Następnego dnia Adriana i Steven pojechali do pracy o tej samej porze. Poranki wypełniały im zajęcia następujące po sobie jak w zegarku. Steven rozpoczynał dzień od biegu, potem golił się i oglądał wiadomości, pedałując na rowerze treningowym. W tym czasie Adriana, już wykąpana i ubrana, przygotowywała lekkie śniadanie. Gdy sprzątała kuchnię i sypialnię, Steven brał prysznic i ubierał się. W czasie weekendów pomagał Adrianie, lecz w tygodniu zbyt był zajęty.
Adriana zawsze oglądała poranne wiadomości i tyle programu „Dzisiaj”, ile zdążyła przed wyjściem do pracy. Jeśli zdarzyło się coś interesującego, dyskutowali o tym, choć zazwyczaj rano niewiele ze sobą rozmawiali.
Ten poranek był wyjątkiem. W nocy kochali się dwa razy, co Adrianę wprawiło w gadatliwy i sentymentalny nastrój. Podając mężowi filiżankę kawy, pocałowała go. Był spocony po biegu, lecz nawet z mokrymi włosami i przylegającą do ciała wilgotną bluzą Steven Townsend wyglądał jak filmowy amant. To także różniło go od bliskich w czasach, gdy walczył o wydostanie się z rodzinnego środowiska w Detroit. Jego inteligencja, ambicje i uroda nie przystawały do świata, w którym się urodził. Adriana także odznaczała się uderzającą powierzchownością, ale nie poświęcała jej zbyt dużo uwagi. Za bardzo pochłonęło ją życie, by miała medytować nad swoim wyglądem, chyba że wychodziła gdzieś ze Stevenem. Wtedy z wielką starannością dobierała ubiór i makijaż. Mimo wszystko jej naturalna uroda wyróżniała się w świecie sztuczności, w którym żyli, choć Steven niezwykle rzadko ją zauważał, zajęty innymi sprawami, własnym życiem i karierą. Bywały okresy, że prawie nie widywał żony.
– Zapowiada się dzisiaj coś ciekawego? – zapytał spoglądając na Adrianę znad gazety, którą czytał przy śniadaniu składającym się z gorących jagodowych bułeczek i owocowej sałatki z jogurtem.
– O niczym nie wiem. Dowiem się, jak przyjadę do telewizji. Poranne wiadomości były nie bardzo dramatyczne, ale nigdy nie wiadomo. Nawet teraz ktoś mógł zastrzelić prezydenta.
– Tak… – Steven przeglądał wiadomości giełdowe i artykuły o gospodarce.
– Pracujesz wieczorem?
– Okaże się dopiero po południu. Sporo osób jest na wakacjach. Może nawet będę musiała pracować w weekend.
– Mam nadzieję, że nie. Pamiętasz o jutrzejszym przyjęciu u Jamesów?
Spojrzeli sobie w oczy i Adriana się uśmiechnęła. Steven nigdy do końca nie wierzył, że jego żona potrafi coś zapamiętać.
– Oczywiście, że pamiętam. Czy to takie ważne?
Steven ponuro skinął głową. Adriana zdążyła się już przyzwyczaić, że kiedy chodziło o jego karierę, tracił humor.
– Każdy, kto cokolwiek znaczy w reklamie, będzie na tym przyjęciu. Chciałem się upewnić, że nie zapomniałaś. – Adriana skinęła głową. Steven, rzucając okiem na zegarek, wstał od stołu. – O szóstej gram w squasha. Jeśli będziesz pracowała wieczorem, nie przyjadę do domu na kolację. Zostaw mi w biurze wiadomość.
– Tak jest, sir. Czy jeszcze o czymś powinnam się dowiedzieć, zanim rozpoczniemy dzień i pogrążymy się w naszych oddzielnych światach?
Po chwili namysłu Steven potrząsnął przecząco głową. Choć patrzył na siedzącą przy stole żonę, myślami był już daleko od niej. Zastanawiał się nad dwoma potencjalnymi klientami i jak by odebrać trzeciego wyższemu rangą pracownikowi swej agencji. Robił już takie rzeczy kolegom bez wstydu czy obaw, zawsze bowiem uważał, że cel uświęca środki.
Tak też było szesnaście lat wcześniej, gdy swego najlepszego przyjaciela pozbawił stypendium uniwersytetu w Berkeley. Tamten chłopiec w zasadzie lepiej spełniał warunki, Steven jednak wiedział o oszustwie, które kolega popełnił przy egzaminie, dopilnował zatem, by w odpowiednim czasie dowiedzieli się o tym właściwi ludzie. Nieważne, że tamten wyniki zawsze miał doskonałe i że pomagał Stevenowi w przygotowaniu się do egzaminów. Nieważne, że byli najlepszymi przyjaciółmi – przecież oszukał! Został odrzucony przez komisję, a Steven, nie oglądając się za siebie, uciekł z Detroit. Nigdy więcej nie spotkał się z przyjacielem. Później dowiedział się od siostry, że Tom zrezygnował z nauki i pracuje gdzieś w slumsach na stacji benzynowej. Cóż, życie niekiedy tak się układa. Przetrwać mogą tylko najsilniejsi, a Steven Townsend był silny, i to pod każdym względem. Przez chwilę patrzył na Adrianę, po czym odwrócił się i pobiegł na górę, by wziąć prysznic przed wyjściem do pracy.
Adriana była jeszcze w kuchni, gdy wrócił, ubrany bez zarzutu w garnitur koloru khaki, jasnobłękitną koszulę i niebiesko-żółty krawat. Ze swymi błyszczącymi czarnymi włosami znów wyglądał jak gwiazdor filmowy lub w najgorszym razie człowiek pracujący w reklamie. Adriana na jego widok zawsze czuła dreszcz podniecenia. Był nieprawdopodobnie przystojny.
– Wyglądasz wspaniale, chłopcze.
Komplement najwyraźniej sprawił mu przyjemność. Adriana wstała, biorąc swą dużą torbę z miękkiej czarnej skóry, którą nosiła do pracy. Kupiła ją przed laty i nie potrafiła się z nią rozstać, darząc ją takim samym przywiązanie, jak swój stary samochód. Miała na sobie granatową wełnianą spódnicę, bluzkę z białego jedwabiu, zarzucony na plecy biały kaszmirowy sweter oraz drogie czarne włoskie pantofelki. Jej wygląd mówił o prostej, choć kosztownej elegancji.
Trzeba było przyjrzeć się jej dokładnie, by stwierdzić, że zna wszystkie tajemnice dobrego gustu, na pierwszy rzut oka bowiem jej ubiór sprawiał wrażenie przypadkowego. Styl Adriany był prosty jak ona, mimo to zawsze udawało jej się wyglądać pięknie i atrakcyjnie. Stanowili ze Stevenem ładną parę. W garażu każde wsiadło do swego samochodu i Adriana roześmiała się głośno, zauważywszy wyraz twarzy męża. Czuł się zakłopotany, gdy widziano go obok jej starego MG, i często straszył, że zmusi ją do korzystania z otwartego parkingu.
– Jesteś snobem! – oświadczyła ze śmiechem.
Steven tylko potrząsnął głową i po chwili już go nie było. Adriana zawiązała szal na głowie i z rozkoszą słuchała, jak ożywa silnik jej auta. Wyjechała na autostradę, zaraz jednak utknęła w korku. Zastanawiała się właśnie, o ile mógł wyprzedzić ją Steven, gdy nagle o czymś sobie przypomniała. Już kilka dni temu powinna dostać okres. Wiedziała, że to jeszcze nic nie znaczy. Opóźnienie mieściło się w normie, jeśli wziąć pod uwagę pracę wymagającą stałego napięcia oraz nieregularny tryb życia, ale takie sytuacje nie zdarzały się jej często. Przyrzekła sobie, że niedługo znowu o tym pomyśli. W tym momencie samochody ruszyły, ona więc także nacisnęła gaz, śpiesząc do biura.
Na miejscu zastała zwykły rozgardiasz. Producenta nie było, ponieważ zachorował i został w domu. Dwaj najlepsi kamerzyści mieli drobny wypadek, a dwaj najbardziej nie lubiani przez nią dziennikarze kłócili się tuż obok jej biurka. Adriana w końcu zaczęła na wszystkich krzyczeć, co jej współpracowników bardzo zaskoczyło, rzadko bowiem podnosiła głos.
– Na litość boską, czy w tych warunkach da się cokolwiek zrobić? Jeśli chcecie się kłócić, idźcie gdzie indziej.
Rozbił się samolot pasażerski wiozący na pokładzie senatora. Z miejsca wypadku zadzwonił reporter, by powiedzieć, że nikt nie ocalał. Gwiazda filmowa tej nocy popełniła samobójstwo. Dwoje ulubieńców Hollywoodu ogłosiło wiadomość o swym rychłym ślubie. Trzęsienie ziemi w Meksyku pochłonęło niemal tysiąc ofiar. Po takim dniu, jaki się właśnie zapowiadał, Adriana zwykle czuła, że będzie miała wrzody. Ale przynajmniej się nie nudzi, zbywał krótko jej narzekania Steven. Czy istotnie wolałaby żyć w świecie fantazji, pracując przy filmach telewizyjnych i serialach o paniach z Hollywoodu? Nie, mówiła wtedy, lecz z ochotą brałaby udział w tworzeniu poważnych filmów nadawanych wieczorem. Dzięki zdobytemu doświadczeniu z pewnością by sobie poradziła, nie miała wszakże wątpliwości, że nigdy nie uda jej się przekonać Stevena, iż taka praca warta jest uwagi.
– Adriano…
– Tak?
Na minutę pozwoliła swym myślom zająć się tym, czego nie było, co stanowiło jedynie mało prawdopodobną ewentualność, a nie miała na to czasu, przynajmniej nie dziś. Już teraz wiedziała, że nie będzie mogła wieczorem pójść na kolację z mężem, poprosiła więc jedną z sekretarek, by przekazała mu wiadomość. Asystent, który wyrwał ją z zadumy, oznajmił, że ich studio zostało zalane, ale nie ma powodu do paniki, ponieważ przygotowano już wszystko w studiu zastępczym.
Lunch zjadła dopiero o czwartej, minęła szósta, zanim w ogóle pomyślała, by zadzwonić do Stevena. Nie zrobiła tego w końcu, bo o tej porze i tak grał w squasha z kolegą z biura, a poza tym już wiedział, że Adriana ma zajęty wieczór. Perspektywa pracy długo w noc sprawiła, że nagle poczuła się samotna. Był piątkowy wieczór, który ludzie spędzają na mieście, w domu, u przyjaciół, na randkach lub w najgorszym razie na czytaniu dobrej książki, ona natomiast musiała słuchać policyjnych raportów o lokalnych zabójstwach i wypadkach oraz czytać teleksy informujące o tragediach na całym świecie. To smutny sposób na rozpoczynanie weekendu, pomyślała, zaraz jednak skarciła się za tę myśl.
– Wyglądasz dzisiaj okropnie ponuro.
Zelda, jedna z asystentek, z uśmiechem podała jej kawę w plastykowym kubku. Adriana bardzo ją lubiła. Zelda często się śmiała i miała charakter. Była starsza od Adriany, kilka razy się rozwodziła i przedstawiała sobą typ wolnego ducha. Odznaczała się jaskraworudymi włosami, które otaczały jej głowę jak szalejące płomienie, oraz równie nieskrępowanym poczuciem humoru.
– Chyba jestem zmęczona. Czasami mam dość tego miejsca.
– Przynajmniej wiadomo, że jesteś zdrowa na umyśle – powiedziała z uśmiechem Zelda. Była ładną kobietą. Adriana przypuszczała, że ma około czterdziestki.
– Czy ty nigdy nie masz dość? Boże, wiadomości są zawsze takie przygnębiające.
– Nigdy ich nie słucham – wzruszyła obojętnie ramionami Zelda. – A poza tym wieczorami najczęściej chodzę tańczyć.
– To chyba niezły pomysł.
Adriana większość wieczorów spędzała w domu. Gdy przyjeżdżała, Steven zazwyczaj smacznie spał, cicho pochrapując. Ale przynajmniej razem jedli śniadanie i mieli dla siebie weekendy.
Przez następne cztery godziny Adriana zmagała się z pracą papierkową, potem sprawdziła, czy studio jest przygotowane do emisji ostatnich wiadomości. Pogadała z realizatorami i zapoznała się z najbardziej sensacyjnymi informacjami. Właściwie wieczór upływał spokojnie. Adriana nie mogła doczekać się chwili, gdy pojedzie do domu i zobaczy się ze Stevenem. Wiedziała, że kolację jadł w mieście z przyjaciółmi, była jednak pewna, że wróci do domu przed nią. Rzadko zostawał gdzieś do późna, chyba że wiązała się z tym jakaś korzyść, na przykład gdy chodziło o ważny kontrakt.
Wydanie ostatnich wiadomości, jak można było przewidzieć, dobiegło końca bez zakłóceń. Za dwadzieścia pięć dwunasta Adriana była już w drodze do domu, pięć minut przed północą otworzyła frontowe drzwi. Światła w sypialni paliły się i Adriana z radosnym biciem serca wbiegła po schodach. Kiedy zobaczyła Stevena, roześmiała się głośno. Spał głęboko na swojej stronie łóżka, z ramionami rozrzuconymi jak dziecko, wyczerpany po ciężkim dniu w biurze i równocześnie zrelaksowany grą w squasha i wczesną kolacją. Był nieprzytomny i żadne dźwięki nie były w stanie go zbudzić.
– No, czarujący książę – szepnęła Adriana, siedząc obok niego w nocnej koszuli – wygląda na to, że koniec zdjęć, jak mawiają w mojej branży.
Pocałowała go delikatnie w policzek. Steven nawet się nie poruszył. Adriana zgasiła światło i ułożyła się wygodnie. Znowu przypomniała sobie o spóźnionym okresie, ale pomyślała, że to jeszcze o niczym nie świadczy.