Trzeciego dnia przyszła do niej Norma, lak podekscytowana, że ledwie mogła mówić.
– Przybywają. Wszyscy. Musimy cię przygotować.
– Kto przybywa? Książę Henryk?
Waśnie! I Beatrix, i sir Eustachy. Nawet lady Harriet jest z nimi. Chodź, milady, musimy się pospieszyć – ponagliła, ciągnąc Linneę za rękaw.
Choć dziewczyna bardzo pragnęła uwolnienia z ciemnego aresztu, poczuła strach.
– Pospieszyć do czego? Dokąd idziemy? Jak Axton próbuje mnie wykorzystać do skrzywdzenia mojej rodziny?
Norma popatrzyła na nią ze smutkiem. Na pociętej zmarszczkami twarzy malowała się szczera troska.
– Ach. dziecko, to nie lord Axton kazał cię wypuścić z tej nory, lecz dobra pani, jego matka. Nie życzy sobie, byś się pokazywała w takim stanie. – Obrzuciła Linneę krytycznym spojrzeniem; – Ani zakurzona, choćby najlepszą mąką. Chodź. – Pociągnęła Linneę w stronę drzwi.
– Nic ma czasu do stracenia, bo milord Axton ma wkrótce wrócić. Musisz się znaleźć w komnacie lady Mildred przed jego powrotem.
Linnea posłusznie ruszyła za Norma, bo tez nie miała innego wyjścia.
Dzienne światło zakłuło ją w oczy, od przebywania w ciemności miała zawroty głowy. Lecz choć cieszyła się, że opuszcza spichlerz, jakaś cząstka pragnęła lam wrócić. Tam żyła jedynie strachem przed przyszłością. Tu musiała się zmierzyć z nieznanym.
Wszystkie oczy śledziły ją gdy przechodziła przez wielką salę. Służących było więcej niż zwykle; przygotowywano zamek na przyjazd gości. Kiedy ich mijała, przerywali prace, żeby na nią popatrzeć. Patrzyli na siostrę, Linneę, która oszukała ich nowego lorda i ich również. Wszyscy myśleli, że jest lady Beatrix, i tylko to stanowiło dla Linnei pewną pociechę. Nabrała ich wszystkich. Zbierając w sobie całą odwagę wyprostowała się i zadarła dumnie podbródek.
Jakimś cudem przeszła przez salę i wspięła się na schody. Na pierwszym piętrze zwolniła i choć bała się tego, co może zobaczyć, spojrzała przez przedsionek na drzwi lordowskiej komnaty. Były otwarte; ujrzała wychodzącą z nich kobietę z naręczem brudnej pościeli;
Linnea musiała widocznie jęknąć lub wydać inny odgłos, bo kobieta zatrzymała się w progu. Norma obejrzała się i zawróciła z kilku stopni.
– To nie ta! – syknęła domyśliwszy się podejrzeń Linnei. – To nie ona.
Młoda służąca poczerwieniała na twarzy słysząc słowa Normy, podczas gdy Linnea zrobiła się biała jak płótno. Choć poczuła wielką ulgę, że to nie tę kobietę Axton wziął do łoża, służąca najwyraźniej wiedziała, co Norma ma na myśli. Wiedziała o poczynaniach Axtona. Wszyscy musieli wiedzieć…
Norma wzięła ją za rękę i razem doszły na drugie piętro. Komnata lady Mildred była ogrzana i dobrze oświetlona; dwie lampy wisiały na ścianie, a przy balii stał dodatkowy świecznik. Balię wypełnioną wonną parującą woda ustawiono naprzeciw małego kominka. Na łóżku leżała miękka szata z łososiowego płótna oraz inne niezbędne cześć, kobiecego ubrania. Lady Mildred siedziała na wyściełanej ławce pod oknem.
Odprawiła Normę uniesieniem brwi i ledwie widocznym machnięciem dłoni.
– Potrzebujesz pomocy przy kąpieli? – zapytała Linneę kiedy zostały już same.
– Nie.
Linnea nie miała ochoty rozbierać ślę przed tą kobieta, ale okazja dokładnego wymycia się była nie do pogardzenia. Zbliżyła się do balii, spoglądając podejrzliwie na lady Mildred.
– Dlaczego mnie tutaj wezwałaś? Czy twój syn o tym wie?
– Mam Swoje powody – odparła starsza kobieta. – Nie, on nie wie, że jesteś teraz u mnie.
– Wiesz, że moja rodzina wraca z Henrykiem de Anjou – Lady Mildred zmrużyła oczy, ale nie odpowiedziała wprost na pytanie zadane przez synową.
– No już. Kąp się. Dopóki możesz. Jak Axton wróci do zamku, może zacząć cię szukać. Kiedy cię tam nie zastanie, przeszuka w złości całe Maidenstone, żeby cię znaleźć. Chyba że chcesz, żeby cię znalazł w kąpieli… co nie byłoby chyba takie najgorsze.
Linnea zacisnęła zęby.
– Zapewniam cię, że to ostatnia rzecz, jakiej bym sobie życzyła! – Zaczęła rozwiązywać sznurówki u sukni.
Jej odpowiedź wzbudziła wesołość u starszej kobiety.
– Zastanawiam się, czy wyznasz mi swoje prawdziwe uczucia do mojego syna.
Linnea spojrzała na nią z ukosa, nie przerywając zdejmowania kolejno butów i pończoch, sukni i koszuli.
– Bardzo lubię Petera – rzuciła sucho.
Lady Mildred przyjęła jej słowa z uśmiechem.
– On leż cię lubi. A Axton?
Linnea starała się nie zdradzić, jak jest poroszona tym pytaniem.
– Amon mnie nie lubi. W istocie nie może znieść mego widoku, mego głosu i nawet myśli o mnie.
Tym razem lady Mildred pokręciła przecząco głową.
– Sądząc po twoich wykrętnych odpowiedziach, można by pomyśleć, iż robisz uniki. – Uśmiech zniknął jej z twarzy. – Co naprawdę czujesz do mojego syna Axtona?
Linnea nie odpowiedziała od razu. Nie chciała odpowiadać. Żeby zyskać na czasie, okryła się ręcznikiem i weszła do wody, potem odrzuciła ręcznik na podłogę i zanurzyła się aż po szyję.
– Oooch – wyrwało jej się bezwiednie.
Rozpuściła włosy i całkiem zniknęła pod wodą. Kiedy się po chwili wynurzyła, zadane pytanie wciąż wisiało w powietrzu. Co właściwie czuła do Axtona?
– Byliśmy jak mąż i żona – zaczęła tonem mniej pewnym, niż sobie życzyła.
– Od początku go oszukiwałaś.
– Żeby chronić moją siostrę przed człowiekiem… przed człowiekiem, który, jak się obawialiśmy, mógł ją potraktować okrutnie.
– Ale ty zgodziłaś się znosić za nią to okrucieństwo.
Linnea wpatrywała się bezmyślnie w nierówny brzeg balii. Nagle podniosła wzrok na matkę Axtona. Ta kobieta wiedziała więcej, niż powinna. Musiała rozmawiać z Normą!
– Kocham moją siostrę. Zrobiłabym dla niej wszystko – wyjaśniła zwięźle.
– Jesteś drugą z bliźniaczek. – Linnea nie kwapiła się z potwierdzeniem tego oczywistego faktu, więc kobieta mówiła dalej: – To stary i głupi przesąd, że drugie z dzieci jest przeklęte. Teraz rozumiem, że zrobiłaś to, by dowieść swej wartości przed rodziną. I domyślam się, że to ci się udało. Ale nie wyglądasz na uszczęśliwioną tym osiągnięciem. – Podniosła się z ławki i podeszła do balii. Podała Linnei miskę z mydłem.
– Osiągnęłaś to wszystko, do czego dążyłaś. Uśpiłaś naszą czujność, podczas gdy twoja rodzina przygotowywała się do odebrania nam Maidenstone. I zrobiłaś głupca z mojego syna… z mężczyzny, który wbrew rodzime i wszelkiemu rozsądkowi szczerze się do ciebie przywiązał…
– Wcale nie był do mnie przywiązany! Nie mógł być… skoro tak szybko sprowadza do swego łoża inne kobiety.
– Wierność nie jest najmocniejszą stroną mężczyzn. Ale to me znaczy, że nie potrafią darzyć głębokim uczuciem…
– Mój ojciec kochał moją matkę, kiedy umarła, on nie…
– Mój mąż także mnie kochał! – przerwała nachylając się do niej tak ze ich twarze niemal się zetknęły. Mój mąż mnie kochał i ja kochałam jego. I byłam wierna jego pamięci. Ale mówimy o tobie i twoim mężu, a on jest synem swojego ojca… – urwała i wyprostowała się. Ale Linnea wiedziała, co jej chciała powiedzieć, i choć jej nie wierzyła, bardzo chciała uwierzyć.
– Co… co to miało znaczyć?
Lady Mildred zacisnęła usta.
– Twój mąż… choć chyba tak naprawdę mc jest twoim mężem, skoro poślubiłaś go pod fałszywym imieniem, nie jest człowiekiem o zmiennych uczuciach. Jest z gruntu lojalny. Dlatego zdrada była dla niego ciosem prosto w serce – A taką zdradę jak twoja trudno mu będzie wybaczyć.
Linnea patrzyła na nią ze zdumieniem.
– Wybaczyć? Chyba nie sądzisz… Nie. Nigdy mi nie wybaczy. Nie może mi wybaczyć i nadal mieć Maidenstone.
Lady Mildred zasępiła się.
– Tak, to jest ta jedyna rzecz.
– Linnea schowała się w wodzie aż po podbródek.
– Tak, dla niego zawsze to miejsce było najważniejsze.
Lady Mildred zaczęła niespokojnie chodzić po komnacie, a Linnea zajęła się myciem. Ramiona, nogi, twarz, włosy. Kiedy w końcu spłukała z włosów pachnącą lawendą pianę, zobaczyła, że lady Mildred przygląda jej się z uwagą.
– Opowiedz mi o swojej siostrze. Linnea spojrzała na nią podejrzliwie.
– Jest słodka i niewinna, i łatwo ją speszyć. Nie zasługuje na twoją wrogość – i jego. To oszustwo było moim pomysłem, ona niczemu nie jest winna. Chciałam cię prosić o wstawiennictwo za nią, gdyby Axton miał zamiar traktować ją okrutnie.
– Wygląda tak jak ty? – dociekała lady Mildred, ignorując jej prośbę, Linnea przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią. Potem westchnęła.
– Jesteśmy identyczne we wszystkim. Poza jednym. – Uniosła nogę. – To znamię jest jednym szczegółem które nas odróżnia.
Lady Mildred spojrzała na znamię, następnie na twarz Linnei. Potem odwróciła się i podeszła do okna. W nagle zapadłej ciszy dziewczynę przebiegł dreszcz. Woda wystygła. Powinna zakończyć kąpiel i przygotować się na czekające ją nieprzyjemności. Kiedy wycierała i ubierała lady Mildred pozostawała milcząca. Dopiero kiedy Linnea usiadła przy ogniu i zaczęła suszyć włosy, matka Axtona otrząsnęła się z głębokiego zamyślenia.
– Więc Axton będzie tak samo zadowolony z prawdziwej Beatrix, jak był z fałszywej.
Linnea pobladła. Właśnie tego mogła się spodziewać po tej kobiecie. W końcu celem lady Mildred musiało być zdobycie tego, co najlepsze dla syna. Jednakże wcześniej sugerowała, że Axton mógłby wybaczyć Linnei… chyba ze źle zrozumiała jej intencje. Teraz wyglądało na to ze chciałaby powtórnego ożenku Axtona… tym razem z prawdziwą Beatrix.
– Nie podoba ci sie ten pomysł? – spytała, obserwując Linneę chłodno. – Wolałabyś sama pozostać jego żoną?
Dziewczyna przeciągnęła kościanym grzebieniem po włosach; nie zwróciła uwagi na ból, gdy ostre zęby zaczepiły o splątany kosmyk.
– Nie mogłabym pozostać jego żoną… to niemożliwe. On mną pogardza.
– Ale ty nim nie gardzisz. – Lady Mildred wstała. – Musze iść. Muszę dopatrzyć pewnych spraw. Ty jednak powinnaś tu zostać. Wysusz włosy i zapleć je. Możesz je upiąć, jeśli wolisz. Przyślę ci tacę z jedzeniem, gdybyś chciała coś zjeść. Ale ostrzegam, byś nie opuszczała tej komnaty, dopóki cię nie wezwę. Ja albo Axton.
Po tych słowach wyszła, zostawiając Linneę samą. Dziewczyna nie rozumiała celu tej dziwnej rozmowy… szczególnie nagłego porywu uczuć u lady Mildred. Jedno wiedziała na pewno: Axton jej nie wezwie. Wątpiła, by w ogóle jeszcze kiedyś chciał ją zobaczyć.
– Gdzie ona jest!
Peter nie odstępował Axtona miotającego sie po zatłoczonym dziedzińcu. Ludzie ustępowali z drogi przed rozjuszonymi lordem – strażnicy i służący, wieśniacy i dzieci. Młodszy brat usiłował dotrzymać mu kroku.
– Nie mogła uciec. To niemożliwe!
– No to gdzie sie podziała, na miłość boską! – ryknął Axton. Wpadając z hukiem do wielkiej Sali.
Wszelki ruch zamarł. Wszystkie oczy zwróciły się na niego z niemym pytaniem. Lady Mildred przerwała rozmowę z jedną z mieszkanek zamku. Wytrzymała twarde spojrzenie syna.
– Jest w mojej komnacie.
Nie zdołała dodać nic więcej, bo Axton zaklął wyjątkowo szpetnie i rzucił się ku schodom.
Linnea słyszała, jak nadchodzi. Nawet głuchy by usłyszał. Nim dopadł drugiego piętra, zdążyła usiąść przy oknie… jak najdalej od drzwi. Starannie uczesana, w nienagannej sukni, drżała niczym wierzbowa gałązka targana wiosenną burzą; ręce jej się pociły ze strachu.
Otwarte gwałtownie drzwi uderzyły o ścianę. Stał przed nią, w tym samym pokoju, a ona nagłe zapomniała o lęku. Był tu, wysoki i przystojny, zmęczony i zlany potem od ciężkiej pracy, i potężny jak zawsze. Wpatrywał się w nią; wiedziała, że musi jej nienawidzić. Ale ona nic potrafiła odpowiedzieć nienawiścią. Zdradziła go, więc rozumiała, że miał prawo do nienawiści. Jednak tak się cieszyła, że go widzi, że radość wypełniała ją całą, nie zostawiając miejsca na inne odczucia. Miała wrażenie, że całe jej ciało doznało jakiejś dziwnej odnowy, że jej płuca i serce i cała reszta pracuje lepiej i szybciej niż poprzednio.
Patrzył na nią przez dłuższą chwilę. W komnacie zrobiło się aż gęsto od emocji. I jak ogień, który najpierw strzela wysoko, a potem przygasa, złość się w nim wypaliła. Stali naprzeciw siebie w milczeniu.
Axton cofnął się, jakby nagle zapragnął przed nią uciec. Ale Linnea zatrzymała go, unosząc dłoń w błagalnym geście.
– Ja… bardzo chciałam znów cię zobaczyć, ale nie oczekiwałam, ze to sie stanie. Czy to nasze pożegnanie?
Axton wyprostował się; tęsknota tak żywa, tak potężna, że bał się, iż jej nie zniesie, spadła na niego z wielką siłą. Był wściekły, nie znalazłszy Linnei w więzieniu, w którym sam ją zamknął. Wściekły i przerażony zarazem. A kiedy ją odnalazł, te dwa uczucia połączyły się w coś znacznie gorszego.
Pragnął jej. Pragnął jej cieleśnie, ale też pragnął, by uległa i słodka Witała go w domu co dnia. Pragnął, żeby go kochała, tak jak on ja pokochał.
– Na Lucyfera i Judasza! – zaklął, próbując sie otrząsnąć z niechcianych myśli. Była jego własnym Judaszem, przysięgała mu, a potem go zdradziła. A on mimo to gotów był przytulić ją do piersi nie bacząc na to co się stanie.
Odsunął się od niej o kolejny krok. Starał się za wszelką cenę nad sobą panować, poskromić szalejące serce i stłumić palące pożądanie
– Książę Henryk przybywa, wraz z twoja siostrą i jej przeklętym narzeczonym. Wynik tej rozmowy jest przesądzony, ale jeszcze nie wiadomo, co czeka ciebie.
Co on mówił? Co zamierał zrobić z nią, powodem swego szaleństwa… Czyżby pozwolił jej decydować o własnym losie? Odgarnął z czoła mokre włosy; postanowił nie podawać się słabości.
– Chcesz może coś powiedzieć, nim zdecyduję o twoim losie? Pokręciła głową przecząco, ale jej oczy, ciemne jak wzburzone morze, błyszczące od rozpaczliwie powstrzymywanych łez, mówiły więcej, niż mogły powiedzieć słowa. Zmuszał się do okazania okrucieństwa, takiego, z jakim ona go potraktowała.
– Nie wyobrażaj sobie, że tym żałosnym wejrzeniem coś wskórasz u Henryka. I nie łudź się nadzieją, że zaoferuje ci swoją opiekę albo znajdzie odpowiedniego męża spośród tych wielu, którzy zabiegają o jego względy. Jesteś nic nie warta – ciągnął z rosnącą złością. – Nie masz posagu, a teraz nawet nie masz dziewictwa. Możesz być tylko jednym dla Henryka… albo dla jakiegoś innego mężczyzny!
Urwał, bo nagły pomysł zaświtał mu w głowie. Był szalony… ale stanowił jedyne rozwiązanie w szaleństwie spowodowanym jej knowaniami.
Podszedł do niej i chwycił ją za ramię. Łzy, długo powstrzymywane, spłynęły jej po policzkach zostawiając mokre ślady. Bez wątpienia musiał być szalony, skoro nawet teraz nie mógł znieść jej płaczu.
– Zatrzymam cię – mruknął, patrząc w wielkie zielone oczy. – Będę cię trzymał w zamknięciu, gdzie nikt inny poza mną nie będzie mógł cię mieć.
Przycisnął ją do siebie, tak że mógł poczuć słodkie ciepło jej brzucha i miękkość pełnych piersi. Mógł wdychać jej zapach. Była jego mógł ją brać i smakować. I przysiągł sobie, że będzie ją miał kiedy zechce.
Zdecydowany, objął ją i wziął na ręce. Wygodne łóżko było pod ręką choćby nawet się opierała, nie miała szans.
– Bądź cicho – ostrzegł i przycisnął ją do posłania swoim ciężarem.
– Nie… nie będę… Nie będę twoją dziwką – wyszeptała jakby samo wymówienie tego słowa na glos było czymś strasznym.
Jej opór tylko utwierdził go w powziętym postanowieniu.
– Przyjęłaś te rolę przybierając imię siostry. Byłaś dziwka dla swojej rodziny… i bardzo to lubiłaś – dodał. Naparł na nią obolałymi z napięcia lędźwiami, rozsuwając jej nogi kolanem. – Nie ma już dla ciebie uczciwego życia. Nie zachowałaś cnoty, żeby liczyć na małżeństwo, ani posagu, żeby sobie wykupić miejsce w klasztorze.
– Nie! Mylisz się…
– Nie ma dla ciebie innego miejsca niż pod moją opieką – upierał się. Czuł jak jej opór maleje. Odpychające go ręce słabły. Zaciśnięte gniewnie usta zaczęły drżeć.
Wiedział, że rani ją tam, gdzie jest najbardziej bezbronna ale stłumił w sobie wszelkie poczucie winy. Zamierzał wygrać ten pojedynek woli. Zamierzał ją zatrzymać dla siebie, niezależnie od tego, czyjej nienawidził, czy… Nie!
Aż potrząsnął głową broniąc się przed tą szaloną myślą. Nieważne, co do mej czuł. Nie było innego wyjścia, jak ją zatrzymać. – Jedna siostra do ołtarza, druga do łoża. Nie masz wyboru, poza oddawaniem się za pieniądze każdemu mężczyźnie, który zechce zapłacić. Powinnaś mi być wdzięczna, że chcę ci oszczędzić takiego losu.
Linnea słyszała i rozumiała każde jego słowo. Wiedziała, że mówi prawdę. A mimo to nie mogła się poddać temu, co się z nią działo. Temu, co chciał z nią zrobić. Kochała go. Nie chciała go skrzywdzić.
Ale go skrzywdziła, a teraz on ją krzywdził.
Opierając się na łokciu rozpiął spodnie. Potem podciągnął jej spódnicę i ich nagie ciała się zetknęły. Był twardy i gotowy, a ona… ona także była gotowa. Kochała go mimo tego całego szaleństwa, jakie wkradło się pomiędzy nich.
Nie odepchnęła go.
Zamknęła oczy, kiedy się w niej zagłębił. – Nie dość szybko jednak, by zauważyć, jak napięte rysy jego twarzy łagodnieją. Wiedział, że jest gotowa go przyjąć, więc wiedział też, że nadal go pożądała. A skoro wiedział o pożądaniu Mógł wiedzieć, że czuje do niego coś więcej. Czy to jego matka wyjawiła mu swe przypuszczenia, czy też ona sama jakoś mu to okazała?
Zaczął się poruszać w rytmie, od którego całkiem straciła głowę. Stopniowo obejmował panowanie nad jej ciałem i duszą, w tym odwiecznym rytmie, który sprawiał, że wszystko inne przestaje się liczyć. Wreszcie jęknął i gwałtowny dreszcz wstrząsnął jego wspaniałym męskim ciałem.
Linnea straciła resztki kontroli nad sobą. Przez jeden krótki i oślepiający niczym błyskawica moment byli zespoleni w najdoskonalszy sposób, jaki Bóg wymyślił na połączenie mężczyzny i kobiety.
A zaraz potem było po wszystkim i byli tylko dwojgiem ciężko dyszących z wysiłku ludzi na jednym łóżku. Łzy znów napłynęły jej do oczu, bo rzeczywistość była zbyt trudna do zniesienia.
Axton pochylił się nad nią marszcząc czoło.
– Boli cię coś?
Pokręciła głową. Miał na myśli fizyczny ból, oczywiście, a fizycznie nic ją przecież nie bolało.
Zsunął się z niej i leżał na plecach, wpatrzony w malowidła na baldachimie matczynego łóżka, dopóki nie odzyskał tchu.
– Łzy nie zmienią twojego losu. Lepiej zachowaj je dla kogoś innego. Chociaż Henryka także nie zmiękczą – dodał bezlitośnie.
Linnea odwróciła się od niego zdruzgotana.
Szarpnęła za spódnicę, próbując zakryć obnażone uda. Axton poruszył się na łóżku. Zaklął krótko chwytając ją za rękę. Zadarł jej spódnice aż do pasa.
– Gdzie się podział łańcuszek z rubinami?