do nich dołączyła, gdy nocowała w pokoju gościnnym. Teraz jednak byli tylko we dwoje, toteż czuła się trochę dziwnie, sadowiąc się w jego łóżku, choć musiała sama przed sobą przyznać, że bardzo jej się to podoba.

Bill włączył telewizor, po czym poszedł do kuchni przygotować kukurydzę. Adriana, oparta wygodnie o poduszki, rozmyślała, jak wiele ten mężczyzna dla niej znaczy i jak bardzo ją pociąga. Dość osobliwe jej się wydawało, że w piątym miesiącu ciąży czuje fizyczny pociąg do człowieka nie będącego jej mężem. Ale wszystko tak właśnie się poukładało, teraz miała zatem problem, nie wiedziała bowiem, jak mu okazać swoje pożądanie.

– Kukurydza! – oznajmił, wkraczając po chwili do sypialni z wielką metalową miską. Kukurydza, wciąż gorąca, była doskonale doprawiona masłem i solą.

– Fantastycznie! – uśmiechnęła się Adriana, moszcząc się obok Billa, który pilotem szukał stacji nadającej wyłącznie stare filmy. Wyświetlano akurat melodramat z Carym Grantem. – Wspaniałe!… – rzekła z zadowoleniem, pojadając kukurydzę. Bill przysunął się do niej i delikatnie ją pocałował.

– Też tak myślę – wyznał szczerze. Adriana była mu najlepszym przyjacielem, ba! kimś więcej nawet. Całował ją i całował, nie potrafiąc przestać, ona zaś leżała na poduszkach, ciągle pogryzając kukurydzę i udając, że ogląda telewizję, choć Bill przysłaniał jej trochę ekran. Dość szybko jednak film przestał ją interesować. Oddając Billowi pocałunki poczuła, że ogarnia ją namiętność, jakiej nigdy w życiu nie doznała.

– Bierzesz pigułki? – zapytał szeptem i oboje się roześmiali.

– Tak – odszepnęła.

Spoważnieli. Ich wzajemne pożądanie sprawiło, że romans Cary’ego Granta poszedł w zapomnienie. Bill odstawił na podłogę miskę z kukurydzą, zgasił światło i wrócił do Adriany. Była taka piękna, delikatna, pociągająca… Wolno zaczął odpinać guziki jej luźnej sukni w kolorze brzoskwini, poczuł jej dłonie pod swetrem. Ich usta dotknęły się, rozstały, znowu się spotkały. Pocałunki Billa stawały się coraz gorętsze. Po chwili nadzy leżeli w ciasnym uścisku. Bill już dłużej nie był w stanie nad sobą panować, zapomniał o rozwadze i o całym świecie. Adriana każdą cząsteczką skóry odpowiadała na najmniejsze drgnienie jego palców. Ich ciała stopiły się w jedno.

Obojgu wydawało się, że przez wiele godzin tak leżeli, nawzajem dając sobie rozkosz, a kiedy się rozłączyli, nie mieli pojęcia, ile czasu upłynęło od ich pierwszego pocałunku.

– Jesteś taka piękna – szepnął Bill, dotykając jej twarzy, a potem przesuwając dłonią po jej ciele. Nawet teraz widział wyraźnie, jaka musiała być szczupła i zgrabna przed ciążą. – Dobrze się czujesz?

Nagle ogarnęła go obawa, że mógł zrobić krzywdę jej lub dziecku. Powodowany namiętnością, zapomniał o jej stanie. Adriana odpowiedziała uśmiechem i pocałowała go w szyję i usta, pieszcząc jego potężny tors. Sprawił, że czuła się szczęśliwa, bezpieczna i spokojna.

– Jesteś wspaniały. – Patrzyła na niego z wielką czułością i miłością.

Kiedy Bill, zahipnotyzowany urodą Adriany, dotknął jej wypukłego brzucha, nagle zmarszczyła brwi i dziwnie na niego spojrzała.

– Ty to zrobiłeś?

– Co?

– Nie wiem… coś… Nie jestem pewna, co to było…

Miała wrażenie, jakby coś w niej zatrzepotało. Najpierw myślała, że powodem była pieszczota jego dłoni, lecz one leżały nieruchomo na jej ciele. I nagle, w tej samej chwili, oboje zrozumieli, co to było. Ich akt miłosny jakby ożywił dziecko, które teraz należało już do niego, było ich wspólne, ponieważ Bill pragnął go i kochał Adrianę.

– Daj, muszę sprawdzić.

Znowu położył dłonie na jej brzuchu, niczego jednak nie poczuł, potem zaś przez ułamek sekundy zdawało mu się, że coś w niej drgnęło, ale pewności nie miał, gdyż płód był jeszcze bardzo mały. Przytulił ją mocno, czując krągłość jej brzucha, potem ujął w dłonie jej pełne piersi. Kochał ją bez reszty. Poznawanie Adriany w takim stanie, gdy nosiła w łonie potomka, było dość niezwykłe, lecz nie znał jej innej. Czuł się związany z obojgiem, czuł się ojcem dziecka, bo stanowiło część jego ukochanej.

Otulił ją delikatnie pościelą. Długo leżeli obok siebie, dając sobie ciepło, rozmawiając o dziecku i marząc.

– Wiesz? Zabawne… – odezwał się Bill. Z oddali dobiegał ich głos Cary’ego Granta. – Mam wrażenie, jakby to dziecko było częścią mnie. Nie wiem czemu, ale wracają do mnie znajome uczucia i wspomnienia, to podniecenie, które czułem, jak mieli się urodzić Adam i Tommy… Łapię się na myślach o kupnie kołyski, o urządzeniu pokoju, o tym, że chciałbym być przy tobie w czasie porodu… I wtedy muszę sobie powtarzać: hola, stary, przecież to nie twoje… – W jego głosie zabrzmiał smutek. Bardzo pragnął, by było inaczej, chociaż dopiero raz się kochali.

– Byłam taka zagubiona, dopóki ciebie nie spotkałam… I bardzo samotna. – Popatrzyła na niego poważnie. – Naprawdę nie masz nic przeciwko dziecku? Czasami wydaję się sobie brzydka i gruba…

– Kochana, zanim będzie lepiej, musi być gorzej – zaśmiał się, układając się wygodnie w łóżku, które przed chwilą uczynili wspólnym. – Napęczniejesz jak balon, a ja wiem, że bardzo mi się to spodoba. Będziesz wielka i słodka, a potem przeżyjemy sporo wspaniałych chwil z dzieckiem.

– Głuptas. – Zamrugała niepewnie, gdy opowiadał, jak bardzo zmieni się jej figura. Dotąd starała się o tym nie myśleć, bo perspektywa tych zmian budziła w niej niemal przerażenie. Już teraz biodra miała prawie dwa razy szersze niż przed paroma tygodniami, a piersi jej się powiększyły prawie dwukrotnie. Wszystko to wydawało jej się dziwne i obce, mimo to z radością myślała o dziecku. Ledwo mogła uwierzyć, że Bill podziela jej uczucia. Wciąż zachodziła w głowę, czym sobie zasłużyła, że na jej drodze stanął człowiek jego pokroju.

– To, że się związałem z kobietą w piątym miesiącu ciąży – rzekł Bill siadając na łóżku – jawi mi się jako swego rodzaju sprawiedliwość. Miałem romanse z większą liczbą cierpiących na anoreksję aktorek i chorych na bulimię modelek, niż ustawa przewiduje. Aż tu nagle zakochałem się w kobiecie, która już niedługo nie będzie mogła dojrzeć własnych butów.

– Nie strasz!… Naprawdę nie ma sposobu, żeby uniknąć tej przemiany w balon? – zapytała. Bill pochylił się i mocno ją ucałował.

– Absolutnie żadnego. To piękny dar, dlatego ciesz się nim.

– A będziesz mnie dalej kochał, jak już będę wielkości szafy? – To pytanie, zadawane żałosnym głosem, zna każdy mężczyzna, którego żona spodziewa się dziecka.

– No pewnie! A ty byś mnie nie kochała, gdybym to ja nosił dziecko?

Bardzo ją taka wizja rozśmieszyła, lecz zarazem wszystko stało się naturalne i przestało budzić w niej strach. Bill każdy problem potrafił pomniejszyć, uprościć, przedstawić w zwyczajnym świetle.

– Jasne, że bym cię kochała.

– W takim razie to jest odpowiedź na twoje pytanie, prawda? W ciąży jesteś piękna. Może raczej powinnaś się martwić, czy będziesz mnie pociągać, kiedy schudniesz. Bo na razie wiemy, jak na mnie działasz w tym stanie – uśmiechnął się łobuzersko.

Odpowiedziała śmiechem. Z nikim nie było jej tak dobrze i nigdy w życiu nie czuła się tak kochana. Cudowne zaś było to, że tę miłość odwzajemniała. Nikogo jeszcze nie kochała tak mocno. Nawet Stevena. On nie obdarzał jej taką uwagą, nigdy też z taką jak Bill wrażliwością i mądrością nie reagował na jej potrzeby, obawy i nastroje. Teraz już Adriana nie miała nawet cienia wątpliwości: miała wielkie szczęście, a William Thigpen był wyjątkowym mężczyzną.

– Adriano, szaleję z pożądania – oznajmił Bill udając, że się na nią rzuca.

– Zapomnij o tym. Gdzie kukurydza?

– Zamiast serca – podał jej miskę – masz żołądek.

Cmoknął ją głośno w pośladek i poszedł po wodę, zanim zdążyła powiedzieć, że chce jej się pić.

– Wiesz, że czytasz w moich myślach?

– Wszystko w ramach usług.

Pragnął znowu się z nią kochać, lecz bał się przesadzić, bo mogłoby to zaszkodzić dziecku. Przez najbliższe cztery i pół miesiąca gotów był okazać wiele cierpliwości i troski, co wydawało mu się i tak niską ceną za cud nowego życia i dar jej obecności. Wziął garść kukurydzy i głośniej puścił telewizor. Patrząc na Adrianę odnosił wrażenie, że oboje do siebie należą, jakby tworzyli jedność i byli małżeństwem od zawsze. Nie potrafił uwierzyć, że była żoną innego mężczyzny, którego dziecko nosiła i który nie chciał ani jej, ani tego dziecka.

Adriana już zasypiała, Bill zaś, obejmując ją mocno, oglądał jeszcze telewizję, gdy zadzwonił telefon. Adam i Tommy bezpiecznie dotarli do domu i zgodnie z obietnicą telefonowali.

– Jak przeszła wam podróż?

– Fajowo! – oświadczył Tommy. – Zjadłem trzy hot dogi – pochwalił się.

Bill zamówił dla nich specjalne dania w postaci ulubionych hot dogów. O tym nigdy nie zapominał.

– A co u Adriany? Jest z tobą? – zapytał chłopiec pełnym nadziei głosem.

– Tak. Oglądamy telewizję i wcinamy kukurydzę. Bardzo za wami tęsknimy. Po waszym wyjeździe było nam okropnie smutno – rzekł szczerze, nigdy bowiem nie ukrywał przed synami swoich prawdziwych uczuć. – Nie możemy się doczekać Święta Dziękczynienia.

Już teraz mówiąc o sobie i Adrianie, używał liczby mnogiej, ponieważ nie miał wątpliwości, że wtedy też będą razem. Wiedział, że trzeba będzie chłopcom powiedzieć o dziecku, ale postanowił, że Adriana sama zdecyduje, ile powinni usłyszeć. Na myśl o tym położył dłoń na jej brzuchu, by sprawdzić, czy poczuje ruchy płodu. Uważał, że teraz, gdy oboje są ze sobą tak blisko, gdy ich ciała połączyły się w jedno, ma do tego prawo. Z żadną kobietą dotąd nie łączyła go tak silna więź.

Słuchawkę przejął Adam, który opowiedział obejrzany w samolocie film o wojnie w Wietnamie. Gdy skończył, zapytał, czy może porozmawiać z Adrianą. Bill trącił ją lekko w ramię i przysłonił słuchawkę dłonią.

– To Adam, kochanie. Chce z tobą rozmawiać.

– Dobrze. – Zaspana, wyciągnęła rękę po telefon, starając się nadać głosowi normalne brzmienie. – Cześć, Adam. Jak podróż? Spotkałeś godne uwagi dziewczyny?

Adam w odpowiedzi głośno prychnął. Adriana pierwsza dostrzegła jego zainteresowanie dziewczynami i czas spędzany przed lustrem w łazience.

– Właściwie nie. Tylko jedną. Siedziała za nami.

– Masz jej telefon? – spytała żartem Adriana, otrzymała jednak poważną odpowiedź.

– Tak. Mieszka w Connecticut. Jej tata jest pilotem.

– To niedobrze, jeśli naprawdę ci się podoba… – Oboje się roześmiali.

Po chwili Adam oddał słuchawkę Tommy’emu, któremu Adriana powiedziała, że oboje z Billem za nimi tęsknią.

– Siedzimy tu z waszym tatą i bardzo nam smutno. Bez was nawet kukurydza smakuje inaczej.

– Wielkie dzięki!… – udał obrazę Bill, z wielką przyjemnością przysłuchujący się ożywionej rozmowie, jaką Adriana prowadziła z chłopcami. Wspaniale traktowała jego synów i wiedział, że do końca swoich dni nie zapomni, jak uratowała Tommy’ego. Nigdy przedtem nie był tak przerażony jak wtedy, gdy zobaczył nieruchome ciałko syna… a potem ją. Na wspomnienie tego widoku przeszedł go dreszcz.

Adriana pożegnała się z chłopcami. Bill wbrew swoim chęciom rozmawiał z nimi jeszcze tylko chwilkę, świadom, że ich matka po miesięcznej rozłące chce się synami nacieszyć.

– Ich głosy brzmią tak blisko, a przecież są tak daleko – rzekła ze smutkiem Adriana. Trzy miesiące, które dzieliły ich od następnego przyjazdu chłopców, wydawały jej się niezwykle długim okresem, toteż zadawała sobie pytanie, jak Bill to wytrzymuje, tym bardziej że w Kalifornii nie miał żadnej rodziny. Nawet gdyby się powtórnie ożenił i miał inne dzieci, cierpiałby chyba tak samo. Adam i Tommy byli wyjątkowi i Adriana doskonale wiedziała, jak bardzo Bill za nimi tęskni. – Na Święto Dziękczynienia tyle jeszcze trzeba czekać!… – westchnęła.

– Teraz wiesz, jak to jest, przynajmniej częściowo – rzekł poważnie, kładąc się obok niej i gasząc telewizor. – Dlatego nie chciałem więcej dzieci. Nie chciałem, żeby znowu ktoś mi je odebrał. Leslie jest co prawda przyzwoitą kobietą, ale coś mi się robi, jak pomyślę, że ona ich ma przez cały rok, a ja przez sześć, najwyżej siedem tygodni. To okropne.

– Rozumiem – rzekła Adriana łagodnie. Dostatecznie go już poznała, by zdawać sobie sprawę, jak bardzo go to boli. – Nigdy ci tego nie zrobię, Bill – oświadczyła bez namysłu.

– Skąd wiesz? Tego nie można być pewnym. A w twojej sytuacji… Uważasz, że masz zobowiązania względem Stevena. Jeśli wróci do ciebie po narodzinach dziecka, co się z nami stanie? Na to też nie znasz odpowiedzi. – Przez chwilę w jego głosie dźwięczał smutek i gniew, lecz tylko dlatego, że kochał ją i tęsknił za swoimi synami.

– Owszem, nie znam odpowiedzi. Ale nigdy nie zadam ci bólu. – Tego była pewna. Nie miała pojęcia, co zrobi, jeśli Steven wróci, istotnie uważając, że ma wobec męża zobowiązania, lecz teraz czuła coś jeszcze: więź łączącą ją z Billem, powstałą tej nocy w czasie, kiedy się kochali. Więź owa tworzyła się już wcześniej, w ciągu paru miesięcy ich znajomości, zawiązała się jednak na dobre i Adriana wiedziała, że nigdy tak po prostu nie opuści Billa ani nie zabierze mu niczego, co on kocha. Była tego pewna… Lub przynajmniej miała taką nadzieję.

– Kocham cię – powiedziała cicho, myśląc o nim, chłopcach i swoim dziecku.

– Ja też cię kocham – odszepnął, myśląc tylko o niej. Znowu ogarnęło go pożądanie. Nie potrafiąc nad nim zapanować, przesunął dłońmi po jej ciele, a gdy w niej obudziło się takie samo pragnienie, zaczęli się kochać. Była to długa, szczęśliwa noc.

Obudzili się rano, ciasno objęci. Adriana otworzyła jedno oko i z zachwytem zobaczyła, że obok niej leży Bill. Przez ułamek sekundy bała się, że to, co przeżyła, było tylko snem, ale widok śpiącego i pochrapującego Billa rozwiał jej obawy. Gdy się poruszyła, obudził się i zsunął z niej nogę.

– Czy to ty? – zapytał sennie. – A może umarłem i jestem w niebie? – Na jego twarzy pojawił się pełen zadowolenia uśmiech. Nie otwierał oczu, chroniąc się przed promieniami porannego słońca.

– To ja. Ale czy to naprawdę ty? – szepnęła. Spędziła najpiękniejszą noc w swoim życiu, wspaniały miesiąc miodowy, mimo że spodziewała się dziecka.

– To ja. Jesteś ciągle dziewicą?

– Nie sądzę.

– Doskonale. Miejmy nadzieję, że nie zajdziesz w ciążę.

– Nie martw się, biorę pigułki.

Zaśmiewając się do łez, tulili się do siebie w zmiętej pościeli.

– Całe szczęście… Przygotujesz mi na śniadanie łazanki? – spytał Bill, przeciągając się.

Adriana skinęła głową.

– Z wanilią.

– Świetnie. Takie najbardziej lubię. – Obrócił się na brzuch i pocałował ją w usta. – Mam lepszy pomysł. Ty sobie odpoczniesz, a ja przygotuję śniadanie. Co wolisz? Wafle czy naleśniki?

– Chyba powinnam przejść na dietę – zauważyła niepewnie. Stale czymś się opychała, choć w gruncie rzeczy rósł jej tylko brzuch. Najwyraźniej wszystkie kalorie szły na dziecko.

– O to będziesz się martwić potem. Co lubisz najbardziej?

– Ciebie… – zawołała i udowodniła mu to w sposób, który go zachwycił.

Dopiero po dwóch godzinach wrócili do śniadania. Bill usmażył jajka na bekonie i zaparzył mocną kawę. Ubrani w podobne jedwabne szlafroki należące do niego, zasiedli przy kuchennym stole z gazetami w ręku.

– Doskonały sposób na spędzenie niedzielnego poranka – oświadczyła Adriana. Bill w odpowiedzi uśmiechnął się do niej znad artykułu o przemyśle rozrywkowym.

– Całkowicie się z tobą zgadzam.

Po śniadaniu wzięli prysznic, ubrali się i wsiedli do jej MG, które Bill bardzo lubił prowadzić. Pojechali do Malibu, gdzie długo spacerowali po plaży. Dopiero o zachodzie słońca ruszyli z powrotem do domu. Wiatr wiał im prosto w twarz, ponieważ Bill opuścił dach samochodu. Wyglądali młodo, szczęśliwie i beztrosko. Cały świat do nich należał. Po drodze wstąpili do supermarketu, w którym się poznali, po czym poszli do Billa przygotować kolację. Dla uczczenia ich związku Bill wzniósł toast szampanem.

– Za zaślubiny dwóch serc… I za trzecie, które niedługo będzie z nami – rzekł i mocno ją ucałował. – Kocham cię, najdroższa…

Spędzili spokojny wieczór, oglądając telewizję i rozmawiając, wreszcie Adriana znowu zaczęła coś bąkać o pójściu do siebie. Nie chciała mu się narzucać, miała przecież swoje mieszkanie. Bill jednak przerwał jej w pół słowa. Wyperswadował jej powrót do ponurej pustki mieszkania i zapowiedział, że w najbliższych dniach przeniesie jej rzeczy do swojego pokoju gościnnego. Adriana bez protestów przystała na jego propozycję. Teraz, gdy mogła być z nim, a niczego więcej nie pragnęła, nie miała ochoty na samotność.

Nazajutrz Bill zawiózł Adrianę do pracy, obiecując, że przyjedzie po nią po wiadomościach o szóstej i podrzuci ją do telewizji na ostatnie wydanie. Zelda z wyrazu jej twarzy od razu odgadła, że coś musiało się stać, lecz nie zadawała żadnych pytań, ciesząc się w milczeniu własnymi domysłami. Kiedy Bill zjawił się w południe, wiedziała już dokładnie, co się zdarzyło.

– Sprawdziło się! – oświadczył Bill, cały rozpromieniony.

– Co takiego? – z roztargnieniem spytała Adriana. W zoo niedźwiedź zaatakował dziecko, które ledwo uszło z życiem, i musiała zdecydować, jaki fragment tego zdarzenia pokażą na antenie. – Co się sprawdziło? – powtórzyła przytomniej, uradowana widokiem jego szeroko uśmiechniętej twarzy. Miała za sobą niezwykle pracowite przedpołudnie, choć wszystko zdawała się spowijać mgła szczęścia i zadowolenia.

– Twój pomysł. Harry jako ojciec dziecka. Kapitalne!… Wszyscy są zadowoleni, szczególnie reżyser. Praca z George’em Orbenem to prawdziwa przyjemność i aktorzy są zachwyceni, że jego rola będzie większa. Jesteś geniuszem, Adriano!

– Zawsze do usług, panie Thigpen – uśmiechnęła się Adriana. Miała nadzieję, że któregoś dnia Bill może zaproponuje jej pracę, a wtedy nie będzie już musiała wracać do wiadomości.

– Możesz wyjść na lunch? – zapytał z nadzieją.

– Nie – zaprzeczyła. Za dużo miała informacji: niedźwiedź w zoo, brutalne morderstwo policjanta sprzed godziny, kryzys rządowy w Wenezueli… – Chyba nie uda mi się wyjść przed wiadomościami o szóstej.

Bill pokiwał głową, pocałował ją i zniknął. Wrócił po półgodzinie z wielkim hamburgerem, filiżanką zupy i sałatką owocową.

– To dla ciebie. Wcinaj.

– Tak jest, proszę pana… Kocham cię – dodała szeptem. Kącikiem oka dostrzegła wyraz dezaprobaty na twarzy swej sekretarki i uświadomiła sobie, co zrobiła. Sekretarka widziała, jak całuje Billa, a przecież nie miała pojęcia, że są ze Stevenem w separacji. Zauważyła także kilka ciekawskich spojrzeń reszty współpracowników. Wiedziała, że będzie ich więcej, zwłaszcza gdy ludzie się zorientują, że jest w ciąży.

– Kto to był? – zapytał wprost jeden z montażystów, kiedy Bill wyszedł.

– Na imię ma Harry – odparła tajemniczo. – Żona mu umarła kilka miesięcy temu… – wyjaśniła i opowiedziała nowy wątek z serialu Billa, choć oczywiście nikt o tym nie wiedział. – Była najlepszą przyjaciółką Helen…

Montażysta uniósł brwi, pokiwał głową, po czym oboje wrócili do swych zajęć. Kiedy się odwrócił, by na nią popatrzeć, zobaczył na jej twarzy uśmiech.

Загрузка...