ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI

Sprzedaż mieszkania odbyła się szybko i bez problemów. W pierwszym tygodniu listopada, gdy transakcja została zawarta, Adriana i Bill spakowali wszystkie jej rzeczy i przenieśli do jego mieszkania. Wszystko przebiegło gładko i z mniejszymi emocjami, niż obawiała się Adriana. Teraz już nie miała nic, co by mogła z sentymentem wspominać. Pięć miesięcy wcześniej Steven zabrał nawet album z ich ślubnymi zdjęciami. Zastanawiała się, co z nim zrobił, i doszła do wniosku, że najprawdopodobniej wyrzucił. Jakież to było dziwne: cała przeszłość odeszła, jakby nigdy nie istniała. Adriana próbowała wytłumaczyć swoje odczucia Billowi, układając resztę swoich rzeczy w jego pokoju gościnnym.

– Wydaje mi się, jakbyśmy w ogóle nie byli małżeństwem, jakbym go nigdy nie znała.

– Bo może go faktycznie nie znałaś. Są tacy ludzie.

Ucieszyło go, że w jej głosie nie słyszy przygnębienia. Była już w siódmym miesiącu ciąży, szybko więc się męczyła, ale w dalszym ciągu na nic nie narzekała. Oboje z Billem nie mogli się doczekać przyjazdu chłopców, od którego dzieliły ich dwa tygodnie, wcześniej jednak Adriana musiała pójść do lekarza. Tym razem Bill jej towarzyszył. Już dawno zamierzał to uczynić, lecz wizyty zawsze wypadały akurat wtedy, gdy w serialu następował kryzys lub odbywało się zebranie dyrekcji stacji. Teraz Bill oświadczył sekretarce, że wychodzi na dwie godziny i nie dba o to, co się w tym czasie stanie, po czym zawiózł Adrianę do lekarza.

Niedługo po poznaniu Billa Adriana zmieniła starego lekarza na kobietę, którą poleciły jej koleżanki. Bill spotkawszy ją, zrozumiał, dlaczego Adriana tak ją polubiła. Jane Bergman była inteligentna, bezpośrednia i traktowała ciążę jako proces naturalny i normalny. Zapewniła ich, że poród odbędzie się bez komplikacji i siłami natury, ma bowiem wszelkie podstawy, by tak sądzić. Nie obchodziło jej, że Bill i Adriana nie są małżeństwem. Adriana z poprzedniego lekarza zrezygnowała między innymi dlatego, że wiedział o Stevenie i obawiała się, iż będzie zadawał za wiele pytań. Ta kobieta natomiast nie miała pojęcia, że ojcem dziecka nie jest Bill. Podczas badania pozwoliła mu posłuchać bicia serca płodu, co ogromnie przeżył.

– Przypomina chomika – rzekł poważnie.

– Miły jesteś, nie ma co – roześmiała się Adriana.

Billa wzruszyło bicie małego serduszka i bezbronność Adriany, gdy tak leżała z odsłoniętym wydętym brzuchem. Lekarka stwierdziła, że wielkość płodu jest prawidłowa, i poradziła, by wzięli udział w zajęciach szkoły rodzenia. Oboje wiedzieli, o czym mówi, choć Adriana nie znała szczegółów, Bill zaś niewiele pamiętał, gdyż minęło prawie osiem lat od czasu, gdy towarzyszył Leslie.

– To może bardzo pomóc – rzekła lekarka. Była w wieku Billa i sprawiała wrażenie osoby kompetentnej i fachowej. W drodze powrotnej oznajmił Adrianie, że jest zadowolony z tej wizyty.

– Szkoda, że nie mogę załatwić tego w domu – odezwała się tęsknie Adriana, patrząc przez okno.

– Chryste!… – jęknął Bill. – Nawet o tym nie myśl.

– Dlaczego? – posmutniała zawiedziona niczym dziecko, co odrobinę Billa zirytowało. – Tak by było o wiele przyjemniej.

– I o wiele niebezpieczniej. Bądź grzeczna i słuchaj doktor Bergman. Po wyjeździe chłopców zaczniemy chodzić do szkoły rodzenia.

Bill zauważył, że ostatnio Adriana robi się coraz bardziej nerwowa. Przez siedem miesięcy z powodzeniem unikała myśli o swym stanie i udawała, że nie jest w ciąży, nagle jednak okazało się, że ma już niewiele czasu i musi stawić temu czoło. Zasypywała Billa pytaniami o narodziny jego synów, zaczęła też czytać poradniki dla ciężarnych. Bill podejrzewał, że ogarnia ją strach przed bólem i ewentualnymi komplikacjami. Wcale go to nie dziwiło, jego zdaniem bowiem dziecko bardzo rosło.

– Kocham cię – powiedział, gdy żegnał się z nią pod drzwiami studia, z którego nadawano wiadomości.

– Cześć, Harry! – zawołał jeden z montażystów, przebiegając obok nich w pośpiechu. Bill spojrzał pytająco na Adrianę.

– Kto to jest Harry?

Adriana wybuchnęła śmiechem na wspomnienie historyjki, którą przed miesiącami zaserwowała kolegom, gdy zadawali jej zbyt wiele dociekliwych pytań.

– To ty. Powiedziałam im, że nazywasz się Harry, jesteś wdowcem, a twoja żona była najlepszą przyjaciółką Helen… – z udawaną powagą streszczała jego serial. Bill ryknął śmiechem.

– Jesteś niemożliwa. Wracaj do pracy i przestań się martwić o dziecko.

– Kto się martwi? – odparła gładko, jednakże lekki ton nie zwiódł Billa.

– Do zobaczenia, kochanie. – Pocałował ją, obiecał, że po wieczornych wiadomościach pójdą razem na kolację, po czym śpiesznie ruszył do swojego biura.

Wybrali się do Le Chardonnay, gdzie zjedli doskonały posiłek i spędzili przyjemny wieczór. Bill otrzymał za serial następną nagrodę, której towarzyszył wielki rozgłos w prasie i telewizji. Adriana była z niego bardzo dumna, Bill zaś utrzymywał, że częściowo jej to zawdzięcza.

– Twoje zwariowane pomysły przyczyniają się do wzrostu oglądalności – oświadczył.

Adriana podsunęła mu wiele szalonych wątków, nie przestawał więc liczyć, że po porodzie zacznie z nim pracować. Śmiejąc się, rozmawiali o tym, gdy nagle jej twarz pobladła. Bill nie wiedział, co się stało, zauważył tylko, że Adriana wpatruje się w parę przy sąsiednim stoliku, jakby zobaczyła ducha. Mężczyzna także wystraszył się jakby na jej widok, zaraz jednak odwrócił się ku towarzyszącej mu dziewczynie. Była młoda, atrakcyjna i wyglądała na wysportowaną. Urodą nawet w połowie nie dorównywała Adrianie, choć z pewnością była od niej o kilka lat młodsza. Bill wszakże nie na nią patrzył. Po chwili oderwał wzrok od Adriany i spojrzał na mężczyznę. Rozpoznał Stevena.

Adriana, nie odwracając odeń oczu, nachyliła się nad stolikiem.

– Steven… – wyciągnęła ku niemu rękę, jakby chciała zwrócić jego uwagę, lecz tylko dziewczyna na nią zerknęła, zastanawiając się, czego ta kobieta chce. Steven odwrócił się plecami i udawał, że przywołuje kelnera.

– Steven… – tym razem wyraźniej wymówiła jego imię. Dziewczyna sprawiała wrażenie, jakby nie wiedziała, czy uśmiechnąć się czy też ją zignorować, wyraz twarzy Adriany świadczył bowiem o wielkim zdenerwowaniu, w dodatku rzucała się w oczy jej zaawansowana ciąża.

Steven, świadom, że za chwilę będzie musiał jakoś zareagować, wstał i szorstko powiedział do dziewczyny:

– Chodźmy stąd. Obsługa w tym lokalu jest nie do przyjęcia.

Zanim zdążyła otworzyć usta, był już w połowie drogi do wyjścia. Dziewczyna spojrzała na Adrianę wzrokiem pełnym zakłopotania i niesmaku, jakby chciała przeprosić za jego zachowanie, lecz w końcu bąknęła tylko:

– Chyba pani nie usłyszał.

– Usłyszał, usłyszał… – Adriana twarz miała białą jak kreda, ręce wilgotne od potu. – Usłyszał mnie doskonale. Poza tym obsłudze nic nie można było zarzucić.

– Przykro mi – rzuciła dziewczyna na odchodnym i pobiegła za Stevenem.

Adriana zauważyła, że coś do niego mówi, lecz on szarpnął ją za ramię i pociągnął za sobą. Po chwili już ich nie było widać.

Adriana drżała na całym ciele. Bill z popielatą twarzą płacił rachunek. Bez słowa wyszli z restauracji. Chłodne powietrze sprawiło, że Adriana wstrzymała oddech. Było jej niedobrze, choć zjadła wyśmienitą kolację. Gdy doszli do ulicy, zobaczyli, jak Steven z dziewczyną odjeżdżają jego porschem.

– Dlaczego się do niego odezwałaś? – zapytał Bill, zajmując miejsce za kierownicą. – Dlaczego on cię w ogóle obchodzi? – Wyglądał na zmartwionego.

Adriana spojrzała na niego z gniewem. Nie była w nastroju do kłótni. Tego wieczora Steven zupełnie odsłonił swą prawdziwą twarz, nie po raz pierwszy zresztą.

– Nie widziałam go od pięciu miesięcy, a byłam jego żoną przez dwa i pół roku. Czy to dziwne, że chciałam z nim porozmawiać?

– Biorąc pod uwagę sposób, w jaki cię potraktował, to jest dziwne, nie uważasz? A może miałaś zamiar podziękować mu za wszystkie przyjemności, które ostatnio ci zafundował?

Bill nie potrafił zapanować nad zazdrością. Czuł niesmak do siebie za te wyrzuty, lecz wyraz oczu Adriany, niepokój na jej twarzy, gdy wyciągnęła rękę do Stevena, bardzo go zranił. Nienawidził Stevena za ból, jaki jej sprawia, i pragnął, by zniknął z jej życia na zawsze.

– Nie zaczynaj od nowa… – Z jej oczu popłynęły łzy, twarz pokryła śmiertelna bladość. Masowała sobie brzuch, bo nawet dziecko się zdenerwowało i mocno kopało. Ze wszystkich sił pragnęła znaleźć się w domu, położyć i zapomnieć o Stevenie, wiedziała jednak, że to niemożliwe. – Nawet na mnie nie spojrzał – dodała z goryczą.

– Adriano – rzekł Bill przez zaciśnięte zęby – ten facet to ostatni łajdak. Kiedy wreszcie to zrozumiesz? Za rok? Za pięć lat? A może za dziesięć? Wciąż wierzysz, że wróci i zasypie różami ciebie i dziecko, a ja wciąż ci powtarzam, że tego nie zrobi. Sama dzisiaj widziałaś: nie chciał nawet z tobą rozmawiać, po prostu wstał i wyszedł. Ani ty, ani dziecko w ogóle go nie obchodzicie. – Bill podejrzewał, że zawsze tak było, lecz nie powiedział tego głośno.

– Jak mógł to zrobić? Jak może nic nie czuć do własnego dziecka? Teraz to w sobie tłumi, ale wcześniej czy później zrozumie, że tak się nie da żyć.

– Jedyną osobą, która musi zrozumieć, że tak się nie da żyć, jesteś ty. On odszedł, kochanie. Zapomnij o nim.

Nie odpowiedziała. Reszta drogi upłynęła im w milczeniu, ale gdy tylko przekroczyli próg mieszkania, od nowa zaczęli się sprzeczać, tak że Adriana we łzach poszła spać do pokoju gościnnego. Rano była bardzo zamyślona i cicha. Bill nie odezwał się do niej słowem i pozwolił, by sama zrobiła sobie śniadanie. W końcu oderwał wzrok od kolumny sportowej gazety, którą trzymał przed sobą.

– Czego ty właściwie od niego oczekujesz? Może mi to wyjaśnisz, żebym raz na zawsze zrozumiał?

– Od Stevena?… Nie wiem. Chyba tego, żeby stawił czoło faktom, żeby pogodził się z tym, że będziemy mieli dziecko. Przecież on nawet nie wie, z czego rezygnuje! Mogę zaakceptować jego odejście, bo uważa, że go zdradziłam, ale nie mogę zaakceptować tego, że odwraca się od własnego dziecka. Pewnego dnia będzie tego żałował.

– Pewnie, że będzie, ale to jest cena, którą musi zapłacić. Choć może nigdy nie zmienić zdania… A dlaczego mówisz, że go zdradziłaś? Oszukałaś go? Celowo zaszłaś w ciążę?

– Nie – odparła urażonym tonem. Billowi już dawno przyszło do głowy, że to może być powód, dla którego Adriana czuje się winna, aczkolwiek te podejrzenia zatrzymał dla siebie. – Znałam jego poglądy i zawsze byłam ostrożna.

– Tak myślałem – na twarzy Billa pojawił się cień uśmiechu. Bardzo kochał Adrianę i bardzo nie lubił sprzeczek. Na szczęście zdarzały się rzadko, i to zawsze z powodu Stevena. – Ale wydawało mi się, że nie zaszkodzi zapytać. No więc mów, czego byś od niego chciała – indagował dla dobra ich obojga, musieli się bowiem jakoś z tym problemem uporać.

– Chodzi mi o to, żeby uznał dziecko. Przyznał, że jest jego, stanął twarzą w twarz z rzeczywistością, ponieważ od samego początku od niej ucieka. Niech zobaczy dziecko i powie: „Dobrze, rozumiem, jest moje, ale go nie chcę…” Albo: „Tak, pomyliłem się, kocham swoje dziecko”. Ale nie chcę, żeby wiecznie mnie unikał, bo ciągle mi się wydaje, że któregoś dnia wróci skruszony i będzie chciał z nami być, a przy okazji zrujnuje życie mnie, dziecku, tobie i sobie. Cokolwiek wtedy zrobię, będę czuła się winna. Nie mogę ułożyć sobie życia, dopóki nie będę pewna, że się od niego całkowicie uwolniłam. Muszę dokładnie wiedzieć, jaka jest jego ostateczna, nieodwołalna decyzja, albo chcę z nim przynajmniej porozmawiać. Nie miał w sobie na tyle uczciwości, żeby odezwać się do mnie, odkąd odszedł.

Po raz pierwszy Adriana bez ogródek wyraziła swoje zdanie, toteż Bill wreszcie pojął, jakie pobudki nią kierują. Otóż nie potrafiła uwierzyć, że Steven rzeczywiście odszedł na dobre, i chciała usłyszeć z jego ust potwierdzenie, że wie, z czego rezygnuje, i że nie zmieni zdania. Choć było to rozsądne, Bill nie podejrzewał, by kiedykolwiek jej życzenie się spełniło. Steven nie był człowiekiem tego pokroju. Swoją naturę obnażył w ciągu tych pięciu miesięcy, a zwłaszcza ostatniego wieczoru. Miał zamiar dalej uciekać, przeprowadzić rozwód za pośrednictwem adwokatów i zrzec się dziecka, nawet go nie oglądając. Taki po prostu był i Adriana musiała przyjąć to do wiadomości.

– Nie wydaje mi się, żebyś dostała od niego coś więcej ponad to, co już ci dał. Nie stać go na otwartość.

– Skąd wiesz?

– Przypomnij sobie wczorajszy wieczór. Czy to jest facet z zasadami, gotów stanąć z tobą twarzą w twarz? Przecież on wybiegł, zostawiając swoją dziewczynę!

– Czy to była jego dziewczyna? – spytała z ciekawością Adriana, wprawiając tym Billa w gniew.

– Do diabła, skąd mam wiedzieć?

– Wyglądała na bardzo młodą – rzekła w zamyśleniu.

Bill jęknął.

– Ty też tak wyglądasz, bo jesteś młoda. Dajże już spokój!… Skup się na tym, co ważne: powinnaś zapomnieć o Stevenie.

– A jeśli kiedyś wróci?

Taka możliwość bardzo ją niepokoiła, ponieważ przypuszczała, że kiedy dziecko się urodzi, Steven znowu pojawi się w jej życiu.

– Wtedy się będziesz martwiła.

– Ale dziecko ma prawo…

– Wiem, wiem. – Bill tak mocno trzasnął pięścią w stół, aż Adriana podskoczyła na krześle. – Dziecko ma prawo do naturalnego ojca, tak? Już to słyszałem. Ale jeśli ten naturalny ojciec jest draniem, to co? Czy nie prościej teraz pozwolić mu odejść i zapomnieć o przeszłości?

– A gdyby Leslie po pijanemu oświadczyła ci, że chce od ciebie odejść, czy nie czułbyś, że powinieneś sprawdzić, co naprawdę myśli, jak wytrzeźwieje?

– Chyba tak. Dlaczego pytasz?

– Bo mi się wydaje, że Steven od chwili, gdy mu powiedziałam o dziecku, jest zamroczony strachem. Jak ochłonie, przestanie panikować i będzie inaczej do tego podchodził.

– A może nie? Może faktycznie nienawidzi dzieci? Może powinnaś uwierzyć w to, co powiedział, bo takie właśnie są jego prawdziwe, stałe poglądy?

– Chcę być pewna, że on wie, co robi.

– Niewykluczone, że takiej pewności nigdy nie zyskasz. I co?… Zamierzasz w nieskończoność czekać z ułożeniem sobie życia? – zezłościł się. Ostatecznie szło o życie ich dwojga, aczkolwiek Bill zdawał sobie sprawę, że nie jest łatwo zapomnieć człowieka, którego żoną było się dwa i pół roku i którego dziecko już wkrótce ma przyjść na świat.

– Uważasz, że jestem głupia, bo mnie to obchodzi, tak?

– Nie – westchnął i na powrót usiadł przy kuchennym stole. – Uważam tylko, że marnujesz czas. Zapomnij o Stevenie.

– Mam wrażenie, że coś mu kradnę… – zaczęła. Bill słuchał z uwagą. – Zabieram mu dziecko i daję je tobie, bo ty go pragniesz. Ale co będzie, jeśli on wróci i powie: „Hej, to moje, oddawaj…”?

Trafiła w sedno, lecz Bill i tak nie wierzył, by Steven kiedykolwiek zmienił zdanie o niej lub o dziecku. Okazał się wielkim głupcem, Bill jednak był głęboko przekonany, że nie zmądrzeje.

– Poczekaj, a zobaczysz. Nigdzie nie wyjeżdżamy, nie przenosimy się z dzieckiem do Afryki – usiłował jej przemówić do rozsądku Bill, chociaż pojmował, że Adriana usiłuje chronić jego przed cierpieniem, Stevena zaś przed pomyłką, której do końca życia mógłby żałować. – Nie możesz ponosić odpowiedzialności za wszystkich. Niech każde z nas podejmuje własne decyzje, a jeśli okażą się błędne, to nie twoja sprawa. – Odłożył na bok gazetę i przywołał do siebie Adrianę. – Kocham cię… pragnę tego dziecka… a jeśli Steven zmieni zdanie i wróci, wtedy będziemy się martwić. Tak czy owak, co się może stać? Najwyżej sąd przyzna mu prawo do odwiedzin. To nie takie straszne. – Spojrzawszy na nią, poczuł, że ogarnia go przerażenie. – A może ty byś wtedy do niego wróciła? – zapytał i ze wstrzymanym oddechem czekał na odpowiedź.

Adriana potrząsnęła głową, lecz w jej geście dawało się wyczuć wahanie.

– Nie sądzę.

Billowi się zdawało, że za chwilę zemdleje.

– Nie sądzisz? To znaczy, że co byś zrobiła?

– Nie wróciłabym do niego. Ale wszystko zależy od okoliczności… od tylu spraw… Bill, ja już go nie kocham, jeśli o to pytasz Kocham ciebie. Ale nie chodzi tylko o nas dwoje… Jest jeszcze dziecko.

– Wróciłabyś do mężczyzny, który cię nie kocha, tylko ze względu na dobro jego dziecka?

– Wątpię – odparła, nie mogła jednak przysiąc, że tak by nie zrobiła.

Bill wstał od stołu i wyszedł z kuchni.

Minęło kilka dni, zanim się uspokoili. W końcu pogodzili się i spędzili weekend w łóżku, na zmianę kochając się i próbując wyłożyć swoje racje. Adriana chciała mieć pewność, że Steven nie zmieni zdania i nie wróci do niej i dziecka. Uważała, że powinien przynajmniej je zobaczyć. Bill, chociaż takie wyjście mu się nie podobało, gotów był je zaakceptować, aczkolwiek zważywszy na zachowanie Stevena tamtego wieczora, uznał za mało prawdopodobne, by ten w ogóle zechciał się pojawić, gdy dziecko przyjdzie na świat.

– Wyjdziesz potem za mnie? – zapytał poważnie i Adriana cała się rozpromieniła.

– Tak, jeśli dalej będziesz mnie chciał.

Była jednak zdania, że nie powinni o swoich zamiarach mówić chłopcom, dopóki wszystko się nie wyjaśni, rozwód nie zostanie przeprowadzony i dokumenty nie nabiorą mocy prawnej. Bill uważał, że na taką uprzejmość jej były mąż nie zasługuje, lecz ustąpił. Z wielkim podnieceniem myślał o małżeństwie.

– Jak myślisz, czy chłopcy będą mieć coś przeciwko temu? – zapytała z obawą Adriana. Ostatnio byle co budziło w niej niepokój, lekarka wszakże wyjaśniła, że na tym etapie ciąży to całkiem naturalne. Jak wszystkie kobiety Adriana martwiła się o poród, ból, zdrowie dziecka, Bill zaś wiedział, że dodatkowym stresem był dla niej rozwód i sprzedaż mieszkania. Dotąd trzymała się dzielnie, teraz jednak przejmowała się każdą błahostką. Podejrzewał, że jej obsesja na punkcie lojalności wobec Stevena jest częścią tego samego procesu.

Kiedy Adam i Tommy przyjechali, powitała ich z większym niż zwykle napięciem. Obawiała się, że nie przyjmą dobrze wiadomości o dziecku, ale postanowiła być z nimi szczera. Gdy zobaczyli ją na lotnisku, na ich twarzach pojawiło się zaskoczenie.

– Hej, co się stało? – zapytał zdziwiony Tommy.

– Nie zadawaj takich pytań! – upomniał go Adam.

– Spodziewam się dziecka – wyjaśniła Adriana, choć nawet dla Tommy’ego było to oczywiste.

– To naszego tatusia? – zapytał, na co Adam kopnął go w kostkę.

– Nie – odparła, gdy popijali już gorącą czekoladę w wygodnej kuchni Billa. – Ojcem jest mój mąż. Ale i tak się rozwodzimy. Prawdę mówiąc – dodała otwarcie – opuścił mnie właśnie dlatego, że nie chciał dziecka. Bierzemy więc rozwód, a on zrzeka się praw rodzicielskich.

Jej proste słowa wstrząsnęły chłopcami, szczególnie Adamem.

– To okropne!

– Nieprawda – odezwał się Tommy. – Gdyby się nie rozwodziła, nie byłaby z tatą i nie uratowałaby mnie nad Tahoe.

– Masz rację – roześmiała się Adriana. Tommy bardzo praktycznie patrzył na tę sprawę.

– Kiedy się urodzi? – zapytał Adam.

– W styczniu. Za jakieś siedem tygodni.

– To całkiem niedługo – stwierdził ze współczuciem. – Gdzie będziesz mieszkać? W swoim mieszkaniu?

– Nie, tutaj, z nami… ze mną – odpowiedział za nią Bill. – Pokój gościnny chcemy przeznaczyć dla dziecka.

– Ożenicie się? – zapytał z nadzieją Tommy, a po minie Adama także było widać, że byłby rad z takiego rozwiązania.

– Tak – odrzekł Bill – ale jeszcze nie teraz. Musimy uporządkować pewne sprawy.

– Kapitalnie!

Radość Tommy’ego biła w oczy, Adam serdecznie objął Adrianę. Ogromnie go poruszyło to, że mąż ją porzucił. Powiedział później ojcu, że powinien się z nią ożenić, zanim dziecko przyjdzie na świat.

– Będę o tym pamiętał, synu – obiecał żartobliwie Bill, po czym poważnie wyjaśnił: – Chciałbym, ale najpierw musi zostać przeprowadzony rozwód.

– Kiedy to będzie?

– Już niedługo. Damy wam znać.

Chociaż chłopcy zastali zupełnie nową sytuację, następnego ranka wszystko wróciło do normy. Telewizor grał, na każdym meblu wisiały ubrania, a Bill przygotowywał śniadanie. Tommy głośno wyraził nadzieję, że urodzi się chłopiec, bo dziewczyny są nudne, Adam zaś tylko się uśmiechnął i oświadczył, że bez względu na płeć i tak będą je kochać. Na te słowa Adriana aż się rozpłakała. Kiedy chłopcy wyszli na spacer, posprzątała mieszkanie. Po powrocie wręczyli jej wielki bukiet kwiatów.

Razem z Billem przygotowali świąteczną kolację, stanowiącą wspaniałe zakończenie wspaniałego dnia, którego doskonałość późnym wieczorem, gdy chłopcy już spali, zmąciła jedynie rozmowa Adriany z matką.

– Jasne, że wszystko w porządku. Musiał pojechać do Londynu – rzekła do słuchawki Adriana i w tym momencie zauważyła wyraz twarzy Billa, który po skończonej rozmowie zatrzymał ją w kuchni.

– Co to ma znaczyć?

Pytanie było retoryczne, doskonale bowiem wiedział, że okłamała matkę co do Stevena.

– Nie ma sensu jej niepokoić. W mojej rodzinie nie było dotąd rozwodów, a poza tym, na litość boską, są święta.

– Adriano, on odszedł pół roku temu. Miałaś sporo czasu, żeby jej powiedzieć. – Nagle przez myśl przeszło mu pewne podejrzenie. – A powiedziałaś jej o dziecku? – Gdy przecząco potrząsnęła głową, usiadł na krześle, nie spuszczając z niej wzroku. – W co ty grasz? Dlaczego go ochraniasz?

– Nie ochraniam… – W jej oczach znowu pojawiły się łzy. – Po prostu nie chcę z nią o tym rozmawiać. Nie powiedziałam jej na początku, bo myślałam, że Steven wróci, a teraz sytuacja zrobiła się niezręczna. Nie chcę, żeby na mnie naciskali. Zawsze mają do mnie pretensje. Powiem jej później. – Nie potrafiła mu wytłumaczyć, że jej stosunki z rodziną nie układają się najlepiej.

– Kiedy? Po urodzeniu trzeciego dziecka?… Albo jak to skończy szkołę?… Może powinnaś jakoś ją przygotować, zanim do tego dojdzie?

– Co według ciebie mam powiedzieć? Nigdy nie byłam z nią blisko. Nie mam ochoty o tym z nią rozmawiać.

– Możesz powiedzieć, że spodziewasz się dziecka.

– Dlaczego? – Adriana zdawała sobie sprawę, że to bardzo głupie pytanie.

– Na co ty czekasz? – Patrzył jej prosto w oczy nieruchomym wzrokiem i Adrianę po raz pierwszy ogarnął strach. Bill wyglądał na dotkniętego, ale też rozgniewanego. – Czekasz, aż on wróci, żeby wszystko znowu ładnie wyglądało? – Trafił w czuły punkt.

– Może tak było na początku… A teraz to wszystko jest tak cholernie skomplikowane!… Od czego mam zacząć?

– Kiedyś będziesz musiała… – zauważył Bill, w myślach dodając: Chyba że Steven wróci. Nie miał ochoty zaczynać wszystkiego od początku. – Słuchaj, to jest twoje życie, twoi rodzice, ale nie potrafię cię zrozumieć.

– Czasami ja siebie też nie rozumiem – wyznała. – Przykro mi, Bill. Po jego odejściu wszystko tak się poplątało… Nikomu o tym nie mówiłam, bo najpierw się wstydziłam, potem było za późno, a teraz sytuacja zrobiła się dziwaczna. Do diabła, połowa ludzi u mnie w pracy myśli, że zdradzam męża.

Uśmiechnęła się. Bill przyciągnął ją do siebie.

– Czasami doprowadzasz mnie do szaleństwa, ale może dlatego tak cię kocham.

– I dlatego Harry kocha Helen, która była najlepszą przyjaciółką… – wybuchnęła śmiechem, a Bill trzepnął ją ścierką do naczyń.

– Przestań! To zaczyna przypominać Biblię.

– Tak mi przykro, Bill. Czasami zamieniam swoje życie w kompletny chaos.

– Wcześniej czy później wszystko uporządkujemy – oświadczył Bill z przekonaniem, wierząc, że istotnie kiedyś to nastąpi.

Загрузка...