12

Letarg. Słyszę, jak Paolo urzęduje w kuchni. Mój brat. Przestawia rzeczy, usiłując nie hałasować, domyślam się tego po dźwięku, jaki wydają talerze, które stawia na stole i szuflady, kiedy je zamyka. Mój brat to kobieta. Przywiązuje wagę do tych samych rzeczy co matka. Moja matka. Minęły już dwa lata, odkąd jej nie widziałem, kto wie, jaką ma teraz fryzurę. W ciągu ostatniego roku często ją zmieniała. Zależało jej, by modnie wyglądać, słuchała rad przyjaciółek, chciała wyglądać jak na zdjęciu z gazety. Nigdy do mnie nie dotarło, dlaczego kobieta przywiązuje aż taką wagę do swoich włosów. Przychodzi mi na myśl taki jeden film z Lino Venturą i Francoise Fabianem: Szczęśliwego Nowego Roku. 1970. On ląduje w więzieniu. Ona go odwiedza. Ciemno. Słychać tylko ich głosy.

– Co jest?… Dlaczego tak na mnie patrzysz?

– Zmieniłaś fryzurę.

– Nie podobam ci się?

– Nie o to chodzi, tylko że kiedy kobieta zmienia fryzurę, to znaczy, że wkrótce zmieni również mężczyznę.

Uśmiecham się. Moja matka wiele razy widziała ten film. A nuż wzięła sobie do serca te słowa. Jedno jest pewne: za każdym razem, kiedy ją spotykam, ma inną fryzurę. Paolo staje przy drzwiach, uchyla je po cichu, ostrożnie, żeby nie zaskrzypiały. – Stefano, przyjdziesz na śniadanie?

Odwracam się w jego stronę. – Czy przygotowałeś jakieś smakołyki?

Przez chwilę stoi zbity z tropu. – Tak, tak mi się wydaje.

– Dobra, w takim razie przyjdę. – Nigdy nie rozumie, kiedy żartuję. Tego nie odziedziczył po matce. Zakładam bluzę, bokserki mam już na sobie.

– A niech cię, ale schudłeś.

– Znowu… Już mi to mówiłeś.

– Też powinienem przenieść się na rok do Stanów. Bierze między dwa palce wałek tłuszczu i pokazuje mi go. Sam popatrz.

– Władza i majątek tuczą.

– Wobec tego powinienem mieć tylko skórę i kości. Stara się obrócić to w żart. Również i tym różni się od mamy, bo mu się nie udaje.

– O czym myślisz?

– Że jesteś specem od nakrywania do stołu.

Siada zadowolony. – No tak, lubię to… – Podaje mi kawę. Biorę ją od niego i na oko dolewam do niej trochę zimnego mleka, nawet nie próbuję, po czym wgryzam się w duże czekoladowe ciacho. – Dobre.

– Z gorzkiego kakao. Kupiłem je dla ciebie. Mnie nie smakują. Są zbyt gorzkie. Mama zawsze ci je kupowała, kiedy mieszkaliśmy wszyscy razem.

Siedzę bez słowa i popijam kawę z mlekiem. Paolo patrzy na mnie. Przez moment wygląda, jakby chciał coś dodać. Ale się rozmyśla i zabiera się za przygotowanie swojego cappuccino.

– Ej, wczoraj wieczorem dzwoniła do ciebie dziewczyna, Eva Simoni, dodzwoniła się do ciebie na komórkę?

Eva. Proszę, oto jak się nazywa: Simoni. Mój brat wie nawet, jak ma na nazwisko.

– Tak, dodzwoniła się.

– I co, widziałeś się z nią?

– Skąd te wszystkie pytania?

– Ciekaw jestem, miała ładny głos.

– Tak jak i całą resztę.

Kończę dopijać caffe latte. – Cześć, Pa', do zobaczenia.

– Ale masz dobrze.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

Paolo wstaje i zaczyna odstawiać wszystko na miejsce. – No wiesz, że tak masz, jesteś wolny, dobrze się bawisz, robisz, co ci się żywnie podoba. Wyjechałeś, wciąż jeszcze jesteś w zawieszeniu, nic nie jest przesądzone.

– Tak, szczęściarz ze mnie. – Spadam. Zbyt wiele rzeczy musiałbym mu opowiedzieć. W sposób kulturalny musiałbym mu wyjaśnić, że właśnie powiedział haniebną, kolosalną, potworną bzdurę. Że człowiek szuka wolności dopiero wtedy, kiedy czuje się zniewolony. Ale jestem zmęczony. Teraz zwyczajnie mi się nie chce, szkoda gadać. Wchodzę do pokoju, patrzę na budzik na szafce nocnej i nagle wypalam:

– Kurwa mać, jest dopiero dziewiąta, a ty już zdążyłeś mnie obudzić?

– Tak, niedługo muszę być w biurze.

– Ale ja nie!

– Tak, wiem, ale skoro masz iść do taty… – Patrzy na mnie zdezorientowany. – Jak to… nie mówiłem ci o tym?

– Nie, słowem nie wspomniałeś.

Jeszcze przez chwilę wygląda, jakby był pewny swego. Po chwili patrzy na mnie z lekkim powątpiewaniem, sam już nie wie, czy mi o tym mówił, czy też nie. Czy rzeczywiście jest tak święcie przekonany, że to zrobił, czy tylko ma zadatki na świetnego aktora.

– No cóż, tak czy owak, spodziewa się ciebie o dziesiątej. Miałem rację, że cię obudziłem, nie?

– No pewnie, jakżeby inaczej. Dzięki, Paolo.

– Nie ma za co.

Nic. Zero ironii. Właśnie wkłada do zlewu filiżanki i kafeterkę, wszystko karnie i skrupulatnie w komorze po prawej, zawsze tylko i wyłącznie w tej po prawej.

Niebawem wraca do tematu.

– Ej, ale nawet nie zapytasz, dlaczego tata chce się z tobą spotkać o dziesiątej, nie jesteś ciekaw?

– Bo ja wiem, skoro chce się ze mną zobaczyć, to myślę, że powie mi, o co chodzi.

– No tak, pewnie. Widzę, że jest trochę zawiedziony.

– Okay. Niech ci będzie… Dlaczego chce się ze mną zobaczyć? Paolo przerywa mycie filiżanek i odwraca się do mnie, równocześnie wycierając ręce w ścierkę. Aż kipi entuzjazmem.

– Nie powinienem ci tego mówić, bo ma to być niespodzianka. Dociera do niego, że zaczyna mnie to wkurwiać.

– Ale i tak ci powiem, cała przyjemność po mojej stronie. Myślę, że znalazł ci pracę! Jesteś szczęśliwy?

– Ogromnie.

Nie ma co, zmieniłem się na lepsze. Potrafię dobrze udawać, nawet kiedy słyszę pytanie takie jak to.

– No i co ty na to?

– A to, że jeśli będę dłużej z tobą gadał, to spóźnię się na spotkanie. Idę się przygotować.

Jesteś szczęśliwy? To najtrudniejsze pytanie. „By być szczęśliwym powiada Karen Blixen – potrzeba odwagi". Czy jesteś szczęśliwy…? Takie pytanie mógł zadać jedynie mój brat.

Загрузка...