11

Linnei łzy napłynęły do oczu, ale nie uchyliła się przed policzkiem wymierzonym przez babkę. Choć miała świadomość, że tym razem złość lady Harriet jest usprawiedliwiona, odruch biernego oporu zbyt mocno wrósł w charakter Linnei, by mogła okazać skruchę.

– Wiedziałam, że się nie nadajesz do tego zadania! Wiedziałam, że sprawisz zawód rodzinie! Prosiłam cię tylko o jedno i jaki mamy skutek? Fiasko. Jesteś zguba tej rodziny!

Linnea stała nieruchomo, przytłoczona ciężarem zarzutów. Wolałaby. żeby jej wymierzono fizyczną karę, do czego w końcu była przyzwyczajona. Ale to… Każde przekleństwo i oskarżenie spadało na nią jak bezlitosny cios, raniąc mocniej, niż mógłby zranić najostrzejszy policzek.

Wszystko było prawdą. Pozwoliła, by do głosu doszły złość i głupota. kiedy powinna kierować się przebiegłością i sprytem. Obawiała się, że nie zdoła już nigdy odzyskać pozycji, którą straciła wzbudzając wróg męża. Axton odeśle babkę, uwięzi ojca i Bóg jeden wie, co zrobi z nieszczęsnym Maynardem. I za to wszystko ona ponosiła winę.

Babka nerwowo przemierzała niewielkie pomieszczenie, które jej przeznaczono. Była to nędzna klitka za kuchnią, służąca za mieszkanie kucharza. Tylko Linnea, jedyna z całej rodziny, jeszcze rezydowała v twierdzy. Axton utrzymywał puste wszystkie cztery komnaty, żeby im nikt nie przeszkadzał. I zamiast obrócić to na swoją korzyść, jednym wybuchem złości Linnea zaprzepaściła wszelkie szanse.

– Powiedział, co zamierza zrobić z Maynardem i Edgarem? – wyrzuciła z siebie staruszka, wpijając się wzrokiem we wnuczkę.

– Powiedział… powiedział, że pozostaną jego więźniami, dopóki nie przyjedzie Henryk, książę Normandii.

– Ma tu przyjechać? Henryk de Anjou?

– Tak powiedział. – Linnea zerknęła ostrożnie na babkę.

– A mnie każe zamknąć w opactwie Romsey. – Lady Harriet nie przerywała nerwowej przechadzki; łaska stukała donośnie o kamienną posadzkę. Nagle przystanęła i odwróciła się tak gwałtownie, że czarna spódnica zawinęła jej się wokół nóg. – Może tak będzie nawet lepiej. Czasy są niepewne. Nie ma w Anglii szlachcica, który by nie chciał zjednać sobie łaski Henryka. Odpowiednia pozycja… Odpowiedni sojusznicy… Ojciec Martin nie jest wystarczająco przebiegły, żeby reprezentować interesy rodziny de Valcourt Będąc w opactwie, sama lepiej się zajmę szukaniem męża dla niej. A ty… – Z jej oczu zniknął chwilowy wyraz zadumy; znów spojrzała na wnuczkę z niechęcią. – Zostaniesz ta i będziesz dla swego męża łagodną i posłuszną żoną, taką, jaką miałaś być od początku. Okażesz skruchę i będziesz go błagać o przebaczenie, jeśli to będzie konieczne. Będziesz mu płacić swoim ciałem, żeby zapewnić bezpieczeństwo ojcu i bratu, rozumiesz mnie, dziewczyno? Beatrix? – dodała z naciskiem.

Do uszu stojącego za drzwiami Petera dotarły tylko ostatnie słowa staruszki. Zacisnął zęby powstrzymując przekleństwa, które dosłownie cisnęły mu się na usta. A więc tak się sprawy miały. Ta młoda suka oszukiwała jego brata na polecenie starej suki. Miał ochotę obu im skręcić karki. Mężczyźni przynajmniej walczyli twarzą w twarz, A kobiety… Kobiety kryły się w cieniu, uśmiechając się obłudnie i spiskując za plecami.

No, nie wszystkie kobiety, poprawił się w duchu, myśląc o swojej matce i jej szczerym przywiązaniu do ojca. Ale kobiety z rodziny de Valcourt w niczym nie przypominały jego matki.

Wycofał się w cień muru. Noc była bezksiężycowa, więc łatwo mógł się ukryć. Natomiast miał trudności z odnalezieniem w ciemnościach żony brata. Zdążył ją wyśledzić w ostatniej chwili; dzięki temu usłyszał polecenia wydawane jej przez babkę.

Miała kupczyć swoim ciałem, żeby zapewnić bezpieczeństwo swojemu bratu i ojcu. Wypadało powiedzieć o tym Axtonowi.

Zasępił się. Brat nie będzie chciał tego słuchać – Będzie wściekły na nią i na wszystkich innych – w tym młodszego brata – którzy wiedzą, co jego piękna żona myśli o swoim mężu. Będzie dociekał dlaczego Peter ją śledził, i domyśli się, że młodszy brat wcześniej podsłuchiwał w wielkiej sali.

Peter z zakłopotaniem podrapał się po głowie. Axton nie byłby zadowolony, że jego brat wie, jak Beatrix ocenia swoje małżeńskie pożycie.

Swoją drogą, czegóż mógł oczekiwać, skoro ta głupia dziewczyna śmiertelnie bała się męża.

Mając w pamięci widok jej nagiego ciała skulonego na niedźwiedziej skórze w oczekiwaniu na przyjście Axtona, Peter był zdumiony, że odważyła się później w wielkiej sali zwrócić do męża. Choć niechętnie, musiał przyznać, że przynajmniej jest odważna. Odważna, albo wyjątkowo głupia. Ależ się wszystko pogmatwało. Lojalność nakazywała powiadomić brata o spisku, który knuła jego żona. Ale inny rodzaj lojalności, zwany inaczej męską solidarnością, podpowiadał, że nie powinien się wtrącać w małżeńskie sprawy Axtona, tylko pozwolić mu samemu załatwić porachunki z Beatrix. Zresztą te babskie knowania i tak były bezcelowe, bo los Edgara de Valcourta i jego syna spoczywał wyłącznie w rękach Henryka Plantageneta. Sprytne posunięcia Beatrix nie były w stanie niczego zmienić.

Poza tym z czasem mogła przecież inaczej spojrzeć na małżeńskie starania Axtona. Peter słyszał, że niektóre kobiety mają gorącą krew, a inne są zimne jak ryby. Może Axton powinien sam rozwiązać swój problem. Z pewnością nie doceniłby zaangażowania młodszego brata w tej sprawie.

Uznał, że najlepiej będzie, jeśli ograniczy się do ukradkowego obserwowania tej kobiety. Kiedy stara wyjedzie, Beatrix może stanie się bardziej przystępna.

A jeśli nawet nie, to w końcu jest tylko kobietą. I choć teraz doprowadza męża do pasji, kiedyś jej to minie. W gruncie rzeczy jej osoba nie miała większego znaczenia.

Linnea powoli wspinała się po schodach. W wielkiej sali służba już się krzątała przystępując do codziennych obowiązków: rozpalano ogień i rozsuwano stoły. Ale na górze nadal było cicho jak w grobie.

Przy rozstaniu babka nakazała jej wrócić do męża i okazać mu wstyd. skruchę oraz gotowość spełnienia każdego żądania, byłe zasłużyć na jego przebaczenie.

Prawdę mówiąc, nie musiała się zbytnio wysilać okazując te uczucia. Szczerze się wstydziła, że tak łatwo zapomniała, iż gra rolę Beatrix. Miała wyrzuty sumienia za swe porywcze zachowanie i była gotowa zrobić wszystko, byle uratować rodzinę, nawet gdyby musiała płacić za to ciałem, jak nakazała babka. Czyż Maynard nic zdobywał się na to samo za każdym razem, gdy stawał w obronie Maidenstone? Czyż i teraz nie płacił własnym ciałem wysokiej ceny?

Ona także musiała sprostać wyzwaniu.

Jednak kiedy poprzez przedsionek spoglądała na drzwi prowadzące do lordowskiej komnaty, wszystko się w niej trzęsło. Przerażała ją myśl, co zrobi Axton, kiedy ją zobaczy; truchlała ze strachu przed jego gniewem i karą, jaka. z pewnością jej wymierzy. Ale jeszcze większym lękiem napawała ja łatwość, z jaką obejmował władanie nad jej emocjami, gdy tylko zechciał. Wówczas czuła: się najbardziej bezbronna i podatna na jego wpływy.

Pewnie byłoby dla niej lepiej, gdyby ją uderzył zeszłej nocy. Wzbudziłoby to w niej wrogość w stosunku do niego i tym samym ułatwiło wypełnienie zobowiązania wobec rodziny. Ale jej nie uderzył. To prawda, że jeden z jego ludzi przytrzymał go za rękę. Teraz jednak miała wątpliwości, czy gdy by nic gest sir Reynolda, Axton rzeczywiście by ją uderzył. W końcu wcześniej był dla niej taki czuły… czuły i namiętny jednocześnie.

Stąpając na palcach wśliznęła się do przedsionka. Poczuła na wewnętrznej stronie uda niepokojące muśnięcie łańcuszka z rabinami. Jednocześnie w środku zrobiło jej się dziwnie ciepło.

Cóż za dziwny gatunek mężczyzny zdarzyło jej się poślubić; łączył w sobie cechy wojownika i kochanka, męża i wroga. Jak potoczy się ich życie?

Potrząsnęła głową, żeby odpędzić niedorzeczne myśli Czyżby już zapominała, że odgrywa tylko role kogoś innego? Nie będą. małżeństwem na tyle długo, żeby mogła naprawdę dobrze go poznać. Było głupota z jej strony snuć tego rodzaju rozważania. Jej zadaniem było go uspokoić, błagać o przebaczenie i starać się go zadowolić. Tylko tyle.

I powinna się do tego zabrać jak najprędzej.

Wzięła głęboki oddech, wyprostowała się i ruszyła przed siebie zwracając uwagę na każdy krok. Nie mogła się poruszać zbyt szybko i zamaszyście, ale też niewskazane było kurczenie się ze strachu. No, może odrobina strachu była do przyjęcia. Ostatecznie przecież naprawdę się bała.

Drzwi trochę się zacinały, ale ustąpiły ze skrzypnięciem, kiedy pchnęła je mocniej. Na moment zastygła w trwożliwym bezruchu, ale w środku nic się nie poruszyło, więc odważyła się zajrzeć przez szparę.

Komnata przypominała pobojowisko. Linnea poczuła, jak podnoszą się jej włosy na głowie. Musiał być wściekły ponad wszelkie wyobrażenie, skoro wywrócił komodę i porozrzucał rzeczy po całym pomieszczeniu. Jego koszule, jej suknie… a właściwie suknie Beatrix. No i łóżko! Stało przechylone na jedną stronę, a materac leżał pod ścianą…

I spał na nim Axton!

Na jego widok omal nie zatrzasnęła drzwi i nie rzuciła się do ucieczki. Wiedziała jednak, że nic jej to nie da. Nie poruszał się – słyszała ciche, rytmiczne pochrapywanie – więc zebrała się na odwagę, weszła do komnaty i ostrożnie przyjrzała się pogrążonemu we śnie mężowi.

Omijając rozrzucone na podłodze rzeczy stwierdziła, że śpiący Axton wcale nie wygląda groźnie. Wyładował złość i zmęczył się, jak to się zdarza rozpuszczonym dzieciom. Jak się często zdarzało Maynardowi.

Kiedy do jej nozdrzy dotarł powiew jego oddechu, domyśliła się, że komnata zawdzięcza swój opłakany stan nie tylko jego złości, ale i sporym ilościom wina, które musiał w siebie wlać. A to z kolei widywała u ojca.

Linnea westchnęła. Wszyscy mężczyźni w takim stanie są do siebie podobni: wielkie ryczące bestie, przeklinające i miotające się, uśpione nadmiarem trunku. I zawsze kobiety muszą po nich sprzątać.

Nabrawszy nieco pewności siebie, jeszcze raz ogarnęła wzrokiem komnatę. Mogła sama pozbierać ubrania i drobniejsze.sprzęty. Potrzebowała jednak pomocy, żeby podnieść komodę i naprawić łóżko.

A co do Axtona… przypomniawszy sobie wskazówki, jakich jej udzielił po ślubie, doszła do wniosku, iż będzie potrzebował kąpieli. Bez wątpienia cenił sobie czystość. Postanowiła również zarządzić, by dostarczono mu śniadanie, niewyszukane, lecz pożywne, składające się z chleba i zimnego mięsa. Uznała, że najrozsądniej będzie zadbać o jego wygody, jako ze mężczyźni, którym zdarza się nadużyć trunków. następnego dnia są zrzędliwi i marudni jak dzieci. Miała nadzieje, że jej starania poprawią mu nastrój.

Może jeśli będzie się zachowywała tak, jakby poprzedniego wieczoru nic nie zaszło… Może upijając się zapomniał, że go rozgniewała, że powiedziała mu te wszystkie okropne rzeczy. Modliła się, by tak było w istocie.

Linnea zabrała się żwawo do pracy. Była zadowolona, że ma jakieś zajęcie; bezczynność i niepewność ciążyły jej nieznośnie. Pospiesznie wróciła na dół i rozkazała służbie, by dostarczono do przedsionka lordowskiej komnaty balię, dużo gorącej wody i najlepsze mydło ze spiżami. W kuchni poleciła przygotować śniadanie, przynieść je na tacy na górę i także pozostawić w przedsionku. Postanowiła najpierw samotnie stawić czoło Axtonowi. Nie chciała, by ktokolwiek z mieszkańców zamku był świadkiem jej upokorzenia, gdyby nadal był pijany i zachowywał się niestosownie.

Wróciła do komnaty, pozbierała z podłogi najpierw swoje ubrania i umieściła je w skrzyni. Następnie zebrała rzeczy męża i najschludniej jak umiała ułożyła je na rzeźbionym wieku skrzyni. Potem zwinęła pościel i starała się w miarę możliwości uporządkować całe pomieszczenie.

Wreszcie nadszedł czas, żeby obudzić Axtona.

Zajęta sprzątaniem starała się nie zwracać uwagi na posiać śpiącego męża. Teraz nie miała wyboru.

Leżał na boku pod ścianą, jakby się osunął po kamiennej powierzchni do pozycji siedzącej, a potem bezwładnie opadł na bok. Nawet w tej mało dostojnej pozie wyglądał potężnie i władczo. Mocno zbudowana, wysoko, szczupła, muskularna sylwetka zdradzała, że spędził długie lata na uprawianiu wojennego rzemiosła. Ale było w nim także coś z młodego chłopca.

Krzywiąc się na niedorzeczność swojego odkrycia, Linnea otworzyła jedno z wąskich okien, by wpuścić do komnaty trochę dziennego światła. W pierwszych bladych promieniach świtu przyjrzała się czarnym jak heban włosom opadającym na brwi i ustom, zwykle zaciśniętym w surowym grymasie, a teraz, we śnie, pełnym i miękkim. Z pogodnym czołem bez zmarszczek gniewu i złagodniałymi przez sen rysami był niezwykle urodziwym mężczyzną. Niestety, był taki tylko we śnie, przypomniała sobie z goryczą. Tylko dlatego, że typowy dla niego zwykły kwaśny humor rozpuścił się widać w nadmiarze wina.

Przypuszczała, że Axton obudzi się z dokuczliwym bólem głowy, i wcale jej to nie zmartwiło. Zasługiwał na cierpienie, bo przez niego wszyscy wokół cierpieli.

Z tą myślą kopnęła lekko w wielką obutą stopę.

– Milordzie. Milordzie, już rano. Czeka cię wiele obowiązków. Axtonie! – dodała głośniej nie widząc żadnego odzewu.

Na dźwięk swojego imienia poruszył się i zachrapał. Ale zaraz powrócił do spokojnego rytmu oddechu. Linnea wzruszyła ramionami.

– Wielki gamoń – mruknęła poirytowana. – A co byś zrobił, gdyby nagle wróg napadł na zamek? Przespałbyś całą bitwę?

Obserwowała go przez chwilę w milczeniu. Zatrzymała wzrok na sztylecie tkwiącym w pochwie u jego boku. Rozbrojenie Axtona we śnie byłoby nie lada wyczynem i pozwoliłoby jej choć w części odzyskać wiarę we własne możliwości. Byłby wściekły, ale musiałby docenić jej odwagę. Zresztą powiedziałaby mu, gdzie ukryła sztylet… dla bezpieczeństwa. ma się rozumieć. Podeszła bliżej, choć bała się znaleźć w zasięgu jego rąk. Doszła jednak do wniosku, iż jest tak nieprzytomny, że dach mógłby mu spaść na głowę, a on by tego nie zauważył.

Pochyliła się nad nim, świadoma, o ile jest od niej większy i silniejszy. Był żołnierzem w każdym calu. W rym momencie łańcuszek musnął jej lewe udo i niechętnie musiała przyznać, że jest też w każdym calu kochankiem. Ta sama siła, dzięki której był postrachem dla swoich wrogów, pozwalała mu się sprawdzać wobec żony… która także była jego. wrogiem.

Z trudem udało jej się opanować niepokój wywołany jego bliskością i skupie uwagę na broni. Sięgnęła pod łokieć śpiącego do rękojeści sztyletu; Choć starała się zachować ostrożność, trąciła go lekko.

Poruszył się niespokojnie, we śnie przyciskając jej dłoń do swojego boku. Linnea wstrzymała oddech pewna porażki.

Ale zamiast otworzyć oczy i wbić w nią oskarżycielskie spojrzenie, Axton tylko westchnął i mamrocząc coś trudnego do zrozumienia uśmiechnął się przez sen. Ona umierała ze strachu, a on miał słodkie sny!

Zacisnęła usta w wyrazie zdecydowania. Odbierze mu sztylet, a potem zbudzi go na kąpiel. Axton zobaczy, że jest dobrą, troskliwą żoną, której może zaufać. Zadowoli go, choćby miało ją to kosztować życie, albo choćby on miał zapłacić życiem!

Zastanowiła się głębiej nad ostatnią myślą. Cokolwiek miało się wydarzyć w nadchodzących dniach lub tygodniach, nie chciała, żeby Axton zginał. Pragnęła, żeby Beatrix znalazła odpowiedniego męża i odzyskała Maidenstone dla rodziny. Ale nie chciała, żeby Axton de la Manse zginął z tego powodu.

A jeśli zdecyduje się walczyć z mężem Beatrix?

Linnea potrząsnęła głową, odganiając od siebie złowieszcze domysły. Nie miała wpływu na te sprawy. I z pewnością nie miała też wpływu na Axtona de la Manse. Nie była nawet w stanie obudzić tego człowieka!

Odepchnęła jego ramię nie siląc się na delikatność, zabrała sztylet i odsunęła się od śpiącego na bezpieczną odległość. Przezorność okazała się jak najbardziej uzasadniona; bo niemal w tym samym momencie poderwał się wykonując szeroki zamach. W nic nie trafił, ale się obudził.

– To tylko ja, twoja żona – odezwała się nieśmiało Linnea, odsuwając się od niego jeszcze dalej. – Pamiętasz mnie? – dodała, widząc, że Axton rozgląda się błędnym wzrokiem. Stał prosto, spięty i gotowy do walki, ale nadal nie całkiem przytomny.

W miarę jak spojrzenie mu się rozjaśniało, zmieniał się wyraz jego twarzy. Powróciły dobrze znane zmarszczki nad brwiami, nadając urodziwej męskiej twarzy nieprzystępny wygląd. Linnea pożałowała tej zmiany, i to wcale nie dlatego, że chciała go oszukać. Gdzieś w głębi duszy tęskniła za jego uśmiechem. Ale on uśmiechał się tylko we śnie.

Przybrała skruszoną minę.

– Próbowałam cię zbudzić na kąpiel – powiedziała tonem usprawiedliwienia. Odłożyła sztylet na stolik. – Zasnąłeś w ubraniu, milordzie. Daj, pomogę ci ściągnąć buty.

Podeszła do niego drżąc z niepokoju, jak ją potraktuje. Czy pamięta jej wczorajsze obraźliwe słowa? Swoją złość? Doszła do wniosku, że najlepiej będzie od razu wszystko wyjaśnić.

– Wczoraj wieczorem pokłóciliśmy się, więc postanowiłam dziś rano naprawić stosunki między nami. – Sięgnęła do jego pasa i zaczęła rozpinać sprzączkę, nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy. Ręce jej się trzęsły tak, że ledwo mogła sobie poradzić, ale Axton nie próbował jej przeszkodzić. – Mam nadzieję… Mam nadzieję, że nie będziesz obracał komnaty w ruinę, ilekroć cię rozzłoszczę – mówiła z nadzieją, że kobieca paplanina podziała na niego uspokajająco. – Kiedy będziesz brał kąpiel w przedsionku, ja każę naprawić łóżko i ustawić na miejscu komodę…

– A ja mam nadzieję, że nie będziesz mnie zbyt często wprawiać w złość.

Linnea z trudem przełknęła ślinę. Udało jej się wreszcie rozpiąć pas.

– Postaram się tego nie robić, milordzie.

Chwytając ją pod brodę, spojrzał jej prosto w oczy. Był już całkiem rozbudzony, ale Linnea nie mogła się zorientować w jego nastroju.

– Dokąd poszłaś w nocy?

– Do babki. Bałam się ciebie – dodała tonem wyjaśnienia, w którym dało się słyszeć wyrzut.

Zastanawiał się nad jej odpowiedzią, cały czas nie spuszczając z niej wzroku, jakby chciał ja przejrzeć na wskroś. Wreszcie z westchnieniem opuścił rękę.

– W przyszłości postaram się lepiej nad sobą panować. Ale nie wolno ci się ze mną spierać, szczególnie w sprawach dotyczących twojej rodziny.

– W takim razie obawiam się, że mamy problem, milordzie. Ponieważ ja nie mogę odrzucić swojej rodziny, tak jak ty nie możesz odrzucić swojej.

Wystraszyła się, że przeciągnęła strunę, bo Axton zmarszczył czoło, okazując najpierw niedowierzanie, potem złość.

Lecz kiedy już była gotowa na wybuch jego gniewu, niespodziewane odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się głośno, lecz natychmiast urwał z jękiem, chwytając się obiema rękami za skronie. Skrzywił się boleśnie.

– Z kim ja się ożeniłem? Z jędzą, która używa swego ostrego języka i ślicznej buzi jako broni przeciwko mnie i jeszcze chce postawić na swoim?

Znów jęknął przecierając oczy. Ale, ku uldze Linnei, obeszło się bez wybuchu. Wyglądało na to, że mimo wszystko najbezpieczniej było osobiście stawić czoło mężowi.

Uśmiechnęła się.

– Kazałam przygotować dla ciebie kąpiel i posiłek, gdybyś miał ochotę skorzystać.

Pokiwał głową, jakby chciał sprawdzić, czy nadal dobrze się trzyma szyi, a potem posłał jej kwaśny uśmieszek.

– Oddaję się w twoje ręce, madame. Proszę bardzo, pokaż, jaką potrafisz być troskliwą żoną. bo chyba tego mi trzeba. Ale wiedz – dodał zmysłowo ściszonym głosem – że już mnie zadziwiłaś innymi talentami. – Spojrzał na zrujnowane loże, a potem znowu na nią. – Juk już zrobią porządek w naszej komnacie, możemy ją znów przewrócić do góry nogami. – Ściągnął brwi, jakby sobie nagłe o czymś przypomniał. – Chyba że na samą myśl o tym chce ci się wymiotować?

Linnei zaschło w gardle. Miała nadzieję, że zapomniał jej nienawistne słowa. Co mogła teraz zrobić?

– Nie… nie powinnam była tego mówić – wyjąkała, splatając nerwowo palce.

– To nie jest odpowiedź na moje pytanie. Wzbudzam w tobie wstręt? Przyprawiam cię o mdłości?

– Nie. Nie – powtórzyła z przejęciem. – Byłam na ciebie zła. Powiedziałeś mi różne okrutne rzeczy i… i chciałam cię zranić, tak jak ty mnie zraniłeś.

Patrzyli na siebie w milczeniu przez dłuższą chwile. Nie potrafiła niczego wyczytać z jego skamieniałej twarzy. Czy to możliwe, że zaledwie przed chwilą dostrzegała w nim chłopięcy wdzięk? Teraz nie było w nim nic z chłopca. Miała przed sobą twardego mężczyznę. zaprawionego w walce żołnierza, nieugiętego i nieufnego.

– Może… – zaczęła, pomna wskazówek babki. – Może powinniśmy zacząć od nowa, bez wzajemnych pretensji i podejrzeń.

Wykrzywił usta w niewesołym uśmiechu.

– Z pewnością by ci to odpowiadało, co? – Westchnął, rozpalając w niej promyczek nadziei. – Wezmę kąpiel, żono, a potem zobaczymy, co nam przyniesie dzisiejszy dzień. Oby się zakończył lepiej niż wczorajszy.

Linnea odetchnęła z ulgą, dziękując w duchu świętemu Judzie.

– Pójdę sprawdzić wodę.

– Nie. Zaczekaj. – Złapał ją za rękę, nim zdążyła się wymknąć. – Odeślij służbę do innych obowiązków. Sama masz się mną zająć. No i należy mi się odpowiednie poranne przywitanie od mojej żony – dodał, obejmując ją w pasie i przyciskając mocno do siebie.

Linnea aż zaniemówiła. Myślała, że skutki pijaństwa odbiorą mu na to ochotę, przynajmniej na jakiś czas. Ale okazało się, że nie, czego wymownie dowodził twardy kształt napierający na jej brzuch.

– Proszę, milordzie – szepnęła, usiłując powstrzymać jego ruchliwe dłonie. – Służba…

– Tak? – Przesunął palcem po śladzie łańcuszka na jej pośladku, co jak zawsze przyprawiło ją o gorący dreszcz. – Powiedz mi, moja słodka Beatrix. Czy mój prezent przypomina ci czasem o mnie?

Beatrix. Bliska zapomnienia się, Linnea miała ochotę wyjść z cienia siostry i stanąć przed nim jako ta, którą naprawdę była. Jako Linnea, Chciała wyrzucić z pamięci przykazania babki i imię siostry. To nieznośne pragnienie dręczyło jej ciało i duszę.

Ale co mogła przez to zyskać? I, co ważniejsze, co mogła stracić? Odpowiedź była prosta. Wszystko.

Chłodna świadomość tego faktu kazała jej odrzucić wszelką myśl o wyznaniu prawdy. Wyswobodziła się z objęć Axtona.

– To nie jest prezent, a raczej groźba – odpowiedziała mu głosem drżącym od gniewu. Nie miało znaczenia, że była zła bardziej na siebie niż na niego.

Zrozumiał ją jednoznacznie; zmrużył oczy i wygiął usta w złośliwym uśmiechu.

– Traktuj go, jak chcesz, ale nie udzieliłaś mi odpowiedzi na pytanie. Przypomina ci o mnie?

Linnea miała ochotę powiedzieć mu coś przykrego, ale w ostatniej chwili Ogryzła się w język. Oczekiwano od niej, że ułagodzi męża. Oczekiwano, że posłuży się własnym ciałem, jeśli taka będzie potrzeba.

– Tak, milordzie – wykrztusiła przez ściśnięte gardło. – Bezustannie mi o tobie przypomina.

Uśmiechnął się pod nosem, co mogło oznaczać, iż jest zadowolony i odpowiedzi.

– Będę musiał sprawdzić, czy dobrze na tobie leży. – Chwytając za poły luźnej koszuli, ściągnął ją przez głowę i rzucił niedbale na ziemię. Stał przed żoną jedynie w sukiennych spodniach i czarnych skórzanych butach. – Chodź się ze mną kąpać, żono. Wyszorujemy się nawzajem porządnie.

Wybuchnął śmiechem patrząc na jej minę, która nie wyrażała ani zgody, ani sprzeciwu, a jedynie niebotyczne zdumienie nieprzyzwoitą propozycją. Wystarczał już sam widok jego wspaniale rzeźbionego ciała, żeby stracić mowę. A usłyszeć ponadto, że ma dołączyć do niego w kąpieli… Czyżby oczekiwał, że obnaży się tak bezwstydnie jak on? I wejdzie z nim do wody naga, jak ją Pan Bóg stworzył? Mimo iż dochodziło między nimi wcześniej do intymnych zbliżeń, to, co zaproponował, wydało jej się jeszcze bardziej intymne.

– Balia… balia jest za mała – wyjąkała. Podniosła z ziemi jego koszulę i zaczęła ją nerwowo zwijać.

Na szczęście w tym momencie skrzypnęły drzwi, po czym Norma zajrzała do komnaty i oznajmiła niepewnie:

– Milady, kąpiel gotowa.

Norma. Dzięki Bogu, przynajmniej Norma była po jej stronie.

– Chodź, milordzie. – Linnea pierwsza ruszyła ku drzwiom, próbując wykorzystać fakt, że im przerwano. – Chodź, póki woda jest gorąca.

Przeszedł do przedsionka nie odzywając się do niej. W Linnei zaświtała nadzieja, że uda jej się uniknąć kłopotliwej sytuacji. Cały czas pamiętała, że powinna być uległa, ale też wzdragała się przed nieprzyzwoitością. jaką była wspólna kąpiel z mężczyzną.

W przedsionku dwaj młodzi paziowie wlewali ostatnie wiadra wody do ogromnej drewnianej balii. Weszła służąca z tacą obficie wyładowaną chlebem i mięsiwem, a za nią druga ze srebrnym dzbankiem i dwoma kielichami. Podczas gdy Norma wskazywała służącym, gdzie mają ustawić przyniesione rzeczy. Axton bez słowa zanurzył rękę w parującej wodzie. Polem usiadł na krawędzi balii i spojrzał na Linneę.

– Odeślij służbę. Nie będzie nam już potrzebna.

– Ale… ale… – zaczęła, lecz urwała natychmiast, widząc jego uniesioną brew.

Skoro miała dowieść, że jest miłą i posłuszną żoną, powinna była zacząć zaraz. Pełna sprzecznych odczuć, wśród których był zarówno lęk jak i zaciekawienie, powoli skinęła głową.

– Sama usłużę milordowi Axtonowi. Normo, wracaj na dół i zajmij się wszystkim, czym trzeba. Ale nie oddalaj się zbytnio – dodała pospiesznie. – Będę chciała z tobą porozmawiać, kiedy skończę. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, milordzie – zwróciła się do Axtona.

Zarumieniła się pod jego przeciągłym spojrzeniem. Wreszcie kiwnął głową, że się zgadza, więc odetchnęła z ulgą. Zaświtała w niej nadzieja, że w końcu pozwoli jej uczestniczyć w normalnym zamkowym życiu.

Poczekała, aż służący się oddalą; czuła, że zerkają na nią z zaciekawieniem. Axton nadal utrzymywał całe górne piętro twierdzy do ich wyłącznego użytku. Nie miała wątpliwości, że wszyscy w zamku dokładnie wiedzą, o jaki użytek chodzi.

Zastanawiała się, czy kiedy wreszcie zacznie prowadzić normalne życie, mieszkańcy zamku nadal będą się na nią gapić i plotkować za jej plecami tak jak teraz.

Postanowiła na razie nie zaprzątać sobie tym głowy.

Chociaż zdołała przynajmniej na jakiś czas odsunąć od siebie nieprzyjemne myśli, nie mogła uniknąć kąpieli z mężem. Zostali w przedsionku tylko we dwoje. Wprawdzie nie było drzwi, które by oddzielały przedsionek od schodów, więc dochodziły ich stłumione odgłosy z wielkiej sali, ale byli sami. Nikt nie odważyłby się wejść po schodach bez wezwania, skoro pan zamku wyraźnie określił swoje intencje wobec żony.

Linnea odetchnęła głęboko. Wyglądało na to, że Axton ceni prostolinijność, więc postanowiła być właśnie taka. Wyrazi swoje uczucia i opinie i będzie wobec niego szczera na tyle, na ile to będzie możliwe.

Nie we wszystkim jednak. Nie w sprawie prawdziwego imienia.

– Czego sobie życzysz, milordzie? Najpierw kąpiel, czy może wolisz zacząć od śniadania? – spytała. Dobierała słowa, jak przysłało na czułą żonę, ale wypowiadała je rzeczowym tonem sprawnej gospodyni Spojrzała na Axtona wyczekująco, lecz trzymała się od niego w bezpiecznej odległości.

– Żadnego jedzenia – mruknął przecierając czoło; skrzywił się, jakby ból się wzmógł pod dotknięciem. – Najpierw się wykąpię.

– Mogę przygotować napar z lawendy, mięty i słodkiej marzanny na uśmierzenie bólu – zaproponowała.

Przyjrzał jej się podejrzliwie.

– Czy to uleczy moją głowę i żołądek?

Linnea wzruszyła ramionami.

– Pomaga na jedno i drugie. Przygotowywałam ten napar wiele razy dla… – Urwała. Każda wzmianka o członkach jej rodziny wprawiała go w złość, a przecież nie miała zamiaru go denerwować.

Widocznie odgadł jej myśli, bo spojrzał na nią uważnie.

– Dla ojca?

– I brata – dodała nie spuszczając oczu.

Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Inaczej niż dotychczas. Po raz pierwszy on nie był drapieżnikiem, a ona nie była ofiarą. Jakby jego przejściowa słabość uczyniło ich równymi sobie. Nie mogła zmarnować takiej okazji.

– Kiedy mężczyźni z Maidenstone pozwalali sobie na zbyt wiele trunku, moje specyfiki pomagały im szybciej dojść do siebie. Mam przygotować coś takiego dla ciebie? – Pokiwał głową, ale wyczuła w nim pewną nieufność: postanowiła odpowiedzieć mu, nim zadał pytanie. – Chciałabym, żeby między nami zapanował pokój.

– Pokój – powtórzył. – Powiedz mi prawdę. Beatrix. Masz nadzieję, że ten pokój sprawi, iż zatrzymam twoją babkę tu w Maidenstone?

Zawahała się. Zeszłej nocy bez namysłu odpowiedziałaby twierdząco. Ale lady Harriet sama wolała wyjechać z zamku, żeby lepiej dopilnować przygotowań do nieuniknionego upadku Axtona. Linnea szukała w myślach odpowiednich słów.

– W świetle nowego dnia wydaje mi się, że byłoby lepiej dla wszystkich, gdyby wyjechała do opactwa Ramsay. Pozostając tu nie byłaby zadowolona. A jakie masz plany względem… reszty mojej rodziny?

– Mężczyźni z twojej rodziny muszą czekać na przybycie Henryka Plantageneta. Nic proś mnie. żebym ich uwolnił – ostrzegł. – Ta decyzji nic należy do mnie.

Linnea opuściła wzrok.

– Rozumiem. Ale chciałabym cię błagać, Axtonie, żebyś uznał zemstę za dokonaną. Osiągnąłeś cel. Nie dokładaj cierpień tym, którzy nie mogą się bronić.

– Gdybyś przypadkiem nie pamiętała, żono, przypominam ci. ze to ty najbardziej ucierpiałaś z powodu mojego porywczego charakteru.

Linnea spojrzała na niego zaskoczona tym, co usłyszała. Zbliżył się do niej, a z jego twarzy wyzierał już nie ból, lecz nieskrywane pożądanie. Wycofała się za balię.

– Nie zawsze byłeś zły, kiedy… mieliśmy ze sobą do czynienia.

Uśmiechnął się lekko.

– Ty także, bo inaczej miałbym więcej takich blizn – stwierdził pocierając ślad draśnięcia na ramieniu. – Nagle spoważniał. – Nie mogę ci obiecać, że będę potulnym mężem, skoro ty nie możesz mi obiecać, że będziesz uległą żona. Ale jakoś sobie poradzimy, tak czy inaczej.

Ściągnął buty i sięgnął do troków przytrzymujących spodnie w pasie. Linnea patrzyła zmieszana, bezwiednie podziwiając urodę jego męskiego ciała.

– Teraz się wykąpię – oznajmił. – A potem położę się do łóżka.

Troki puściły. Brunatny materiał ześliznął się po płaskim brzuchu. Linnea patrzyła jak urzeczona, niezdolna oderwać od niego oczu. Dopiero kiedy jednym zdecydowanym ruchem zsunął spodnie przez biodra i stanął zupełnie nagi, raptownie odwróciła wzrok.

– To niemożliwe. Łóżko jest zniszczone.

– Wezwij kogoś, żeby je naprawił. – Słyszała, jak boso podchodzi do balii, a potem z pluskiem wody zanurza się w parującej kąpieli, wydając z siebie głębokie westchnienie.

Najpierw łóżko. Łatwiej było zająć się zniszczonym meblem niż nagim męskim ciałem, które domagało się jej uwagi. Linnea skupiła się na poleceniu wydanym przez męża. Odchodząc nie mogła się jednak powstrzymać, by jeszcze raz nie ogarnąć pełnym zachwytu wzrokiem szerokiej muskularnej piersi porośniętej ciemnym, kręconym włosem. Musiała wezwać kogoś do zreperowania łóżka. Tak, koniecznie należało to zrobić. I czekało ją też przygotowanie dla męża leczniczego naparu.

– Wymocz się dobrze – powiedziała oddalając się ku schodom. – A ja dopilnuję… innych spraw – dokończyła niewyraźnie.

– Poczekaj, Beatrix!

Ale Linnea nie usłuchała. Raz jeszcze emocje wzięły górę nad rozsądkiem. Jak zawsze, jego nieodparta męskość połączona ze zniewalającym urokiem podziałały na nią jak grom z jasnego nieba. Rzuciwszy na niego okiem po raz ostatni, omal nie spadla ze schodów. Stał w balii ociekający wodą. Uosobienie męskiego piękna – jej mąż. Choć wielokrotnie doszło między nimi do najintymniejszego zbliżenia, nie była oswojona z jego nagością. I nie sądziła, by kiedykolwiek miała się oswoić.

Będzie musiała ponownie znosić jego bliskość. I to wkrótce. Ale może uda jej się lepiej nad sobą panować. Spiesząc do obowiązków modliła się w duchu o odzyskanie kontroli nad własnymi uczuciami.

Obawiała się jednak, że gdzieś po drodze zgubiła klucz do swego serca. I bała się, że nawet święty Juda nie pomoże jej go odnaleźć.

Загрузка...