ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI

Wrzesień minął im szybko na ciężkiej pracy, cudownych nocach i wspaniałych weekendach. Wraz z upływającym czasem otoczenie zaczęło podejrzewać, że Adriana jest w ciąży. Była już w szóstym miesiącu i bez względu na to, jak obszerne nosiła suknie, łatwo było się domyślić, że coś pod nimi skrywa. Nie złożyła jeszcze wniosku o urlop macierzyński, postanowiła bowiem pracować do samego końca i dopiero po porodzie wykorzystać go w całości, co wydawało jej się o wiele rozsądniejsze.

– Jeśli teraz pójdę na urlop, umrę z nudów – oświadczyła, a Bill przyznał jej rację. Uważał, że dopóki lekarz nie zaleci ostrożności, powinna robić to, co chce. Ponowił propozycję pracy w serialu i zasugerował, by w grudniu zwolniła się z wiadomości.

Przez cały ten okres sporo wychodzili. Odwiedzali ciche i spokojne restauracje, w których mogli posiedzieć i odpocząć, jak Ivy, Chianti i Bistro Garden, choć czasami nie omijali także bardziej hałaśliwych i pełnych życia lokali, jak Morton’s, Chasen’s i naturalnie Spago. Wszystko wspaniale się układało. Z chłopcami rozmawiali przynajmniej dwa razy w tygodniu, a notowania serialu Billa były lepsze niż kiedykolwiek. Bill ciągle przypominał Adrianie, że chce jej towarzyszyć w trakcie następnej wizyty u lekarza. To dziecko było teraz jego, nie dbał o to, czyje miało geny. Często się kochali i byli sobie bardzo bliscy, dlatego też Bill czuł, iż to on powinien być ojcem, Adriana zaś w zupełności się z nim zgadzała. Steven nie kontaktował się z nią od czerwca, jego adwokat nie odezwał się od lipca. Nie martwiła się tym, założyła po prostu, że proces rozwodowy wciąż trwa. Jej uwagę zaprzątała praca i Bill, z którym była ogromnie szczęśliwa. Nie spała w swoim mieszkaniu od sierpnia, dokładnie od dnia, w którym wyjechali chłopcy.

Mimo to zaskoczył ją telefon od jej adwokata, który pierwszego października zadzwonił z informacją, że Steven chce wystawić mieszkanie na sprzedaż. Chociaż się tego spodziewała, ogarnęło ją poruszenie. Mieszkanie od jakiegoś czasu stało co prawda puste, lecz świadomość, że je posiada, była dość przyjemna.

– Chcą mieć pewność, że nie będzie pani w mieszkaniu, gdy przyjdą potencjalni nabywcy – wyjaśnił adwokat.

– Doskonale – odparła zimno.

– Chcą też, żeby udostępniła pani swoje klucze agencji handlu nieruchomościami i pozostawiła mieszkanie w porządku.

– To nie będzie trudne. Nie powiedzieli panu, że mąż zabrał wszystkie meble? Mam tylko łóżko, ubrania, jeden dywan i taboret w kuchni. Postaram się zostawić po sobie porządek.

Chociaż brzmiało to ponuro, nagle zdała sobie sprawę, że sytuacja ma także aspekty komiczne.

– A pani nie kupiła nowych mebli? – Jej słowa najwyraźniej go zaskoczyły.

Zapomniała wcześniej mu o tym powiedzieć, a adwokat Stevena go nie powiadomił. Adriana podejrzewała, że nie wspomniał także o innych sprawach, jak odrzucenie przez Stevena własnego dziecka i rozwód z kobietą rozsądną i uczciwą.

– Nie, nie kupiłam. Mieszkanie jest puste.

– Może nie wyglądać najlepiej w tym stanie. Chyba się spodziewają, że pani je umeblowała.

– Steven powinien był o tym pomyśleć, zanim wszystko wziął. Nie zamierzam kupować mebli tylko dlatego, żeby mógł bez problemu sprzedać mieszkanie.

– Czy interesuje panią odkupienie jego udziału?

– Nie. A nawet gdyby, nie byłoby mnie na to stać. – Adwokat powiedział jej, ile żąda Steven, i cena wydała jej się zbyt wygórowana. Nie zamierzała jednak protestować, bo połowa będzie należała do niej, jeśli znajdzie się kupiec. – Jak postępuje sprawa rozwodowa? – zapytała ostrożnie. Dla niej wciąż był to delikatny temat.

– W porządku… – Zawahał się, lecz postanowił zadać to pytanie, nawet jeżeli jej męża ta kwestia nie zainteresowała. – A jak pani ciąża?

– Dobrze… Czy adwokat Stevena o to pytał?

– Nie – odparł z żalem. Adriana pokiwała głową.

– Coś jeszcze?

– Nie, chodziło tylko o mieszkanie. Dam pani znać, która agencja zajmie się sprzedażą. Od kiedy mieszkanie będzie można oglądać?

Adriana zastanowiła się przez chwilę, potem wzruszyła ramionami.

– Myślę, że od jutra.

Niewiele miała tam do roboty. Nawet w szafach panował porządek, tym bardziej że połowa jej rzeczy była teraz u Billa.

– Będziemy w kontakcie – rzekł adwokat. Adriana podziękowała i odłożyła słuchawkę.

Kiedy Bill zjawił się po wiadomościach o szóstej, żeby zabrać ją do domu, wciąż była przygnębiona i zamyślona. Często teraz po nią przyjeżdżał, a ludzie gadali. Znali go i ciekawi byli, jak to naprawdę z nimi jest. Adriana w dalszym ciągu nie wspominała o swym stanie, a kiedy pewna kobieta, której nie lubiła, zapytała ją wprost, czy jest w ciąży, zaprzeczyła, patrząc jej w oczy.

– Co się stało? – zapytał Bill, wróciwszy do samochodu ze świeżymi rakami na kolację. Jej nastrój nie uszedł jego uwagi.

– Nic – skłamała. Nie doszła jeszcze do siebie po telefonie od adwokata.

– Wydajesz się smutna.

– Jesteś za sprytny – pocałowała go. – Dzwonił mój adwokat.

– O co chodzi? – zaniepokoił się Bill.

– Steven wystawia mieszkanie na sprzedaż.

– Martwi cię to? – zmarszczył czoło. Nie lubił rozmów o Stevenie, podobnie jak Adriana z niechęcią słuchała wspomnień o Leslie.

– Trochę. Miło jest wiedzieć, że ma się własne mieszkanie, chociaż się go nie używa.

– Dlaczego? Co to za różnica?

– A jeśli znudzisz się mną albo się pokłócimy… sama nie wiem… Co zrobimy, jak chłopcy przyjadą na Święto Dziękczynienia? – martwiła się, aczkolwiek wątpiła, by tak szybko udało się je sprzedać.

– Powiemy im, że się kochamy, mieszkamy razem, a ty spodziewasz się dziecka. Nie ma sprawy.

– Za długo piszesz mydlane opery – uśmiechnęła się ze smutkiem. – Może tobie wydaje się to normalne, ale większość ludzi pomyśli inaczej, a już z pewnością Tommy i Adam. Poza tym może im się nie spodobać, że będę z wami cały czas, i przestaną mnie lubić.

– Jak to? Naprawdę chcesz mieć swoje mieszkanie? – zapytał z nieszczęśliwą miną.

– Nie, to by była głupota. Po prostu sprzedaż mieszkania niespecjalnie mnie cieszy. Miło było je mieć.

– Ile Steven chce? – Usłyszawszy cenę, zagwizdał. – To strasznie dużo, ale rozumiem, że dostaniesz połowę, jeśli się uda. Chyba lepiej mieć pieniądze w banku niż mieszkanie, którego nie używasz.

– Pewnie masz rację – westchnęła. – Nic wielkiego się nie dzieje. Muszę się tylko przyzwyczaić do tej myśli. – Jak do wielu innych od czerwca. A także do wielu cudownych zmian.

– Czy on chce z tobą rozmawiać? – zapytał spokojnie Bill, wjeżdżając na parking. W odpowiedzi potrząsnęła przecząco głową.

Następnego ranka to ona zadzwoniła do Stevena do pracy. Rozpoznała głos sekretarki i uprzejmie zapytała, czy może rozmawiać z mężem.

– Przykro mi, pan Townsend jest bardzo zajęty. Ma spotkanie.

– Proszę mu powiedzieć, że dzwonię – nalegała Adriana.

– Nie jestem pewna, czy mogę mu przeszkodzić.

– Proszę spróbować – upierała się Adriana, coraz bardziej poirytowana.

Najwyraźniej Steven poinstruował sekretarkę, by nie łączyła go, jeśli zadzwoni żona, a na to przecież niczym sobie nie zasłużyła. Sekretarka odezwała się po dwóch minutach. Oczywiście udawała, w tak krótkim czasie nie zdążyłaby nikomu niczego przekazać.

– Bardzo mi przykro, ale pan Townsend będzie zajęty przez cały dzień. Proszę zostawić wiadomość.

Przekaż mu, żeby się powiesił, już miała powiedzieć Adriana, ale się powstrzymała. Inne uwagi również zatrzymała dla siebie.

– Proszę mu powiedzieć, że dzwonię w sprawie mieszkania… – zaczęła, po czym postanowiła zrobić mu niespodziankę.- I dziecka – dodała. W słuchawce panowała cisza. – Bardzo pani dziękuję.

– Zaraz mu przekażę – rzekła sekretarka z pośpiechem, jakby Steven jeszcze o tym nie wiedział.

Adriana nie miała wątpliwości, że nie ucieszy go ta wiadomość. Skoro jego sekretarka się dowiedziała, wcześniej czy później zaczną się plotki.

Nie zadzwonił, natomiast po półgodzinie odezwał się jego adwokat. Steven skontaktował się z nim w ciągu siedmiu minut od jej telefonu. Adwokat próbował porozumieć się z jej adwokatem, lecz go nie zastał, zadzwonił więc do Adriany, by jak najszybciej uspokoić swego ogarniętego paniką klienta.

– Czy ma pani jakieś problemy, pani Townsend? Rozumiem, że nie bez powodu dzwoniła pani do… do mojego klienta.

– Tak. Chciałam z nim porozmawiać.

Przez tę krótką chwilę, kiedy do niego telefonowała, miała chęć raz jeszcze zapytać, dlaczego tak z nią postąpił, dlaczego zabrał wszystkie rzeczy z mieszkania i dlaczego nie chce ich dziecka. Teraz, gdy się poruszało, było żywe, gdy je czuła i widziała zmiany w swoim ciele, tym trudniej było jej zrozumieć, jak mógł ich oboje tak po prostu odtrącić. Było to bez sensu, pragnęła zatem o tym porozmawiać. Miłość do Billa nie miała z tym nic wspólnego, Steven bowiem nie przestał być ojcem dziecka.

– Czy mogłaby pani mnie powiedzieć, jaki był powód pani telefonu? – Adwokat starał się być uprzejmy. Steven dał mu jasne instrukcje.

– Niestety, nie. To sprawa osobista.

– Przepraszam. – Zamilkł. Adriana po raz kolejny uświadomiła sobie, o co naprawdę chodzi.

– Steven nie zamierza ze mną rozmawiać?

Adwokat nie kwapił się do odpowiedzi, jego milczenie jednak było wystarczająco wymowne.

– Mój klient uważa – rzekł wreszcie – że dla obojga państwa byłoby to trudne, wziąwszy pod uwagę okoliczności.

Steven bał się, że Adriana wpadnie w histerię i będzie chciała go zmusić do uznania dziecka. Nie wiedział, że jego eks-żona mieszka z mężczyzną, który szczerze ją kocha i pragnie jej dziecka. Nie byłby w stanie tego zrozumieć.

– Czy ma pani jakiś problem z ciążą? – indagował adwokat. – Czy to ma związek z panem Townsendem, mimo że zrzekł się praw rodzicielskich?

Adriana już chciała powiedzieć, żeby się zamknął, odrzucił na bok prawo i zaczął traktować ją jak człowieka, zreflektowała się jednak: ten człowiek w gruncie rzeczy próbował być jej życzliwy.

– Nie, wszystko w porządku. Proszę powiedzieć „swojemu klientowi” – dodała z przekąsem – że może o nas zapomnieć.

O to właśnie chodziło Stevenowi. Oświadczył adwokatowi, że nade wszystko pragnie zapomnieć o swoim małżeństwie, który naturalnie zatrzymał jego słowa dla siebie.

Tego popołudnia Adriana była jeszcze bardziej przybita niż dzień wcześniej. Bill znowu to wyczuł, pomyślał jednak, że chodzi jej o mieszkanie, co wydawało mu się dość niemądre. Nie wiedział, że usiłowała dodzwonić się do Stevena, aby z nim porozmawiać i dowiedzieć się, jakie pobudki nim kierują. Nie miała zamiaru zmuszać go do zmiany decyzji, chciała tylko zrozumieć, czemu przestał ją kochać i odrzucił ich dziecko. Musiała być jakaś przyczyna, coś więcej niż trudne dzieciństwo. Zdecydowała, że nie powie o tym Billowi, zdawała sobie bowiem sprawę, że to by zraniło jego uczucia. Milczała zatem, a kiedy wrócili do domu, zaproponowała, by zadzwonili do chłopców. Rozmowa z nimi zawsze poprawiała jej samopoczucie.

Nazajutrz odezwał się adwokat Adriany. Podał jej nazwisko agenta handlu nieruchomościami, który miał się zajmować sprzedażą ich mieszkania.

W poniedziałek poszła do pracy w doskonałym humorze. Mieszkanie przestało być ważne, bo uświadomiła sobie, że przecież nie potrzebuje własnego lokum. Z Billem czuła się bardzo szczęśliwa. Nie warto było upierać się przy mieszkaniu, które przedtem dzieliła ze Stevenem.

Weekend spędzili w Palm Beach u przyjaciół Billa. Gospodarz, aktor przed laty występujący w serialu i mający na koncie role w kilku udanych i kasowych filmach, okazał się niezwykle interesującym człowiekiem. Adriana szczególnie polubiła jego żonę, Janet, która wraz z mężem żartowała z Billa z powodu dziecka. Oboje myśleli, że to on jest ojcem. Bez zdziwienia przyjęli informację, że ich goście nie są małżeństwem, choć byli gorącymi zwolennikami tej instytucji. Janet okazała się bardzo pomocna, gdy rozmowa zeszła na ciążę. Otóż Adriana czasem się bała, że nie przeżyje porodu, to znów w ogóle zapominała o swoim stanie. Wszystko zależało od dnia, samopoczucia i tego, co się akurat wokół niej działo. Janet poradziła jej, by zawsze pamiętała, że na końcu tej drogi czeka ją nagroda nie w postaci obfitych bioder, bo te szybko wrócą do normy, lecz największego na świecie cudu: nowego życia. Do domu wrócili odświeżeni, wypoczęci i podnieceni myślą o dziecku. Bill z książek kupionych specjalnie dla Adriany na głos czytał o sprawach, które by ją przeraziły, gdyby nie była w tak doskonałym nastroju. Potem się kochali, a to zajęcie obojgu o wiele bardziej przypadło do gustu.

Rano znowu zadzwonił do pracy jej adwokat. Zaskoczył ją, gdy oznajmił, że na mieszkanie znalazł się nabywca, którego ofertę Steven zamierza przyjąć. Nabywca godził się na cenę dziesięciu tysięcy dolarów, w co Adriana nie potrafiła uwierzyć.

– Tak szybko?

– Nas też to zaskoczyło. Nabywca chce przejąć mieszkanie w ciągu trzydziestu dni, jeśli pani to odpowiada. Zdajemy sobie sprawę, że może mieć pani mało czasu.

Nagle przestało ją to obchodzić. Za miesiąc będzie już listopad, synowie Billa przyjadą na Święto Dziękczynienia. Bill powtarzał, że chce, żeby Adriana nadal z nim mieszkała, i już zaproponował, że w pokoju gościnnym urządzą pokój dla dziecka, czym bardzo ją ucieszył.

– Co pani sądzi o tym trzydziestodniowym terminie? – zapytał adwokat.

– Odpowiada mi.

Jej odpowiedź bardzo go zdziwiła.

– A cena?

Chwilę milczała, w myślach bowiem żegnała się ze Stevenem i mieszkaniem.

– Też mi odpowiada.

– Akceptuje ją pani?

– Tak. – I pomyślała: Chryste! niech to się wreszcie skończy.

– Po południu dostanie pani dokumenty. Kiedy je pani podpisze, odeślę je do adwokata pani męża.

– Doskonale.

– Natychmiast je wysyłam.

Na widok podpisu Stevena Adrianę ogarnęło dziwne uczucie. Od miesięcy nie widziała nic, co miałoby z nim związek, teraz więc, gdy patrzyła na jego pismo, wróciła do niej gwałtownie przeszłość. Do dokumentów nie dołączono żadnego listu ani wiadomości. Steven usunął się z jej życia i bez względu na okoliczności nie zamierzał tego zmienić. Jakby Adriana budziła w nim strach. Tego właśnie nie potrafiła pojąć. Jego zachowanie wydawało się pozbawione wszelkich logicznych podstaw, choć teraz to i tak nie było już ważne.

Wieczorem pokazała dokumenty Billowi, który stwierdził, że są w porządku, oraz udzielił jej kilku pożytecznych rad dotyczących pełnomocnictwa na konta i depozytów. Powiedział, by omówiła te sprawy z adwokatem. Dodał także, że powinna dopilnować sprawiedliwego podziału pieniędzy uzyskanych ze sprzedaży mieszkania. Na koniec zapytał o sprawę, nad którą od jakiegoś czasu się zastanawiał, aczkolwiek do tej pory o niej nie wspominał, nie chcąc denerwować Adriany.

– A co z alimentami na ciebie i dziecko? Steven coś ci proponował?

– Nic od niego nie potrzebuję – odparła spokojnie. – Mam swoją pensję. Już mi zapowiedział, że nie będzie płacił na dziecko. Przed porodem zrzekł się praw rodzicielskich, mówiłam ci przecież. – Rozmowa wyraźnie ją przygnębiła. – Nic od niego nie chcę.

Skoro odrzucił ją i dziecko, ona nie będzie prosić go o pieniądze. Bill uważał taką postawę za szlachetną i zarazem niemądrą.

– A jeśli zachorujesz? Jeśli coś ci się przytrafi? – zapytał łagodnie.

– Jestem ubezpieczona – odparła, wzruszając ramionami.

– Dlaczego pozwalasz temu facetowi tak łatwo odejść, Adriano? – zapytał z gniewem Bill. – Czyżbyś go jeszcze kochała? On cię porzucił. Jest coś winien tobie i dziecku. – Miał wrażenie, że serce mu pęka, gdy zobaczył, jak Adriana potrząsa głową i ujmuje go za rękę.

– Wiesz dobrze, że go nie kocham. Ale byliśmy małżeństwem, był moim mężem… formalnie nie przestał nim jeszcze być i… przerwała. Po tym wszystkim, co Bill dla niej zrobił, słowa z trudem przechodziły jej przez gardło, lecz przecież to była prawda. – I jest ojcem dziecka. – Nie chciała go zranić, ale fakt pozostawał faktem i wiele dla niej znaczył, z czego Bill zdawał sobie sprawę.

– To dla ciebie ważne, prawda?

Spuściła wzrok na swoje dłonie, po chwili spojrzała mu prosto w oczy.

– Tak, choć nie najważniejsze. To jego dziecko. A jeśli któregoś dnia wróci mu rozsądek? Ma prawo do dziecka… Nie mogę zamykać przed nim wszystkich drzwi, gdyby kiedyś zechciał z tego prawa skorzystać.

– Nie sądzę, żeby zechciał – odparł równie spokojnie Bill. Nie zamierzał z nią walczyć, a słuchając jej, zadał sobie pytanie, czy jest sens walczyć ze Stevenem. Nie życzył sobie kolejnego wielkiego rozczarowania, ale nie chciał także, by ktoś odebrał mu Adrianę i dziecko. – Śnisz na jawie, jeśli myślisz, że on wróci. Według mnie jasno określił swoją postawę.

– Może zmienić zdanie.

– A chciałabyś, żeby je zmienił, Adriano?… Chciałabyś, żeby do ciebie wrócił?… – Patrzył jej prosto w oczy i uwierzył, gdy przecząco potrząsnęła głową. Wtedy wziął ją w ramiona. – Umrę, jeśli kiedyś cię stracę.

Adriana wiedziała, że Bill mówi prawdę. Ona także nie wyobrażała sobie życia bez niego, lecz widmo Stevena wciąż unosiło się nad nimi.

– Ja też nie chcę cię stracić.

– Nie stracisz – uśmiechnął się. Tuląc ją do siebie, poczuł kopnięcie dziecka.

– Dziękuję, że jesteś dla mnie taki dobry.

– Nie bądź niemądra – pocałował ją.

Jeszcze długo siedzieli, przytuleni do siebie. Ta rozmowa zmartwiła jednak Billa, który zdawał sobie sprawę, jak silne jest u Adriany poczucie lojalności. Mimo że go kochała, nadal liczyła się z tym, że ojcem dziecka jest Steven. Bill wiedział, że nic nie może zrobić, by samego siebie ochronić. Pozostało mu tylko kochać ją i wierzyć w szczęście.

Загрузка...