ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY

W pierwszy dzień Bożego Narodzenia Adriana miała wolne, poranek więc spędziła w łóżku, na zmianę drzemiąc i gwarząc z Billem. Kwadrans po dziewiątej jego synowie, tryskający energią i radością, zadzwonili ze Stowe, gdzie razem z matką spędzali święta. Po rozmowie z nimi Adriana z uśmiechem złożyła Billowi świąteczne życzenia, po czym oboje pospieszyli do kryjówek, gdzie czekały prezenty. Wrócili objuczeni kolorowymi paczuszkami. Podarunki dla Adriany zostały zapakowane w sklepie, dla Billa zaś Adriana zapakowała własnoręcznie ze zręcznością podobną do tej, jaką wykazywała w kuchni. Mimo to Billowi wszystko bardzo się podobało. Nie posiadał się z radości na widok telefonu i telewizora, a sweter natychmiast włożył pod baseballową kurtkę z czerwonej skóry, którą dwa dni wcześniej Adriana kupiła na Melrose.

Ona z równym entuzjazmem przyjęła prezenty od niego. Dostała piękną suknię z zielonego zamszu od Giorgia, czarną torbę z aligatora od Hermesa, którą podziwiała, ilekroć mijali sklep, zabawne różowe pantofle w melony, trzy śliczne koszule nocne i szlafrok. Kupił jej ponadto mnóstwo drobiazgów: złoty łańcuszek na klucze, stare pióro, śmieszny zegarek w kształcie Myszki Miki, tomik poezji opisujący wszystkie uczucia, jakimi darzyła Billa. Kiedy skończyła odpakowywać prezenty, płakała już otwarcie. Jej reakcja bardzo go zachwyciła. Zniknął na chwilę i wrócił z paczuszką zawiniętą w turkusowy papier i przewiązaną białą wstążką.

– Och, nie, już dość! – Adriana ukryła twarz w czarnych skórzanych rękawiczkach, które Bill kupił jej u Gucciego. Na każdej widniał czerwony łuk. – Przesadzasz!

– Owszem – uśmiechnął się. – To się już nie powtórzy. Ale do diabła, czemu tego nie otworzysz? – Adriana z obawą wpatrywała się paczuszkę. Instynkt jej podpowiadał, że to nie byle drobiazg. – Dalej, nie bądź takim tchórzem…

Drżącymi palcami odwiązała wstążkę. Wewnątrz znalazła tekturowe pudełko w tym samym kolorze co papier z napisem „Tiffany”, w nim zaś kasetkę z czerwonego zamszu. Bardzo wolno ją otworzyła. Na widok brylantowej obrączki wstrzymała oddech. Długą chwilę wpatrywała się w nią z wielkim podziwem.

– No, głuptasku. – Bill łagodnie odebrał jej pierścionek. – Włóż na palec, sprawdź, czy pasuje.

Ręce nieco jej obrzmiały, musiał więc domyślić się rozmiaru. Kiedy wsunął obrączkę na jej palec, okazało się, że pasuje jak ulał.

– Boże… och, Bill… – Patrzyła na niego z niedowierzaniem, a po jej policzkach wolno spływały łzy. – Jest przepiękny, ale…

Dopiero co powiedziała mu, że jeszcze nie jest gotowa, by za niego wyjść, i oto otrzymała ślubną obrączkę, jaką mało która kobieta dostaje po dwudziestu latach małżeństwa. Adriana wiedziała, że Billa stać na taki wydatek. Był co prawda dyskretny w sprawach finansowych, lecz jego serial po raz kolejny nagrodzono i przynosił coraz większe zyski.

– Pomyślałem, że powinnaś wzbudzać szacunek, kiedy pójdziesz do szpitala. To właśnie jest pierścionek zaręczynowy, ale bardziej mi się podobał niż te z ogromnym kamieniem, a poza tym – patrzył na nią nieśmiało – wygląda jak obrączka. Jak się pobierzemy, dostaniesz prostą złotą obrączkę… Jeśli będziesz chciała.

Pierścionek był piękny. Adrianie z zachwytu kręciło się w głowie, gdy patrzyła na swą lewą dłoń. Czuła, że jeszcze bardziej kocha Billa. Był naprawdę niezwykły. Ona swoją obrączkę przed dwoma miesiącami zdjęła, gdyż zrobiła się za ciasna, poza tym noszenie jej w tej sytuacji uznała za niestosowne.

– Mój Boże, jest cudowny!

– Naprawdę ci się podoba? – upewniał się Bill, rad z efektu, jaki wywarł jego upominek gwiazdkowy.

– Pytanie!… Jasne! I to jeszcze jak! – Wyciągnęła się na łóżku, prezentując pierścionek, który błyszczał na jej palcu.

– Wiesz co? – patrzył na nią spod przymkniętych powiek. – Zabawne, ale nie wyglądasz na zaręczoną. – Pogładził ją po brzuchu i poczuł kopnięcie dziecka. – To musi być dziewczynka – rzekł wesoło.

– Dlaczego tak sądzisz? – Adriana nie potrafiła oderwać wzroku od pierścionka. Wciąż nie mogła uwierzyć, że Bill go jej podarował.

– Bo cały czas tupie – wyjaśnił poważnie.

– Może chce taki sam pierścionek jak mama? – podsunęła Adriana i nachyliła się, by go pocałować. Była teraz podwójnie zadowolona, że ma dla niego na urodziny złotego cartiera. Zegarek pochłonął lwią część kwoty uzyskanej ze sprzedaży mieszkania, lecz był tego wart. Resztę pieniędzy zostawiła dla dziecka. Bill co prawda zapowiedział, że zapłaci rachunek za szpital, postanowiła jednak do tego nie dopuścić.,

– Na pewno nie chcesz, żebyśmy się już teraz pobrali? – zapytał z nadzieją w głosie. Gdyby się zgodziła, w metryce dziecka figurowałoby jego nazwisko zamiast formułki „ojciec nieznany”, stanowiącej obecnie jedyną możliwość. Chyba że zgodnie z sugestią adwokata Adriana zostawi rubrykę pustą i jeśli wezmą z Billem ślub, jego nazwisko zostanie wpisane później.

Spojrzała na niego ze smutkiem. Było jej przykro, że musi go ranić.

– Myślę, że powinniśmy zaczekać.

Za obopólną zgodą czekać mieli do lutego, choć według Billa na taki okres łaski Steven nie zasługiwał. Adriana wszakże wyraźnie się spodziewała, że gdy tylko dziecko się urodzi, jej były mąż jak na skrzydłach zjawi się w szpitalu. Bill nie wątpił, że po porodzie Adriana zacznie myśleć bardziej realistycznie, tymczasem jednak potrzebna jej była widać wiara w to, że pewnego dnia Steven pożałuje swojej decyzji. Może w ten sposób nie dopuszczała do siebie smutnej prawdy o całkowitej obojętności, z jaką odnosił się do niej i dziecka?

Spędzili spokojne popołudnie. Bill wiele czasu poświęcił na przygotowanie indyka na kolację, Adriana zaś odpoczywała, drzemiąc na kanapie. Ani na moment nie zdjęła z palca pierścionka.

Nazajutrz w pracy, Zelda nie odmówiła sobie komentarzy, trudno bowiem było przeoczyć brylanty błyszczące na dłoni Adriany. Na ich widok Zelda szeroko otworzyła oczy.

– Ho, ho! Wyszłaś za mąż w czasie weekendu?

– Nie – uśmiechnęła się tajemniczo Adriana. – Zaręczyłam się.

To oświadczenie ją samą pobudziło do śmiechu. W tak zaawansowanej ciąży mówić o zaręczynach!…

– Niezły pierścionek – rzekła z podziwem Zelda.

– I niezły mężczyzna – dodała Adriana, po czym poszła naradzić się z montażystami.

Od terminu porodu dzieliły ją tylko dwa tygodnie, w ciągu następnych dni zajęła się więc porządkowaniem i przekazywaniem swoich spraw Zeldzie, co okazało się zadaniem ponad ludzkie siły. W środku tygodnia zadzwonili do niej ludzie z ekipy Billa, którego czterdzieste urodziny, przypadające w Nowy Rok, zamierzali uczcić na przyjęciu-niespodziance i potrzebowali jej pomocy, by sprowadzić go na miejsce o właściwej porze. Adrianie bardzo przypadł do gustu ich pomysł. Przyjęcie z orkiestrą miało się odbyć po południu na planie serialu. Planowano zaprosić na nie dawnych i obecnych członków obsady oraz tylu przyjaciół Billa, ilu się uda ściągnąć. W sylwestrowy wieczór Adriana ledwie mogła utrzymać język za zębami.

Sylwestra spędzili na przyjęciu, które znajomy pisarz wydał w restauracji Chasen’s. Do domu wrócili mocno po północy. Adriana była bardzo śpiąca, podobnie jak Bill, który choć sporo wypił, nie był pijany. Zaraz też rozebrał się i natychmiast położył. Zasypiał, kiedy Adriana kładła się obok niego.

– Szczęśliwego Nowego Roku – szepnęła. – I najlepsze życzenia urodzinowe.

Myślała o przyjęciu przewidzianym na następny dzień i znów ją korciło, by wyjawić mu tajemnicę, ale zanim skończyła mówić, Bill głęboko spał. Przez chwilę patrzyła nań, potem nachyliła się i pocałowała go. Bardzo go kochała za dobroć, wspaniałomyślność, za to, że był taki właśnie, jak był – wspaniały.

Leżała w ciemności, zmęczona, choć mniej śpiąca niż przed godziną, gdy naraz poczuła gwałtowne kopnięcie, po czym wszystkie jej mięśnie od piersi do bioder naprężyły się tak bardzo, że ledwo mogła oddychać, mimo iż w gruncie rzeczy nie czuła bólu. Doszła do wniosku, że to kolejna próba organizmu przygotowującego się do porodu. Zdążyła się już niemal przyzwyczaić do tych skurczów. Miewała je głównie w ciągu pracowitego dnia lub po jakimś wysiłku i właściwie wcale jej nie przeszkadzały. Leżała, starając się zachować spokój, po chwili wszakże jej ciało znów się naprężyło. Kiedy skurcz się powtórzył, postanowiła zastosować jedną ze sztuczek Billa – wstała i napiła się wina, lecz tym razem nie przyniosło jej to spodziewanej ulgi. Chociaż o trzeciej skurcze powtarzały się już regularnie, Adriana wciąż nie potrafiła uwierzyć, że zaczął się poród. Zgasiła światło i usiłowała zasnąć, w końcu, gdy kilka razy przewróciła się z boku na bok, Bill obudził się i zapytał, co się dzieje.

– Nic – odparła. – To te głupie skurcze.

Otworzył jedno oko i spojrzał na nią.

– Myślisz, że się zaczęło?

– Nie.

Nie mogła znaleźć sobie miejsca, sądziła jednak, że przyczyną jest zmęczenie, w żadnym razie poród. Dziecko miało się urodzić dopiero za dwa tygodnie i nic nie wskazywało, by miało przyjść na świat przed terminem. Adriana poprzedniego dnia była na badaniu kontrolnym u lekarki, która nie stwierdziła nic niezwykłego, choć uprzedziła, że dziecko jest już donoszone i może rodzić w każdej chwili.

– Jak długo je masz? – wymamrotał Bill, wracając na swoją połowę łóżka.

– Nie wiem… trzy albo cztery godziny. – Dochodziło wpół do czwartej.

– Weź gorącą kąpiel.

To była następna z jego sztuczek, również zawsze skutkująca. Adriana stosowała ją kilka razy i skurcze ustępowały. Lekarka powiedziała im, że gdy poród się zacznie, nic nie powstrzyma skurczu, ani wino, ani gorąca kąpiel, ani nawet stanie na głowie. Jeśli przychodzi odpowiednia pora i dziecko ma się urodzić, żadna siła mu nie przeszkodzi. Adriana nie miała ochoty wstawać z łóżka i brać kąpieli tylko po to, żeby skurcze ustąpiły.

– Idźże – zachęcał ją Bill. – Spróbuj, może potem uda ci się zasnąć.

Wkrótce jednak Adriana poczłapała do łazienki. Bill z uśmiechem patrzył, jak idąc kołysze się z boku na bok. Słuchając szumu wody, zapadł w drzemkę. Wydało mu się, że minęło wiele godzin, gdy znowu usłyszał ją obok siebie. Zaniepokojony jej jękami stwierdził, że cała zesztywniała. Natychmiast doszedł do siebie. Adriana z napiętą twarzą kurczowo chwyciła go za rękę.

– Dziecinko, dobrze się czujesz? – Zapaliwszy światło z niepokojem zauważył, że czoło ma pokryte potem. Nie musiał pytać; widział, że kąpiel nie zatrzymała skurczów. Uśmiechnął się, zobaczywszy strach w oczach Adriany, choć jej ciało się rozluźniło. Ujął jej dłoń i pocałował w palce.

– Coś mi się wydaje, że nasz mały przyjaciel chce z nami uczcić Nowy Rok, prawda, kochanie? Mam dzwonić po lekarza? – spytał, przekonany, że poród się zaczął.

– Nie… – Mocniej ścisnęła jego dłoń. – Czuję się dobrze… naprawdę… och, nie! – Nagle głośno krzyknęła. – Nie, nie czuję się dobrze… Och, Bill!

Z całej siły ściskała jego rękę, zapomniawszy o wszystkim, czego w szkole rodzenia uczono ją o oddychaniu. Bill przypomniał jej, co ma robić, i dzięki krótkim wdechom jakoś przetrwała te skurcze. Było oczywiste, że nie mają czasu do stracenia. Adriana miała silne bóle i należało ją odwieźć do szpitala. Kiedy Bill pomógł jej usiąść na łóżku, wstrzymała oddech i poszła do szafy. Oczy miała zamglone, była zmęczona i przerażona, całym jej ciałem wstrząsały dreszcze. Po minucie wróciła z wyrazem paniki na twarzy. Bill podprowadził ją do krzesła. Teraz w trakcie skurczów nie była w stanie nawet mówić. Starając się złapać powietrze, pomyślała nagle o męczarniach tamtej kobiety z filmu. Rzeczywistość okazała się gorsza. Ona nie mogła oddychać, a bóle przychodziły jeden po drugim.

– Nie ruszaj się… Siedź spokojnie… Oddychaj… – Bill mówił zarówno do niej, jak i do siebie, biegnąc do szafy po obszerną suknię. Pomógł jej zdjąć koszulę nocną i wsunął sukienkę przez głowę, potem znalazł parę starych mokasynów.

– Nie mogę iść w takim stroju – sprzeciwiła się w przerwie pomiędzy bólami, Bill trafił bowiem na najgorszą suknię.

– Nie przejmuj się, wyglądasz wspaniale.

Wciągnął dżinsy i sweter, na nogi włożył stojące obok łóżka tenisówki. Nie spuszczając Adriany z oka, zadzwonił do jej lekarki, która obiecała, że za pół godziny będzie na nich czekać w szpitalu. Wziął przygotowaną od dawna torbę z rzeczami i pomógł Adrianie ostrożnie wstać, lecz zanim doszli do drzwi, znowu złapał ją silny skurcz. Bill zaczynał się zastanawiać, czy przypadkiem zbyt długo nie zwlekali i czy nie powinien zadzwonić po karetkę. W żadnym razie nie zamierzał dopuścić do tego, by spełniło się marzenie Adriany o porodzie w domu. Gdy tylko skurcz minął, zachęcił ją, by szła dalej. Byli już niemal w progu, kiedy skurcz się powtórzył. Tym razem Adriana zaczęła płakać.

– Wszystko w porządku, najdroższa… – mówił Bill. – Nie ma się czym martwić. Za kilka minut będziemy w szpitalu i od razu poczujesz się lepiej.

– Nieprawda… – płakała, tuląc się do niego, jakby chodziło o jej życie. – Och, Bill… to jest straszne…

– Wiem, dziecinko, wiem, ale niedługo się skończy i będziemy mieć pięknego dzidziusia.

Uśmiechnęła się do niego przez łzy. Usiłowała pomagać sobie regularnymi oddechami, lecz nie było to łatwe. Bill miał rację: do pewnego momentu istotnie przynosiły ulgę, tyle że Adriana gwałtownie dochodziła do punktu, w którym nie była w stanie kontrolować swojego ciała.

Zdawało się, że minęły godziny, zanim dotarli do samochodu. Bill pomógł jej wsiąść, torbę rzucił na tylne siedzenie. Ruszył z miejsca z taką szybkością, do jakiej zdolny był jego samochód. Miał nadzieję, że zwróci na siebie uwagę patrolu, bo ten jeden raz nie miałby nic przeciwko temu, żeby go zatrzymali. Policyjna eskorta bardzo by się przydała, gdyby Adriana zaczęła rodzić w samochodzie. Tak się jednak nie stało i Bill bez przeszkód dojechał do bramy szpitala. Nacisnął klakson, modląc się, by ktoś przyszedł mu z pomocą. Adriana znów miała skurcz i nie potrafiła oddychać. Po sekundzie zjawił się pielęgniarz i razem przenieśli Adrianę na wózek na kółkach. Jęczała cicho, gdy szybko zdążali do budynku. Bill biegł obok niej.

– Nie mogę… Bill… och… – Nie była w stanie mówić. Bill zauważył, że cała drży, narzucił więc na nią swą kurtkę, cały czas próbując odwrócić jej uwagę od bólu.

– Ależ możesz… Dalejże, doskonale sobie radzisz… Dobrze, wspaniale… Zaraz będzie po wszystkim.

Były to tylko słowa, lecz ogromnie krzepiły Adrianę. Bill wiedział, że gdy znajdą się w sali porodowej, zostanie podłączona do monitora, a wtedy dokładnie będą wiedzieć, jak ostre są skurcze, ile czasu trwają, kiedy osiągają szczyt i kiedy ustępują. Będzie mógł jej wówczas powiedzieć, że skurcz się już kończy. Na razie jednak musieli radzić sobie sami. Adriana zmagała się z bólem, wystraszona, że za chwilę będzie jeszcze gorzej. Powoli zaczynała tracić nad sobą panowanie. Ogarnęło ją przeczucie, że umrze, gdy więc Bill próbował pomóc jej przy wstawaniu z wózka, szorstko go ofuknęła.

Lekarka już na nich czekała. Razem z wesołą młodą pielęgniarką, do której Adriana poczuła od pierwszej chwili niechęć, pomogły jej położyć się na łóżku. Adriana z pewnością nie była w najlepszej formie. Wpadła w histerię, kiedy zdejmowały z niej suknię i przypinały pas łączący ją z monitorem, podczas gdy kolejny skurcz rozdzierał jej ciało.

– Chwileczkę, Adriano… to potrwa minutę – rzekła lekarka, pomagając pielęgniarce. Bill usiłował zmusić Adrianę do oddychania, nie słuchała jednak, skoncentrowana na rozrywającym ją bólu. Nagle spojrzała na nich z przerażeniem na twarzy.

– Wychodzi! – Rozgorączkowana patrzyła to na Billa, to na lekarkę. – Wychodzi!…

– Nie, jeszcze nie. – Lekarka, aby ją uspokoić, kazała jej szybko oddychać, a Bill przypomniał, w jaki sposób ma to robić, lecz Adriana nie przestawała jęczeć i upierać się, że dziecko już wychodzi. – Nie przyj! – krzyknęła naraz lekarka. Kiedy do sali weszły jeszcze dwie pielęgniarki, ze zmarszczonym czołem patrzyła w monitor. – Ma bardzo silne skurcze – rzekła do Billa przyciszonym głosem, myjąc ręce. – I bardzo długie. Poród może być bardziej zaawansowany, niż myślimy.

– Wychodzi, wychodzi… – łkała Adriana. Billowi także chciało się płakać. Nie mógł patrzeć na jej cierpienia, a tu bóle jeszcze się wzmagały. Adrianie się zdawało, że jej ciało rozrywa się na kawałki. Lekarka, zbadawszy ją, pokiwała głową z satysfakcją.

– Już nie ma czasu na parcie, Adriano. Jeszcze tylko kilka skurczów i…

– Nie! – krzyknęła Adriana, po czym z wysiłkiem usiadła zrywając z siebie pas. – Nie zrobię tego! Nie potrafię!

– Potrafisz – rzekła lekarka.

Bill bez powodzenia próbował uspokoić Adrianę. Niedobrze mu się robiło, gdy patrzył na jej cierpienie. To, co oglądał, było o wiele gorsze od filmu szkoleniowego, i już chciał zapytać, dlaczego nie podadzą jej środka uśmierzającego, kiedy lekarka, skończywszy omawiać coś z pielęgniarkami, zagadnęła:

– Chyba chcesz urodzić dziecko, prawda, Adriano? Lada chwila będzie koniec. Widzę już główkę. Tak jest… dalej… zacznij przeć!

Adriana przeraźliwie krzyknęła i spojrzała na Billa, jakby prosząc go o ratunek. Pielęgniarka przymocowała do łóżka uchwyty na ręce i nogi. Nagle sala całkowicie się przeobraziła. Wszystko pokrył niebieski papier, Billowi wręczono czepek i zielony fartuch. Ubrał się i chwycił mocno Adrianę za ramiona.

– Tak, dobrze, przyj! – dyrygowała lekarka, Adriana zaś powtarzała, że nie jest w stanie. Całym jej jestestwem zawładnął ból. Bill z płaczem przytrzymywał jej ramiona, każdy jej krzyk odbierając niczym cios. Jego męka wszakże nie miała znaczenia.

Naraz Adriana opadła na plecy, potem usiadła, mocno prąc, i wtedy rozległ się długi, żałosny lament. Bill ze zdumieniem podniósł wzrok i zobaczył, że Adriana się uśmiecha. Znowu krzyknęła, ostatecznie wypychając dziecko, po czym wyczerpana opadła na poduszki.

– Chłopiec! – oznajmiła lekarka.

Adriana i Bill śmiali się płacząc. Bill nie odrywał oczu od istotki, która spoglądała na nich przestraszonym wzrokiem znad małego noska, takiego samego jak u matki. Adriana także usiłowała zobaczyć synka. Jęknęła straszliwie, gdy lekarka odcinała pępowinę.

– Jest taki silny… – rzekł schrypniętym głosem Bill. – Jak ty. – Pochylił się, by ją pocałować, a wtedy ogarnęła go spojrzeniem niepowtarzalnym, bo zrodzonym z tej właśnie chwili, którą przez całe życie oboje będą pamiętać.

– Czy wszystko z nim w porządku? – zapytała słabo.

– W jak najlepszym – oświadczyła lekarka, zaszywając Adrianę, która nawet nie zauważyła, że podano jej miejscowy środek znieczulający.

W sali zjawił się pediatra, by zbadać dziecko. Chłopczyk ważył osiem funtów i czternaście uncji, mieszcząc się tym samym w normie. Bill ciągle powtarzał, że wygląda dokładnie jak matka, choć Adrianie zdawało się, że przypomina Billa, który nie chciał akurat teraz mówić, że to przecież bez sensu.

Pomógł zanieść dziecko do pokoju dziecinnego, podczas gdy pielęgniarki myły Adrianę. Kiedy po półgodzinie wrócił, było dopiero kwadrans po piątej. Do szpitala przyjechali o wpół do piątej, tak więc poród przebiegł nadzwyczaj szybko, aczkolwiek Adrianie się zdawało, że trwał nieskończenie długo.

– Przykro mi, że tak cierpiałaś – szepnął, dziwiąc się, jak inaczej Adriana wygląda. Włosy miała teraz uczesane, twarz i ciało umyte, usta pomalowane. W niczym nie przypominała kobiety, która tak niedawno histerycznie krzyczała z bólu i strachu.

– Nie było tak źle – odparła spokojnie. Bill odnosił wrażenie, że Adriana jest teraz dojrzalsza, jakby w sekundzie z dziewczyny przemieniła się w kobietę. W pewnym sensie mówiła prawdę, gdy w żartach powiadała, że jest dziewicą. – Mogło być gorzej… Zrobiłabym to jeszcze raz – uśmiechnęła się. Bill wybuchnął śmiechem, dokładnie przewidział bowiem, że tak powie. – Jak się miewa maleństwo?

– Chłopczyk jest cudowny. Teraz go myją, ale będziesz go tu miała.

Po kilku minutach do sali weszła pielęgniarka, niosąc czyste i pachnące słodko dziecko, zawinięte w becik i nakryte kocykiem. Chłopczyk otworzył jedno oko, kiedy pielęgniarka podała go Adrianie. Oboje z Billem z zachwytem mu się przyglądali. Był doskonały pod każdym względem, był cudem, o jakim Adriana nawet nie marzyła. Billowi przypominał Adama i Tommy’ego, choć równocześnie się od nich różnił – był przecież wyjątkowy. Bill nagle poczuł, że Adriana jest mu bliższa niż przedtem, jakby mieli jedną duszę, jeden umysł, jedno serce… i jedno dziecko. Jakby serca całej trójki biły jednym rytmem.

Dziecko otworzyło oczy i wpatrywało się w nachylone nad sobą twarze, jakby próbowało sobie przypomnieć, czy je zna. Adriana znowu się rozpłakała, ale tym razem były to łzy szczęścia. Dla tej małej istotki warto było przeżyć najgorszy ból, największe zmartwienia i niepokoje. Warto było nawet rozstać się ze Stevenem. Ogarnęła ją wielka radość, że nie uległa mężowi i nie poszła na zabieg. Myśl o tym wydała się jej odrażająca teraz, gdy Bill pomógł odwinąć trochę dziecko, by przystawić je do piersi. Chłopczyk natychmiast zaczął ssać. Patrząc na nich, Bill poczuł, jak oczy wypełniają mu łzy. Jakież to proste, jakie łatwe! Oto prawdziwy cel życia: dwoje kochających się ludzi i dzieci, które pojawiają się w ich życiu niczym błogosławieństwa.

– Jak go nazwiemy? – szepnęła Adriana.

– Cały czas myślę, że nieźle byłoby się zdecydować na „Thigpen”, chociaż to nie najlepsze nazwisko.

– Tak się składa, że ja je lubię – rzekła z czułością Adriana. Wiedziała, iż nigdy nie zapomni, że Bill był przy niej od początku do końca. Bez niego nie dałaby sobie rady. Personel medyczny wydawał się o wiele mniej ważny. – Następne urodzę w domu – oznajmiła. Bill w odpowiedzi jęknął.

– Błagam, daj mi czas na złapanie oddechu! Jeszcze nie ma szóstej! – udał przerażenie, choć z zadowoleniem słuchał, jak Adriana mówi o „następnym” dziecku.

– Wszystkiego najlepszego – powiedziała Adriana, uświadomiwszy sobie naraz, że jest Nowy Rok, a zatem Bill ma urodziny. Kiedy się nachyliła, aby go pocałować, jej synek pilnie im się przypatrywał. Posapywał cichutko, najwyraźniej jednak czuł się doskonale w ich towarzystwie.

– A to dopiero prezent! – Trudno byłoby znaleźć lepszy sposób na uczczenie czterdziestych urodzin niż ten dar nowego istnienia od ukochanej kobiety, przypominający, jak cenne i proste jest życie. Niczego więcej nie mógł pragnąć. – Przy okazji powiedz, jak ci się podoba imię „Teddy”?

Zastanawiała się przez chwilę, po czym wysunęła swoją propozycję:

– A może „Sam”?

Patrząc na dziecko, pokiwał głową. Chłopczyk był śliczny i to imię do niego pasowało.

– Doskonale. Sam Nie chciał na razie pytać, czyje nazwisko będzie nosił jej synek: jego, jej panieńskie czy jej byłego męża, uważał bowiem, że jeszcze na to za wcześnie.

Pozostał z Adrianą do ósmej, później poszedł do domu wziąć prysznic, posprzątać i zjeść śniadanie. Obiecał, że wróci najpóźniej w południe, i poradził, by trochę się przespała. Wyszedł z pokoju na palcach. W progu na moment przystanął. Zobaczył, że dziecko śpi spokojnie, bezpieczne w ramionach matki. Na widok tych dwojga ukochanych osób Bill po raz pierwszy od długiego czasu poczuł, że jest całkowicie, absolutnie szczęśliwy i zadowolony.

Загрузка...