Zajmowali miejsca jak aktorzy w farsie, jak mimowie, akrobaci albo minstrele, którzy odgrywają swoje role i odjeżdżają. Jednakże Linnea miała przeczucie, że tym razem wcale nic będzie się dobrze bawić.
Henryk Plantagenet, hrabia Andegawenii i książę Normandii, siedział na lordowskim krześle, jak przystało władcy. Po jego prawej ręce spoczął urodziwy rycerz Eustachy de Montford; po lewej – Axton z matką i Peterem. Twarz lady Mildred była ściągnięta bólem. Obawiała się nadchodzącej walki. Peter wykrzywił usta w grymasie, jakby sam gotów był stawić czoło sir Eustachemu. Za sir Eustachym siedziała Beatrix, stały tam też dwa puste krzesła, ponad wszelką wątpliwość dla ojca i babki Linnei.
Ale gdzie ona miała usiąść?
Najwyraźniej nigdzie, ponieważ gestem upierścienionej dłoni Książe dal jej znak, by podeszła do niego..
Zdała sobie sprawę, że nie ma tu żadnego sprzymierzeńca. A raczej żadnego sojusznika posiadającego jakąś władzę. Bo przecież Beatrix była jej życzliwa. Bylo to aż nadto widoczne na jej ukochanej twarzyczce. Ich spojrzenia sie spotkały i nagle Linnea poczuła ze wstępują w nią nowe siły. Beatrix wciąż ją kochała, a to oznaczało ze ona, Linnea, nie stalą się gorszą w oczach siostry.
Wzięła głęboki oddech i uniosła podbródek, po czym spojrzała na Axtona.
Rysy jego twarzy były tak wyraziste, jakby wykuto je z najtwardszego z kamieni. Nawet oczy – jego przejrzyste szare oczy, które zdawały się czasem gorące jak para, to znów zimne jak lód – sprawiały wrażenie wykutych z kamienia, gdy ich spojrzenia się spotkały. Były nieruchome i nieprzeniknione.
Ostry kuksaniec babki skierował Linneę w stronę wysokiego stołu. Pozostała część sali była pusta, przebywali w niej jedynie trzej służący, uwijający się gorliwie, by zadowolić pana, który wkrótce miał zostać ich królem.
Linnea powoli zbliżyła się do Stołu.
– Witaj, milordzie. – Wykonała ukłon przed krzepkim młodzieńcem, od którego zależała przyszłość ich wszystkich. Już łatwiej było jej przyglądać się jego rozbawionemu obliczu niż znosić potępieńcze spojrzenie Axtona.
Młody niebieskooki książę z wyraźnym upodobaniem objął wzrokiem jej postać.
– No cóż, hmm, hmm… tak jak mi powiedziano. Jest równie piękna, jak lady Beatrix. Nic dziwnego, że nie sprawdziłeś wszystkiego dokładniej, de la Manse. – Uśmiechnął się szeroko i rozłożył ręce. – Ale oczywiście brakuje jej, niestety, tych cech, które sprawiły, że urocza Beatrix stała się kością niezgody pomiędzy moimi najznamienitszymi rycerzami. Po pierwsze ta siostra jest młodsza, a nie starsza. – Zrobił pauzę i Linnea jeszcze raz poczuła na sobie jego szacujący wzrok. – No i została już zbrukana.
W ciszy, jaka zapadła po tych słowach, dało się słyszeć czyjeś westchnienie. Gzy to westchnęła Beatrix? A może ona sama? W każdym razie okrutne słowa dotknęły ją do żywego. Natychmiast znienawidziła Henryka Plantageneta. Wcześniej się go obawiała. Teraz go także nienawidziła.
– Nie ulega jednak wątpliwości, że znajdzie się jakiś mężczyzna… – Henryk ponownie zrobił pauzę, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał – który zapewni jej jakieś miejsce w swoim… gospodarstwie.
Linnea poczuła, ze płoną jej policzki. Jednakże zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, odezwał się Axton.
– Obrażasz mnie. milordzie, sugerując, że zbrukałem tę kobietę.
Henryk spojrzał na niego. Nawet jeżeli odczuł pewien niepokój na widok mężczyzny słynnego z ognistego temperamentu, górującego nad nim wzrostem, stojącego teraz z zaciśniętymi pięściami i napiętymi muskułami, nie dał tego po sobie poznać choćby uniesieniem brwi.
– Nie miałem zamiaru osobiście cię dotknąć, mój wierny, niezawodny przyjacielu. Nazwałem jedynie po imieniu to, co jest skutkiem jej oszustwa.
Ta lodowatym tonem prowadzona wymiana zdań sprawiła, że na sali zapanowało poruszenie. Linnea postanowiła wtrącić się do przybierającej niebezpieczny obrót rozmowy.
– Rozumiem, ze to ja miałam zostać obrażona. – Spojrzała na młodego władcę i z ulgą zauważyła, że w jego wzroku znów pojawił się wyraz rozbawienia. Nie byłoby dobrze, gdyby Axton miał w nim wroga, jednakże ona nie miała przecież nic do stracenia.
– Jak uważasz – odpowiedział Henryk.
Linnea była jednak pewna, że jej odczucia zupełnie sie tu nic liczą i nigdy nie liczyły. Po chwili Henryk wychylił się z krzesła i spojrzał na nią wzrokiem ostrym jak tafla lodu.
– Byłaś czysta i niewinna, kiedy brałaś z nim ślub? Dziewczyna przytaknęła, nienawidząc go coraz bardziej wraz z każdym i wypowiadanym przezeń słowem. Uniósł rudawe brwi
– Przypuszczam jednak, że w ciągu dwóch tygodni trwania waszego nieważnego małżeństwa skorzystał ze swoich mężowskich praw.
Nie odpowiedziała, w każdym razie nie odezwała sie ani słowem. Szkarłatny rumieniec wstydu i upokorzenia zabarwił jej policzki. Nie wstydziła sie bynajmniej, że oddała sie Axtonowi, Nigdy me będzie tego żałować ani się tego wstydzić. Czuła się jednak. upokorzona omawianiem tych spraw. Czegóż to spodziewał sie po niej Henryk, czy chciał, żeby zdała szczegółową relację? wtem.
Gdy jej milczenie przedłużyło się Henryk wybuchnął głośnym śmiechem.
– Już ja dobrze znam apetyt Axtona. Na tyle dobrze, ze gotów jestem iść o zakład, że dziewczyna może śmiało pouczyć swoją siostrę jak ma sie zachować w czasie nocy poślubnej… nie zależnie od tego, kto zostanie jej mężem.
Znów się roześmiał, a ponieważ me uczynił tego nikt inny, rozejrzał sie wzrokiem wyrażającym zrozumienie.
– No. no. nie bądźcie tacy ponurzy. Jeżeli nie chcecie walczyć, wystarczy jedno stówko. Ostatnią rzeczą, jakiej bym sobie życzył, jest strata jednego z moich wspaniałych rycerzy.
Axton, który stal w czasie wymiany zdań pomiędzy Linnea a Henrykiem, zareagował natychmiast:
– Kiedy nareszcie ten spór zostanie zakończony? Nie widzę powodu do zwłoki…
– Na pewno nie wcześniej niż jutro. – Henryk uśmiechnął się do niego łagodnie, – Usiądź. Axtonie. Usiądź i zacznij pełnić rolę wdzięcznego gospodarza, bo jutro… kto wie, co przyniesie jutrzejszy dzień.
Zaczekał, aż Axton zajmie miejsce, po czym uniósł wysadzany klejnotami kielich, który przywiózł ze sobą. Linnea była pewna, że nie pochodzi on z zastawy znajdującej się w zamku Maidenstone. Służący napełnił kielich czerwonym winem. Henryk uśmiechnął się do siedzących w napięciu zgromadzonych.
– Wznoszę toast za… za Maidenstone. Niech jego władca i władczyni żyją tu w zdrowiu i pokoju, zawsze lojalni wobec Anglii… i wobec mnie!
Wszyscy wypili wino, mimo dwuznacznego charakteru toastu. Wszyscy z wyjątkiem Linnei, która nie miała kielicha. Nawet ten fakt posłużył Henrykowi jako pretekst do niewybrednego żartu. Wyciągnął w jej stronę starannie wypielęgnowaną dłoń.
– Podejdź tu. Napij się z mojego kielicha, Linneo. Ktoś, kto tak jak ty gotów jest poświęcić się w unię honoru swojej rodziny, jest godzien pić z mojego kielicha. Całe swoje życie poświęciłem broniąc honoru mojej rodziny. I sami widzicie, dokąd mnie to zaprowadziło. Jestem w przededniu wielkiego triumfu. Ciebie także czeka triumf… jeśli sir Eustachy pokona sir Axtona. Jeżeli stanie się inaczej… – Rozłożył ręce. – Chodź, napij się z mojego kielicha – rozkazał.
Linnea wolno szła do stołu, do człowieka, który wkrótce miał się stad władcą całej Anglii. Już w tej chwili jednak był władcą wszystkich zgromadzonych w tej ponurej i cichej komnacie. Zatrzymała się przed wysokim stołem i spojrzała na gładką, uśmiechniętą twarz Henryka. Podał jej ciężki kielich, ale kiedy go chwyciła, nie wypuścił go z rąk. Była zmuszona nachylić się, by wypić łyk, a kiedy otoczył palcami jej dłoń, musiała cierpliwie znosić jego dotyk, choć był on jej wstrętny.
Kiedy skosztowała wina, na które wcale nie miała ochoty, puściła kielich.
Zachwiał sie i omal nie upadł lecz Henryk chwycił go mocno. Potem bardzo wolno obrócił kunsztownie ozdobione naczynie, przyłożył wargi tam, gdzie przed chwilą dotykały go usta Linnei i wypił pozostałe w nim wino.
Zaszurało gwałtownie odsuwane krzesło – to Axton znów zerwał się na nogi.
– Chcę walczyć z de Montfortem już teraz. W tej chwili!
– Jutro – odpowiedzią, Henryk. Spojrzał na Axtona, a po chwili przeniósł wzrok na Linneę. – Najpierw muszę zaspokoić głód. A mam apetyt na różne rzeczy – dodał, dobitnie akcentując słowa.
Linnea nie zwlekała już ani chwili dłużej. Nie pytając o pozwolenie na odejście, wykonała drżący ukłon, po czym się wycofała. Nie popatrzyła na Henryka, nie chcąc dostrzec w jego oczach lubieżności, jaka na pewno zdążyła się już w nich pojawić. Nie była też w słanie patrzeć na Axtona, bojąc się pogardliwego spojrzenia. Popatrzyła na Beatrix.
Lecz udręczony wyraz twarzy siostry nie pocieszył Linnei, choć pewną ulgę przyniosła jej świadomość, że przynajmniej jest ktoś, kto jej, współczuje. Było jednak aż nadto oczywiste, że niewinna Beatrix nie ma, pojęcia, co sugerował książę. Skąd zresztą mogłaby to wiedzieć? Przecież nie znała mężczyzn i ich cielesnych potrzeb. Niestety, wszyscy inni wiedzieli, a byli wśród nich jej ojciec i babka, lady Mildred i Peter. Lecz nic ich to nie obchodziło. Było im to doskonale obojętne.
Linnea wybiegła z sali. w ostatniej chwili unikając zderzenia z majordomusem i jego żoną, którzy stali za drzwiami.
– Czy można jut zacząć mu usługiwać? – zapytał nerwowo sir John.
– Tak – opowiedziała Linnea, świadoma tego, że istnieje tylko jeden „on”, kiedy w zamku przebywa Henryk. – Na to czeka.
I będzie obsłużony pomyślała ze strachem. Dostanie wszystko o co tylko poprosi, włącznie ze zbrukaną, przerażoną młodą kobieta, której lojalność publicznie wsławiał, lecz którą osobiście zamierzał pozbawić honoru.
Axton odprowadzał wzrokiem Linneę, czując ze wzbiera w nim potworny gniew. Henryk wyraźnie dal do zrozumienia, ze zamierza mieć ja w łożu. I to w łożu jego, Axtona! Wlał trunek do gardła z trzaskiem odstawił kielich. Paź zaraz nalał doń wina i Axton natychmiast wypił je duszkiem.
Giermek zawahał się, lecz widząc ponaglający wzrok swego pana, pospiesznie napełnił kielich po raz trzeci. Zanim jednak Axton uniósł g0 do warg, matka położyła mu dłoń na ramieniu.
– Niczego nie osiągniesz w ten sposób – powiedziała cicho, tak żeby Henryk nie usłyszał jej stów. – Tak nie wygrasz ani dzisiejszej, ani jutrzejszej walki.
Axton nie chciał jednak słuchać żadnych rad.
– Uwierz mi, że wiem, jak mam postępować z łotrami, którzy zamierzają stanąć mi na drodze do tego, co mi się prawnie należy.
– Nie martwię się o tego łotra, tylko o dziewczynę. Spojrzał na matkę z niedowierzaniem.
– Martwisz się o… o tę sukę?
Popatrzyła na niego tak smutnym wzrokiem, ze natychmiast poczuł się winny.
– Nie martwię się o nią, tylko o ciebie. O to, co z tobą zrobiła. Żałuję; że wyjechaliśmy z Caen – dodała jeszcze ciszej.
Axton nie odpowiedział. Bo czy mógł jej powiedzieć coś, co by ją pocieszyło? Wniesiono półmiski z mięsiwem; jadł i pił wszystko, co mu podawano. Z Henrykiem rozmawiał tylko tyle, by nie zostać uznanym za niegrzecznego wobec młodego człowieka, którego znał od dzieciństwa. Nigdy nie miał żadnych złudzeń co do tego człowieka, tym bardziej trudno było mu łudzić się akurat teraz. Henryk był jego przyjacielem tylko do pewnego stopnia, poza którym pozostawał jaz tylko synem Matyldy i wnukiem króla Henryka, który pewnego dnia sam miał zostać królem Anglii. A temu nie mogło przeszkodzić mc. żadne przyjaźnie z dzieciństwa czy poczucie lojalności.
Henryk szybko znudził się ponurym nastrojem Axtona i przeniósł swoje zainteresowanie na Eustachego. Ten zaś pęczniał z dumy, mile połechtany zainteresowaniem okazywanym mu przez Henryka, i wielokrotnie posyłał Axtonowi chełpliwe spojrzenie w czasie posiłku, na którego kolejne składały się pieczone prosiaki, gotowane ostrygi i duszone szpaki, ser, gruszki i ciasta.
Lecz Axton uznał, że Henryk stara się jedynie osłodzić nieszczęśnikowi jego bliski upadek.
Chciałbym porozmawiać z lady Beatrix. Na osobności – powiedział kiedy zaproszeni przez niego trzej muzykanci wyczerpali już swój repertuar. Obwieścił to donośnym głosem żeby usłyszeli go wszyscy zgromadzeni.
Oczywiście Henryk w zamyśleniu postukał palcem w brodę, jakby zastanawiając się nad prośba, Axton dobrze jednak wiedział że już podjął decyzję. Młody książę wychylił się, by spojrzeć na pobladłą a strachu lady Beatrix.
– Myślę, że to rozsądna prośba – stwierdził.
Twarz Eustachego pociemniała z gniewu, oczy błysnęły złowrogo. Otworzył usta, jakby chciał zaprotestować, lecz szybko je zamknął. Axton nie musiał patrzeć na twarz Henryka, zęby wiedzieć, iż przed chwilą posłał jego rywalowi ostrzegawcze spojrzenie.
Kiedy Eustachy przeniósł na Axtona gniewny wzrok, ten nic potrafił powstrzymać uśmiechu zadowolenia. Z przyjemnością patrzył na upokorzenie człowieka, który miał ochotę zabrać mu Maidenstone. Tak, I odczuwał ogromną, bezlitosną satysfakcje.
– Jestem zmęczony. – Ciszę przerwał głos Henryka. Wstał; natychmiast uczynili to także wszyscy obecni. – Możesz porozmawiać z lady Beatrix – zwrócił się do Axtona, niedbale machając ręka, – Towarzystwo jej babki da gwarancje, że nie stanie się nic niestosownego – dodał.
Na tę wzmiankę Eustachy aż poczerwieniał zaciekłości.
Zaczęto opuszczać salę. Eustachy, lady Mildred i Peter udali się do reprezentacyjnych komnat na piętrze. Edgar dc Valcourt nerwowo dreptał w różne strony, jakby nie wiedział, dokąd się udać. pozostała tylko Beatrix z babką. Axton odprawił nawet służących. Nie chciał, by ich obecność go rozpraszała podczas rozmowy z kobieta która zamierzał zdobyć, nawet ryzykując życie.
Ogień w ogromnym. Żadna z kobiet nie odezwała się, kiedy odsunął krzesło i ruszył w ich strone. Młodsza wpatrywała się oczami pełnymi strachu. Oczy starej wyrażały obrzydzenie i pogardę. Przyszła mu nagłe do głowy przedziwna myśl. Gdyby mógł sprawić, żeby te dwie stały się jednością, otrzymałby Linneę.
Ta niedorzeczna z pozoru myśl zakłóciła na chwilę realizację planu, niemniej jednak zrobiła na nim wrażenie. Zapierająca dech uroda jednej i nich w połączeniu z nieokiełznanym, silnym charakterem drugiej. Bez tego charakteru Beatrix nie przypominała kobiety, którą poślubił
A jednak to właśnie ta pobladła, wystraszona istota była tą, którą musiał mieć. Oddalił od siebie myśli o Linnei.
– Czy będziesz wierną i lojalną żoną, mimo że oznacza to sprzeniewierzenie się swojej rodzinie?
– To pytanie jest pozbawione sensu – wydyszała starucha. – Nie będzie musiała stad przy tobie przeciwko…
– Zadałem pytanie Beatrix – warknął Axton. – Czy nie możesz odpowiedzieć za siebie? – zbeształ drżącą dziewczynę. Zdawał się przyciągać jej wzrok siłą swego spojrzenia i z ponurą satysfakcją zauważył, że jej oczy zaszły łzami. – Nie umiesz mówić?
– Niezależnie od tego, kogo poślubię – powiedziała w końcu cienkim, łamiącym się głosem – będę mu wierną żoną.
Przynajmniej się nie rozpłakała, pomyślał Axton. Jednakże gdyby zapytał o to samo Linneę, w jej odpowiedzi usłyszałby zarówno wyzwanie, jak i ostrzeżenie, choćby nawet użyła tych samych słów, co siostra.
– Jesteś inna niż twoja siostra.
Dlaczego to powiedział? Zamrugał, bo jego słowa musiały jej się wydać bardzo dziwne, jako że bliźniaczki były wprost niewiarygodnie do siebie podobne. A jednak istniało coś…
Przez chwilę walczył z pokusą drążenia tematu, odkrycia, na czym konkretnie polegają różnice między nimi, lecz w porę się powstrzymał, nie różnice miały tu znaczenie – oprócz tego. że ta dziewczyna najprawdopodobniej nie była tak nieuczciwa jak jej siostra. Nie, znaczenie miało przede wszystkim ich podobieństwo.
Gwałtownym ruchem pociągnął ją lak, że wstała. Jej babka zaczęła głośno protestować, domagając się. by uwolnił Beatrix. grożąc mu najwymyślniejszymi karami. Lecz jej przenikliwe wrzaski jedynie go irytowały, były jak potężny ryli burzy, która nie wyrządza szkód. Axton trzymał Beatrix przed sobą, jej ramiona wydawały się jeszcze bardziej kruche i wątle w jego dłoniach, jej ciało równie łatwe do podporządkowania sobie, jak ciało jej siostry. Lecz nie była siostra. Nie potrafił tego nazwać jednym słowem była bardziej miękka, nie tak silna, inaczej pachniała, zdawała się wydzielać inną ilość ciepła. Cokolwiek to było, odczuł wyraźna różnice.
– Na miłość boską! – zaklął, po czym jęknął głucho, przytulił ją do siebie i pocałował.
Nie było to takie proste. Siłą rozwarł jej usta i wsunął język. Smakował ją z dzikością mężczyzny, który może brać wszystko, na co ma ochotę i kiedy tylko ma na to ochotę. Dopiero gdy poczuł jej słone łzy, odepchnął ją od siebie.
– Cham! Prostak! Łajdak! – krzyczała babka, okładając go laską, lecz jej uderzenia były równie mało skuteczne, jak przekleństwa.
Axton spojrzał na szlochającą dziewczynę, szukającą pocieszenia w wątłych ramionach obejmującej ją babki;
Ponieważ, prawdę mówiąc, był w rozpaczy równie wielkiej, jak Beatrix, powstrzymał swe zapędy z brutalnym zdecydowaniem. Owszem, mógł ją posiąść. I zrobi to – jutro, kiedy już pokona tego głupca de Montforta. Henryk będzie musiał uznać, że zarówno kobieta, jak i zamek prawnie należą się jemu.
Odwrócił się i wyszedł z sali z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Lecz cały czas czuł za sobą obecność płaczącej dziewczyny i jej czupurnej babki. Na dziedzińcu panował już mrok; tu nie mógł ich słyszeć. Lecz wciąż były obecne w jego myślach.
Jej dotyk był zupełnie nie taki, jakiego sie spodziewał. Przekonywał się w myślach, ze z czasem do tego przywyknie. Nauczy się osiągać pobudzenie przy jej dotyku. W końcu aż tak bardzo nie różniła się od siostry. Poza tym wszystkie kobiety są w gruncie takie same. Był o tym przekonany przez cale swoje życie i nie widział powodu dlaczego miał by teraz myśleć inaczej.
Lecz choć to sobie wmawiał, dobrze wiedział ze musi znaleźć Linneę. Musi ją odnaleźć i zdecydować, co z nią zrobić zanim nastanie świt. I zanim znajdzie ją Henryk.