Wracającego z zakupów Billa powitał przeraźliwy dźwięk syren. Bill postawił torbę przed namiotem i usadowił się w słońcu, czekając na powrót Adriany i chłopców. Na widok mknącej karetki ogarnęło go jednak dziwne przeczucie, zerwał się więc i popędził nad rzekę, gdzie ujrzał Adama, który zapłakany biegał wzdłuż brzegu, wymachując rozpaczliwie rękoma.
– O Boże!… – wyszeptał Bill i po plecach przebiegł mu zimny dreszcz. W jednej chwili znalazł się obok syna, otoczonego teraz przez grupkę usiłujących go uspokoić ludzi. Spostrzegłszy ojca, Adam rzucił mu się w ramiona, krzycząc coś o bracie. Bill przytulił go na moment i zaraz odsunął.
– Co się stało? Mów, co się stało?!… – Potrząsał chłopcem, starając się wydobyć z niego odpowiedź, Adam jednak, niezdolny wykrztusić choćby słowo, wskazywał tylko na karetkę i dwa dżipy służby leśnej. Bill zostawił syna i pospieszył ku samochodom.
Zebrał się tam wielki tłum gapiów. Ludzie z pontonów głośno pokrzykiwali, podczas gdy strażnicy leśni uwijali się przy rzece. Bill z przerażeniem uświadomił sobie, że mała bezwładna postać w jaskrawobłękitnych spodenkach, którą wyciągali na brzeg, jest jego synem. Sinego i nieprzytomnego Tommy’ego położyli na trawie, sprawdzili, czy oddycha, po czym jeden ze strażników zaczął mu robić sztuczne oddychanie. Bill, bezradnie szlochając, nie był w stanie wykonać żadnego ruchu. Tommy na pewno nie żyje! – tylko ta myśl tłukła mu się po głowie. Po chwili rozepchnął stojących obok ludzi i opadł na kolana obok strażników.
– Proszę… Boże… błagam, zróbcie coś…
Tommy, ukochane nade wszystko dziecko, przesłaniał mu teraz świat. Nagle chłopiec zakasłał i wypluł fontannę wody. Wciąż miał popielatą twarz, lecz zaczął się poruszać, a chwilę później otworzył oczy i spojrzał na ojca. Choć był jeszcze oszołomiony, wybuchnął głośnym płaczem. Bill przytulił go mocno, szlochając razem z nim.
– Syneczku… mój kochany…
– To… ja…
Tommy znów dostał torsji, zwracając strumień wody. Obserwujący go pilnie ratownicy wiedzieli już, że wszystko będzie w porządku. Był posiniaczony i podrapany, we włosach miał błoto, lecz jego życiu nic nie zagrażało. Nie spuszczał rozgorączkowanego wzroku z ojca, a gdy przestał wymiotować, zapytał:
– Gdzie… Adriana?
Serce Billa przestało bić. Adriana!… Wielki Boże! Odwrócił się, uświadomiwszy sobie naraz, że nigdzie jej nie widział, i w tejże chwili zobaczył mężczyzn wyciągających jej bezwładne ciało z wody.
– Pilnujcie go! – krzyknął do strażników i w dwóch susach znalazł się przy niej. Wyglądała na martwą. Była śmiertelnie blada, na ramieniu i nodze miała okropne rany. Najbardziej jednak przeraził go wyraz jej twarzy. Przypomniał mu się wypadek na autostradzie, który dawno temu widział – nieżywa kobieta w samochodzie wyglądała dokładnie tak samo.
– Boże!… Czy da się ją uratować?
Jego pytanie pozostało bez odpowiedzi. Strażnicy robili co w ich mocy, by przywrócić ją do życia, na razie wszakże bez skutku.
– To pana żona? – zapytał ktoś. Bill już miał zaprzeczyć, ale w końcu skinął głową. Nie było sensu tłumaczyć, kim naprawdę są dla siebie. – Uratowała chłopca – wyjaśnił mężczyzna. – Gdyby nie ona, prąd zniósłby go za skały. Utrzymywała go na powierzchni, aż udało nam się do nich dotrzeć, ale chyba uderzyła się w głowę.
Z jej ramienia strumieniem płynęła krew. W ogóle cała była zakrwawiona, jak zauważył z przerażeniem Bill.
– Oddycha? – zapytał, nie odrywając od niej wzroku.
Czterech mężczyzn pochylało się nad jej ciałem. Bill nie mógł powstrzymać łez. Umarła, ratując jego syna… Tommy żyje, a ona…
Naraz któryś z ratowników krzyknął do kierowcy ambulansu:
– Szybko! Słychać tętno!
Adriana lekko odetchnęła, nadal jednak wyglądała bardzo źle. Ratownicy nie przerywali sztucznego oddychania i po chwili triumfująco spojrzeli na Billa.
– Wrócił jej oddech. Zabieramy ją do szpitala. Chce pan jechać z nami?
– Tak. Wyjdzie z tego? – zapytał, gorączkowo rozglądając się za Adamem.
– Trudno na razie powiedzieć. Nie wiadomo, w jakim stanie ma głowę, poza tym straciła dużo krwi z rany w ramieniu. To blisko tętnicy. Może nie przeżyć – odrzekł szczerze ratownik, owijając ramię Adriany opaską i mocno ją zaciskając.
Do Billa podbiegł zapłakany Adam i mocno się do niego przytulił. Kiedy ratownicy wsunęli do ambulansu nosze, na których leżał Tommy, Bill także do niego wsiadł. Ktoś podsadził Adama do karetki i podał mu koc. Na końcu wstawiono nosze z Adrianą. Śmiertelnie blada, leżała z maską tlenową na twarzy. Bill ukląkł obok niej.
– Czy ona nie żyje? – żałośnie zapytał Adam.
Tommy wpatrywał się w nią bez słowa. We włosy miała wplątane liście, jeden z ratowników pilnował, by nie rozluźniła się opaska uciskająca jej ramię. W odpowiedzi na pytanie syna Bill przecząco potrząsnął głową. Adriana żyła, choć ledwo, ledwo.
W szpitalu w Truckee znaleźli się po dziesięciu minutach. Bill całą drogę modlił się, gładząc delikatnie twarz Adriany. Ratownicy dwukrotnie sprawdzali jej stan i spostrzegł, że nie byli zadowoleni. Kiedy ambulans się zatrzymał, najpierw zabrano nosze z Adrianą, potem z Tommym, na końcu zaś na ziemię zeskoczył Adam. I on, i Bill wyglądali, jakby byli w szoku.
– Zajmę się chłopcami, a pan niech idzie do żony – rzekła uspokajającym tonem starsza pielęgniarka. – Wszystko będzie dobrze. Znajdziemy dla nich ciepłe ubrania, poza tym lekarz i tak chce zbadać młodszego. Proszę się o nich nie martwić.
Bill powiedział synom, że niedługo wróci, i ruszył biegiem do budynku.
– Gdzie ona jest? – zapytał nerwowo, znalazłszy się w środku.
Nikt nie miał wątpliwości, o kogo mu chodzi. W szpitalu nie było pacjenta w gorszym stanie niż Adriana. Jedna z pielęgniarek wskazała wahadłowe drzwi, za którymi Bill znalazł się w jednej chwili. Stał przed szybą oddzielającą to pomieszczenie od wyposażonej w nowoczesny sprzęt sali operacyjnej, gdzie grupka ludzi w zielonych fartuchach uwijała się nad nieruchomym ciałem Adriany. Wykonywali mnóstwo czynności naraz, obserwując monitory i porozumiewając się jakimś szyfrem. Bill miał wrażenie, że ogląda film z gatunku science fiction. Wewnątrz czuł pustkę. Wciąż nie potrafił zrozumieć, co się stało. Wiedział tylko, że Tommy miał wypadek, a Adriana go uratowała. Za jaką jednak cenę? Jeśli przeżyje, będzie jej dozgonnie wdzięczny, tymczasem wszakże wydawało mu się to mało prawdopodobne. Ta kobieta, którą ledwo znał, ta dziewczyna, którą zdążył pokochać, leżała oto, nieruchoma i blada, niczym w koszmarnym śnie.
– Co z nią?… – powtarzał zbielałymi wargami.
Na swoje pytanie nie otrzymywał odpowiedzi. Widział, jak szyją jej ramię, przetaczają krew, podłączają kroplówkę, robią ekg. Trupioblada Adriana leżała wciąż nieprzytomna. Nie mógł nawet do niej podejść, bo nie miał wstępu do sali operacyjnej.
W końcu, gdy od patrzenia zaczęło mu się robić niedobrze, jeden z lekarzy wyszedł i poprosił go na chwilę rozmowy.
– Może pan usiądzie? – zapytał, gdy przeszli do poczekalni, widząc, w jakim stanie jest jego rozmówca. Bill z wdzięcznością opadł na fotel, nie przestając myśleć o desperackiej walce o życie, które w widoczny sposób uchodziło z Adriany.
– Co z nią? – zapytał po raz kolejny i tym razem odpowiedź otrzymał.
– Jak pan wie, pańska żona omal nie utonęła. Nałykała się dużo wody i straciła sporo krwi z rany na ramieniu. Ma przeciętą tętnicę i już samo to mogłoby się okazać fatalne w skutkach. Musiała trafić na bardzo ostrą krawędź. W dodatku mocno uderzyła się w głowę. Początkowo sądziliśmy, że pękła kość, ale na szczęście nie. Prawdopodobnie doznała wstrząsu mózgu. No i oczywiście dodatkowe komplikacje powoduje jej stan.
– Jaki stan? – zapytał przerażony Bill. Nic nie wiedział o chorobach Adriany. Do głowy przychodziły mu tylko takie rzeczy jak cukrzyca. – Czy ona wyzdrowieje?
– Na razie trudno cokolwiek powiedzieć – lekarz jeszcze bardziej spoważniał. Biorąc pod uwagę zakres jej obrażeń, istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że straci dziecko.
– Dziecko? – Bill nie odrywał od niego oszołomionego wzroku. Nic nie rozumiał i czuł się jak głupiec.
– Niestety, tak – ciągnął lekarz, założywszy, że Bill jest w szoku i widać ma kłopoty z przypomnieniem sobie czegokolwiek. – Musi być w końcu czwartego, może nawet w połowie piątego miesiąca ciąży.
– Ja… oczywiście… jestem zdenerwowany…
Szaleństwo! Po co udawał, że jest jej mężem? I dlaczego tak to przeżywa? Dlaczego nie odstępuje go przekonanie, że Adriana jest jego żoną i że toczy się walka o życie jego dziecka? A przede wszystkim, na litość boską, czemu nic mu nie powiedziała?… Czuł się, jakby przeżywał kolejny szok.
Lekarz poprosił go, żeby został w poczekalni, sam zaś wrócił do sali operacyjnej. Obiecał, że da znać, jeśli w stanie pacjentki zajdzie jakaś zmiana.
Bill długo siedział bez ruchu, usiłując bez większego rezultatu poukładać sobie to, co przed chwilą usłyszał. Chociaż nagle fragmenty układanki zaczęły do siebie pasować: apetyt Adriany, to, że najwyraźniej przytyła od czasu, gdy się poznali… I co ważniejsze, odejście Stevena. Ale dlaczego odszedł, skoro Adriana spodziewała się dziecka? Musi być z niego kawał drania, pomyślał Bill. To dlatego Adriana ma nadzieję na jego powrót, dlatego nie zdjęła obrączki… I dlatego tak bardzo obawia się zacieśnienia znajomości z Billem. Wszystko nabrało sensu. Tylko że teraz Adriana może to dziecko stracić. Połowa piątego miesiąca to poważna sprawa. Co gorsza, sama może umrzeć…
Kiedy inny lekarz stanął przed nim z poważną twarzą, Bill struchlał. Bał się tego, co mógł usłyszeć.
– Zrobiliśmy co w naszej mocy. Płuca pracują normalnie, przetoczono jej krew. Wstrząs mózgu jest poważny, choć niekoniecznie śmiertelny, czaszka pozostała nienaruszona… Teraz musimy tylko czekać. Jeszcze nie odzyskała przytomności.
Bill wiedział, że Adriana może zapaść w śpiączkę i nigdy się nie obudzić. To się czasami zdarza.
– Jeśli przeżyje, nic nie wskazuje na to, żeby pozostały jakieś trwałe urazy – kontynuował lekarz. – Pytanie jednak, czy przeżyje. Tego na razie nie wiemy.
– A dziecko? – Bill czuł się również za nie odpowiedzialny. Pragnął, by oboje przeżyli… lub tylko Adriana… Błagam, nie pozwólcie im umrzeć, prosił w duchu. Nie odrywał wzroku od lekarza, czekając na jego słowa.
– Płód żyje. Podłączyliśmy pańską żonę do monitora i jak dotąd wszystko jest w porządku. Słychać tętno.
– Dzięki Bogu. – Bill oczekiwał na dalszy ciąg, lekarz wszakże nie miał nic więcej do powiedzenia. Czas miał pokazać, co będzie dalej. – Mogę ją zobaczyć?
– Oczywiście. Dopóki nie nastąpi poprawa, pańska żona zostanie w sali pooperacyjnej. Później przeniesiemy ją na oddział wewnętrzny.
Aż trudno było uwierzyć, że w tak krótkim czasie w ich życiu dokonały się takie zmiany! Kilka godzin wcześniej Adriana smażyła jajka na bekonie, a teraz walczyła ze śmiercią, bo bez wahania ruszyła na ratunek Tommy’emu.
– A mój syn? Jak on się czuje?
– Ja go jeszcze nie widziałem, ale słyszałem, że razem z bratem zjedli już lunch na oddziale pediatrycznym. – Lekarz uśmiechnął się do Billa. – Według mnie nic mu nie grozi. Miał szczęście. Rozumiem, że tylko szybki refleks i natychmiastowe działanie matki uratowały mu życie. Pańska żona jest drobną kobietą i naprawdę zadziwiające, że potrafiła tak długo holować chłopca. Wtedy właśnie musiała się zranić w rękę…
Była w ciąży, rozmyślał Bill, mimo to bez wahania skoczyła na ratunek jego synowi. Zraniła się, omal nie utonęła, niewiele brakowało, a straciłaby dziecko… Bill był jej bezgranicznie wdzięczny i modlił się teraz, żeby tylko dała mu szansę ową wdzięczność wyrazić. Żeby wyzdrowiała.
Po rozmowie z lekarzem poszedł do sali, w której leżała Adriana, i usiadł przy łóżku. Chociaż do każdej części jej ciała przymocowano jakieś urządzenia, a twarz zasłaniała maska tlenowa, wziął ją delikatnie za rękę i po kolei ucałował wszystkie palce. Kostki miała mocno poranione, paznokcie połamane. Musiała ze straszliwym wysiłkiem walczyć o życie Tommy’ego.
– Adriano… – szepnął Bill do nieruchomej postaci. – Kocham cię, najdroższa. Kocham cię od chwili, gdy po raz pierwszy cię ujrzałem. – Może już nie będzie miał okazji wyznać jej swych uczuć, postanowił więc zrobić to teraz, bez względu na to, czy usłyszy go czy nie. Liczył, że jego słowa jakoś dotrą do jej świadomości, bo to by wszystko zmieniło. – Pokochałem cię już tego wieczoru w supermarkecie, kiedy najechałem na ciebie wózkiem, pamiętasz? – Uśmiechnął się przez łzy i znowu pocałował jej palce. – I kochałem cię, kiedyśmy się potem spotkali na osiedlowym parkingu… To chyba było w niedzielne przedpołudnie… I kiedyśmy rozmawiali na basenie… Kocham cię bez reszty, Adam i Tommy też cię kochają. Bardzo chcą, żebyś wyzdrowiała. – Bill nie przestawał łagodnie do niej przemawiać swym mocnym głosem, delikatnie trzymając ją za rękę. – I kocham twoje dziecko… Naprawdę! Pragnę go, jeśli ty chcesz je urodzić. Chcę mieć ciebie i dziecko. Lekarz powiedział, że wszystko będzie dobrze…
Mówiąc, nie spuszczał z niej wzroku. Wydawało mu się, że jej powieki się poruszyły, lecz zaraz doszedł do wniosku, że musiało mu się przywidzieć, twarz Adriany bowiem wciąż tak samo pozbawiona była wyrazu. Długo jeszcze mówił, śpiewnie wymawiając jej imię, powtarzając, jak bardzo kocha ją i dziecko. Potem położył dłoń na jej brzuchu i wyczuł niewielką wypukłość, której przedtem nie zauważył, której istnienie trzymała przed nim w tajemnicy. Powiedział dziecku, że bardzo je kocha i że lepiej niech się trzyma, bo inaczej wiele ludzi będzie nieszczęśliwych.
– Chyba nie myślisz – ciągnął – że twoja mamusia przeszła przez to wszystko tylko po to, żeby cię stracić? Więc lepiej się nie wygłupiaj… Mam rację, Adriano? Powiedz dziecku, żeby się uspokoiło… – przykazał i delikatnie pocałował ją w policzek.
Stojąca w drzwiach pielęgniarka przysłuchiwała mu się ze wzruszeniem. Nigdy dotąd nie widziała człowieka tak zgnębionego ani nie słyszała by mężczyzna tak mówił do kobiety. Pomyślała, że Adriana jest wybranką losu, mając męża, który tak ją kocha. Nagle coś na monitorach przykuło jej uwagę. Zmarszczyła brwi i weszła do sali. W tejże chwili Adriana odwróciła głowę ku Billowi i na ułamek sekundy otworzyła oczy, jego zaś ogarnęło przerażenie, że umarła. Zerwał się na równe nogi z niemal zwierzęcym krzykiem. Nie spuszczał z jej twarzy niespokojnego wzroku. Kiedy ponownie uniosła powieki, uśmiechnął się do niej przez łzy. Nie był w stanie wykrztusić słowa. Ze wzruszenia zaczął drżeć na całym ciele.
– Ma pani wielkie szczęście – powiedziała do Adriany pielęgniarka. – Pani synek dobrze się czuje. Niedawno dostał ode mnie lody. – Spoglądała na Billa, dodając mu wzrokiem odwagi. – A pani mąż był tu od samego początku i cały czas do pani mówił. – Popatrzyła na monitor rejestrujący ruchy płodu i dodała: – Maleństwu też nic nie grozi. Wygląda na to, że wszystko będzie dobrze. A jak się pani czuje, pani Thigpen?
Adriana mocowała się z maską tlenową. Kiedy pielęgniarka uwolniła ją od niej, rzekła zachrypniętym głosem:
– Nie za dobrze.
Wypompowano z niej sporo wody, miała więc teraz podrażnione gardło, okropne nudności i czuła się strasznie rozbita. Ostatnią rzeczą, którą pamiętała, było osuwanie się w miękkie ciepłe miejsce po tym, jak uderzyła głową w skałę.
– Nic dziwnego – pielęgniarka uśmiechnęła się i poprawiła jej poduszkę. – Po takiej walce ze skałami i wodą!… Słyszałam też, że ma pani za sobą długi bieg.
Bill wreszcie odzyskał oddech. Zamglonym przez łzy wzrokiem z wdzięcznością wpatrywał się w Adrianę, wciąż mocno trzymając ją za rękę.
– Uratowałaś Tommy’ego, Adriano. – Wybuchnął głośniejszym szlochem, potem nachylił się nad nią i pocałował ją w policzek. – Kochanie, uratowałaś go.
– Tak się cieszę… Bardzo się bałam… Nie utrzymałabym go dłużej…
Bill ciągle miał przed oczyma ratowników wyciągających z wody bezwładne ciałko o szarosinej twarzy.
– Prąd był taki silny… a ja się bałam, że nie dobiegnę na czas…
W jej oczach pojawiły się łzy, lecz były to łzy ulgi i triumfu. Mocno ścisnęła dłoń Billa. Gdy pielęgniarka cicho wyszła z sali, by poinformować lekarza, że pacjentka odzyskała przytomność, Bill nachylił się nad łóżkiem i szeptem zapytał:
– Dlaczegoś mi nie powiedziała o dziecku?
Na długą chwilę zapadła cisza. Adriana patrzyła na niego wzrokiem pełnym miłości, z którą, jak sobie teraz uświadomiła, walczyła niemal od dnia, kiedy go poznała. Była mu wdzięczna, że jest przy niej.
– Wydawało mi się, że to by nie było uczciwe – powiedziała wreszcie i wybuchnęła płaczem.
Bill pocałował ją delikatnie.
– Niczego by to nie zmieniło. – Usiadł wygodnie na łóżku, ani na moment nie odwracając od niej wzroku. – Przyznaję, że to dość niezwykła sytuacja, ale do licha! w końcu zarabiam na życie pisaniem mydlanych oper. Jak mogłaś pomyśleć, że nie zrozumiem?
Adriana się uśmiechnęła i chwycił ją atak kaszlu. Bill ją podtrzymał. Gdy się uspokoiła, ostrożnie pomógł jej ułożyć się na poduszce.
– Szczerze mówiąc, Adriano, ulżyło mi. Już się bałem, że zawsze masz taki wilczy apetyt.
Roześmiała się, zaraz jednak na jej twarzy pojawiła się troska.
– Z dzieckiem naprawdę wszystko w porządku?
– Lekarze mówią, że nic mu się nie stało. Ty będziesz musiała jakiś czas odpoczywać, ale dzieci są twarde.
Pamiętał upadek, jaki Leslie przeżyła w pierwszej ciąży. O mało nie dostał ataku serca, widząc ją spadającą ze schodów, lecz wszystko dobrze się skończyło. A potem przypomniał sobie, o co chciał zapytać Adrianę, aczkolwiek sądził, że dobrze odgadł.
– Steven odszedł z powodu dziecka?
Musiał mieć pewność. Jeśli tak właśnie było, to nie widział dla niego usprawiedliwienia. Podczas gdy Adriana leżała nieprzytomna, domyślił się, że prawdopodobnie dlatego się rozeszli.
– Nigdy nie chciał dzieci – odparła cicho. – Kazał mi wybierać: on albo dziecko… – Znowu zaczęła płakać, rozpaczliwie tuląc się do Billa. – Próbowałam… poszłam na zabieg, ale nie mogłam, nie byłam w stanie tego zrobić. Więc mnie opuścił.
– Musi być z niego niezły przyjemniaczek.
– Dla niego to było bardzo ważne – usiłowała tłumaczyć męża. Bill patrzył na nią ze współczuciem.
– Bez sensu! Facet rozwodzi się z tobą, bo jesteś z nim w ciąży, też coś!… Wierzy, że dziecko jest jego, czy to także podaje w wątpliwość?
– Wierzy. Jego adwokat przysłał mi dokumenty, w których Steven zrzeka się władzy rodzicielskiej, tak że ani dziecko, ani ja nie możemy rościć żadnych praw. W sumie dziecko będzie nieślubne – rzekła smutno.
– To niesmaczne.
– Ale może zmieni zdanie – westchnęła. – Jak zobaczy dziecko.
Bill zrozumiał, co Adrianę powstrzymuje przed zaangażowaniem się w nowy związek: wciąż liczyła, że Steven wróci. Miał tylko nadzieję, że robi to jedynie dla dziecka. Zadał jej więc następne pytanie, na które odpowiedź także musiał poznać.
– Adriano, czy ty go jeszcze kochasz?
Długo się wahała, potem, patrząc mu prosto w oczy, pokręciła głową.
– Nie – szepnęła. – Nie kocham go, ale dziecko ma prawo do ojca.
– Przyjmiesz go, gdyby postanowił wrócić?
– Chyba tak… Dla dobra dziecka.
Zamknęła oczy. Miała nudności i czuła się wyczerpana. Billa zasmuciły jej słowa, lecz wdzięczny był za szczerość, jedną z cech, które tak w niej kochał. Nie sądził, by Steven po tym, jak zrzekł się praw rodzicielskich do dziecka i wystąpił o rozwód, chciał kiedykolwiek do niej wrócić. Doszedł przy tym do wniosku, że ten człowiek musi być pomylony, równocześnie zaś jasne dlań było, że Adriana uważa, iż ma względem niego i dziecka zobowiązania, nawet jeśli oznaczać to ma poświęcenie siebie.
Przez chwilę oboje milczeli. Nagle Adriana z niepokojem spojrzała na Billa.
– Nienawidzisz mnie?
– Zwariowałaś? Jak możesz coś takiego mówić? Uratowałaś moje dziecko, ryzykując własne życie!…
Bill przysunął się do niej i pogładził delikatnie jej posiniaczoną twarz.
– Kocham cię, Adriano. Może to nie jest odpowiednia pora ani miejsce na takie wyznania – rzekł łagodnie – ale cię kocham. Więcej, jestem w tobie do szaleństwa zakochany. To trwa już dwa miesiące, może nawet trzy.
Ucałował jej dłoń i po kolei każdy palec. Nie całował jej w usta w obawie, że mógłby sprawić jej ból.
– Nie jesteś zły z powodu dziecka? – zapytała ze łzami w oczach.
– Jakżebym mógł? Podziwiam cię za odwagę. Jesteś naprawdę silną, dobrą i uczciwą kobietą. I zupełnie wyjątkową, skoro w tych okolicznościach zdecydowałaś się jednak na dziecko.
Bill był po Zeldzie drugą osobą, która pozytywnie się odniosła do jej ciąży. Steven tak bardzo ją zranił, że teraz zareagowała łzami na dobroć Billa, który ostrożnie wytarł jej oczy i słuchał jej przerywanej łkaniem opowieści. Po trzech miesiącach samotności, naznaczonej poczuciem winy wobec męża, tama się przerwała.
– Uspokój się – przerwał jej wreszcie Bill, bo bardzo się wzruszyła i zaczynał się obawiać, że może jej to zaszkodzić. Przeżyła już dostatecznie wielki szok. – Wszystko będzie dobrze. – Odgarnął włosy z jej twarzy i otulił ją kołdrą. Zmęczona, rozbita i pochlipująca wyglądała jak mała dziewczynka. – Urodzisz piękne dziecko. – Pochylił się nad nią i bardzo, bardzo ostrożnie pocałował ją w usta. W jego oczach także pojawiły się łzy. – Kocham cię, Adriano… Tak bardzo cię kocham… Ciebie i dziecko.
– Jak to możliwe? – dziwiła się. Steven odszedł od niej, ponieważ zaszła w ciążę, a teraz Bill, który ledwo ją znał, mówił jej o miłości, akceptował ją razem z dzieckiem. – Przecież to nie twoje dziecko.
– Bardzo tego żałuję – odparł szczerze, po czym wyraził na głos swoje myśli: – Może kiedyś będzie moje, jeśli mi szczęście dopisze.
Po policzkach Adriany pociekły świeże łzy. Nie odpowiedziała. Mocno trzymając dłoń Billa, zamknęła po chwili oczy i zapadła w głęboki sen.
Bill siedział przy niej, patrząc na jej spokojną twarz i obserwując monitory. Kilka razy do sali zajrzała pielęgniarka, która zapewniała, że z Adrianą wszystko w porządku. W końcu wstał i poszedł do synów. Tommy także spał. Wyglądał zupełnie dobrze. Dostał kroplówkę z glukozą, regularnie mierzono mu temperaturę, lekarze jednak powiedzieli, że będzie mógł jeszcze przed wieczorem wyjść ze szpitala. Adam w sali telewizyjnej oglądał filmy animowane.
– Jak się masz, stary kumplu? – Bill usiadł na sąsiednim krześle. Ze swego miejsca widział śpiącego młodszego syna.
– Jak się miewa Adriana? – zapytał z troską Adam, choć widząc ulgę na twarzy ojca domyślił się, że nic jej nie grozi. Poza tym już wcześniej jedna z pielęgniarek mu powiedziała, że „mama” czuje się lepiej. Nie poprawiał jej, ponieważ był na tyle duży, że rozumiał, iż tak będzie lepiej.
– Teraz śpi, ale ma się dobrze.
Przez całe popołudnie Bill zastanawiał się, co powinien zrobić. Nie sądził, by Adriana od razu mogła podróżować, zwłaszcza że była w ciąży, lecz powrót pod namiot także raczej nie wchodził w rachubę. Doszedł do wniosku, że najlepszym wyjściem byłby tydzień w dobrym hotelu zapewniającym pełną obsługę i trochę słońca.
– Co byś powiedział, gdybyśmy zwinęli obóz i przenieśli się do hotelu? – zagadnął syna. Nie chciał rozczarować chłopców, musiał jednak wziąć pod uwagę Adrianę, która naraziła własne życie ratując Tommy’ego. Ten dzień mógł być tragiczny dla nich wszystkich. Bill nie wątpił, że gdyby nie jej szybka akcja i wielki wysiłek, jaki włożyła w uratowanie jego syna, Tommy’ego by już z nimi nie było. Tego długu nigdy nie będzie w stanie jej spłacić. Ale pozostawał jeszcze Adam. Chłopiec nie całkiem doszedł do siebie po przeżytym wstrząsie. – Byłbyś bardzo rozczarowany, gdyby te wakacje okazały się nie tak traperskie, jak planowaliśmy?
Adam gwałtownie pokręcił głową.
– Całe szczęście, że nic im się nie stało. Żałuj, że jej nie widziałeś, tatusiu. Ruszyła jak błyskawica, kiedy prąd porwał Tommy’ego. Chciała przed nim znaleźć się przy skałach, żeby tam go złapać… – głos mu się załamał. – Na początku nikt im nie pomagał. Ciągle znikali pod wodą. Tam jest pełno wirów, więc stale ich wciągały, ale Adriana jakoś dawała sobie radę. Co chwila wynurzali się i zanurzali, wynurzali i zanurzali… W końcu Tommy został na powierzchni, a ona zniknęła. To było okropne… – Adam ukrył twarz na piersi ojca, który długo go do siebie tulił.
– Tommy nie powinien był się oddalać. Do licha! co mu przyszło do głowy?
– Chyba przyglądał się pontonom. I wtedy wpadł do wody.
– Porozmawiamy sobie o tym, jak się obudzi.
Bill wstał i poszedł do młodszego syna. Twarz Tommy’ego była lekko zaróżowiona, nie miał gorączki i oddychał regularnie. Wyglądał nieźle. Wyszedł z opresji z kilkoma zaledwie zadrapaniami. Aż trudno było uwierzyć, że to dziecko kilka godzin wcześniej sine i bezwładne leżało na brzegu rzeki. Bill wiedział, że do końca życia nie zapomni tego widoku. Zatelefonował potem w parę miejsc, zarezerwował apartament w luksusowym hotelu i wrócił, by porozmawiać z lekarzem Adriany. Dowiedział się, że na razie muszą ją zatrzymać na obserwacji, bo jeszcze nie całkiem przyszła do siebie, poza tym chcą mieć pewność, że nie wywiąże się zapalenie płuc ani że nie będzie komplikacji z ciążą. Jeśli jej stan będzie się poprawiał tak jak dotąd, nazajutrz pozwolą jej opuścić szpital.
Nie mógł z nią porozmawiać, ponieważ spała, powiedział więc pielęgniarce, że niedługo wróci, i poszedł uprzedzić Adama, że jedzie na kemping po rzeczy. Gdy tam się znalazł, z drżeniem rozejrzał się wkoło. Tak niedawno, jeszcze tego ranka, życie wydawało się proste i beztroskie, a kilka godzin później dwie drogie mu osoby od śmierci dzielił tylko krok… Trzy, jeśli liczyć dziecko, które nosiła Adriana. Ogarnęło go uczucie wdzięczności i wielkiego szacunku do losu. Z ulgą spakował rzeczy i pojechał do hotelu, gdzie czekał na nich piękny apartament z dwiema sypialniami. Bill zdecydował, że będzie spał na kanapie w saloniku, chciał bowiem w nocy być blisko Adriany, by mieć pewność, że ją usłyszy, jeśli będzie go wołała. Wolałby spać w jej sypialni, lecz bał się, że to może zaniepokoić chłopców.
Zostawił rzeczy w hotelu i natychmiast pojechał do szpitala. Zobaczywszy, że chłopcy jedzą kolację, bardzo się zdziwił. Dochodziła już szósta.
– Gdzie byłeś? – zapytał Tommy.
Odłączono go już od kroplówki i wyglądał zupełnie normalnie. Mimo protestów Adama palcami jadł puree ziemniaczane. Oddział dziecięcy był prawie pusty, przebywało w nim tylko kilku pacjentów: jeden ze złamaną ręką, jeden ze złamaną nogą, ofiara niegroźnego wypadku samochodowego, której rany zszyto i teraz wymagała obserwacji, gdyż obawiano się wstrząsu mózgu, oraz Tommy. Wszyscy byli starsi od niego.
– Przewiozłem rzeczy do hotelu – wyjaśnił Bill. – Byłem u ciebie kilka razy, ale spałeś.
Pochylił się, by go pocałować, i wtedy uświadomił sobie, jak bardzo jest głodny. Nie miał nic w ustach od śniadania, które Adriana wcześnie rano im przygotowała.
– A Adriana dobrze się czuje? – Na twarzy Tommy’ego pojawiła się troska.
– Nic jej nie grozi – pośpieszył z odpowiedzią Bill. – Martwiła się o ciebie. Nieźle oberwała, ratując ci życie. A przy okazji, młodzieńcze, może byś mi wyjaśnił, co porabiałeś tak daleko od Adriany i brata?
Tommy’emu oczy się rozszerzyły i napełniły łzami. Doskonale zdawał sobie sprawę z roli, jaką odegrał w tym zdarzeniu. Był już na tyle duży, by wiedzieć, że to z jego winy oboje omal nie utonęli, i czuł z tego powodu wielkie wyrzuty sumienia.
– Bardzo mi przykro, tatusiu… Naprawdę…
– Wiem, że ci przykro, synku.
– Mogę się z nią zobaczyć?
– Może jutro. Jest bardzo wyczerpana. Mam nadzieję, że pozwolą jej pojechać do hotelu razem z nami.
– A kiedy mnie wypuszczą?
– Zobaczymy.
Bill bardzo pragnął spędzić noc przy Adrianie, lecz nie chciał zostawiać chłopców samych, tym bardziej że Tommy zapewne się spodziewał, że ojciec będzie przy nim. Bill zatem nie miał innego wyjścia, jak zabrać synów do hotelu i wrócić po Adrianę rano.
Nie sprzeciwiła się jego planom, gdy do niej poszedł, bo po prostu była tak wyczerpana przeżyciami dnia, że nie potrafiła sensownie rozmawiać, chociaż się obudziła. Zanim wyszedł, na powrót zasnęła. Pielęgniarka jednak zapewniła Billa, że może ją spokojnie zostawić.
– Nawet nie będzie wiedziała, że pana tu nie ma, a ja wszystko jej wytłumaczę, jak się obudzi – przyrzekła. – Jeśli będzie chciała, zawsze może do pana zadzwonić.
Bill zostawił numer telefonu i wrócił do synów. Godzinę później obaj skakali już po łóżkach, oglądając telewizję. Tommy zamówił nawet lody czekoladowe, które obsługa przyniosła do pokoju. Dziw brał na myśl, że dzieciak tego popołudnia ledwo uszedł z życiem.
Wykąpawszy chłopców, Bill położył ich spać, po czym śmiertelnie zmęczony wyciągnął się na łóżku w przeznaczonym dla Adriany pokoju. Nie pamiętał równie bolesnego i pełnego wstrząsów dnia. Przed oczyma ciągle miał okropny widok dwóch bezwładnych ciał i ratowników czyniących wszystko, by zatrzymać w nich życie… Wiedział, że przez lata będzie o tym śnił. Na myśl o Adrianie ogarnęła go wielka tęsknota. Pragnął ją tulić, powiedzieć jej o tylu rzeczach! Iluż wspólnych odkryć mogli dokonać, ile zrobić razem, ile nauczyć się o sobie!… No i było jeszcze dziecko. Nie miał nawet pojęcia, jak zaawansowana jest jej ciąża, wiedział tylko tyle, ile domyślił się lekarz. Zdumiewające, że oto nowe istnienie wkroczyło w jego życie, że otworzyły się przed nim widoki na szczęście. Kochał Adrianę już przedtem, ale teraz jego miłość się spotęgowała. Kiedy tak leżał pogrążony w myślach, zadzwonił telefon.
– Tak? – odezwał się zachrypniętym głosem i zaraz na jego twarz wypłynął szeroki uśmiech. Adriana dzwoniła ze szpitala. Obudziła się i nie widząc go przy sobie, zatęskniła za nim. W ciągu jednego tylko dnia połączyła ich zupełnie nowa więź.
– Gdzie jesteś? – spytała.
– W twoim łóżku – odparł wesoło. – I bardzo żałuję, że nie ma cię przy mnie.
Biorąc pod uwagę dotychczasowy niewinny charakter ich znajomości, były to dość odważne słowa, Bill liczył jednak, że Adriana nie będzie miała mu ich za złe. Zdawało mu się, że od dawna są małżeństwem, i właśnie mu powiedziała, że spodziewa się dziecka.
– Słyszysz jakieś niedźwiedzie? – zażartowała. Głos wciąż jej się łamał, choć teraz brzmiał już o wiele mocniej.
– Ani niedźwiedzi, ani kojotów. – Zważywszy cenę, jaką zapłacił za apartament z widokiem na jezioro, do ich uszu powinien dochodzić jedynie szelest norek i warkot silników rolls-royce’ów. – Smutno mi tu bez ciebie.
– Mnie też jest smutno. – Pobyt w szpitalu budził w niej głęboką niechęć, poza tym bardzo brakowało jej Billa. – Jak tam chłopcy?
– Mam nadzieję, że śpią. Godzinę temu położyłem ich do łóżek. A jeśli nie śpią, nie chcę o tym wiedzieć. – Był prawie tak samo zmęczony jak Adriana. – A co z twoim dzieckiem? – zapytał czule.
– Chyba wszystko dobrze – odparła zakłopotana, bo nie przywykła jeszcze do rozmowy z nim o ciąży. To było coś całkiem nowego. Przez kilka miesięcy świadomie ignorowała swój stan, który teraz nieoczekiwanie stał się centrum zainteresowania całego otoczenia. – Takie dziwne to wszystko – wyznała. – Jeszcze do tego nie przywykłam.
– Zobaczysz, szybko przywykniesz. A przy okazji, na kiedy masz termin?
– Na początek stycznia. Dokładnie na dziesiątego.
– W sam raz na moje czterdzieste urodziny. Urodziłem się pierwszego.
– No to pięknie!
– Jeszcze piękniejsze jest to – rzekł łagodnie – że będziesz miała dziecko. Od tak dawna nawet nie myślałem o niemowlętach!… Przypominają mi się czasy, kiedy Adam i Tommy się urodzili. Byli tacy śliczni. Twoje dziecko też takie będzie.
Adriana ledwo wierzyła własnym uszom. Ojciec jej dziecka zostawił ją w gniewie, a ten mężczyzna, niemal zupełnie jej obcy, którego znała dopiero od trzech miesięcy, cieszył się z jej stanu. Czuła, że troszczy się o nią. Ogarnęło ją wielkie szczęście, a samotność nagle stała się mniej dotkliwa.
– Dlaczego jesteś dla mnie taki dobry? – spytała nieśmiało. Czego od niej chce?, zastanawiała się. Kiedy ją zrani? To niemożliwe, żeby był aż tak wyjątkowy. A może jednak?
– Bo na to zasługujesz.
Adriana nieoczekiwanie wybuchnęła śmiechem.
– Już wiem! Jestem dla ciebie źródłem pomysłów do serialu. – Przypomniała sobie absurdalną zbieżność nieślubnej ciąży w filmie ze swoją sytuacją.
– Z całą pewnością nie można się przy pani nudzić, pani Townsend. A może powinienem inaczej panią nazywać? – zaciekawił się, nie wiedząc, czy Adriana zamierza zmienić nazwisko.
– Moje panieńskie nazwisko brzmi Thompson. – W końcu będzie musiała do niego wrócić, ponieważ dziecko i tak nie może nosić nazwiska Stevena, ale miała jeszcze sporo czasu. – Chciałabym, żeby już było jutro. Tu jest tak przygnębiająco.
– Poczekaj, aż zobaczysz nasze pokoje.
– Nie mogę się doczekać.
Czuła się jak w przededniu wyjazdu na miesiąc miodowy. Wrażenie psuły tylko tkwiące w nosie rurki aparatu tlenowego, kroplówka oraz zadrapania na twarzy, dłoniach i ramionach wyglądające, jakby stoczyła walkę z kotami. Pamiętała, że niektóre z tych zadrapań były dziełem Tommy’ego. Mieli za sobą niesamowity dzień, przeżyli cud i wciąż nie potrafili wyjść z podziwu nad szczęśliwym zakończeniem. Dramatyczne wydarzenia miały ponadto tę dobrą stronę, że Bill wreszcie dowiedział się o ciąży. I nie zerwał z nią. I… Adriana uśmiechnęła się do siebie. I powiedział nawet, że ją kocha.
– Do zobaczenia jutro. Odpoczywaj – usłyszała w słuchawce jego czuły szept. Było już późno. Zdawało się, że nad całym światem zapadła absolutna cisza. – Brakuje mi ciebie…
– Ja też za tobą tęsknię – odparła.
– Nie zapominaj, jak bardzo cię kocham – rzekł na pożegnanie.