William Thigpen, patrząc w ciemność za oknem swego mieszkania, daleki był od entuzjazmu. Trochę pisał, potem wyszedł kupić sobie chińskie jedzenie, zadzwonił do dzieci do Nowego Jorku i przez chwilę oglądał telewizję. W gruncie rzeczy czuł się samotny. Dochodziła już pierwsza w nocy, kiedy postanowił zaryzykować i zadzwonić do Sylvii do Las Vegas. Może już wróciła do pokoju, w najgorszym razie zaś zostawi jej wiadomość. Telefon dzwonił długo, lecz nikt nie odbierał, Bill czekał więc, aż odezwie się recepcja. W końcu w słuchawce rozległ się poważny męski głos, który sennie zapytał:
– Tak?
– Chciałem zostawić wiadomość dla osoby z pokoju numer 402 – powiedział energicznie Bill.
– To jest pokój numer 402 – zachrypiał mężczyzna. – Czego pan chce?
– Musiałem pomylić numery, przepraszam – powiedział Bill i nagle się zastanowił.
– Spodziewasz się telefonu? – zapytał kogoś mężczyzna. Nastąpiła cicha wymiana zdań, po której w słuchawce zabrzmiał zdenerwowany głos Sylvii. Za późno przyszło jej do głowy, że mądrzej byłoby tego nie robić. Wiedziała, że dzwoni Bill.
– Cześć… okropnie się wszystko pomieszało – zaczęła tłumaczyć. Sytuacja była tak groteskowa, że Bill o mało nie wybuchnął śmiechem. – Zapomnieli zarezerwować wszystkim pokoje i czworo z nas musi mieszkać w dwuosobowych.
Pięknie. Jako jeden z głównych bohaterów bierze udział w epizodzie godnym mydlanej opery. Miał wrażenie, że obserwuje cudze życie, że cała sprawa go nie dotyczy.
– To śmieszne… Do diabła, Sylvio, co jest?
Mówił jak zdenerwowany kochanek, choć ku swojemu zaskoczeniu nie znajdował w sobie ani bólu, ani gniewu, tylko nieprzyjemne czucie, jakby dał się nabrać, i wielkie rozczarowanie. Przez krótki czas łączył ich łatwy, miły związek, który teraz bez wątpienia się skończył.
– Bill, bardzo mi przykro… nie mogę ci teraz tego wytłumaczyć, ale sprawy się poplątały… ja… – Sylvia płakała, a Bill czuł się jak kretyn. Mimo że to on przyłapał ją na zdradzie, miał ochotę przepraszać za swoją głupotę.
– Porozmawiamy o tym, jak wrócisz.
– Czy wyrzucisz mnie z serialu?
Billowi zrobiło się smutno. Takie postępowanie nie leżało w jego naturze i zraniło go, że Sylvia o tym nie wie.
– To nie ma nic wspólnego z pracą; Sylvio. To dwie odrębne rzeczy.
– Okay. Przepraszam… Wracam w niedzielę wieczorem.
– Baw się dobrze – powiedział łagodnie Bill i odłożył słuchawkę.
Skończyło się. Prawdę mówiąc, nigdy nie powinno było się zacząć. A wszystko przez jego lenistwo i przez to, że Sylvia stanowiła wygodne rozwiązanie, w dodatku była tak ponętna! Jej wspaniała uroda zwalała z nóg, choć teraz już nie jego. Bill liczył tylko, że ten facet o poważnym głosie da jej więcej szczęścia, on bowiem tak niewiele mógł ofiarować kobietom. Miał dla nich mało czasu, jeszcze mniej ochoty, by znowu przeżywać ten sam ból co po odejściu Leslie i dzieci. Jego związki z kobietami były mało skomplikowane i zwykle kończyły się jak ten z Sylvią: partnerka szła dalej. Bill wiedział, że Sylvii chodziło o to czego nie mógł jej dać. Pragnęła wspólnie spędzonego czasu, prawdziwego przywiązania, może nawet miłości, on zaś mógł ofiarować jej tylko sympatię i trochę zabawy.
Wpatrzony w nocne niebo, jakiś czas myślał o Sylvii, potem wypił jej zdrowie wodą sodową i położył się do łóżka, dumając nad swoim życiem. Czuł się samotny. Nagle ogarnął go smutek, że tak to musiało się skończyć – telefonem do Las Vegas.
Tej nocy długo nie mógł zasnąć. Myślał o kobietach, z którymi się spotykał, o tym, jak niewiele wzajemnie dla siebie znaczyli, jak powierzchowne były ich znajomości, jak przypadkowe życie seksualne. Zanim zapadł w sen, po raz pierwszy od lat zatęsknił do związku, jaki w przeszłości łączył go z Leslie. Miał wrażenie, że od tamtego okresu dzieli go kilka wcieleń. Wątpił, by głębokie uczucie pojawiło się jeszcze na jego drodze. Może przychodzi tylko raz, kiedy człowiek jest młody? Może nikomu nie jest dane ponownie przeżyć prawdziwą miłość? A może w gruncie rzeczy to wcale nie jest ważne? W końcu zasnął, myśląc nie o Sylvii, nie o byłej żonie, lecz swoich chłopcach, Adamie i Tomie. Tak naprawdę jedynie oni się liczyli.