13

„Jeśli Maynard umrze, ty jesteś naszą jedyną nadzieją.”

Przez cały dzień ostatnie słowa babki, wypowiedziane przed podróżą do opactwa Romscy, odbijały się echem w głowie Linnei. Jeśli Maynard umrze…

Linnea poszła do niego natychmiast po tym, jak babka opuściła Maidenstone. Ojciec odwiedzał go codziennie, ale za każdym razem odchodził od posłania chorego bardziej przybity i pogrążony w myślach. Maynard nie był już trzymany pod strażą; kilku służących na zmianę karmiła go rosołem i podawało leki sporządzone przez Linneę. Teraz jednak, siedząc przy nim w mrocznej izbie księdza, dziewczyna obawiała się, że jej leki nie wystarczą.

Maynard leżał na łóżku księdza, niemal tak blady, jak wybielone słońcem prześcieradła, tylko bardziej ziemisty. Wraz z płytkim oddechem z jego płuc wydobywało się ciche rzężenie. Podsiniałe oczy zapadły się w lśniącej od potu twarzy, a skóra na policzkach, pokryta czerwonymi plamami liszajów, łuszczyła się. Nie odzywał się od poprzedniego ranka.

Westchnąwszy ciężko Linnea zaczęła się żarliwie modlić o jego wyzdrowienie. Nie chciała, żeby umarł. Nie chciała być jedyną nadzieją rodziny.

Nic chciała już być Beatrix.

Zmarszczyła czoło skupiona z całych sił na modlitwie. Święty Judo, robiąc to popełniłam błąd. Nie powinnam była oszukiwać Axtona.

Ale gdyby tego nie zrobiła, prawdziwa Beatrix zostałaby jego żoną. To jej siostra dzieliłaby z nim małżeńskie łoże nie ona. Po czasie okazała się. że los, od którego chciała uchronić bliźniaczkę, nie był aż taki straszny.

Jakiś hałas przyciągnął jej uwagę.

– Czego chcesz? – syknęła z niechęcią, widząc w otwartych drzwiach Petera de la Manse.

Chłopiec wszedł do wąskiego pomieszczenia. W skąpym świetle świecy Linnea zobaczyła, że jego młoda twarz jest poważna, zniknął z niej wszelki ślad typowej dla niego zadziorności, którą spodziewała się ujrzeć. A więc nie przyszedł się napawać upadkiem jej brata.

– Miałem nadzieję, że uda mi się zamienić z tobą słówko – odpowiedział spokojnie. Stanął po drugiej stronie łóżka, przyglądając się jej ponad skurczoną cierpieniem sylwetką Maynarda. Cóż za wymowna sytuacja:

– O co ci chodzi? – Nie miała nastroju, żeby się z nim kłócić. Dopóki był uprzejmy, dopóty i ona mogła zachowywać się w podobny sposób.

Przestąpił niepewnie z nogi na nogę zgniatając w dłoniach frygjjską czapkę.

– Ja… po wczorajszym wieczorze i… dzisiaj rano… nie chciałbym się wtrącać, ale ty… i Axton. Zastanawiałem się… to znaczy…

– Wszystko miedzy nami zostało naprawione, jeśli o to pytasz – powiedziała Linnea tonem ostrzejszym, niż to było konieczne. Gorący rumieniec oblał jej policzki; żałowała, że w ogóle wdała się z nim w rozmowę. Czy jej osobiste układy z mężem już zawsze miały przyciągać tyle uwagi? Była równocześnie zażenowana i wściekła.

– Cóż, zatem cieszę się. – Nagle z trochę nieśmiałego chłopca stał się znającym życie mężczyzną. – Te meble nie wytrzymają wielu takich szaleństw.

Linnea zrobiła się purpurowa na twarzy.

– Co masz na myśli? – spytała złowrogim szeptem.

– Łóżko, ma się rozumieć. Axton je złamał… Och! – Uniósł brwi, wyginając usta w znaczącym uśmieszku. Nagłe zrobił się podobny do starszego brata, co bynajmniej nie usposobiło Linnei lepiej w stosunku do niego. – Och! Sądziłem, że złamał je sam, w ataku złości Ale może to wasze wspólne dzieło, dokonane w porywie namiętności. Tak czy inaczej, stolarze musieli się mocno napocić, żeby je złożyć z powrotem w całość.

Linneę świerzbiła ręka. żeby mu wymierzyć solidny policzek. Ilekroć zaczynał być w miarę miły, nagle powracał do nieznośnego zachowania, lak typowego dla nieopierzonych młodzików.

– Nadmiernie się przejmujesz osobistymi sprawami swego brata. I moimi.

Wzruszył ramionami, ale przestał się uśmiechać. Przez dłuższą chwilę patrzył na Maynarda, nim znów podniósł na nią wzrok.

– Jeśli wszystko między wami zostało naprawione, to dobrze. Ale co będzie, jeśli twój brat umrze? Znowu się wszystko popsuje?

Linnea zadrżała, jakby przeszło nad nią ciemna chmura.

– Modlę się, żeby wyzdrowiał.

– Wyzdrowieje?

Spuściła głowę i zamknęła oczy. Ten chłopiec nie był osoba, której chciałaby się zwierzać ze swoich obaw. Jednakże potrzeba szczerej rozmowy z kimś… kimkolwiek, była zbyt silna, żeby mogła się jej oprzeć.

– Obawiam się, że już niedługo pozostanie na tym świecie – odpowiedziała trzęsącym się głosem.

– Straciłem na wojnie dwóch braci – odezwał się Peter po dłuższej chwili milczenia. – Ojca także. Współczuję ci z powodu tego bólu, jaki będziesz musiała znosić.

Linnea pokiwała głową. Nie mogła mówić, bo coś ściskało ją w gardle. Ona traciła o wiele więcej niż tylko brata, który nigdy się nie przejmował jej uczuciami. Peter oczywiście o tym nie wiedział, ale i tak jego słowa stanowiły pewną pociechę.

– Muszę jednak spytać – mówił dalej. – Co będziesz czuła do Axton, kiedy… jeśli twój brat umrze? Czy wszystko między wami pozostanie naprawione, jak to ujęłaś? Czy trzeba będzie znowu wzywać stolarzy?

Linnea uniosła zbolałą twarz. Był poważny. Wyczuła, że pragnął, by w Maidenstone zapanował spokój. Chciał, żeby była zadowolona ze swego małżeństwa i żeby połączenie rodziny de la Manse z de Valcourtami okazało się trwałe.

Jakże pragnęła, by to było możliwe!

Ale nie było możliwe. Nie teraz. Gdyby nie przeszkodziła… gdyby pozwoliła Beatrix poślubić Axtona, tak jak sobie życzył, że dwie rodziny mógłby osiągnąć pojednanie. Ale teraz było to niemożliwe. Wyznać Axtonowi, że skłamała… Wzdrygnęła się na samo wyobrażenie jego gniewa, którego starczyłoby nie tytko dla niej, ale i dla prawdziwej Beatrix, gdyby tylko miał szansę ją dopaść. A co najgorsze, nie mogła znieść myśli, że Axtona miałby łączyć taki sam związek z Beatrix, jaki łączył go z nią,, Linneą. Czy była na świecie druga tak przewrotna kobieta?

Zacisnęła usta w wąską linię. Nie, nie było dla niej odwrotu. I nie mogło być zgody pomiędzy jej rodzina i rodziną Axtona.

– Nie odpowiedziałaś mi. – Głos Petera wdarł się w jej ponure rozmyślania. – Czy śmierć twojego brata zniszczy kruchy pokój pomiędzy tobą i Axtonem?

Linnea spojrzała na niego; po raz pierwszy dokładniej mu się przyjrzała. Nie był jeszcze mężczyzną, ale szybko zbliżał się do dnia, w którym miał dorównać starszemu bram posturą i władczym charakterem. Pomyślała. że będzie równie groźny dla wrogów i tak samo oddany własnej rodzinie.

Usiłowała stłumić w sobie żal i zmusić się do pamiętania o roli, jaką sama zgodziła się odegrać.

– Nie będzie łatwo… go pochować, gdyby do tego doszło. Nie będzie łatwo zapomnieć, kto zadał mu śmiertelny cios.

– Nie pytam, czy zapomnisz, tylko czy będziesz w stanie odłożyć to w przeszłość:

– To znaczy przebaczyć, prawda? Czy będę mogła przebaczyć Axtonowi to, że zamordował mojego brata? – Choć bardzo się starała nad sobą panować, emocje zaczynały brać górę. Nie powinno było dojść do tej strasznej sytuacji.

– To nic było morderstwo, tylko niefortunny skutek wojny. Możesz mu wybaczyć? – powtórzył z uporem..

Linnea odwróciła się do niego plecami. Pozwalanie, żeby ją wypytywał, dotykał najboleśniejszych spraw, które chciała ukryć jak najgłębiej, mogła prowadzić tylko do nieszczęścia. – Jakoś sobie poradzę. Kobiety w końcu są w tym naprawdę dobre. Muszą sobie radzić z życiem, które inni dla nich wybrali. – Przystanęła u wylotu przejścia w grubym kamiennym murze i obejrzała się na Petera. Był dorodny, krzepki i w porównaniu z umierającym Maynardem tak niewiarygodnie żywy. – Gdyby to kobiety sprawowały rządy, nic byłoby wojen. Nie byłoby tej wiecznej walki o władzę, o wpływy, o ziemię, o wojsko…

Urwała, gdy głos zaczai jej odmawiać posłuszeństwa. Nie zdążyła jednak uciec, bo chłopiec złapał ją za ramię. Wprawdzie nie przewyższał jej wzrostem, ale jego uścisk był nadspodziewanie mocny i zdecydowany.

– Szukałem cię z ważnego powodu.

– Więc go wyjaw i pozwól mi odejść – opłakiwać los mego brata.

– Moja matka przyjeżdża.

Linnea znieruchomiała. Jeszcze przed chwilą zmagała się z nadmiarem osaczających ją uczuć, a teraz nagle poczuła w sobie całkowitą pustkę.

Ich matka, Axtona i Petera. Dotychczasowa niepewność wydała się Linnei traszką; teraz czuła się dziesięciokrotnie mniej pewna siebie. Czy ta kobieta, będzie nią pogardzać od pierwszego wejrzenia, tak jak jej rodzina gardziła Axtonem? Będzie spiskować przeciwko synowej, tak samo jak rodzina de Valcourtów spiskowała przeciw nie chcianemu zięciowi?

– Jest dobrą, wyrozumiałą kobietą,

Linnea wpatrywała się w Petera z napięciem.

– Na tyle dobrą i wyrozumiała, żeby wybaczyć niefortunny skutek wojny? Peter skrzywił się, słysząc, jak powtarza Jego własne słowa.

– Ten powrót nie będzie dla niej łatwy. Ale jeśli zdobędziesz się na cierpliwość i dasz jej trochę czasu na ochłonięcie…

– Czas na opłakanie tego wszystkiego, co straciła, odkąd opuściła ten dom? To masz na myśli? – Strząsnęła z ramienia jego dłoń: spojrzała niewidzącym wzrokiem w stronę głęboko osadzonego okna, przez które widać było wąski skrawek nieba. Było szare; stonce kryło się za chmurami. To lepiej, niż gdyby było błękitne i rozświetlone słońcem. To nie był radosny dzień. W tym jednym Linnea i matka Axtona na pewno mogły się zgodzić.

Westchnęła głęboko.

– Czy ona już tu jest?

– Przyjeżdża za godzinę. – Po krótkiej chwili dodał: – Nie będzie cię źle traktować, Beatrix.

Jak zawsze, kiedy nazwano ją imieniem siostry, przypominała sobie o swojej roli. Wyprostowała się dumnie.

– Musze dopilnować, by przygotowano dla niej komnatę i poczęstunek… – Nagle się zawahała. – Jak sądzisz, ją Axton chyba pozwoli ulokować w twierdzy?

Peter uśmiechnął się od ucha do ucha.

– Axton wygląda przy niej jak wieża, ale nie ośmieliłby się odmówić niczego lady Mildred. Jeśli chcesz, mogę mu przekazać wiadomość, że zapewnisz swojej teściowej godne powitanie.

Linnea pokiwała głową. Wiedziała, że ta kobieta kiedyś tu przybędzie. Powinna być na to lepiej przygotowana. A teraz miała wątpliwości, czy w ogóle było możliwe jakiekolwiek przygotowanie się do spotkania z tą kobietą.

Właściwie powinna być wdzięczna Peterowi, że zechciał ją powiadomić o przyjeździe matki.

– Dziękuję – powiedziała, marszcząc lekko czoło, jako że nie do końca rozumiała intencje tego chłopaka. Znienawidziła go od samego początku i była pewna, że on odwzajemnia to uczucie. Jednakże zdarzały się chwile, gdy wydawał się być jej jedynym sprzymierzeńcem. – Dziękuję, że mnie uprzedziłeś.

Cofnął się o krok i stanął do niej bokiem, tak że widziała tylko jego profil.

– Nie zrobiłem tego dla ciebie, tylko dla niej – odburknął. I przekrzywiając głowę wbił w Linneę spojrzenie, które niepokojąco upodobniało go do brata. – Nie chciałem, by jej powrót okazał się jeszcze trudniejszy. Nie chciałem, żebyś ją przyjęła jak przeciwniczkę.

Ale my jesteśmy przeciwniczkami. Przeciwniczkami w walce, o której wy nie macie jeszcze pojęcia. Nie mogła mu tego powiedzieć. I choć prawda dławiła ja boleśnie, zdobyła się na potakujące skinienie.

– Postaram się być dla niej miła.

Odchodząc myślała z obawą, że wymuszona grzeczność bywa gorszym afrontem niż jawne okazanie niechęci. Zresztą, cokolwiek by zrobiła, będzie źle. Popełniła błąd wcielając w życie ten straszliwy plan, a teraz każdym swoim posunięciem tylko pogarszała sprawę.

Łańcuszek musnął jej udo, lecz tym razem mocniej czuła niewielkie twarde znamię na łydce. Ślad jej grzechu, jak zawsze nazywała je babka.

Dziś czuła je wyraźnie; paląco przypominało jej, kim naprawdę jest To przecież ona sama wpadła na pomysł oszustwa. Nie miało znaczenia, że droga, jaką wybrała, wydawała jej się odrażająca. Musiała dotrzymać obietnicy, choć przez to jeszcze nigdy nie czuła się aż tak grzeszną.

Gdzie on się podziewał? Linnea rozglądała się pod murami, szukając wzrokiem Axtona. Zwykło łatwo było już z daleka dostrzec jego wyniosłą postać, ale dziś nigdzie nie było go widać. Musiał widocznie przebywać gdzieś poza zamkiem, może we wsi. To oznaczało, że obowiązek powitania jego matki spoczywa wyłącznie na niej.

Komnata była już naszykowana. Świeża pościel, ogień w kominku i wonna kąpiel czekały na przybycie lady Mildred. Dałby Bóg, żeby wolała odpocząć w swojej komnacie niż zapoznawać się na powrót z zamkiem czy towarzyszyć młodszemu synowi w wielkiej sali, ponieważ dobre maniery wymagały, by Linnea dotrzymała jej w tym towarzystwa. Choć nie miała doświadczenia w pełnieniu obowiązków pani zamku. zdarzało jej się obserwować babkę i siostrę. Pod nieobecność lorda cała odpowiedzialność za zamkowe życie spadała na jego żonę. I nawet jeśli wiążące się z tym powinności były przyjemne, Linnea musiała je wypełnić.

Jeszcze raz rozejrzała się po dziedzińcu. Gdzie jest Peter?

Nim udało jej się go znaleźć, od strony mostu dobiegł odgłos końskich kopyt, a zaraz potem na dziedzińcu pojawiła się gromadka jeźdźców i dwa potężne wozy. Błotnisty plac wypełnił się po brzegi. Jeden z wozów wysunął się naprzód i podjechał aż pod schody prowadzące do twierdzy.

Linnea wstrzymała oddech. Czyjaś ręka rozchyliła płócienną burtę i w szparze ukazała się kobieca twarz. Była smutna i zmęczona. Linnea zauważyła to od razu. Spodziewała się, że ta kobieta będzie triumfować i okazywać swoją wyższość. Widząc zamiast tego na jej twarzy niepewność i troskę, Linnea postanowić wykrzesać z siebie jak najwięcej przyjaznych uczuć. Cóż z tego, że ją, Linneę, czekała niewiadoma przyszłość. Lady Mildred wiele w życiu wycierpiała. To, że musiała winić za swe cierpienia Linneę i jej rodzinę, nie było w tej chwili najważniejsze. Powrót do domu musiał być dla niej niezwykłe trudny. Bolesny. Linnea postanowiła nic powiększać tego bólu. Zeszła po schodach przybierając miły wyraz twarzy, choć kolana trzęsły jej się ze strachu. Spojrzenia obu kobiet na moment się spotkały; Linnea dostrzegła w oczach lady Mildred bezmiar gorzkich doświadczeń. Nagle ich uwagę odwrócił głośny okrzyk i zaraz potem, obiegając wóz dookoła, zjawił się Peter.

– Matko! Witaj! Trudną miałaś podróż? Jeśli jesteś zmęczona albo głodna, albo czegoś ci potrzeba…

Podniecony głos przycichł, bo lady Mildred mocno objęła syna,

– Peter – szepnęła tak cicho, że Linnea ledwie zdołała usłyszeć. Ale to jedno słowo zrobiło na niej wielkie wrażenie. Lady Mildred bez wątpienia kochała swoich synów. Dwóch z nich już straciła. Przez ostatnich kilka miesięcy kampanii Henryka przeciwko królowi Stefanowi musiała wręcz umierać z niepokoju o dwóch pozostałych.

Linnea wzniosła w duchu modlitwę, by Bóg obdarzył ją samymi córkami. Żadnych synów, których musiałaby posyłać na wojnę, tylko córki, które mogłaby wydać za kochających je mężczyzn.

– Jestem cały i zdrowy, matko. Nie mam nawet siniaka… poza tymi, jakie oberwałem od Axtona. – Peter wyswobodził się z objęć matki, Nie lubił być traktowany jak dziecko, ale radość z obecności matki najwyraźniej wynagradzała mu z nawiązką tę drobną przykrość.

Dopiero kiedy dostrzegł Linneę, jego radosny uśmiech nieco przybladł.

– Matko, ponieważ Axton jest nieobecny i nie może pełnić honorów gospodarza, na mnie spada obowiązek przedstawienia ci… lady Beatrix z Maidenstone. – Zrobił krótką pauzę, gdy matka zdziwiona uniosła głowę, by spojrzeć na Linneę, po czym dokończył: – Jest żoną Axtona.

Gdy lady Mildred szeroko otwartymi oczyma jeszcze raz przyjrzała się dziewczynie, stało się jasne, że nie wiedziała o ożenku syna. – Jego żoną? – powtórzyła słabym głosem, wyraźnie przybita nowiną. – Jego żoną? Jedna z de Valcourtów? – Wpatrywała się w synową z niedowierzaniem.

– Teraz nazywa się Beatrix de la Manse. Axton jest z niej zadowolony – dodał łagodnie Peter. – Chodź, matko. Beatrix przygotowała dla ciebie wygodna komnatę.

Ostrym spojrzeniem, któremu towarzyszyło nieznaczne kiwnięcie głową, Peter wyrwał Linneę z odrętwienia. Kiedy lady Mildred, prowadzona, troskliwie przez syna, weszła na schody, dziewczyna odezwała się z nieśmiałym uśmiechem:

– Jesteś pani jak najmilej widziana w zamku Maidenstone…

– Dziękuję ci – mruknęła lady Mildred. Oderwała pełne bólu spojrzenie od niespodziewanego widoku synowej i wsparła się ciężko na ramieniu Petera. – Jestem zmęczona, chciałabym się na chwilę położyć.

Linnea przepuściła ich przodem i ruszyła za nimi na drugie piętro twierdzy. Odniosła wrażenie, że kiedy mijali lordowską komnatę na pierwszym piętrze, lady Mildred jeszcze bardziej się przygarbiła uczepiona ramienia syna. Linnea postanowiła umieścić ją na wyższym piętrze, chcąc jej oszczędzić bolesnych wspomnień z czasów, gdy jako pani zamku dzieliła tę komnatę ze swoim mężem. Teraz jednak obawiała się, że starszej kobiecie nie starczy sił na tak wyczerpującą wspinaczkę po schodach.

Dotarli już do przedsionka na samej górze, gdy dobiegło ich wołanie Axtona.

– Matko! Przyjechałaś!

Ciężkie buty załomotały na schodach i po chwili Linnea była po raz drugi świadkiem wzruszającego powitania matki z synem. Axton miał na sobie strój do konnej jazdy, buty oblepione błotem, a czoło lśniące od potu. Alę w oczach Linnei wyglądał tym bardziej męsko i pięknie. Matka także patrzyła na niego z zachwytem, ożywiona widokiem ukochanego syna.

– Modliłam się całymi godzinami… – Reszty nie było słychać, bo Axton dosłownie ukrył matkę w objęciach.

– Jesteś w domu. Twoje modlitwy zostały wysłuchane.

Odstąpili od siebie; lady Mildred przyglądała się swemu wojowniczemu synowi.

– Nie o Maidenstone się modliłam, lecz za ciebie i Petera. Nigdy o tym nie zapominaj. – Potem spojrzała na Linneę; w nagle zapadłej, niezręcznej ciszy. Axton i Peter podążyli wzrokiem za jej spojrzeniem.

Linnea patrzyła na kobietę, dla której fakt, że jej syn poślubił córkę de Valcourta, musiał być nie do zniesienia. Wstyd chwycił dziewczynę za gardło na myśl o tym, co będzie, kiedy cała prawda wyjdzie na jaw

– Rozumiem, że już poznałaś lady Beatrix – powiedział Axton. Lady Mildred skinęła głową. Spojrzała na syna w milczeniu, ale Linnea usłyszała wszystkie nie zadane pytania, Axton widać także, bo gestem nakazał żonie, by się zbliżyła.

– Wiem, że mój pospieszny ożenek cię zaskoczył. Ale dzięki temu nie będzie wątpliwości, kto jest panem zamku. Niezależnie od porozumienia Stefana z Henrykiem, Maidenstone pozostanie naszą własnością. Moje małżeństwo z Beatrix to gwarantuje. – Chwyciwszy żonę za rękę, przyciągnął ją bliżej. – Jestem z niej zadowolony. Myślę, że kiedy ją lepiej poznasz, też ci się spodoba.

Trzeba przyznać, że lady Mildred zdobyła się na słaby uśmiech przeznaczony dla synowej, ale nie zrobiła żadnego gestu, żeby się z nią serdeczniej przywitać. Linnea zauważyła, że Peter odziedziczył po matce niebieskie oczy, a Axton prosty, dumny nos. Nie była piękną kobieta, ale w młodości bez wątpienia nie brakowało jej uroku. Obecnie jej zmęczona twarz była pocięta zmarszczkami i boleśnie ściągnięta, tyleż niepokojącą nowiną o ożenku syna, co nieszczęściami, jakie nękały ją przez ostatnie osiemnaście lat.

Linnea próbowała odpowiedzieć uśmiechem.

– Gdybym mogła służyć czymś jeszcze…

– Nie ma potrzeby – ucięła lady Mildred, powstrzymując jakiekolwiek dalsze propozycje ze strony synowej. – Ta komnata jest całkiem wystarczająca. – Odetchnęła głęboko, jakby chciała zebrać siły. O, jest moja służąca i mój kufer. Chciałabym odpocząć w samotności kilka godzin.

Linnea natychmiast pojęła ukrytą intencję i odeszła. Choć Axton i Peter nie zabawili u matki wiele dłużej niż ona, było jasne, że została wykluczona z rozmowy o najważniejszych sprawach rodziny de la Manse. Axton z pewnością musiał udzielić odpowiedzi na różne pytania matki. Mimo powściągliwości lady Mildred dało się zauważyć, że nie pochwala wyboru syna, co z jakiegoś niezrozumiałego powodu bardzo Lineę martwiło. Przecież nie powinno ją to obchodzić. A jednak obchodziło.

Cała jej sytuacja była nienormalna, a już najbardziej nienormalne było to, co się działo z jej uczuciami. Próbując je zrozumieć tylko pogarszała sprawę. W końcu ze zgrozą uświadomiła sobie, że zalety jej na przychylności wrogów, natomiast coraz mniej dba o zdanie własnej rodziny… Gdyby nie to, że poświęcała się dla siostry…

Myśl o prawdziwej Beatrix jak zawsze ją otrzeźwiła, Beatrix była jedyną osobą na świecie, która darzyła Linneę miłością. Axton i Peter mogli się godzić z jej obecnością w ich życiu. Ich matka mogła w przyszłości także ją zaakceptować. Ale tylko Beatrix szczerze ją kochała, a ona kochała Beatrix.

Zajrzała do wielkiej sali, tętniącej przygotowaniami do wieczerzy. Zsuwano stoły i ustawiano wzdłuż nich długie ławy, Dwaj chłopcy napełniali winem dzbany i ustawiali je na stołach, po dwa na każdym.

Jako dzieci ona i Beatrix lubiły tu przebywać, psocić i snuć marzenia na jawie. Bawiły się w chowanego kucając między stołami. Kiedy podrosły, przeniosły się z zabawami na dziedziniec, a potem stopniowo poznały każdy kąt i zakamarek zamku. Były z siostrą jak dwie połówki tego samego owocu. A zamek Maidenstone po Maynardzie powinien przejść w ręce Beatrix.

Byłoby najlepiej, gdyby prawdziwa Beatrix poślubiła Axtona. Linnea teraz to rozumiała. Ale było już za późno na takie rozważania; Musi chronić siostrę, umożliwić jej małżeństwo, dzięki któremu odzyska to, co jej się należy z racji urodzenia, choćby musiała wystąpić w tym celu przeciwko Axtonowi.

Nie mogła przejmować się Axtonem, kiedy chodziło o dobro Beatrix. Ona była najważniejsza; nie wolno było o tym zapominać.

Chodziło o Beatrix, jej ukochaną siostrę.

Загрузка...