Świąteczny weekend minął im za szybko. Teraz, gdy chłopcy wiedzieli już, że Adriana zamieszkała z Billem i spodziewa się dziecka, nie brakowało im tematów do rozmowy. Zwłaszcza Adama fascynował jej stan. Chcąc sprawdzić, czy dziecko się rusza, położył kiedyś dłoń na jej brzuchu, a poczuwszy kopnięcia, zwrócił na nią oczy szeroko otwarte z zachwytu.
– Miłe, prawda? – Bill uśmiechnął się do obojga, jego bowiem w takich razach także ogarniał podobny zachwyt.
Potem poszli do parku pograć w piłkę z chłopcami, których przed wyjściem z domu bardzo rozbawiło, że Adriana pomimo usilnych starań nie potrafi zawiązać sobie tenisówek.
– Wydaje mi się, że jestem oparta o piłkę plażową.
– Ja też – szepnął Bill, klękając, by jej pomóc. Ciągle jeszcze kochali się, gdy mieli czas i dość energii. Z tego samego powodu, który uniemożliwiał jej zawiązanie butów, naraz ich miłosne zmagania stały się dla obojga wyzwaniem. – Wiesz? Coś takiego mogło się tylko mnie przytrafić.
Skończył wiązać sznurowadła i usiadł na podłodze, śmiejąc się głośno. Adriana patrzyła nań znad swego olbrzymiego brzucha.
– Co mianowicie?
– Że zakochałem się w kobiecie, która jest w ósmym miesiącu ciąży.
Zachichotała, także dostrzegając komizm sytuacji. Z całą pewnością ich zaloty należały do raczej wyjątkowych.
– Powinieneś to wykorzystać w serialu. Może Harry porzuci Helen, a ona znajdzie sobie kogoś innego? – zaproponowała wesoło, wkładając jeden z jego swetrów.
– Nikt by w to nie uwierzył – wyszczerzył się Bill.
Następnego dnia chłopcy odjechali i dom znowu wydawał się bez nich pusty i cichy. Jednakże ani Adriana, ani Bill nie mieli wiele czasu na tęsknotę. W redakcji wiadomości atmosfera stawała się coraz bardziej gorączkowa, obsada serialu zaś przed Bożym Narodzeniem wpadała zwykle w większe niż normalnie podniecenie, najwyraźniej nie potrafiąc sobie poradzić ze stresami we własnym życiu, na które nakładały się filmowe tragedie. Adriana ponadto przygotowywała pokój dziecinny. Wieczorami, pomiędzy jednym a drugim wydaniem wiadomości, szyła firanki do łóżeczka lub zastanawiała się, jak zawiesić zasłony.
– Daj, ja to zrobię! – przeganiał ją z drabiny Bill, sam też zmagał się ze złożeniem łóżeczka. W takich razach spojrzawszy sobie w oczy, wybuchali śmiechem, coraz bardziej podnieceni przygotowaniami.
Synowie Billa dzielnie im sekundowali, chociaż na odległość. Bardzo się cieszyli, że będą mieli brata albo siostrę. Telefonując, zawsze najpierw pytali, czy dziecko już się urodziło, aż w końcu Bill przyrzekł im, że dowiedzą się pierwsi.
Po Święcie Dziękczynienia Adriana i Bill wzięli udział w pierwszych zajęciach szkoły rodzenia. Adriana wyszukała szpital, w którym zajęcia rozpoczynały się akurat po wieczornych wiadomościach. Znaleźli się w grupie kilkunastu par, w większości oczekujących pierwszego dziecka. Adriana czuła się nieswojo, zmuszona do wykonywania ćwiczeń w pokoju pełnym obcych, jednakże Bill i doktor Bergman twierdzili, że jej to pomoże.
– W czym? – kłóciła się z nim w drodze do szpitala, jedząc kanapkę z indykiem, który został z lunchu, i korniszony. Po zajęciach musiała wracać do pracy, gdyż czekało ją ostatnie wydanie wiadomości. – Dziecko i tak jakoś tam wyjdzie, niezależnie od tego, czy będę robić wdechy i wydechy czy nie – perorowała, dla niej bowiem szkoła rodzenia sprowadzała się wyłącznie do nauki oddychania.
– Będziesz bardziej rozluźniona – odparł spokojnie Bill.
Spojrzała na niego niemal z zazdrością.
– Robiłeś to z Leslie? – Zaczynało ją drażnić, że Bill przez to wszystko już przeszedł i więcej wie o tajemnicach ciąży i rodzenia niż ona.
Bill nie lubił porównywania swej przeszłości z teraźniejszością. To, co obecnie przeżywał, różniło się od wszystkich związków, jakie miał za sobą, było zupełnie wyjątkowe.
– Tak… w pewnym sensie… – odparł wymijająco i nadal utrzymywał, że warto chodzić na te zajęcia.
– Chyba jednak wolałabym rodzić w domu.
Adriana to często powtarzała, lecz Bill nie pozwolił jej nawet myśleć o takiej ewentualności.
Zaparkowali, weszli do szpitala i śladem kilku kobiet w zaawansowanej ciąży dotarli na trzecie piętro, gdzie wszyscy zgromadzili się ze swymi – jak to określiła prowadząca zajęcia – „wielkimi nieznajomymi”. Poproszono ich, by usiedli na pokrywających podłogę matach do ćwiczeń i przedstawili się grupie. Wśród kobiet były dwie nauczycielki, pielęgniarka, dwie niepracujące dziewczyny, sekretarka, pracownica poczty, instruktorka pływania, wyraźnie w doskonałej kondycji, fryzjerka, muzyczka, stroicielka instrumentów muzycznych. Ich mężowie parali się równie zróżnicowanymi zajęciami. Adriana i Bill mieli najciekawsze zawody i niewątpliwie odnieśli największy sukces, lecz powiedzieli tylko, że pracują w telewizji w dziale produkcji, co na nikim nie zrobiło wrażenia. Jedyne, co łączyło tę grupę obcych sobie ludzi, to oczekiwanie na potomstwo. Nawet wiekiem od siebie bardzo odbiegali. Jedna z niepracujących dziewcząt miała dziewiętnaście lat i jeszcze uczyła się w college’u, pracownica poczty zaś skończyła czterdzieści dwa, a jej mąż pięćdziesiąt pięć i miało to być ich pierwsze dziecko. Pomiędzy nimi mieścili się ludzie dwudziesto- i trzydziestoletni o różnych posturach, tuszy i zainteresowaniach. Adrianę bardzo zaintrygowali, tak że więcej czasu poświęciła obserwowaniu ich niż ćwiczeniom. Wreszcie prowadząca ogłosiła „przerwę na kawę”. Panie piły wodę mineralną lub sodową, panowie herbatę albo kawę. Wszyscy sprawiali wrażenie dość podenerwowanych.
Instruktorka zapewniła, że jeśli będą wystarczająco długo ćwiczyć, techniki oddechowe bardzo im pomogą. Dla zilustrowania swego twierdzenia pokazała film przedstawiający poród siłami natury. Adriana widząc, jak kobieta na ekranie zwija się z bólu, mocno chwyciła Billa za rękę. To drugi poród tej kobiety, objaśniła instruktorka, stanowiący wielki postęp w stosunku do pierwszego, który, co z niesmakiem stwierdziła, miał charakter „lekarski”. Na filmie zarejestrowano każdy jęk i oddech rodzącej. Adrianie szczegółowy pokaz tego, co ją czeka, nie przyniósł ulgi. Rodząca wyglądała, jakby za chwilę miała umrzeć. Oddychała na przemian płytko i głęboko, potem parła tak mocno, aż jej twarz stawała się ciemnopurpurowa. W końcu rozległ się długi, wysoki lament, po którym nastąpiła seria przerażających jęków i krzyków. Wreszcie pomiędzy jej nogami pojawiła się mała czerwona twarzyczka. Kobieta śmiała się i płakała, a personel sali porodowej powitał jej córeczkę głośnym wiwatem. Położnica opadła na łóżko, uśmiechając się zwycięsko do rozpromienionego męża, który pomagał odcinać pępowinę. Na tym kończył się film, który ogromnie przeraził Adrianę. Bez słowa wrócili z Billem do samochodu.
– I co o tym myślisz? – zapytał spokojnie. Widział, że jest zdenerwowana, lecz dopiero wtedy zrozumiał jak bardzo, gdy spojrzała nań szeroko otwartymi ze strachu oczyma.
– Chcę przerwać ciążę.
Niemal się roześmiał, tak uroczo wyglądała. Ze współczuciem pocałował ją w policzek. Uważał, że realizatorzy filmu poszli trochę za daleko. Z pewnością istniały sposoby, by przedstawić cały proces jako mniej budzący grozę. Poza tym pokazywanie porodu kobietom będącym po raz pierwszy w ciąży, które instruktorka nazywała „pierwiastkami”, nie wydawało mu się najlepszym pomysłem.
– Nie będzie tak źle. Przyrzekam. – Kochał ją bardziej niż kiedykolwiek przedtem i pragnął, żeby poród przebiegł bez komplikacji, a dziecko urodziło się zdrowe. Pamiętał, jakie problemy miała Leslie przy Adamie, pamiętał także swój strach. Tommy przyszedł na świat o wiele łatwiej. Bill liczył, że uda mu się wykorzystać tę niewielką wiedzę, jaką posiadał, by pomóc Adrianie. Z przykrością myślał tylko o tym, że będzie cierpiała.
– Skąd możesz wiedzieć, że nie będzie źle? – zapytała z gniewem. – Widziałeś twarz tej kobiety? Kiedy parła, myślałam, że wyzionie ducha.
– Ja też. To był niedobry film. Zapomnij o nim.
– Nie wracam na te zajęcia.
– To żadne wyjście. Naucz się przynajmniej oddechu, żebym mógł ci pomóc.
– Chcę rodzić pod narkozą – oświadczyła, kiedy jednak w trakcie następnej wizyty powtórzyła to Jane, swojej lekarce, ta uśmiechnęła się współczująco.
– Stosujemy narkozę tylko w wyjątkowych wypadkach, kiedy nie ma czasu na przeprowadzenie cesarskiego cięcia przy znieczuleniu miejscowym. A nic nie wskazuje, żeby u pani miały wystąpić jakieś komplikacje. Proszę chodzić na zajęcia. Sama się pani zdziwi, jak łatwo wszystko pójdzie, kiedy zacznie się poród.
– Nie chcę dziecka – powtórzyła zdecydowanie Adriana, gdy opuścili gabinet. Nie próbowała nawet ukryć przerażenia.
– Trochę na to za późno, kochanie – odparł spokojnie Bill. Myśl o dziecku budziła w niej śmiertelny strach, odkąd zaczęli chodzić do szkoły rodzenia. Teraz mieli za sobą dwa zajęcia.
– To głupie oddychanie nic nie daje. Nawet nie pamiętam, jak mam to robić.
– Nie martw się. Poćwiczymy.
Tego wieczoru kazał jej się położyć i udawać, że czuje pierwsze bóle. Odmierzał czas pomiędzy skurczami, podczas gdy Adriana próbowała oddychać według zaleceń instruktorki. W połowie przerwała i wsunęła dłoń w jego spodnie.
– Przestań! – obruszył się. – Bądź poważna!
Usiłował wydostać jej dłoń, lecz bez większego powodzenia, gdyż łaskotki Adriany rozśmieszyły go do łez.
– Zróbmy lepiej coś innego – oświadczyła z szelmowskim błyskiem w oku.
– Adriano, nie wygłupiaj się! Daj spokój!
– Jestem poważna! – zapewniła, tyle że ani w głowie jej było oddychanie.
– Przecież właśnie dlatego znalazłaś się w tym stanie – oponował.
– No tak, masz rację – przyznała, bezskutecznie usiłując przewrócić się na brzuch. Balon, jak czasem o nim mówiła, zdawał się rosnąć z godziny na godzinę. Dziecko było bardzo aktywne, kopało niemal bez przerwy, zwłaszcza nocami, dając jej spokój tylko wczesnym rankiem. – Chyba już na zawsze zostanę w ciąży. Wydostanie dziecka na zewnątrz jest takie kłopotliwe!…
– Nie mam nic przeciwko temu, żeby cię znowu zobaczyć szczupłą – rzekł wesoło Bill. – Miałaś niezłą figurę, jak cię poznałem.
– Dzięki – odparła, przewalając się na plecy niczym wyrzucony na brzeg wieloryb. – Teraz nie podoba ci się moja figura? – zapytała półżartem. Bill wiedział, że musi być ostrożny. Położył się obok niej na brzuchu, oparł na łokciu i pocałował ją w usta.
– Tak się składa, że w ciąży czy nie, jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką znam.
– Dziękuję. – Łzy napłynęły jej do oczu. Jak dziecko objęła go za szyję. – Boję się – wyznała. Jej słowa mocno go poruszyły.
– Wiem, maleńka, ale przyrzekam, że wszystko skończy się dobrze.
– A jeśli nie? Jeśli coś stanie się mnie… albo dziecku? – Brzmiało to nierozsądnie, ale naprawdę bała się, że może umrzeć. Nie potrafiła zapomnieć o kobiecie z filmu, jej strasznym cierpieniu i przeraźliwych krzykach. Nikt nigdy jej nie powiedział, że poród tak wygląda. Myślała, że dziecko jakoś tam wychodzi na zewnątrz i na tym koniec. Od nikogo nie usłyszała, że może być aż tak bolesny.
– Nic nie będzie ani tobie, ani dziecku – uspokajał ją Bill. – Nie pozwolę na to. Nawet na moment cię nie opuszczę. Będę cię trzymał za rękę i pomagał ci. Zanim się zorientujesz, dziecko się urodzi.
– Czy to naprawdę jest aż tak trudne? – zapytała patrząc mu w oczy, lecz Bill nie chciał jej mówić, jak trudne było dla Leslie. O mało wtedy nie oszalał.
– Niekoniecznie. Niektóre kobiety przechodzą to naprawdę łatwo.
– Tak. Jeśli mają biodra szerokie jak Kanał Panamski – rzekła ze smutkiem. Ona miała biodra wąskie.
– Wszystko będzie dobrze – obiecał i pocałował ją lekko w usta. Adriana wsunęła mu dłonie pod koszulę i pogładziła go po ramionach, potem po plecach. Bill poczuł dreszcz podniecenia. Zaczęli się całować. Adriana go pieściła, jego dłonie zaś delikatnie wędrowały po jej ciele. Nagle Bill się uśmiechnął.
– Powinienem dostać kulką w łeb za napastowanie kobiety w twoim stanie – powiedział uświadomiwszy sobie groteskowość tej sytuacji, zaraz jednak o wszystkim zapomniał.
– O, nie!… – sprzeciwiła się żartobliwie Adriana.
Billa wciąż napawało zdumieniem pomieszanym z zachwytem to, że Adriana mimo swego stanu tak go pociąga. Gdy byli już nadzy, odwrócił się na plecy i posadził ją na sobie. Pół godziny później wyczerpani leżeli obok siebie i wówczas ogarnęły go wyrzuty sumienia. Bał się, że swoją namiętnością może sprowokować poród, chociaż lekarka nie zalecała im abstynencji.
– Dobrze się czujesz? – zapytał nerwowo, przyglądając jej się tak, jakby oczekiwał, że Adriana zaraz eksploduje.
– Jak nigdy dotąd. – Spojrzała nań zamroczonym jeszcze wzrokiem, po czym nagle zachichotała.
– Jestem okropny. Nie powinienem był tego robić.
– Nie mów tak. O wiele bardziej wolę się z tobą kochać, niż rodzić dzieci. Poza tym na pewno nie zajdę w ciążę.
Spojrzał na nią ze zmarszczonym czołem.
– Chyba mówiłaś, że jesteś dziewicą.
– Jestem – potwierdziła.
To, że mimo zaawansowanej ciąży wciąż tak mocno siebie pożądali, wydawało jej się cudem.
– Chcesz znowu poćwiczyć oddychanie? – zapytał Bill. Czuł, że musi coś zrobić, by odkupić swą niepohamowaną żądzę.
– Myślałam, żeśmy już skończyli – odparła niewinnie, po czym z niesmakiem spojrzała na zegar. Dochodziła dziesiąta, musiała więc wrócić do telewizji. Nie zrezygnowała z pracy w pełnym wymiarze godzin. Zelda zaproponowała, że w każdej chwili może ją zastąpić, lecz na razie nie było takiej potrzeby. Adriana planowała, że rozpocznie urlop macierzyński w dniu, w którym urodzi się dziecko. Bill ostrzegał ją, by nie przesadzała.
– Dlaczego nie odpoczniesz kilka tygodni przed porodem?
– Po porodzie będę miała mnóstwo czasu na odpoczynek.
– Tak ci się wydaje – uśmiechnął się na wspomnienie nie przespanych nocy i pobudek co dwie, trzy godziny, bo dziecko chciało jeść. Próbował wytłumaczyć to Adrianie, ona jednak obstawała przy swoim. Czuła się dobrze i twierdziła, że potrzebuje urozmaicenia. Ilekroć zjawiała się w pracy, Zelda witała ją jękiem.
– Jak ty możesz z tym chodzić? – zapytała kiedyś, wskazując na brzuch. – Nie boli cię?
– Nie. Też się przyzwyczaisz.
– Mam nadzieję, że nie – odparła Zelda, której myśl o ciąży była całkowicie obca i która w ogóle nie odczuwała pragnienia, by ten stan zmienić. Nie zamierzała zakładać rodziny. Bardzo lubiła Billa, lecz już dawno zwierzyła się Adrianie, że samo przebywanie w ich towarzystwie działa jej na nerwy. Za bardzo przypominali stare małżeństwo, cieszyła się jednak ze względu na Adrianę. Nie było kobiety, która bardziej od niej zasługiwałaby na dobrego męża, a Zelda nie miała wątpliwości, że Bill jest dobry. W przeciwieństwie do tego sukinsyna Stevena. Parę razy na niego wpadła, chodzili bowiem do tej samej sali gimnastycznej, lecz jej nie zauważał. Widywała go z różnymi dziewczynami, zawsze ładnymi i młodymi, i gotowa była się założyć, że żadna z nich nie ma pojęcia, iż opuścił żonę, bo spodziewa się dziecka. Raz czy dwa zapytała Adrianę, czy Steven się z nią kontaktuje. Adriana milcząco przeczyła, a ponieważ temat wciąż najwyraźniej należał do drażliwych, przestała go poruszać.
Tego wieczoru, jak co dzień, Bill zawiózł Adrianę do pracy. Zwykle spędzał godzinę u siebie, czekając, aż Adriana po niego przyjdzie. Czasami zatrzymywali się w jego wygodnym gabinecie na krótką pogawędkę. Nigdy nie brakowało im tematu do rozmowy, dzielili się poglądami i pomysłami na serial. Pod wieloma względami stanowili doskonałą parę. Było im ze sobą wspaniale zarówno w łóżku, jak i poza nim. Gdy roześmiani szli w kierunku windy, Adriana nagle przystanęła. Na jej twarzy malował się dziwny wyraz.
– Co się stało? – zapytał Bill z niepokojem.
– Nie jestem pewna… – Oparła się o niego, zaskoczona tym, co działo się w jej ciele. Cały brzuch zrobił się nagle twardy niczym skała i miała wrażenie, że ściska go imadło. Z opisu, który słyszała w szkole rodzenia, domyśliła się, co to jest. – Chyba miałam skurcz.
Była bardzo wystraszona. Bill otoczył ją ramieniem. Już czuła się dobrze, skurcz minął, lecz wyraz paniki nie zniknął z jej oczu.
– Za ciężko pracujesz. Musisz zwolnić tempo albo dziecko wcześniej się urodzi.
– Nie może. Nie jestem jeszcze gotowa. – Wprawdzie pokój dziecinny był już prawie skończony, ale Adriana jeszcze nie w pełni zaakceptowała to, co nieuchronnie ją czekało. – Przed porodem chcę mieć przyjemne Boże Narodzenie.
– W takim razie przestań tak szaleć – rzekł z wyrzutem. – Powiedz, że nie możesz przygotować ostatniego wydania. Do diabła, jesteś przecież w ósmym miesiącu!
W drodze powrotnej miała dwa następne skurcze. W domu Bill kazał jej wypić lampkę białego wina, po której wszystko minęło jak ręką odjął. Adrianie wrócił doskonały humor. Naprawdę bała się, że zaraz zacznie rodzić.
– Podziałało – stwierdziła ucieszona.
– Jasne!… – Bill, zadowolony z siebie, pocałował ją. Na chwilę znowu go ogarnęły wyrzuty sumienia. – Chyba nie powinniśmy więcej się kochać – rzekł niepewnie, zastanawiał się bowiem, czy powodem skurczów nie były przypadkiem ich wcześniejsze igraszki.
– Lekarka nie mówiła, że nie wolno. To chyba były te skurcze, które mają przygotować organizm do porodu.
– Im więcej będziesz ich miała, tym poród będzie łatwiejszy.
– Ha! w takim razie chodźmy do łóżka – uśmiechnęła się, a wyglądała przy tym jak elf z ogromnym brzuchem.
– Chyba jesteś zboczona – jęknął Bill, który nie mógł sobie wybaczyć, że pragnie się z nią kochać. W gruncie rzeczy pożądał jej bez ustanku, wyrzucając sobie, że snuje erotyczne fantazje na temat kobiety w ósmym miesiącu ciąży. Z dnia na dzień stwierdzał jednak, że kocha ją coraz bardziej. W odmiennym stanie była taka słodka, bezbronna i wzruszająca!… Nachylił się, by ją pocałować, lecz kiedy Adriana próbowała obudzić w nim żądzę, odsunął ją od siebie. – Jeśli nie przestaniesz, Adriano, będziesz mieć trojaczki.
– O rany, nie mów! – w mig otrzeźwiała na myśl o porodzie. – Założę się, że to dopiero musi boleć.
– A widzisz? Ciesz się, że będziesz rodzić tylko jedno.
Przez chwilę milczeli, wreszcie Adriana szepnęła:
– A jeśli to bliźniaki, tylko oni o tym nie wiedzą?
– Możesz być pewna, że teraz lekarze zawsze wiedzą.
Adriana wiecznie czymś się martwiła. W nocy często zachodziła do pokoju dziecinnego, by raz jeszcze wszystko sprawdzić, poukładać ubranka, popatrzeć na maleńkie czapeczki i buciki. W takich momentach wzruszała Billa, który utwierdzał się w przekonaniu, że Steven jest kompletnym półgłówkiem, skoro tak łatwo z tego zrezygnował.
W dawnym pokoju gościnnym Bill położył tapetę w różowe i błękitne gwiazdki, zakończoną różowo-niebieską tęczą, a łóżko z baldachimem wyniósł do piwnicy. W początkach grudnia kupili meble dla dziecka, a na tydzień przed Bożym Narodzeniem pokój był gotowy. Wtedy nabyli też małą choinkę, którą udekorowali staroświeckimi ozdobami, żurawiną i prażoną kukurydzą.
– Szkoda, że chłopcy nie mogą tego zobaczyć – rzekł z dumą Bill patrząc na drzewko, które nadawało mieszkaniu odświętny charakter. Jego synowie wyjechali na narty do Vermontu, on zaś wiedział, że w święta będzie za nimi ogromnie tęsknił. Do Los Angeles mieli przyjechać dopiero w lutym, w czasie ferii, w doskonałej zatem porze, bo jeśli dziecko urodzi się w terminie, będzie miało trzy tygodnie, Adriana zaś zdąży już dojść do siebie. Będzie tylko cierpiała z braku snu. Postanowiła karmić piersią, zamierzali więc koszyk ustawić przy swoim łóżku, by nie wstawać za każdym razem, gdy dziecko zapłacze.
Adriana wzięła dzień wolnego na świąteczne zakupy. Okazją do prezentów była nie tylko gwiazdka, pierwszego stycznia bowiem Bill kończył czterdzieści lat. Na urodziny kupiła mu u Cartiera przy Rodeo Drive piękny złoty zegarek noszący nazwę „Pasza”, ponieważ był kopią czasomierza zaprojektowanego w latach dwudziestych dla pewnego sułtana. Kosztował fortunę, lecz był tego wart. Adriana nie wątpiła, że spodoba się Billowi. Pod choinkę sprawiła mu mały przenośny telefon, mieszczący się po złożeniu w pudełku wielkości futerału na maszynkę do golenia. Było to urządzenie w sam raz dla niego, gdyż zależało mu, żeby jego pracownicy w każdej chwili mogli się z nim skontaktować, co nie zawsze było łatwe. Poza tym wybrała dlań sweter, wodę kolońską, książkę o starych filmach, o której wyrażał się bardzo pochlebnie, oraz miniaturowy telewizor. Mógł go używać w łazience czy nawet prowadząc samochód, jeśli akurat musiał gdzieś jechać, a chciał oglądać serial. Adrianie zakupy te sprawiły wiele przyjemności. Dla chłopców prezenty nabyli już dawno: narty i buty, które wysłali do Nowego Jorku kilka tygodni przed świętami. Tommy po raz pierwszy miał mieć własny sprzęt, choć obaj z Adamem doskonale jeździli na nartach. Adriana dla obu dołączyła upominki od siebie: anoraki i elektroniczne gry. Będą mogli w nie grać w samochodzie, gdy latem znowu pojadą na wspólne wakacje. Zdecydowali już, że spędzą je na Hawajach, gdzie wynajmą domek. Żadne z nich nie paliło się do następnej wyprawy nad Tahoe.
Trzy dni przed Bożym Narodzeniem Adriana zajęła się pakowaniem prezentów. Śpieszyła się, gdyż chciała wszystko ukryć, zanim Bill przyjedzie, by zabrać ją na coroczne przyjęcie u niego w pracy. Większość pakunków schowała pod kołderkę w dziecinnym łóżeczku. Uśmiechała się do siebie, owijając w ozdobny papier telefon. Oczyma wyobraźni widziała już, jak bardzo Bill się z niego ucieszy. Wiedziała, że sam go sobie dotąd nie kupił, ponieważ w jego mniemaniu wyglądałoby to zbyt ekstrawagancko.
Kiedy skończyła, poszła do skrzynki po pocztę. Zaniepokoiła ją koperta z nadrukiem sądu. Niewiele myśląc, otworzyła ją i dech jej zaparło, gdy zobaczyła, co zawiera.
Dwudziestego pierwszego grudnia jej rozwód ze Stevenem stał się prawomocny! Nie była już jego żoną. Steven życzył sobie, aby przestała używać jego nazwiska, aczkolwiek nie mógł jej do tego zmusić. Mocy prawnej nabrały także dokumenty zawierające zrzeczenie się jego praw rodzicielskich do ich nie narodzonego dziecka. Od tej chwili potomek Stevena i Adriany Townsendów miał tylko matkę. Nazwisko Stevena nie będzie figurowało w jego metryce urodzenia, jak jeszcze w lecie wytłumaczył jej adwokat.
Adriana długo siedziała wpatrzona w dokumenty. Po policzkach wolno spływały jej łzy, ona zaś powtarzała sobie, że głupotą jest przejmować się teraz, po fakcie. Przecież od dawna spodziewała się tych dokumentów, ich nadejście nie stanowiło żadnej niespodzianki. Mimo to czuła ból. Oto Steven nieodwołalnie od niej odszedł, ich związek, w który wstępowali z nadzieją i miłością, zakończył się fiaskiem. Człowiek, który przysięgał, że jej nie opuści, nie chciał mieć z nią nic wspólnego, rezygnował nawet z ich dziecka.
Spokojnie odłożyła dokumenty do szuflady w biurku Billa, który wspaniałomyślnie podzielił się z nią wszystkim, co miał, swym sercem, mieszkaniem, łóżkiem, a nawet gotów był przyjąć jej dziecko. Wciąż zaskakiwało ją, jak bardzo różni pod każdym względem są ci dwaj mężczyźni. Myśl o Stevenie nadal ją napawała smutkiem, ciągle bowiem pragnęła, aby się zmienił i zainteresował dzieckiem.
Bill wrócił do domu, gdy się ubierała. Jak zwykle wyczuł, że coś się stało, pomyślał jednak, że Adriana jak zwykle martwi się o dziecko. Ostatnio wiecznie się niepokoiła, czy będzie normalne. W szkole rodzenia powiedziano im, że takie obawy są naturalne i nie należy traktować ich jako zapowiedzi czegoś naprawdę strasznego.
– Miałaś znowu skurcze? – zapytał.
– Nie, czuję się dobrze. – Postanowiła, że nie będzie go oszukiwać. Nigdy tego nie robiła, zresztą zbyt dobrze ją znał. – Dostałam dokumenty rozwodowe i zrzeczenie się praw rodzicielskich. Są prawomocne.
– Mógłbym ci złożyć gratulacje, ale tego nie zrobię. – Popatrzył na nią uważnie. – Wiem, co się wtedy czuje. To zawsze jest wstrząsem, nawet jeżeli się tego spodziewasz.
Objął ją i pocałował. W oczach Adriany zalśniły łzy.
– Przykro mi, kochanie. Wiem, że to dla ciebie na pewno mało przyjemne, ale kiedyś stanie się tylko mało istotnym wspomnieniem.
– Mam nadzieję. Czułam się parszywie, kiedy otworzyłam kopertę. Jakby… jakby wyrzucono mnie ze szkoły. Jakbym to ja wszystko zepsuła.
– Przecież nie ty wszystko zepsułaś, tylko on – powiedział Bill.
Adriana usiadła na łóżku i prychnęła.
– Wciąż mi się wydaje, że coś zrobiłam źle… Chodzi mi o tę jego niechęć do dziecka. Musiałam to fatalnie rozegrać, kiedy się okazało, że jestem w ciąży.
– Z tego, co mówiłaś, wynika, że cokolwiek byś zrobiła, rezultat byłby taki sam. Gdyby Steven miał ludzkie uczucia, już by zdążył zmienić zdanie.
Nie musiał jej przypominać, że Steven zdania nie zmienił. Co więcej, nawet nie przyznał się do niej, gdy w październiku spotkali się w restauracji. Kto tak postępuje? Tylko łobuz i egoista, brzmiała milcząca odpowiedź Billa.
– Musisz po prostu zostawić to za sobą.
Chociaż Adriana przyznawała mu rację, całkowite zerwanie z przeszłością nie było łatwe. Na przyjęciu niewiele mówiła i trzymała się na uboczu. Nie włączyła się w przednią zabawę mocno podchmielonych gości, nagle bowiem ogarnęło ją przygnębienie. Zdawało jej się, że jest gruba i brzydka. Czuła się fatalnie, toteż Bill, widząc, w jakim Adriana jest nastroju, dość wcześnie pożegnał się i zabrał ją do domu. Wiedział że współpracownicy nie będą mu tego mieli za złe, a gdyby nawet, nie dbał o to – Adriana była najważniejsza.
Kiedy położyli się do łóżka, wróciły skurcze. Tym razem nie miała najmniejszej chęci na miłosne igraszki.
– Teraz wiem, że naprawdę jesteś w depresji – zażartował Bill. – Żeby tylko nie weszło ci to w nałóg! Może powinienem zadzwonić po lekarza?
Udawał, że się przejmuje, i w końcu zdołał ją rozweselić, chociaż w jej oczach pozostał cień smutku. Nakryty białą koronką koszyk dla dziecka stał w rogu pokoju. Od terminu porodu, który wciąż budził w niej strach, dzieliło ją tylko dwa i pół tygodnia. Zajęcia w szkole rodzenia nie rozwiały jej obaw, mimo że dzięki nim zdobyła wiele użytecznych informacji. Tej nocy jednak nawet o tym nie myślała, znów przeżywając rozwód i ubolewając, że jej dziecko nie będzie miało ojca.
– Mam pomysł – odezwał się naraz Bill. – Dość niezwykły, ale w sumie nic w nim niewłaściwego. Pobierzmy się w Boże Narodzenie. Mamy trzy dni na zrobienie badania krwi i uzyskanie zezwolenia. Nic więcej chyba nie trzeba. Ach, jeszcze dziesięć dolarów. Może uda mi się wyskrobać tę sumę. – Patrzył na nią z czułością i mimo że żartował, propozycję traktował poważnie.
– Tak nie można – odparła ze smutkiem.
– Co, chodzi ci o dziesięć dolarów? – zapytał lekko. – Dobra, może uda mi się wysupłać więcej.
– Mówię poważnie, Bill. Nie mogę pozwolić, żebyś żenił się ze mną ze współczucia. Zasługujesz na więcej, podobnie jak Adam i Tommy.
– Na litość boską – jęknął. – Wyświadcz mi przysługę i nie próbuj mnie ratować przed samym sobą! Jestem już dużym chłopcem, wiem, co robię, i tak się składa, że cię kocham.
– Ja też cię kocham – rzekła z żałością. – Ale to nie w porządku.
– Wobec kogo?
– Ciebie, Stevena i dziecka.
– Czy mogłabyś mi wytłumaczyć, jaką pokrętną neurotyczną drogą doszłaś do tego wniosku?
Czasem, szczególnie ostatnio, Adriana doprowadzała go do rozpaczy. Tyle spraw ją niepokoiło, wobec tylu osób czuła się do czegoś zobowiązana: wobec niego, dziecka, nawet wobec tego przeklętego Stevena.
– Nie chcę, żebyś się ze mną ożenił, bo tobie się wydaje, że jesteś mi coś winien, że trzeba mi pomóc, że dziecko powinno mieć ojca… Wyjdę za ciebie, jeżeli naprawdę będziesz tego chciał, a nie teraz, kiedy podejmujesz taką decyzję z całkiem innych pobudek.
– Mówił ci ktoś, że jesteś nienormalna? Atrakcyjna, piękna kobieta o świetnych nogach, ale kompletna wariatka. Proszę, żebyś za mnie wyszła nie dlatego, że z jakichś względów poczuwam się do tego obowiązku. Tak się składa, że od pół roku do szaleństwa cię kocham, a może tego nie zauważyłaś? Popatrz na mnie: to ja, facet, z którym mieszkasz od lata, którego dziecko uratowałaś i którego obaj synowie uważają, że potrafisz czynić cuda.
Jego słowa sprawiły Adrianie wielką przyjemność, mimo to powtórzyła:
– Tak nie można.
– Dlaczego?
– To nie w porządku wobec dziecka.
Spojrzał na nią gniewnie. Słyszał ten argument już wcześniej i bardzo mu się nie podobał.
– Coś mi się zdaje, że w gruncie rzeczy chodzi o to, że to nie w porządku wobec Stevena, prawda?
Po chwili wahania skinęła głową. Czuła, że byłego męża też musi ratować przed nim samym.
– Przecież on nie wie, z czego rezygnuje. Zanim zamknę przed nim wszystkie furtki, muszę dać mu szansę, żeby po urodzeniu dziecka mógł swoje decyzje jeszcze raz przemyśleć.
– Najwyraźniej prawo jest innego zdania. Adriano, spójrz na te dokumenty. Stevena nic już z dzieckiem nie łączy.
– Prawnie nie, ale moralnie?…
– Chryste, sam już nie wiem, co mówić. – Wstał z łóżka i zaczął nerwowo chodzić po pokoju, przyglądając się jej z uwagą. Raz omal nie wywrócił się na koszyku. – Wiem tylko jedno: oddałem ci wszystko, serce, ciało, co tylko chciałaś, bo kocham ciebie i dziecko. Nie muszę go widzieć, żeby mieć pewność, czy mi się podoba. Nie muszę sprawdzać temperatury moich uczuć, kiedy się urodzi. Dziecko, ty i ja to dokładnie to, czego zawsze pragnąłem. Chcę się z tobą ożenić i być przy tobie, przy was obojgu, na dobre i złe, w zdrowiu i chorobie, na zawsze… Przez ostatnie siedem lat za bardzo się bałem, żeby komukolwiek to ofiarować. Nawet bałem się o tym myśleć. Mówiłem ci, nie chciałem po raz drugi cierpieć z powodu rozwodu i rozstania z dziećmi. To dziecko nie jest moje, jest jego, co bez przerwy mi powtarzasz, ale kocham je tak, jakby było moje, i chcę z nim być. Nie gram z tobą w żadne gierki. Nie zamierzam czekać, aż Stevenowi wróci rozum i odbierze mi to, co zdążyłem pokochać. Uważam, że tego nie zrobi, i też ci to już powiedziałem. Ale nie mam ochoty wiecznie trzymać moich drzwi otwartych na wypadek, gdyby przypadkiem zmądrzał albo znudził się swoimi panienkami i raczył wrócić do ciebie i dziecka… Adriano, ja nie chcę, żeby Steven do ciebie wrócił, ale jeśli oboje chcecie ze sobą być, lepiej szybko się zdecydujcie. Nie zamierzam żyć w zawieszeniu. Chcę się z tobą ożenić, zaadoptować twoje dziecko, które nosiłaś przez dziewięć miesięcy i którego kopanie czułem. Nie pociąga mnie życie z wiecznie otwartym sercem. Skoro więc mówimy o tym, co jest w porządku, a co nie, porozmawiajmy o czasie. Jak długo według ciebie powinienem być w porządku wobec Stevena?
– Nie wiem… – Słowa Billa wywarły na Adrianie duże wrażenie. Kochała go bardziej niż kiedykolwiek i pragnęła natychmiast za niego wyjść, ale czuła, że musi czekać. Jednakże Bill miał rację: nie mogła od niego wymagać, by czekał w nieskończoność.
– Jaki okres będzie właściwy? Tydzień? Miesiąc? Rok?… Chcesz dać Stevenowi miesiąc po porodzie, a potem upewnić się przez adwokatów, że w dalszym ciągu nie życzy sobie kontaktu z dzieckiem? Czy to dobre rozwiązanie? – mówił wzburzony Bill. Starał się „być w porządku”, choć postawa Adriany doprowadzała go do szaleństwa.
– Nie zamierzam do niego wrócić – odpowiedziała.
Tej decyzji była pewna, aczkolwiek bywały chwile, kiedy Bill zaczynał w to wątpić. Z niepokojem słuchał, gdy mówiła, jak powinna się względem Stevena zachować. Kobiety mają dziwny stosunek do mężczyzn, którzy są ojcami ich dzieci, lepiej ich rozumieją, dają im większy margines swobody. Mężczyźni tak nie postępują, gdyż w gruncie rzeczy nigdy do końca nie mogą być pewni swojego ojcostwa. Kobiety są w innej sytuacji. One wiedzą. Bill zastanawiał się, czy Adriana zawsze będzie się czuła poprzez dziecko związana ze Stevenem. Miał nadzieję, że nie, choć na to pytanie także jeszcze nie potrafiła udzielić odpowiedzi.
– Chodzi mi tylko o dziecko, Bill… Tylko o nie…
– Wiem, kochanie, ale czasami mnie przerażasz. – Ze łzami w oczach usiadł obok niej na łóżku. – Kocham cię.
– Ja ciebie też – odparła miękko, gdy ją pocałował.
– W takim razie miesiąc, dobrze? Damy temu draniowi miesiąc po urodzeniu dziecka na zmianę decyzji, a potem na zawsze o nim zapomnimy. Umowa stoi?
Adriana skinęła głową. Propozycja Billa wydała jej się rozsądna. Dawał Stevenowi więcej, niż ten zasługiwał. W końcu podpisał przecież dokumenty, w których zrzekł się dziecka… Zrzeczenie się praw rodzicielskich, rozwiązanie małżeństwa – to brzmiało niemal jak morderstwo i w pewnym sensie nim było. Omal nie zabił jej swym postępowaniem. A Bill ją uratował. Już samo to wystarczy, żeby do końca życia była mu wdzięczna. Prawdę mówiąc zawdzięczała mu znacznie więcej, mimo to… Steven był jej mężem. Cholernie to wszystko skomplikowane, myślała. Wobec którego ma większe zobowiązania? Wobec Billa, skoro w trudnych chwilach był przy niej?… Ale przecież… Nienawidziła siebie za to uczucie rozdarcia. W jej sercu był tylko jeden, lecz w umyśle zawsze obaj. I na tym właśnie polegał problem.
W końcu ustalili z Billem miesięczny termin, który Adriana uznała za wystarczający. Potem ich drzwi na zawsze zamkną się przed Stevenem. Nie będzie mógł wrócić ani do niej, ani do dziecka. Jeszcze o tym nie wiedział, lecz Adriana ofiarowała mu czas i możliwość wyboru, których wcale nie pragnął.
– I potem wyjdziesz za mnie? – nastawał Bill. Adriana potaknęła z uśmiechem. – Na pewno?
Znowu potaknęła, po czym spojrzała na niego poważnie.
– Najpierw muszę ci coś wyznać – szepnęła.
– Cholera!… Co znowu? – Szalał z niepokoju. Miał za sobą ciężki wieczór i był zmęczony.
– Okłamałam cię – kontynuowała, z trudem wytrzymując jego spojrzenie.
– W jakiej sprawie?
Ledwo dosłyszał jej wypowiedzianą szeptem odpowiedź.
– Tak naprawdę nie jestem dziewicą.
Na długą chwilę zapadła cisza, wreszcie Bill z ogromną ulgą wykrzyknął:
– Rozpustnica!
Adriana siłą powstrzymała chichot. A potem Bill, wbrew sobie, wiedząc, że znów będzie miał wyrzuty sumienia, objął Adrianę i kochał się z nią.
Noc przespali spokojnie, przytuleni do siebie.