21

Henryk Plantagenet, książę Normandii, wkroczył do Maidenstone z iście królewską pompą. Bo też uważał się już za króla, władcę Anglii i dziedzica wszystkich ziem, którymi rządził niegdyś jego dziad, Henryk, Matka Henryka Plantageneta, Matylda, walczyła ze Stefanem o odzyskanie swych ziem. Lecz to jej młody syn – pomimo swoich zaledwie dziewiętnastu lat, wspaniały strateg – właśnie zwyciężał. Jak burza wpadł do Anglii, przemierzył kraj w swym marszu na Londyn i po zaskakującym braku rozlewu krwi obwieścił, ze to jemu należy się tron.

Sprawia jednak wrażenie zainteresowanego rozlewem krwi w Maidenstone, myślał ponuro Axton. Pod przykrywką sportu pozwoli, żeby dwaj jego najmężniejsi możnowładcy rozstrzygnęli spór przelewając krew na jego oczach. Na tym zresztą polegała siła Henryka: skupiał wokół siebie najpotężniejszych poddanych, lecz utrzymywał ich w stanie waśni, tak że pozostawali łojami jedynie wobec niego.

Axton przygotowywał się na to, co miało go spotkać w ciągu nadchodzących dni. Najtrudniejsze będzie dlań zachowanie pozorów uprzejmości. Zabawianie Eustachego i Beatrix pod okiem zaciekawionego Henryka będzie niezmiernie ciężką próbą dla jego nerwów. Miał ochotę natychmiast zmierzyć się z rywalem. Już teraz. Wyzwać go na pojedynek, doprowadzić do starcia, pokonać go, a potem zająć się dostojnym gościem. Lecz Henryk nigdy nie pozwoliłby sobie na to, by jakakolwiek gra przebiegała według innych reguł, niż on ustanowił. A ze był suwerenem Axtona, jego słowo stanowiło prawo.

Tak więc Axton czekał na schodach do wielkiej sali i zszedł na dół gdy mlecznobiały ogier Henryka zatrzymał się u bram.

– Witaj w zamku Maidenstone, milordzie – powiedział Axton ujmując dłoń pana w należnym hołdzie.

Henryk rozejrzał się po dziedzińcu; nic nie uszło jego bystremu wzrokowi.

– Bardzo chciałem zobaczyć to zbiorowisko kamieni z Hampshire, o które zamierzają walczyć moi najznamienitsi poddam. – Wzruszył ramionami i spojrzał na Axtona z wysokości swojego wierzchowca. – No cóż, imponująca twierdza, ale trochę za ponura jak na mój gust To nie to co londyńska Tower, gdzie wciąż rezyduje Stefan – dodał z chytrym uśmiechem. – No, zaprowadźcie mnie do stołu. Umieram z głodu.

Henryk zeskoczył na ziemie. Towarzyszący mu wysoki rycerz podjechał bliżej i również zsiadł z konia.

– Witam, Axtonie de la Manse – powiedział cicho, niechętnie skinął głową i spojrzał na gospodarza badawczym wzrokiem.

– Witaj, de Montford – odpowiedział Axton.

Zanim zdążył się odwrócić, de Montford znów się odezwał.

– Nie miałeś jeszcze przyjemności poznać lady Beatrix de Valcourt Mojej narzeczonej – dodał wyzywającym tonem.

Axton zauważył szczupłą figurkę na kremowym wierzchowcu, jasnozłoty płaszcz i kaptur tak doskonale komponowały z umaszczeniem konia, ze można było odnieść wrażenie iż ma się przed sobą złociste stworzenie, mitologicznego centaura z głową i torsem pięknej kobiety. Lecz nie przyglądał się jej zbyt uważnie. Prawdę mówiąc nie chciał widzieć kobiety, dla zdobycia której był gotów przecież zabić konkurenta. Jednakże musiał ją zobaczyć.

– Chodź najdroższa – poprosił Eustachy, wyciągając w jej kierunku dłoń w rękawicy. Giermek podprowadził konia aż do schodów. Kobieta była zwrócona plecami do Axtona; widział jedynie jej szczupłe ramiona i ręce kiedy przyjęła pomoc Eustachego. Ale po chwili obejrzała się przez ramie, tylko na moment, wystarczający jednak, by Axton stanął jak wryty.

Chociaż wiedział, że są bliźniaczkami i mają takie same twarze, oczy i włosy, doznał niemal szoku.

To była Linnea. Oczywiście wiedział, że ma przed sobą Beatrix, ale była to także Linnea. Zaniemówił z wrażenia, co natychmiast zauważył książę Henryk.

– Jest piękna, nieprawdaż, Axtonie? A przy tym czysta i niewinna. Wspaniała nagroda, o którą będziecie walczyć z Eustachym. Ale gdzie podziewa się jej siostra? Rad bym ujrzeć tę szelmę, która wystrychnęła na dudka mojego lorda. – Roześmiał się głośno, Axton zaś z najwyższym trudem zdołał się powstrzymać i nie zareagować na obraźliwą zaczepkę.

Uśmiechnął się w odpowiedzi.

– Ośmielam się przypuszczać, że nawet ty, milordzie, byłbyś w nie lada kłopocie, gdybyś musiał je odróżnić.

Henryk posłał mu przenikliwe spojrzenie.

– Cóż, mamy chyba na to jeden sposób. Ale, niestety, tylko ty… lub Eustachy… będzie mógł powiedzieć, która z nich jest dziewicą. A wiec gdzie jest ta niezwykła istota, która zgodziła się cudzołożyć, podając się za siostrę? Chętnie wynagrodzę ją za tę niezwykłą lojalność wobec rodziny, nawet jeżeli była to lojalność trochę źle pojęta.

W wypowiedzi Henryka, mającej na celu pobudzenie słynnego temperamentu lorda de la Manse, najbardziej bulwersująca była wzmianka o wynagrodzeniu. Axton dobrze wiedział, o jakiej nagrodzie myśli Henryk. Dzielenie łożą z księciem Normandii, hrabią Andegawenii i przyszłym królem Anglii z pewnością było hojną nagrodą w oczach człowieka tak zapatrzonego w siebie jak Henryk. Był jeszcze trochę zbyt młody na zaszczyty, jakie przypadły mu w udziale. Nie narzucał sobie żadnych ograniczeń, folgował zachciankom. I oczywiście weźmie do łoża Linneę chyba że ktoś zdoła go powstrzymać.

Ktoś. Może on?

Axton stał z nieprzeniknionym obliczem. Chociaż Henryk spoglądał na niego kpiąco skrył poczucie zniewagi i zmieszanie. Niby dlaczego miało go obchodzie, co sie z nią będzie działo? Dlaczego w ogóle przemknęło mu przez myśl, ze powinien ja bronić przed bezwstydnymi zakusami Henryka?

– Jest bardzo piękna – przyznał, chociaż zdawał sobie sprawę, że ton jego głosu me jest odpowiedni do prawienia komplementów. Nie potrafił się powstrzymać od dokładnego studiowania urody dziewczyny – która pozwoliła Linnei na tak wielkie poświecenie. Prawdę mówiąc, szukał jakiegoś znaku, który umożliwiałby odróżnienie jej od Linnei.

Lecz niczego takiego się nie dopatrzył. Jej skóra była tak samo alabastrowa i miękka, chociaż w tej chwili trochę blada. Opuszczone rzęsy były równie gęste, jak u siostry, nos równie kształtny, a wargi tak samo pełne i pięknie wykrojone. Nawet pasemka złocistych włosów, które wymknęły się spod kaptura, sprawiały wrażenie równie jedwabistych i lśniących, jak u Linnei.

W przedłużającej się ciszy Eustachy otoczył dziewczynę ramieniem i władczym gestem przyciągnął do swego boku. Zaniepokojona, posłała szybkie spojrzenie Axtonowi, po czym przeniosła wzrok na sir Eustachego, który spode łba przypatrywał się swemu wrogowi.

– Nie myśl sobie że uda ci się zyskać coś więcej niż możliwość patrzenia na nią – warknął ostrzegawczo.

Lecz Axton nie zwracał uwagi na pogróżki Eustachego i nie przestawał wpatrywać się w Beatrix. Była różnica – w oczach! Zauważył ją, mimo że ich spojrzenia skrzyżowały się jedynie na chwilę. Szeroko rozstawione oczy miały ten sam kolor, co oczy Linnei, lecz ta dziewczyna się go bała. Wyczytał to z wyrazu jej twarzy; czul, że załamałaby się w obliczu jego gniewu lub ataku jego ciała.

Lecz Linnea się nie załamywała. Nigdy nawet nie przyszło mu to do głowy, że to się może stać: Stawiała mu czoło z buntowniczą miną i przeciwstawiała mu się nawet gdy była przerażona. Napiął mięśnie prawego ramienia, wiedząc, że wciąż goi sie tam rana po tym jak skaleczyła go sztyletem. Beatrix nigdy nie schowałaby noża w łóżku. Nigdy nie walczyłaby z nim tak jak jej siostra.

Chociaż zauważenie tej różnicy miedzy siostrami w pewien sposób go zadowoliło, me czyniło to jednak sprawy prostszą. Napotkał dziki wzrok Eustachego.

– Poślubienie tej kobiety w żadnym razie nie może być poczytane za zaszczyt, jest jak przekleństwo, które muszę znieść, żeby odzyskać mój dom! odzyskam go – zapowiedział buńczucznie.

Beatrix gwałtownie zaczerpnęła tchu i omal nie upadła, kiedy Eustachy rzucił się w przód. Lecz Henryk gwałtownie zrugał przeciwników, powstrzymując ich od chwycenia za broń.

– Zaniechajcie waśni! Niepodobna, żeby awantura miała rozstrzygać to, o czym powinien przesądzić pojedynek! – Roześmiał się hałaśliwie i poklepał Axtona po ramieniu. – No, pokaż mi tę kupę kamieni, o której mówiłeś, kiedy jeszcze byłem dzieckiem. Pokaż mi te cuda i fortyfikacje, ale najpierw zaprowadź mnie do piwiarki. I do stołu, bo umieram z głodu i chcę jeść, pić i wspominać zwycięstwa przy szklanicy najlepszego piwa i najszlachetniejszego wina. Jutro będzie dość czasu na rozstrzygnięcie sporu między wami.

Linnea z przerażeniem obserwowała z okna kaplicy spotkanie Axtona i Beatrix. Biedna Beatrix. Biedny Axton!

Zadrżała na tę myśl. Coś podobnego: biedny Axton! Nie zasługiwał na współczucie, litość czy jakąkolwiek cieplejszą myśl. Jednakże nie powstrzymało jej to od tkwienia przy oknie. Na próżno starała się usłyszeć jakieś słowo z rozmowy czterech osób na dziedzińca, próbowała sie zorientować, w jakim są nastroju i jakie mają zamiary.

Natychmiast rozpoznała młodego księcia po jego wyniosłym sposobie bycia oraz po purpurowej szacie i srebrnym hełmie. Zobaczyła też Beatrix, spowitą w kremowe i złociste tkaniny i jaśniejącą niczym aniołowie zstępujący na ziemię. Potężny rycerz, który pomógł Beatrix zsiąść z konia, musiał być jej kandydatem na męża. Człowiekiem, którego Axton musiał pokonać.

A potem len człowiek rzucił się ku Axtonowi. Beatrix zachwiała się. Przerażona Linnea zaczerpnęła tchu, lecz książę zapobiegł pojedynkowi i po chwili wszyscy udali się do twierdzy.

Linnea skuliła się w małej, zimnej kaplicy. Co się teraz stanie? Kiedy Axton zmierzy się z rywalem? Kiedy będzie mogła zobaczyć się z siostrą?

A potem zniesiono z konia drobną postać siedzącą w lektyce i znów poczuła strach. To była babka. Poznała tę przygarbioną kobietę z charakterystyczną laską. Niczym wstrętna czarownica ze szlachetnego rodu, która zna każdy zakątek swojego królestwa i doskonale wie gdzie jej ofiary kulą się ze strachu, uniosła wzrok ku oknu kaplicy i wejrzała prosto w serce Linnei. Przynajmniej takie wrażenie odniosła Linnea jako ze na twarzy lady Harriet pojawił sie krzywy, złośliwy uśmiech triumfu. Dziewczyna pomyślała, ze starucha doskonale zna wszystkie jej uczucia; wie o jej miłości do Axtona i do Beatrix.

Z okrzykiem rozpaczy odwróciła się od okna. Otoczyła sie ramionami, jakby to w jakiś przedziwny sposób mogło uciszyć jej beznadziejne, niebezpieczne uczucia, jakby dzięki temu mogła zapobiec rozdarciu swej duszy.

– Są tam? – zapytał jej ojciec cichym, znużonym głosem.

Już sam fakt, że zdawał sobie sprawę, co się dzieje, był dowodem postępu, lecz Linnea nie potrafiła się z tego cieszyć. Jeżeli sir Eustachy zwycięży w walce, ojciec może odzyskać swój dawny wigor i wiarę w siebie. Z pewnością jego matka będzie uszczęśliwiona, ale Linnea będzie załamana. Niezależnie od tego, czy wygra Eustachy, czy Axton, jej życie i tak nie ma już żadnego sensu.

– Tak – odpowiedziała W końcu, starając się, by jej głos zabraniał jak najbardziej obojętnie. – Jest książę Normandii, jest babcia, Beatrix i… i mężczyzna, który się z nią ożeni.

Spodziewała się, że te wiadomości go pociesza, ale tak się me stało. Jeżeli choć trochę zmieniły jego nastrój, to tylko na gorszy. W ciągu ostatnich kilku tygodni bardzo wychudł, tak że niebieska tunika wisiała na nim, jak na kiju. Również skóra na jego policzkach była obwisła, jakby ze zmęczenia. Zmęczenia wiekiem.

Poczuła nagły przypływ gniewu.

– Dlaczego się me cieszysz? Czyż nie życzyłeś sobie właśnie tego by pojawił się bohater, który pomści wszelkie krzywdy, jakie wyrządził ci Axton, nawet, jeśli ten bohater jest człowiekiem Henryka, w takim samym stopniu jak Axton? Ale przecież to właśnie Axton zabił twojego syna, doprowadził jedną z twoich córek do upadku i zamierza ożenić się z druga. A co gorsza walczył o odzyskanie domu, który mu zabrałeś. Powinieneś być szczęśliwy, ojcze. Powinieneś zacierać z radości ręce i niecierpliwie oczekiwać chwili, w której jego krew rozleje się na tym dziedzińcu!

Porażony wybuchem jej gniewu, przykurczył się jeszcze bardziej ale dopiero gdy spojrzał na nią oczami pełnymi łez, gwałtownie ochłonęła, zawstydziła się swojego zachowania. Nie był w sranie odpierać jej ataków. Powinna była to wiedzieć i nie mierzyć sił z kimś tak bezbronnym,

Niepewnie podeszła do ojca, chcąc go pocieszyć. Pokręcił głową i uniósł ręce, próbując ją powstrzymać. Jego dłonie drżały jeszcze, kiedy przemówił.

– To wszystko… tak powinno być. – Zamrugał; łza spłynęła na jego pobrużdżony policzek. – Żałuję, że nie ma tu mojej Elli.

Elli? Linnea poczuła ciarki, biegnące wzdłuż kręgosłupa. Od lat nie wspominał żony. Imię matki w jego ustach napełniło Linneę trwogą.

– Mnie również jej brak, ojcze. – Wpatrywała się w jego wilgotne oczy i głębokie bruzdy na twarzy.

– Me powinna była mnie zostawiać – wyszeptał. Jego starcza twarz wyrażała dziecięcy żal do losu; – Nie chciała odejść, ale… ale Bóg mi ją zabrał. – Potrząsnął głową w oszołomieniu. – Chciałem dobrze. Chciałem. Ale – Trząsł musie podbródek i coraz więcej łez spływało po bladych policzkach. – Zgrzeszyłem przeciw zbyt wielu Jego przykazaniom.

Spojrzał na jedno z malowideł ściennych zdobiących kaplicę. Linnea odwróciła głowę i zobaczyła, że ojciec patrzy na malowidło przedstawiające Mojżesza, który trzyma tablicę z dziesięciorgiem przykazań.

– Zabijałem Dawałem fałszywe świadectwo. Pożądałem rzeczy bliźniego swego…

Jego glos załamał się tak żałośnie, że oczy Linnei napełniły się łzami.

– Ojcze, me powinieneś tak dręczyć się każdym swoim błędem.

Lecz on wpatrywał się w Mojżesza i zapewne jej nie słyszał.

Pożądałem żony mojego sąsiada – wykrztusił – Obraziłem nawet swa własną matkę. – Spojrzał na Linneę. – Chciała, żebyś została zamordowana, ale… – Urwał, jego ramiona uniosły się i opadły w rytm nierównego oddechu.

Babka uważała, że Linnea powinna była zostać zabita w dniu narodzin. Nigdy nie robiła z twego tajemnicy, ale nie mówiła dlaczego Linnea została ocalona.

Ella błagała żeby cię oszczędzić – powiedział ojciec – oszczędziłem cię, ale cię naznaczyłem. Wypaliłem ci piętno, a Ella… – Rozkleił się zupełnie.

Naznaczył ją? Ale gdzie? Linnea dyszała ciężko. Znamię. Tonie było znamię, tylko znak, piętno, które wypali! jej rodzony ojciec.

„On to zrobił! On to zrobił!”

Cofnęła się o krok.

– Ty to zrobiłeś? Zrobiłeś mi to…? – Oskarżycielski ton jej głosu odbijał się echem w jej głowie.

– Chciałem zadowolić swoją matkę. Chciałem dać jej satysfakcję. – Jego twarz poszarzała, ramionami wstrząsnął urywany szloch.

To nie powinno mieć żadnego znaczenia, wmawiała sobie Linnea. Nie powinno, ponieważ ból z powodu tego piętna był niczym w porównaniu z innymi cierpieniami, jakie musiała znosić, dorastając ze świadomością. że jest niekochana.

A jednak nie mogła pozostać obojętna wobec tego, co jej zrobiono. Ojciec zadał jej ból, okaleczył własne dziecko, niewinną istotkę, która przecież nie popełniła żadnego grzechu, przychodząc na świat jako druga! Druga! Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie!

Zapewne zdołałaby stłumić gniew, lecz w tej właśnie chwili drzwi kaplicy otworzyły się ze skrzypnięciem, a ostry stukot laski z metalowym okuciem oznajmił nadejście lady Harriet. Linnea odwróciła się gwałtownie; obecność babki obudziła jej czujność. Serce waliło jej jak oszalałe, mięśnie napięły się niczym postronki. Miała wrażenie, ze nawet jej włosy najeżyły się w oczekiwaniu. Czuła się jak w obliczu wroga, bo też i stała twarzą w twarz ze swym wrogiem. Ta kobieta nienawidziła jej od narodzin. Gardziła nią, torturowała i nigdy nie przegapiła okazji, zęby uczynić jej życie smutniejszym.

To ze sprawiła ze ojciec naznaczył swe niewinne dziecko, było, prawdę mówiąc, najdrobniejszym z jej przewinień. Lecz właśnie ono doprowadzało Linneę do szaleństwa.

Spojrzała na lady Harriet. Staruszka tylko uśmiechała.

No, dokonałaś chwalebnego dzieła. Udało ci się mimo że zadanie nie było łatwe. Musze przyznać, że miałam wątpliwości, czy ci się powiedzie – przyznała. – Teraz jako pierwsza muszę cię pochwalić. Chociaż byłaś niedoświadczona, wykazałaś się odwagą i uczciwością i umożliwiłaś naszej rodzime odniesienie zwycięstwa nad wrogiem. Znów rozległ się stukot laski; babka podeszła bliżej.

– Chodź to, dziewczyno. Niech no cię pocałuję na zgodę między nami. Okazałaś się godna naszej rodziny. Nie sposób temu zaprzeczyć.

Linnea nie była w sianie się poruszyć. Jeszcze przed chwilą przepełniona gniewem i nienawiścią, teraz czuła potworną rozpacz.

Okazała się godną rodziny. W końcu babka uśmiechnęła się do niej i pragnęła ją pocałować w dowód uznania. Lecz kiedy lady Harriet chwyciła jej ramię kościstą dłonią. Linneę znów ogarnął strach.

– Nie – mruknęła, szarpnięciem wyzwalając się z uścisku babki. – Nie – powtórzyła zachrypłym głosem.

Cofała się. aż oparła się o ścianę z podobizną Mojżesza. Lady Harriet zmrużyła oczy. Przywodziła teraz na myśl jaszczurkę lub węża. Linnea zadrżała, czując na sobie to gadzie spojrzenie.

– O co ci chodzi? – wydyszała babka. Po chwili chytrze łypnęła spod przymkniętych powiek. – Aha. Wydaje mi sie, że już wiem. Chodzi o ten potężny oręż, którym cię zaatakował. Myślę, że trochę za bardzo spodobała ci się kapitulacja. – Jej twarz wykrzywiła się w kwaśnym uśmiechu. – Nie martw się, dziewczyno. One są bardzo podobne jeden do drugiego, nieprawdaż, Edgarze?

Sir Edgar podszedł do córki, jakby chcąc obronić ją przed okrucieństwem swej matki, lecz stara szybko ostudziła jego zapędy.

– Jeden mężczyzna może zastąpić drogiego równie dobrze, jak jedna kobieta może zająć miejsce drugiej, nie uważasz? – ciągnęła, wpatrując sie w niego lodowatym wzrokiem. Wyzywając go by się jej przeciwstawił.

Kiedy pochylił głowę w niemym akcie poddania, lady Harriet przeniosła triumfujący wzrok na Linneę.

– Widzisz, Dziewczyno? Jego uczucie do Elli nie powstrzymało go od folgowania sobie tam, gdzie chciał. I tak tez będzie z tym osiłkiem, którego, jak ci się głupio wydaje, kochasz. To nie miłości – warknęła. Jej złośliwe rozbawię ustąpiło miejsca atakowi gniewu. – Oni nie kochają, wiec my tym bardziej nie powinnyśmy tego robić my! A przede wszystkim ty – dodała po chwili. – Tak. – Powoli zaczerpnęła tchu. – Pokonałaś go sprytem. Teraz Eustachy pokona go za pomocą stali. – Podeszła do Linnei; ich twarze znajdowały się w odległości zaledwie paru cali od siebie. – On nie jest już twoim sprzymierzeńcem, zresztą nigdy nim nie był. Twoja przyszłość jest przy rodzime. Przy mnie, Edgarze i Beatrix i Eustachym. – A teraz pocałujmy się na zgodę.

Chwyciła ramię wnuczki i pocałowała ją, najpierw w jeden policzek, potem w drugi. Jednakże Linnea nie mogła odwzajemnić pocałunku. Po prostu nie była w stanie.

Jeżeli nawet lady Harriet to zauważyła i jeżeli zrobiło to na niej jakiekolwiek wrażenie, nie dała tego po sobie poznać. Przyjrzała się tylko dziewczynie uważnie; jej myśli pozostały nieprzeniknione, podobnie jak mętne starcze oczy. Przez chwilę Linnei zdawało się, że dostrzega w nich strach. Właśnie strach. Lecz ta myśl wydała jej się niedorzeczna. Z jakiegóż to powodu lady Harriet miałaby się obawiać upadłej wnuczki?

Babka stuknęła laską w posadzkę.

– Chodźcie. Książę Henryk chce poznać dziewczynę, która oszukała potężnego rycerza. Uważa za wspaniały żart to, że mężczyzna, którego wszyscy się boją, został wystrychnięty na dudka przez kobietę nie mającą żadnej broni oprócz twarzy identycznej z twarzą siostry. – Chodźmy – powtórzyła. – On czeka.

Sir Edgar postąpił kilka kroków jak posłuszne dziecko. Którym zawsze był, pomyślała Linnea.

Odepchnęła się od ściany. Musi uciec jak najdalej od tego miejsca i znienawidzonej babki. Lecz lady Hariett zatrzymała ją w drzwiach. Tym razem jej oczy błyszczały zaciekawieniem.

– Jesteś brzemienna? – Patrzyła na wnuczkę jak sęp pragnąc dostać się do jej mózgu i poznać wszystkie jej tajemnice. Kościste palce wbiły się w ramię dziewczyny. – Powiedz mi prawdę. Jesteś?

Linnea w tej chwili oddałaby wszystko, byle tylko moc odpowiedzieć twierdząco. Absolutnie wszystko. Powody tego były niezmiernie powikłane, ale chęć – bardzo wyraźna. Marzyła o tym, by moc powiedzieć „tak”. Niestety, nie mogła.

– Nie wiem – odpowiedziała szczerze. Ze smutkiem.

Nic potrafiła powiedzieć, czy lady Harriet jest zadowolona, czy nie. Ona. Linnea, była załamana. Zrozpaczona. Miała już swoja szansę posiadania męża i urodzenia mu dzieci. Szansę, która nigdy się więcej nic powtórzy, ponieważ żaden mężczyzna już jej nie zechce.

Nie to nic było wcale najgorsze. Najgorsze było to, ze ona nie będzie już nigdy pragnęła żadnego innego mężczyzny.

Загрузка...