24

Nie dzieliła łoża z Henrykiem. Tego mógł być pewien, bo gdy niekompletnie ubrany próbował wedrzeć się do komnaty Henryka, Reynold zagrodził mu drogę. – Nie ma jej tutaj – powiedział, wskazując schody ruchem głowy. Nie miał pojęcia, dokąd poszła, gdzie miała zamiar spędzić noc. Wmawiał sobie, że nic go to nie obchodzi. Nie miał tylko zamiaru dzielić się nią z żadnym mężczyzną, a zwłaszcza z Henrykiem, jednakże poza tym jej los był mu obojętny.

Powtarzał to sobie potem tysiące razy tej nocy, która zdawała się nie mieć końca. Było mu obojętne czy płakała. Czy żałowała tego, że go oszukała. Było mu wszystko jedno, czy śpi teraz skulona w jakimś zimnym kącie, czy w objęciach swej tchórzliwej siostry. Interesowało go jedynie to, by móc ją mieć, ilekroć będzie jej pożądał.

Nie będzie to jednak takie łatwe jak wtedy, gdy myślał, że jest jego żoną.

Boże, ile by dał za to. żeby nie czuć tego wariackiego pożądania!

Było to jednak coś więcej niż pożądanie, i dobrze o tym wiedział.

Gdyby w grę wchodziło jedynie pożądanie, wystarczyłaby mu jakakolwiek kobieta. Lecz nie miał ochoty na żadną inną – ani na jej siostrę, ani na dziewki, które przysyłał mu Peter. Pragnął tylko Linnei, kobiety, która była źródłem jego bólu, a zarazem pozostawała jedyną osobą, u jakiej miał ochotę szukać ukojenia.

Niech Bóg jedyny broni przed takim dziwactwem! Kiedy w końcu zapadł w niespokojną drzemkę, śniła mu się, walka, okrutna rzeź i uśmiechnięta twarz czekającej na niego Linnei. To niebyła Beatrix. Doskonale widział różnice pomiędzy nimi, Na pewno czekała na niego Linnea. Linnea, która zawsze znikała, zanim zdołał jej dotknąć. Obudził się w paskudnym nastroju. Doskonałym do bitwy, pomyślał, myjąc się pospiesznie. Peter pomógł mu się ubrać, po czym obaj udali się na modlitwę do kaplicy. Na zamku panowało już niezwykłe ożywienie i gdziekolwiek się pojawili, towarzyszyły im zaciekawione spojrzeniu,

Powszechnie zdawano sobie sprawę, że nadchodzi niezwykły dzień, chociaż nikt nic potrafił przewidzieć, co przyniesie. Wszyscy, od dziewek kuchennych po rycerzy z trzech różnych świt, z niezdrowym zafascynowaniem oczekiwali nadchodzącej walki, Nie tylko jego życie było tu zagrożone, lecz Axton nie miał zamiaru o tym myśleć. Musiał skoncentrować się na osobie Eustachego de Montforta, poznać jego mocne strony, a przede wszystkim jego słabości. A największą z nich było zarozumialstwo,

Axton widział Eustachego w walce, zarówno na polu bitwy, jak i w turniejach. Imponował siłą i wytrzymałością. Jednakże łatwo gubił, gdy coś mu się nie udawało. Kluczem do sukcesu było wyprowadzenie rywala z równowagi.

Axton miał zamiar go rozdrażnić, a potem jak najszybciej się rozprawić. Jednakże dopiero za kilką godzin miał się przekonać, czy uda mu, się ów prosty plan wprowadzić w życie.

Henryk wstał późno, potem niespiesznie się kapał. Zanim zszedł na dół na śniadanie, w kuchni zaczęto już przygotowywać popołudniowy posiłek. – Przedłuża sobie przyjemność oczekiwania na widowisko – sarkał Peter, kiedy Henryk sadowił się na lordowskim krześle. – Dobrze się bawi.

Lecz Axton skwitował te pretensje wzruszeniem ramion. W tym dniu to nie Henryk był jego wrogiem, niezależnie od swych prób zadania mu bólu. Nie, Axton czekał na Eustachego. Był gotów cierpliwie znosić humory Henryka aż do konfrontacji z rywalem.

Zauważywszy, że Henryk spogląda na niego, podszedł do księcia.

– Domyślam się, że to wina tego, że rezydujesz tu od niedawna – zaczął Henryk. – Musisz się jeszcze nauczyć, jak należy gościć monarchę. Moje łoże było zimne. – Uśmiechnął się, ukazując równe zęby. – Czułem się bardzo samotnie.

Chociaż Axton usłyszał ton przygany w głosie Henryka i dobrze wiedział, że książę chciał dzielić łoże z Linnea, nic miał zamiaru pozwolić znęcać się nad sobą.

– Mysie, że powinieneś posiać po Eleanor, milordzie. Jestem pewien, te tęskni za tobą równie mocno, jak ty za nią.

Henryk nie przestawał się uśmiechać.

– Dlaczegóż miałbym tęsknić do jednej kobiety, kiedy jest tyle innych dookoła… – Wzruszył ramionami i rozejrzał się po sali. – Ale gdzie są pozostali uczestnicy dzisiejszego dramatu? Nic powiesz mi chyba, że Eustachy zbiegł pod osłoną nocy.

Axton położył dłoń na rękojeści miecza.

– O, nie pozwoliłbym mu tak łatwo uciec. Oczy Henryka rozbłysły ożywieniem.

– To dobrze. Bardzo mnie to cieszy. Mam nadzieję, że dzisiejszy pojedynek dostarczy wszystkim wielu wrażeń… i że nikt nie straci życia – dodał.

Tym razem Axton nie potrafił się opanować.

– Nic możesz szczuć nas na siebie jak psy, a potem twierdzić, że ma to być walka bez rozlewu krwi!

– Oczywiście, że mogę. – Henryk przestał się uśmiechać i wychylił się w stronę Axtona. – Nikt nie zginie. Potrzebuję wszystkich moich rycerzy. W razie zwycięstwa czeka cię odpowiednia nagroda… piękna Beatrix de Valcourt i to wszystko – dodał, wskazując zamek i otoczenie. – A swoją drogą, gdzie też ona się podziewa… ona i jej równie piękna siostra?

Linnea ubierała się pospiesznie, ani przez chwilę nie zastanawiając się, jak będzie wyglądać. Za to Beatrix guzdrała się, co chwila pod byle pretekstem zmieniając suknie. Nie mogła się zdecydować, jakie wybrać pantofelki, koniecznie chciała mieć nowy welon i nową koszulę. Nawet lady Harriet, która tym razem była zaskakująco cierpliwa i wyrozumiała, nie mogła już tego znieść.

– Zdecyduj się wreszcie! – poleciła stanowczo, stukając laską w podłogę. – Zwłoka nic tu nie zmieni. Nawet twoja siostra zdaje sobie z tego sprawę.

Tak było w istocie. Żadna z nich nie była w stanie zmienić tego, co się miało wydarzyć. Beatrix będzie nagrodą dla jednego z mężczyzn, którzy zmierzą się w pojedynku. Drugi mężczyzna zaś, ten, który przegra…

– Czy będą walczyć na śmierć i życie? – zwróciła się do babki

– Oczywiście – prychnęła staruszka. – Musi być rozlew krwi i błaganie o łaskę.

– Ale jeśli któryś z nich poprosi o darowanie życia, to dlaczego… – Lecz Linnea domyśliła się odpowiedzi, zanim jeszcze babka jej udzieliła,

– Żaden z nich nie poprosi o darowanie życia – stwierdziła lady Harriet. – To wojownicy, którzy zaledwie kilka miesięcy temu powrócili z pola bitwy. Nie wyobrażam sobie, by któryś z nich zawahał się przed zadaniem decydującego ciosu… – Urwała widząc, że krew odpłynęła z twarzy Linnei. – Nadal boisz się o niego? Ach, zapomniałam. Przecież nawet tej nocy z nim cudzołożyłaś…

Linnea wymierzyła babce siarczysty policzek. Nic zamierzała tego zrobić, po prostu tak gwałtownie zareagowała na okrutne słowa złośliwej staruszki. Kiedy babka zatoczyła się i w ostatniej chwili chwyciła parapetu przy oknie, by utrzymać równowagę, dziewczyna nie poczuła skruchy. Ogarnięta wściekłością, podeszła do babki i wykrzyczała jej prosto w twarz:

– Całe życie starałaś się mnie upokorzyć. A ja każdego dnia walczyłam o to, żeby zyskać choć odrobinę twojej przychylności. Ale mam już tego dość! Dość! Zrobiłam to dla mojej siostry i nikogo innego! A już na pewno nie dla ciebie! Nie jestem cudzołożnica, i nie śmiej mnie tak nazywać!

Spojrzała wyzywająco na babkę, jakby zachęcając ją do stawienia czoła. Prawdę mówiąc, nie wiedziała, jaka może być reakcja tej zgorzkniałej kobiety. Ku swemu zaskoczeniu, w oczach lady Harriet dostrzegła strach. Babka potarła policzek, a potem wyprostowała się powoli.

– Dobrze wypełniłaś swoją rolę – przyznała w końcu. – Nie będę wykorzystywać tego przeciwko tobie – dodała niechętnie.

Linnea popatrzyła na babkę i nagłe zaczęła się zastanawiać, dlaczego tak długo się jej bała. Bo tak naprawdę, czego miała się bać? Jej emocje natychmiast opadły, jak chorągiewka, gdy ustanie wiatr, lecz nic doznała uczucia triumfu ani radości. Zastraszenie dokuczliwej babki powinno sprawić jej ogromną satysfakcję. To, ze w końcu udało jej się zdobyć uznanie nieprzychylnej osoby, powinno dać jej zadowolenie. Przecież tak długo o to walczyła. Tymczasem teraz nie miało to dla niej żadnego znaczenia. Zrozumiała, że niczego jej to nie dało. Odwróciła się od zasuszonej staruszki i spojrzała na siostrę.

– Chodź, Beatrix. Musisz być dzielna, musisz stawić czoło wszystkiemu; co może przynieść ten dzień.

– Nie chcę wyjść za niego. On mnie zabije – wyszeptała Beatrix przez łzy. – Zabije.

Linnea objęła siostrę i popatrzyła jej w oczy.

– Nic zrobi lego. Jest teraz rozgniewany, zły… ale na mnie, nic na ciebie. To dobry człowiek. Za jakiś czas sama się o tym przekonasz.

Lecz jej słowa wyraźnie nic docierały do Beatrix.

– Może jest taki przy tobie. Ale przy mnie… – Zadrżała, po czym wytarła oczy wierzchem dłoni. – Modlę się, żeby Eustachy go pokonał!

Linnea cofnęła się, potrząsnęła głową.

– Nie, to Axton powinien być tu panem. Jego rodzina mieszkała tu dłużej niż nasz i…

– W takim razie to ty wyjdź za niego! – krzyknęła Beatrix. – Ty! Przecież wszyscy widzą, że marzysz o tym. by znaleźć się w jego objęciach!

Wyszłabym za niego, gdyby tylko mnie chciał. Ale on mnie nie chce, w każdym razie nie widzi mnie w roli żony.

– On… on chce ciebie. – Linnea z trudem wydusiła te słowa ze ściśniętego gardła i zmusiła się do opanowania. – Jeżeli Axton de la Manse pokona Eustachego de Montforta, wyjdziesz za niego i będziesz dlań dobrą żoną. – Spojrzała na Beatrix, na ukochaną siostrę, która nie umiała stawiać czoła przeciwnościom losu. – Nie zapominaj o tym, że należysz do rodziny de Valcourtów. Musisz z godnością wypełnić swą powinność. I wypełnisz ją tak. żeby twój mąż był dumny, że ma taką żonę! Beatrix aż się wzdrygnęła, słysząc te słowa. Spojrzała ponuro na Linneę.

– Mimo wszystko mam nadzieję, że przegra – wyszeptała.

– Nie przegra – powiedziała z przekonaniem Linnea, odwróciła się i wyszła z komnaty.

Jednak gdy znalazła się po drugiej stronie drzwi, straciła tę pewność: przygarbiła się. Miała nadzieje, że Axton wygra. Modliła się o to. Jej rodzina zbrata mu już wystarczająco wiele. Pomimo okropnej sytuacji; w jakiej się znalazła, nie potrafiła go nienawidzić. W rzeczywistości po prostu nie umiała przestać go kochać.

Cóż się jednak stanie, gdy zwycięży Eustachy? Jeśli zrani Axtona? Jeśli go zabije? Chociaż wydawało jej się to niemożliwe, to jednak…

Zostanie tutaj, by zyskać pewność, że nic mu się nie stało, postanowiła. Jeżeli będzie ranny, zostanie, żeby go pielęgnować. Jednakie w innej sytuacji nie może zostać w Maidenstone. Nie mogłaby patrzeć, jak Axton poślubia Beatrix. Nie zostanie ani chwili dłużej tam, gdzie on zaprowadzi jej siostrę do małżeńskiego loża. Kiedy tylko się upewni, że jest cały i zdrów, natychmiast opuści Maidenstone.

Włożyła rękę do kieszeni sukni i dotknęła małego rubinu. Zabierze go na pamiątkę.

Bezwiednie dotknęła brzucha. Czy rubin to jedyna pamiątka po Axtonie? Jeszcze nie wiedziała, ale miała nadzieję, że nie.

Na dziedzińcu zgromadził się tłum. Axton powiódł wzrokiem po twarzach obecnych. Mieszkańcy zamku, wieśniacy, jego towarzysze i ludzie Eustachego. Tam, gdzie zgromadzili się żołnierze rodzin de la Manse i de Montfortów. dostrzegł ludzi Henryka. Dobrze chociaż, że jego pojedynek z Eustachym nie doprowadzi do wrzenia w zamku. Pod tym względem Henryk wykazał wiele rozsądku.

– Będą trzy starcia. Jeżeli nikt nie zostanie zrzucony z konia, przejdziecie do walki wręcz – mówił towarzyszący Axtonowi Peter.

Oczywiście Axton słyszał już te wiadomości, ale brat był bardzo zdenerwowany. Mówił nieprzerwanie, pomagając mu włożyć zbroje, usta nie zamykały mu się również, w drodze na dziedziniec, Axton przystanął. Położył dłoń na ramieniu brata; gestem drugiej ręki odprawił Reynolda i Maurice'a.

– Nie zamierzam przegrać, jednak… jednak gdybym przegrał, musisz zachować opanowanie.

– Nic przegrasz. Dlaczego…

– Wysłuchaj mnie. Peter! – Zgromił brata wzrokiem. Zdał sobie sprawę, że Peter jest już prawie dorosły. Nie byłoby niczym dziwnym, gdyby chciał pomścić brata. Czyż on sam nie pragnął zemsty po tym, jak ojciec j bracia zginęli w bitwie? Lecz należało omówić jeszcze inne sprawy. – Czeka nas walka bez pardonu, w każdym razie ja na pewno nie będę prosił o darowanie życia. Walczę po to, by zwyciężyć. Gdybym jednak został pokonany, staniesz się głową rodziny. Zabierz naszą matkę do Castell de la Manse. I tak będzie twój, a wydaje mi się, że ona woli tam przebywać

Patrzył wyczekująco na Petera, dopóki ten nie skinął głową. Po chwili zwrócił się do niego ściszonym głosem.

– Chciałbym cię jeszcze o coś prosić. – Spojrzał w stronę namiotu, który został wzniesiony dla Henryka i innych ważnych gości: jego matki, rodziny de Valcourtów, Linnei.

Popatrzył na brata.

– Nie pozwól, żeby Linnea wpadła w szpony Henryka.

– Co? – Peter wykrzywił twarz w grymasie. – Przecież ona nie powinna cię obchodzić.

– Zrób, o co cię proszę, drogi bracie. Dbaj o nią tak, jak dbasz o matkę. To.moja ostatnia prośba do ciebie.

Obserwował, jak oburzenie malujące się na twarzy Petera ustępuje miejsca bezgranicznemu zdumieniu, a w końcu zrozumieniu.

– Ty ją kochasz… Axton przerwał bratu.

– Zrobiła to dla swojej rodziny i nie mogę winić jej za lojalność. To rzadka cecha… – Zawiesił głos i jeszcze raz spojrzał w stronę namiotu, szukając wzrokiem szczupłej dziewczyny ze wspaniałymi złocistymi włosami… Linnei, a nie jej bladej podobizny, jaką była siostra

– Naprawdę rzadko spotyka się takie dowody oddania nawet u najbliższych… brata, towarzysza, żony…

Odwrócił się.

– Czas rozpoczynać. Czas kończyć. Linnea dostrzegła Axtona, zaledwie pojawił się na dziedzińca. Nawet gdyby stała z przewiązanymi oczami, i tak wiedziałaby, że już nadszedł. Potrafiła wyczuć jego obecność.

Jego towarzysze i część mieszkańców Maidenstone zgotowali mu owację. To nie zaskoczyło Linnei, gdyż zawsze postępował z ludźmi uczciwie i sprawiedliwie – Maynard na pewno nie byłby równie popularny.

Poczuła ucisk w gardle; Boże, nie daj mu umrzeć, modliła się. Wszechmogący Boże, święta boża rodzicielko. Święty Judo, błagam, niech mu się nic nie stanie!

Nadszedł sir Eustachy, również witany okrzykami, choć nie tak głośnymi jak jego rywal. Stojąca obok Linnei Beatrix klaskała w dłonie.

– Spójrz tylko na niego. Zobaczysz, że pokona de la Manse'a. Zobaczysz.

Linnea zbliżyła twarz do twarzy siostry.

– Życzysz Axtonowi przegranej, ale czy pomyślałaś, co się stanie, jeśli wygra de Montfort? Czy tak bardzo pragniesz go poślubić, czy po prostu boisz się poślubić Axtona?

Beatrix chciała coś odpowiedzieć, lecz rozmyśliła się i odwróciła głowę. Linnea zauważyła, że podbródek siostry drży. Jednakże ten jeden, jedyny raz nie wzruszyła jej niezwykła subtelność i wrażliwość Beatrix. Natarła na nią bez miłosierdzia.

– Czy spodziewasz się. że pocałunek Eustachego będzie delikatniejszy?

Że miał wobec ciebie mniejsze mężowskie wymagania? Sprawia wrażenie takiego, który będzie cię zadręczał swoim apetytem, podobnie jak Axton.

Beatrix wybuchnęła płaczem, ale nawet to nie było w stanie zmiękczyć serca Linnei. Przecież siostra życzyła śmierci Axtonowi!

– Axton jest bardzo pobudliwy – ciągnęła, tak zżerana przez zazdrość o los Beatrix, że nie potrafiła się powstrzymać. – Będzie wiele od ciebie wymagał, będzie chciał, żebyś zaspokoiła jego zmysły. Ale odda ci to z nawiązką. Stokrotnie ci to wynagrodzi. Tysiąckrotnie! On…

– Dość już tego! – przerwała jej lady Harriet, szczypiąc ją w ramię. Już dość! Nadchodzi Henryk – syknęła.

Jakimś cudem Linnea powstrzymała obraźliwe słowa, cisnące się jej na wargi, a Beatrix stłumiła szloch i ukradkiem otarła łzy. Gdy miody Henryk wstąpił na podwyższenie i zbliżył się do nich, trzy panie de Valcourt sprawiały wrażenie spokojnych i opanowanych.

Jednakże Linnea wciąż płonęła gniewem. Jak długo tłumiła wszystkie pretensje i urazy, jak długo chowała je za osłoną uległości i cierpliwości? Całe życie. Teraz dobrze zdawała sobie z tego sprawę. Lecz w ciągu minionych dwóch tygodni znikały kolejne warstwy tej osłony, aż wszyscy zdali sobie sprawę z jej prawdziwych uczuć. Jak mogli myśleć, że jej uczucia są mniej ważne niż ich? A przecież tak właśnie myślał jej ojciec. Babka. Chyba nawet i Beatrix.

Axton też zresztą nie był wyjątkiem. Prawdę mówiąc, jego wina była chyba największa, bo najpierw rozkochał ją w sobie, a potem odtrącił jej miłość. To, że potwierdziły się jogo podejrzenia co do jej osoby, nie miało teraz dla niej najmniejszego znaczenia. Powinien był zdawać sobie sprawę z ogromu i siły jej uczucia!

Lecz nie było teraz przy niej Axtona, a ponieważ Henryk miał zamiar się z nimi przywitać, to właśnie na nim skupiła swój gniew. Był przecież najmniej zaangażowanym uczestnikiem tego straszliwego dramatu. Spór nie dotyczył go w najmniejszym nawet stopniu. A jednak to on miał władzę.

Jego bystre niebieskie oczy spoglądały to na nią, to na Beatrix. Zauważywszy jej wojownicze spojrzenie, zwrócił się do niej.

– Lady Linneo?

Dygnęła, jak należało, lecz nie odezwała się ani słowem. Wywołało to uśmiech na jego twarzy. Przyglądał się jej z zainteresowaniem, którego bynajmniej nie starał się ukryć. Z upodobaniem wodził wzrokiem po jej ciele z uwagą, która zapewne miała jej pochlebić, a być może nawet podniecić. Lecz tylko przyprawiła ją o jeszcze większą wściekłość.

– Czy zastanowiłaś się już nad swoją przyszłością? – zapytał. – Jestem pewien, że moja szanowna małżonka z zadowoleniem przyjęłaby tak urocze uzupełnienie swojej osobistej świty.

W tym momencie jego uwagę przyciągnęło jakieś poruszenie i zanim Linnea zdążyła odpowiedzieć, białe, trzepoczące na wietrze poły płótna rozchyliły się i do otwartego namiotu wkroczyła lady Mildred.

Matka Axtona miała na sobie wspaniałą suknie z jedwabiu w kolorze wina. Jej starannie ufryzowane włosy przykryte były przezroczystym welonem przetykanym złotą nicią, która mieniła się w słońcu. Jej dumna postawa pasowałaby samej królowej, o której przed chwilą napomknął Henryk. Przywitała Linneę skinieniem głowy, z zaciekawieniem spojrzała na Beatrix, natomiast zupełnie zignorowała lady Harriet. Następnie zwróciła się do Henryka; było aż nadto oczywiste, że podczas gdy wszyscy obecni prezentowali służalczą postawę wobec człowieka, który wkrótce miał zostać królem, lady Mildred była jak najdalsza od uniżoności.

– Dzień dobry, milordzie. Przybyłeś tu, żeby zobaczyć, jak Axton zwycięża jeszcze jednego nieszczęśnika z twego grona?

Henryk wyprostował się w wysokim krześle. Linnea odniosła wrażenie, że lady Mildred prawdopodobnie zna Henryka od dnia jego narodzin. Niewykluczone, że kołysała go na kolanach, kiedy był dzieckiem. Nic więc dziwnego, że darzył ją szacunkiem takim, jakim darzy się matkę.

– To męska rozrywka – odpowiedział, wstając, by wskazać jej miejsce.

– Tak. Rozrywka – powtórzyła, po czym spojrzała na Linneę wzrokiem tak poważnym, jakby domagała się od niej jakiejś reakcji. – Nic na to nie poradzę, że wchodząc tutaj usłyszałam, o co pytałeś łady Linneę – ciągnęła lady Mildred. – Myślę, że zostanie ze mną i będzie mi towarzyszyć.

Serce dziewczyny podskoczyło gwałtownie. Ma zostać z lady Mildred? Mimo że szanowała tę kobietę i zdawała sobie sprawę, że ta propozycja jest jak zesłana z nieba w jej niezręcznej sytuacji, to przecież nie mogła jej przyjąć. W żadnym razie. Nie zniosłaby przebywania w pobliżu Axtona, nie będąc jego żoną. Pokręciła głową, lecz dostrzegłszy wymowne spojrzenie lady Mildred, natychmiast znieruchomiała.

– Nie zabawię już długo w Maidenstone – mówiła lady Mildred. – Zamierzam wyruszyć do Caen, jak tylko Axton oficjalnie obejmie tu władzę.

Henryk spojrzał na Linneę; na jego urodziwej twarzy pojawił się krzywy uśmiech.

– Caen. Miłe miejsce. Często tam bywam. Moja żona okresowo przebywa w Argentan, a to tylko jeden dzieli drogi od Caen. Może uda nam się… spotkać, kiedy przyjadę na kontynent.

Linnea zmusiła się do skąpego uśmiechu.

– To możliwe, milordzie. – Ale tylko jeśli nie zostanę ostrzeżona, że przyjeżdżasz, pomyślała.

Dźwięk rogu i tętent kopyt ciężkiego konia zbliżającego się do namiotu zakończyły tę przybierająca niebezpieczny obrót rozmowę. Wszyscy odwrócili głowy, by obserwować wjazd sir Eustachego na okazałym szatyni rumaku. Rycerz prezentował się wspaniale w błyszczącej kolczudze, a jogo koń był efektownie przystrojony żółto – zielonymi barwami de Montfortów. Eustachy skłonił się księciu Normandii, następnie pozdrowił wszystkich zgromadzonych z wyjątkiem lady Mildred i Linnei. Kiedy Henryk wstał, by przyjąć pokłon Eustachego, matka Axtona uśmiechnęła się do dziewczyny. Był to pokrzepiający uśmiech, który mówił, że niezależnie od wyniku walki, Linnea ma w niej sojusznika. Mimo że wydawało się to niepodobieństwem, dziewczyna wiedziała, że to prawda.

Drugi koń zbliżał się do namiotu krótkim galopem; obie kobiety odwróciły się, by powitać Axtona.

Miał na sobie ciężką kolczugę, na kolanach leżał hełm. W ręku trzymał kopię. Jedyną ozdobę stanowił szkarłatny pióropusz przy hełmie. Kopie, które miały zostać użyte w pojedynku, zostały stępione, by nie zostało nimi zadane śmiertelne trafienie. Lecz Linnea wiedziała, że ryzyko i tak jest ogromne.

Axton pozdrowił Henryka, przez dłuższą chwilę trzymając kopię w górze, potem tak samo powitał matkę. Nie był jednak skory do uhonorowania kobiet z rodziny de Valcourtów; spojrzał tylko na Linneę tak rozpłomienionym wzrokiem, że pozbawiło ją to tchu.

Musiał pomyśleć, że ma przed sobą Beatrix, wmawiała sobie. Tak, na pewno tak właśnie było – W końcu to o nią walczy i dlatego lak na nią spojrzał. Jednakże kiedy Axton zawrócił i udał się na miejsce, z którego miał rozpocząć walkę, nie była już tego taka pewna.

Chociaż dziedziniec nie byt duży i walczący znajdowali się dość blisko publiczności, Linnea czuła, że Axton jest od mej oddalony jak jeszcze nigdy w życiu. Był tak blisko, że widziała rytmiczne wznoszenie się i opadanie jego torsu, z drugiej jednak strony równie dobrze mógł znajdować się za morzem, tak byli od siebie oddzieleni.

Nie miała jednak czasu na te przygnębiające rozważania, ponieważ dźwięk rogu obwieścił pierwsze starcie. Wśród zgromadzonych zapanowała cisza. Ludzie otaczali dziedziniec siedzieli na murach i ostrożnie wychylali się z otworów okiennych. Dwaj chłopcy jak wiewiórki wspięli się na murarskie rusztowanie. Nawet psy zamkowe zastygły w czujnym bezruchu, jakby zdawały sobie sprawę z doniosłości wydarzenia.

Podczas gdy wszyscy znieruchomieli, Linnea miała wrażenie, że rozpada się na kawałki. Jej serce waliło jak oszalałe, krew tętniła w żyłach, z trudem łapała powietrze.

A potem, jakby na jakiś słyszalny tylko dla nich sygnał, dwa konie rzuciły się do ataku; Linnea wstrzymała oddech.

W miejscu ataku w powietrze wzniósł się potężny obłok kurzu. Zwierzęta szarżowały jak oszalałe byki. Jeden z koni przeraźliwie zakwiczał i gwałtownie natarł na drugiego. Siła wstrząsu była tak wielka, ze obaj jeźdźcy niebezpiecznie zakołysali się w siodłach, lecz jakimś cudem zdołali się w nich utrzymać.

Linnea odetchnęła z ulgą, podobnie jak inni obecni w namiocie, tylko Henryk zareagował inaczej. Uśmiechnął się szeroko do zgromadzonych wokół niego kobiet i wykrzyknął:

– Dobre widowisko! Dobre widowisko!

Linnea z trudem powstrzymała się od wypowiedzenia gorzkich słów. Jej zdaniem widowisko zyskałoby na atrakcyjności, gdyby to gruboskórny miody książę został powalony i poćwiartowany. Nie było jednak czasu na przeciwstawianie się Henrykowi, ponieważ dwaj rycerze sięgnęli właśnie po bron. Z kopiami w ręku, popędzili swe rumaki do ataku.

Linnea znieruchomiała. Ziemia zadrżała pod kopytami potężnych zwierząt; dziewczyna zamknęła oczy, nie potrafiąc opanować lęku. Usłyszawszy odgłosy starcia, natychmiast jednak uniosła powieki.

Trzasnęły kopie. Któryś z jeźdźców pochylił się i spadł na ziemię. Zagryzła palce aż do bólu, z jej gardła wydarł się zduszony krzyk.

A potem jeden z wojowników wynurzył się z kłębów pyłu; to Axton wyszedł z pojedynku obronną ręką!

Tym razem to lady Mildred wydała okrzyk ulgi. lecz po chwili obie kobiety wstrzymały oddech, zdjęte potwornym strachem, jako że Axton zeskoczył z konia, zanim ten się zatrzymał, i stanął do następnego starcia z Eustachym.

Leż nieruchomo! – krzyczała bezgłośnie Linnea do powalonego rycerza. Leż, ty głupcze! Lecz dwaj towarzysze Eustachego pomogli mu wstać i podali krótki miecz.

Peter natychmiast wręczył miecz Axtonowi. Następnie dwaj rycerze stanęli naprzeciwko siebie. Okryci stalowymi kolczugami, lecz przecież i tak bezbronni wobec potwornej siły dobrze zadanego uderzenia mieczem. Eustachy tył wolniejszy. Linnea dostrzegła to od razu. Potrząsnął głowo, jakby nie całkiem jeszcze doszedł do siebie po ciężkim upadku. Boże. błagam, niech to się już jak najszybciej skończy, modliła się. Nie będę już mieszać się w życie Axtona. Będę dobrze życzyć jemu i mojej siostrze, tylko proszę, ocal go.

– Nie daj się zabić tej bestii! – krzyknęła Beatrix i przez chwilę Linnea miała wrażenie, że siostra odgadła i wypowiedziała jej myśli. Jednak już po chwili zrozumiała, że popełniła błąd. Beatrix bała się o życie Eustachego, nie Axtona.

– Nie bój się – rzekł Henryk. – Dałem Axtonowi wyraźny rozkaz, żeby nie zadawał śmiertelnego ciosu.

– A czy Eustachy otrzymał takie samo polecenie? – zapytała lady Mildred. Mimo pozorów opanowana, miała zbielałe kostki, tak mocno zaciskała dłonie.

Henryk poruszył się niespokojnie.

– Byłoby to niezgodne z duchem turnieju, Eustachy musi mieć jakiś przywilej. Axton i tak ma przewagę.

Mimo że Linnea miała ochotę udusić bezdusznego młodziana, który walki na śmierć i życie traktował jak rozrywkę i napuszczał na siebie dwóch wojowników tylko po to, by się dobrze bawić, wiedziała jednocześnie, że Henryk ma trochę racji. Nigdy nie widziała Axtona w prawdziwej walce – jedynie w czasie treningów – ale ze sposobu, w jaki odnosili się do niego Peter czy inni towarzysze, wnioskowała, że musi być wojownikiem o niezwykłych umiejętnościach.

Lecz przecież Eustachy również słynął z niebagatelnej zręczności, a kiedy obaj rycerze rozpoczęli niebezpieczne starcie, wyglądał, jakby w pełni doszedł już do siebie. Natarł na przeciwnika z wielka siłą, bez wysiłku tnąc powietrze mieczem. Axton zręcznie odparowywał wszystkie ciosy, jednakże ataki rywala były tak gwałtowne, ze zmuszony był się cofać. Do milczącego tłumu co chwila docierały jęki i przekleństwa walczących. Stal dzwoniła o stal; upiorny szczęk przyprawiał Linneę o drżenie. Nie, powtarzała po każdym okrutnym ciosie. Nie, nie. nie!

Nagle Eustachy gwałtownie rzucił się w przód i dziedziniec obiegło westchnienie tłumu… tyle że Axtona nie było już w polu trafień! – Zrobił błyskawiczny unik i uderzył przeciwnika płazem miecza w tył okrytej hełmem głowy.

Sir Eustachy zatoczył się i upadł; rozległy się pierwsze nieśmiałe okrzyki triumfu, lecz dzielny rycerz natychmiast wstał i raz jeszcze natarł na wroga. Jednak brakowało mu już precyzji. Mimo iż nacierał z jeszcze większą pasją, wykazywał ogromną determinację, nie udawało mu się zadać decydującego ciosu; Axton odpierał słabnące ataki rywala, nie przystępując do natarcia. Szczęk stali niemiłe drażnił uszy obserwujących pojedynek.

A potem, bez ostrzeżenia, Axton zaatakował i Eustachy natychmiast opadł na kolana.

Przez dziedziniec znów przeszedł szmer; Henryk zerwał się na nogi. Jakby wyczuwając obecność swego pana, Axton znieruchomiał, trzymając miecz tuż pod brodą Eustachego, tam gdzie gardła nie osłaniał już hełm i nie chronił napierśnik. Pod ostrzem miecza Axtona pojawiły się krople krwi. Linnea dobrze to widziała i nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Lecz chociaż Eustachy chwycił się za prawe ramię i wszyscy słyszeli, jak stęknął z bólu, nie wypuścił miecza. Uniósł go, z ostrzem wymierzonym w stronę przeciwnika, mimo że ręka drżała mu z bólu. Linnea była pewna, że Axton go nie zabije. Już Henryk oto zadbał. Ale przecież Eustachy wciąż mógł wyrządzić Axtonowi krzywdę.

I wtedy, ku jej przerażeniu, ukochany odrzucił miecz i wszedłszy w pole rażenia rywala, wyrwał mu broń.

W niebo wzbił się okrzyk triumfu – rozpoznała głos Petera. I nagłe na zamku zapanował potworny zgiełk – jedni wyrażali radość, inni siarczyście przeklinali, jeszcze inni pędzili w stronę zwycięzcy i pokonanego nieprzyjaciela.

Linnea straciła Axtona z oczu. W pierwszej chwili poczuła tak ogromną ulgę, że nie myślała nawet o tym, jakie konsekwencje pociąga za sobą to zwycięstwo; Lecz kiedy odwróciła się w radosnym podnieceniu, ujrzała przerażoną siostrę. – przyszłą żonę Axtona.

Beatrix osunęła się w ramiona babki. Nawet lady Harriet sprawiała wrażenie wstrząśniętej fiaskiem swych nadziei i planów. Jednakże staruszkę ratował jej niezłomny charakter. Beatrix była ulepiona z zupełnie innej gliny, lecz w tej chwili lady Harriet nie znajdowała dla niej stów pocieszenia. – Nie przynoś nam wstydu! – syknęła do ucha Beatrix, potrząsając nią i zmuszając do stanięcia o własnych siłach. – Twoja siostra wyszła cało z większej opresji! Masz zamiar być gorsza?

Lady Harriet spojrzała na Linneę, a chociaż nic okazała swych uczuć, nie uśmiechnęła się ani nie skrzywiła, rozumiały się doskonale. Obie były zbudowane z takiego samego, mocnego tworzywa. Urodziły się po to, by walczyć i zwyciężać. Linnea postanowiła jednak, że nigdy nie pozwoli sobie, by stać się tak zgorzkniałą Jak jej babka. Niezależnie od tego, co przyniesie jej przyszłość, nigdy me będzie tak okrutna i nieugięta.

– Moje gratulacje, madame.

Linnea odwróciła się, słysząc głos Henryka. Co prawda nie zwracał się do niej, lecz raczej do lady Mildred, która bardzo się starała powściągnąć radość, ale zupełnie jej się to nie udawało. Promieniała ze szczęścia, czując ogromną ulgę. Jej nastrój udzielił się Linnei, tak że na chwilę zapomniała o swoich problemach.

Lady Mildred podziękowała Henrykowi. Kiedy książę odwrócił się w inną stronę, przeniosła swój rozpłomieniony wzrok na Linneę. Minąwszy Henryka, podeszła do dziewczyny i chwyciła ją za rękę.

– Mówiłam poważnie – powiedziała cicho, – Będzie mi bardzo miło, jeśli pojedziesz ze mną do Caen. Peter również się tam uda.

Linnea zmarkotniała.

– No nie… nie mogę. Myślę, że mieszkając w Caen byłabym za blisko Axtona. – Pokręciła głową w geście bezradności.

Zmieniła się reakcja tłumu. Uniósłszy wzrok, Linnea zobaczyła Axtona zmierzającego w stronę namiotu. Przystanął przed Henrykiem i spojrzał swemu władcy prosto w oczy. Przemówił jednak dopiero wtedy, gdy ucichł gwar na dziedzińcu.

– Pokonałem swego rywala i tak, jak prosiłeś, darowałem mu życie. Proszę cię teraz, Henryku Planitagenet, hrabio Andegawenii, książę Normandii i przyszły prawowity władco Anglii, o wyrażenie zgody na poślubienie córki Edgara de Valcourt. Linnea zauważyła, że jego tors wciąż ciężko unosi się i opada po nadludzkim wysiłku. Widziała pot spływający mu z czoła i trudy walki wypisane w zaostrzonych rysach twarzy. Widziała również radość zwycięstwa w szarych oczach.

Przynajmniej otrzyma to, co mu się należy. Będzie miał swój dom, do którego prawa zapewnią mu rodzinne linie jego i żony. Jaka szkoda, że to nie ona będzie tą żoną. Jednakże modliła się o jego zwycięstwo i teraz musi dotrzymać danej obietnicy. Musi zostawić w spokoju Axtona i jego oblubienicę.

Henryk przyglądał się zwycięzcy pojedynku badawczym wzrokiem.

– Jest twoja – powiedział w końcu. – Mam tylko nadzieję, że tym razem będziesz już potrafił odróżnić, która z nich jest twoją żoną, a która siostrą.

Axton spojrzał na Linneę, a zaraz potem na płaczącą Beatrix. Linnea Zauważyła, że zacisnął szczęki.

– Dobrze wiem, która jest którą.

– To doskonałe. Za godzinę muszę stąd wyjechać… obowiązki wzywają mnie do Salisbury. – Wykrzywił twarz w grymasie. – Toczy się tam stanowczo za dużo sporów na temat prawa własności; muszę je wszystkie rozstrzygnąć. – Odwrócił się, o spostrzegłszy Linneę, zapytał: – Czy mam zabrać ze sobą Edgara de Valcourt i jego dwie kobiety?

Linnea wstrzymała oddech. Zanim Axton zdążył odpowiedzieć, lady Mildred postąpiła o krok.

– De Valcourt i jego matka znajdą dobrą opiekę w opactwie Romsey. Matka Edgara jest sędziwą osobą, a on sam nie jest już zdrów na umyśle Tam będą mieli godziwe warunki życia.

– A gdzie podzieje się lady Linnea? – zapytał młody książę, unosząc brwi.

– Tak jak powiedziałam, milordzie, pojedzie ze mną do Caen. Jeżeli nie będzie to jej odpowiadało, wtedy, za twoim pozwoleniem, znajdę jej miejsce w jakiejś zacnej rodzinie.

– Miejsce? – powtórzył kpiąco Henryk.

– Odpowiednie miejsce, milordzie – oznajmiła zdecydowanym matczynym głosem lady Mildred.

Henryk uczynił niedbały gest ręką na znak, że ustępuje długoletniej przyjaciółce swej matki. Lady Mildred uśmiechnęła się do niego, a Linnea nareszcie głęboko odetchnęła.

Czy już po wszystkim? Czyjej ojciec nie zostanie ukarany? Czy życie w Maidenstone wreszcie zacznie się toczyć normalnym trybem, mimo nieobecności rodziny do Valcourtów?

Wszystko na to wskazywało, jako że teraz, kiedy wygasły już emocje związane z pojedynkiem, Henrykowi spieszno było do odjazdu. Tłum powoli zaczynał się rozpraszać, ranny Eustachy został odwieziony do lekarza, członkowie świty Henryka skupili się w jednym miejsca i uleciało gdzieś napięcie jak burza wiszące nad zamkiem. Kucharz wrócił do kuchni Murarz zgonił chłopców z rusztowania i sięgnął po kielnię i zaprawę. Mali chłopcy zaczęli nosić wodę do kuchennego ogródka.

Życie znów toczyło się normalnym trybem… tylko ona, Linnea, i Beatrix nie miały zaznać spokoju. Dotyczy to chyba także i jego, pomyślała, odprowadzając wzrokiem Axtona. który szedł obok Henryka. Czy to możliwe, by choć trochę żałował, że musi się ożenić' z Beatrix? Natychmiast skarciła się w myślach za tak nierozsądne rozważania. Dlaczego miałby żałować, skoro dzięki temu małżeństwu ma się spełnić jego największe marzenie? Czyż nie narażał życia, żeby wszystko tak właśnie się skończyło?

Na myśl o Beatrix Linnea z ciężkim sercem odwróciła się w stronę siostry. Ta siedziała na krześle, z udręczonym wyrazem bladej twarzy. Mimo iż Linnea sama była przepełniona smutkiem, poczuła ukłucie bólu na myśl o zmartwieniu siostry. Uklękła obok Beatrix i objęła jej dłonie.

– Wszystko będzie dobrze. Za tydzień będziesz się dziwiła, że dzisiaj płakałaś.

Beatrix przełknęła z trudem ślinę, a chociaż było oczywiste, że siostrze nie udało się jej przekonać, pokiwała głową. Linnea uśmiechnęła się z wysiłkiem. Zauważywszy Petera, pociągnęła Beatrix, tak, żeby musiała wsiać.

– Będziesz miała sprzymierzeńca w Peterze. Zostanie tu przez jakiś czas, jeśli będziesz potrzebowała przyjaciela.

– Ale ja chce, żebyś ty tu została. Linneo, błagam cię, zostań – prosiła. – Kiedy odjedziesz, zostanę tu zupełnie sama. Linnea nie pozostała obojętna, słysząc rozpaczliwe błagania siostry. Niestety, tym razem musiała wykazać niezłomną wolę.

– Nic mogę zostać. Nie mogę tutaj zostać…

Urwała. Jej przyszłość rysowała się nad wyraz mgliście, lecz zarówno pozostanie w Maidenstone, jak i wyjazd do Caen nie wchodziły w rachubę.

– Myślę, że pojadę z tatą i babcią do Romsey. Będą potrzebowali opieki. Ty będziesz miała Normę. I Petera… – Spojrzała na młodzieńca, który przystanął i obserwował je. – Peter, proszę, pomóż mi, powiedz Beatrix, że nie ma się czego bać.

Przywołała go gestem ręki; Peter podszedł do nich. Miał zamiar sycić się zwycięstwem, dworować sobie z tych dwóch nienormalnych sióstr i ich babki jędzy, poruszając temat upadku ich rodu i triumfu jego rodziny. Lecz kiedy bliźniaczki zwróciły się w jego stronę, jedna z twarzą mokrą od łez i z przerażeniem w oczach, drżała blada i pogrążona w rozpaczy, nie potrafił tego zrobić. Były tak podobne, a jednak tak bardzo różniły się od siebie.

Chrząknął.

– Mój brat… mój brat jest dobrym człowiekiem. Będzie traktował cię lepiej, niż na to zasługujesz – dodał trochę opryskliwie.

– On mnie nienawidzi. Będzie mnie karał, a ja… – Beatrix znów wybuchnęła płaczem.

Wymamrotał pod nosem przekleństwo i podszedł bliżej. Linnea cofnęła się.

– Jest teraz zły, ale gniew nie potrwa długo. Linnea wie, co mówi. Jeśli okażesz cierpliwość i wyrozumiałość, zobaczysz, że jego zły nastrój szybko minie.

Mimo to że chciał ją pocieszyć, sam kwestionował słuszność swej opinii. To Linnea potrafiła cierpliwie znosić przejawy wybuchowego temperamentu Axtona. Cóż jednak pocznie ta druga, łagodniejsza siostra? Poza tym najważniejsze były uczucia Axtona. Jeżeli, jak przypuszczał Peter, brat kochał Linneę, czyż może przypaść mu do gustu potulna, płaczliwa Beatrix?

Przyjrzał się przyszłej żonie Axtona, podziwiając jej urodziwą twarzyczkę, ciężkie złociste loki, delikatną szyję i pełne piersi;

– Na miłość boską! – zawołał, mierzwiąc swoje i tak już potargane włosy.

Kiedy Beatrix posłała mu błagalne spojrzenie, zaklął siarczyście. Wmawiał sobie, że nic nie obchodzi go ani uroda, ani smutny nastrój Beatrix. Nic! Narzeczona brata nie powinna go interesować; nie miał zamiaru wplątywać się w niezręczną sytuacje,

– Nie mogę jej pomóc – zwrócił się do Linnei. – Wyjeżdżam do den. Musi sobie jakoś poradzić z moim bratem! – To powiedziawszy, oddalił się szybkim krokiem.

Lecz mimo że tak postąpił, z rozpacza zdał sobie sprawę, że okłamuje sam siebie. Nie potrafił spokojnie myśleć o nowej narzeczonej brata skazanej na znoszenie wybuchów temperamentu Axtona. Co gorsza. obawiał się, że tym razem nie uda się tak łatwo poskromić brata. Prawda wyglądała tak, że Axton zakochał się w Linnei, niewłaściwej siostrze. Peter bał się. że dopóki będzie trwało małżeństwo Axtona z Beatrix, dopóty ten zawsze będzie rozdrażniony i niezadowolony.

za najlepszy rodzaj kary. Zje kolację z narzeczoną, a potem prześpi się z jej siostrą. Przynajmniej takie ma plany. Postanowiła nie poddawać się tęsknocie ani bólowi.

– Muszę zająć się moją rodziną, babką staruszką i chorym ojcem. Kiedy Peter zaczął protestować, wstała.

– Nie zmienię swojej decyzji.

Zmarszczył czoło, po czym pociągnął ją brutalnie w stronę drzwi,

– Przyjdzie po ciebie – szepnął jej do ucha.

– W takim razie udam się do waszej matki. Ona przynajmniej będzie potrafiła mnie obronić przed jego… niestosownymi propozycjami!

– Nie będzie na to zważał! – syknął Peter. – Tak czy owak, przyjdzie po ciebie. Znajdzie cię. Gdziekolwiek byś była. Nie widziałaś go po odjeździe Henryka i Eustachego. Nie masz pojęcia, jaki jest wściekły!

– Wściekły? – Tym razem to Linnea odciągnęła go na stronę i poprowadziła do przedsionka. – A z jakiegóż to powodu tak się wścieka?

– Nie wiem! – odpowiedział. – Wiem tylko, że jeśli do niego nie przyjdziesz, będziemy tu mieli piekło!

Nie odpowiedziała; cofnęła się do komnaty i zamknęła drzwi tuż przed nosem Petera. Czując na sobie spojrzenia babki, Beatrix i ojca, zrozumiała, że została schwytana w pułapkę. Nie mogła tu zostać, lecz bała się, że Axton nie pozwoli jej odejść. Zatrzyma ją tu i będzie torturował psychicznie, aż jej serce pęknie z bólu. Już teraz oddychała z trudem i nie mogła zebrać myśli, tak okrutny czekał ją los.

– Pamiętaj, czego cię uczyłam. – Lady Karnet szła w jej stronę, stukając nieodłączną laską. – Niezależnie od tego, co zrobiłaś… idź tam dobrowolnie albo walcz… on i tak nie będzie miał dosyć. – Stanęła przed Linneą, znów z chytrym wyrazem twarzy, szepcząc: – Mogłabyś uświadomić swoją siostrę, jakie są jego potrzeby…

– Nie, nie! – Linnea odskoczyła od babki. – Nie mam już zamiaru brać udziału w jakichkolwiek spiskach przeciwko niemu! – Otworzyła drzwi i uciekła, nie zważając na wołania babki i siostry.

Musi stąd uciec! Nie może czekać do jutra… liczy się każda chwila! Musi się stąd wydostać, nawet jeśli będzie musiała iść pieszo wiele mil nie mając żadnego planu, pieniędzy i nie znając celu. Musi uciec od Axtona, bo inaczej z pewnością rzuci się w jego objęcia. Był rozdrażniony. Był wściekły.

Nie, był po prostu zdenerwowany. Planował spożycie kolacji sam na sam z narzeczoną, chcąc się przekonać, jaką jest kobietą – co kryje się pod maską strachu, jaką zawsze nosiła w jego obecności Ale prawdę mówiąc, chciał, żeby ta kolacja jak najszybciej dobiegła końca, żeby mógł spotkać się z siostrą. Z Linneą.

To właśnie myśl o spotkaniu z nią. przyprawiła go o taki niepokój; pociły mu się dłonie, czuł bolesne ściskanie w żołądku.

Na pewno mu się przeciwstawi, a w dodatku będzie miała grono sojuszników – przede wszystkim jego matkę i brata. I bez wątpienia także jego przyszłą żoną.

Boże, musiał chyba stracić rozum, żeby myśleć, że może poślubić jedną z sióstr, a sypiać z drugą! Nie mógł jednak pozwolić jej odejść, leszcze nie teraz.

Zasłona oddzielająca spiżarnię od reszty pomieszczenia rozsunęła się i Peter zajrzał do wnętrza.

– Wkrótce tu będzie.

Axton wstał, gwałtownie odsuwając krzesła Zamierzał spotkać się z Beatrix w pomieszczeniach gospodarczych, chcąc uniknąć zaciekawionych spojrzeń służby i wścibskie rodziny. Nagle pożałował swej decyzji. Zależało mu na tym, żeby nikt nie zakłócał jego prywatności z Linneą. Tymczasem z Beatrix…

– Boże! – zawołał, przeczesując dłonią krótko przycięte włosy. – Wprowadź tu tę dziewuchę.

Peter skrzywił się słysząc te słowa.

– Beatrix ma wkrótce zostać twoją żoną. Nazywanie jej dziewuchą nie wróży waszemu związkowi nic dobrego.

– Rozpocząłem swój związek z jej siostrą w znacznie mniej obiecujących okolicznościach – warknął Axton. – I sam wiesz, jak się to skończyło.

– Nieszczęściem? – zapytał ironicznie Peter.

– Do diabła, nie! Była wręcz zachwycona! Omdlewała z rozkoszy! I tak samo będzie z jej siostrą. Są bardzo podobne. I będą podobnie reagować!

– Przecież nie są takie same! – Peter zacisnął dłonie w pięści. – Linnea walczy z tobą… i wygrywa – dodał zjadliwie. – Ale Beatrix nie będzie w stanie znieść twoich napadów złego humoru.

– Co miałeś na myśli mówiąc, że wygrywa? Ona nigdy jeszcze…

– Zwyciężyła w walce o twoje serce! Okłamała cię, oszukała i omal nie doprowadziła do upadku – wyliczał na palcach – a jednak udało jej się zdobyć twoje serce! – Glos Petera nieco złagodniał przy tych słowach. Młodzieniec zamyślił się i spojrzał na brata. – Nie było ci obojętne, co się z nią stanie, gdybyś przegrał z de Montfortem. A teraz, skoro wygrałeś, co masz zamiar z nią zrobić?

Axton aż się trząsł z wściekłości. Zdawał sobie jednak sprawę, że brat nie ponosi za to winy. Winien był on sam. Okazał się głupcem, który pozwolił, by jakaś kobieta tak na niego działała. Dlaczego nie może być lak samo zainteresowany siostrą, która jest równie urodziwa i bez wątpienia także będzie potrafiła ogrzać jego łoże w zimną noc?

Cóż, dlatego, że nie jest Linnea, odpowiedział sam sobie, i charakterem różni się od niej niemal pod każdym względem.

Jednakże w ciemności wszystkie kobiety są do siebie podobne, przekonywał się w myślach. Przecież zawsze tak uważał. Czyż nie udowodnił tego sobie niezliczoną ilość razy?

– Co zamierzasz z nią zrobić? – Peter domagał się odpowiedzi.

– Zatrzymam ją – wydyszał Axton, patrząc na brata. – Będzie tu ze mną, dopóki mi się nie znudzi – dodał, chcąc rozdrażnić Petera, choć zdawał sobie sprawę, że to nie ma sensu.

– Nie możesz tego zrobić! – Nie tylko mogę, ale i zrobię,

– Przecież jutro złożysz przysięgę wierności małżeńskiej, przed Bogiem i przed swoją i jej rodziną. Chcesz składać przysięgę, wiedząc, że ją złamiesz?

– A czy Linnea nie zrobiła tego samego? Składała taką samą przysięgę wiedząc, że kłamie.

Peter nie ustępował. Pokręcił głową.

– Beatrix to nie Linnea, Axtonie. Nie może stać się ofiarą twoich porachunków z jej siostrą!

– Ależ, to właśnie ona jest osią dramatu! Linnea kocha ją tak bardzo że dla niej zdecydowała się cudzołożyć!

Z dzikim okrzykiem Peter rzucił się na Axtona. Mimo iż dużo niższy od brata, zaatakował go na tyle gwałtownie, że ten zachwiał się, zaskoczony lecz szybko doszedł do siebie i powalił napastnika mocnym ciosem. To jednak woale nie powstrzymało chłopaka. Wstał i zacisnął dłonie w pięści.

– Niecałe dwie godziny temu pochwaliłeś jej lojalność. Powiedziałeś, że to rzadka cecha,. A teraz chcesz ją za to karać?

Axton drgnął słysząc te słowa. Wiedział, że brat ma rację. Najgorsza była jednak świadomość, że to nie lojalność Linnei względem siostry doprowadziła go do wściekłości. Miał jej za złe przede wszystkim to. że była nielojalna wobec niego, że nie poświeciła się dla niego, nie pokochała go tak jak członków swej rodziny.

Nie mógł jednak przyznać się do tego nawet własnemu bratu. Spojrzał na Petera.

– Wystrychnęła mnie na dudka. Mam prawo być zły. Poza tym nie rozmawiamy o Linnei, tylko o Beatrix,

– Tak, o Beatrix,, która jest tak nieśmiała i potulna, że nieświadomie zmusiła siostrę do tak wielkiego poświęcenia. Czy przyszło ci kiedyś do głowy, tumanie, że Beatrix może po prostu być warta takiej ofiary? Że Linnea kocha ją tak bardzo nie bez powodu?

Axton zazgrzytał zębami.

– Widzę, że ta blada wiedźma potrafiła cię zniewolić tak, jak swą siostrę.

– A co, mam się biernie przyglądać, jak maltretujesz bezbronną istotę? Ona nie poradzi sobie z tobą, tak jak Linnea…

– Przesłań mówić o Linnei!

– Świetnie! W takim razie porozmawiajmy o Beatrix. Nie możesz wyładowywać się na niej za to, że tak oszalałeś na punkcie jej siostry!

To była oliwa dolana do ognia. Axton wybuchnął straszliwym gniewem, miotając najwymyślniejsze przekleństwa.

– Oszalałem na jej punkcie?! To nie ja oszalałem, tylko ty! Jeśli ta cholerna Beatrix jest taka dobra i łagodna, i tak bardzo ci jej żal… to, na miłość boską, ożeń się z nią!

Axton nie pozostał w pomieszczeniach gospodarczych, czekając na Beatrix. Udał się w jedyne miejsce, gdzie mógł spokojnie przemyśleć sytuację – do kaplicy. Nikt mu nie przeszkadzał. Żaden dźwięk nie przedostawał się do wnętrza przez grube kamienne ruiny i wąskie okna, kiedy usiadł na ławie j skulił się, pogrążony w rozpaczy. Ożeń się z nią.

Te słowa wracały doń echem, raniąc boleśnie, dręcząc wizją, która wydawała się pozbawiona sensu.

Te słowa zostały wypowiedziane w gniewie, ale kusiły go teraz perspektywa odzyskania spokoju, który zniknął, w chwili gdy otrzymał list od Henryka. Gdyby Peter ożenił się z lady Beatrix, to on… Pokręcił głową i zakrył twarz dłońmi. Jak może myśleć o małżeństwie z kobietą, która zrobiła wszystko, co w jej mocy, żeby przeszkodzić mu w osiągnięciu celu?

A jednak było to możliwe, ponieważ szczerze podziwiał jej odwagę, niezłomny charakter i głębokie poczucie lojalności. Mieć taką żonę u boku…

Znów pokręcił głową. I kto był teraz głupcem? Linnea nigdy się na to nie zgodzi Zbyt wiele razy potraktował ją bardzo okrutnie. A poza tym należało wziąć pod uwagę Petera i Beatrix.

Powoli zaczerpnął tchu, uniósł głowę. Znajdował się w świętym miejscu. Może powinien się pomodlić, poprosić o dar roztropności. Nagle przyszła mu do głowy pewna myśl i poczuł przypływ nadziei. Zapewne ten święty, do którego zawsze modliła się Linnea, święty Juda, mógłby przyjść mu z pomocą.

Modlił się krótko, lecz żarliwie. Potem wyszedł z kaplicy i udał na poszukiwanie brata. Ale przede wszystkim był zdecydowany zatrzymać przy sobie Linneę, chociaż wiedział, że musi walczyć o ten przywilej z nią i jej rodziną.

Linnea wymknęła się z zamku w towarzystwie czterech wieśniaczek i sześciorga lub siedmiorga ich dzieci. Miała na sobie swoje ubranie, stara, lecz zupełnie przyzwoitą szara, suknię i zwykłą wełniana spódnicę. Nakryła włosy chustą i włożyła tobołek pod spódnicę. Mimo. że było ciepło, narzuciła również pelerynę z kapturem. Szła, kołysząc się na boki i lekko garbiąc. Z odwróconą twarzą, mogła uchodzić za tęgą, starsza, kobietę, wracającą do domu po całym dniu pracy w zamku. Tylko że nie wracała do domu, a z niego uciekała.

Wydostawszy się poza obręb murów zamkowych, celowo zwolniła i została z tyłu za innymi kobietami. Chociaż posyłały jej zaciekawione spojrzenia, na szczęście do niej nie podeszły.

Ody zbliżyły się do wioski, Linnea poszła inną drogą w stronę lasu nad potokiem. Dopiero gdy znajdzie się daleko od tego miejsca, poczuje się bezpiecznie, chociaż wątpiła, czy kiedykolwiek będzie szczęśliwa.

Dokąd ma się udać i jak tam dojdzie, tego jeszcze nie wiedziała. Mimo że jedynym rozsądnym celem jej wędrówki pozostawało opactwo Romsey, bała się, że łatwo będzie ją tam znaleźć… zakładając, że Axton będzie jej szukał. Nawet jednak bez jego pościgu i tak nie miała pojęcia, gdzie znajduje się opactwo. A nie odważyła się zapytać o to jakiegokolwiek mieszkańca wsi Maidenstone.

Przystanęła pod starym cisem o pokręconym szarym pniu. Wydawał się płakać w cichej agonii. Ona też przepełniona była bólem. Gdzieś w pobliżu zaskrzeczała sroka. Stado kosów poderwało się do lotu, oburzone brutalnym wtargnięciem na ich teren.

Tchórz, tchórz, zdawały się z niej szydzić wszystkie leśne stworzenia. Tchórz, ucieka. Tchórz, opuściła własną siostrę. Tchórz, nawet teraz pamiętała wspaniałe chwile z Axtonem w tym właśnie lesie.

Oddaliła się od schorowanego cisu i weszła głębiej pomiędzy drzewa. Nie musiała się już martwić o to, że zostanie rozpoznana. Postanowiła iść w górę rzeki, do której wpadał potok. W końcu dotrze do jakiejś wioski. Może tam ktoś wskaże jej drogę do opactwa, a może nawet znajdzie jakieś inne miejsce. Na razie musi iść naprzód, jak najszybciej i jak najciszej.

Minęła godzina. Nic się nie wydarzyło. Nie spotkała nikogo. Minęło popołudnie i nastał lawendowy letni zmierzch. Raz usłyszała jakiś gwizd gdzieś w oddali, jakby ktoś przywoływał psa. Tam, gdzie brzegów rzeki nie porastała gęsta roślinność, szła szybkim krokiem. Znacznie wolniej pokonywała teren zarosły paprociami, nierzadko sięgającymi pasa. Zdjęła pelerynę, która przeszkadzała jej w marszu. Spódnice również nie ułatwiały jej zadania, ale mogła je tylko unieść.

Po raz pierwszy zakiełkowała w niej myśl, że ucieczka może się powieść. Serce nie waliło już tak mocno, odczuwała zmęczenie. Jednak

Загрузка...