ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY

Adriana cały dzień czekała na Billa, dwukrotnie dzwoniła do niego, lecz nikt nie odpowiadał. O czwartej ogarnęła ją rozpacz. Musi go znaleźć i opowiedzieć, jak zakończyła się wizyta Stevena! Wyobrażała sobie, co Bill teraz myśli, i pragnęła wszystko mu wytłumaczyć, na próżno jednak usiłowała się z nim skontaktować. Martwiła się także o jego przyjęcie urodzinowe. Cała ekipa serialu liczyła, że Adriana przyprowadzi go do studia, gdzie przygotowano niespodziankę, ona tymczasem zawiodła. Wreszcie zaczęła dzwonić do telewizji, doszła bowiem do wniosku, że o tej porze uczestnicy przyjęcia musieli się już zjawić. Dopiero po szóstej w końcu odebrano telefon. Adriana starała się przekrzyczeć hałas rozbrzmiewający w słuchawce. Drugi reżyser dopiero po chwili zrozumiał, z kim rozmawia.

– Adriana? Moje gratulacje!

Bill opowiedział wszystkim o Samie, tym jednak, którzy dobrze go znali, wydał się dziwnie cichy i spokojny. Pomyśleli, że jest zmęczony po nocy spędzonej z rodzącą Adrianą w szpitalu. Jak się okazało, trafił na przyjęcie przez przypadek, po wyjściu ze szpitala pojechał bowiem do domu, a potem, chcąc pozbierać myśli, wybrał się do swego biura, gdzie zjawił się tylko trochę później niż powinien. Jakby jego przeznaczeniem było stawić się na przyjęciu niezależnie od tego, czy Adriana będzie miała w tym udział czy nie.

– Jest tam Bill? – zapytała, licząc, że w końcu go znalazła.

– Właśnie wyszedł. Powiedział, że ma coś do zrobienia. Ale przyjęcie jest bomba. – Drugi reżyser najwyraźniej zdążył już sporo wypić. Bawili się tak świetnie, że wcale nie brakowało im honorowego gościa. Billa wzruszyło ich zachowanie, lecz pragnął być sam. Już przedtem urodziny nieźle mu się udały.

Adriana zadzwoniła więc ponownie do domu, ale odpowiedziała jej automatyczna sekretarka. Nie mogła uwierzyć, że tak po prostu zniknął, że nie da jej szansy, by wszystko wytłumaczyć. Wiedział przecież od dawna, że zamierza skontaktować się ze Stevenem po porodzie, nie spodziewał się jednak, że zobaczy go tak szybko, w dodatku z dzieckiem w ramionach, i natychmiast wysnuł bolesne wnioski. Gdy nie przychodził, Adriana zaczęła się obawiać najgorszego: Bill w ogóle nie przyjdzie. Pewnie tak się rozgniewał, że nie chce jej widzieć, a mogła go szukać tylko telefonicznie. Czuła się w tej sytuacji bezsilna.

Przez większą część popołudnia trzymała synka na rękach, pod wieczór zaś położyła go do stojącego obok łóżeczka. Tacę z kolacją odesłała nietkniętą. Wielkiego błękitnego misia posadziła w fotelu i ze smutkiem patrzyła na róże, które przyniósł Bill, nade wszystko pragnąc zobaczyć go i powiedzieć mu, jak bardzo go kocha.

– Chce pani środek nasenny? – zapytała o ósmej pielęgniarka, lecz Adriana potrząsnęła odmownie głową. Pielęgniarka wpisała na jej karcie uwagę o możliwości wystąpienia depresji połogowej. Personel zauważył, że nie jadła nic w południe ani wieczorem i że nawet karmienie dziecka nie sprawiało jej przyjemności. Była spokojna i milcząca.

Po wyjściu pielęgniarki znowu zadzwoniła do Billa, ale i tym razem odpowiedziała automatyczna sekretarka, zostawiła więc pełną niepokoju wiadomość, żeby natychmiast się z nią skontaktował. Potem wzięła na ręce śpiące dziecko i długo wpatrywała się w maleńki nosek, zamknięte powieki, śliczne usteczka, lekko zaciśnięte drobne paluszki. Jej synek był taki piękny, słodki, maleńki!… Pochłonięta nim bez reszty, nie usłyszała skrzypnięcia drzwi o dziewiątej. Przez jakiś czas Bill stał, próbując wyrzucić z serca całe uczucie do niej i do dziecka. Nagle Adriana odwróciła głowę. Na jego widok wstrzymała oddech i wyciągnęła ku niemu rękę, po czym zaczęła gramolić się z łóżka, co wcale nie było łatwe.

– Nie wstawaj – rzekł łagodnie. – Przyszedłem się pożegnać.

Mówił chłodno i spokojnie. Zbliżył się do niej, zachowywał wszakże dystans. Był wytwornie ubrany i Adriana instynktownie odgadła, że powodem nie jest przyjęcie, które było dla niego niespodzianką i na którym zjawił się w dżinsach i bluzie, lecz jakaś inna specjalna okazja. Miał na sobie angielski tweedowy garnitur, kremową koszulę, krawat i eleganckie brązowe buty, na ręce zaś przewieszony złożony płaszcz. Nagle zrozumiała, że Bill wyjeżdża.

– Dokąd się wybierasz? – spytała z niepokojem, wyczuwając, że jego stosunek do niej w ciągu tych kilku godzin całkowicie się zmienił. Jeszcze rano łączyło ich wszystko, jakby mieli jedną duszę i serce, a teraz Bill odsunął się od niej i zamierzał wyjechać. Wiedziała, dlaczego tak postępuje. Zadawała sobie tylko pytanie, czy uda jej się uleczyć ranę, którą mu zadała.

– Postanowiłem wyskoczyć na kilka dni do Nowego Jorku, żeby zobaczyć się z chłopcami. – Spojrzał na zegarek. – Zaraz muszę iść, żeby zdążyć na samolot.

Adriana czuła, jak serce jej się ściska. Nie mogła spokojnie patrzeć, jak niepewnym wzrokiem błądzi po pokoju, unikając spoglądania na dziecko.

– Chłopcy wiedzą, że przyjeżdżasz?

– Nie – odparł ze smutkiem. – Chcę im zrobić niespodziankę.

– Jak długo cię nie będzie? – Nie wiedziała, co mu powiedzieć, oprócz tego, że jest jej przykro, że zachowała się niemądrze, że nie powinno było ją obchodzić, co myśli Steven, który okazał się głupcem, że kocha Billa ponad życie, że pragnie, aby Sam rósł jako ich dziecko… jeśli tylko Bill zostanie… jeśli zdoła jej wybaczyć.

– Nie wiem – odparł, trzymając płaszcz w rękach i patrząc tęsknie na Adrianę. – Tydzień, dwa… Myślałem, że może zabiorę ich na krótkie wakacje, jeśli tylko Leslie pozwoli…

Zawsze od łaski innych zależało, czy mógł być z tymi, których kochał: od łaski Leslie, Adriany, Stevena… Jednakże teraz nie mógł sobie pozwolić na takie myśli. Miło będzie znowu zobaczyć chłopców i przynajmniej na trochę opuścić Kalifornię. Miał już wszystkiego dość. Potrzebował odrobiny wytchnienia. Sprawi sobie prezent urodzinowy i wyjedzie, innym pozostawiając rozwiązywanie swoich problemów. Na czas jego nieobecności ekipa ma przygotowane scenariusze wielu odcinków, a jeśli nie będą im odpowiadać, mogą wymyślić nowe.

– Aha, wynająłem dla ciebie pielęgniarkę. Będzie przychodziła w ciągu dnia i może też zostawać na noc, gdybyś jej potrzebowała. Nie widziałem jej, ale w agencji zapewniali, że jest rewelacyjna.

Myślał o wszystkim. Oczy Adriany wypełniły się łzami.

– Nie musiałeś tego robić. Sama dam sobie radę.

– Myślałem, że może będziesz potrzebowała pomocy przy dziecku, jak wyjdziesz ze szpitala. Chyba że… – Wcześniej nie przyszło mu to do głowy i teraz poczuł się jeszcze bardziej głupio niż przedtem. – Wracasz do mojego mieszkania czy przeprowadzasz się do Stevena?

Adrianie z bólu ścisnęło się serce. Wszystko przez nią, ona zawiniła. Ta świadomość tylko pogłębiła smutek wywołany cierpieniem Billa.

– Nie przeprowadzam się do Stevena. Nigdzie się z nim nie wybieram – oświadczyła zdecydowanie. Bill popatrzył na nią dziwnie.

– Rano odniosłem wrażenie… myślałem… Wiedziałem przecież, że do niego zadzwonisz, tylko się nie spodziewałem, że zrobisz to tak szybko. Nie byłem na to przygotowany, choć powinienem. Zaskoczył mnie widok was trojga razem… A taki byłem podniecony z powodu Sama…

Na jego twarzy malował się wielki smutek. Adrianie po policzkach wolno spływały łzy, gdy na niego patrzyła. Potem przeniosła wzrok na synka.

– Chciałam to mieć za sobą… Wiem, że nie miałam racji, ale chciałam, żeby zobaczył dziecko… i psychicznie uwolnił się od niego. Chciałam pobłogosławić go na drogę. Sama zresztą nie wiem. Nie mogę teraz zrozumieć, dlaczego z takim maniackim uporem poczuwałam się do zobowiązań wobec Stevena. Może czułam się winna, że pozbawiam go czegoś wspaniałego i odchodzę, żeby dzielić to z tobą? Ale teraz wiem na pewno, że Steven nie ma nawet pojęcia, co znaczy dziecko. On nie rozumie, na czym polega miłość. Dla niego dziecko oznacza jedynie wyrzeczenia. Jest głupcem i idiotą, a ja okazałam się jeszcze głupsza, że za niego w ogóle wyszłam.

Wyglądała bardzo żałośnie. Zaczęła płakać, tuląc do siebie synka, który także nagle się rozkrzyczał. Bill rzucił płaszcz i podbiegł, by jej pomóc.

– Pozwól mi go wziąć. – Spokojnie, pewnymi rękoma odebrał od niej Sama. – Może jest głodny?

– Nie wiem. Niedawno go karmiłam.

– No to może ma mokro? – Umiejętnie sprawdził pieluszkę, po czym ciasno owinął dziecko kocykiem. Adriana w milczeniu podziwiała jego zręczność we wszystkim, co robił, od scenariuszy poprzez suflety aż po opiekę nad niemowlętami. – Chyba chciał znowu być mocno zawinięty. Ty trochę go rozplątałaś. Małe dzieci lubią być jak w kokonie. Popatrz, pokażę ci.

Szybko zademonstrował, jak to robić, po czym oddał jej zawiniątko. Adriana wydmuchała nos i podziękowała mu.

– Nie wiem, co myślałam, dzwoniąc do Stevena, ale jak tylko się tu zjawił, zrozumiałam, że to był błąd. A potem ty wszedłeś i zanim zdążyłam się odezwać, już cię nie było. – Znowu wybuchnęła płaczem. Do sali weszła pielęgniarka i pokiwała głową, myśląc, że u Adriany z całą pewnością albo występują wczesne symptomy depresji połogowej, albo mąż źle ją traktuje, w każdym razie coś jest nie tak. – Cały dzień próbowałam cię złapać – mówiła dalej Adriana – ale nigdzie cię nie było! – W jej głosie pojawił się wyrzut. – A dzisiaj są twoje urodziny!

– Wiem! – uśmiechnął się. Wyglądała tak biednie i smutno, i tak dziecinnie z błękitną kokardą we włosach, jakby była nastolatką, która trzyma w ramionach cudze dziecko. – Ale rano na widok Stevena poczułem się bardzo niezręcznie. Nie spodziewałem się go. W dodatku wyglądało to bardzo rodzinnie.

– Cóż, na początku rzeczywiście było wzruszająco – zaczęła opowiadać Adriana, marząc, by Bill usiadł, choć mu tego nie proponowała w obawie, że przypomni sobie o samolocie. – Patrzył na dziecko, jakby w życiu nie widział noworodka. Ale jest takim pompatycznym kretynem! Nie sądzę, żeby kiedykolwiek kogoś albo coś kochał, może z wyjątkiem swojej rakiety do tenisa i samochodu. Gotów był mi wybaczyć moją zdradę i przyjąć mnie z dzieckiem na próbę. Możesz to sobie wyobrazić? – W jej głosie zabrzmiał gniew.

– A gdyby przyjął cię bez żadnych warunków? Gdyby powiedział, że cię kocha?

– Uświadomiłam sobie, że jest za późno, że wszystko minęło, o ile w ogóle kiedykolwiek istniało. Steven i ja nigdy nie mieliśmy tego, co my mamy, Bill. Uczucie, które nas łączyło, było nieprawdziwe i bardzo niedojrzałe. Nie znałam znaczenia wyrazu „kochać”, dopóki ciebie nie spotkałam – rzekła miękko.

Bill położył płaszcz koło błękitnego misia i podszedł do łóżka.

– Nie mogłem znieść myśli, że cię stracę, Adriano… Po prostu nie mogłem. Już raz to przeżyłem… – spojrzał na śpiące w jej ramionach niemowlę. – Nie chciałem też stracić Sama. Pragnę być z wami na zawsze. Nic mnie nie upoważnia do decydowania o twoim życiu. Byłaś żoną Stevena i masz prawo wrócić do niego, jeśli tego chcesz. Ale jeśli podjęłaś decyzję, jeśli jesteś już jej pewna, muszę wiedzieć… – Popatrzył jej w oczy pełnym bólu wzrokiem. Stał się dojrzałym mężczyzną w swoje czterdzieste urodziny.

– Nikogo nie kochałam bardziej niż ciebie – powiedziała wyciągając do niego ręce. Bill objął ją i przytulił. Po jej policzkach toczyły się łzy. Miała wrażenie, że przepłakała cały dzień, tak samo jak on. Urodziny tym razem mu się nie udały. – Nie mogę żyć bez ciebie. – Z drżeniem myślała, że przez własną głupotę o mało nie straciła Billa.

Bill w milczeniu długo siedział uśmiechnięty, potem pomógł jej położyć dziecko do łóżeczka.

– Kocham cię, Adriano. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo… – Spojrzawszy na zegarek, wygodniej przysiadł na brzegu łóżka. – Wygląda na to, że nie zdążę na samolot – zauważył ani trochę nie zmartwiony, bo skoro zamierzał zrobić chłopcom niespodziankę, nie będą zawiedzeni, że jednak nie przyjechał. – Mogę zostać tu na noc? – zapytał.

Adriana uśmiechając się, po raz kolejny wyczyściła nos. Miała za sobą dzień przepełniony wzruszeniami.

– Nie wiem, co na to powiedzą pielęgniarki – powiedziała, oboje niewiele jednak o to dbali, układając się wygodnie w szpitalnym łóżku: Adriana w różowej koszuli nocnej, którą dostała na gwiazdkę, Bill w angielskich tweedach. Kiedy pielęgniarka zajrzała do pokoju, by sprawdzić, jak czuje się pacjentka, zobaczyła, że się całują, i cicho zamknęła za sobą drzwi. Stan pani Thompson wyraźnie bardzo się poprawił.

– Pielęgniarki będą nas miały za rozpustników – szepnęła Adriana, gdy zostali sami.

– To dobrze.

– Mam dla ciebie prezent na urodziny – przypomniała sobie nagle o zegarku.

– Tak szybko? – roześmiał się Bill. – Czy to nie za wcześnie?

– Jesteś okropny.

Bill długo i namiętnie ją całował. Kiedy trzymał Adrianę w objęciach, świat znowu wydawał mu się piękny.

– A ja mam dla ciebie niespodziankę – rzekł z namysłem, kładąc głowę na poduszce.

– Co takiego? Mówili szeptem, nie chcąc obudzić dziecka, a także dlatego, że nagle ich życie stało się proste i spokojne.

– Za kilka dni bierzemy ślub.

– Najwyższy czas – oświadczyła z udaną pretensją, błyskając pierścionkiem, który dostała od niego w święta.

– Chcę, żeby w metryce Sama było moje nazwisko – oznajmił stanowczo.

– Jak ci się podoba Samuel William Thigpen? – zapytała z nieśmiałym uśmiechem. Bill pocałował ją w odpowiedzi.

– Brzmi nieźle… – uśmiechnął się. – Może być – powiedział zdecydowanie, po czym przytulił ją mocno i poczuł, że ich serca biją jednym rytmem.

Загрузка...