8

Przyszedł.

Obserwowała zbliżającą się ku La Roche de Roald armię, której sztandary łopotały na wietrze.

Ludzie Anny stali wzdłuż południowej ściany murów obronnych. Fouke i Haarold, wasale z sąsiadujących ze sobą lenn, odpowiedzieli na jej wezwanie i każdy przywiódł ze sobą małą drużynę. Haarold był wysokim, kościstym mężczyzną w średnim wieku, któremu grymas niezadowolenia przyrósł do twarzy, a usta wydawały się nieustannie krytycznie wykrzywione. Fouke był jego przeciwieństwem, pogodny i uśmiechnięty, krępy, nawet nieco otyły mężczyzna o przerzedzonych jasnych włosach, spod których wyzierała równie jasna skóra głowy.

Haarold zabrał ze sobą syna, Paula, którego właśnie pasowano na rycerza. Ciemnowłosy młodzian o krzaczastych brwiach przez większą część poranka gapił się na Annę, która naradzała się z rycerzami. Zdołała im uświadomić, że wszelkie próby objęcia przez któregokolwiek z nich dowództwa są bezcelowe, bo decyzje będzie podejmować ona.

Przednia straż armii Gurwanta podeszła bliżej. Dziewczyna dostrzegała już błysk słońca na ostrzach broni i zbrojach, czarne lub szkarłatne płaszcze rycerzy i sztandary.

Wróg wiódł ze sobą przeszło setkę ludzi. Ona miała pięćdziesięciu, i to tylko dzięki temu, że zwolnieni wreszcie z kwarantanny ludzie Morvana zgodzili się walczyć po jej stronie w zamian za srebro. Posłała Carlosa do Brestu z prośbą o pomoc stacjonującego tam angielskiego garnizonu, ale koniuszy nie zdążył jeszcze wrócić z odpowiedzią.

Trzy godziny później zakuta od stóp do głów w zbroję Anna dosiadła wierzchowca i stanęła na wprost bramy, mając Fouke’ego i Haarolda po lewej, a Ascania i Morvana po prawej ręce.

Krata w bramie powoli się podniosła. Dwóch dźwigających jej sztandary służących ruszyło przodem po zwodzonym moście. Na polu przed bramą pojawiło się pięciu konnych. W środku stał Gurwant.

W południowym słońcu Anna przyjrzała mu się dyskretnie. Z trudem rozpoznała w mężczyźnie młodzieńca, który z wyraźną niechęcią zmusił się do zaręczynowego pocałunku. Był teraz równie wysoki jak Morvan, o głowę wyższy od swych rycerzy. Miał szerokie ramiona. Jasnoblond włosy opadały na policzek. Był przystojny na swój posępny sposób, a jego twarz wydawała się groźniejsza przez wąską długą szramę, przecinającą lewy policzek.

Zatrzymał się w odległości pięćdziesięciu kroków. I wtedy Anna nabrała pewności, że rzeczywiście ma przed sobą wroga z dzieciństwa, bo oczy, którymi świdrował jej rycerzy, były bardzo blade, błękitne i zimne jak lód.

Morvan i Haarold ruszyli konno do przodu, to samo uczynili rycerze Gurwanta stojący na flankach. Utworzyli regularne koło.

– Nazywam się Gurwant de Beaumanoir. Przyjechałem porozmawiać z lady Anną de Leon.

Fouke pochylił się w siodle do przodu.

– Przywiodłeś ze sobą armię, żeby porozmawiać? Czego chcesz od tej damy?

– To moja żona.

– Nieprawda. Wasze zaręczyny zostały unieważnione. I to dwukrotnie. Za drugim razem przez samego papieża. Posłano ci kopię dokumentu.

– Nic nie wiem o żadnym unieważnieniu. Czy jest tu ktoś, który mógłby to poświadczyć? Nie? Porozmawiam z panią. Pozwólcie mi wejść lub poproście ją tutaj. Powiedzcie jej, że mąż po nią przyjechał.

Anna uniosła ręce i zdjęła z głowy hełm. Blond włosy rozsypały się na ramionach, a wiatr rozwiewał puszyste loki.

Twarz Gurwanta przez ułamek sekundy wyrażała zaskoczenie, ale natychmiast zaczął się jej przypatrywać zwężonymi oczami.

– Nie spodziewałem się zobaczyć cię w zbroi. Powinnaś być zadowolona z mego przybycia, skoro śmierć brata zmusiła cię do zachowania tak całkowicie sprzecznego z naturą. Kiedy La Roche de Roald znów będzie miało swego pana, uwolnisz się od konieczności noszenia oręża.

– Żelazo, które mam na sobie, pasuje jak ulał do mego żelaznego postanowienia, że nigdy nie zostaniesz panem La Roche de Roald, Gurwancie.

Podjechał do niej bliżej.

– Będę miał ten zamek, Anno. I będę miał ciebie. – Pochwycił okrytą żelazną rękawicą ręką pukiel powiewających na wietrze włosów dziewczyny.

Wyczuła, że jej rycerze zamierzają zaprotestować. Podrosła rękę, by ich powstrzymać i wyrwała włosy z dłoni Gurwanta.

Lodowate oczy wpatrywały się w jej twarz.

– Zmieniłaś się. Jesteś śmielsza. I piękna.

– Ty także się zmieniłeś. – Anna zirytowała się, że Gurwant próbuje ją uwodzić takimi prymitywnymi kłamstwami. – Podrosłeś.

– Tak. – Zmierzył ją wzrokiem. – Teraz nawet dla ciebie jestem wystarczająco potężnym mężczyzną.

Dziewczyna ugryzła się w język, ale chyba się domyślił, że chciała napomknąć o jego impotencji, bo Gurwant spojrzał na nią zwężonymi źrenicami.

– Poddaj się od razu. Wiem, że twoja obrona jest żałośnie słaba. Możesz ocalić życie swoich ludzi.

– Jeśli chodzi o obronę, to sytuacja się zmieniła. Spójrz na mury i policz łuki wycelowane w tej chwili w ciebie. Ten zamek nigdy nie został zdobyty, Gurwancie. I tobie także nie uda się go zdobyć.

– Sama mi go poddasz – odpowiedział rycerz z pewnym siebie uśmiechem. – Nawet tydzień nie minie, a znajdziesz się w moim łożu.

Zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów. Podniósł rękę i mocno klepnął nią w okryte zbroją udo dziewczyny. Brzęk metalu uderzającego o metal ostro zabrzmiał w lodowatej ciszy, która zapadła po jego ostatnich słowach.

– Spójrz na nas, pani. Jesteśmy dla siebie stworzeni. Pomyśl, jakich będziemy mieli synów.

Odwrócił się i odjechał wraz ze swymi rycerzami.


Po wieczerzy Anna schroniła się w swojej komnacie, żeby pobyć trochę w samotności. Zamek wydawał jej się teraz strasznie zatłoczony. W barakach umieściła dodatkowych ludzi, a przy wysokim stole zasiedli z nią Fouke i Haarold. Dorastała w klasztorze, w ciszy i samotności, i teraz odkryła, że bez nich nie jest w stanie jasno myśleć.

Usiadła na łożu, starannie rozczesała gęstwinę włosów, wygładziła je i zwinęła w węzeł. Próbowała przypiąć je do głowy spinkami, wyjmowanymi ze stojącego obok pudełka.

Usłyszała pukanie do drzwi i zawołała, żeby wejść. To pewnie służąca przyszła zawiadomić, że nie udało jej się nigdzie znaleźć Catherine. Ostatnio coraz trudniej było zlokalizować siostrę Anny.

Nadal wsuwała spinki we włosy, próbując jednocześnie utrzymać węzeł na właściwym miejscu. Ale niesforne loki ciągle wymykały jej się z palców. To było zadanie dla dwóch osób i właśnie dlatego Annie potrzebna była Catherine.

Siedziała plecami do drzwi, ale usłyszała kroki.

– Podejdź bliżej. Mogłabyś przytrzymać mi włosy?

Służąca objęła ciężki węzeł i mocno przytrzymała go na karku. Anna wpięła jeszcze kilka spinek i poczuła, że wreszcie udało jej się okiełznać włosy i ułożyć je w prawdziwą fryzurę. I to bardzo porządnie. Niezwykle schludnie. Przypięła jeszcze cieniutki welon i opuściła go na twarz.

– I co o tym sądzisz? – zapytała, odwracając się.

Za jej plecami nie było służącej, tylko Morvan.

Anna poczuła, że krew napływa jej do policzków.

– Co ty tu robisz?

– Ascanio mnie przysłał. Nie mógł przyjść osobiście, bo odwołał go Josce. Są nowe wiadomości. Drugi rycerz z mojego oddziału, John, umknął przez mury.

– Nie ulega wątpliwości, że u Gurwanta widział dla siebie lepsze szanse. Ale jeśli nie jest lojalny, to lepiej, że nas opuścił.

– Owszem. Pozostałe wieści są bardziej podnoszące na duchu. Właśnie wrócił twój koniuszy, Carlos. Przypłynął z Brestu. Przywiózł dziesięciu łuczników, których zakwaterował w mieście. Będą śledzić ruchy w obozie Gurwanta i dołączą do nas, kiedy nastąpi atak. Miasto nie wystawi własnych strażników, ale Carlos twierdzi, że kupcy obiecali opłacić każdego człowieka, który zdecyduje się walczyć po twojej stronie. Może pięciu lub sześciu się zdecyduje, nie więcej. To nie są przecież żołnierze.

– To rzeczywiście dobre wiadomości.

Morvan przyglądał się rozrzuconym na łóżku welonom i wstążkom, a potem przeniósł wzrok na praktyczną jasnobrązową suknię, którą Anna miała na sobie. Dopasowana w ramionach szata spływała do stóp w miękkich fałdach. Mały dekolt obszyty był skromną lamówką.

– Co robisz? – spytał.

Morvan jeszcze nigdy nie widział Anny w sukni, stąd jego dociekliwość.

– Przyzwyczajam się do kobiecych strojów. – Wzięła do ręki welon i złożyła go starannie. – To naprawdę strasznie pracochłonne.

– Większość dam ma służące do pomocy. – Morvan zaczął pomagać dziewczynie w składaniu delikatnych szat.

– Mogę się o to zatroszczyć. Ale po przejściu zarazy została tylko jedna dobrze wyszkoloną pokojówka i oddałam ją Catherine. Nigdy nie chciałam mieć osobistych służących. Człowiek nie może zostać sam. Zawsze są przy nim. – Wstała i wrzuciła welony do szuflady, z której je wcześniej wyjęła.

– A dlaczego postanowiłaś zacząć się przyzwyczajać do kobiecych strojów?

Anna kucnęła i zaczęła szperać w szufladzie w poszukiwaniu srebrnego łańcucha matki.

– Myślę, że już niedługo znów zacznę nosić suknie. Poruszanie się w tych zwojach tkanin wymaga pewnej wprawy, którą utraciłam.

Morvan podszedł bliżej i stanął tuż obok niej. Jego noga dotykała niemal ramienia dziewczyny.

– A reszta? Włosy, biżuteria?

Wstała i stanęła z nim twarzą w twarz.

– Wierzę, że Bóg nas nie opuści i wygramy walkę z Gurwantem. Ale muszę być przygotowana do negocjowania z nim warunków kapitulacji, gdyby zaszła taka konieczność. Wydaje mi się, że gdyby do tego przyszło, mogłabym więcej uzyskać, gdybym się tak ubrała.

Morvan cofnął się o krok i uważnie przyjrzał się Annie.

– Podejrzewam, że już postanowiłaś, jakie postawisz warunki kapitulacji. Gdyby zaszła taka konieczność.

Dziewczyna oblizała wargi i poczuła, że znów się rumieni. Naprawdę w kobiecym stroju czuła się bardzo nieswojo. Nie miała wprawy w byciu kobietą i żadne suknie ani welony świata nie były w stanie tego ukryć. Ale Gurwant chciał ziemi, a nie jej. Suknie miały świadczyć o ustępstwie, by go nie antagonizować.

– O jakie warunki chcesz poprosić?

– Poproszę, żeby wszyscy rycerze, twoi ludzie oraz Catherine i Josce mogli wyjść z zamku i bezpiecznie opuścić nasze dobra. Poproszę też o ochronę moich ludzi i miasta przed rabunkiem.

– A dla siebie? Jakie warunki chcesz wynegocjować dla siebie?

– Dla siebie nie poproszę o nic. Zresztą Gurwant nie honorowałby żadnych zobowiązań, nawet gdyby się zgodził na moje Trunki. – Podeszła do paleniska. Czym innym było rozważanie wszystkiego w samotności, a czym innym mówienie o tym głośno. Teraz wydawało się to bardziej realne, bardziej prawdopodobne.

– Postanowiłaś więc się poddać. Oczywiście, gdyby okazało się to konieczne.

– Kto tu mówi o poddaniu się? – Anna spojrzała na Morvana przez ramię. – Z mojego balkonu do skał na dole jest bardzo daleka droga, Natychmiast znalazł się tuż za nią, położył jej ręce na ramieniu i odwrócił ją twarzą do siebie.

– Chyba nie mówisz poważnie! Nie możesz przecież planować rzucenia się z balkonu w przepaść!

Anna uświadomiła sobie, że popełniła błąd, mówiąc mu o tym. Żadna siła nie zdoła zmusić obrońców do opuszczenia zamku, jeśli będą sądzić, że ona zamierza zrobić coś podobnego.

– Rzucić się w przepaść? Nie, myślałam raczej, żeby zepchnąć tam Gurwanta.

Morvan uważał najwyraźniej, że w zaistniałej sytuacji morderstwo jest zdecydowanie lepszym wyjściem niż samobójstwo, bo opuścił ręce.

– Podejrzewam, że rano przeciwnicy nie będą już mieli tak znacznej przewagi liczebnej – rzekł. – Rozmawiałem wczoraj w kręgu z niemieckim rycerzem i wspomniałem mu, że ostatnio mieliśmy w zamku zarazę. Byłbym zdziwiony, gdyby w nocy co najmniej dziesięciu z nich nie wymknęło się z obozu. Niewątpliwie to dzielni rycerze, ale z epidemią nie da się walczyć za pomocą miecza.

Był mądry. Pewnie najmądrzejszy z łudzi, jakich Anna w życiu spotkała. I taki przystojny. Zawsze zdawała sobie z tego sprawę, ale dziś wieczór w jakiś szczególny sposób zwracała uwagę na piękne rysy twarzy i szczupłe, silne ciało, które znała o wiele lepiej, niż przystoi dziewicy. Może sprawił to strój. Może ubrana w kobiece fatałaszki zaczynała myśleć jak głupiutka kobietka.

– To znakomita wiadomość. – Anna z odrazą spojrzała na spódnicę. – W tej sytuacji jeszcze nie ma potrzeby przyzwyczajać się do noszenia sukni.

– Nie, twoja przezorność nie jest pozbawiona sensu. Tylko w niewłaściwy sposób do niej podchodzisz. Jeśli już przyjdzie do tego, że będziesz zmuszona podjąć negocjacje z Gurwantem, powinnaś być inaczej ubrana.

– W zbroję? W kaftan i rajtuzy? Dlaczego nie w sukni, którą mam na sobie?

– Kobieta nie powinna negocjować z mężczyzną ubrana jak zakonnica. Czy to suknia przywieziona z klasztoru? Za bardzo przypomina habit i przynajmniej od dwudziestu lat jest niemodna. Teraz na suknie zużywa się zdecydowanie mniej materiału. Pokażę ci. – Podszedł do Anny i odgarnął do tyłu fałdy po obu bokach, aż szata nabrała linii, opływającej kibić dziewczyny. – Służące na pewno będą umiały skroić taki fason.

Spojrzała w dół na siebie. Teraz zarys piersi i bioder stał się wyraźnie widoczny.

– Rozumiem, moje szaty mają być podobne do sukien Catherine.

– Jej suknie także są zbyt sute w stosunku do fasonu, o którym mówię.

– Skąd tyle wiesz o kobiecych strojach?

Morvan cofnął się o krok i przyjrzał się efektowi, który udało mu się osiągnąć.

– Przecież żyłem na dworze, gdzie tego typu sprawy są najważniejszym tematem rozmów. A poza tym moja siostra wyszła za kupca bławatnego.

Stał bardzo blisko Anny, dotykał jej bioder. Ogarnęło ją jakieś żenujące podniecenie. Zesztywniała, żeby powstrzymać drżenie. Zdradził ją jednak lekki rumieniec i wiedziała, że Morvan to zauważył.

Ukryła zakłopotanie, okazując żywe zainteresowanie krojem sukni.

– Już rozumiem, co masz na myśli. Muszę przerobić tę suknię. Tak na wszelki wypadek. – Wyjęła mu materiał z rąk i zrobiła ruch, jakby chciała odejść.

Nie pozwolił jej. Zdecydowanym ruchem przesunął lewą rękę na plecy dziewczyny i zatrzymał ją w miejscu. Spojrzał jej w oczy. Zobaczyła w głębi ciemnych oczu Morvana płomień i gwałtownie złapała oddech.

On tymczasem szybkim ruchem zdjął jej z głowy welon. Dziewczyna odprowadziła wzrokiem miękko opadający na podłogę woal, a Morvan zaczął wyciągać jej spinki z włosów. Oswobodzone loki rozsypały się na ramiona.

– I jeszcze jedno: kiedy kobieta zamierza negocjować z mężczyzną, nie powinna ukrywać swej urody. – Palce Morvana przesunęły się wzdłuż głowy dziewczyny w poszukiwaniu ostatnich spinek. – Naszą męską słabością jest to, że im bardziej jesteśmy zachwyceni, tym bardziej stajemy się hojni. – Pochwycił gęstwinę loków i podniósł je do nosa, by poczuć ich zapach. – Kiedy je ścięłaś? W klasztorze czy w czasie choroby?

– W klasztorze – szepnęła tak cicho, że niemal nie słyszała własnych słów.

– Są piękne. Już nigdy ich nie ścinaj.

Chciała mu wyjaśnić, że w klasztorze zawsze obcina się włosy. Ale nie była w stanie wydobyć z siebie głosu, bo Morvan znów na nią patrzył. Jego oczy, w których znów tańczyły iskierki, szukały jej wzroku. Klasztor nagle oddalił się o tysiące kilometrów, a termin powrotu doń przesunął się w jakąś niezwykle odległą przyszłość.

Morvan był wyraźnie rozbawiony, kiedy mówił z nią o strojach, teraz jednak uśmiech zniknął z jego twarzy, która stała się niemal surowa, a czarne oczy płonęły w niej niesamowitym ogniem. Anna wiedziała, że powinna go odepchnąć, ale nie mogła się na to zdobyć. Męska ręka na jej plecach zdawała się parzyć; ożywione aż do bólu ciało dziewczyny czekało na coś, co ma nastąpić. Wydawało jej się, że stoją tak już od niepamiętnych czasów, ni to złączeni, ni to rozdzieleni.

Morvan spojrzał na jej szyję.

– A tej sznurówki nie ściąga się tak mocno, żeby aż dusiła.

Anna śledziła szeroko otwartymi oczami palce mężczyzny, które powoli rozwiązały węzeł i leniwie rozsznurowywały suknię. Ruchy miał bardzo wolne, jakby działał z pełnym wyrachowaniem, wiedząc, jakie wywołuje w Annie uczucia.

Oparł dłoń nad piersiami dziewczyny, podczas gdy jego palce nie ustawały w swej pracy. Kiedy skończył, nie cofnął ręki; dotykał czubkami palców odsłoniętej przed chwilą skóry.

Jak cudownie było czuć jego dotyk! Podniecający i uspokajający, niebezpieczny i dający poczucie bezpieczeństwa równocześnie.

Anna podniosła głowę i spojrzawszy na Morvana, zacisnęła zęby.

– Kiedy negocjujesz z mężczyzną, nigdy nie patrz na niego w taki sposób – ostrzegł cichym głosem. – Może uznać to za wyzwanie i poczuć przymus pokazania ci, gdzie jest miejsce kobiety.

– A gdzie jest to miejsce?

– Tutaj. – Gwałtownym ruchem przyciągnął ją do siebie i przytulił tak mocno, że poczuła jego siłę i żar.

Walczyła z nieodpartą reakcją własnego ciała, ale ręce, które uniosła, by odepchnąć Morvana, zacisnęły się na jego bilionach. Musiała się poddać, musiała oddać mu kontrolę nad sobą.

On tymczasem rozsunął materiał, uwolniony przed chwilą z więzów sznurówki. Pochylił głowę i dotknął wargami obnażonego ciała. Delikatne pocałunki sprawiły, że Annie wydawało się, iż wbijają się w nią płonące strzały. Gwałtownie złapała oddech i mocniej objęła jego ramiona. Morvan wsunął palce we włosy dziewczyny, podniósł jej głowę i poszukał ustami jej warg.

Pierwszy prawdziwy pocałunek całkowicie odebrał jej siłę. Zabrał ją aż do gwiazd, wysoko ponad La Roche de Roald i jego problemy. Na całym świecie nie było nikogo poza tym mężczyzną, który wypełnił ją tak obezwładniającymi wrażeniami.

Pocałunek był delikatny, był muśnięciem warg, subtelnym skubaniem kącików ust. Ale po chwili nacisk męskich warg stał się natarczywszy, obejmujące ją ramiona bardziej wymagające. Przycisnął ją mocniej; wyczuwała piersiami prężące się mięśnie męskiego torsu. Gdy powiódł językiem wzdłuż warg Anny, instynktownie je rozchyliła, a wtedy natychmiast znalazł się wewnątrz i dotknął podniebienia. Przebiegło ją cudowne drżenie.

Wargi Morvana przesunęły się powolutku ku szyi i uchu Anny, by po chwili wrócić znów do ust. Ale tym razem żądały, były głodne. Męskie dłonie przesunęły się w dół pleców i zawędrowały na biodra; palce budziły w dziewczynie kolejne fale rozkoszy.

Pomyślała, że osiągnęli taką bliskość, jaka tylko jest możliwa między ludźmi, ale Morvan wsunął w tym momencie dłonie pod jej pośladki i przyciągnął ją do swych bioder. Wyczuła napierającą na nią męskość i wreszcie dotarła do niej rzeczywistość tego, co się między nimi dzieje. Zesztywniała.

Natychmiast to wyczul, zatrzymał się i spojrzał na nią; trzymał ją na uwięzi tymi niesamowicie płonącymi oczami, które żądały od niej tego, czego jeszcze nikt nigdy nie ostał.

– Nie bój się. Nigdy cię nie skrzywdzę. – Pieszczotliwie powiódł ręką wzdłuż ciała Anny. Jego palce zamknęły się wreszcie wokół piersi.

Nie była przygotowana na niezwykłą intensywność tego doznania. Krzyknęła i gwałtownie wciągnęła oddech. Usta Morvana natychmiast znalazły się na jej wargach. Palcami odnalazł sutki Anny i zaczął je delikatnie pocierać przez cieniutki materiał. Mózg dziewczyny przestał pracować, jakby zamroczony niepomnym na wszystko szaleństwem. Przylgnęła do mężczyzny, jakby chciała się z nim stopić.

Dłonie Morvana tańczyły po jej ciele z mistrzostwem, potęgowały rozkosz, aż stała się jakaś ostra, gwałtowna, domagająca się czegoś. Dziewczyna otworzyła oczy. Patrzył na nią, obserwował, jak reaguje na każdą nową pieszczotę. Podniosła rękę i dotknęła jego gorącej twarzy.

– Tak – powiedział, jakby ten dotyk był pytaniem albo jakby pomógł mu podjąć decyzję. Pocałował ją zaborczo. Pogłębiał i przedłużał pocałunek, a jego ręka sunęła w dół ciała dziewczyny. Gładził jej udo, podciągając coraz wyżej spódnicę sukni.

Jakby w odpowiedzi na coraz bardziej podniecający, coraz bardziej intymny dotyk, Anna przylgnęła do niego. Czuła koncentrujące się w biodrach i udach pełne oczekiwania drżenie. Westchnęła z ulgą, kiedy poczuła wreszcie dotyk szorstkiej, rozpalonej dłoni na nagiej skórze uda. Wreszcie zaczął pieścić jej nabrzmiałą kobiecość.

Dręczące pożądanie, które wybuchło gwałtownie wewnątrz ciała Anny, doprowadzało ją do szaleństwa. Zaczęła okrywać twarz i szyję Morvana pocałunkami. Bez słów starała się pospieszyć tempo, przyciągnąć ten niosący słodką torturę, badawczy dotyk do ukrytego między nogami centrum męki.

I nagle w jej świadomość wdarł się jakiś dźwięk z innego świata i strącił ją z gwiazd. Całkowicie oszołomiona i zażenowana, wylądowała w pobliżu paleniska, w jej własnej komnacie na zamku La Roche de Roald.

Morvan objął niemogącą złapać tchu dziewczynę.

– No, wreszcie udało mi się zwrócić waszą uwagę – zabrzmiał wyraźnie rozdrażniony głos Ascania zza pleców Anny. – Czy wy oboje straciliście rozum?

Anna ukryła twarz na szyi Morvana. Wszyscy święci, jak długo Ascanio ich obserwował?!

– Zostaw nas samych, księże – poprosił Morvan.

– Nie wydaje mi się, bym mógł. I mówię to nie jako ksiądz, a jako rycerz, który widzi damę w opresji.

Pożądanie nadal pulsowało w ciele Anny. Podniosła wzrok na Morvana i zwróciła uwagę na jego płonące wściekłością oczy. Zerknęła przez ramię; Ascanio stał na szeroko rozstawionych nogach, z rękami opuszczonymi po bokach, w postawie wyrażającej gotowość do walki, jeśli zostanie do niej zmuszony.

– Musisz już iść. – Dziewczyna wysunęła się z ramion Morvana.

Piorunujące spojrzenie czarnych oczu spoczęło teraz na niej i gniew rozwiał się niemal w tej samej chwili. Pocałował ją delikatnie. Opuścił ramiona, które jeszcze przed chwilą ciasno obejmowały ciało Anny, i szybko wyszedł z komnaty.

Kucnęła przy palenisku i wpatrywała się w płomienie. Panująca w pokoju cisza zdawała się krzyczeć.

– Drzwi były otwarte – powiedział w końcu Ascanio. – Służąca wróciła, zobaczyła was i pobiegła po mnie.

– Będzie plotkować.

– Dopilnuję, żeby trzymała język za zębami. Zagrożę wiecznym potępieniem. To zazwyczaj skutkuje.

W Annie nadal pulsowało zmysłowe pobudzenie, wydawało jej się, że wyczuwa obecność Morvana. Pragnęła zatrzymać to uczucie jeszcze przez chwilę.

– Jeśli czekasz na moją spowiedź, to przyjdź jutro – powiedziała.

– Prawdę mówiąc, czekam, żeby się upewnić, czy on nie wróci. Tacy mężczyźni jak Morvan nieprzywykli do wyrzeczeń. A poza tym nie masz się z czego spowiadać. W tym, co tutaj zaszło, nie było twojej woli.

Nie, rzeczywiście nie było w tym jej woli; była jej całkowicie pozbawiona. On ją jej zabrał, wziął w posiadanie, zdominował ją z równą łatwością, z jaką zdjął welon z włosów. Teraz nic jej to nie obchodziło, ale przeczuwała, że już wkrótce bardzo będzie niezadowolona z tej części wydarzeń.

– Żałuję, że przyszedłeś – wyznała.

Ascanio ukląkł przy niej i ujął obie ręce dziewczyny. Anna nie odrywała oczu od hipnotyzującego tańca płomieni, tak przypominających blask czarnych oczu Morvana.

– Anno, nie próbuję zapobiec, byś poznała kobiece uczucia. Jeśli wybierzesz klasztor, to twoja decyzja nie powinna wynikać z nieświadomości. Ale twoja pozycja tutaj jest dość delikatna. Jeśli twoi ludzie dowiedzą się, że pokładasz się z rycerzem, za którego nie masz zamiaru wyjść za mąż, to całkowicie zmieni twój wizerunek w ich oczach. Jesteś dla nich wcieleniem wszelkich cnót, mogliby się od ciebie odwrócić.

Spojrzała mu w twarz i dopiero w tym momencie rozwiało się jej wrażenie, że nadal obejmują ją ramiona Morvana.

– Anno, czy ty pragniesz tego mężczyzny? Wyszłabyś za niego, gdyby to było możliwe?

Zastanowiła się. Przyjemnie było znajdować się w jego ramionach, nie była jednak pewna, czy sprawiałoby jej przyjemność życie pod jego pantoflem. A małżeństwo postawiłoby ją w takiej właśnie pozycji, co do tego nie miała wątpliwości. Dziś wieczór dowiedziała się, że wystarczy, by Morvan jej dotknął, a ona sama osobiście zatrzaśnie na własnych rękach kajdany. Zmysły są rzeczywiście śmiertelnie niebezpieczne!

Ale, wielki Boże, potrafią dać tyle rozkoszy! Posmutniała na myśl, że mogłaby już nigdy więcej tego nie doznać.

– Nie chcę wychodzić za nikogo, Ascanio. Nawet dzisiejszy wieczór nie wpłynął na zmianę mojego postanowienia. A poza tym, nawet gdybym chciała wyjść za mąż, nie mogłabym wybrać sobie, kogo zechcę. Decyzja należałaby do księcia, a niewykluczone, że Fouke i Haarold mogliby nawet dojść do porozumienia z Gurwantem. Znaleźliby dla siebie jakieś z pozoru rozsądne usprawiedliwienie, gdyby dzięki temu mogli zachować swe prawa i ziemie. Nie zapomniałam, że tylko decyzja przywdziania habitu może mnie przed tym uchronić. A do tego Morvan jest Anglikiem. A ten majątek musi znajdować się we władzy bretońskiego rodu.

Twarz Ascania wyrażała głębokie przejęcie.

– Przestań się tak zamartwiać – ciągnęła Anna. – Nie mam żadnych złudzeń co do Morvana i co do tego, czym jest dla niego kobieta taka jak ja. Nie mam zamiaru żyć według wskazań tych głupich pieśni trubadurów i usychać z tęsknoty za kimś, kogo nie mogę mieć i kto mnie wcale nie pragnie.

– Powiedziałbym raczej, Anno, że jest absolutnie oczywiste, iż on cię pragnie.

Czyżby? Nikt dotychczas jej nie pragnął. Nie, on chciał tylko La Roche de Roald. Anna cofała się przed tą myślą, ale uparta myśl nie chciała jej opuścić. Tylko tak można było wszystko wytłumaczyć, choć to wyjaśnienie dodawało goryczy wspomnieniom słodkich chwil, które stały się niedawno jej udziałem. Gurwant przyprowadził całą armię, żeby zdobyć ten majątek, Morvan uznał, że do osiągnięcia tego samego celu wystarczą mu oszałamiające czarne oczy i równie oszałamiający dotyk szorstkich dłoni.

Anna wstała i wygładziła spódnicę. Ze smutkiem poczuła, że opuszcza ją magia świeżych przeżyć.

– Muszę się z nim spotkać i wyjaśnić sytuację.

Ascanio położył jej dłoń na ramieniu.

– Ja z nim porozmawiam. Już późno. Idź spać.


Morvan leżał w swej komnacie, przebudowanej z dawnej sieni. Ciągle jeszcze miał przed na wpół zamkniętymi oczami obraz długiej nagiej nogi i uniesionej spódnicy, która ledwo ledwo zakrywała wejście do raju. Wspomnienie jasnej skóry Anny, zarazem miękkiej i naprężonej pod jego dotykiem, znowu go rozpaliło. Już same marzenia były wystarczająco frustrujące, lecz teraz, kiedy mogły się karmić wspomnieniami rzeczywistych wydarzeń, stały się śmiertelnie niebezpieczne.

Powtarzał sobie, że Anna jest kobietą, której co prawda pragnie, ale której nie może zdobyć. Wierzył, że zaakceptował jej poświęconą Bogu przyszłość, ale słowa Johna ożywiły pożądanie, które – tak mu się przynajmniej wydawało – stłumił, a wydarzenia dzisiejszego wieczoru całkowicie zmieniły jego postanowienie.

Zdawał sobie sprawę, że powinien był nad sobą zapanować, ale przekraczało to jego możliwości. Boże, jak bardzo cieszył się, że zapanował nad wolą Anny, jak upajał się jej drżeniem w swych ramionach, widokiem prężących się piersi dziewczyny. Kiedy jej dotknął, spodziewał się urazy, wzywania wszystkich świętych na pomoc. A tymczasem napotkał żar, który jeszcze bardziej rozpalił płonący w nim ogień, nieodkrytą do tej chwili namiętność, która groziła pochłonięciem ich obojga.

Znów w myśli Morvana wdarły się niechciane wspomnienia, jak dziewczyna z zaskoczeniem chwytała oddech, jak narastało w niej drżenie.

Nagle skrzypnęły otwierane drzwi komnaty i wypłoszyły jego sny na jawie.

– Ty samolubny, arogancki łajdaku! – wrzasnął Ascanio i zatrzasnął za sobą drzwi. Po czym zalał go powodzią włoskich przekleństw, jakby zapomniał nagle francuskiego.

– Dowiodłeś odwagi, przychodząc tutaj, księże. Nie prowokuj mnie.

– Dobrze, że nazwałeś mnie księdzem, bo to powinno ci przypomnieć, że to właśnie ja wysłuchałem twojej spowiedzi. Nie wystarczy ci, że zaciągnąłeś do łoża wszystkie kobiety na dworze angielskim i połowę w Gaskonii? Jeszcze ci mało znaczonej cudzołóstwem drogi przez całą Normandię i Francję? Twoi ludzie zabijają czas, opowiadając sobie historyjki o twoich bezeceństwach z kobietami. Wszystkie tutejsze panny dałyby się za ciebie pokroić, ale skoro zwróciłeś swe żądze ku czystej dziewicy, to znaczy, że nic nie wiesz o mężczyznach!

– Bardzo przeceniasz moje doświadczenia – stwierdził Morvan. Wstał z łóżka i wyprostował się.

– Śmiem wątpić. Co masz na myśli?

– Albo ja jestem całkiem głupi, albo ty już od tak dawna jesteś księdzem, że całkiem zapomniałeś, jak to jest.

– Czyżbyś był tak zepsuty, że tylko zniszczenie kobiety może ci sprawić przyjemność?

– To nie tak. Pragnąłem jej od pierwszej chwili.

– Zawsze sięgasz po to, czego zapragniesz?

– Gdyby tak było, wziąłbym ją już pierwszej nocy – odparł Morvan. – Zachowała aż do tej pory dziewictwo tylko dlatego, że jej na to pozwoliłem.

– Tak sądzisz? W takim razie mam dla ciebie złą wiadomość. Anna szybko się uczy. Do tej pory była dla ciebie równym przeciwnikiem pod każdym innym względem, od dziś będzie także i w tej dziedzinie. Twoja gra z nią dobiegła końca i to na szczęście dla wszystkich.

– W tej sprawie wyciągnąłeś całkowicie bezpodstawne wnioski. Żywię głębokie uczucia do tej dziewczyny.

Zaszokowanego Ascania opuściła cała wściekłość.

– Boże, ratuj! – zawołał. – Przecież wiesz, że to niemożliwe, prawda? Wiesz, że musisz trzymać się od niej z daleka.

– Żeby mogła wrócić do klasztoru? Albo zginęła podczas bitwy? Ukształtowałeś Annę, jak chciałeś, prawda? Mężczyzna nie mieści się w twoich planach uczynienia jej świętą?

– Jeśli ją choć trochę znasz, to musisz wiedzieć, że sama zadecydowała o swoim życiu i wizerunku. Bóg obdarzył ją inteligencją i pragnieniem wolności. Mężczyzna nie mieści się w jej planach.

– Ty uczyłeś ją posługiwać się bronią. Ty pozwoliłeś jej brać udział w walce i ubierać się po męsku. Ty pomogłeś jej wyrzec się kobiecości.

– Powstrzymanie jej nie leżało w mojej mocy. To warunki życiowe sprawiły, że stała się właśnie taka. Wymagały tego od niej. Gdyby nie odrzuciła kobiecości, co by jej zostało? Łoże w zaaranżowanym małżeństwie? Nie twoje łoże, zapewniam cię. Łoże innego mężczyzny. Wyobraź to sobie. Wyobraź sobie Annę, zajmującą się całymi dniami haftem, a w nocy pozwalającą komuś używać swego ciała, a potem powiedz mi, że powinienem starać się przekonać ją do kobiecych obowiązków.

Morvan podszedł do kominka, położył głowę na zagiętym ramieniu, które oparł o kamienne obramowanie, i całym ciałem chłonął ciepło.

– Ona jest tak piekielnie niewinna. Tak kompletnie nie orientuje się, co ze mną wyczynia. I tak całkowicie nieświadoma, co czeka ją tam, w polu. – Morvan odwrócił się i spojrzał na Ascania. – Wiesz, czym się dzisiaj zajmowała? Planowała sposoby poddania się, jeśli przegramy. Ćwiczyła sposoby i techniki negocjacji. – Roześmiał się z goryczą. – Zauważyłeś, jak Gurwant na nią patrzył? Wiem, co mu chodziło po głowie, i mało brakowało, a ubiłbym go tam na miejscu.

Wyraz twarzy Ascania świadczył o tym, że i on to zauważył i nie podobało mu się to ani odrobinę bardziej. Nawet ksiądz rozpozna wartą grzechu kobietę, kiedy ją spotka. Gurwantowie tego świata po prostu nie mogą jej przeoczyć. Błękitne oczy Gurwanta pozostały zimne, ale jego mózg dokonał natychmiastowej zmiany oceny i zaczął snuć nowe plany. Zbroja nie na wiele się zdała, a Morvan tak na nią liczył. Ryzyko wzrosło jeszcze, kiedy Anna zdjęła hełm.

– Czy zwróciłeś uwagę na bliznę na jego policzku? To jej sprawka. – Opowiedział Ascaniowi o nocy po uroczystości zrękowin.

– Jest tylko jej słowo przeciw jego słowu, że mu się nie powiodło – stwierdził ksiądz, kiedy Morvan skończył.

– Nie wierzysz jej?

– Wierzę, ale inni mogą mieć wątpliwości. Dowodem prawdziwości jej słów może być jedynie jej dziewictwo. W innym wypadku… – Ascanio wymownie spojrzał w oczy rycerza.

O tym Morvan nie pomyślał! Jego nadal jeszcze pobudzone ciało odrzuciło konsekwencje stwierdzenia Ascania, ale rycerski honor podjął natychmiast decyzję, jakby poza nim. W jednej chwili.

– Już nigdy więcej jej nie dotknę.

Usatysfakcjonowany Ascanio ruszył do wyjścia.

– Stawiam jeden warunek – zatrzymał go Morvan. – Jeśli przegramy, a ja pozostanę przy życiu, chcę spędzić z nią noc, zanim pójdzie do Gurwanta. Żeby zachowała wspomnienia tej nocy, kiedy podda się jego brutalności.

Ascanio uśmiechnął się ze zrozumieniem.

– Anna nie jest darem, który mogę ci ofiarować, bądź go odmówić. A poza tym, biorąc pod uwagę jej silną wolę, twoją krzepę i moje modlitwy, jakim cudem moglibyśmy przegrać?

Загрузка...