Linnea kryła się w cieniu. Dzięki Bogu i wszystkim świętym, że była bezksiężycowa noc. Serce waliło jej w piersi jak oszalałe, bała się, że ktoś może je usłyszeć i ją znaleźć. Usłyszała jakieś odgłosy na murach, czyjeś kroki tuz za stajnią.
Wszędzie kręcili się ludzie Henryka i Axtona. Mężczyźni towarzyszący Eustachemu de Montford byli zmuszeni do rozłożenia obozowiska za fosą. lecz to jedynie zwiększało poczucie zagrożenia – zbrojni mężowie lada chwila mogli poderwać się do walki. Mimo ze nienawidziła Henryka Plantageneta, modliła się, by jutro udało mu się utrzymać pokój.
Tymczasem jednak musiała jakoś poradzić sobie z dzisiejszym dniem. Uniknąć spotkania z Henrykiem, a znaleźć Beatrix. Nie miała złudzeń, co do zamiarów młodego księcia, ale nawet groźba wylądowania łożu me była wstanie jej powstrzymać, tak bardzo zależało jej na spotkania z siostrą.
Jak długo Beatrix będzie zmuszona siedzieć w sali?
Czekanie wydawało się nie mieć końca, choć tak naprawdę wcale nie trwało długo. Stojący najbliżej niej strażnik zdołał fałszywie odgwizdać ledwie trzy zwrotki jakiejś piosenki. Potem powiedział coś do drugiego strażnika i obaj zaczęli się śmiać na wspomnienie kobiety, która nazywali śmietaną. Po chwili znów zaczął gwizdać.
Po czwartej zwrotce Axton wybiegł z Sali w wpadł na dziedziniec. Przystanął jakby chciał ochłonąć, i niecierpliwym gestem przeczesał włosy dłonią. Widziała jedynie jego sylwetkę. Doskonale jednak wyczula jego rozgoryczenie i zmieszanie…i wrzący w nim gniew.
Chciała powiedzieć: bardzo przepraszam, jest mi tak strasznie przykro Miała ochotę podbiec do niego, błagać o przebaczenie i próbować go pocieszyć. Byłoby to jednak szaleństwem. Nigdy nie wybaczy jej, że go ośmieszyła, nigdy też jej obecność nie będzie dla niej pocieszeniem. Była jak cierń, który go ukłuł, potem zropiał, a nazajutrz może doprowadzić go do zguby.
W ostatniej chwili powstrzymała okrzyk rozpaczy. On nie może umrzeć. Nie wolno mu! Ale co ona może zrobić?
Skurczyła się tak, jakby chciała wtopić się w szorstki mur piwiarni, i rozpłynąć się wśród kamieni tworzących Maidenstone.
Kiedy w końcu odszedł nie wiedzieć dokąd, zamiast ulgi doznała poczucia utraty. Kocham cię, posłała mu bezgłośne wyznanie. Chociaż dostrzegasz tylko moją zdradę, przede wszystkim darzę cię miłością. Po dłuższym czasie, wypełnionym ponurymi rozmyślaniami, skrzypnięcie oznajmiło otwarcie drzwi i na schodach pojawiły się dwie kobiece sylwetki – jedna z laską, druga… Przepełnione bólem serce Linnea podskoczyło z radości. Beatrix! W końcu spotka się z ukochaną siostrą.
Dołączyła do nich u podnóża schodów. Beatrix zanosiła się szlochem.
– Nie mogę! – łkała. – Nie mogę wyjść za niego! Prędzej się zabije!
– Nie bądź głupia! – ofuknęła ja lady Hariett. Dostrzegłszy Linneę, popchnęła starsza wnuczkę w jej strone. – przemów je do rozsądku – wydyszała – Jeszcze się nie narodził mężczyzna za którego warto byłoby umierać!
Beatrix z ulgą wpadła w ramiona siostry.
. Jesteś! Przeżyłaś! Och, nie powinnam być takim tchórzem żeby pozwolić na twoje poświecenie i narazić cię na przebywanie z tym…z tym… – Znów zaniosła się płaczem.
Podtrzymując załamaną siostrę, Linnea zaprowadziła ją w cień, gdzie zewnętrzne mury stykały się z okapem piwiarni. Tam mocno ją wyciskała, próbując pocieszyć w taki sam sposób, w jaki tylekroć była pocieszana przez Beatrix.
– Ci… Nie płacz, siostrzyczko, Nie wpędzaj się w chorobę. – Trzymała dygoczącą siostrę tak mocno, jakby nie miała zamiaru pozwolić jej odejść. – Cii… Posłuchaj. Posłuchaj mnie.
– Och, Linneo, ciągłe się za ciebie modliłam – wyszeptała Beatrix. – Ale na próżno.
– Nie – odpowiedziała Linnea. – Nie na próżno. Modliłaś się za mnie, a teraz widzisz, ze jestem zdrowa. Nic mi się nie stało. Tak samo nic złego nie stanie się tobie. Axton nie jest okrutnikiem. Jest…
– I tak jutro zginie, więc to wszystko nie ma żadnego znaczenia – wtrąciła babka. Mimo zgryźliwego, pewnego siebie tonu, sprawiała wrażenie przykurczonej i pokonanej. Nagły atak kaszlu wstrząsnął jej drobnym ciałem; ciężko oparła się o laskę.
Linnea skupiła na niej całą swą złość.
– A jakie to ma dla ciebie znaczenie, czy poślubi ją Axton, czy ten cały sir Eustachy? Obaj są ludźmi Henryka…
– Już zdążyłaś zapomnieć o swoim bracie? – odpowiedziała atakiem lady Harriet – To tak wygląda twoja wdzięczność dla tego, który poświecił dla ciebie życie?
Nie dla mnie, chciała powiedzieć Linnea. Jednakże postanowiła zignorować babkę; zwróciła się ku siostrze.
– Beatrix, niezależnie od tego. co się jutro stanie, nie będziesz cierpieć z tego powodu. Nie znam sir Eustachego tak jak ty, ale znam Axtona.
Beatrix popatrzyła na siostrę. Mimo ii otaczała je ciemność, miały wrażenie, że widzą się doskonale.
Nie bron go – zaskrzeczała lady Harriet. – Już zdążyła doświadczyć jego okrucieństwa. – Podeszłą do nich i położyła dłoń na ramieniu
– Powiedz jej, jak cię przed chwilą potraktował. Jak się prawie na lobie położył. Powiedz! -. Staruszka aż się trzęsła z oburzenia.
– Powiedz, chyba że ona spiskuje z nim, żeby zniszczyć Eustachego. który jest twoją jedyną nadzieją na szczęśliwe życie!
– Axton będzie dobrym mężem – stwierdziła z przekonaniem Linnea patrząc na babkę. – Nie znacie go tak jak ja.
Babka parsknęła.
– Pewnie ze nie, bo ty go znasz od strony z której ja go na pewno nie znam. Znasz jego ciało i właśnie od tej „wiedzy” chcę uchronić twoją siostrę! – zakończyła buńczucznie.
W sercu Linnei poczucie lojalności wobec Axtona i Beatrix, których kochała ponad życie, walczyło z egoizmem wobec którego była zupełnie bezbronna. Nie chciała dzielić Axtona z nikim, nawet z własna siostrą. Pragnęła go mieć jedynie dla siebie.
Zaśmiała się, lecz zabrzmiało to jak westchnienie Nawet gdyby mogła go zatrzymać, nigdy by się na to nie zgodził. Nienawidził jej teraz. Nie mogła już nic dla niego zrobić.
Przytuliła twarz do wilgotnego policzka Beatrix i poczuła, ze siostra cała drży ze strachu.
– Nie bój się go – wyszeptała. – Z czasem przekonasz się, że mam rację.
Lecz, Beatrix odwróciła się.
– Całą noc będę się modlić, zęby Eustachy go pokonał. Galą noc spędzę na klęczkach – postanowiła z gwałtownością, jakiej Linnea nigdy dotąd nie widziała u swojej potulnej siostry. Jednak zobaczywszy skamieniałą ze zgrozy twarz siostry, natychmiast złagodniała. – Ja… nie życzę mu niczego złego. Ale… ale nie mogę zostać jego żoną. Nie mogę!
Znowu zaczęła pochlipywać; tym razem Linnea nie umiała jej pocieszyć. Jak to się stało? Jak mogło dojść do tego, że jedna pragną mężczyzny, którego nie mogła mieć, podczas gdy druga z pogardą go odtrącała, a on sam robił wszystko, by ją zdobyć?
– Jeśli kochasz swoją siostrę – powiedziała lady Hariett dobitnie akcentując słowa – musisz zrobić wszystko co tylko w twojej mocy żeby ten człowiek jutro przegrał. Spróbuj osłabić go jakąś trucizna. Albo niech straci siły w inny sposób skoro to tak bardzo przypadło ci do gustu.
Ale nie zdradzaj nas teraz, kiedy zwycięstwo jest już tak bliskie.
– Głos jej się załamał; dotknęła policzka Linnei.
Dziewczyna wzdrygnęła się. ale babka tylko wykrzywiła twarz w uśmiechu i poklepała ja po policzku.
– Doskonale się spisałaś, Linneo. Musisz potwierdzić swoją wartość,, nic możesz teraz zawieść.
Dziewczyna próbowała przełknąć ślinę, ale gardło miała ściśnięte od nadmiaru emocji. Spojrzała na Beatrix, tulącą się do babki, i nie była w stanie wydukać ani słowa. Miała pęknięte serce. Jej świat walił się w gruzy, przyszłość wydawała się przerażająco ponura. Nawet nie potrafiła nic odpowiedzieć.
Obróciła się na pięcie, pragnąc uciekać stąd jak najdalej, lecz ucieczka nie była dobrym rozwiązaniem sytuacji, a poza tym pozbawiono ją nawet tej możliwości, jako ze drogę zagrodziła jej jakaś krzepka postać, którą po chwili rozpoznała. Był to Peter, który najwyraźniej przyszedł tu właśnie po nią. Jego mina nie pozostawiała żadnych złudzeń co do tego, że głęboko nią pogardza.
– Czy wasza trójka wciąż się spotyka, żeby spiskować przeciwko mojej rodzinie? Przyszłyście tutaj, żeby sycić się oczekiwaniem bliskiego zwycięstwa? – Podszedł do nich zaciskając pięści.
Beatrix i lady Harriet odruchowo cofnęły się o krok, lecz Peter był tak podobny do Axtona, że Linnea nie mogła oderwać od niego wzroku. Stanąwszy przed nią, uśmiechnął się szyderczo.
– Czy to ty jesteś Linnea, odważna, lecz głupia, czy też jesteś tchórzliwą Beatrix?
– Ja – jestem Linnea.
Spojrzał na nią, a potem na Beatrix. Zmrużył oczy.
– Udowodnijcie to. Słyszałem, że pierwsza siostra nie jest naznaczona, natomiast druga nosi czarcie znamię.
– To nie jest czarcie znamię! – krzyknęła Beatrix. – A więc to ty jesteś Linnea! – zareagował Peter.
– To ja jestem tą, której poszukujesz – powiedziała Linnea. Położyła mu rękę na ramieniu, widząc, że kieruje się w stronę siostry – To ja jestem Linnea. Widzisz? – Uniosła spódnicę i pokazała czerwona bliznę na łydce. – To ja jestem naznaczona.
Popatrzył na nią, potem na Beatrix. Kiedy znów przeniósł wzrok na Linneę, jego twarz straciła już wojowniczy wyraz, natomiast pojawiło się Na niej zmieszanie. Wpatrywał się w twarz dziewczyny, jakby szukał jakiejś innej cechy, która pozwoliłaby je odróżnić; jakiegoś znaku – innego kształtu warg, zarysu brwi. Nie mogąc wypatrzyć żadnej różnicy zmarszczył czoło.
– Chodź ze mną.
Do Henryka, pomyślała Linnea. Do łożą Henryka, dla jego przyjemności. Miała wrażenie, że za chwile zwymiotuje. Chwycił ją za ramię powyżej łokcia i poprowadził w stronę wielkiej Sali.
Nieoczekiwanie dla wszystkich Beatrix wyrwała sie z objęć babki.
– Nie! Nie możesz jej zabrać! Czyż nic wystarczy ci już krzywd, jakie wyrządziła twoja rodzina? Zabraliście nasz dom, zabiliście naszego brata. Nawet nasz ojciec… – Beatrix wybuchnęła płaczem.
Mimo że nie dokończyła zdania, jej słowa wywarły na Peterze duże wrażenie. A może właśnie dlatego, że Beatrix nie była w stanie dokończyć swej wypowiedzi, rysy twarzy Petera złagodniały; Linnea zauważyła, że przełknął z trudem ślinę. Po chwili jednak przyszedł do siebie i mocniej ścisnął jej ramie.
– Zapomniałaś, że członkowie twojej rodziny zabili naszych dwóch, braci i ojca? – Gwałtownym szarpnięciem pociągnął dziewczynę za sobą. Lecz dopiero kiedy zatrzasnęły się za nimi ciężkie drzwi, przesiali słyszeć szloch Beatrix.
W sali panowała cisza, przerywana jedynie od czasu do czasu pochrapywaniem śpiących sług. W kominku dogasał ogień, jednakże jeden kawałek drewna dawał jeszcze słabą poświatę. W tym pomieszczeniu trudno było uwierzyć; ze w zamku panuje potworne napięcie.
Peter ścisnął ją jeszcze mocniej, prowadząc w stronę schodów. Wcześniej Linnea – była zbyt oszołomiona by wyrazić sprzeciw poza tym zdawała sobie sprawę ze jej protesty nie zdadzą się na nic. Teraz jednak niezależnie od tego, czy jej działanie miało jakikolwiek sens, nie była w stanie dłużej okazywać posłuszeństwa. Nie zgadzała się być ofiarowana Henrykowi. Absolutnie. Zatrzymała się i chwyciła kurczowo narożnika muru.
Peter odwrócił się.
– Jesteś suką, ale nic bądź głupią suką – warknął, po czym silnym szarpnięciem zmusił ją do pójścia za sobą.
– Nie! Nie pójdę! Nie możecie zrobić ze mnie…
– Zamknij sie – syknął zatykając jej usta dłonią. – Chcesz obudzić cały zamek?
Lecz Linnea nie przejmowała się tym. czy kogoś obudzi, czy nie. Zaczęła się szarpać tak gwałtownie, jakby Peter za chwilę zamierzał ją mordować. Bo też wysłanie jej do Henryka było dla mej równoznaczne ze śmiercią wiedziała, że wtedy umarłaby cząstka jej duszy.
– Niech to szlag! – zaklął, kiedy ugryzła go w rękę. Tak mocno pchnął,a na ścianę, że aż głowa jej odskoczyła i zaparło jej dech. – Do cholery! – krzyknął, potrząsając skaleczoną ręką. – Próbuję ci pomóc! Moja matka jest na tyle głupia, zechcecie ochronić…
– To mój obowiązek – usłyszeli znajomy głos.
Głos Axtona.
Linnea me wierzyła własnym uszom. Sądziła, że to przywidzenie. Lecz jakaś inna ręka chwyciła ją za ramię. Większa, choć równie twarda i mocna. Peter puścił ramię Linnei i cofnął się o krok.
– Matka prosiła, żebym ją przyprowadził… – stwierdził.
– Nie musi angażować się w tę sprawę – odparł Axton. Nie dając Linnei czasu do namysłu, poprowadził ją przed sobą po schodach.
Była zbyt zaskoczona, by stawiać opór. A wiec Peter prowadził ją do lady Mildred, a nie do księcia? Nie mogła tego zrozumieć. Lecz jeszcze bardziej zagadkowe było zachowanie Axtona. Przecież powiedział, że chronienie jej należy do jego obowiązkowi
– Co zamierzasz z nią zrobić? – zapytał idący za nimi Peter.
– To. na co mam ochotę – odpowiedział Axton.
Linnea obawiała się, że te słowa są przeznaczone bardziej dla niej niż dla Petera.
Kiedy weszli do przedsionka, próbowała stawić opór, ale nie stanowiło to dla niego żadnego problemu. Wystarczyło, że przycisnął ją mocniej do boku swym silnym ramieniem, tak że twarzą przywarła do jego wełnianej tuniki Nie mogła ani krzyczeć, ani protestować. Minęli lordowską komnatę, w której czekał Henryk, przeszli obok śpiących ludzi z najbliższego otoczenia księcia i znaleźli się w mniejszej komnacie, którą zajmował Axton. Dostrzegła sir Reynolda, lecz Axton natychmiast zamknął drzwi. Dopiero wtedy ją uwolnił, I dopiero wtedy zdała sobie sprawę z niebezpieczeństwa, zaryglował drzwi. Przez chwilę stał, ciężko oddychając, lecz zaraz potem odwrócił się i nie patrząc na nią zaczął się rozbierać. Ostrożnie odłożył broń, postawił buty obok niskiego stołu, a tunikę, kolczugę, pończochy i spodnie położył na blacie. Każdy jego gest był spokojny, rutynowy jakby w ogóle jej tam nie było, a on jak co wieczór przygotowywał się do snu. A przecież była tam i zdawał sobie z tego sprawę; przeniknął ja dreszcz trwogi.
Przeszła obok niego i ruszyła ku drzwiom, chociaż doskonale wiedziała że ucieczka jest niemożliwa. On także dobrze o tym wiedział i mimo ze ja obserwował nie ruszył się z miejsca.
– Zastanów się, Linneo. Czy wolisz znaleźć się w łożu Henryka, czy w moim?
Jego słowa były jak miecz, zagłębiony w jej piersi aż po rękojeść, tak bardzo ją zraniły. A więc tak miała wyglądać kara – a raczej jej początek. Wybranie Axtona zamiast Henryka Plantageneta nie było wcale takie trudne. Ale to, ze zamierzał posiąść ją nie żywiąc dla niej ciepłych uczuć, to było dużo gorsze niż przebywanie w komnacie jego matki. Miała wrażenie, że po prostu nie będzie w stanie tego znieść.
Nie spuszczał z niej wzroku; to przeciągłe spojrzenie sprawiło, że nagle przeszłość przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Stał przed nią nagi, w całej swej męskiej krasie – mężczyzna, który nie oczekiwał od niej słów czy przeprosin, liczyło się tylko jej ciało.
Linnea zadrżała.
– Zdejmij ubranie
Musiała chyba bezwiednie pokręcić głową, a może już sam brak reakcji wyraził jej sprzeciw.
– Zdejmij ubranie i wypróbuj na mnie te swoje sztuczki.
– Axton, nie…
– Odgrywałaś nierządnicę, kiedy nie wiedziałem, że to tylko rola. Jedyna różnica polega teraz na tym, ze wiem już kim jesteś. Zdejmij ubranie – polecił tonem nie znoszącym sprzeciwu
Wparła sie plecami w drzwi, lecz nie dało jej to żadnej ulgi, szorstkie drewno, wystające zawiasy i rygle niemile drażniły jej ciało i przypominały o uwięzieniu. Rozejrzała się po komnacie nie mogąc znieść pałającego wzroku Axtona. Nie poprawiło jej to humoru, nie zyskała tez nadziei na ucieczkę. Patrząc na prosie meble i surowe kamienne ściany, dostrzegła kolek, na którym wisiał łańcuszek.
Podarunek Axtona przykuł jej wzrok na dłużej. Złote ogniwa i rubinowe kamienie mieniły się w migotliwym świetle rzucanym przez ogień. I baśnie len widok doprowadził do jej kapitulacji.
A wiec doszło do tego. Będzie teraz zgwałcona przez mężczyznę, którego kocha – Mężczyznę, który może też by ją pokochał, gdyby nie doprowadziła do tego, że ją znienawidził.
Popatrzyła na niego i powoli odeszła od drzwi.
Zdjęła welon i obręcz podtrzymującą nakrycie głowy. Włosy rozsypały się na ramiona. Rozwiązała tasiemki przy rękawach i w talii Patrzyła przy tym na Axtona. a i on nie spuszczał z niej wzroku.
Drżącymi rękami zdjęła suknię i pantofelki na płaskim obcasie i stanęła przed nim niepewnie. Miała na sobie jedynie koszulę, tak cienką, że prawie przezroczystą.
Ponieważ Axton nadal wpatrywał się w nią wyczekująco, domyśliła się. że musi zdjąć także i tę ostatnią część garderoby. Zsunęła ramiączka, po czym uwolniła ręce: koszula ześliznęła się z bioder na podłogę.
Do tej pory się nie poruszył. Trudno też było powiedzieć, że obserwuje jak się rozbiera, ponieważ ich pałające spojrzenia cały czas się krzyżowały. Lecz teraz, gdy czekał, aż do niego podejdzie, zauważyła w nim zmianę. Był podniecony. Silnie podniecony. Na początku bała się jego męskości, potem ją pokochała, teraz znowu zaczęła się bać.
Odwróciła wzrok, spojrzała na broń Axtona rozłożoną nieopodal. Czy zdążyłaby ją chwycić? Stawić mu czoło? Obawiała się, że nie. Już raz próbowała mu się przeciwstawić, gdy chciał posiąść ja
Stawiała opór. A potem… potem wszystko jakoś się zmieniło.
Poczuła nagły przypływ nadziei, przypomniawszy sobie tamto zdarzenie. Posadził ją wtedy na sobie i pozwolił wszystko kontrolować. Może gdyby i tym razem przejęła inicjatywę… Może gdyby wszystkim pokierowała nie byłby w stanie zohydzić tego aktu.
Głęboko zaczerpnęła tchu. Widząc, u Axton patrzy na jej nagie piersi. Poczuła upokorzenie lecz i Przypływ nadziei. Jeszcze raz głęboko wciągnęła powietrze.
– Połóż się – poleciła, patrząc mu prosto w oczy.
Zmrużył powieki
– Połóż się – powtórzyła, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć – Przecież właśnie o to ci chodzi, nieprawdaż? Chcesz, żebym sprawiła ci przyjemność. Żebym odegrała role, jaką mi przydzieliłeś – dodała z goryczą.
– Rolę, której dobrowolnie się podjęłaś – odgryzł się, lecz zauważyła, że jego męskość zesztywniała jeszcze bardziej.
– A wiec dobrze. Pozwól mi odegrać tę rolę. Połóż się na łóżku. Tym razem spełnił jej prośbę. Położył się na plecach na niedźwiedziej skórze; jego muskularne ciało wspaniale prezentowało się na czarnym futrze. Jest jak niedźwiedź, pomyślała. Niebezpiecznie jest się do niego zbliżyć. Dotknięcie grozi Śmiercią, Była jednak zbyt oszołomiona jego męską krasą, by zachować ostrożność.
Podeszła do łoża i przez chwilę jedynie patrzyła na niego w milczeniu. Był wspaniale umięśniony, jego gładką skórę znaczyły blizny – skutki męskiego rzemiosła. Ucz blizny te jedynie potęgowały jego urok. Był jak ranny w walce niedźwiedź, który wielokrotnie walczył w obronie swego terytorium. Nawet owłosienie nóg, torsu i podbrzusza było tak czarne jak u niedźwiedzia.
Poczuła ciarki rozchodzące się po całym ciele. Gdyby ją kochał…
Uwięził jej dłoń w kleszczowym uścisku i przyciągnął do swej męskości. Niemal fizycznie czuła jego gniewne spojenia. Omal nie zbiło jej to z tropu.
Kiedy przesuwał jej dłonią po swym ciele, z najwyższym trudem opanowała chęć wyszarpnięcia ręki z jego uścisku. jednak gdy spojrzała na jego twarz, paniczny strach natychmiast się ulotnił. W jego oczach dostrzegła cierpienie. Twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale oczy…Bez zastanowienia pochyliła się i pocałowała go w usta. Poczuła, że sztywnieje; tego się nie spodziewał. Lecz to jedynie ją ośmieliło, pocałowała go jeszcze raz tak namiętnie, że przez chwilę czuła strach iż domyśli się jej prawdziwych uczuć. Miłości.
Łączyło ich wiele intymnych chwil, jednakże pocałunki zawsze najpełniej wyrażały uczucia. Całował ją z okazji ślubu, a potem dopiero wtedy w lesie nad potokiem. Przyjmowała jego pocałunki jeśli już nie,jako oznakę miłości, to na pewno jako deklaracje, że czuje się jej opiekunem. A teraz to ona pokazywała, jak bardzo jej na nim zależy, jak bardzo go kocha. Nie wiedziała tylko, czy Axton rozumie i przyjmuje te jej wyznania.
Mruknął, jakby chciał zaprotestować. Lecz kiedy obwiodła jeżykiem jego wargi, rozchylił je. a kiedy ich języki się spotkały, poczuła słodkie ukłucie triumfu. Pocałowała go; odwzajemnił pocałunek i nagle wciągnął ją na łoże. Na siebie.
To było czyste szaleństwo, ich usta, języki, ciała idealnie dostroiły się do niespokojnego rytmu. Ujeżdżała go zapamiętale, upajając się swą władzą i czując że on ją akceptuje. Miał zamiar ją posiąść, lecz role się odwróciły. Już po wszystkim – po tym, jak chwycił ją gwałtownie i osiągnął spełnienie, a ona miała wrażenie, że omdlewa z rozkoszy – długo leżeli ciasno spleceni, zdyszani, potargam.
Dopiero wtedy Linnea zakończyła pocałunek i wtuliła twarz w zagłębienie ramienia Axtona.
Oboje walczyli o złapanie tchu. Objął dłońmi jej posiadło. Kiedy wrócili do rzeczywistości, przesunął ręką wzdłuż kręgosłupa, kolejno dotykając palcami drobnych wypukłości.
Gdyby w tym momencie miała odejść z tego świata, umarłaby szczęśliwa w objęciach ukochanego mężczyzny.
Lecz po chwili jego pieszczoty ustały; Linnea poczuła, że zaszła w nim jakaś zmiana. Jakby nagle wynurzył się z mgły i zdał sobie sprawę, gdzie się znajduje i z kim. Nawet północny wiatr owiewający lodowatymi podmuchami ich rozgrzane ciała nie ostudziłby jej tak szybko, jak napięcie, które znowu zawładnęło Axtonem.
Natychmiast opadła na łóżko, ale nie pozwolił jej wstać. Chwycił ją za włosy i zmusił do spojrzenia na niego. Gdy zobaczyła wyraz jego oczu, omal nie pękło jej serce.
– Co takiego masz w sobie, że tak łatwo rzucasz na mnie czar? Jakie czarodziejskie zaklęcie? Jaka czarcia sztuczka? – Świdrował ją oczami. Czy to me sam czart nauczył cię tych sztuk? Umiejętności zawładnięcia męskim ciałem i duszą?
Chwycił ją za nogę i nacisnął bliznę kciukiem.
– Czy to ten znak? Czy to sam diabeł przysłał cię żebym przeżywał piekło na ziemi?
– A co ja mam myśleć o tobie? – wykrzyknęła z rozpacza – Czyż nie jesteś dla mnie okrutny?
Był jednak zbyt rozsierdzony, by słuchać. Wymamrotawszy pod nosem przekleństwo, odsunął się od niej.
– Idź precz, wiedźmo! Precz z moich oczu!
To, że dostrzegła w jego oczach smutek, nie złagodziło jej bólu. Zmuszając się do opanowania, podniosła z ziemi koszulę i suknie.
– A teraz, skoro jesteś już zaspokojony, czy mam iść do Henryka? Podobno cechą dobrego pana jest umiejętność dogodzenia zwierzchnikowi. Dzielenie się z nim kochanką jest po prostu oznaką gościnności. – Ubrała się pospiesznie i spojrzała na niego pałającym wzrokiem. – Ale powiedz mi, milordzie, czy zanim do niego pójdę, powinnam zmyć ślady tego, że byliśmy ze sobą, czy też może woli kobiety jeszcze rozgrzane po stosunku z innym mężczyzną?
Nie czekając na odpowiedź, wybiegła z komnaty.